Skocz do zawartości

Mam ochotę na zdradę...


sese

Rekomendowane odpowiedzi

Z góry przepraszam za tak obrazoburczy wątek na tym forum, ale muszę się przyznać, że od dłuższego czasu mam wielką ochotę na zdradę...

Jeszcze jakiś czas temu w ogóle o tym nie myślałem, a wręcz mnie to brzydziło, ale ostatnio coraz częściej o tym myślę i niestety chyba się skuszę...

Mowa oczywiście o chęci spróbowania swych sił na SNOWBOARDZIE, zaś okazją ku temu  są spore wyprzedaże w sklepach snb :D 

Za 300 - 350 PLN można na wyprzedaży kupić porządne miękkie buty, a to dla mnie podstawa do rozpoczęcia przygody z jedną deską (jakoś nie wyobrażam sobie skorzystać z wypożyczalni butów snb, narciarskich czy łyżew).

W związku z tym parę pytań do kozaków śmigających na parapetach:

- jaką wziąć deskę z wypożyczalni, biorąc pod uwagę że będzie to mój pierwszy raz na snowboardzie, a moje gabaryty to 191 cm i około 84 kg?

- jak ustawić wiązania (prostopadle czy bardziej pod skosem) przy uwzględnieniu tego, że moja stopa do małych nie należy (rozmiar buta narciarskiego to 29)?

- kupować buty sznurowane czy z BOA?

- od razu brać instruktora czy próbować we własnym zakresie? Może te ponad 25 lat na dwóch deskach do czegoś się przydadzą?

- na co jeszcze zwrócić uwagę i co robić żeby ten pierwszy raz nie był zbyt bolesny :) ?

Pozdrawiam i jeszcze raz przepraszam za snowboardowy off... 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z góry przepraszam za tak obrazoburczy wątek na tym forum, ale muszę się przyznać, że od dłuższego czasu mam wielką ochotę na zdradę...

Jeszcze jakiś czas temu w ogóle o tym nie myślałem, a wręcz mnie to brzydziło, ale ostatnio coraz częściej o tym myślę i niestety chyba się skuszę...

Mowa oczywiście o chęci spróbowania swych sił na SNOWBOARDZIE, zaś okazją ku temu  są spore wyprzedaże w sklepach snb :D

Za 300 - 350 PLN można na wyprzedaży kupić porządne miękkie buty, a to dla mnie podstawa do rozpoczęcia przygody z jedną deską (jakoś nie wyobrażam sobie skorzystać z wypożyczalni butów snb, narciarskich czy łyżew).

W związku z tym parę pytań do kozaków śmigających na parapetach:

- jaką wziąć deskę z wypożyczalni, biorąc pod uwagę że będzie to mój pierwszy raz na snowboardzie, a moje gabaryty to 191 cm i około 84 kg?

- jak ustawić wiązania (prostopadle czy bardziej pod skosem) przy uwzględnieniu tego, że moja stopa do małych nie należy (rozmiar buta narciarskiego to 29)?

- kupować buty sznurowane czy z BOA?

- od razu brać instruktora czy próbować we własnym zakresie? Może te ponad 25 lat na dwóch deskach do czegoś się przydadzą?

- na co jeszcze zwrócić uwagę i co robić żeby ten pierwszy raz nie był zbyt bolesny :) ?

Pozdrawiam i jeszcze raz przepraszam za snowboardowy off... 

 

Ostatnio jak bodajże HSK pytał o parapet to było 0 odpowiedzi i powiało arktycznym chłodem. Może tym razem będzie inaczej czego Ci życzę. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Snowboard jest super :)

Jak wrócisz na narty ( to oczywiste) będziesz lepszym narciarzem.

 

Sprawdzone :)

 

Seba.

Snowboard .. nie istnieje.

Sam pytasz o miękkie buty.

To patologia.

Decha skończyła sie jak przestano jeździć na niej na krawędzi.

 

Nieśmiało zaznaczę, że po to powstała.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cześć

Ze mną było tak:

Pierwsza próba we Włoszech. Jeździłem sporo z jednym deskarzem i umówiliśmy się, że w wolny dzień mnie nauczy. Niestety w przeddzień rozwalił miękki zestaw i dostałem dechę gigantową. Opowieść jest długa i zabawna ale jedyne czego się nauczyłem to jeździć prosto co podobno jest na desce, tym bardziej sztywnej i taliowanej trudne.

Kolega (był też PI narciarskim więc zabrał moje narty i jeździł ograniczył się do dwóch rad).

1. Na samym początku: Ty to dobrze jeździsz na nartach to sobie poradzisz - tu mnie przecenił choć się nie zabiłem

2. Po półgodzinie gdy obracał kolejny raz podjechał do mnie i rzucił: Na tej desce z dupy wstać się nie da - próbowałem to robić przez ostatnie 20 minut bez powodzenia.

Za drugim razem oddawałem narty po jakimś obozie we Włoszech i pomyślałem sobie, że zrobię dowcip kumplowi z którym mieszkałem instruktorowi deski. Wziąłem jakiś podstawowy zestaw i poszedłem pod gondolę. Ptaku gdy mnie zobaczył wepchnął mnie po prostu do gondoli i musiałem zjechać. Po 2 h i 200 upadkach nauczyłem się jeździć skrętem łączonym i zjechałem nawet czerwona trasą ale na dole padłem i musiano mnie reanimować. W każdym razie da się tylko weź sobie dobre rękawice, nie za grubo się ubierz i kask załóż. Weź sobie instruktora.

Pozdro

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

15 lat temu bylem w stanie zjechac plynnym skretem po niebieskiej trasie jednak decha mnie nie wciagnela.Uczylem sie na desce z twardymi wiazaniami slalomowej mniej wiecej mojego wzrostu bo tylko takie deski wg mojego kolegi bardzo dobrego snowboardzisty maja prawo bytu.Zabawa swietna i nawet udalo sie zrobic salto do przodu,oczywiscie kompletnie nieplanowane(przednia krawedz zlapala).Uwazaj na nadgarstki i powodzenia przy wstawaniu.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z góry przepraszam za tak obrazoburczy wątek na tym forum, ale muszę się przyznać, że od dłuższego czasu mam wielką ochotę na zdradę...

Jeszcze jakiś czas temu w ogóle o tym nie myślałem, a wręcz mnie to brzydziło, ale ostatnio coraz częściej o tym myślę i niestety chyba się skuszę...

Mowa oczywiście o chęci spróbowania swych sił na SNOWBOARDZIE, zaś okazją ku temu  są spore wyprzedaże w sklepach snb :D

Za 300 - 350 PLN można na wyprzedaży kupić porządne miękkie buty, a to dla mnie podstawa do rozpoczęcia przygody z jedną deską (jakoś nie wyobrażam sobie skorzystać z wypożyczalni butów snb, narciarskich czy łyżew).

W związku z tym parę pytań do kozaków śmigających na parapetach:

- jaką wziąć deskę z wypożyczalni, biorąc pod uwagę że będzie to mój pierwszy raz na snowboardzie, a moje gabaryty to 191 cm i około 84 kg?

- jak ustawić wiązania (prostopadle czy bardziej pod skosem) przy uwzględnieniu tego, że moja stopa do małych nie należy (rozmiar buta narciarskiego to 29)?

- kupować buty sznurowane czy z BOA?

- od razu brać instruktora czy próbować we własnym zakresie? Może te ponad 25 lat na dwóch deskach do czegoś się przydadzą?

- na co jeszcze zwrócić uwagę i co robić żeby ten pierwszy raz nie był zbyt bolesny :) ?

Pozdrawiam i jeszcze raz przepraszam za snowboardowy off... 

po pierwsze - musisz wiedziec, czy jestes Goofy czy Normal

 

tzn - ktora noga bedzie z przodu

 

Najlepszy test - stajesz na malym stolku I ktos cie zabawia rozmowa, a ktos inny pcha Cie w plecy - na ktora noge spadniesz - to jest z przodu - zwykle dla praworecznych lewa noga  jest z przodu

 

pierwszy raz  I drugi dzien beda bolesne - co do tego nie ma  rady - wybierz miekkie warunki - ja po raz pierwszy jezdzilem na lodzie ....makabra

 

po 3 dniu zaczniesz juz odczuwac przyjemnosc z jazdy..............

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- na co jeszcze zwrócić uwagę i co robić żeby ten pierwszy raz nie był zbyt bolesny :) ?

 

Na dodatkową warstwę odzieży na pupie. Nie żartuję. Skoro znudziło Ci się spędzanie czasu na stoku w pozycji wyprostowanej i postanowiłeś przyjąć pozycję siedzącą, to przynajmniej zadbaj o to, żeby nie złapać wilka :).

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzięki za rady.

Jestem goofy :) 

W celu zabezpieczenia nadgarstków zamierzam upchnąć ochraniacze rolkowe pod rękawice narciarskie. Mam nadzieje że to wystarczy. Nad ochroną czterech liter też się zastanawiam - wszyscy znajomi snowboardziści jeżdżą w ochronnych spodenkach, więc chyba wiedzą co robią.

Z tym przewracaniem może nie będzie tak źle. Pamiętam, że w chyba w 1995 albo 1996 dostałem na godzinę za darmo snowboard w ramach jakiejś promocji w intersporcie na kitzsteinhornie. Miał twarde wiązania i pasowały do niego buty narciarskie. Jak przystało na nie słuchającego nikogo nastolatka, pierwsze co z nim zrobiłem to zabrałem go do gondoli jadącej na samą górę i jakimś cudem zjechałem na nim z powrotem do alpincentrum. Nie miałem za bardzo wyboru bo narty zostały na dole.

Nie bardzo pamiętam samego zjazdu, ale chyba nie było aż tak źle, skoro nie mam żadnych traumatycznych wspomnień, a ponadto udało mi się pokonać w jednym kawałku te 500 m w pionie... 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam. Przejście z nart na deskę będzie na pewno zaskoczeniem dla "organizmu" spętane obie nogi, nie można żadnej oderwać żeby się podeprzeć, ale z tym problemem dasz sobie radę (pierwszy zjazd już był) Jak sugerują Kol  zaopatrzyć się w szorty ochronne z ochroną kości ogonowej i kości biodrowych, przydadzą się na 100%, żółwik też się  przyda, Instruktor jak najbardziej wskazany. Proponuję przed nauką  potrenować równowagę na bosu przysiady stanie na jednej nodze,albo równoważni ( kilka dni nie zaszkodzi). Deska dobierana jest do wagi ridera, ale na początek nie dłuższa niż do brody, zalecane są nawet krótsze ( łatwej wykonywać naukę ześlizgu lewa prawa strona następnie jazda na wprost i skręty). Wybór deski powinieneś zostawić instruktorowi, podobnie ustawienie kątów wiązań. Jak załapiesz bakcyla a załapiesz, to w przyszłości czeka Cię pokosztowanie jazdy na twardej alpejce. Ja z jazdy na twardym secie nie mogę się rozstać od  prawie 30 lat. Z deskami jak z nartami do wyboru do koloru w zależności od preferencji stylu jazdy SL, GS, Fri stylee. Tyle rad na początek mam nadzieję że starczy, ale jak masz pytania to służę pomocą i swoją skromną wiedzą.

 

Pzd be-ja 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

   Sese.. pewnie poznałeś jakąś fajną snowboardzistkę i z tego ta 'zdrada' :D

Snowboard kojarzy mi się z :- dużo hałasu - mało jazdy:   :P 

 na słabo oświetlonym stoku gdzie czasem wieczorami jeżdżę to najpierw słyszę spory hałas a później dopiero widać kogoś kto się ześlizguje,niestety jeszcze trudniej zobaczyć dobrze jeżdżącego na desce niż na nartach..

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzięki za rady.
Jestem goofy :)
W celu zabezpieczenia nadgarstków zamierzam upchnąć ochraniacze rolkowe pod rękawice narciarskie. Mam nadzieje że to wystarczy. Nad ochroną czterech liter też się zastanawiam - wszyscy znajomi snowboardziści jeżdżą w ochronnych spodenkach, więc chyba wiedzą co robią.
Z tym przewracaniem może nie będzie tak źle. Pamiętam, że w chyba w 1995 albo 1996 dostałem na godzinę za darmo snowboard w ramach jakiejś promocji w intersporcie na kitzsteinhornie. Miał twarde wiązania i pasowały do niego buty narciarskie. Jak przystało na nie słuchającego nikogo nastolatka, pierwsze co z nim zrobiłem to zabrałem go do gondoli jadącej na samą górę i jakimś cudem zjechałem na nim z powrotem do alpincentrum. Nie miałem za bardzo wyboru bo narty zostały na dole.
Nie bardzo pamiętam samego zjazdu, ale chyba nie było aż tak źle, skoro nie mam żadnych traumatycznych wspomnień, a ponadto udało mi się pokonać w jednym kawałku te 500 m w pionie...


Taki mały patent . Weź plecak , ale zamiast kanapek i termosu włóż tam jaska poduszkę znaczy . Tyłek mniej ucierpi przy upadkach
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak dobrze pójdzie będę w Szczyrku w ten weekend, w lutym w Bukovelu a tak to śmigam na Chopoku - zapraszam na (oczywiście darmowe) lekcje (+-II klasa sprawności SITS).
Uczucie spętania tylko wtedy gdy stoisz - jeżeli jedziesz jest uczucie jedności z deską [nawet gdy lecisz ;)]

Bierz instruktora, może być dobrze jeżdżący i potrafiący wytłumaczyć kumpel. Bez tego rzeźnia. Wystarczy pół godziny nauki z inst. i już jeździsz niebieskie.

Cała początki nauki dotyczą skręcania (no prawie). Jedziesz trasę w kształcie litery J - ruszasz, wchodzisz w zakręt, podkręcasz zakręt do 90 stopni i stoisz. I w drugą stronę (frontside/backside). Jest moment "oranyalezasuwamwdół" - trzeba go przetrzymać i pociągnąć skręt dalej aż do hamowania.
Polacy i okolica zaczynają naukę od skrętu rotacyjnego. Jeździsz nim przez pierwsze parę godzin, potem wchodzi skręt ślizgowy. Ślizgowym możesz jeździć do końca życia. Amerykanie, przynajmniej w tym filmiku nabijają się ze ślizgowego.
Tym nie mniej jest świetny dla początkujących z trudnościami. W skrócie - jedziesz WOLNIUTKO po płaskim po skosie, rotujesz barki w stronę skrętu (tłumaczenie instruktora - pokaż przednią ręką, gdzie chcesz jechać po skręcie). Czekasz 1-3 sek. i rotacja przenosi się na biodra, kolana, deskę. Do tego dochodzi nacisk na palce albo pięty. Podstawowy błąd (każdy go robi na początku) - ludziom wydaje się, że obracają barki a zamiast tego przesuwają tylko rękę w stawie barkowym = brak rotacji. Musisz wyraźnie poczuć skręcone barki - uczucie takie jak przy rozgrzewce i skrętach tułowia - czujesz, jak Cię ciągną mięśnie łopatek. 
NIE wymachujesz barkami, NIE zarzucasz tylną nogą żeby było szybciej - skręt wychodzi płynnie.

Drugi skręt to ślizgowy - tutaj wszystko dzieje się za pomocą nacisku palce-pięta i wychylenia ciała. Można też wrzucić delikatnie kolano do wewnątrz - skręt na frontside przednie, na BS - tylne.

Trenuj na super płaskim stoku i szybko się nauczysz.

Aha, podstawowa przyczyna upadków (bolesnych) - złapanie krawędzi. Krawędź z dołu stoku wbija się w śnieg - deska staje w miejscu a Ty jedziesz dalej. Upadki na płaskim są bardziej bolesne niż na stromym - 100% energii idzie w ciało.

Obejrzyj filmiki na YT - skręt rotacyjny, skręt ślizgowy.

 

https://youtube.com/...h?v=Jy5wEU-gLKc
Ktoś może poprawić link tak, żeby się wyświetlał od razu? Please...






 



 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 rok później...

Najlepiej za jakimś grzbietem, żeby do ostatniej chwili nie było Cię widać ;)

Doskonałe :D

Ale buty są wygodniejsze, i deseczka przeważnie lżejsza do noszenia, ech - z sentymentem wspominam te czasy kiedy chciało mi się tak ciągle wstawać z kolan czy z czterech liter :) mimo wszystko to ma swój urok ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W czasach gimnazjum dwa sezony spędziłem na desce. Miękkie wiązania, deska również miękka do freestyle'u. Coś tam nawet skakałem, 360 z tail grabem to moje największe osiągnięcie.

Powrót do nart to ciekawa historia :) Z kieszonkowego odłożyłem jakąś część na nową deskę, resztę dołożyli rodzice. Deska zamówiona, ma być za parę dni. Wieczorem włączyłem TV i akurat była powtórka jakiegoś slalomu (oczywiście na nartach). Oglądając te piękne przejazdy tak bardzo zatęskniłem za nartami, że jeszcze tego samego wieczora podjąłem decyzję "wracam do nart". Rodzicie oczywiście mamrotali, ale ja wiedziałem co robię. Wiedziałem wtedy, że do deski nigdy nie wrócę. Minęło prawie 15 lat i nie zanosi się na romans ze snowboardem. Oprócz narciarskiego sentymentu, do deski zniechęciła mnie nuda płynąca z jazdy po stokach. Snowparków było wtedy jak na lekarstwo, często sami usypywaliśmy hopki. Deska to dla mnie heli ride, jazda w puchu, dziewicze górki itd.

Dodatkowo w ogóle nie utożsamiam się z subkulturą snowboardzistów, luźne ciuchy, hiphop na słuchawkach itp. To nie moja bajka.

Co ciekawe i warte dodania, już w czasie studiów namówiłem byłą dziewczynę na deskę. Połknęła bakcyla i jeździliśmy razem, ja na nartach, ona na desce. Czy jeździ nadal? Nie wiem, nie mamy kontaktu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 miesiąc temu...

Kolega jeździł na nartach, ale ostatecznie przerzucił się na śniegodeskę.

Ja też próbowałem deski.

Ja widzę wiele PRAKTYCZNYCH minusów śniegodeski, które są szczególnie istotne w polskich warunkach:

1) narty są bardziej zwrotne, bardziej "operacyjne", tzn. można operować nimi przy małych prędkościach, a śniegodeska przy małych prędkościach jest jak...ciężka kłoda. Jak mors, który na lądzie jest niezgrabny, ślamazarny, powolny, przesuwa się jakimiś podskokami, nie ma tam płynności itd. i dopiero po zanurzeniu w wodzie nabiera jakiejś tam płynności i gracji w poruszaniu się. A w polskich warunkach zwrotność i "operacyjność" przy niskich prędkościach jest szczególnie ważna ze względu na tłoki, na wąskie trasy, na częstsze przesuwanie się w kolejkach niż jeżdżenie po stoku. Poza tym wystarczy parędziesiąt metrów wypłaszczenia...to desko-jeźdźcy zaczynają się modlić żeby tylko z rozpędu udało się to przejechać...a jak nie, to zaczyna się cała procedura z odpinaniem, kuśtykaniem, zapinaniem...w końcu JEST UDAŁO SIĘ przebrnęliśmy przez wypłaszczenie...a tymczasem kilkunastu narciarzy śmignęło obok odpychając się kijkami.  

2) Ta niesymetryczność w jeżdżeniu na śniegodesce jest deprymująca, tzn. uczenie się skrętu w lewo i w prawo to jakby DWIE ODRĘBNE HISTORIE :/ Zupełnie inne ułożenie ciała. Trzeba szukać innych sposobów w jaki sposób ułożyć środek ciężkości w odpowiednim miejscu. Bo jest faktem, że statystycznie większość ma problemy z jeżdżeniem na krawędzi pod piętami niż pod palcami. Bo jest trudniej kontrolować równowagę, bo jest trudniej aż tak 'postawić' na krawędzi, bo przez ramię (za plecy) jest mniejsze pole widzenia itd. Ta niesymetryczność jest tak istotnym faktem, że nawet robią deski, które krawędź pod piętami mają z większym wcięciem niż krawędź pod palcami, żeby ta krawędź 'łatwiej skręcała'.

Na nartach skręt w lewo i prawo opiera się na tych samych zasadach 'biomechaniki' ciała. Jeśli rozumiesz skręt w lewo to wiesz już na czym polega skręt w prawo. Na desce to "osobna nauka".

3) Śniegodeska jest cięższa.

W samochodzie na tylnym siedzeniu zmieści się o wiele więcej nart niż desek.

4) Wydaje mi się, że na nartach jest łatwiej utrzymać się na krawędzi na oblodzonych stokach. Tak powiedzmy w ostatniej fazie skrętu gdy zbliżamy się do jazdy w poprzek stoku z deski jest łatwiej się wyślizgnąć i boleśnie upaść. Tak myśląc o tym czysto intuicyjnie - mamy tu tylko jedną linię, jedną krawędź na której musimy utrzymać równowagę. Jesteśmy jak...linoskoczek. Balansujemy na jednej cienkiej linie. A narty są dwie, przesunięte względem siebie, uzupełniające się. Jeśli jedna minimalnie coś zgubi to dla równowagi jest jeszcze druga, która może podratować. A na desce nic, zero ratunku, żadnego rozłożenia równowagi na dwa punkty.

Deskarze mówią w tym momencie, że nie liczy się ilość 'linii' stawiających opór bo deska ma jedną linię ale za to dłuższą i przez to ten opór, tarcie się równoważy z nartami. Ale ja nie jestem pewien bo wydaje mi się, że długość krawędzi dwóch nart jest większa niż długość krawędzi jednej deski, czyli myśląc tym sposobem - długość krawędzi nart stawiających opór/tarcie i tak jest większa niż przy desce.

5) Patrząc na tego kolegę, na siebie, na dzieci — nauczyć się jeździć na nartach jest ŁATWIEJ (a przynajmniej na tym podstawowym poziomie). Głównie chyba chodzi znowu o tę "operatywność" przy małych prędkościach. Wydaje się, że pługiem nawet ze stromizn można zjeżdżać i nawet dziecko. A na śniegodesce jak jesteś początkujący i jest stromo to nie zjeżdżasz....tylko się zsuwasz z deską ustawioną w poprzek :/ Ale wtedy, patrz pkt 4) wyślizgujesz się z krawędzi i boleśnie upadasz na tyłek | plecy | łokcie | nadgarstki.

6) Właśnie. Upadki. W nartach jest łatwiej utrzymać równowagę. Dystans do ziemi blokujesz kijkami :) A w snowboardzie jak już jesteś bez równowagi i wiesz, że polecisz...NAWET ZE STOJĄCEJ POZYCJI..to już NIC NIE ZROBISZ, nie możesz się podeprzeć kijkiem, dostawić drugiej nogi..NIC po prostu upadasz i jedyne co możesz to kombinować przy jakiej technice ten upadek będzie najmniej bolesny.

7) wszelkie orczyki, pomy itd. są męczące przy wjeżdżaniu na śniegodesce. Znowu ta niesymetryczność. Jedna noga zawsze dostaje bardziej niż druga. Częściej miałem pieczenie uda w jednej nodze z powodu orczyka niż samej jazdy :/

8) Na desce odpada speedflying (zjeżdżanie z małą paralotnią) czy skitouring (łażenie na piechotę ze śniegodeską na plecach, a potem 'sklejanie' deski z dwóch jakby nart żeby zjechać, potem znowu 'rozklejanie' i łażenie na piechotę - to nie to samo)...Narty w tym wypadku są bardziej wszechstronne, uniwersalne.

9) Nawet jechanie za kimś z kamerką, żeby go nagrywać na nartach jest bezproblemowe, a na śniegodesce ktoś będzie po stronie twoich pleców i już możesz nie sięgnąć, żeby go nagrać. No i znowu to płynniejsze i bardziej precyzyjne sterowanie prędkością na nartach w stosunku do deski.

 

No ale są też plusy.

Bo zapytałem kolegi dlaczego woli śniegodeskę:

a) Bo w stosunku do nart spodobało mu się to, że w nartach miał uczucie jazdy jakby siedział na krześle - CAŁY CZAS. Cały czas zwrócony przodem w dół, cały czas taka pozycja 'siedzenia na kiblu', a na desce jest ta różnorodność, ta zmienność. Przy krawędzi pod palcami jesteś wygięty jakby w łuk, a potem nagle to przeniesienie, zmiana i przechodzisz do niskiego przysiadu z szeroko rozstawionymi stopami niczym...'ninja' albo silna pozycja w karate :)

To odczucie...przeciążeń przy zakrętach z pewnymi prędkościami, które jest...zupełnie inne przy skręcie w lewo niż przy skręcie w prawo. Oddziałuje na inne części ciała, inaczej - czyli ta niesymetryczność na którą narzekałem tutaj okazuje się daje dodatkowe przyjemności.

I to, że gdy w nartach miał uczucie głównie jakby siedział to tutaj czuje jakby się 'kładł'. I to niesamowite uczucie, że jesteś wychylony, jakbyś leżał...a jednak się nie wywracasz tylko 'lecisz'.

B) Analogia do surfingu. To chyba mamy w głowie to wpojone z amerykańskich filmów :) To pragnienie takiego miękkiego "surfowania". Stąd lubimy jeżdżenie na deskorolce. To takie wychylanie się w zakrętach, ta płynność, to....'płynięcie' :)

c) No i puch i uczucie pod nogami. Na desce podobno naprawdę czuć jakby się "serfowało", czuć takie....falowanie pod nogami, jakby się płynęło po lekko falowanej tafli wody. Podobno przez jej szerokość. Jest większa powierzchnia przez co można wyraźniej odczuć te falowanie.

I w to rzeczywiście mógłbym uwierzyć.

d) A co do siadania na tyłku i marnowania czasu na zapinanie wiązań - to kolega ma takie wiązania gdzie tylko wsuwa buta, potem zaciska jedną wajchę i już.

e) No właśnie. Same buty. To mi się podobało, że mogę normalnie chodzić w butach snowboardowych. Nie czułem się jak 'paralita', który chodzi jakby miał przestrzelone kolana i skręcone śrubami :) A nawet raz jak musieliśmy zmienić 'stronę' góry...to w tych butach dało się jechać samochodem.

 

Podsumowując wg mnie do śniegodeski trzeba: PRZESTRZENI (bez ludzi) i PUCHU i wtedy jeżdżenie na niej dopiero może być przyjemne i dawać inne, ciekawsze doznania niż jeżdżenie na nartach.

Miejsca gdzie można się rozpędzić, można sobie pozwolić na szerokie płynne zakręty.

A nie polskie warunki czyli: tłoki, krótke wąskie trasy, sztuczny śnieg, a chwilę potem beton. Orczyki, wypłaszczenia...

 

PS

Oczywiście jest jeszcze freestyle, ale to mnie akurat nie rusza.

Ćwiczyłem akrobatykę i dla mnie to, że aby zrobić salto ktoś potrzebuje zimy, góry, sprzętu i nie wiadomo czego — to jest krok wstecz. To przy tylu wspomagaczach mogę puścić fotel na skocznie/hopkę i też poleci i będzie się kręcił :/

I właśnie tak dla mnie trochę wyglądają ci kręcący się w powietrzu deskarze - jak rzucony i kręcący się worek ziemniaków. Jakoś nie ma tam symetrii (pewnie przez to, że samo jeżdżenie na desce jest niesymetryczne ;)), ładu, formy.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Fantastyczna, dogłębna analiza.

Zawiera jednak małą, aczkolwiek istotną ( dla mnie ) lukę.

W całym mijającym sezonie widziałem tylko jednego ( słownie: jednego) snołbordzistę jeżdżącego na krawędzi.

Cała reszta "spadała liściem "

 

 

To już dawno nie jest sport.

To styl spędzania czasu mający ze sportem mało wspólnego.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Fantastyczna, dogłębna analiza.
Zawiera jednak małą, aczkolwiek istotną ( dla mnie ) lukę.
W całym mijającym sezonie widziałem tylko jednego ( słownie: jednego) snołbordzistę jeżdżącego na krawędzi.
Cała reszta "spadała liściem "
 
 
To już dawno nie jest sport.
To styl spędzania czasu mający ze sportem mało wspólnego.

To dobrze.

Ja myślałem, że sport to jest na zawodach. Sport to stres, chore ambicje, chora potrzeba dominacji, marnowanie czasu na gonienie za króliczkiem, itd.

 

A zresztą ja to widzę wręcz odwrotnie, to chyba dopiero teraz próbują na siłę zrobić z tego sport.
 
A to dla ludzi to jest...'rekreacja' - czyli wszystko co daje relaks i nie wywołuje napięcia emocjonalnego ;)
 

W całym mijającym sezonie widziałem tylko jednego ( słownie: jednego) snołbordzistę jeżdżącego na krawędzi.

To może to była ta wersja gdzie jest puch i wtedy przyjemniej mieć odczucia jak "surfer" niż jak piłujący na krawędzi ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Fantastyczna, dogłębna analiza.

Zawiera jednak małą, aczkolwiek istotną ( dla mnie ) lukę.

W całym mijającym sezonie widziałem tylko jednego ( słownie: jednego) snołbordzistę jeżdżącego na krawędzi.

Cała reszta "spadała liściem "

 

 

To już dawno nie jest sport.

To styl spędzania czasu mający ze sportem mało wspólnego.

albo cały sezon spędziłeś na czarnej oblodzonej trasie, albo patrzysz tylko na narciarzy:)

nie przesadzajmy,fajnie wygląda jak ktoś śmiga na krawędzi po twardym stoku, ale generalnie snowboard jest mega opcją na świeży śnieg i pomimo,że ujeżdżam też narty freeride to jednak w głęboki puch wybieram dechę ... nie próbowałem surfingu,ale kojarzy mi się z tą dyscypliną sportu

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Sese

 

Jak zdradzać to z głową!

 

Kup zestaw freetour odejdź kilometr, dwa od wyciągów - znajdziesz zjazdy, które dla snowboardzistów już są niedostępne. Drugi zestaw lżejszy pod skialp i skitury (tam tym bardziej deska przegrywa). Szkoda czasu na patologie (jak mawia Klasyk) gdy jest tyle fantastycznych miejsc do zjechania dostępnych w praktyce wyłącznie narciarzom.

 

Pozdro

Wiesiek

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...