Skocz do zawartości

Prędkośc na stoku...


ski_kuba

Rekomendowane odpowiedzi

Mitku, od dawna czytam forum, czasami staram się włączać w dyskusję, ale nie mi oceniać jakość i przydatność moich wypowiedzi. Bardzo cenię sobie rady wielu uczestników dyskusji, w tym również Twoje. Ale do rzeczy, piszesz:

Uważam się za dobrego narciarza i wrzucanie mnie oraz wielu moich kolegów do jednego worka z jakimiś baranami mnie obraża.

Problem w tym, że wielu z nas (w tym przypadku również Ty) bardzo często przyjmuje wypowiedzi innych bardzo osobiście, mimo że nie dotyczą one nas bezpośrednio. Nie masz powodów do obrażania się. Pojęcie "dobrego narciarza", jest pojęciem bardzo względnym. Bo jak sam napisałeś, dobry narciarz to osoba, która poza ogromnymi umiejętnościami popartymi przygotowaniem teoretycznym, ma również "charakter i duszę" prawdziwego narciarza. Niestety wielu z nas uważa się za wspaniałych narciarzy, posiadających niesamowite umiejętności (i często tak rzeczywiście jest) będących jednocześnie wielkimi "burakami" na dwóch deskach, przez swoją ignorancję, często arogancję i brak elementarnego szacunku dla innych. Wśród tych osób są zapewne, jak pisał Tadeusz T, również technicznie bardzo dobrzy narciarze. Nie jest intencją niczyją generalizowanie i wrzucanie wszystkich do jednego worka.

Również wielokrotnie widziałem naprawdę dobrych narciarzy którzy w w/w miejscach jechali dość szybko nie stwarzając najmniejszego zagrożenia dla kogokolwiek.

Nie oznacza to, że nie zdarzają się przypadki "naprawdę dobrych narciarzy" w sensie technicznym, budzących strach oraz zagrożenie dla innych.

Czy to znaczy że wtakim miejscu każdy nawet HERMANN MAIER ma poruszać się łukami płuznymi?

Nie upraszczaj proszę. Nikt nie oczekuje, że będzie on w takim momencie poruszał się "łukami płużnymi". Ale jestem niemal pewien, że nawet HERMANN MAIER, jeśli uzna to za zasadne, zwolni i zachowa szczególną ostrożność.

Dobry narciarz zawsze jedzie z prędkością bezpieczną. To, że ty masz odczucie, żę dla ciebie ktoś jedzie za szybko to nie znaczy, że ten ktoś jedzie szybko w stosunku do swoich umiejętności. NIe jesteś wyrocznią.

Po owocach ich poznacie. Jeśli ten "dobry", swoją szaleńczą jazdą zagraża innym, bądź spowoduje wypadek, to widać... i nie trzeba być wyrocznią.

Problem lezy w zupełnie czym innym. W braku świadomości prędkości bezpicznej i prędkości wogóle przeciętnego narciarza.

I znowu uznajesz, że ten dobry nigdy nie stwarza i/lub nie stworzy zagrożenia. Co to znaczy przeciętny narciarz? Co to znaczy dobry narciarz? Zawsze to będą jakieś mniej lub bardziej doskonałe definicje, często subiektywne odczucia. Czyż nie jest tak, że wielu z nas uważa się za najlepszych kierowców? A na pewno każdy "pirat drogowy" tak o sobie powie.

Chodzi nam o to samo - o bezpieczeństwo ale mam wrażenie, że piszesz pod wpływem jakiegoś jednostkowego przypadku lub błęnej oceny zdarzeń. Problem jak pisałem wczesniej jest bardzo poważny i powiedziałbym społeczny w sensie społeczności narciarskiej ale nie mieszaj w to dobrych narciarzy bo oni dbają o to żeby im i innym było bezpiczniej i przyjemniej.

Konkludując w każdej społeczności, w każdej grupie statystycznej znaleźć można "czarne owce". Dlatego, podobnie jak Tadeusz T, uważam że warto o nieprzyzwoitościach mówić zawsze i do wszystkich, być może często podpierając się niezbyt trafnym przykładem, ale najważniejsze jest przesłanie, które takim wypowiedziom towarzyszy. Naprawdę nie mamy powodów czuć się obrażanymi, kiedy ktokolwiek z nas przytacza przykłady zachowań osób, które należą do tej samej grupy społecznej co my. Z samego faktu bycia człowiekiem nie wynika przecież, że jesteśmy istotą rozumną, przewidywalną i przyzwoitą. A co na to definicja rodzaju ludzkiego??? Podobnie jest z "dobrymi", "przeciętnymi", "początkującymi" itd. narciarzami. Chyba to miał na myśli Tadeusz T. Z szacunkiem dla wszystkich
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 139
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

Top użytkownicy w tym temacie

Drogi Mitku! Pewnie możemy tak dyskutować jeszcze przez następny tydzień. :) Ale chyba nie jest to potrzebne. Ja Ciebie nie przekonałem, Ty mnie również nie bardzo. Żeby ułatwić zakończenie naszej dyskusji, mam nadzieję twórczej i ciekawej także dla innych, nie będę już ustosunkowywał się do Twoich argumentów (chyba, że sobie tego zażyczysz). Poruszę tylko kilka spraw mam nadzieję niekontrowersyjnych. 1. Nie miałem zamiaru Cię obrażać, jeśli tak odebrałeś moje posty - przepraszam. 2. Przypuszczam, że pewna, choć niewielka część naszych kontrowersji wynika z następującego nieporozumienia: dla Ciebie i wielu innych dyskutantów narciarz bardzo dobry to ten z 10, no może 9. Dla kolegi PS1 i olbrzymiej większości narciarzy, bardzo dobry to ten od 7, a może nawet od 6 wzwyż. Ja przyjąłem ten drugi punkt widzenia. 3. W p. 6 zapraszasz mnie do reagowania na stoku. Informuję Cię, że to robię. Wspominałem o tym w poprzedniej dyskusji. 4. Jeszcze muszę się wytłumaczyć przed wszystkimi skąd ten mój słowotok i nadmiar czasu. Otóż od kilku dni jestem chory, mam gorączkę (niedużą i proszę mi nie imputować, że to była maligna :)) i koszmarnie się nudzę. :) A już serio, traktuję to co napisałem i dyskusje w których brałem udział niezwykle poważnie. Pozdrawiam Ciebie i wszystkich. Tadek.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Drogi Mitku! Pewnie możemy tak dyskutować jeszcze przez następny tydzień. :) Ale chyba nie jest to potrzebne. Ja Ciebie nie przekonałem, Ty mnie również nie bardzo. Żeby ułatwić zakończenie naszej dyskusji, mam nadzieję twórczej i ciekawej także dla innych, nie będę już ustosunkowywał się do Twoich argumentów (chyba, że sobie tego zażyczysz). Poruszę tylko kilka spraw mam nadzieję niekontrowersyjnych. 1. Nie miałem zamiaru Cię obrażać, jeśli tak odebrałeś moje posty - przepraszam. 2. Przypuszczam, że pewna, choć niewielka część naszych kontrowersji wynika z następującego nieporozumienia: dla Ciebie i wielu innych dyskutantów narciarz bardzo dobry to ten z 10, no może 9. Dla kolegi PS1 i olbrzymiej większości narciarzy, bardzo dobry to ten od 7, a może nawet od 6 wzwyż. Ja przyjąłem ten drugi punkt widzenia. 3. W p. 6 zapraszasz mnie do reagowania na stoku. Informuję Cię, że to robię. Wspominałem o tym w poprzedniej dyskusji. 4. Jeszcze muszę się wytłumaczyć przed wszystkimi skąd ten mój słowotok i nadmiar czasu. Otóż od kilku dni jestem chory, mam gorączkę (niedużą i proszę mi nie imputować, że to była maligna :)) i koszmarnie się nudzę. :) A już serio, traktuję to co napisałem i dyskusje w których brałem udział niezwykle poważnie. Pozdrawiam Ciebie i wszystkich. Tadek.

mysle ze oboje z mitkiem dbacie o to samo tylko troche innych slow uzywacie: chwala wam za to ze tak zawziecie dyskutujecie o bezpieczenstwie na stokach !!!!!
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam To może od końca. artur - własnie ze względu na możliwości nowoczesnych nart wypłynął ten temat i w nim ta dyskusja. A co do Herminatora to dobrze że dodałeś emotikon bo juz parę razy zauważyłem, że przytaczano tu przykłady zawodników z najwyzszej półki jako porównanie czy analogie a naszym amatorskim narciarstwem. Kto tak pisze i traktuje to poważnie ma o nartach generalnie niewielkie pojęcie. jan koval - na ciebie zawsze mozna liczyc tak jak na fredowskeigo;) Tadeusz i mn16 - dyskusja nam sie zbliża do końca więc i ja swoje podsumowanie jeżeli pozwolicie. Będę obstawał przy swoim, że dobry narciarz to po prostu dobry narciarz ze wszystkimi elementami o których pisałem poprzednio i że tak naprawdę nie ma czegoś takiego jak dobry narciarz technicznie. Wprowadzenie narty taliowanej spowodowało, że praktycznie średnio sprawne osoba jest w stanie w ciągu 1 !! dnia opanować jazdę skrętem cietym, sprawny młody człowiek po tygodniu dwóch jazdy ubrany w kask fajna kurtke itd. wygląda jak zawodowiec ale zapewniam was, że nie ma on pojęcia ani o technice ani o narciarstwie wogóle. Co do ocen w/g naszej uproszczonej forumowej skali to oczywiście zdaję sobie sprawę, że ten system jest niedoskonały, że sa spore przekłamania - myslę, że do 2 stopni w obie strony a wgórę może nawet do 3. Ktoś - nie chce urazic nikogo z młodych narciarzy - kto ma 16 lat i daje sobie ocene 9 albo jest wyjątkowo dobrym zwodnikiem albo nie ma pojęcia o czym pisze. Jasno z tego wynika że jestem raczej zwolennikiem zanizania niż zawyżania uniejetności ale 6 to napewno nie jest narciarz bardzo dobry. Myslę, że narciarz bardzo dobry to ktoś na poziomie dobrego!! pomocnika instruktora (oczywiście nie musi mieć żadnych uprawnieniń - chodzi o porównanie) Dobry narciarz o którym rozmawiamy to narciarz świadomy i bezpieczny i chyba nie za bardzo da się to wpasować w nasz system oceny. To czy ktos dobrze jeździ czy nie mozna ocenic juz po tym jak stoi na nartach, jak kroczy jak wsiada na orczyk itd. Obserwacja samej jazdy - tor rytm, dobór techniki do formacji itd. mozna ocenic po 500m 1000m i juz wiadomo. Myslę, że cała dyskusją polega na tym, że dla mnie ważne jest oróżnienie "dobrych" - jak napisał mn16 od dobrych w moim rozumieniu tego sława i przy tym się beę upierał nie nazywanie "dobrych" dobrymi technicznie. Sprawa może i troche zatacza o nazewnictwo ale przecież nie można nazywać dobrym kogoś kto stwarza jakiekolwiek zagrożenie dla kogokolwiek. Dla tego typu osobników zawsze aktualne jest okreslenie bolid i nie ma ich co nobilitowac mówiąc, że jest dobry technicznie ale jeździ niebezpiecznie. Jeżeli jeździ niebezpiecznie to nie umie jeździć i tyle. Serdecznie pozdrawiam A jako, że jest to kolejna dyskusja na temat bezpieczeństwa proponuję modom otworzyć osobny dział o tej nazwie gdzie wszelie tego typu dyskusje mogłyby mieć miejsce. Można stworzyć tam miejsce na opisy zachowań niebezpiecznych z podaniem daty miejsca i opisu winnego/winnych. Co więcej mozna spróbowac zamieszczać zdjęcia osób które permanentnie stwarzają na stoku sytuacje niebezpieczne. Nie wiem jak wygląda prawbna strona tego typu postepowania ale koledzy napewno zaraz pomogą. Myslę, że wytworzenie takiego wewnetrznego cisnienia pomoże w okiełznaniu ambicji niektórych ( mowe o dorosłych którzy nadzwyczaj czesto dodaja sobie adrenalinki sunąc po stoku z predkościa przekraczającą o lata świetlne ich możliwości) jak i uświdomią tym młodszym że mogą byc sprawcami tragedii. Pozdrawiam A Tadeuszowi życzę zdrowia i mam nadzieję, że jak wyzdrowieje to nie zniknie z forum.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dobry narciarz o którym rozmawiamy to narciarz świadomy i bezpieczny i chyba nie za bardzo da się to wpasować w nasz system oceny. [ciach]

I to jest dobre podsumowanie naszej dyskusji :).

A jako, że jest to kolejna dyskusja na temat bezpieczeństwa proponuję modom otworzyć osobny dział o tej nazwie gdzie wszelie tego typu dyskusje mogłyby mieć miejsce. [ciach]

Bardzo dobry pomysł, popieram w całej rozciągłości ;).
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A ja tak ostatnio przegladałem sobie kilka filmów na tym forum. W dziale gdzie to różne osoby wrzucały filmy ze swoimy zjazdami i prosiły o porady. Nie chce nikogo wytykać palcem, ale odnoszę wrażenie że duzo osób które widać na tych filmach zjeżdza na zasadzie czym szybciej tym lepiej (niestety co do kontroli jest inaczej) . Część tych filmów budzi we mnie mieszane uczucia co do bezpieczeństwa zarówno własnego jak i innych ( a w opisach wysokie notowania).
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Drodzy forumowicze! Ponieważ ostatnia dyskusja na tym wątku dobiegła do pomyślnego końca, pozwalam sobie poruszyć następne zagadnienie, oczywiście związane z prędkością i bezpieczeństwem. Wczoraj w poście "dobrzy kontra palanci" wymieniłem dwie grupy niebezpiecznych użytkowników nart. O ile do tamtych poglądów jestem całkowicie przekonany i broniłem ich zażarcie w dyskusji z Mitkiem, to tym razem, traktujcie je jako wstęp do dyskusji. Opieram się głównie na własnych przemyśleniach i obserwacjach, a także wypowiedziach Goprowców. Brak mi jest informacji i wypowiedzi instruktorów narciarstwa. Dlatego szczególnie ich proszę o zabieranie głosu. Przedstawiam więc trzecią grupę niebezpiecznych narciarzy. Czyli średnio zaawansowanych wychowanków nawiedzonych instruktorów karwingu (dlatego nawiedzonych, że uczących tylko i wyłącznie karwingu). Chyba także tę grupę narciarzy miał na myśli Mitek pisząc w ostatnim poście: "sprawny młody człowiek po tygodniu dwóch jazdy ubrany w kask fajna kurtke itd. wygląda jak zawodowiec ale zapewniam was, że nie ma on pojęcia ani o technice ani o narciarstwie wogóle" Koniec cytatu. :) Narciarze ci doskonale radzą sobie na pustych i baaardzo szerokich trasach. Niestety zupełnie nie potrafią sobie poradzić z kontrolą prędkości i hamowaniem. Szczególnie w miejscach wąskich i stromych są bezradni - kłania się brak niemodnej umiejętności śmigu hamującego. Bezradni to złe określenie. Jadą tam dużo szybciej niż chcą i potrafią, robiąc sobie i innym krzywdę. Problemy są także, gdy trzeba zwolnić przed częścią trasy z dużym zagęszczeniem narciarzy. Kontrola prędkości oparta jedynie na jeździe w poprzek stoku, lub wręcz pod stok jest z oczywistych względów nieskuteczna na przewężeniach, a poza tym szalenie niebezpieczna nawet na szerokich trasach, powodując koszmarne w skutkach czołowe zderzenia. (pisze dzisiaj Gerius na wątku Tragedie na nartach: "Na niebieskiej trasie w Szweicari zginąl po zderzeniu z innym narciarzem narciarz z Litwy...Umarl na miejscu- domniewaną przyczyną smiersi przebicie pluca albo pękniecia plewy klatki piersiowej(poszla krew z ust))" Jeśli można coś zaproponować to: 1. Uczyć także elementów techniki klasycznej, czyli ześlizgu, śmigu klasycznego, śmigu hamującego, zatrzymania ześlizgiem - nie wiem jak to się teraz nazywa - Joubert nazywał to "zatrzymanie się skrętem stóp" 2. Uczyć najpierw klasyki potem karwingu. Czyli karwingu uczyć dopiero tych, którzy umieją technikę klasyczną. Ostatnie zdanie zgodnie z obietnicą zmieniam na: Czyli karwingu uczyć dopiero tych którzy znają podstawy techniki klasycznej I w ten sposób dodatkowo odgrzałem lekko zapomnianą dyskusję - klasycy kontra karwingowcy. :) To zapraszam do dyskusji :P
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Uczyć najpierw klasyki potem karwingu. Czyli karwingu uczyć dopiero tych, którzy umieją technikę klasyczną. I w ten sposób dodatkowo odgrzałem lekko zapomnianą dyskusję - klasycy kontra karwingowcy. :) To zapraszam do dyskusji :P

Mi się to trochę wydaje bez sensu. 1. Ucząc najpierw klasyki, a potem karwingu wydłużamy proces nauczania. Dla wielu ludzi już 1-2h to jest dużo. Nie wszystkim będzie się chciało, co będzie skutkowało większą ilością "niedouczonych". To jest trochę jak z rowerem - jak się załapie, to już dalej idzie łatwiej. Karwingowo jest łatwiej załapać. Szybciej uzyskuje się narciarza sprawnie poruszającego się. 2. Będziemy uczyć najpierw kupy rzeczy, których potem i tak się nie stosuje... no bo sorry, ale do "zsunięcia się" w trudnym miejscu wystarczy mi jakikolwiek podstawowy śmig - nie muszę kuć już tych wszystkich krystianii, skrętów z oporu którąśtam nartą, NWN itd. Do poruszania się normalnie po stoku używam skrętu ciętego i tyle. Ew. w zależności od okoliczności można nieco modyfikować - boję się prędkości? To odpuszczam trochę nartę - niech pójdzie częściowo ześlizgiem - zwolni nieco. Potrzebuję ostro skręcić? Zacinam ostro "szurany" skręt (każdy kto umie hamować będzie też umiał tak skręcić). A co do elementów typu hamowanie, zsunięcie się kawałek niżej (np. do osoby stojącej 2m poniżej nas), pług, itp. to to są elementy "pozatechniczne" - każdy powinien to znać, bo bez tego po prostu nie jest w stanie się skutecznie poruszać na trasie. Więc dajcie se spokój z postami typu "nie uczcie od razu karwingu - jak oni będą hamować? karwingiem?". Carving jest techniką pokonywania skrętów - najskuteczniejszą i najpewniejszą jaką dotychczas wynaleziono i tyle. Czasem tylko trzeba zmodyfikować tor i już. I nie bać się "psucia skrętu" - lepiej zepsuć, niż kogoś skosić. Natomiast są sytuacje awaryjne, kiedy nie stosuje się techniki pokonywania skrętów. I tyle. A jak ktoś jest bezmyślnym baranem, to chyba bez różnicy, czy pojedzie na krechę na klasykach, czy na karwingach. I jaką techniką. Na krechę zawsze wali się podobnie.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mogę prosić o małe wyjaśnienie do powyzszego postu: "zatrzymanie się skrętem stóp" - chodzi Ci o takie gwałtowne zatrzymanie sie "prawie" w miejscu, bokiem do stoku (pod katem 90 stopni w stosunku do linii nachylenia stoku),tak? tzn. że nie uczą tych narciarzy jak się szybko zatrzymac w sytuacjach awaryjnych?? :eek::eek::eek::eek::confused: To jak oni sie niby mają zatrzymać jesli jada szybko,a na trasie dzieje sie cos nieprzewidywanego?? Przeciez w polskich warunkach na trasie zwykle jest za duzo ludzi zeby nagle zatrzymac sie np. "pod stok". Mam nadzieje,ze czegos nie zrozumialam, bo jesli jednak zrozumialam to az strach jezdzic z takimi narciarzami na stoku... bo przeciez z krawedzi przy duzej predkosci raczej nie przejda od razu do "plugu" i sie w ten sposob nie zatrzymaja..zreszta skoro pługiem tez nie potrafią.. Poza tym zatrzymywanie sie plugiem tez nic nie daje-w sytuacjach awaryjnych trwa za dlugo. mamnadzieje,ze jednak ucza tak :) : "A co do elementów typu hamowanie, zsunięcie się kawałek niżej (np. do osoby stojącej 2m poniżej nas), pług, itp. to to są elementy "pozatechniczne" - każdy powinien to znać, bo bez tego po prostu nie jest w stanie się skutecznie poruszać na trasie"
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Drodzy forumowicze! Ponieważ ostatnia dyskusja na tym wątku dobiegła do pomyślnego końca, pozwalam sobie poruszyć następne zagadnienie, oczywiście związane z prędkością i bezpieczeństwem. Wczoraj w poście "dobrzy kontra palanci" wymieniłem dwie grupy niebezpiecznych użytkowników nart. O ile do tamtych poglądów jestem całkowicie przekonany i broniłem ich zażarcie w dyskusji z Mitkiem, to tym razem, traktujcie je jako wstęp do dyskusji. Opieram się głównie na własnych przemyśleniach i obserwacjach, a także wypowiedziach Goprowców. Brak mi jest informacji i wypowiedzi instruktorów narciarstwa. Dlatego szczególnie ich proszę o zabieranie głosu. Przedstawiam więc trzecią grupę niebezpiecznych narciarzy. Czyli średnio zaawansowanych wychowanków nawiedzonych instruktorów karwingu (dlatego nawiedzonych, że uczących tylko i wyłącznie karwingu). Chyba także tę grupę narciarzy miał na myśli Mitek pisząc w ostatnim poście: "sprawny młody człowiek po tygodniu dwóch jazdy ubrany w kask fajna kurtke itd. wygląda jak zawodowiec ale zapewniam was, że nie ma on pojęcia ani o technice ani o narciarstwie wogóle" Koniec cytatu. :) Narciarze ci doskonale radzą sobie na pustych i baaardzo szerokich trasach. Niestety zupełnie nie potrafią sobie poradzić z kontrolą prędkości i hamowaniem. Szczególnie w miejscach wąskich i stromych są bezradni - kłania się brak niemodnej umiejętności śmigu hamującego. Bezradni to złe określenie. Jadą tam dużo szybciej niż chcą i potrafią, robiąc sobie i innym krzywdę. Problemy są także, gdy trzeba zwolnić przed częścią trasy z dużym zagęszczeniem narciarzy. Kontrola prędkości oparta jedynie na jeździe w poprzek stoku, lub wręcz pod stok jest z oczywistych względów nieskuteczna na przewężeniach, a poza tym szalenie niebezpieczna nawet na szerokich trasach, powodując koszmarne w skutkach czołowe zderzenia. (pisze dzisiaj Gerius na wątku Tragedie na nartach: "Na niebieskiej trasie w Szweicari zginąl po zderzeniu z innym narciarzem narciarz z Litwy...Umarl na miejscu- domniewaną przyczyną smiersi przebicie pluca albo pękniecia plewy klatki piersiowej(poszla krew z ust))" Jeśli można coś zaproponować to: 1. Uczyć także elementów techniki klasycznej, czyli ześlizgu, śmigu klasycznego, śmigu hamującego, zatrzymania ześlizgiem - nie wiem jak to się teraz nazywa - Joubert nazywał to "zatrzymanie się skrętem stóp" 2. Uczyć najpierw klasyki potem karwingu. Czyli karwingu uczyć dopiero tych, którzy umieją technikę klasyczną. I w ten sposób dodatkowo odgrzałem lekko zapomnianą dyskusję - klasycy kontra karwingowcy. :) To zapraszam do dyskusji :P

Witam Tadeusz na ciebie zawsze mozna liczyć. Cieszę się, że jeszcze w pełni nie wyzdrowiałeś:) Twoją wypowiedź odbieram jako reakcję na mój podsumowujący post. Dokładnie o tego typu narciarzach myślę. Grupa bardzo szeroka i praktycznie nie ograniczona wiekowo. Ludzie którzy są z tak zwanego nowego naboru. Jeździmy na nartach bo to kjest modne i trendy. Bierzemy kilka lekcji u instruktora - również modne polecane i trendy. Kupujemy sprzet (im lepszy tym gorzej bo dobra narta dobrze trzyma i tzreba naprawdę umieć zejść z krawędzi) kask, ubiór i grzejemy. To właśnie ci "dobrzy narciarze" Tadeusz.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mogę prosić o małe wyjaśnienie do powyzszego postu: "zatrzymanie się skrętem stóp" - chodzi Ci o takie gwałtowne zatrzymanie sie "prawie" w miejscu, bokiem do stoku (pod katem 90 stopni w stosunku do linii nachylenia stoku),tak? tzn. że nie uczą tych narciarzy jak się szybko zatrzymac w sytuacjach awaryjnych?? :eek::eek::eek::eek::confused: To jak oni sie niby mają zatrzymać jesli jada szybko,a na trasie dzieje sie cos nieprzewidywanego?? Przeciez w polskich warunkach na trasie zwykle jest za duzo ludzi zeby nagle zatrzymac sie np. "pod stok". Mam nadzieje,ze czegos nie zrozumialam, bo jesli jednak zrozumialam to az strach jezdzic z takimi narciarzami na stoku... bo przeciez z krawedzi przy duzej predkosci raczej nie przejda od razu do "plugu" i sie w ten sposob nie zatrzymaja..zreszta skoro pługiem tez nie potrafią.. Poza tym zatrzymywanie sie plugiem tez nic nie daje-w sytuacjach awaryjnych trwa za dlugo. mamnadzieje,ze jednak ucza tak :) : "A co do elementów typu hamowanie, zsunięcie się kawałek niżej (np. do osoby stojącej 2m poniżej nas), pług, itp. to to są elementy "pozatechniczne" - każdy powinien to znać, bo bez tego po prostu nie jest w stanie się skutecznie poruszać na trasie"

Swego czasu prowdziałem dyskusje na podobny temat w wątku http://www.skiforum....ead.php?t=11698 Ja też uwżam że carving jest dodatkiem tylko. Zreszta skoro ten carving jest taki extra i nowe metody szkolenia sa the best to dlaczego w innym watku przyznaliscie co jest obserwowalne na naszych stokach ze takie osoby jezdzą caly czas na jednakowo zgietych kolanach. Ja uwazam ze teksty typu jedzien dzien nauki carivingiem i juz umiesz jezdzic swobodnie po niebieskich jest duzym przewartosciowaniem. Ja tak samo potrafie kogos nauczyc w jedzien dzien zjechac z niebieskiej starymi metodami. Najwazniejszy i tak jest sam skret i jego szybkosc - nogi biodra. A jazda w poprzek jest banalna. Pozatym to zalezy od tego kogo uczymy. Niektorym przyjdzie latwiej klasyka niektorym cariving. Tak samo jak wszystkie cwiczenia i elementy.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ale namieszałem! :( :) Zdaje się, że zabraknie mi czasu na odpowiedzi. Czyli hurtem w kolejności chronologicznej (wybacz FankoSDM) Devastator 1. Najpierw lekka modyfikacja mojej wypowiedzi - zamiast "którzy umieją technikę klasyczną." lepiej będzie "którzy znają podstawy techniki klasycznej" 2. Piszesz: "do "zsunięcia się" w trudnym miejscu wystarczy mi jakikolwiek podstawowy śmig" Wybacz, ale ja uważam, że w wąskim, stromym i twardym miejscu do bezpiecznego zjechania niezbędny jest dobrze opanowany śmig hamujący. Oczywiście mam na myśli narciarzy tylko średnio zaawansowanych i dobrych, a nie artystów nart. Podejrzewam, że piszesz "wystarczy mi jakikolwiek podstawowy śmig", a jedziesz doskonałym śmigiem hamującym. Sęk w tym, że narciarze o których piszę nie znają żadnego "podstawowego śmigu" i usiłują tam jechać karwingiem, osiągając drugą prędkość kosmiczną. 3. Masz rację, że skręt karwingowy jest doskonałą techniką, ale nie jest panaceum. W niektórych sytuacjach konieczne są inne umiejętności. Ty je znasz i potrafisz zastosować, ale ci o których tu piszę niestety nie. 4. Rozmawiamy nie o doskonałych narciarzach, lecz o w sumie dość słabo zaawansowanych, którzy dobrze opanowali jedynie skręt karwingowy. FankaSDM Droga fanko! Tak - chodzi o takie gwałtowne zatrzymanie sie "prawie" w miejscu. Właśnie dlatego to napisałem, bo z moich obserwacji wynika, że część jadących bardzo szybko skrętami karwingowymi narciarzy właśnie tego nie umie!!!!!! Sam chcę się dowiedzieć czy to możliwe. A może umieją to jak jadą wolno, a jak się rozpędzą, to już nie. :) Wbrew pozorom to możliwe, jeśli robili to 3 razy w życiu. Mitek Dzięki za tyle i czekam na więcej. Np propozycje co z tym zrobić. No i o komentarze do innych głosów. Dzięki za wypowiedzi. Pozdrawiam wszystkich. Tadek.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

zamiast "którzy umieją technikę klasyczną." lepiej będzie "którzy znają podstawy techniki klasycznej"

1. Nie. Tu ma być "którzy znają podstawy jazdy na nartach" i koniec :P. Skręt stop, obrócenie się, pługi to są podstawy poruszania się na nartach, niezależnie od techniki. 2. No chodziło o śmig hamujący. Nie musi być idealny, ale musi być skuteczny. To racja - czasem się po prostu nie da i tyle. 3. Nie panaceum, ale bazą dla każdej techniki jazdy (nie ratowania się). Zresztą - ja nawet klasyczne skręty wykańczam odruchowo krótkim "przycięciem" na krawędzi :P. Ale zasadniczo łapię o co Ci idzie i zasadniczo to masz rację. Z tym, że nie można za to winić techniki jazdy, ani geometrii nart (to tak jakbyś winił producentów samochodów, że robią za szybkie samochody i ludzie przez to giną). Jak już ktoś jest winny to ten, kto nie potrafi realistycznie ocenić własnych umiejętności.

Pozdrawiam wszystkich. Tadek.

I wzajemnie Paweł
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To moze ja sie wlacze do dyskusji, bo temat ciekawy :) Zdecydowanie zgadzam sie z tym, ze smig hamujacy sie przydaje i choc osobiscie nie cierpie nim jezdzic to sie go ciagle ucze, bo jest moim zdaniem duzo trudniejszy od skretu carvingowegom i wymaga wiekszej "pary" w nogach. Co do instruktorow, mialam przyjemnosc z kilkoma, ale zawsze byla to jazda w grupie i moge stwierdzic, ze pierwszy nie uczyl nas "podstaw" (bo pewnie zalozyl, ze umiemy, bo grupa byla dosc zaawansowana), ale smig na Golgocie w Szczyrku tluklismy do znudzenia:cool: Inni tez uczyli smigu, jak byl odpowiedni stok, bo na niebieskich czy czerwonych to raczej sensu nie ma (przy znacznym zaawansowaniu grupy), jednak nie moge powiedziec, ze ten element byl pomijany. Moj ostatni instruktor rowniez nas uczyl smigu i skretu stop (co bylo dosc zabawne, bo wiekszosci lepiej wychodzilo to pierwsze, niz to drugie:confused: tym samym potwierdza sie to, ze wielu narciarzy nie umie takich podstawowych "manewrow" jezdzac przy tym dosc dobrze skretem carvingowym). Ale podkreslam, nie mialam nigdy kontaktu z instruktorami "na godzine", wiec moze byc zupelnie inaczej, bo jak sie ma tydzien szkolenia, po kilka godzin dziennie to sobie mozna to szkolenie jakos zaplanowac i znalezc miejsce na wszystko. Choc uczciwie przyznaje, ze skretu cietego jest w szkoleniu znacznie wiecej niz smigu... moze dlatego carvingiem smigam swietnie, a w smigu jeszcze mi troche brakuje do pelni szczescia:o Co do jazdy slabych narciarzy carvingiem po trudnych trasach to uwazam, ze oni raczej jada w poprzek stoku, bo jak sie nie zna smigu, to trzeba sie jakos ratowac, ale z carvingiem ma to niewiele wspolnego moim skromnym zdaniem. I jeszcze mnie natchnelo: moze to, ze instruktorzy ucza na poczatku skretu carvingowego zwiazane jest z tym, ze zakladaja, iz poczatkujacy bedzie jezdzil na przeznaczonych dla niego trasach niebieskich i dalej sie szkolil, a czas na smig przyjdzie pozniej... Tylko niestety wielu szkolenie konczy po kilku godzinach i zaczyna "podbijac" czerwone i czarne trasy, a do etapu smigu nigdy nie dochodzi...:confused: Pozdrawiam serdecznie :)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam Drogi Tadeuszu odpowiedź na Twójn wstepniak przygotowałem już wczoraj tylko mi coś ja zjadło. Od wczoraj pojawiło sie troche głosów i naprawdę nie jestem w stanie odnieśc sie do wszystkich więc postaram się przedstawić swoje zdanie - podpierając sie tekstami kolegów tam gdzie będę pamietał. 1. Jak napisałem na wstepie problem o którym piszesz jest naprawdę BARDZO POWAŻNY (nie bedę prztaczała znowu statystyk wypadkowości itd.) ponieważ dotyczy ludzi którzy nie do końca panują nad nartami co więcej nie do końca zdają sobie sprawę o co wogóle w narciarstwie chodzi. Niestety wprowadzenie narty taliowanej idący za tym naprawdę totalny marketing strasznie spopularyzował narciarstwo oraz spowodował , że bardzo wiele osób chce jexdzic bo nauczenie stało się łatwe a sport modny. Myslę, że generalnie problem nie lezy w błędach programowych w nauczaniu. Program jest dobry i jeżeli się go stosue z głową mozna nawet w stsunkowo krotkim czasie przekazać uczonemu dużą wiedzę. Niestety często jest tak że uczonemu nie zalezy na czymkolwiek więcej poza opanowaniem podstaw. Umówmy się, że łatwiej jest kupić sobie taliowaną nartę długości 155 cm i po prostu jeździć bo na takiej narcie skret ciety wykona kazdy chocby nawet nie chciał niz jechc na jakiś obóz i zgłębiać tajniki róznych technik jazdy. Problem dotyczy także samych uczących którzy zaczynają uczyc tego co jest chodliwe na rynku zapominając czasami o podstawach . A o carvingu mówi kazdy i chce tak jeździć chociaż tak naprawdę może 10% wie o co chodzi i wie że carving to tylko wymysł marketingowców. Programu szkolenia Tadeuszu nie zmieniajmy bo jest dobry i nie wracajmy do nauczania klasyki bo nikt normalny po osiągnięciu postepu się nie cofa. Skret ciety musi zostać skrętem podstawowym bo do tego dążylismy przez ostatnie przez ostatnie dziesięciolecia podglądając jazdę zawodników. Nie wiem dlaczego mówicie że przy skręcie ciętym trzeba jechać w poprzek stoku - przcież cały czas jedziesz w skręcie i element jazdy w poprzek stoku tu nie wystepuje - poruszamy się po krzywej. Jeżeli mówimy o czymś co przypomina jazdę w skos stoku to dotyczy to głebokiego skretu raczej typu fun gdzie jedziemy bardzo szeroko i na dużej szybkości ale tak umie jeździć niewielu - niech powie Devastator, że to nie jest takie łatwe - i ci co tak jeżdżą zareczam ci znają zasady zachowania się na stoku -patrz wczesniejsz dyskusja z mirkiemn. Jeżeli chodzi o problem smigu i jego zastosowań to: - piszecie o smigu hamującym a tego typu smig stosuje się naprawdę rzadko - do bezpiecznej jazdy na stromym stoku całkowicie wystarcza opanowanie smigu ciętego który jest ewolucją podstawową w programie nauczania i uczy go każdy instruktor tylko - i tu jest problem - nikt go się nie chce do końca nauczyć. Dlatego nie potrzeba katowąć śmigu hamującego który zakłada jazdę w ześlizgu praktycznie cały czas co: - na narcie taliowanej jest trudniejsze bo nie do ześlizgu została zbudowana - strasznie przyspiesza zuzycie krawędzi Wystarczy opanowac dobrze smig podstawowy który zakłada jezdę na krawędzi na tyle na ile to mozliwe z pełną kontrola predkości TO samo dotyczy skretnego ruchu stóp jak to nazywacie czyli tzw. skretu stop. Taki skret naprawdę robi kazdy nawet ktoś kto nie był go uczony tylko po co. Na lodzie czy twardym podłozu (a takie jest zawsze w miejscach niebezpiecznych, zatłoczonych itd.)i tak to nic nie da bo wrzucona skretem stóp w zęslizg narta ma zdecydowanie mniejszą siłe docisku i koleś albo pada od razu i sunie w stojących albo sunie w stojących w ześlizgu. W zwiąku z tym tylko zakonczenie jazdy zdecydowanym pogłębieniem skretu cietego może byc podjazdem pod stok. Jeżeli nie ma miejsca to pług a - i tak to powinno wyglądac - stopniowe wyhamowanie pogłębieniem skretu lub serią kilku skretów z wczesniejszym wyborem miejsca do zatrzymania lub przejazdu miejsca niebeziecznego czyli taktyka narciarska bardziej niż technika. POdsumuję swoje dywagacje: - program nauczania jest dobry i nie nalezy przy nim grzebac bo to i tak nic nie da - podstawową techniką jazdy jest jazda skrętem cietym - dobrze jest znac inne techniki i im kto zna ich więcej tym lepiej ale do jazdy po ubitych przygotowanych stokach wystarczy dobre opanowanie skretu ciętego w wersji długiej, krótkiej śmigu itd. oraz GŁOWA NA KARKU. - taki powinien byc ideał średniozaawansowanego narciarza. Co robić: - na ile sie da wybic ludziom z głowy ideę carvingu bo nie istnieje tak naprawdę. Skrętem cietym jeździło się na długo przed rozpowszechnieniem narty taliowanej i można nim jechac na każdej narcie - stworzyć wewnetrzne ciśnienie srodowiska pietnujące narciarzy niedouczonych i niebezpiecznie jeżdżących - zrezygnować z ustawowo wprowadzonego dualizmu przyznawania uprawnień instruktorskich i wprowadzic mechanizmy prawne zakazujące szkolenia na nartach ludziom bez uprawnienień lub z uprawnieniami nieważnymi - rozpowszechnić mechanizmy pozwalające eliminować ze stoków ludzi jezdżących niebezpiecznie poprzez np. wprowadzenie posterunków policji stokowej ( juz jest to realizowane i pracuje) U nas to wogóle sprawa prosta jeżeli najwieksze centra w kraju sa do objezdżenia w 20-30 minut. MOżna wprowadzić zasade - niebezpieczna jazda - karana nie mandatem ale godziną nauki z instruktorem płatna prze winowajcę. Narazie tyle Pozdrawiam wszystkich i jeszcze raz apeluję do moderatorów o otworzenie nowego katalogu dotyczącego bezpieczeństwa na nartach.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wczoraj w nocy uświadomiłem sobie, że zdefiniowanie i opis tej "trzeciej grupy niebezpiecznych narciarzy" przynajmniej w połowie jest zasługą mojego przyjaciela Adama, z którym wielokrotnie o tych sprawach rozmawialiśmy. O ile wiem nie bywa on na forum, ale i tak mi głupio, że od razu o tym nie napisałem. Mea maxima culpa.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"TO samo dotyczy skretnego ruchu stóp jak to nazywacie czyli tzw. skretu stop. Taki skret naprawdę robi kazdy nawet ktoś kto nie był go uczony tylko po co. Na lodzie czy twardym podłozu (a takie jest zawsze w miejscach niebezpiecznych, zatłoczonych itd.)i tak to nic nie da bo wrzucona skretem stóp w zęslizg narta ma zdecydowanie mniejszą siłe docisku i koleś albo pada od razu i sunie w stojących albo sunie w stojących w ześlizgu. W zwiąku z tym tylko zakonczenie jazdy zdecydowanym pogłębieniem skretu cietego może byc podjazdem pod stok. Jeżeli nie ma miejsca to pług a - i tak to powinno wyglądac - stopniowe wyhamowanie pogłębieniem skretu lub serią kilku skretów z wczesniejszym wyborem miejsca do zatrzymania lub przejazdu miejsca niebeziecznego czyli taktyka narciarska bardziej niż technika." ad. 1 - zawsze to pada albo sunie juz z duzo mniejsza prędkoscią i mniejsza szansa, że kogos skrzywdzi.. A poza tym jak się wbije w tym momencie kijek to zwieksza się szansa utrzymania na twardym podłożu. No i zasada jest zdaje sie taka, ze nie robimy skretu stóp nad innymi narciarzami, zeby ich nie skosic- jak juz to z boku tych narciarzy albo celowac w siatke :). Ja sie kiedyś w siatce zatrzymałam jak mi jakies male dziecko nagle w poprzek stoku wyskoczylo.. no ale wtedy jezdzilam słabiutko,ze 3 tydzien w zyciu na nartach ad. 2 - własnie problem jest w sytuacjavh niestandardowych - jak nie ma miejsca ani czasu na to stopniowe wychamowanie ! Np. jak jest ogolnie duzo ludzi na stoku, jedziesz waskim skretem zeby bezpiecznie sie miescic,a jakies bałwany zatrzymają Ci się na przewęzeniu trasy w miejscu, gdzie są niewidoczni- Ty zauwazysz ich w ostatniej chwili(bo staneli tak bez sensu,ze ich wczesniej nie bylo widac..) i okazuje sie, ze nie ma jak ich ominac (np. wszedzie z boku kamienie i trawa). No i co wtedy :mad: Ten kto sie nie zatrzyma moze miec nieprzyjemnosci jesli sie zderzy. Jak ja sie uczylam jezdzic to staralam sie jezdzic z taka predkoscia zebym zawsze byla w stanie sie zatrzymac (ale uczylam sie dawno -na nartach nietaliowanych, to pewnie troszke inaczej). A wlasnie przy okazji: jak narciarz stanie w bardzo niebezpiecznym miejscu,a taki niedouczony narciarz od tylu na niego wpadnie to kto wlasciwie jest winny? Oboje? faktycznie to oboje,ale jak np. w sensie prawnym? Bo obydwaj złamali kodeks FIS. zgadzam sie, ze dobra taktyka to podstawa :D Jak sie dobrze kombinuje to w wielu miejscach sie jakos czlowiek zmiesci i przejedzie nie stwarzajac zadnego zagrozenia i nie siejac paniki :) Ja sie czasami boje, ze jak musze gwaltownie zachamowac to i tak moze byc niebezpiecznie :( Bo co z tego,ze ja mam pewnosc, ze zachamuje i sie nie przewroce (jak mam dobrze naostrzone krawedzie ;)) jesli za chwilke komus sie to nie uda i wpadnie na mnie od tylu. W ogole ja na nartach najbardziej sie obawiam,ze ktos na mnie od tylu wjedzie (mialam juz takie 1 niefajne doswiadczenie,a moja Mama skreciła w ten sposób kiedyś nogę). Mam tez wrazenie, ze ten "atakowany" od tylu jest bardziej narazony na urazy - wieksza szansa, ze zostanie uderzony czubkiem narty wpadającego, ze poleci do przodu na czubek wlasnych nart, chyba tez wieksze ryzyko urazu kolan, prawda?
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam cie serdecznie Dzieki, że sie włączyłaś. Kobiecy głos w dyskusji zawsze dodaje jej łagodności i często pozwala zacietrzewionym facetom sie opamiętać i zastanowic. Ale ad. 1 - zawsze to pada albo sunie juz z duzo mniejsza prędkoscią i mniejsza szansa, że kogos skrzywdzi.. A poza tym jak się wbije w tym momencie kijek to zwieksza się szansa utrzymania na twardym podłożu. No i zasada jest zdaje sie taka, ze nie robimy skretu stóp nad innymi narciarzami, zeby ich nie skosic- jak juz to z boku tych narciarzy albo celowac w siatke :). Ja sie kiedyś w siatce zatrzymałam jak mi jakies male dziecko nagle w poprzek stoku wyskoczylo.. no ale wtedy jezdzilam słabiutko,ze 3 tydzien w zyciu na nartach Nie zgodzę się całkowicie. Jeżeli stoi na nartach to jeszcze jest sterowny i może coś zrobic. Jeżeli leży lub sunie w ześlizgu to już nic nie może zrobić - wbicie kijka powoduje tylko tyle że się dodatkowo ociąży i wywróci. Poza tym zakładamy, że jest twardo - kijka nie wbijesz to nie czekan. To trochę na zasadzie samochodu. Jak masz sterowanie - nie zablokowane koła lub ABS -możęsz coś zrobic - jeżelim koła sa zablokowane możęsz się tylko skulić żeby zminimalizować obrażenia. POza tym człowiek gdy nawet jadąc uderzy kogoś w sposób kontrolowany jest w stanie zamortyzować uderzenie rekami, kontrolować miejsce wktóre uderzy, rozsunąc narty aby nie podciąć nimi kogoś na kogo się najeżdża. Wyobraź sobie sytuację w kolejce do wyciągu: Jest lekki spadek i stojący za toba nie moze się zatrzymać ale stoi na nartach - najwyżej oprze się o twoje plecy i pojedzie ci po nartach - przeprosi i po sprawie. A teraz ten sam koleś sunie leżąc lubna zablokowanych nogach zazwyczaj bokiem - nie ma żadnej amortyzacji. Nawet przy bardzo niewielkiej prędkości jesteś podcinana. PRzy wiekszych prędkościach po prostu scina cię z nóg. ad. 2 - własnie problem jest w sytuacjavh niestandardowych - jak nie ma miejsca ani czasu na to stopniowe wychamowanie ! Np. jak jest ogolnie duzo ludzi na stoku, jedziesz waskim skretem zeby bezpiecznie sie miescic,a jakies bałwany zatrzymają Ci się na przewęzeniu trasy w miejscu, gdzie są niewidoczni- Ty zauwazysz ich w ostatniej chwili(bo staneli tak bez sensu,ze ich wczesniej nie bylo widac..) i okazuje sie, ze nie ma jak ich ominac (np. wszedzie z boku kamienie i trawa). No i co wtedy :mad: Ten kto sie nie zatrzyma moze miec nieprzyjemnosci jesli sie zderzy. Jak ja sie uczylam jezdzic to staralam sie jezdzic z taka predkoscia zebym zawsze byla w stanie sie zatrzymac (ale uczylam sie dawno -na nartach nietaliowanych, to pewnie troszke inaczej). Jeszcze raz pisze lepiej jadąc wyhamować ile się da i zderzyć się z kimś w sposób kontrolowany niz ścinać wszystkich sunąc bokiem - zaufajcie mi. A na tym własnie polega taktyka narciarska żeby takich sytuacji w naszym wykonaniu niwe było. I nawiązując do wczesniejszej dyskusji "dobry narciarz" to naprawdę dobry narciarz ma duży zapas i zazwyczaj sobie poradzi ale słabszy musi tym bardziej jeździć taktycznie. A wię nie ma miejsca na sytuację opisaną prze ciebie pod hasłem "bałwany" - nieładnie. A może ktos się wywrócił, a może wypięła mu się narta. ZAWSZE W TAKIEJ SYTUACJI - KTOŚ STOI TY JEDZIESZ TY JESTEŚ WINNA KOLIZJI. I znowu tak jak z samochodem - jak ktos się nagle zatrzyma na srodku drogi bo zblokowało mu hamulce a ty w niego walniesz bo nie zachowałaś dostatecznego odstępu to kto jest winien.?! A wlasnie przy okazji: jak narciarz stanie w bardzo niebezpiecznym miejscu,a taki niedouczony narciarz od tylu na niego wpadnie to kto wlasciwie jest winny? Oboje? faktycznie to oboje,ale jak np. w sensie prawnym? Bo obydwaj złamali kodeks FIS. zgadzam sie, ze dobra taktyka to podstawa :D Jak sie dobrze kombinuje to w wielu miejscach sie jakos czlowiek zmiesci i przejedzie nie stwarzajac zadnego zagrozenia i nie siejac paniki :) Ja sie czasami boje, ze jak musze gwaltownie zachamowac to i tak moze byc niebezpiecznie :( Bo co z tego,ze ja mam pewnosc, ze zachamuje i sie nie przewroce (jak mam dobrze naostrzone krawedzie ;)) jesli za chwilke komus sie to nie uda i wpadnie na mnie od tylu. W ogole ja na nartach najbardziej sie obawiam,ze ktos na mnie od tylu wjedzie (mialam juz takie 1 niefajne doswiadczenie,a moja Mama skreciła w ten sposób kiedyś nogę). Mam tez wrazenie, ze ten "atakowany" od tylu jest bardziej narazony na urazy - wieksza szansa, ze zostanie uderzony czubkiem narty wpadającego, ze poleci do przodu na czubek wlasnych nart, chyba tez wieksze ryzyko urazu kolan, prawda?[/QUOTE] Na to tylko jedna rada. Zacząć jeździć fun. Tam zazwyczaj jesteś bokiem do kierunku jazdy wiekszości i nikt w ciebie ztyłu nie udeży:);) A poważnie: - nie jeździć w tłoku. ruch na stoku zawsze odbywa się falami poczekac na wolną przetrzen - na w miarę znanym stoku wybierać trasę tak jak narciarze lepsi a nie jak wiekszość. - unikac przewężeń a jeżeli juz są zatrzymac sie powyżej i prze chwilkę zaplanować przejazd przez trudny fragment. Powyżej to nie znaczy 5 metrów. Tylkonp. 100 i z boku żeby zobaczyc jak inni dobrzy to miejsce pokonują. - starać się unikać głownego nurtu - zawsze najwięcej ludzi i najbardziaj wydarte - nie wstydzić sie jechać pługiem to piekna i skuteczna technika kontroli jazdy. Znacznie bardziej ceniona przez zawodowców niz miotanie się poprzez gwałtowne skrety stóp. - mieć zawsze sprzet przygotowany (ostre krawędzie, posmarowane narty) - stać na nartach i jechać pewnie nie zmienić co chwile desyzji co do toru jazdy itd. - zapisac się do klubu i zacząc jeździć tylko na tyczkach - nikt cię z tyłu nie uderzy:);) Zawsze może się zdarzyć jakiś losowy wypadek i na to już nie masz wpływu ale trzba robić wszystko by ryzyko zmiejszyć. Pozdrawiam serdecznie Mitek
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak tak czytam Wasze wypowiedzi, nasuwa mi się pewna refleksja. Nie mogę nie zgodzić się z Mitkiem w kwestii, co oznacza sformułowanie "dobry narciarz". Że nie tylko technika (do tego jeden jej element właściwie) ma znaczenie, ale też ilość godzin spędzonych na stoku, różnorodność tras i warunków, w których się jeździło. I odniosę to do samooceniania się na skali umiejętnościi naszego forum. Tak się czasem zastanawiałam, czym kierują się osoby, które po pierwszym kilkudniowym wyjeździe oceniają się na 5, a nawet 6. Potrafią zjechać z czerwonej trasy, jeździć równolegle, ale czy będą potrafiły poradzić sobie w warunkach trudniejszych niż idealnie przygotowana trasa? Może warto by było przeredagować forumową skalę pod tym kątem? :rolleyes:
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam Masz rację i niestety te wartości nabyte poprzez ilośc godzin spedzonych na stoku są w prosty sposób niewymierne. Z moich obserwacji wynika, że błędy w samoocenie umiejetności moga sięgać mniej więcej 2 stopni w dól i nawet 3w góre. Dlatego własnie jest cos takiego jak profil uzytkownika który w połączeniu z wartoscia samooceny trochę pomaga w urealnieniu umiejetności narciarskich. Tak naprawdę zweryfikowac je może tylko spotkanie wszystkich forumowiczów na stoku. Pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z tymi dobrymi narciarzami jest tak, jak z dobrymi kierowcami.Ilu znacie takich, co to o sobie powiedzą że są złymi kierowcami.Tylko w przypadku tych drugich, jest więcej przepisów ograniczających głupotę.Bo narażanie innych na utratę życia lub zdrowia,to według mnie głupota.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

to i ja odrobinę dorzucę, jako wzór cnót i zawsze jeżdżący z wyobraźnią narciarz :). Mitek odnośnie przykładu samochodowego z biciem w tył. z tym jest jak z prędkością i warunkami drogowymi. niedostosowany, znaczy zły. jak jedziesz na tyle blisko, żeby uderzyć kogoś to nie jest istotne czy wyskoczył mu kot, staruszka, czy zblokowało hamulce. jesteś winien bo za blisko jechałeś. odnośnie uderzenia w kogoś, kto stoi w niewidocznym miejscu, to pomimo ostrożności w zbliżaniu się do takich miejsc interpretacja FIS jest zależna od kilku zmiennych. mimo wszystko narciarz powinien być zdolnym wyhamować z prędkości większej niż zwykle się porusza. dlaczego? bo czasem trzeba darować sobie kilka szusow, żeby uniknąć wypadku, no ale później opanować swoje narty. jednej rzeczy mogą nauczyć - odrobiny wyobraźni, a to jest zdaje się najlepszym lekiem na tą omawianą tu "gangrenę" :) tylko jeśli uczy kolega i bierze taki szczypiorek od razu na czerwoną przy średnich w dodatku warunkach to da się coś zrobić? co ciekawe planowanie poprawia się z umiejętnościami, mniej się skupiasz na koordynacji, to i widzisz i przewidujesz więcej. ale tak jak mówię, sam popełniałem głupoty, które widać dopiero teraz :)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam wszystkich, a Mitka w szczególności! Piszesz; "Skrętem cietym jeździło się na długo przed rozpowszechnieniem narty taliowanej i można nim jechac na każdej narcie" A tak chciałem zabłysnąć tą widzą. :( To chociaż podam źródła: :) G. Joubert, J. Vuarnet. "Jaj doskonalić się w narciarstwie" wydanie polskie z 1972 r. (francuskie chyba z 1966 !!!!!!!!!!) G. Joubert. "Jak samemu nauczyć się jeździć na nartach" wydanie polskie z 1976 r. I nazwiska narciarzy, którzy byli prekursorami: Jean-Claude Killy Karl Schranz Patrick Russel Gustavo Thoeni Ingemar Stenmark Ale jestem mądry! :P To, że program nauczania jest dobry wiedziałem od czasu gdy 2 lata temu chwilę obserwowałem kurs na PI. Miałem tylko wątpliwości do praktyki, obserwując niedouczonych karwingowców i słuchając wypowiedzi fanatyków karwingu. Pisząc o śmigu hamującym miałem na myśli także śmig cięty - czyli każdy śmig pozwalający kontrolować prędkość na bardzo stromym i wąskim stoku. Jak pożyczę narty od syna, to na Grzebieniu, albo na ściance Kaskady także udaję mi się jechać śmigiem ciętym :P Pisząc o śmigu klasycznym, także miałem na myśli każdy śmig pozwalający jechać z umiarkowaną prędkością - jeśli taka jest konieczna - na stokach łagodnych i średnich. Nie do końca wiedziałem, że można do tego używać technik ciętych, żeby nie używać słowa "karwingowych":) Piszesz, że w technikach karwigowych dla ograniczenia prędkości, nie ma potrzeby jechać w poprzek stoku. Na pewno masz rację, ale zupełnie o tym nie wiedzą "niedouczeni karwingowcy" :) . Niestety jak na razie nikt się nie ustosunkował do tej części mojego tekstu: "Kontrola prędkości oparta jedynie na jeździe w poprzek stoku jest szalenie niebezpieczna nawet na szerokich trasach, powodując koszmarne w skutkach czołowe zderzenia. (pisze dzisiaj Gerius na wątku Tragedie na nartach: "Na niebieskiej trasie w Szweicari zginąl po zderzeniu z innym narciarzem narciarz z Litwy...Umarl na miejscu- domniewaną przyczyną smiersi przebicie pluca albo pękniecia plewy klatki piersiowej(poszla krew z ust))"" O czołowych zderzeniach narciarzy jeżdżących karwingiem wielokrotnie mówili goprowcy. Oni chyba wiedzą o czym mówią. Pozdrawiam wszystkich serdecznie. Tadek.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam Co to znaczy. czy mógłbyś uścislic dac jakieś przykłady róznych znanych ci interpretacji bo nie rozumiem. "odnośnie uderzenia w kogoś, kto stoi w niewidocznym miejscu, to pomimo ostrożności w zbliżaniu się do takich miejsc interpretacja FIS jest zależna od kilku zmiennych." Pozdrawiam Witam A więc piszesz: Niestety jak na razie nikt się nie ustosunkował do tej części mojego tekstu: "Kontrola prędkości oparta jedynie na jeździe w poprzek stoku jest szalenie niebezpieczna nawet na szerokich trasach, powodując koszmarne w skutkach czołowe zderzenia. (pisze dzisiaj Gerius na wątku Tragedie na nartach: "Na niebieskiej trasie w Szweicari zginąl po zderzeniu z innym narciarzem narciarz z Litwy...Umarl na miejscu- domniewaną przyczyną smiersi przebicie pluca albo pękniecia plewy klatki piersiowej(poszla krew z ust))"" O czołowych zderzeniach narciarzy jeżdżących karwingiem wielokrotnie mówili goprowcy. Oni chyba wiedzą o czym mówią. Pozdrawiam wszystkich serdecznie. Tadek.[/QUOTE] Przepraszam ale mówimy o jeździe szerokim pełnym skrętem zblizonym do skretu fun gdzie tor jazdy jest cały czas po łuku a faza sterowania często doprowadza nas do jazdy pod górę. Przekrawędziowanie nastepuje więc zazwyczaj gdy jesteśmy bokiem do linii spadku stoku. Jazda jest szybka zakrawędziowanie mocna i trzeba dobrego narciarza żeby "wypiąć sie z krawędzi". - tak mogą jeździć tylko dobrzy narciarze (i to zazwyczaj oni giną w wypadkach) - taktyka mirkan chroniony stok - jaździć powinno sie w grupach aby zabezpieczac stok powyżej i poniżej - w ruchu na stoku może znajdowac się tylko jeden narciarz Tu niestety nie ma recepty. Jeżeli ktos tak jeżdzi między ludźmi to jest wariatem i trzeba reagowac na omówionych wczesniej zasadach. Nic nie wymyslimy chociażbyśmy wyłysieli (a ja nie chcę bo mam długie włosy od przed wojny:) Pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mitek jeżeli weźmiemy takie czynniki jak to czy stojący na stoku upadłi się zbiera, stoi i pali, stoi i pozuje do zdjęcia, a nadjeżdżający jedzie niebezpiecznie szybko, tracąc kontrolę nad nartami, przy dużym ruchu, bądź "normalnie" pewnie i spokojnie przy ruchu minimalnym to chyba uznasz, że może to mieć wpływ na określenie odpowiedzialności. pomimo, że dwóch może jednocześnie łamać zasady, to podczas dochodzenia białoczarny dekalog może nabrać odcieni szarości, jeśli w dodatku włączą się we wszystko świadkowie, którzy mogą wbrew pozorom być mało obiektywni, gdyż jedni holdują winie jazdy zbyt szybko z góry, a pozostali bezmyślnym postojom na stoku.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


×
×
  • Dodaj nową pozycję...