Skocz do zawartości

Val Gardena - trasy/szkółka narciarska


Hilly_billy

Rekomendowane odpowiedzi

Witam,

Będziemy z rodzinką w Val Gardena, a dokładniej w St. Christina w połowie lutego, 2018. Po kilku dniach bezskutecznego przebijania się przez oferty internetowe, zdesperowany "chodziłem" po mapie google i wpisywałem w wyszukiwarkę nazwy apartamentów z nadzieją na znalezienie strony internetowej i późniejszy odzew właścicieli. Udało się, wpłaciliśmy depozyt za apartament Villa Pramulin, podobno przy samym orczyku Plan da Tieja, ale ad rem.

 

Chciałbym skorzystać z wiedzy koleżanek i kolegów o tym ośrodku. Każda informacja się przyda. Córki będą w szkółce, która zaczyna się dopiero o 10am. Jako że będziemy zakwaterowani przy Plan do Tieja, tam też będziemy mieli szkołę (druga lokalizacja jest na Monte Pana). Sesja kończy się o 16:00. Czy damy radę przejechać Sella Ronda w tym czasie z żoną? W jaki sposób najlepiej się tam dostać? Warto przebijać się do Ortisei/Alpe di Siusi, żeby tam pojeździć? Oczywiście w planach jest zjechanie Saslong. Co jeszcze oprócz tych 2 klasyków musimy zaliczyć? Macie jakieś godne polecenia knajpki w okolicy? 

 

Czy korzystaliście ze szkółek dla dzieci w tej dolinie? Jakie doświadczenia? Znacie może jakieś polskie szkółki które będą tam w tym terminie? Napisałem zapytanie do GsTeam bo widziałem, że byli aktywni w innym wątku włoskim na forum. Czekam na odpowiedź. Będę wdzięczny za wszelkie wskazówki. To będzie nasz pierwszy wypad narciarski do Włoch.

Dzięki. 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie odpowiem na wszystkie pytania,bo w Val Gardenie byłam kilka/kilkanaście?razy,ale zawsze przejazdem,nie korzystałam tam ani z noclegów,ani ze szkółek.Ale jeśli taka jest,to na pewno działa profesjonalnie,a że córki mówią po angielsku to i z porozumiewaniem się nie będzie kłopotu.

Z tego,co widzę,to mieszkacie nad "kretem" łączącym Saslong z Secedą.

Żeby się dostać na Sella Rondę wystarczy  wjechać Saslongiem,a potem krzesłem na Ciampinoi i już jesteś na słynnym kole.Wolne 6 godzin między 10 a 16 powinno wystarczyć.Pętla jest do ogarnięcia dla średniozaawansowanych narciarzy.Pomarańczowa Sella Ronda /zgodnie ze wskazówkami zegara/ jest szybsza-jej przejechanie zajmuje mniej czasu.Problemem może być pogoda -rzadko we Włoszech,ale zdarza się-trzeba przed wyruszeniem sprawdzić,czy połączenia między 4 dolinami są czynne.Raczej celować w ładną pogodę/te widoki!/Drugim ograniczeniem mogą być korki na kluczowych wyciągach-szczególnie w połowie lutego.

Proponuję pojeździć po okolicy,trochę w tę stronę,trochę w drugą i ocenić własne tempo i możliwości.

Alpe di Siusi-czy warto-zdania narciarzy są podzielone:"połykacze" czarnych,trudnych tras raczej się tam nudzą,reszta może spędzić miło czas i ew.załapać się na wycieczkę krajoznawczą skibusem na łańcuchach z Monte Pana do Saltria /lub odwrotnie/.

Za "plecami" apartamentu macie Secedę-myślę,ze spędzicie tam masę czasu,zjeżdżając w obie strony :zjazd w Waszą stronę to

słynna Gardenissima-wiosenny 4,5 km GS dla amatorów;a do Ortisei trasa bardzo długa i ciekawa widokowo.

Oprócz słynnego Saslongu /bardzo obleganego/ z Ciampinoi jest też czerwona i czarna trasa do Selvy-fajne i mniej zatłoczone/rozjeżdżone.Po drugiej stronie Selvy też bardzo fajna z kilkoma wariantami trasa z Dantercepies .

Miły jest też zjazd z Piz Sella do Monte Pana-raczej bez tłumów.

Jak lubicie trasy WC to można z Waszej lokalizacji dotrzeć do Gran Risa w Alta Badia-zjazd do La Villa.

Wycieczki na Marmoladę,Kronplatz czy Langazuoi już są problematyczne /czasowo/.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dodam:

z Ciampinoi jest też czerwona i czarna trasa do Selvy-fajne i mniej zatłoczone/rozjeżdżone.Po drugiej stronie Selvy też bardzo fajna z kilkoma wariantami trasa z Dantercepies .

Bardzo fajne trasy. Celowałbym jednak jak najszybciej. Są w Sellaronda.

 

La Longia 10,5 km z  Seceda do Ortisei/St.Ulrich.

 

Knajpki:

Na stokach trochę lipa. W większości self service odgrzewane wursty i pizza w kawałkach.

My nocowaliśmy w La Tambra. Wyszukaj, bardzo dobra restauracja. Blisko ciebie. Na przeciwko darmowy parking dla gości.

Na Col Raiser knajpka o tej samej nazwie. Duży taras. W słoneczny dzień rewelacja.

Jak będziesz na Sellarondzie w połowie drogi na Passo Pordoi bardzo polecam restaurację Rifugio Fodom. Bardzo dobre jedzenie, super właściciele.

 

Jak na pierwszy wyjazd do Włoch to strzał w kolano :lol: . Rejon przepiękny. Będzie ciężko przebić w przyszłości ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 miesiące temu...

No więc tak. Zwykle jak ktoś mówi że w jakimś miejscu jest bardzo fajnie, dzielę to na pół bo na wakacjach wszędzie jest fajnie. Kiedyś byłem na letnim obozie w Łomży i też było fajnie. Na nartach wszędzie jest fajnie. Czytając te wszystkie zachwyty nad dolomitami wiedziałem, że będzie ok. Pewnie coś jak Solden, może Ischgl tylko z mniej irytującym językiem i lepszym jedzeniem. Może jeszcze trochę lepsza pogoda, choć na tą, historycznie patrząc, nie mogę złego słowa powiedzieć. Wróciliśmy wczoraj z tygodniowego wyjazdu do Val Gardeny, oglądam sobie fotki i cały czas zbieram szczękę z podłogi. Miejscówka jest niesamowita. I proszę mi tu nie biathlonizować że mało jeszcze widziałem. Wiem co piszę, a piszę to autorytatywnie, jedynie po dwóch piwach. 

 

Dzięki jeszcze raz miłym forumowiczom za udzielone porady. Przydały się.

 

Po takim wstępie, nie muszę chyba pisać, że wyjazd się udał. Było jak "u nas w Ameryce", a wiadomo że u nas w Ameryce wszystko jest lepsze. Zaraz, jak było tak jak u nas, a u nas jest lepiej... W każdym razie, wylecieliśmy z Newark "United Airlines operated by Lufthansa". Tu mały zgrzyt bo uśmiechnięta pani z linii lotniczych mówi że Lufthansa to nie United i musimy dopłacić za narty. Na szczęście sytuacja szybko się wyjaśniła. Znaczy nie musieliśmy dopłacać i generalnie Lufthansa też dodatkowo nie nalicza tylko pani była nowa. Godzinne opóźnienie nadrobiliśmy w locie i wylądowaliśmy planowo w sobotę o 10:30 am w Monachium. Lot 8 godzin. Jeszcze tylko godzinka w kolejce do Avis'u i pakujemy się do "Passata, or similar" czyli octavii kombi (w podróżach wakacyjnych do Europy zawszę wypożyczamy "Passat, or similar" i zawsze dostajemy Octavię. Bardzo dobry samochód). Toboły wchodzą bez problemu: 2 pokrowce z 4 parami nart, 1 duża walizka, 1 mała walizka, 3 plecaki, jedna mała, dziecięca plastikowa walizka, 2 torby na buty. Wszystko do środka. To tak w nawiązaniu do forumowego wątku o pakowaniu. Google maps pisało, że dojazd zajmie 3.5 godziny. Zajął 5 godzin przez śnieg i korki. Do S. Cristina dojeżdżamy po zmroku. Właścicielka wita nas pączkami, szarlotką i winem. Miło.

 

Niedziela jeszcze w jet lagu i bardzo lajtowo. Meldujemy się w szkółce, która pierwszego dnia jest tylko do 1pm. Potem zabieramy nasze dziewczyny i do końca dnia jeździmy na Col Raiser/Seceda. Tutaj miła niespodzianka. Szkółka jest 50m od naszej kwatery. Wogóle miejscówka okazała się strategicznie bardzo dobrze zlokalizowana. Przystanek skibusa jest dosłownie za oknem. Tak dosłownie, że jak rano otwierałem okiennice z gołą klatą to mówiłem "buon giorno" czekającym na autobus (pozdro dla fanów Brad'a Pitta i Inglorious Basterds). Sama kwaterka, standard. 2 sypialnie, 2 łazienki, kuchnia, living room, kanciapa na narty. A, i jeszcze szkółka. Wydaje mi się, że była trochę słabsza niż w Austrii i u nas. Progres najmniej widoczny. Do tego, dziewczyny jako jedyne w grupach mówiły po angielsku. Instruktorzy zdecydowanie lepiej radzili sobie po włosku i niemiecku. No i w slalomie na koniec poszło nam jak Polakom na olimpiadzie. Bez medali. Odbijemy za rok.

 

O kurczę, ale się rozpisałem, a to dopiero pierwszy dzień.

 

Poniedziałek: lampa do 2pm. Objeżdżamy Col Raiser i kończymy La Longią. Dziewczyny w szkółce do 4:30pm. Yes! 

 

Wtorek: lampa do 1pm. Jedziemy skibusem spod szkółki do "kreta" potem kretem do Saslong i objeżdżamy trasy w Selvie. Można było nawet trochę podejść z buta żeby zrobić dwa skręty poza trasą. Dla trasowców - narciarski raj. Chyba jeszcze nie widziałem tak szerokiej trasy jak ta z Ciampinoi/początek Saslong. Dwie odnogi Saslonga całkiem konkretne. Czarna dla mnie lepsza bo krótsza i nie musiałem tak często stawać, żeby robić zastrzyki z adrenaliny po śmierci mózgowej z niedotlenienia. Żartuje. Tylko uda mnie paliły ogniem piekielnym.

 

Środa: lampa tak gdzieś od południa. Pomarańczowa Sella Ronda. Trochę przypał był bo się umówiliśmy ze znajomymi w Alta Badia o 11, a dojechaliśmy 45 min spóźnieni. Straszny Sajgon był przy wyciągach. Pomarańczowa Ronda od Selvy do Val di Fassy taka sobie prawdę mówiąc. Może dlatego, że strasznie dużo ludzi było.

 

Czwartek: śnieg cały dzień. Kręciliśmy się na trasach w okolicy Selvy. Dosłownie. Pół dnia kręcenia filmów i teraz wytłumacz znajomym, że 90% wyjazdu to słońce jak na wszystkich filmach chmury i śnieg.

 

Piątek: cały dzień lampa, ale taka prawdziwa. Zero chmur. W pewnym momencie to już nawet w barze nie mogłem wysiedzieć i musiałem zacząć jeździć na nartach żeby się schłodzić. Jeździmy w Alpe di Siusi (Wbrew pozorom, wcale tak łatwo się tego nie wymawia). Traski dla casual skiers, ale miejsce wyjątkowo urokliwe. 

 

Sobota: wyjazd o 8:30am. Odlot o 3:35pm. Przy bramce jesteśmy 5 (słownie - pięć) minut przed "boarding". Potworne korki przez pół drogi. Jedziemy ponad 6 godzin...Trochę była nerwówka. o 8pm czasu lokalnego meldujemy się w NY.

 

No i w kwestii formalnej jeszcze.

 

Jedzenie na stokach dobre. Byliśmy w La Tambra, którą polecał Adam, też dobra. Całkiem niezła była restauracja na przeciwko La Tambry, L Fudle. Pizze kupowaliśmy w miejscu o typowo południowo-tyrolskiej nazwie "restaurant-pizza". "Dzień dobry, mogę zamówić 2 pizze na wynos?" "Tak, ale dopiero o 6pm, czyli dokładnie za 24 minuty" "To mogę teraz złozyć zamówienie i odebrać po 6tej" "Tak, ale nie zaczniemy robić dopóki nie zapłacisz, a możesz zapłacić dopiero o 6pm". Warto jednak było czekać te 24 minuty, a następnego dnia byłem już po 6tej. 

 

Narty w zdecydowanej większości sportowe. Jak nie jakieś i.speedy, czy lasery to wyścigowe tygrysy. Tych ostatnich najwięcej i to w obu specyfikacjach. Ja mam swoje grubasy obklejone żeby się nie pomyliły z 30 parami takich samych u nas na stokach. Tu robiły wrażenie gdziekolwiek się nie pojawiłem. Dosłownie jak koleś w puszką coca-coli w latach 80tych. Każdy chciał łyka, albo przynajmniej zagadać. Przesadzam, ale ze 3 razy jacyś Włosi mnie zaczepili na wyciągach. 

 

Deskowicze w ilościach znikomych co było lekką zdziwką. "U nas w Ameryce" to przynajmniej 50%.

 

Podsumowywując, szacun dla tych co dobrnęli do końca. Załączam kilka fotek.

IMG_2348.jpg IMG_2458.jpg IMG_2467.jpg IMG_2493.jpg IMG_2551.jpg IMG_2568.jpg IMG_2769.jpg IMG_2772.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...