Skocz do zawartości

Volkl deacon 74 czy racetiger sc


9arczi8

Rekomendowane odpowiedzi

12 minut temu, Victor napisał:

Jak to w życiu-„kij ma dwa końce” 😉 kat C tez zrobiłem bo się nudziłem i stwierdziłem,może kiedyś się przyda choć od zdania kat. nigdy już nie wsiadłem za ster. 🤷‍♂️

 

Żuk jest na B 😉, ale nie miałem za bardzo wyboru. Ale jeździł do przodu i do tyłu i nawet miał serwo, ale tylko 3 biegi + wsteczny. Naumiałem się jakoś.

pozdrawiam

  • Haha 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, Marcos73 napisał:

Andrzeju, widziałem, ale to jest samouctwo, a to diametralna różnica.

To jest to, o czym piszemy cały czas warunkując pewne rozwiązania. Gotowa odpowiedź. 

Znalezienie w PL i nie tylko bardzo dobrze jeżdżącego samouka jest bardzo trudne. Zazwyczaj to osoby albo o przeszłości zawodniczej, a jeśli już bardzo długo jeżdżące, praktycznie od dziecka mocno związane z górami i narciarstwem. W PL szkolenie to zazwyczaj 2-3 h w sezonie z instruktorem. Można dość szybko wsiąść na SL, pod warunkiem, że znajdzie się ktoś, co da instrukcję obsługi, jak powinno się jeździć. Też dzieci uczyłem na SL zawodniczych (oczywiście wszystkie były przydługie - koszty, na zasadzie w tym sezonie za długie, na przyszły jak znalazł). Oczywiście pierwszy, czy też 2 sezony miały zwykłe narty dziecięce dobierane do wzrostu i wcale nie krótkie. Potem szkolenia klubowe zrobiły robotę. Ja je tylko spionizowałem i nauczyły się skręcać jako tako przez naśladownictwo i MASĘ wyjazdów ze mną.

Porównanie przez @Victor do motoryzacji, w moim przypadku i mojego punktu widzenia jest zgoła inne. Kurs prawa jazdy robiłem na ... Żuku z paką i plandeką. Egzamin maluchem to był jakiś banał. Wszędzie wjechał i wszędzie się mieścił. Nawet we wstecznym lusterku coś było widać, bo w Żuku na lusterka tylko. Do dzisiaj mi zostało, bo Żona mi ciągle zwraca uwagę że nie jeżdżę już autobusem i nie muszę tak wszystkiego objeżdżać, bo nie "zachodzi" przy skręcie.

pozdrawiam

Wiesz pewna grupa osób ma już ogromne problemy z maluchem, a gdyby na żuka wsiadły to by się popłakały i poszły do domu... pieszo, wydaje się, ze to jest gros osób, a ty chwalebnym wyjątkiem, na zasadzie co cie nie zabije to cie wzmocni... i cieszymy sie, ze nie zabiło, ale reguły bym z tego nie czynił. PS ja kiedyś marzyłem żeby się jakimś tylnonapędowym autem przejechać... nie wspominając o hondzie s2k ale to jazda próbna to okazało się ze pierwszym był vito lski i trzy godziny w śnieżycy gdy on spał mi się trafiło... tak na dobry początek... ale nie wiem czy to idealna inicjacja dla ogółu.

Edytowane przez star
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, Victor napisał:

W tamtych czasach tez za bardzo wyboru nie było w narciarstwie … 

Był, były długie albo bardzo długie. Jeździło się na tym co się miało. Ale śniegu było w sroc. Nawet ferie nie były potrzebne, bo szkołę tak czy siak zamykali ze względu na mrozy.

pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

29 minut temu, star napisał:

a ty chwalebnym wyjątkiem, na zasadzie co cie nie zabije to cie wzmocni...

Wyboru w Żywcu nie było sporego. Instruktor (Leńczyk - do dzisiaj pamiętam nazwisko), przy okazji Żukiem załatwiał biznesy. Nie było pustych przelotów. Jeździło się komuś przewieźć meble itp. Cały czas trzeba było się starać, aby tym jechać, zwracać uwagę na wszystko, a broń boże, żeby nie porysować. Niezauważony znak - szmata i czyścimy dla pamięci. Zgasł na jedynych światłach w Żywcu? Korba w dłoń i wypad z kabiny (to taki wypasiony model był 😉, jak to się mówi dzisiaj, full opcja.), kręcimy. Ale na egzaminie, to kółko tylko wokół żywieckiego rynku zrobiłem, egzaminator wiedział, że jak Żukiem umiem jeździć, to prawie wszystkim pojadę. 

pozdrawiam

  • Like 2
  • Thanks 1
  • Haha 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hehe, też mieliśmy taką perełkę… kupiony w 2000 roku, a rocznik 75, z folią na siedzeniach jeszcze, wyciągnięty ze stodoły. Nówka cewka nieśmigana. Jeździło się tym jak Ursusem. Za każdym razem, jak przejeżdżałam załadowana po burty towarem przez miasto, to wszyscy mi ustępowali i jakoś nikt nie wyprzedzał… pytanie: dlaczego… 😄

  • Haha 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cze

Kończę o nartach, jutro będę się smażył na Djerbie w pięknych okolicznościach przyrody 😉, popijał zimne piwko i moczył dupsko w cieplutkim morzu obok gorącej Żony. A tak przynajmniej ma być. Może coś skrobnę jak będzie net, bo ostatnio jak Żona z Grecji dzwoniła przez Albanię - to mnie z butów wyrwało jak orange przysłało fakturę - byłoby na drugie wczasy 🙂 . To nie są tanie rzeczy.

pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

15 minut temu, Marcos73 napisał:

Cze

Kończę o nartach, jutro będę się smażył na Djerbie w pięknych okolicznościach przyrody 😉, popijał zimne piwko i moczył dupsko w cieplutkim morzu obok gorącej Żony. A tak przynajmniej ma być. Może coś skrobnę jak będzie net, bo ostatnio jak Żona z Grecji dzwoniła przez Albanię - to mnie z butów wyrwało jak orange przysłało fakturę - byłoby na drugie wczasy 🙂 . To nie są tanie rzeczy.

pozdrawiam

My się chłodzimy... nie przy piwku... a otwartym oknie... bo malowanie, każdemu jego Djerba czy inny Stóg siana.

  • Haha 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

5 godzin temu, Marcos73 napisał:

Znalezienie w PL i nie tylko bardzo dobrze jeżdżącego samouka jest bardzo trudne. Zazwyczaj to osoby albo o przeszłości zawodniczej, a jeśli już bardzo długo jeżdżące, praktycznie od dziecka mocno związane z górami i narciarstwem. W PL szkolenie to zazwyczaj 2-3 h w sezonie z instruktorem. Można dość szybko wsiąść na SL, pod warunkiem, że znajdzie się ktoś, co da instrukcję obsługi, jak powinno się jeździć.

Masz rację z tym samouctwem. Widziałem kilku świetnie jeżdżacych, ale to były właśnie przypadki dzieci gór. Szkolenie 2-3 h w sezonie to wartośc bliska zeru. 🙂 Dlatego uważam, o czym już pisałem, że najlepszy jest tydzień w Alpach z dobrym instruktorem. Pewnie wyjdzie drogo, ale narty zjazdowe nie są tanie.

Jak wiesz, jeżdżę na nartach od ho ho. Pierwszy zjazd z Kasprowego odbyłem z ojcem w 1964 r. Przez wiele lat jeździłem na nartach 210 cm (przy wzroście 186 cm). Gustowałem w śmigu. Ok 1990 r. przeszedłem na 200 cm. Gdzieś ok. 2004 kupiłem pierwsze carvingi 182 cm o promieniu skretu 21 cm. I to był błąd, bo powieniem pójść od razu w slalomki. Próbowałem na tych powiedzmy gigantach opanować skręt cięty, ale to nie było to. Nie te narty. Dopiero po przejściu na slalomki zaczęło mi coś wychodzić. Oczywiście nie zapomniałem starych technik ześlizgowych, które niekiedy z powodzeniem stosuję.

Do Jana. Mój syn waży ok. 80 kg przy wzroście 191 cm. 🙂 Należy do tych rzadkich przypadków co to chcą przytyć i nie mogą. 🙂

A wracając do adremu. Przypominam dość żartobliwy filmik Morgana (z moimi polskimi napisami) o tym dlaczego warto "wejść" w slalomki, nawet u początkujących. Ten jego znajomy jeździ na poziomie autora wątku. No może ciut lepiej, ale tylko ciut. Tytuł brzmi "Czy macie odpowiednie narty by poprawić jazdę i mieć z tego frajdę + mały apel"

 

  • Like 3
  • Haha 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

7 godzin temu, Marcos73 napisał:

...

Porównanie przez @Victor do motoryzacji, w moim przypadku i mojego punktu widzenia jest zgoła inne. Kurs prawa jazdy robiłem na ... Żuku z paką i plandeką. Egzamin maluchem to był jakiś banał. Wszędzie wjechał i wszędzie się mieścił. Nawet we wstecznym lusterku coś było widać, bo w Żuku na lusterka tylko. Do dzisiaj mi zostało, bo Żona mi ciągle zwraca uwagę że nie jeżdżę już autobusem i nie muszę tak wszystkiego objeżdżać, bo nie "zachodzi" przy skręcie.

pozdrawiam

Tu mamy podobnie, pierwsze auto na którym nauczyłem się jeździć to Ford Transit (tylko nie ten kanciasty a taki okrągły, którego mój wujek pozyskał jeszcze w czasach PRL z ambasady USA, chyba III generacji). Jeździłem też ŻUK-iem i NYSĄ. Później wszystkie auta były takie poręczne, małe i łatwe w manewrowaniu 😉.  

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

8 godzin temu, moruniek napisał:

Jeździłem też ŻUK-iem i NYSĄ.

To były fury na miare PRLu w którym nic nie było a wszystko i tak można było naprawić....kiedyś w Żuku woda mi w bloku silnika troche zamarzła i jak wyjechałem rano z domu to po paru km wybiło zaślepkę (były takie zaślepki aluminiowe wbite w otworach w bloku właśnie w tym celu..wielkości dużej monety)...poszedłem w krzaki wystrugałem kołek wbiłem młotkiem i jeździłem tak ze dwa miesiące ...zaślepek też w sklepach nie było.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...