Skocz do zawartości

narty - nasze śmieszne historie


MajkaW

Rekomendowane odpowiedzi

.... za duże buty.
W połowie lat 90’ych pojechaliśmy ze znajomymi do Łeby na wydmy.
Był tam młody człowiek na nartach zjeżdżający z tych piasków.
Chętnie się podzielił sprzętem ....nie mogłam się opanować, żeby nie spróbować.
Buty ze 3 numery za duże jakieś długie narty i udało mi się zjechać parę razy. O dziwo bez upadków i nawet sprawnie.
Ten patent wypróbowałam na wydmach Białych Piasków (White Sands National Park) w Nowym Meksyku na Nowy Rok parę lat temu.
Zabrałam swoje narty i z córką wdrapałyśmy się jak najwyżej się dało.
Było tak tępo, że nie dało rady ujechać i bardzo powoli.
Skręty były niemożliwe i żeby zjechać to tylko na krechę.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 79
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

Top użytkownicy w tym temacie

Ale tak się nie jeździ na orczyku - tylko talerzyk możesz włożyć miedzy nogi....

Ależ można - tj. włożyć w pionie, a potem przekręcić tak, zeby drążek podpierał górną część ud.

A czasem nawet tak trzeba, dla własnego dobra.

W zeszłym roku w Szczyrku na Dolinach, kiedy po raz pierwszy nie znalazłam partnera do wjazdu orczykiem i w związku z tym jadąc na tym orczyku jednoosobowo tak jak niby trzeba, tj. NIE wkładając go między nogi i nie przekręcając, tylko na swojej połowie kotwiczki, już w połowie wjazdu klęłam malowniczo na własny użytek, żeby zgłuszyć palenie w mięśniach. Kiedy kotwiczka jest duża, to nie ma problemu, ale ta na Dolinach ma bardzo krótkie ramiona i jeżdżąc solo zgodnie z oficjalnymi zaleceniami, jest potwornie niewygodnie. Stwierdziłam, że (podobnie jak większość wjeżdżających jednoosobowo narciarzy), nie będę patrzyć na oficjalne zalecenia, tylko jeździć tak, żeby było dobrze. ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ale tak się nie jeździ na orczyku - tylko talerzyk możesz włożyć miedzy nogi....

Wbrew pozorom tak jest najbezpieczniej i zdecydowanie najbardziej ekonomicznie - jak umiesz jeździć oczywiście. Jeżeli jeździsz słabiej to wkładasz orczyk pionowo a jeżeli wiesz o co chodzi to obracasz i jedziesz wygodniej jak na krześle.

Pozdrowienia

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Życie, jak się wyglebisz z orczykiem między nogami to i genitalia odczują i raczej samodzielnie się nie wypniesz...

 

dlatego się nie wyglebiam. :)

Zresztą jak włożysz pionowo, to łatwo się uwolnić w razie upadku.

Z kolei jadąc normalnie (z boku) w 1 osobę na stromym jest cholernie niewygodnie, bo pod ciężarem orczyk chce w bok wyskoczyć.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Życie, jak się wyglebisz z orczykiem między nogami to i genitalia odczują i raczej samodzielnie się nie wypniesz...

Wyglebić się z tak włożonym orczykiem jest bardzo trudno bo idealnie Cię stabilizuje. Zaufaj...

Wyglebienie się na orczyku w ogóle jest rzeczą dość trudną jeżeli ktoś pokaże jak poprawnie jeździć. Swego czasu, jak nie było jeszcze jakichś durnych przepisów nawet ćwiczyłem z ludźmi, wyglebianie się na orczykach i łapanie ich w locie. Nawet syna tego uczyłem w wieku jakichś pięciu/sześciu lat na niskim talerzyku.

Swoją drogą też jest to niezła zabawa, podobnie jak rozkręcanie wiązań koledze jak jest nierówny, pomuldzony ślad. Nie ma takich wiązań, które w muldzie by trzymały.

 

Pozdrowienia

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

.... Jeżeli jeździsz słabiej to wkładasz orczyk pionowo a jeżeli wiesz o co chodzi to obracasz i jedziesz wygodniej jak na krześle.

Pozdrowienia

mimo wszystko nie rozumiem, jak ty ten orczyk trzymasz miedzy nogami -  pionie(??) czy w poziomie...

no i nie rozumiem tej przewagi ekonomicznej...Jak umiesz jeździć to samodzielna jazda na połowie orczyka nie stanowi, żadnego problemu wysiłkowego...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

mimo wszystko nie rozumiem, jak ty ten orczyk trzymasz miedzy nogami -  pionie(??) czy w poziomie...

no i nie rozumiem tej przewagi ekonomicznej...Jak umiesz jeździć to samodzielna jazda na połowie orczyka nie stanowi, żadnego problemu wysiłkowego...

no coś Ty, na pojedynczej stronie jeżdżą tylko lebiegi. Eksperci wsadzają orczyk między nogi i jadą jak na talerzyku. Czyli trzyma się orczyk w poziomie

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

mimo wszystko nie rozumiem, jak ty ten orczyk trzymasz miedzy nogami -  pionie(??) czy w poziomie...

no i nie rozumiem tej przewagi ekonomicznej...Jak umiesz jeździć to samodzielna jazda na połowie orczyka nie stanowi, żadnego problemu wysiłkowego...

Cześć

Możesz trzymać jak chcesz. W pionie, w poziomie (wygodniej się jedzie).

A jadąc na jednym ramieniu kotwicy obciążonym zawsze odginasz to ramię i się z niego zsuwasz. Musisz więc się przytrzymywać... prawda? Albo korygować lekko skośnym ustawieniem nart.

Pozdrowienia

Pozdrowienia

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cześć

Możesz trzymać jak chcesz. W pionie, w poziomie (wygodniej się jedzie).

A jadąc na jednym ramieniu kotwicy obciążonym zawsze odginasz to ramię i się z niego zsuwasz. Musisz więc się przytrzymywać... prawda? Albo korygować lekko skośnym ustawieniem nart.

Pozdrowienia

Pozdrowienia

Nie, zawsze gdy jeżdżę pojedynczo na orczyku, ręce mam wolne.

Nie trzeba korygować - można umiejętnie (ważne słowo) wykorzystać nachylenie stoku.

Rzeczywiście aby jeździć z orczykiem między nogami trzeba umieć jeździć i wydaje mi się, że ci więcej umiejący powinni stanowić wzór do naśladowania dla słabszych - czasem resztki włosów mi się jeżą jak widzę jaki narciarz "wsadza" sobie  orczyk miedzy nogi...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie, zawsze gdy jeżdżę pojedynczo na orczyku, ręce mam wolne.

Nie trzeba korygować - można umiejętnie (ważne słowo) wykorzystać nachylenie stoku.

Rzeczywiście aby jeździć z orczykiem między nogami trzeba umieć jeździć i wydaje mi się, że ci więcej umiejący powinni stanowić wzór do naśladowania dla słabszych - czasem resztki włosów mi się jeżą jak widzę jaki narciarz "wsadza" sobie  orczyk miedzy nogi...

Zalewasz brachu i tyle.

Pozdro

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kobiety i lebiegi wkladaja orczyk miedzy nogi pionowo.

Goscie biora po tylek jedna strone orczyka(tak jest podawany przez obsluge) nastepnie przekladaja noge z narta ponad lina/drzewcem na druga strone.

Zaleta tego jest to, ze maja zawsze orczyk z tylu.

akrobata :lol:

 

to kolejna historyjka. Na tzw ścianie był orczyk, który miał różne długości linek, do tego często zdarzało się, że lina w bębnie się blokowała i nie rozwijała się się do końca. Do tego czasami tak szarpało przy ruszaniu, że goście robili salta. Jeden z dni treningowych napadało sporo śniegu, mgła. Wczepiamy się pojedynczo, parami. Przed nami Ulka, ja z kumpelą na kolejnym. Jedziemy gadamy, widzimy ślad nart Ulki, po chwili śladu nie ma, 20m dalej znowu jest ślad. Dojeżdżamy do góry. Ulka mówi, że miała tak krótką linkę, że podnosiło ją do góry i leciała w powietrzu po paręnaście metrów pilnując, żeby ją nie przekręciło, bo lądowanie byłoby kiepskie :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzięki i wzajemnie.
A co Kasprowy...
W latach 80-84 całe zimy spędzałem w Domu Wycieczkowym w Kuźnicach. Dom ten w swoim czasie obrósł legendą wśród narciarskiej braci a szczególnie jego duży/długi pokój jako żywo przypominający murowaniecką trumnę. Jako, że pierwowzór spłonął jeszcze przed moim urodzeniem budowaliśmy z lubością nową legendę. Tata kolegi miał w PTTK-u jakieś wejścia i zawsze mieliśmy tam rezerwację na Święta, Sylwestra, Ferie itd. Zwłaszcza Sylwestry były solidne. Nie wiem dlaczego ale zazwyczaj byliśmy tam we trzech czy czterech jedynymi rezydentami. Zapraszaliśmy więc kogo się dało na noclegi jako, ze w pokoju było 12 łóżek. Już po dwóch, góra trzech dniach mieszkało tam co najmniej 17-18 osób a wszystkie łóżka były zsunięte w jeden piękny barłóg. Ciekawostką było, że dom zamykany był na noc i nijak nie dało się go otworzyć od wewnątrz. Zupełnie nie pamiętam już powodu tej głupoty ale faktem jest, że udanie się o normalnej porze aby ustawić się w kolejce i być pewnym dostania miejscówek (mniej więcej 2, max 3 w nocy) było niemożliwe. Pamiętam więc, że wychodziliśmy z tego pokoju w środku nocy po linie. Kłopotem był nawis z gontów, na który trzeba było bardzo uważać coby go nie połamać. Dopiero w kolejnym sezonie okazało się, że można się wyspać jak biały człowiek i podejść sobie z buta te max 40 minut na Goryczkową.
Pozdrowienia

Lata 80-84 całe zimy w Zakopcu , święta i Sylwestry , powiadasz ?
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cześć
Myślę, ze Kacprowe są często mylone z Fabosami a "pękalność" tych ostatnich była legendarna. Zresztą sam pamiętam, że miały napisane w instrukcji: "Buty narciarskie, nie używać w temperaturze poniżej -20 stopni Celsjusza."
Kasprowe też pękały ale raczej z wypracowania bo gięły się we wszystkie strony jakby były z gumy. Ja wprawdzie miałem dwie pary i obie w całości trafiły na śmietnik... historii.
Pozdrowienia

Miałem kiedyś Kasprowe, dostałem od mamy jak wyrosłem ze swoich butów, a jechałem na zimowisko do Iwonicza. Wykończyłem je, pękły,na tym wyjeździe wybiłem też obydwa kciuki.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jest rok 1975, szczyt Skrzycznego, czterech kolegów z klasy, jeden nigdy nie miał nart na nogach.

Za schroniskiem łagodnie nachylona polanka, na tej łączce on Debiutant ma się uczyć, my jeździmy.

Co jakiś czas podglądam co robi Debiutant, On zjeżdża, nie przewraca się, "hamuje" na ? ...  młodziutkich miękkich świerczkach !.

Po kilku godzinach czas kończyć, proponujemy zjazd krzesełkiem. Debiutant nie zgadza się - On do Szczyrku na nartach !.
Hmm ?, jeden z nas decyduje się prowadzić i wybierać trasę, ja z tyłu mam obserwować i pomagać.
Jestem pewien że Debiutant dojechawszy do Jaworzyny zdecyduje się na krzesło.
Ruszamy ... ja z obawą ... Debiutant z nieświadomością ... prędkość rośnie ... Debiutant chyba zaskoczony ... prędkość dalej rośnie ... ani jednego "młodziutkiego miękkiego świerczka" ? !  ... chętnie by teraz taki obłapił i przytulił ... nie wie że bezskutecznie ...
....  P A U Z A !  .... opis ubioru, sprzętu i wyglądu debiutanta:
Mamy 2m nieostrzone polskie narty, za duże buty (Kasprowy?), wiązania  (???), paski uniemożliwiające odjechanie wypiętej narty.

"Obraz Debiutanta":  Włosy - grube jak siano, słomiany blond, długość za linię ramion  / brak gogli i czapki  / kurtka - "szwedka?" (luźna i szeleszcząca) / spodnie - szerokie "szwedy" z tweedu (łopoczące)  ....  ....  zwolnienie  P A U Z Y ...
...  przyspiesza ...  chwieje nim ale się nie przewraca ... nieświadomie zwiększa rozstaw nart ... włosy, długie i sztywne, powiewają jak proporzec na wietrze ... kurtka nadyma się jak balon ... rękawy trzepoczą szaleńczo szeleszcząc ... nogawki spodni jak skrzydła husarii "pod Wiedniem" ... łopoczą jak chorągwie "pod Grunwaldem" ... chyba dotarło że nie jest dobrze ... próbuje zapanować nad nartami ...  dostrzega że niektórzy stosują półpług ... próbuje oporować ...  trochę kontroluje kierunek ... trochę kontroluje prędkość ... trochę ! ... Jaworzyna ... prowadzący zatrzymuje się przekonany że Debiutant odpuści ... nie wie że On albo nie chce albo nie potrafi ... przemykamy obok ... Debiutant przodem, ja za nim ... po chwili mijamy orczyk w "Dolinkach" ... robi się bardziej stromo ... o ! ... Debiutant robi postępy ... oporuje to lewą to prawa nartą ... spod oporującej narty, to z lewej to z prawej sypią się fontanny śniegu ... aby strącić śnieg z twarzy, energicznie potrząsa głową, jak koń łbem ... włosy Debiutanta to końska grzywa w pełnym w galopie ...    ...  ....  ....  ....  ... ...  ...  ....  ....  ....  ....  ....  .... 

...  ufff ! ...  w "cudowny" sposób docieramy do dolnej stacji

On - w jednym kawałku i bez upadku !

Ja ? - z ogromną ulgą i zmęczony wrażeniami.

 

Mój literacki "nietalent" utrudnia opis wrażeń jakich mi wtedy dostarczył.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To też o Szczyrku. Drugi, może trzeci raz na nartach więc umiejętności znikome. Wjeżdżam orczykiem na górę z snowboardzistą (orzeł to to nie był), w pewnym momencie zaczyna nim rzucać i spada z orczyka oczywiście łapiąc się mnie i ściągając z orczyka. Obok trasa czerwona... teraz to śmieszne ale wtedy strach w oczach ale jadę. Dojechałem na dół w jednym kawałku. Nogi trzęsą się ze zmęczenia (braki w technice), góra od spinki. Dla uspokojenia piwko i przerwa na uspokojenie oddechu. Później powrót na wyciąg. Wsiadam z pewną dozą niepewności. bo... z snowboardzistą :-) Jedziemy. 20-30 metrów przed końcem powtórka: gość się kładzie i ściąga mnie... tym razem walczę do końca (na rękach) ale koniec jest bardzo pod górę i w końcu spadam... Przekleństwo (w myślach) i dylemat: jechać w dół czerwoną, czy podchodzić. Te 20-30 metrów podchodziłem z 30 minut (śnieg po pas). Później już od snowboardzistów trzymałem się z daleka :-) 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z dzieciństwa wspomnienie. Raczej mgliste. Gubałówka. Ale jakoś chyba nie w stronę Tatr. Jadę, jadę, coraz szybciej. O na dole kolejka do wyciągu zakręca. No i na niej wyhamowałem. Ew. przepuścili mnie na siatkę. Tego już nie pamiętam. Jak widać zjechać da się, zahamować nie zawsze. Potem jeździłem na takiej górce przy PKP, pamiętam lodowo było. Ale jakoś już szło. Może starszy byłem, sam już nie wiem. Tak więc oprócz siatki kolejka do wyciągu spełnia ważną społecznie rolę, wyłapuje tych rozpędzonych co nie umieją hamować.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


×
×
  • Dodaj nową pozycję...