Wujot Napisano 16 Marca 2020 Udostępnij Napisano 16 Marca 2020 Ciągle staramy się dopracować "najlepszą" formułę wyjazdową. Kiedyś chodziliśmy trawersy (np Ortlera, Silvretty). W zeszłym roku zrobiliśmy parodniowy wyjazd w oparciu o jedno schronisko (Branca) co było bardzo wygodne. Tym razem wyjazd miał być długi i oparty o dwie doskonałe miejscówki. Pierwszą było bardzo znane schronisko Franz Senn Hutte. Można z niego zrobić pewnie z 6 doskonałych celów. Dzień 1 Ten pierwszy to był dojazd i dojście. Odległość jest bardzo zbliżona do lodowcowego ośrodka Stubai. W Neufstift skręca się do Barenband a dalej wąską drogą do parkingu gdzie trzeba założyć foki (i plecak) Dojście jest całkiem konkretne - 740 m vertical i ponad 7 km. Trzeba liczyć 3 godziny. O schronisku napiszę innym razem. Dzień 2 Naszym celem będzie Hinterer bądź Vorderer Wilder Turm (ewentualnie Wildes Hinterbergl). To grupa leżących obok siebie szczytów zlokalizowanych na południowy-zachód od schroniska. Zrobimy to w formie pętli tak aby podchodzić łagodniej a zjeżdżać stromszym lodowcem Lisense. Od rana lampa i widoki na doskonałą jazdę. Idzie się łagodną dość doliną z kolejnymi stromymi progami. W pewnym miejscu skręca w prawo dochodząc do skalistego brzegu kotła. Najciekawsze jest wyjście na lodowcowe platou. Przyjemna ścianka do przejścia i otwierający się widok. Z lewej strony kusi Hinterer Wilder Turm. Z jego zbocza lodowcowe wypłaszczenie wygląda przepięknie... Pora na przepinkę i jazdę. Z początku jest łagodnie ale później robi się w sam raz. Tak jest do samego dołu do miejsca zamknięcia pętli gdzie wjeżdżamy w dolinę. W statystykach wyszło 15 km (całość) i 1150 m vertical. Na mapie są obydwa dni. cdn. Pozdro Wiesiek Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Wujot Napisano 17 Marca 2020 Autor Udostępnij Napisano 17 Marca 2020 Dzień 3 Prognoza pogody nie była zbyt optymistyczna. Miało prószyć i być mgliście. Wybieramy więc w miarę bliski cel - przełęcz pod Kraulscharta. Idzie się tam boczną doliną wychodzącą na schronisko od strony południowo-wschodniej. Widok na schronisko z tego kierunku. Nasze cele majaczą gdzieś ledwo się rysując. Mijamy po drodze śniegowskaz i wygląda, że pokrywa śniegu jest tutaj ujemna. Przed nami idzie tandem więc jest łatwo z nawigacją i śladem. Później robi się stromiej. Nasi "przewodnicy" robią gdzieś przepinki na ścianie więc samodzielnie (pod wodzą Kamila) docieramy na przełęcz. Wiele nie widać ale ostrożnie wychylając się widać pod nami drogę na Ostliche Seespitze (który jest moim osobistym typem do zrobienia). Zjazd jest w pięknym miękkim ale brak widoczności nie pozwala cieszyć się tak bardzo jakby to było możliwe. Szczególnie, że robimy go krótszym wariantem, w skomplikowanym dość terenie, gdzie można spaść z klifów. Nie mniej jednak uznajemy, że było bardzo fajnie. W statystykach wyszło 10 km (6 km podejście, 4 km zjazd), vertical 1030 m. W ruchu byliśmy 3 godz. Sporo czasu zajęło nam nawigowanie w nieznanym terenie (przy powrocie) gdzie trzeba było zrobić parę wycofów. Nie mniej i tak lądujemy wcześnie w schronisku gdzie siedzimy sobie przy piwie i gaworzymy. Na mapie wyglądało to tak (opisany dzień to ten z lewej) Dzień 4 Prognoza raczej nie dawała wielkich nadziei. Miało (i było) gorzej jak wczoraj. Na pewno jednak nie odpuścimy sobie wyjścia... Postanawiamy uderzyć w stronę Kreuzspitz (i sąsiedniego Ostliche Knopenspitz). Wejścia (zresztą wspinaczkowe) nie były realne ale gdzieś pod ścianę zawsze można spróbować podejść. Początek trasy był identyczny jak dzień wcześniej. Pogoda zaś taka. Po drodze dokładnie oglądamy mijaną z lewej grań szukając przełączki co tam miała być. Typujemy miejsce gdzie chyba widać ślady łażenia, robię fotę. Zapamiętujemy to miejsce Stopniowo docieramy do kotła zamkniętego paroma szczytami. Tutaj zaczyna się niewielki lodowczyk - Knotenspitzferner. Ponieważ solidnie w tym miejscu wieje, a korzyści z dalszego pchania się nie widać, postanawiamy wracać. Zjazd podobnie jak wczoraj jest ostrożny. A ponieważ trochę szybko bylibyśmy w schronisku to postanawiamy sprawdzić przejście tym kominkiem co go sfotografowałem. Ta decyzja miała, nawiasem mówiąc, całkiem dalekosiężne skutki. Wejście (bez nart) okazało się wredne, niby nie za bardzo stromo, ale luźny piarg pokryty śniegiem nie pozwalał poczuć się pewnie. Szczególnie, że z Kamilem uznaliśmy, że wejdziemy to z buta. Reszta widząc nasze kłopoty założyła przytomnie raki. Kominek ma w centralnej części założoną poręczówkę ale brakuje czegoś na wyjściu. Oglądamy na górze sytuację po drugiej stronie (na tyle ile widać) i schodzimy. A ponieważ czasu jest nadal dużo to robimy stanowisko. Wszystko ta zajęło nam akurat tyle czasu ile trzeba. Spokojnie jedziemy na piwo. Wyszło 700 m vertical, około 8 km. Jak na taki dzień to nieźle... cdn Pozdro Wiesiek Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Wujot Napisano 18 Marca 2020 Autor Udostępnij Napisano 18 Marca 2020 Dzień 5 Opuszczamy gościnne pielesze Franz Senn Hutte! Przez to dwudniowe załamanie pogody nie zrobiliśmy planowanych głównych celów. Miały to być dwa z trzech: Ostliche Seespitze (3416 m npm), Schrandele (3390 m npm), Ruderhofspitze (3474 m npm). Wieczorem poprzedniego dnia rozmawiamy ze specjalistą ze schroniska w kwestii przejścia do Amberger Hutte. Drogi (dwie) niby są opisane... ale trudno znaleźć dokładniejsze charakterystyki. Po rozmowie wiemy niewiele więcej, ale dowiadujemy, którą by rekomendował. Oczywiście z licznymi zastrzeżeniami, że sami musimy ocenić ryzyko. Będziemy szli przez przełączkę pod Nordliche Wildgratspitze. Prognozowana pogoda jest mocno dwuznaczna, ma się przejaśniać aż do lampy ale jednocześnie idzie gwałtowne ocieplenie. Izoterma "0" ma być gdzieś na 3400 m (!!!). To może oznaczać spore kłopoty. Przed ociepleniem powinniśmy zdążyć przejść przez grań, dalej jest bezpiecznie. Analiza newralgicznego miejsca, przy dostępnych nam danych, daje 0,7 (według metody Muttera) ale to mogą być życzenia... Pierwsza część Jest przepięknie... Tu już jesteśmy na lodowcu z tyłu pięknie widać morenę boczną. A tutaj "dokumentacyjne" zdjęcie kawałka drogi na Ostliche Seespitze, widać, że jest najprawdopodobniej bezprecedensowo efektowna... może innym razem... Tutaj rozchodzą się drogi na Rudorferspitze (z lewej) i na "nasze" przejście. Część druga Czyli przejście. Identyfikujemy stromy żleb. do którego się kierujemy. Pierwsza dwie niemiłe niespodzianki. Pod ścianą jest 41 stopni i w dodatku żleb miał być "chodzony". To wywala w kosmos nasze redukcje. W dodatku są tutaj metry miękkiego śniegu. Mamy teoretycznie dwie możliwości pokonania przeszkody. Przez żleb lub letnim szlakiem po skałach. W żlebie jest jakaś podejrzana poręczówka (na krótkim odcinku). Szlak letni zaś jest niewidoczny (bo zasypany), a jak już napisałem nie wiemy jak jest ubezpieczony. Nie mniej droga przez kuluar jest raczej nie do zrobienia bo jest tam bardzo stromo i multum luźnego śniegu. Kierujemy się więc do stalowej poręczówki widocznej na zdjęciu powyżej (po prawej). Miejsca jest tam co najwyżej na dwóch narciarzy. Ale przypina się tam trójka. Mnie i Adasiowi koledzy rzucają linę i bezpiecznie czekamy na rozwój sytuacji. Po nieskończenie długim czasie jestem przy poręczówce. Paweł poszedł już na rekonesans sprawdzając czy ubezpieczenie jest ciągłe. Czeka go ciężka praca - na stromej skale trzeba dostać się do stalówki odkopując ją na kilkudziesięciu metrach. Zbieram się najszybciej jak potrafię, sprawdzam tylko dla ciekawości jakie są możliwości poruszania pod górę w żlebie. Dosłownie po dwóch krokach jestem unieruchomiony jak mucha w sieci pajęczej, wisząc na kroczu w bezdennym puchu. Gonię po poręczówce do przodu bo druga lina w moim plecaku może być potrzebna do ubezpieczenia. Na szczęście stalówka jest ciągła. Na górze razem z Pawłem szukamy zejścia. Miałem nadzieję, że może jest tam zjazd jakimś wyśnieżonym żlebem. Ale nic z tego, będzie zejście po stalówce. Na parometrowym odcinku brakuje jednak liny. Niby to dość prosty fragment (za to lufiasty) ale po takiej męczącej drodze (i z takim ciężarem na garbie) można zrobić błąd... Zakładamy tam poręczówkę. Paweł zostaje na górze a ja idę rozeznać resztę drogi. Po tej stronie zejście jest po czystej skale. Mając aluminiowe raki na nogach trzeba to zrobić ostrożnie. Przekazuję informację i ląduję po drugiej czekając na luzie (z aparatem) na resztę. Część trzecia Czyli zjazd. Albo wypłata. Nie będę ukrywał - nieadekwatna była ta nagroda! Zamiast metrów puchu: na górze gipsy, niżej paskudne zastrugi a później breja (co akurat lubię). Widać też wszędzie świeże zsuwy. Za to krajobrazy sielskie. Wiemy, że ma się szybko ochładzać więc rokowania co do przyjemności jazdy nie są korzystne. Na razie jednak dojeżdżamy do Amberger Hutte (jest na focie ). Aha - przejście przez grań zajęło nam 3,5 godz! Całość to było 16 km i 1200 m vertical. cdn Pozdro Wiesiek Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options... Wujot Napisano 19 Marca 2020 Autor Udostępnij Napisano 19 Marca 2020 Dzień 6 Startujemy z Amberger Hutte (którą już zdążyliśmy polubić). Ze względów bezpieczeństwa (trójka) zaplanowaliśmy, spokojną i przyjemna (czyli niezbyt stromą i niezagrożoną) wycieczka na przełęcz pod Windacher Daunkogel. Podobnie jak i wczoraj, w górach jest pusto. Zdecydowaną większość trasy musimy torować (co w największym stopniu robi Kamil zyskując przydomek Radzieckiego Lodołamacza Atomowego). Przy miękkim podłożu jest to duża praca do wykonania. Na końcu czeka nas widok na Hocher Stubaier Hutte - malowniczo położone schronisko. Zjazdy są w mocno przetworzonych śniegach ale - my nie damy rady??? W statystykach wyszło około 14 km (wszystko) i 1050 m vertical. W sam raz jak po wczorajszej długiej turze. Zjazd z ON Stubai do Gries Przy okazji sprawdziliśmy sobie możliwość tego zjazdu freeride. Wygląda to dobrze! Zaczynamy z orczyka Daunscharte, przechodzimy przez przełęcz i w dół przez lodowczyk Sulztaferner. Dalej jest efektowna, ostro wcięta, stroma i zróżnicowana rynna z progami (fota). Na pewno zagrożona lawinowo więc do zrobienia w odpowiednich warunkach. Na zdjęciu widać ślady więc ktoś to jeździ. Byłoby to 1500 m vertical (obok Amberger Hutte i dalej do Gries). Dół oczywiście płaski. Natomiast logistyka tego przedsięwzięcia nie jest łatwa bo lądujemy w Langenfeld. Chyba najłatwiej jest to zrobić z Insbrucka i w oparciu o busy. Dzień 7 Sytuacja lawinowa zdecydowanie się poprawiła. Możemy pozwolić sobie na bardziej stromy teren. Celem będzie Kuhscheibe. Na niebie mamy istne szaleństwo. Można złapać takie, na poły abstrakcyjne, obrazki. Później po drodze widzimy taki zamek. Na górze jest... ... aby nie było nudno to na szczycie Dominka zalicza inicjację. Czyli, to co prawie każdemu się zdarza, pierwsza zgubiona narta w terenie. Jadąca samodzielnie deska to jedna z paskudniejszych chwil w życiu skiturowca! Mnie się to zdarzyło na Grossvenedigerze tyle tylko, że pojechała gdzieś hen po horyzont znikając mi z oczu. I wtedy pożyczyłem od Pawła jego deski (mamy ten sam rozmiar buta) zjechałem odszukałem zgubę (wbitą przed stromym przełamaniem lodowca). I dzisiaj historia się przedziwnie zapętliła bo Paweł jakimś cudem złapał uciekinierkę. Rycerze są jeszcze na świecie! Zaletą takich sytuacji jest to, że nartę gubi się tylko raz. Wierzcie mi, że tak jest. A dalej w telegraficznym skrócie jazda w szreni, spotkani Austriacy i... uśmiechnięta Dominka - no w końcu nie codziennie spotyka się rycerza! Wyszło 11 km (zjazd i podjazd) i 1100 m vertical. W ruch byliśmy 2,5 godz a drugie tyle to przeżycia pięknościowo-towarzyskie. cdn Pozdro Wiesiek Edytowane 4 minuty temu Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options... MarioJ Napisano 20 Marca 2020 Udostępnij Napisano 20 Marca 2020 Dzień 6 Startujemy z Amberger Hutte (którą już zdążyliśmy polubić). Ze względów bezpieczeństwa (trójka) zaplanowaliśmy, spokojną i przyjemna (czyli niezbyt stromą i niezagrożoną) wycieczka na przełęcz pod Windacher Daunkogel. Podobnie jak i wczoraj, w górach jest pusto. Zdecydowaną większość trasy musimy torować (co w największym stopniu robi Kamil zyskując przydomek Radzieckiego Lodołamacza Atomowego). Przy miękkim podłożu jest to duża praca do wykonania. Na końcu czeka nas widok na Hocher Stubaier Hutte - malowniczo położone schronisko. Każdy w zespole ma swoją rolę: jeden jest śniegołamaczem z drugi sobie cyka fotki Świetna relacja, bardzo ładnie, brawo Ukryliście się w tym Stubaiu nieźle. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options... Wujot Napisano 20 Marca 2020 Autor Udostępnij Napisano 20 Marca 2020 Dzień 8 Odwołam się do zdjęcia z "wczorajszej relacji". Widać na nim pięknie dolinę, którą będziemy wracali do Franz Senn Hutte. Przejścia na drugą stronę co prawda nie widać ale zasadnicza część podejścia jest. A teraz w drugą stronę. Widać nawet próg na którym wczoraj stała nasza ekipa. Pogoda jest bardzo przyjemna ale ma się skiepścić. Więc szybko z fotami z podejścia. Jak widać przejście chodzą "tabuny" narciarzy . Tym razem idziemy mocno zdeterminowani i mamy zamiar koncertowo skopać dupsko żlebikom. Szczególnie, że pogoda akurat siada. Znudzony "trudnościami" Paweł Na górze z Adasiem dochodzimy do wniosku, że o ile w tamtą stronę nie można było się pchać żlebem to w dół warto spróbować. Co też czynimy. Reszta podążą za nami. W tzw międzyczasie skisiło się do końca. Trochę szkoda bo zjazd byłby całkiem całkiem ale, trochę spojlerując, miało to też dobre strony. I znów Franz Senn Hutte... Tym razem w śniegowej wersji i z czynnikiem ludzkim (Adaś i Dominika). W statystykach prawie 16 km, 1260 m vertical. I o ile dobrze odczytałem wykres to przejście zajęło nam (a właściwie mi, bo to mój track) 50 min. Wobec 210 min poprzednio. No! cdn Pozdro Wiesiek Pewnie mieliście nadzieję, że to wreszcie koniec? Nie to nie koniec i co śmieszniejsze, najlepsze przed nami! Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options... Wujot Napisano 21 Marca 2020 Autor Udostępnij Napisano 21 Marca 2020 Dzień 9 Według pierwotnego planu miał być po prostu zjazd (zasadniczo po drodze) do auta. Tak aby gdzieś koło 12:00 - 13:00 ruszyć do Polski. Ten zjazd trochę mnie gryzł - 700 m vertical tak po prostu??? Zewnętrzne okoliczności były psychicznie obciążające. Nagle w sobotę późnym popołudniem dowiedzieliśmy się o kwarantannie i o tym, że Austriacy zamkną całe góry. Dotychczas takie informacje nas omijały bo łączność telefoniczna praktycznie nie istniała, a za wifi płaciliśmy 5 Euro za 30 min, więc sprawdzaliśmy szybko głównie różne serwisy pogodowe i omówienia lawinowe. Wieść o kwarantannie przyszła w sobotę na tyle późno, że nie warto było już skracać wyjazdu bo do 24:00 nie było szans zdążyć do kraju. Schronisko było już opustoszałe, dosłownie ze 4 ekipy. Obsługa dezynfekowała ściany. Zaszokowało nas, że poinformowali, że pozamykają nawet winterraumy. Dostaliśmy za to w gratisie butelkę wina (na poprawę nastroju?) i co elektryzujące, możliwość zwiezienia naszych bagaży (to normalnie kosztuje 2 Euro/kg). Z drugiej strony były jeszcze inne przesłanki: - to nie przez przypadek przeszliśmy w drugim dniu tę grań. Mieliśmy jeden bardzo interesujący track sugerujący, po drugiej stronie, ciekawą możliwość zjazdu. Problemem było to, że żadnych innych opisów w przewodnikach i internetach (poza wizualizacją na FAT Map) nie było. Ale na tablicy w schronisku wyraźnie pokazano inną, podobną choć krótszą, opcję. - żlebik i jego najbliższe okolice były przebadane i wyglądały dość spoko. - zjazd miał być głównie na 35 stopniach, z dwoma 40 stopniowymi stopniami (czyli bajka). - miało być kilkanaście centów świeżego (co zresztą zauważyliście w ostatnim odcinku). - prognoza bajeczna - lampa, brak wiatru i dość ciepło. - stabilna (czyli w trendzie) dwójka w prognozie. - obliczony czas wskazywał, że powinniśmy zmieścić się z odjazdem między 14:00 a 15:00. Czyli OK. Były to mocne przesłanki za tym aby zrobić ten wariant powrotu. Po analizie sytuacji, decyzję zostawiamy na rano do sprawdzenia czy coś się nie odmieniło... Nie odmieniło się, jadymy! Załatwiamy od Austriaków wór na śmieci (wypełniamy go wszystkim co niepotrzebne). Waży chyba ze 20 kilo. Zostawiamy sobie co prawda uprząż, minimalny szpej i jedną linę (na wypadek jakiegoś zjazdu) ale po raz pierwszy jest całkiem lekko. Zacznę za żlebikiem - rzut oka (ostatni) na Franz Senn Hutte i efektowną grań co ją przeszliśmy. Teraz musimy się wspiąć, pokonując kolejne gołoborza. To już ostatnia przeszkoda. Pole na górze foty to już będzie zjazd. Jesteśmy gdzie powyżej 2700 m npm. Chcę pociągnąć trochę wyżej (pod skały) ale reszta nie widzi takiej potrzeby bo w głowie siedzi im już tylko... Zjazd! Kreślimy więc takie szlaczki. Pokonujemy ścianki, efektowne rynienki. Czyż muszę dodawać, że jest jak w piosence Maanamu. Falowanie i spadanie, falowanie i spadanie Ruch, magnetyczny ruch, i jazda przy ścianie Falowanie i spadanie, falowanie i spadanie Ruch, magnetyczny ruch, i jazda przy ścianie Jeszcze po drodze rozeznajemy opcje zjazdu z sąsiedniego kotła (dochodzi do naszego z prawej) są tam nawet jacyś narciarze. I... I refleksja przyrodniczo-artystyczna W dole widać koniec - dół wyciągu towarowego. Tu kończy się miła jazda ostatni kawałek jest w szreni. A to już na dole. I rzut oka na przebytą drogę. Zaczynaliśmy gdzieś kawał za widocznym tu progiem. Przy wyciągu robimy sobie grupowego selfiaczka. Dzięki ekipo, jazda (i podejścia) z Wami to była prawdziwa przyjemność! Myśleliśmy, że to tutaj się odbiera bagaż ale okazuje się, że zwożą to jeszcze gąsienicowym pojazdem do kontenera przy parkingu. Przy okazji starszy Austriak nas komplementuje mówiąc, że obserwował nasz zjazd i, że był bardzo dobrze zaplanowany. Miło jest to usłyszeć... rozpiera... nas... narodowa duma! Jeszcze ze 3 kilometry po drodze (i trochę po polach obok)... I tak nagle, skończyło się... Wyszło prawie 12 km (wszystko) i 1350 m vertical. To lubię. Pozdro Wiesiek Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options... Wujot Napisano 21 Marca 2020 Autor Udostępnij Napisano 21 Marca 2020 Jeszcze dorzucę wszystko razem. Wyszło 109 km po górach i 9 km vertical. Bez rewelacji ale z takimi ciężkim plecakami, dość wysoko (jednak na 3000 m npm inaczej się chodzi) plus trudniejszy warun, sporo zakładania śladów i nawigowania może być. Najważniejsze, że wszyscy cali i na końcu w świetnej formie. Trzeba będzie jeszcze powtórzyć taką dłuższą formułę. W Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options... rados Napisano 21 Marca 2020 Udostępnij Napisano 21 Marca 2020 Brawo! Wspaniała wyprawa. Świetnie się czytało i jeszcze lepiej oglądało! Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options... 1 rok później... Wujot Napisano 2 Października 2021 Autor Udostępnij Napisano 2 Października 2021 Panowie i Panie zapraszam do wspominkowej lektury. Smaczku dodaje fakt, że wracając wpadliśmy już na kwarantannę a na granicy staliśmy 7 godzin. Czyli to były ostatnie chwile przedcovidowej rzeczywistości. Łezka w oku się kręci. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options... star Napisano 3 Października 2021 Udostępnij Napisano 3 Października 2021 18 godzin temu, Wujot napisał: Panowie i Panie zapraszam do wspominkowej lektury. Smaczku dodaje fakt, że wracając wpadliśmy już na kwarantannę a na granicy staliśmy 7 godzin. Czyli to były ostatnie chwile przedcovidowej rzeczywistości. Łezka w oku się kręci. Jak przetrwały twoje fotki? Relacja świetna. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options... Wujot Napisano 3 Października 2021 Autor Udostępnij Napisano 3 Października 2021 1 godzinę temu, star napisał: Jak przetrwały twoje fotki? Relacja świetna. Zajrzyj do url. 🙂 🙂 🙂 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options... star Napisano 3 Października 2021 Udostępnij Napisano 3 Października 2021 20 minut temu, Wujot napisał: Zajrzyj do url. 🙂 🙂 🙂 Nie ma to jak outsourcing. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options... Dołącz do dyskusji Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą. Dodaj odpowiedź do tematu... × Wklejono zawartość z formatowaniem. Usuń formatowanie Dozwolonych jest tylko 75 emoji. × Odnośnik został automatycznie osadzony. Przywróć wyświetlanie jako odnośnik × Przywrócono poprzednią zawartość. Wyczyść edytor × Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL. Wstaw grafikę z URL × Komputer Tablet Smartfon Dodaj odpowiedź Udostępnij More sharing options... Obserwujący 0 Przejdź do listy tematów Cała aktywność Strona główna Ski Forum Biegówki / Skitury / Ski-alpinizm Alpy Stubajskie w paru odsłonach
Wujot Napisano 19 Marca 2020 Autor Udostępnij Napisano 19 Marca 2020 Dzień 6 Startujemy z Amberger Hutte (którą już zdążyliśmy polubić). Ze względów bezpieczeństwa (trójka) zaplanowaliśmy, spokojną i przyjemna (czyli niezbyt stromą i niezagrożoną) wycieczka na przełęcz pod Windacher Daunkogel. Podobnie jak i wczoraj, w górach jest pusto. Zdecydowaną większość trasy musimy torować (co w największym stopniu robi Kamil zyskując przydomek Radzieckiego Lodołamacza Atomowego). Przy miękkim podłożu jest to duża praca do wykonania. Na końcu czeka nas widok na Hocher Stubaier Hutte - malowniczo położone schronisko. Zjazdy są w mocno przetworzonych śniegach ale - my nie damy rady??? W statystykach wyszło około 14 km (wszystko) i 1050 m vertical. W sam raz jak po wczorajszej długiej turze. Zjazd z ON Stubai do Gries Przy okazji sprawdziliśmy sobie możliwość tego zjazdu freeride. Wygląda to dobrze! Zaczynamy z orczyka Daunscharte, przechodzimy przez przełęcz i w dół przez lodowczyk Sulztaferner. Dalej jest efektowna, ostro wcięta, stroma i zróżnicowana rynna z progami (fota). Na pewno zagrożona lawinowo więc do zrobienia w odpowiednich warunkach. Na zdjęciu widać ślady więc ktoś to jeździ. Byłoby to 1500 m vertical (obok Amberger Hutte i dalej do Gries). Dół oczywiście płaski. Natomiast logistyka tego przedsięwzięcia nie jest łatwa bo lądujemy w Langenfeld. Chyba najłatwiej jest to zrobić z Insbrucka i w oparciu o busy. Dzień 7 Sytuacja lawinowa zdecydowanie się poprawiła. Możemy pozwolić sobie na bardziej stromy teren. Celem będzie Kuhscheibe. Na niebie mamy istne szaleństwo. Można złapać takie, na poły abstrakcyjne, obrazki. Później po drodze widzimy taki zamek. Na górze jest... ... aby nie było nudno to na szczycie Dominka zalicza inicjację. Czyli, to co prawie każdemu się zdarza, pierwsza zgubiona narta w terenie. Jadąca samodzielnie deska to jedna z paskudniejszych chwil w życiu skiturowca! Mnie się to zdarzyło na Grossvenedigerze tyle tylko, że pojechała gdzieś hen po horyzont znikając mi z oczu. I wtedy pożyczyłem od Pawła jego deski (mamy ten sam rozmiar buta) zjechałem odszukałem zgubę (wbitą przed stromym przełamaniem lodowca). I dzisiaj historia się przedziwnie zapętliła bo Paweł jakimś cudem złapał uciekinierkę. Rycerze są jeszcze na świecie! Zaletą takich sytuacji jest to, że nartę gubi się tylko raz. Wierzcie mi, że tak jest. A dalej w telegraficznym skrócie jazda w szreni, spotkani Austriacy i... uśmiechnięta Dominka - no w końcu nie codziennie spotyka się rycerza! Wyszło 11 km (zjazd i podjazd) i 1100 m vertical. W ruch byliśmy 2,5 godz a drugie tyle to przeżycia pięknościowo-towarzyskie. cdn Pozdro Wiesiek Edytowane 4 minuty temu Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
MarioJ Napisano 20 Marca 2020 Udostępnij Napisano 20 Marca 2020 Dzień 6 Startujemy z Amberger Hutte (którą już zdążyliśmy polubić). Ze względów bezpieczeństwa (trójka) zaplanowaliśmy, spokojną i przyjemna (czyli niezbyt stromą i niezagrożoną) wycieczka na przełęcz pod Windacher Daunkogel. Podobnie jak i wczoraj, w górach jest pusto. Zdecydowaną większość trasy musimy torować (co w największym stopniu robi Kamil zyskując przydomek Radzieckiego Lodołamacza Atomowego). Przy miękkim podłożu jest to duża praca do wykonania. Na końcu czeka nas widok na Hocher Stubaier Hutte - malowniczo położone schronisko. Każdy w zespole ma swoją rolę: jeden jest śniegołamaczem z drugi sobie cyka fotki Świetna relacja, bardzo ładnie, brawo Ukryliście się w tym Stubaiu nieźle. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options... Wujot Napisano 20 Marca 2020 Autor Udostępnij Napisano 20 Marca 2020 Dzień 8 Odwołam się do zdjęcia z "wczorajszej relacji". Widać na nim pięknie dolinę, którą będziemy wracali do Franz Senn Hutte. Przejścia na drugą stronę co prawda nie widać ale zasadnicza część podejścia jest. A teraz w drugą stronę. Widać nawet próg na którym wczoraj stała nasza ekipa. Pogoda jest bardzo przyjemna ale ma się skiepścić. Więc szybko z fotami z podejścia. Jak widać przejście chodzą "tabuny" narciarzy . Tym razem idziemy mocno zdeterminowani i mamy zamiar koncertowo skopać dupsko żlebikom. Szczególnie, że pogoda akurat siada. Znudzony "trudnościami" Paweł Na górze z Adasiem dochodzimy do wniosku, że o ile w tamtą stronę nie można było się pchać żlebem to w dół warto spróbować. Co też czynimy. Reszta podążą za nami. W tzw międzyczasie skisiło się do końca. Trochę szkoda bo zjazd byłby całkiem całkiem ale, trochę spojlerując, miało to też dobre strony. I znów Franz Senn Hutte... Tym razem w śniegowej wersji i z czynnikiem ludzkim (Adaś i Dominika). W statystykach prawie 16 km, 1260 m vertical. I o ile dobrze odczytałem wykres to przejście zajęło nam (a właściwie mi, bo to mój track) 50 min. Wobec 210 min poprzednio. No! cdn Pozdro Wiesiek Pewnie mieliście nadzieję, że to wreszcie koniec? Nie to nie koniec i co śmieszniejsze, najlepsze przed nami! Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options... Wujot Napisano 21 Marca 2020 Autor Udostępnij Napisano 21 Marca 2020 Dzień 9 Według pierwotnego planu miał być po prostu zjazd (zasadniczo po drodze) do auta. Tak aby gdzieś koło 12:00 - 13:00 ruszyć do Polski. Ten zjazd trochę mnie gryzł - 700 m vertical tak po prostu??? Zewnętrzne okoliczności były psychicznie obciążające. Nagle w sobotę późnym popołudniem dowiedzieliśmy się o kwarantannie i o tym, że Austriacy zamkną całe góry. Dotychczas takie informacje nas omijały bo łączność telefoniczna praktycznie nie istniała, a za wifi płaciliśmy 5 Euro za 30 min, więc sprawdzaliśmy szybko głównie różne serwisy pogodowe i omówienia lawinowe. Wieść o kwarantannie przyszła w sobotę na tyle późno, że nie warto było już skracać wyjazdu bo do 24:00 nie było szans zdążyć do kraju. Schronisko było już opustoszałe, dosłownie ze 4 ekipy. Obsługa dezynfekowała ściany. Zaszokowało nas, że poinformowali, że pozamykają nawet winterraumy. Dostaliśmy za to w gratisie butelkę wina (na poprawę nastroju?) i co elektryzujące, możliwość zwiezienia naszych bagaży (to normalnie kosztuje 2 Euro/kg). Z drugiej strony były jeszcze inne przesłanki: - to nie przez przypadek przeszliśmy w drugim dniu tę grań. Mieliśmy jeden bardzo interesujący track sugerujący, po drugiej stronie, ciekawą możliwość zjazdu. Problemem było to, że żadnych innych opisów w przewodnikach i internetach (poza wizualizacją na FAT Map) nie było. Ale na tablicy w schronisku wyraźnie pokazano inną, podobną choć krótszą, opcję. - żlebik i jego najbliższe okolice były przebadane i wyglądały dość spoko. - zjazd miał być głównie na 35 stopniach, z dwoma 40 stopniowymi stopniami (czyli bajka). - miało być kilkanaście centów świeżego (co zresztą zauważyliście w ostatnim odcinku). - prognoza bajeczna - lampa, brak wiatru i dość ciepło. - stabilna (czyli w trendzie) dwójka w prognozie. - obliczony czas wskazywał, że powinniśmy zmieścić się z odjazdem między 14:00 a 15:00. Czyli OK. Były to mocne przesłanki za tym aby zrobić ten wariant powrotu. Po analizie sytuacji, decyzję zostawiamy na rano do sprawdzenia czy coś się nie odmieniło... Nie odmieniło się, jadymy! Załatwiamy od Austriaków wór na śmieci (wypełniamy go wszystkim co niepotrzebne). Waży chyba ze 20 kilo. Zostawiamy sobie co prawda uprząż, minimalny szpej i jedną linę (na wypadek jakiegoś zjazdu) ale po raz pierwszy jest całkiem lekko. Zacznę za żlebikiem - rzut oka (ostatni) na Franz Senn Hutte i efektowną grań co ją przeszliśmy. Teraz musimy się wspiąć, pokonując kolejne gołoborza. To już ostatnia przeszkoda. Pole na górze foty to już będzie zjazd. Jesteśmy gdzie powyżej 2700 m npm. Chcę pociągnąć trochę wyżej (pod skały) ale reszta nie widzi takiej potrzeby bo w głowie siedzi im już tylko... Zjazd! Kreślimy więc takie szlaczki. Pokonujemy ścianki, efektowne rynienki. Czyż muszę dodawać, że jest jak w piosence Maanamu. Falowanie i spadanie, falowanie i spadanie Ruch, magnetyczny ruch, i jazda przy ścianie Falowanie i spadanie, falowanie i spadanie Ruch, magnetyczny ruch, i jazda przy ścianie Jeszcze po drodze rozeznajemy opcje zjazdu z sąsiedniego kotła (dochodzi do naszego z prawej) są tam nawet jacyś narciarze. I... I refleksja przyrodniczo-artystyczna W dole widać koniec - dół wyciągu towarowego. Tu kończy się miła jazda ostatni kawałek jest w szreni. A to już na dole. I rzut oka na przebytą drogę. Zaczynaliśmy gdzieś kawał za widocznym tu progiem. Przy wyciągu robimy sobie grupowego selfiaczka. Dzięki ekipo, jazda (i podejścia) z Wami to była prawdziwa przyjemność! Myśleliśmy, że to tutaj się odbiera bagaż ale okazuje się, że zwożą to jeszcze gąsienicowym pojazdem do kontenera przy parkingu. Przy okazji starszy Austriak nas komplementuje mówiąc, że obserwował nasz zjazd i, że był bardzo dobrze zaplanowany. Miło jest to usłyszeć... rozpiera... nas... narodowa duma! Jeszcze ze 3 kilometry po drodze (i trochę po polach obok)... I tak nagle, skończyło się... Wyszło prawie 12 km (wszystko) i 1350 m vertical. To lubię. Pozdro Wiesiek Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options... Wujot Napisano 21 Marca 2020 Autor Udostępnij Napisano 21 Marca 2020 Jeszcze dorzucę wszystko razem. Wyszło 109 km po górach i 9 km vertical. Bez rewelacji ale z takimi ciężkim plecakami, dość wysoko (jednak na 3000 m npm inaczej się chodzi) plus trudniejszy warun, sporo zakładania śladów i nawigowania może być. Najważniejsze, że wszyscy cali i na końcu w świetnej formie. Trzeba będzie jeszcze powtórzyć taką dłuższą formułę. W Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options... rados Napisano 21 Marca 2020 Udostępnij Napisano 21 Marca 2020 Brawo! Wspaniała wyprawa. Świetnie się czytało i jeszcze lepiej oglądało! Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options... 1 rok później... Wujot Napisano 2 Października 2021 Autor Udostępnij Napisano 2 Października 2021 Panowie i Panie zapraszam do wspominkowej lektury. Smaczku dodaje fakt, że wracając wpadliśmy już na kwarantannę a na granicy staliśmy 7 godzin. Czyli to były ostatnie chwile przedcovidowej rzeczywistości. Łezka w oku się kręci. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options... star Napisano 3 Października 2021 Udostępnij Napisano 3 Października 2021 18 godzin temu, Wujot napisał: Panowie i Panie zapraszam do wspominkowej lektury. Smaczku dodaje fakt, że wracając wpadliśmy już na kwarantannę a na granicy staliśmy 7 godzin. Czyli to były ostatnie chwile przedcovidowej rzeczywistości. Łezka w oku się kręci. Jak przetrwały twoje fotki? Relacja świetna. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options... Wujot Napisano 3 Października 2021 Autor Udostępnij Napisano 3 Października 2021 1 godzinę temu, star napisał: Jak przetrwały twoje fotki? Relacja świetna. Zajrzyj do url. 🙂 🙂 🙂 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options... star Napisano 3 Października 2021 Udostępnij Napisano 3 Października 2021 20 minut temu, Wujot napisał: Zajrzyj do url. 🙂 🙂 🙂 Nie ma to jak outsourcing. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options... Dołącz do dyskusji Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą. Dodaj odpowiedź do tematu... × Wklejono zawartość z formatowaniem. Usuń formatowanie Dozwolonych jest tylko 75 emoji. × Odnośnik został automatycznie osadzony. Przywróć wyświetlanie jako odnośnik × Przywrócono poprzednią zawartość. Wyczyść edytor × Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL. Wstaw grafikę z URL × Komputer Tablet Smartfon Dodaj odpowiedź Udostępnij More sharing options... Obserwujący 0 Przejdź do listy tematów
Wujot Napisano 20 Marca 2020 Autor Udostępnij Napisano 20 Marca 2020 Dzień 8 Odwołam się do zdjęcia z "wczorajszej relacji". Widać na nim pięknie dolinę, którą będziemy wracali do Franz Senn Hutte. Przejścia na drugą stronę co prawda nie widać ale zasadnicza część podejścia jest. A teraz w drugą stronę. Widać nawet próg na którym wczoraj stała nasza ekipa. Pogoda jest bardzo przyjemna ale ma się skiepścić. Więc szybko z fotami z podejścia. Jak widać przejście chodzą "tabuny" narciarzy . Tym razem idziemy mocno zdeterminowani i mamy zamiar koncertowo skopać dupsko żlebikom. Szczególnie, że pogoda akurat siada. Znudzony "trudnościami" Paweł Na górze z Adasiem dochodzimy do wniosku, że o ile w tamtą stronę nie można było się pchać żlebem to w dół warto spróbować. Co też czynimy. Reszta podążą za nami. W tzw międzyczasie skisiło się do końca. Trochę szkoda bo zjazd byłby całkiem całkiem ale, trochę spojlerując, miało to też dobre strony. I znów Franz Senn Hutte... Tym razem w śniegowej wersji i z czynnikiem ludzkim (Adaś i Dominika). W statystykach prawie 16 km, 1260 m vertical. I o ile dobrze odczytałem wykres to przejście zajęło nam (a właściwie mi, bo to mój track) 50 min. Wobec 210 min poprzednio. No! cdn Pozdro Wiesiek Pewnie mieliście nadzieję, że to wreszcie koniec? Nie to nie koniec i co śmieszniejsze, najlepsze przed nami! Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Wujot Napisano 21 Marca 2020 Autor Udostępnij Napisano 21 Marca 2020 Dzień 9 Według pierwotnego planu miał być po prostu zjazd (zasadniczo po drodze) do auta. Tak aby gdzieś koło 12:00 - 13:00 ruszyć do Polski. Ten zjazd trochę mnie gryzł - 700 m vertical tak po prostu??? Zewnętrzne okoliczności były psychicznie obciążające. Nagle w sobotę późnym popołudniem dowiedzieliśmy się o kwarantannie i o tym, że Austriacy zamkną całe góry. Dotychczas takie informacje nas omijały bo łączność telefoniczna praktycznie nie istniała, a za wifi płaciliśmy 5 Euro za 30 min, więc sprawdzaliśmy szybko głównie różne serwisy pogodowe i omówienia lawinowe. Wieść o kwarantannie przyszła w sobotę na tyle późno, że nie warto było już skracać wyjazdu bo do 24:00 nie było szans zdążyć do kraju. Schronisko było już opustoszałe, dosłownie ze 4 ekipy. Obsługa dezynfekowała ściany. Zaszokowało nas, że poinformowali, że pozamykają nawet winterraumy. Dostaliśmy za to w gratisie butelkę wina (na poprawę nastroju?) i co elektryzujące, możliwość zwiezienia naszych bagaży (to normalnie kosztuje 2 Euro/kg). Z drugiej strony były jeszcze inne przesłanki: - to nie przez przypadek przeszliśmy w drugim dniu tę grań. Mieliśmy jeden bardzo interesujący track sugerujący, po drugiej stronie, ciekawą możliwość zjazdu. Problemem było to, że żadnych innych opisów w przewodnikach i internetach (poza wizualizacją na FAT Map) nie było. Ale na tablicy w schronisku wyraźnie pokazano inną, podobną choć krótszą, opcję. - żlebik i jego najbliższe okolice były przebadane i wyglądały dość spoko. - zjazd miał być głównie na 35 stopniach, z dwoma 40 stopniowymi stopniami (czyli bajka). - miało być kilkanaście centów świeżego (co zresztą zauważyliście w ostatnim odcinku). - prognoza bajeczna - lampa, brak wiatru i dość ciepło. - stabilna (czyli w trendzie) dwójka w prognozie. - obliczony czas wskazywał, że powinniśmy zmieścić się z odjazdem między 14:00 a 15:00. Czyli OK. Były to mocne przesłanki za tym aby zrobić ten wariant powrotu. Po analizie sytuacji, decyzję zostawiamy na rano do sprawdzenia czy coś się nie odmieniło... Nie odmieniło się, jadymy! Załatwiamy od Austriaków wór na śmieci (wypełniamy go wszystkim co niepotrzebne). Waży chyba ze 20 kilo. Zostawiamy sobie co prawda uprząż, minimalny szpej i jedną linę (na wypadek jakiegoś zjazdu) ale po raz pierwszy jest całkiem lekko. Zacznę za żlebikiem - rzut oka (ostatni) na Franz Senn Hutte i efektowną grań co ją przeszliśmy. Teraz musimy się wspiąć, pokonując kolejne gołoborza. To już ostatnia przeszkoda. Pole na górze foty to już będzie zjazd. Jesteśmy gdzie powyżej 2700 m npm. Chcę pociągnąć trochę wyżej (pod skały) ale reszta nie widzi takiej potrzeby bo w głowie siedzi im już tylko... Zjazd! Kreślimy więc takie szlaczki. Pokonujemy ścianki, efektowne rynienki. Czyż muszę dodawać, że jest jak w piosence Maanamu. Falowanie i spadanie, falowanie i spadanie Ruch, magnetyczny ruch, i jazda przy ścianie Falowanie i spadanie, falowanie i spadanie Ruch, magnetyczny ruch, i jazda przy ścianie Jeszcze po drodze rozeznajemy opcje zjazdu z sąsiedniego kotła (dochodzi do naszego z prawej) są tam nawet jacyś narciarze. I... I refleksja przyrodniczo-artystyczna W dole widać koniec - dół wyciągu towarowego. Tu kończy się miła jazda ostatni kawałek jest w szreni. A to już na dole. I rzut oka na przebytą drogę. Zaczynaliśmy gdzieś kawał za widocznym tu progiem. Przy wyciągu robimy sobie grupowego selfiaczka. Dzięki ekipo, jazda (i podejścia) z Wami to była prawdziwa przyjemność! Myśleliśmy, że to tutaj się odbiera bagaż ale okazuje się, że zwożą to jeszcze gąsienicowym pojazdem do kontenera przy parkingu. Przy okazji starszy Austriak nas komplementuje mówiąc, że obserwował nasz zjazd i, że był bardzo dobrze zaplanowany. Miło jest to usłyszeć... rozpiera... nas... narodowa duma! Jeszcze ze 3 kilometry po drodze (i trochę po polach obok)... I tak nagle, skończyło się... Wyszło prawie 12 km (wszystko) i 1350 m vertical. To lubię. Pozdro Wiesiek Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Wujot Napisano 21 Marca 2020 Autor Udostępnij Napisano 21 Marca 2020 Jeszcze dorzucę wszystko razem. Wyszło 109 km po górach i 9 km vertical. Bez rewelacji ale z takimi ciężkim plecakami, dość wysoko (jednak na 3000 m npm inaczej się chodzi) plus trudniejszy warun, sporo zakładania śladów i nawigowania może być. Najważniejsze, że wszyscy cali i na końcu w świetnej formie. Trzeba będzie jeszcze powtórzyć taką dłuższą formułę. W Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
rados Napisano 21 Marca 2020 Udostępnij Napisano 21 Marca 2020 Brawo! Wspaniała wyprawa. Świetnie się czytało i jeszcze lepiej oglądało! Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options... 1 rok później... Wujot Napisano 2 Października 2021 Autor Udostępnij Napisano 2 Października 2021 Panowie i Panie zapraszam do wspominkowej lektury. Smaczku dodaje fakt, że wracając wpadliśmy już na kwarantannę a na granicy staliśmy 7 godzin. Czyli to były ostatnie chwile przedcovidowej rzeczywistości. Łezka w oku się kręci. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options... star Napisano 3 Października 2021 Udostępnij Napisano 3 Października 2021 18 godzin temu, Wujot napisał: Panowie i Panie zapraszam do wspominkowej lektury. Smaczku dodaje fakt, że wracając wpadliśmy już na kwarantannę a na granicy staliśmy 7 godzin. Czyli to były ostatnie chwile przedcovidowej rzeczywistości. Łezka w oku się kręci. Jak przetrwały twoje fotki? Relacja świetna. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options... Wujot Napisano 3 Października 2021 Autor Udostępnij Napisano 3 Października 2021 1 godzinę temu, star napisał: Jak przetrwały twoje fotki? Relacja świetna. Zajrzyj do url. 🙂 🙂 🙂 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options... star Napisano 3 Października 2021 Udostępnij Napisano 3 Października 2021 20 minut temu, Wujot napisał: Zajrzyj do url. 🙂 🙂 🙂 Nie ma to jak outsourcing. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options... Dołącz do dyskusji Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą. Dodaj odpowiedź do tematu... × Wklejono zawartość z formatowaniem. Usuń formatowanie Dozwolonych jest tylko 75 emoji. × Odnośnik został automatycznie osadzony. Przywróć wyświetlanie jako odnośnik × Przywrócono poprzednią zawartość. Wyczyść edytor × Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL. Wstaw grafikę z URL × Komputer Tablet Smartfon Dodaj odpowiedź Udostępnij More sharing options... Obserwujący 0
Wujot Napisano 2 Października 2021 Autor Udostępnij Napisano 2 Października 2021 Panowie i Panie zapraszam do wspominkowej lektury. Smaczku dodaje fakt, że wracając wpadliśmy już na kwarantannę a na granicy staliśmy 7 godzin. Czyli to były ostatnie chwile przedcovidowej rzeczywistości. Łezka w oku się kręci. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
star Napisano 3 Października 2021 Udostępnij Napisano 3 Października 2021 18 godzin temu, Wujot napisał: Panowie i Panie zapraszam do wspominkowej lektury. Smaczku dodaje fakt, że wracając wpadliśmy już na kwarantannę a na granicy staliśmy 7 godzin. Czyli to były ostatnie chwile przedcovidowej rzeczywistości. Łezka w oku się kręci. Jak przetrwały twoje fotki? Relacja świetna. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Wujot Napisano 3 Października 2021 Autor Udostępnij Napisano 3 Października 2021 1 godzinę temu, star napisał: Jak przetrwały twoje fotki? Relacja świetna. Zajrzyj do url. 🙂 🙂 🙂 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
star Napisano 3 Października 2021 Udostępnij Napisano 3 Października 2021 20 minut temu, Wujot napisał: Zajrzyj do url. 🙂 🙂 🙂 Nie ma to jak outsourcing. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Rekomendowane odpowiedzi