Skocz do zawartości

Serwis nart - ręczny czy maszynowy


fredowski

Rekomendowane odpowiedzi

Ale w temacie wcale nie jest powiedziane, że chodzi tylko o maszyna vs amator (ręcznie).

fredowski opisał swoje doświadczenia, a potem zapytał o nasze. Ok:

 

Jak chcę mieć ostrą nartę, wrzucę na maszynę, starczy. Jak krawędź jest w dobrym stanie DTSU na jedno, dwa pociągnięcia i jest pięknie. Potem ewentualnie ściągnąć drut i jest ostro. (i żadnego bzdurnego przytępiania tip&tail).

Jak chcę w międzyserwisowaniu podostrzyć nartę robię to własnymi rękoma we współpracy z amatorskimi narzędziami. 

Jak chcę mieć krawędź, którą można golić się jak brzytwą, a w lodzie można rzeźbić łabędzie, to idę z odpowiednią "łapówką" do szefa i truję d... aż się zgodzi. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 284
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

Top użytkownicy w tym temacie

Podobno Wirtuozi Kątownika ostrzą na słuch :) ---poważnie

Przede wszystkim na "czucie ręki" i oporów w ostrzałce a słuch jest dodatkiem. Poza tym nie ma w tym nic złego ani dziwnego. Mechanicy samochodowi też oceniają pracę silnika na słuch zanim podepną go do komputera, a jakoś nikt się temu nie dziwi :huh:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1.

... Obejrzenie nagrania z operacji serca nie czyni mnie kardiochirurgiem ;)
2.
Są pewne rzeczy których się nie da powiedzieć o ostrzeniu, bo do pewnych rzeczy dochodzi się naprawdę po paru latach pracy z nartami.

Ad. 1.

To żeś pojechaaaał z porównaniem! Wygląda na to, że jestem koronnym dowodem na to, że jest zasadnicza różnica pomiędzy operacją na otwartym sercu, a ostrzeniem nart.  :)  Zresztą to jest tak oczywiste, że szkoda słów.

A uczyłem się na filmach, co prawda nie z YT, a z CD, ale chyba na jedno wychodzi. Zresztą co roku przed sezonem odświeżam pamięć właśnie filmami z YT.

Wniosek? Operacji serca nie da się nauczyć z YT. Ostrzenia nart jak najbardziej... :)

 

Ad. 2.

Czyli przez np. pierwszy rok pracy, jak jeszcze nie doszedłeś do "pewnych rzeczy" to nie ostrzyłeś nart klientom, tylko ćwiczyłeś na egzemplarzach ćwiczebnych??? :D

 

Oczywiście żartuję, ale Ci się należało.

Poza tym śmieszy mnie robienie z dość prostej czynności, sztuki nieosiągalnej dla przeciętnego śmiertelnika...

 

Tadek

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przede wszystkim na "czucie ręki" i oporów w ostrzałce a słuch jest dodatkiem. Poza tym nie ma w tym nic złego ani dziwnego. Mechanicy samochodowi też oceniają pracę silnika na słuch zanim podepną go do komputera, a jakoś nikt się temu nie dziwi :huh:

 

Mnie to nie dziwi, podałem jako informacje, przypuszczam, by usłyszeć ,że pilnik żle zbiera nie potrzeba słuchu absolutnego, 

A co ma odgłos pracy silnika do serwisowania nart? :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ad. 1. To żeś pojechaaaał z porównaniem! Wygląda na to, że jestem koronnym dowodem na to, że jest zasadnicza różnica pomiędzy operacją na otwartym sercu, a ostrzeniem nart. :) Zresztą to jest tak oczywiste, że szkoda słów. A uczyłem się na filmach, co prawda nie z YT, a z CD, ale chyba na jedno wychodzi. Zresztą co roku przed sezonem odświeżam pamięć właśnie filmami z YT. Wniosek? Operacji serca nie da się nauczyć z YT. Ostrzenia nart jak najbardziej... :)

Ojej, gdybym wiedział ze aż tak wezmiesz to porównanie na poważnie to bym dodał adnotacje, ze to było wyolbrzymione i żartobliwe. Wstawienie buzki :) jednak za mało. Będę pamiętał! Jeśli potrzebujesz odświeżania pamięci jak to ujales "tak prostej czynności jaka jest ostrzenie" to cóż... Rozumie się samo przez siebie, ze jednak malutko w swoim życiu nart zrobiłes. Ale oczywiście nikt nie wymaga abyś robił miliona par nart. Robisz tyle ile potrzebujesz we własnym zakresie, to oczywiste. Chodzi o to, ze choćbym nie wiem jak wielka miał wiedzę teoretyczną, bez porzadnej praktyki super nart nie zrobisz. Co najwyżej poprawnie, tak wiec w takim wypadku głoszenie wielkich teorii serwisowych jest, no... malo wskazane. Jakby co, to mam jeszcze gdzieś w domu kasety VHS z norweskim serwisem. Co prawda narty biegowe, ale jak chcesz to podesle.

Ad. 2. Czyli przez np. pierwszy rok pracy, jak jeszcze nie doszedłeś do "pewnych rzeczy" to nie ostrzyłeś nart klientom, tylko ćwiczyłeś na egzemplarzach ćwiczebnych??? :D

Nie, trenowalem narciarstwo. W pewnym okresie trenerzy nas brali i z serwisantami uczyli nas przygotowania sprzętu. Później juz było tak, ze kto nie miał przygotowanego sprzętu ten nie brał udziału w treningu. Na poczatku wiadomo, rzeźba, teraz to juz co innego. Ogólnie jazda na tyczkach daje niesamowita świadomość tego co się robi z nartami podczas ostrzenia. Jestem w stanie wyobrazić sobie jak taka narta może się zachować. Oczywiście subiektywnie, ale daje mi to ogólny obraz.

Oczywiście żartuję, ale Ci się należało. Poza tym śmieszy mnie robienie z dość prostej czynności, sztuki nieosiągalnej dla przeciętnego śmiertelnika...

Nigdy tak nie twierdzilem. Tylko wymaga to ogromnej praktyki.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach



Nigdy tak nie twierdzilem. Tylko wymaga to ogromnej praktyki.

 

Ale każdy kiedyś zaczynał,Ty też :)

 

I zgodze się,że na początku jest trudno i błedy są nieuniknione,ale to nie jest powód żeby nie próbować.

Zauważ,że serwisujący sobie narty narciarz ma jedną zdecydowaną przewage-sam doświadcza tego co robi i jest w stanie dostosować sprzęt do swoich potrzeb i upodobań.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

I właśnie dlatego się nie wypowiadalem wczesniej.



Jeżeli serwisant jest patałachem to z założenia serwis jest do bani.





Ocenianie serwisu po wypadającym zalaniu nie jest do końca fair w stosunku do tego serwisu. Zalania czasami wypadają, to się po prostu zdarza. Wiele zalan nie będzie się trzymało jeśli ślizg jest cienki, lub jeśli przed zalaniem posmarowales narty i ślizg jest zatluszczony. No i czym zalewał. Twardy, miękki środek, czy jak za czasów kamienia łupanego - paleczka i zapalniczka. Jeśli to ostatnie, to to nie miało prawa nazywać się serwisem.
Czasami jest tak, ze narta jest tak okrągła, zaniedbana, poharatana, ze trzeba zebrać straszna ilość materiału. Lepiej jest ostrzyc czesciej i dzieki temu zebrac bardzo malutko materiału, niz raz na 15 wyjazdow ostrzyc i trzeba machac narta przy maszynie jak szalony. Dobry serwisant zbierze tyle ile potrzeba. Wiec albo zaniedbales, albo trafiłeś na rzeźnika.
I jeszcze jedno: wiele osób, które mówi ze ostrzy sobie samodzielnie narty i deklaruja się ze maja taki a taki kat, jest bardzo często nieprawda. Naprawdę rzadko jest tak, ze kat zgadza się z tym co zadeklarował klient i zazwyczaj, zamiast kąta 87 stopni jest w najlepszym wypadku koślawe 89, a często i 90 stopni (ach wielkie i profesjonalne ostrzenie plastikowymi ostrzałkami). I teraz wyprowadzaj te 87 z takiego kata. No po prostu zbierze się zawsze więcej niż normalnie trzeba. Ale to juz w sumie nieco inna sprawa...


Maszyna równo rozprowadza smar na narcie, bez takiej przesady.

To jest jak najbardziej zrozumiałe, wiele osób ze względów ekonomicznych część podstawowego serwisu wykonuje we własnym zakresie.

Chodzi mi o to, ze panuje jakieś dziwne przeświadczenie, ze serwis maszynowy "to najwieksza kara dla narciarza", a prawda jest taka, ze większość ludzi co się tutaj wypowiada nie odczuje różnicy pomiędzy dobrym serwisem na maszynie a serwisem ręcznym. Względy ekonomiczne to co innego, nie chodzi mi o to ze ktoś zaoszczedzi, tylko o empiryczne doświadczenie płynące z narty po takim i takim serwisie.


Zbieżność imion przypadkowa :)
I tak, robię w tej branży.

Czuję się w obowiązku odpowiedzieć.

 

1. ocenianie serwisu po trzech próbach wypełnienia ubytku przy krawędzi przez zalanie zwykłym kofixem chyba jednak nie jest nie fair - tym bardziej, że za dwie usługi wzięli pieniądze.I robiło to dwóch różnych serwisantów. Niezależnie w jakim stanie oddawałem narty (z resztką smaru czy bez) to serwis ma obowiązek przygotować sobie narty do pracy serwisowej. Jeśli uważasz inaczej, to nigdy w życiu nie powierzyłbym takiemu serwisantowi sprzętu. Oczyszczenie narty ze starego smaru to pierwsza czynność jaką wykonuję z nartami.

 

2. Nigdy nie zaniedbuję nart - podlegają osobistemu serwisowaniu przed każdym wyjazdem tygodniowym a także co 2-3 dni na wyjeździe poprawiam krawędzie - zależnie od potrzeb. Kąty pilnuję stosując dedykowane kątowniki o określonym kącie.

 

3. Smarowanie - jednak wolę na gorąco żelazkiem. Nakładanie smaru maszynowo wałkiem - nie, dziękuję.

 

4. Tak myślałem, że zrobimy eksperyment - każdy z nas zrobi jedną moją nartę i porównam je na stoku. No ale jeśli to jednak Skandynawia, to trochę daleko :D

 

I na koniec - tu na forum rozmawiamy o amatorskiej jeździe i większości z nas wystarcza serwis na takim poziomie.

Nie twierdzę, że lepiej  przygotowywuję narty od serwisu , ale serwisuję je od kilku ładnych lat po cztery wyjazdy tygodniowe rocznie. Dla siebie i rodziny (one jeżdżą po dwa razy rocznie)I do tej pory nie narzekałem na narty. A jak oddaję na maszynę, to nie czuję jakiejś istotnej różnicy - może za słabo jeżdżę? :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Szanowni Koledzy nie ma co kruszyć kopii, zawsze będzie grupa zwolenników ręcznego i maszynowego ostrzenia. Najważniejsze czy robimy to prawidłowo, w jednym jak i drugim przypadku potrzebna jest dobra ugruntowana wiedza poparta praktyką. Jeżeli oddaję swoje deski do ręcznego serwisu ( ostrzenie, struktura, smarowanie) to powierzam tę czynność jednemu z bardziej szanowanych na rynku serwisów w Krakowie mimo iż jestem z Wa-wy. Przy odbiorze dostaję info jakie smary użyto oraz zalecenia odnośnie smarowania które będę wykonywał na bieżąco. Byłem na kilku szkoleniach prowadzonych przez pana W.G, ale nie mam odwagi samemu ostrzyć swojego sprzętu, wolę smarować i związaną z tą czynnością całą zabawę.

 

 

Pzd be-ja

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jestem przedstawicielem self-serwisantów. Wyniklo to głównie z dwóch przyczyn - logistycznych (dojazd do najbliższego serwisu i powrót to ponad 100 km) oraz ważniejszy - finansowy - obrabiając rodzinnie 4-6 par nart x 8-12 razy w sezonie = 2 pary nart. Trenowałem na staruszkach i byle jakim osprzęcie. Długo nie jeżdzę, ale udało mi się zgromadzić w miarę dobry sprzęt jak dla amatora za naprawdę psie pieniądze. Można tego dokonać tylko trzeba trochę czasu i wytrzymałości. Większość zakupów dokonywałem na e-bay'u, głównie niemieckim (z blokadą na Polskę) i ceny naprawdę mogą być zaskakujące. W moim przypadku najlepsze trafy to - żelazko Vola ~ 12 EUR, imadło 3 punktowe Holmenkoeln 34 EUR, zestaw rotoszczotek brąz/włosie/nylon za 8 EUR.
Jako amator myślę, że potrafię rozróżnić kiedy użyć pilnika, a kiedy diamentu, w zależności od prognoz pogody staram się dopasować odpowiedni smar, staram się dopasować podniesienie i kąt dla każdego z członków mojej rodziny i wiem ile czasu to wszystko zajmuje. W moich okolicach nie ma zbyt dobrych serwisów (mały rynek) i może jestem przedstawicielem osób, które do własnego serwisu zostały niejako przymuszone, ale najważniejsze według mnie jest to, że jeśli sam spędzę wiele godzin nad sprzętem, to bardziej będę go szanował na stoku i posłuży mi o wiele dłużej.

Tomek
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1. ocenianie serwisu po trzech próbach wypełnienia ubytku przy krawędzi przez zalanie zwykłym kofixem chyba jednak nie jest nie fair - tym bardziej, że za dwie usługi wzięli pieniądze.I robiło to dwóch różnych serwisantów. Niezależnie w jakim stanie oddawałem narty (z resztką smaru czy bez) to serwis ma obowiązek przygotować sobie narty do pracy serwisowej. Jeśli uważasz inaczej, to nigdy w życiu nie powierzyłbym takiemu serwisantowi sprzętu. Oczyszczenie narty ze starego smaru to pierwsza czynność jaką wykonuję z nartami.

Często mówię klientom, że nie gwarantuje że dane zalanie utrzyma się w narcie. Często są takie dziury, gdzie po prostu nie dajemy gwarancji. Ale mówimy to wprost. Jeśli zalali dziurę, przed tym nie ostrzegając że może wylecieć, po czym skasowali znowu za to zalanie "bo jednak wyleciało" no to już faktycznie nie ładnie. Tym bardziej ze ręczne zalanie takiej dziurki rozgrzanym pistoletem i zebranie nadmiaru to chwila moment. A może niefartem znowu trafiłeś w jakiś kamulec w to samo miejsce i wyleciało?

 

 

 

I na koniec - tu na forum rozmawiamy o amatorskiej jeździe i większości z nas wystarcza serwis na takim poziomie.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

 

 

 

 

Ja od czasu do czasu oddaje narte na maszyne w celu wyrównania pofalowania krawędzi, nie do uniknięcia po dłuższym ręcznym serwisie, i po takim maszynowym ostrzeniu nawet nie próbuje  wychodzić na lód , musze

ją porawić ręcznie.

 

Gdzie wyczytałeś teorie o 85 stopni?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mnie to nie dziwi, podałem jako informacje, przypuszczam, by usłyszeć ,że pilnik żle zbiera nie potrzeba słuchu absolutnego, 

Nie :)  Np, ja jestem przygłuchawy na niektóre argumenty mojej mamy typu "posprzątałbyś" ale nie mam problemu z oceną ostrzałki na krawędzi narty :P

 

 

A co ma odgłos pracy silnika do serwisowania nart? :D

To było metaforyczne przyrównanie do pracy jako mechanika. Bo i serwisant narciarski i mechanik samochodowy są jakby nie patrzeć... mechanikami. W dzisiejszych czasach gdy oddajesz auto do serwisu typu ASO, nikt nie szuka fizycznie usterki, tylko wszyscy na kozaka wpinają auto do komputera i cwaniakują z wymianą połowy samochodu. A przecież samochód i narta mają duszę i przed podjęciem akcji serwisowej trzeba się zapoznać ze sprzętem, trzeba wczuć się w jego wewnętrzne ja, poznać się... po tym poznajemy dobrego serwisanta. Tak samo jest z braniem ostrzałki na także na słuch. ;)

wort to powyższe to moja wewnętrzna refleksja filozoficzna, więc przed następnym cytowaniem lub komentarzem musisz się odpowiednio nastawić. Seneka, Marek Aureliusz, Wacław Potocki (choć ten ostatni strzelił sobie w głowę i nie przepadam za nim, ale jakby nie było, jest jednym z filozofów Polski) :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chodziło o to ze narta jest tak ostra ze nie pozwala na zeslizg i ludzie szybciej się "uczą" jazdy na krawędzi.

 

Kluczowe frazy do zrozumienia tego co napisałem to:

 

-Tylko czasowo

-Nawet na miękkim

-Odczucia "Coś ty zrobił,przecież na tym się nie da jeżdzić"(to do mnie :D )

 

 W tym przypadku chodziło mi o skądinąd bardzo dobrych narciarzy często z kilkudziesięcioletnim stażem

Jeżeli ktoś przez wiele dziesiątet lat jeżdził ześlizgiem to właściwie robi to na zasadzie odruchu bezwarunkowego,

Pamięć mięśniowa po wykonaniu pewno milionów skrętów jest tak silna, że przez głowe drudno dotrzeć.

 

Takie naostrzenie to jakby kaganiec założony na nogi uniemożliwiający łatwy ześlizg,przy każdej próbie

skętu ześlizgiem czuje opór który cały czas mu przypomina ,że coś jest nie tak.

 

Czasami wystarcza , dosłownie kilka skrętów :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Umiejętność serwisowania nart powoli dorasta do rangi mistycyzmu. Jeszcze ze 100 wpisów i okaże się że ludzie serwisujący narty mają nadludzkie zdolności. Może warto już zejść na ziemię. We wschodniej Polsce już śnieżek prószy. :)

 

To coś co posiadają Fachowcy, a nie potrafią tego przekazać i nazwać ,to intuicja zawodowa.

Wynikająca poniekąd z dużego doświadczenie ale nie do przekazania osobom trzecim

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kordiankw, nikt tu nie sprowadza wiedzy serwisowej do rangi mistycyzmu. Skiforumowi wielcy serwisanci robią kursy na YouTube, czytają wypowiedzi innych, na innych stronach etc... Ogólnie fajnie, szukacie wiedzy na ten temat, chcecie wiedzieć więcej i więcej, ale jak juz ktoś zjawi się na tym forum z dużą wiedza na ten temat, zajmujący się z tym zawodowo nie tylko z narciarzami amatorami, to nagle serwisanci skiforumowi rosną w siłę i co najmniej prubuja się zrównać z owym specjalista. Nie chce się bron boże wywyzszac, nic z tych rzeczy. Ale dopiero jakbym powiedział ze pracuje z Bode Millerem to może by to kogoś zainteresowało (chociaż i to staje się wątpliwe). Wiecie jak polscy serwisanci "dziela" swoich klientów? Jednym z nich jest narciarz skiforumowy. Przyjdzie raz na ruski rok, jak na ścięcie, karze zawsze robić tylko wyrównanie ślizgu i strukturę, zalania po kapaniu pałeczka kofiksowa powyrywane, ale zalewać nie chce, bo sam zrobi lepiej (ech), ponarzeka ze drogo i tyle. Oczywiście zawsze sprawdzam z ciekawości jakie to katy są porobione. Zazwyczaj są ta katy w granicach 90 stopni, wynikające z dociskania plastikowej ostrzaleczki przez co się wyginala i przelamywala docelowy kat. A dociskanie wynikało z braku jakiejkolwiek wiedzy z pracy pazurem. Juz nie mowie o porysowanych slizgach od ostrzalki. Tylko raz zwrocilem uwage, ze z tym samodzielnym ostrzenie jest cos nie tak jak powinno być. I tylko tyle powiedziałem, bo później były juz tylko teksty pod moim adresem "a kim ty k... jesteś ze uczysz mnie ostrzenia". I takiemu klientowi nawet nie próbujemy nic tłumaczyć, pozjadane wszelkie rozumy. W sumie to szczęście ze nie musimy ostrzyc takich samodzielnie ostrzonych nart, bo byśmy się totalnie zajechali. My, serwisanci (w Polsce) w internecie mamy w większości przypieta latke nierobow i ludzi nie znających się na serwisowaniu. "Lepiej sam sobie zrób narty, albo daj mi, w garażu mam stoisko serwisowe". Na szczęście takich " specow" jest malo. Przychodzą ludzie na jesień z upierdzielonumi nartami wazelina, a nawet wd40, bo przeczytali na skiforum żeby tak zrobić na lato aby krawędzie nie rdzewialy. I to nie pojedyncze przypadki. Jak myślicie, dlaczego czołowi serwisanci w Polsce, nie wypowiadają się na tym forum? Tutaj juz żaden specjalista nie ma żadnej siły przebicia, na wielkie teorie serwisowe skiforumowcow machaja ręką z tekstem "a niech sobie juz robią co chcą". Stan wiedzy na temat serwisowania osób, które to robią amatorsko jest jednocześnie ogromny, ale jednocześnie żaden. Miedzy innymi wynika to z faktu, ze nie maja żadnego porownania do świetnie przygotowanego sprzętu. Po prostu nie wiedza do czego dążyć. Ma być ostro i trzymac. Nie mowie, abyscie rzucili wszystko i poszli do serwisu, ale żebyście słuchali, nie zjadali wszystkich rozumow. Jeżeli jeździ wam się dobrze na przygotowanych nartach przez siebie, to bardzo OK. Jeśli czerpiecie z tego przyjemność, to robcie jak uwazacie. W końcu chodzi o przyjemność płynąca z jazdy na nartach. W Polsce przepracowalem 1,5 sezonu. Nie będę mówił gdzie, bo kto będzie chciał to mnie namierzy. A ja wole zostać anonimowy. Pewnie ten wpisy wywoła burze (w szklance wody). Od razu mowie, ze przykład skiforumowego serwisanta nie dotyczy absolutnie wszystkich. Są tacy którym pokazywalem z czym to sie je, bo chcieli dowiedzieć się czegoś więcej. Ale niestety serwisantow z dyplomem ukończenia kursu na YouTube i płyt CD jest sporo...
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

tunerski- to co napisałeś dotyczy nie tylko serwisu nart, a każdej (prawie) działalności usługowej.

Ile razy spotykałem sięz określeniem, ze zwariowałem chcąc 200 zł za metr rury (gotowej kanalizacji!)... przeciez wystarczy wrzucić do dziury rurę (kosztuje 30 zł/m)  i zasypać.... zwykle potem okazywało sie że jednak nie wystarczy.  :-). Tak jest w każdej dziedzinie. W narciarskiem serwisie usługowym też.

 

Jednak przez  cały ten wątek mam dziwne uczucie 'odkrywania ameryki'.... :-). Być może  bierze sie to stąd, że standardowy klient serwisu lub szkolenia to 'humanista', co obecnie oznacza technicznego abnegata/ignoranta (i tak jest traktowany przez zawodowca), który  przyjmie na wiarę wszystkie tajemnicze zaklęcia i określenia dotyczące nart, szczególnie te wypowiedziane po angielsku....  ;)

Przepraszam jesli ktoś poczułby się dotknięty, ale tak po prostu jest, nieraz tego doświadczyłem, nie tylko w serwisie narciarskim ... :-)

Oczywistym jest też, że kazda czynnośc manualna wymaga nauki a potem treningu i zawsze na początku jest trudna zanim stanie sie prosta i oczywista. Że po drodze jest cały szereg drobiazgów, które trzeba uwzglednić, bo decyduję o efekcie...

Jednak opisy kilka postów wyżej, jakie to ostrzenie jest trudne i wymaga wyczulonego słuchu (teraz przesadzam.. ) to własnie takie traktowanie klienta jak idiotę.... 

Ostrzenie jest czynnością czesto występująca w wielu warsztatach i zestawy narzędzi do tego celu róznią sie może kształtem i gabarytami ale zasady pracy sa zbliżone.... . Reszta to umiejętności i porządne dobre rzemiosło, z którego nie warto robić wiedzy tajemnej. Warto przyjąć też do wiadomości, że niektórzy naprawdę wiedzą do czego służy pilnik i jak go umocować i prowadzić  by efekt obróbki był powtarzalny i zgodny z oczekiwaniem, jak stopniowac gradację narzędzia, do czego służy pazur i czy bez niego da sie pracować przy narcie a kiedy nie warto 'oszczedzać'...

Jeszcze raz proszę zawodowców- rozdzielmy poziom serwisanta 'profi' , którego żaden amator nigdy nie osiągnie od ręcznej masówki, gdzie właściwe narzedzia i kilka godzin praktyki pod okiem fachowca da całkiem akceptowalny poziom serwisu ( dla amatora!) .

 

Pewnie ten wpisy wywoła burze (w szklance wody).

 

raczej zdziwienie - o co chodzi?

 

 

Miłego weekendu

Michał

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Obrazalem to się w podstawówce. Po prostu śmieszne jest to, ze jak ktoś może cos wiedzieć więcej, to zaraz jakieś ironiczne (?) teksty typu "wiedza tajemna i mistyczna". Gdzie napisałem ze nie potrafią? Jak do tej pory pisalem, aby osiągnąć dobry poziom robienia nart potrzeba doświadczenia. Powiedzieć o kimś ze nie potrafi mogę dopiero wtedy kiedy mam jego narty przed sobą. Jeśli odebrales to tak, ze nie umiesz ostrzyc, to przepraszam, nie miałem takiego zamiaru (dotyczy wszystkich). Wracając do metody nauczania z katem 85. To jest tak, ze to uczeń ma się dostosować, co przeczy z jakimkolwiek nauczanie. Tak jakbym (uwaga, przerysowane nieco porównanie) postawił totalnie zielona osobe na gorze stoku, założył narty i popchnal w dol krzycząc " dostosuj się!". Pewnie by się nauczyła po tygodniu takiej jazdy. Pomijam juz fakt, utrwalania złych nawyków, ale w końcu "by jeździła". Misja udana. Nie odbieraj tego złośliwie. Co to to nie.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Obrazalem to się w podstawówce. Po prostu śmieszne jest to, ze jak ktoś może cos wiedzieć więcej, to zaraz jakieś ironiczne (?) teksty typu "wiedza tajemna i mistyczna".
Gdzie napisałem ze nie potrafią? Jak do tej pory pisalem, aby osiągnąć dobry poziom robienia nart potrzeba doświadczenia. Powiedzieć o kimś ze nie potrafi mogę dopiero wtedy kiedy mam jego narty przed sobą.
Jeśli odebrales to tak, ze nie umiesz ostrzyc, to przepraszam, nie miałem takiego zamiaru (dotyczy wszystkich).
 

 

Nie napisałeś,że" nie potafią", ale taki jest wydżwięk tego co piszesz i zdaje się ,że nie tylko ja tak sądze.

 


Wracając do metody nauczania z katem 85. To jest tak, ze to uczeń ma się dostosować, co przeczy z jakimkolwiek nauczanie. Tak jakbym (uwaga, przerysowane nieco porównanie) postawił totalnie zielona osobe na gorze stoku, założył narty i popchnal w dol krzycząc " dostosuj się!". Pewnie by się nauczyła po tygodniu takiej jazdy. Pomijam juz fakt, utrwalania złych nawyków, ale w końcu "by jeździła". Misja udana.
Nie odbieraj tego złośliwie. Co to to nie.

 

 Nauka właśnie na tym polega,że uczeń ma się dostosować.

 

Miłego weekendu życzę :)

Wort

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pomijam fakt, ze naostrzenie nart amatorskich na kat 85 stopni, które zapewne wczesniej serwisowane były od święta jest niesamowicie dużą praca, często nawet niemożliwa (konstrukcja side walli).

Nauka właśnie na tym polega,że uczeń ma się dostosowac.
Kursy instruktorskie, lata pracy jako instruktor i zawodnik poszły jak krew w piach :(
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cześć

Post Tunera - jeżeli nie odbierze się go osobiście wydaje się dość prawdziwy z zastrzeżeniem - które w poście jest ale może umknąć - że nie wszystkich dotyczy. Sam dość długo serwisowałem sobie narty. Robiłem to nie dlatego, że lubię czy uważam, że robiłem to genialnie ale dlatego, że nie było innego wyjścia (długie okresy na nartach za granicą gdy jeszcze uczyłem i szkoda kasy na serwisy).

Obecnie gdy jeżdżę mało oddaje narty do dobrego serwisanta, który robi z nimi co chce według jego uznania i bierze za to kasę. Niestety nie małą - 5 par w serwisie stoi a ja 400 mam przygotowane.

Uważam, że to dobra opcja dla kogoś kto nie umie i nie ma czasu ani chęci się uczyć. Z drugiej strony mitologizowanie problemu jest po prostu śmieszne - wystarczy zerknąć co pisze troszke cześniej Michał - 100% racji.

Tak się składa, że kończę duży remont w domu. Wszystko poza ciężka budowlanką i podłogami robiłem sam w weekendy i po pracy i da się. Wielu rzeczy (elektryka, przygotowanie ścian, tapetowanie, osadzanie drzwi itd.) nauczyłem się sam w trakcie i nie jest źle a  w niektórych wypadkach szlag mnie trafiał gdy poprawiałem fachowców a inżynierem nie jestem tylko geologiem. Zabierało mi to jednak znacznie więcej czasu a czasami i kosztów bo nauka kosztuje jak to mówią.

Warto z pewnością samemu jeżeli się juz umie a jak nie...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


×
×
  • Dodaj nową pozycję...