Skocz do zawartości

Tatrzańskie Tury II


Rekomendowane odpowiedzi

Kolejnym moim skiturowym celem miały być cztery dni w Tatrach Wysokich. Prognoza była zachęcająca - co prawda pierwszy dzień miał być mglisty ale kolejne trzy za to słoneczne.

 

Dzień 1

 

Ten pierwszy dzień miałem spędzić z Tomkiem (MajorSki), który oprócz przewodnikowania wyręczył mnie z obowiązku napisania niedzielnej relacji http://www.skiforum....lacje/?p=514025. Zacznę więc w miejscu gdzie Tomek skończył - czyżby pożegnalne zdjęcia stały się tradycją?

 

gallery_168102_640_4083818.jpg

 

Wieczór spędziłem przed schroniskiem.

 

gallery_168102_640_2324260.jpg

 

Spałem w szesnastoosobowej sali, cena 40 zł - jedna z najwyższych w naszych schroniskach.

 

 

Dzień 2

 

 

Rano po niedzielnej mgle nie było śladu. Cierpliwie poczekałem aż otworzą kuchnię (7:30) - jajecznica za 11 zeta, odebrałem narty z depozytu (8:00). Murowaniec w dzień już nie był tak efektowny.

 

gallery_168102_640_395261.jpg

 

Droga prowadziła do "5-ki". Czyli Zawrat albo Kozia Przełęcz, ze wskazaniem na pierwsze z tytułu bezproblemowego zjazdu. Po drodze fotografuję zjazd z Karbu, który to mieliśmy z Tomkiem w planach (a pokrzyżowała nam je gęsta mgła)

 

gallery_168102_640_2756711.jpg

 

Przez Czarny Staw Gąsienicowy idzie całkiem sporo ludzi ale ku mojemu zdziwieniu praktycznie wszyscy skręcają na Kozią Przełęcz - czyżbym czegoś nie wiedział? Postanawiam jednak planów nie zmieniać - Zawrat. Końcowe podejście jest dość strome - wrzucam narty na grzbiet - na górze przede mną jest jakaś sylwetka.

 

gallery_168102_640_1282281.jpg

 

Na przełączy poznaję piechura z Nowego Sącza - Tomka, po chwili z naprzeciwka dochodzi TOPR-owiec i w trójkę rozprawiamy dowiadując się interesujących rzeczy. Na przykład tego, że uratowana miesiąc temu dziewczyna była w lawinie 2 godziny a reanimowano ją kolejne dwie a uratowali ją ludzie z kursu speleologicznego z którym nie miała nic wspólnego (to w kwestii precyzji przekazu dziennikarskiego). Czyli warto walczyć do końca. Po dłuższej przerwie nasz rozmówca-ratownik zjeżdża w ładnym stylu, namawiam Tomka (co miał w planach powrót do domu) aby z racji świetnej pogody zameldował się w "5-ce" i ustalamy, że jutrzejszy dzień zaczniemy razem.

 

gallery_168102_640_4712446.jpg

 

Zakładam narty i jadę aż do rozwidlenia na Gładką Przełęcz

 

gallery_168102_640_278508.jpg

 

To miejsce ze strony polskiej nie jest oficjalnie dostępne ale w praktyce stanowi częsty cel narciarzy bo zjazd jest bardzo sympatyczny a widoki do brzydkich tez nie należą.

 

gallery_168102_640_1890511.jpg

 

Zdjęcia są oczywiście dzięki uprzejmości nieznajomego, co pożyczył ode mnie aparat, odwiedzając to zakazane miejsce ;) . Dalej poszedłem do Schroniska gdzie zostawiłem co się dało i po uzupełnieniu obiadowych kalorii poszedłem na Kozią Przełęcz. Podszedłem do początku stromego żlebiku, zdjąłem foki i po dłuższej kontemplacji pięknych okoliczności zjechałem do Schroniska. Wieczór był kryształowo czysty. Księżyc świecił intensywnie choć już wiele nie miał do pokazania.

 

gallery_168102_640_268585.jpg

 

Dzień 3

 

Ustaliliśmy z Tomkiem, że razem wejdziemy na Szpiglasowy Wierch dalej miał być mój zjazd (a jego zejście) do Dolinki za Mnichem i Wrota Chałubińskiego lub/i przełęcz pod Mnichem . Później on idzie do Moka a ja do "5-ki". Na podejściu szczególnie stromym przy dobrze ubitej ścieżce narciarz nie ma przewagi na pieszym więc razem zameldowaliśmy się na Szpiglasowym. Tego dnia na niebie działo się coraz więcej i fotka z rana prezentowała się całkiem, całkiem.

 

gallery_168102_640_4905871.jpg

 

 

A dzięki mojemu towarzyszowi mogłem wejść w posiadanie takiej miłej pamiątki

 

gallery_168102_640_97149.jpg

 

Tomek zaczyna schodzić. Mnie się absolutnie nie spieszy - zjadę raz,dwa. Wyciągam tel i gadam. Tymczasem mój kompan coś dziwnie się zachowuje - szuka drogi w lewo i prawo, dwa razy ratuje się czekanem przed zjazdem w dół. Dziwne.

 

gallery_168102_640_760717.jpg

 

Po dłuższym czasie wraca zaniepokojony - okazuje się, że mimo raków śnieg wyjeżdża spod nóg. No tak zbocze jest praktycznie cały dzień pod ostrzałem słońca i jest grząsko. Kąt oceniam na + 35 stopni - lawina gruntowa może zejść... Zmieniamy więc plany - na razie do "5-ki". Tomek do Palenicy a ja zobaczę później. Po drodze postanawiam, po takim to obrazku

 

gallery_168102_640_2865569.jpg

 

 

Postanawiam sobie pojeździć, robię dwa kursy przedobiadowe i jeden poobiedni. W międzyczasie chmury gęstnieją, wypiętrzają się, stają się groźne. Robi się interesująco, fotograficznie. Tylko czemu dość liczne przerwy w zachmurzeniu omijają akurat mój "plan zdjęciowy"??? Oczywiście wiem, że tylko cierpliwość pomoże, sterczę więc na rosnącym wygwizdowie a ponieważ opróżniłem plecak z zapasowych ciuchów to zaczynam dzwonić zębami. Ale moja determinacja zostaje nagrodzona - odbywa się spektakl dla jednego widza. Tempo widowiska jest błyskawiczne i staram się złapać ulotne kompozycje.

 

gallery_168102_640_1587450.jpg

 

gallery_168102_640_1141986.jpg

 

 

gallery_168102_640_317841.jpg

 

gallery_168102_640_2637293.jpg

 

gallery_168102_640_900591.jpg

 

Wracam do Schroniska, coś tam jem czekając aż się ściemni. Na wieczór zaplanowałem to co tygryski lubią najbardziej - jazdę nocną! Mam do tego doskonałą motywację - mogę wypróbować topową czołówkę NAO Petzla (o której napisałem w wątku http://www.skiforum....-dla-narciarza/). Zaczyna prószyć drobny śnieg przecinając szalonymi liniami pole widzenia, wzmaga się wiatr. Mimo tego jazda jest cudowna, jest dość miękko, jadę pewnie i komfortowo. w połowie stoku nie wytrzymuję  - dzwonię do MajorSki i mu klaruję jak jest za...ście.

 

gallery_168102_640_518169.jpg

 

Oczywiście na dole mam nieprzepartą chęć powtórzenia zabawy. Ale jest już troszkę późno a poza tym poinformowałem współlokatora pokoju gdzie idę i kiedy wracam więc jest szansa, że może wszcząć alarm. Z bólem kieruje się więc na nocleg...

 

CDN

 

Pozdro

Wiesiek

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzień 4

 

Trzeba wracać! Ten dzień spędzę w towarzystwie Krzyśka (piechura) z Krakowa, który też kończy swoją wycieczkę - razem idziemy na Zawrat. Gołym okiem widać nadciągające z południa chmury - na razie jest jeszcze sympatycznie i jak oceniamy powinno jeszcze wytrzymać parę godzin.

 

gallery_168102_640_2381008.jpg

 

Czas upływa szybko - mój towarzysz okazuje reprezentacyjnym masażystą polskiej reprezentacji hokejowej a także klubu Cracovi i do tego interesującym rozmówcą. Zawrat jest więc sporo szybciej niżbym się spodziewał.

 

gallery_168102_640_2519869.jpg

 

Po dość trudnym, w gliniastym śniegu, zjeździe pokonujemy Czarny Staw Gąsienicowy - robię tam za domorosłego fotosistę (fotograf na planie filmowym) bo realizują tam właśnie TOPR-owską reklamówkę.

 

gallery_168102_640_999949.jpg

 

Dalej moje szlaki z Krzysztofem się rozchodzą, obliczamy, że jeśli on pójdzie przez Murowaniec i dalej w dól a ja wejdę na Kasprowy i zjadę Goryczkową to na dole powinniśmy się spotkać. W tej okolicy dużo się dzieje - wpierw przylatuje skrzydło

 

gallery_168102_640_1598922.jpg

 

Później słyszę szczekanie psów i dużą grupę ratowników. Jak się okazuje odbywa się szkolenie lawinowe - ratraki przygotowują "lawinisko". Nie mam niestety czasu na dłuższe deliberacje i podziwianie sprawności czworonogów - przechodzę przez teren ćwiczeń, robię fotkę ratowniczej grupie i po chwili jestem na KW.

 

gallery_168102_640_851142.jpg

 

Nad głowę napływają mi ciężkie chmury, które zdołały już się przebić przez Świnicę. Został mi jeszcze przyjemnościowy zjazd Goryczkową, Stok, jakkolwiek przetworzony przez narciarzy, dla skiturowca jest po prostu BOSKI. Luz i przyjemność jazdy, po paru dniach na off piste porównałbym do łyka ambrozji. Traska w ogóle bardzo miła. Dojazd do Kuźnic - nuda. Biorąc jednak pod uwagę, że krzesło na Goryczkową snuje się w ślamazarnym tempie, to na Gąsienicowej jest krótkie a z wagonika nie ma sensownego zjazdu na dół (a jeszcze lepiej do pośredniej) to 135 zł za ten standard wydaje się kompletnym nieporozumieniem. Na dole spotykam się z Krzyśkiem, który już właśnie doszedł i dosłownie od razu jedziemy na dworzec PKS. Tam mam 7 min do odjazdu Szwagrobusa do Krakowa - zmieniam skarpetki (zostając w botku wewnętrznym), WC, spiąć narty i jedziemy. Dwugodzinna droga mija nam na rozmowie o górach, w międzyczasie mój rozmówca sprawdza, że w Krakowie mam 2 min na przesiadkę - i to się udaje! Kierowca Szwagrobusa zatrzymuje się przed Czerwonym Polskim Busem, uścisk dłoni z Krzysztofem i za chwilę jestem w drodze do Wro.

 

Dodatek

 

Schronisko w Dolinie Pięciu Stawów Polskich nie tylko dla mnie jest czymś wyjątkowym (ach te wspomnienia). Poniżej parę fotek dla tych co podobnie jak i ja  darzą sentymentem to wyjątkowe miejsce.

 

gallery_168102_640_806731.jpg

 

gallery_168102_640_2084052.jpg

 

gallery_168102_640_1214409.jpg

 

Warto przyjrzeć się temu już prawie nocnemu zdjęciu - użyłem tutaj w roli reflektora doświetlającego czołówkę NAO (o której już napisałem w pierwszej części relacji). Dobre skupienie i spora moc są jak widać wystarczająco dobre (choć prawie na styk) aby uzyskać szczegóły w cieniach (inaczej bryła budynku byłaby czarną masą).

 

gallery_168102_640_350087.jpg

 

gallery_168102_640_3067028.jpg

 

 

Pozdro

Wiesiek

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam!

 

Fajne zdjęcia z Pięciu Stawów.  To jest fajne schronisko. Dawniej było takie zagubione, gdy nie było tłumów ludzi w górach. Murowaniec, czy przy Morskim Oku są bardziej dostępne. Mam takie rodzinne wspomnienia, które wpłynęły na moje zauroczenie górami, jako dziecko. Mama przywędrowała przed wojna z dalekich okolic za pracą do Zakopanego. Pracowała tam dziesięć lat, jako pomoc, potem kucharka. Tata z innych okolic przywędrował, razem z bratem, boso za pracą. Bo rozeszła się wieść po Polsce, że budują kolejkę na Kasprowy. Pracował przy jej budowie. Pracował też przy budowie schroniska w Pięciu Stawach(starego). Rodzice ślub brali Zakopanem w kościele(nowym) przy Krupówkach. Zachowało się parę zdjęć z tego ślubu. W Zakopanem wtedy były, według Mamy, dwie wyróżniające się kategorie ludzi, którzy spędzali czasy w pensjonatach i który odpalali parę złotówek, gdy jedzenie było smaczne - wojskowi i ci, co teraz trzęsą światowymi bankami. Gdyby nie wojna, zostałbym zakopiańczykiem i może nawet znanym narciarzem, albo wspinaczem. Rodzice mieli upatrzony mały domek i nie wiele już brakowało do kupna. Wybuchła wojna, całe pieniądze  przepadły w ówczesnym PKO, a rodzice z obawy przed Niemcami wyjechali do rodzinnej wsi ojca.... I tylko Mama opowiadała małemu dziecko o górach(które wydawały mi się w wyobraźni takie wysokie z kamienia , bardzo szpiczaste). W środku takiej szpiczastej góry, na półce(tak sobie wyobrażałem) było Morskie Oko. Mamie raz zrobili wycieczkę fiakrem do tego stawu. Byłem rozczarowany, gdy mając prawie osiemnaście  lat,  zobaczyłem po raz pierwszy Tatry, w samodzielnie zaplanowanej wycieczce w ciągu jednego dnia  z Bukowiny, do Doliny Pięciu Stawów, przez Świnicę  na Kasprowy, gdzie ledwie doszedłem z głodu, bo  śledzie w pomidorach w słoiku okazały się zepsute. Załatwiłem w wili pod Krokwią  pokój z łazienką na dwa tygodnie w zimie, gdy syn miał dwa latka. Mam pilnowała dziecka, a my z żona na nartach na Kasprowym, Nosalu. Źle się czuła. To nie było już jej Zakopane....

 

Kiedyś kolega na początku maja wysunął propozycje. Jedziemy na kilka dni do Pięciu Stawów. Jest jeszcze tam  sporo śniegu i  może pojeździmy. Miał Fiata 127(kto go zna?). Samochód zostawiliśmy przed Wodogrzmotami. Tu miał gospodarstwo(jeszcze stoją budynki) stary góral, którego kolega nieco znał. Stożek  zdaje się nazywał. Roztoka bez śniegu. Był już dziesiąty maj. W schronisku nie było problemów z noclegiem. Na pierwszy ogień poszła  Walentkowa  Przełęcz. Ski tura była wtedy nogoturą. Narty przyczepione do plecaka. Drugi dzień był bardziej ambitny. Wypatrzyliśmy ze schroniska, że da się zjechać z Miedzianego żlebem w jego kierunku, aż do samego stawu. Wyszliśmy na Szpiglasową Przełęcz i po grani w lewo , która od strony MO, była prawie miejscami wytopiona, maszerowaliśmy w kierunku małej przełączki, z której spadał żleb. Po drodze rzut oka na otoczenie MO,  na Rysy. Może uda się kiedyś zjechać "rysą" pod Rysami. Okazało się na miejscu na przełączce, że są na początku dwa żlebki. Prawy był nieco szerszy. Ale oba wąskie. Było nieco w nich świeżego śniegu. Dalej było szerzej i śnieg coraz bardziej miękki. Obawiałem się o kolegę, który wyraźnie gorzej jeździł ode mnie, ale za to był większym ryzykantem.

 

Na deser został nam Kozi Wierch. Stok w górę był prawie wytopiony, ale żleb w kierunku schroniska prezentował się ładnie. Była kapitalna jazda. Lekko puszczony firn. Za schroniskiem pokryte kosówką zbocze do Roztoki było przejezdne, ale dalej tylko pieszkom.

 

Mam pytanie dla rozbijających się po stromszych stokach w Tatrach. Parę  zjazdów się zrobiło, ale to było prawie nic. Były wtedy inne priorytety. Tylko by poczuć blusa. Idąc w kierunku naszej przełączki w Miedzianym  zobaczyłem na stoku(niedaleko Szpiglasowej), po stronie Pięciu Stawów ślady nart. Prowadziły w lewo do szerokiego żlebu widocznego, gdy się podchodzi pod Szpiglasową. To był teren do zjazdu. Nawet o tym myślałem . Tylko nieco obaw budziła sprawa wywrotki na tym stoku, bo się kończył, chyba stumetrową ścianą skalną. Może to jest opisane w przewodniku Wali i Żyszkowskiego, ale jakoś nie pamiętam. Druga sprawa, która  mnie męczy. Jadąc z Myślenickich Turni na Kasprowy widziałem, po prawej stronie, dwa miejsca(jeszcze przed Żlebem pod Palcem) zjazdu(ślady nart) po stoku(tu jest dość stromo) do Doliny Kasprowej. Też nie wiem, kto wtedy zjeżdżał. Nie wiem  odkąd Konopka zaczął bardziej zaawansowanie  zjeżdżać. Widziałem kiedyś jego zdjęcie na nartach, w czasie zjazdu po północnej ścianie Świnicy. Dwa długie kijki. W jednej ręce razem z kijkiem krótki czekan. Ściana Świnicy nie jest naprawdę ścianą. To tylko z daleka tak wygląda. Jak się jest na filarze Świnicy, to skały tu nie jest za dużo. Na początku jeden wyciąg, potem jakieś skałki, płasienki. Prawie małe pastwiska, na które można dojść  "turystycznie" zachodami trawiastymi z drogi na Świnicę z jej przełęczy. Ale na zjazd na nartach, nawet, gdy małe żlebki są wypełnione, małe skałki przykryte-to trzeba być super pewnym, świetnie znać ścianę  i  mieć sporo odwagi. 

 

Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

DK10... szacun! zawsze podziwiam "historyczne" zjazdy. A nie to co teraz kupa sprzętu itp całkiem inne możłiwości, a jednak dawniej ludzie dawali rade dlatego zawsze jestem pełen podziwu.

 

Co do żlebów to za książką "Narciarstwo wysokogórskie w Tatrach Polskich" Życzkowskiego i Wali:

 

 

Miedziane 2233 m

2.7 Żlebami do Przedniego Stawu Polskiego (1668 m)

TR3 MAX42º ↓570m →1330m ∆26º N

 

Z wierzchołka wzdłuż grani na zach. do miejsca, gdzie ku pn. odchodzi grzęda (Miedziany Kostur). Po prawej (orograficznie) stronie grzędy jednym z dwóch żlebów rozdzielonych ostrogą, na stoki poniżej, zwane Hrubym Piargiem  i obok buli Niedźwiedź (1812 m), do stawu. Prawym orograficznie żlebem -- trudności 3, lewym -- trudności +3.

 

Zjazd z Miedzianego jest widoczny jak na dłoni z tarasu schroniska. Podobno już w latach siedemdziesiątych zjeżdżano także wąskim żlebem (TR+4) na prawo od 2.7 (patrząc ze schroniska), przecinającym pn. ścianę Miedzianego Kostura.  Opowieści o tym krążyły w latach osiemdziesiątych wśród narciarzy odwiedzających schronisko na Wielkanoc. Dokonać tego miał obywatel Francji, wobec czego żleb nazywano  Francuzem. Przypuszczalną trasę zjazdu oznaczono linią przerywaną na widoku 35. Ponieważ faktu przejechania tej trasy nie udało się nam potwierdzić, zjazd ten nie został oznaczony oddzielnym numerem.

 

2.8 Do Wielkiego Stawu Polskiego (1665 m)

TR3 MAX42º ↓570m →1270m ∆27º W

 

Z wierzchołka wzdłuż grani na zach.  do miejsca, gdzie ku pn. odchodzi grzęda (Miedziany Kostur). Ze zwornika dalej ku zachodowi stokiem śnieżnym, w lewo do szerokiego żlebu i nim na Brzuchaty Piarg (WHP 468), gdzie przecinając trasę zjazdu ze Szpiglasowej Przełęczy, w dół do Wielkiego Stawu.

 

Więc zjeżdżałeś trasą o trudności TR3 nachylenie 42stopnie. ;)

Jak się ogarnę to wrzucę jakieś fotki w wątku Skiturowe Fotorelacje z weekendowego pobytu w piątce. Może mam gdzieś zdjęcia Miedzianego i tych żlebów

 

Pozdrawiam

Tomek

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Płoszę...

DSCF2596.JPG



Tak na marginesie: zdjęcie z końcówki maja - warunki do jeżdżenia musiały być bardzo fajne, ja niestety pieszo. Udręka na podejściu na Kozi Wierch z "piątki" i ogromna zazdrość jak śmignął obok mnie skiturowiec i pojechał w dół (mniej więcej w śladzie szlaku letniego) - stok kapitalnie wyglądał... i sobie obiecałem, że kiedyś tamtędy zjadę... jedyne co trzeba, to zabrać się za skiturowanie ;) Na pocieszenie zaliczyłem całkiem spory odcinek zjazdu na karimacie spod Granatów :D
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Płoszę...

DSCF2596.JPG



Tak na marginesie: zdjęcie z końcówki maja - warunki do jeżdżenia musiały być bardzo fajne, ja niestety pieszo. Udręka na podejściu na Kozi Wierch z "piątki" i ogromna zazdrość jak śmignął obok mnie skiturowiec i pojechał w dół (mniej więcej w śladzie szlaku letniego) - stok kapitalnie wyglądał... i sobie obiecałem, że kiedyś tamtędy zjadę... jedyne co trzeba, to zabrać się za skiturowanie ;) Na pocieszenie zaliczyłem całkiem spory odcinek zjazdu na karimacie spod Granatów :D

Tylko jeśli pamięć mnie nie zawodzi, to na fotce Miedzianego nie ma.

Na Twojej fotografii od lewej to Szpiglasowa Przełęcz, Szpiglasowy Wierch i Kostury ( Wyżni i Niżni).

A Miedziane jest w lewo od Szpiglasowej Przełęczy.

Tadek

 

PS

Sprawdziłem. Nie zawodzi... :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam!

 

Ja przeczytałem o tym żlebie w książce Wali i Żyszkowskiego, która mi się gdzieś straciła. O Wali to słyszałem od jego ojca Jurka, że syn jeździ. Zresztą  Jurek mnie  namawiał swego czasu na tury, ale żona była zakochana w nartach, więc wybrałem ją, a nie tury. Tury jej nie odpowiadały. Tury na butach w lecie-tak!

 

Pojechaliśmy do Pięciu Stawów we trójkę, bo Fiat 127 był Ryśka Z. , znanego w KW w Krakowie i nie tylko(nie komitet, tylko Klub Wysokogórski). Rysiu jeszcze niezbyt się czuł na nartach, ale potem został instruktorem narciarskim.

 

Kiedy to było? Gdzieś chyba po 1976 r. Ale na pewno za Gierka. Wygrzebałem w sieci zdjęcie Miedzianego z tym żlebem i trasę naszego zjazdu(v,*,!,z,z,z,..). Literą "s" oznaczyłem bliższy Szpiglasowej, który kończy się skałkami. Niewinnie wyglądają na tym zdjęciu, ale kilkadziesiąt metrów miały. Żleb, którego prowadziły ślady nart jest blisko Szpiglasowej i dopiero widoczny, gdy się do niej podchodzi. Nie jest długi, ale pozwalał zjechać na piarg, nie wpadając na skały. Jak  znajdziesz zdjęcie od schroniska, to te żlebki u góry będą może wyraźniejsze.

 

Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam!

 

Ja przeczytałem o tym żlebie w książce Wali i Żyszkowskiego, która mi się gdzieś straciła. O Wali to słyszałem od jego ojca Jurka, że syn jeździ. Zresztą  Jurek mnie  namawiał swego czasu na tury, ale żona była zakochana w nartach, więc wybrałem ją, a nie tury. Tury jej nie odpowiadały. Tury na butach w lecie-tak!

 

Pojechaliśmy do Pięciu Stawów we trójkę, bo Fiat 127 był Ryśka Z. , znanego w KW w Krakowie i nie tylko(nie komitet, tylko Klub Wysokogórski). Rysiu jeszcze niezbyt się czuł na nartach, ale potem został instruktorem narciarskim.

 

Kiedy to było? Gdzieś chyba po 1976 r. Ale na pewno za Gierka. Wygrzebałem w sieci zdjęcie Miedzianego z tym żlebem i trasę naszego zjazdu(v,*,!,z,z,z,..). Literą "s" oznaczyłem bliższy Szpiglasowej, który kończy się skałkami. Niewinnie wyglądają na tym zdjęciu, ale kilkadziesiąt metrów miały. Żleb, którego prowadziły ślady nart jest blisko Szpiglasowej i dopiero widoczny, gdy się do niej podchodzi. Nie jest długi, ale pozwalał zjechać na piarg, nie wpadając na skały. Jak  znajdziesz zdjęcie od schroniska, to te żlebki u góry będą może wyraźniejsze.

 

Pozdrawiam

Załączone miniatury

  • żleb z Miedzianego.jpg
  • 1024px-Miedziane_T74.jpg
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam!

 

Właśnie o to chodziło w moim poście. Nasz zjazd, to na "widoku 35" za strzałką. Dwa żlebki, o których wspomniałem to sam początek zjazdu, u samej góry. Widać tam jakby króciutką grzędę rozdzielającą te żlebki(nasz był orograficznie prawy-jest szerszy od kolegi). Na "widoku 37" jest ten zjazd, o którym wspomniałem. Widziałem ślady nart z grani Miedzianego, skręcały dokładnie to tego żlebu(zjazd 2.8). Tylko to poderwanie stoku było nieprzyjemne...

 

Pozdrawiam

Gienek

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 tygodnie później...

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...