Skocz do zawartości

od kiedy rozpocząć zabawę z nartami


krzycho76

Rekomendowane odpowiedzi

szelki: - nie pomagają w wyrabianiu prawidłowych nawyków (więcej w dziale o nauce dzieci), - nie służą niczemu, kiedy dziecko te prawidłowe nawyki ma (nieraz widze dzieci, które jeżdżą w szelkach, chociaż mogłyby bez, i za rodzicami, a nie przed - bardziej wówczas skorzystają),

Ze wszystkim ( co przedstawiłeś w postcie) się zgadzam, bo tak samo widzę i postępuję. Ale szelki (smycz) to tylko narzędzie, które stosowane jest nie wobec wszystkich . To przez nie (szelki) malcow strachliwych , o słabej koordynacji uczę stanie na górce i wykonywania własciwych ruchów. Kiedy pierwszy raz patrzę na malca to widzę kto przedemną stoi, jak się rusza. Najpierw go przygotowuję do podróży wyciągiem. Podczas wyjazdu cały czas jest pod moją kontrolą. Wyjeżdżajac na górkę wiem od czego powinienem zacząć. Jesli szelki,to jak wczesniej pisałem, to kilka zjazdów. W kazdym zjezdzie jest zawsze dużo zabawy, jest też prowadzący (mały , duży ale dobry narciarz). Pierwsze skręty to nauka stawania w trawersie, pokonywanie lęku przed staniem z nartami w linii spadku, poruszania się po stoku (normalnego chodzenia. Szelki W NICZYM nie ograniczają wlasnego ruchu dziecka. Kazdy zly ruch jest natychmiast korygowany. U mnie szelki trzymam w obu rękach i pociągam , naprowadzam takim jaki jest potrzebny.Jadę na krótkich nartach(schrotach), w każdej chwili jestem tam , gdzie mogę pomóc dziecku. Dzieci starsze 5-6 letnie uczę inaczej, przy pomoce kijii dł2m, prowadząc narciarza najpierw od przodu (ja jadę tyłem) potem prowadzę z tyłu. Niekiedy opuszczam tą metodę, i cwiczę jednym kijkiem. Po 4-6 zjazdach mam narciarza gotowego do samodzielnej , bezpiecznej jazdy. Do każdego dobieram inny sposób. Moja ręka,glos korygują nie tylko błąd , ale też początek jego powstawania. Staram sie mieć wpływ na każdy jego wykonywany ruch. Jak więc mam ograniczać jego swobodę , to szelkami go do tego zachęcam. Mam konkretne wyniki. Dyskusja na temat szelek jest bez sensu jesli widzi się w nich tylko smycz, a na smyczy narciarza (pieska), nad którym chcemy miec kontrolę . Nigdy mi to na myśl nie przyszło. Po raz pierwszy szelki stosowałem w 1971 r. (nikt o tym jeszcze nie slyszał) . Budzily już wtedy wiele kontrowersji (z mojego powodu). Ale, na nich przygotowałem, póżniejszą zawodniczkę. Szelki przyspieszyły jej wejscie w życie zawodnicze. Szelki to byl mały epizod. Służyły asekuracji przy zjazdach DROGĄ na Kamienczyk (karkonosze) bo tam stal zakładowy autobus. Kalabraki, koleiny, dziury......Tak było dawniej..... Mitku! Nie ilość a jakość się liczy.

Użytkownik niko130 edytował ten post 15 listopad 2011 - 10:01

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 59
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

Top użytkownicy w tym temacie

Dyskusja na temat szelek jest bez sensu jesli widzi się w nich tylko smycz, a na smyczy narciarza (pieska), nad którym chcemy miec kontrolę . Nigdy mi to na myśl nie przyszło.

Niestety, sporo domorosłych nauczycieli tak to widzi i stosuje: dziecko jest 'doczepione' do końca cienkiej 5 metrowej smyczy (dosłownie jak pies na spacerze). Bywa, ze na łatwym stoku spotyka sie kilku takich osobników (ostatnio widziałem takie zagęszczenie smyczy na Złotym Groniu w Istebnej). Mozna wtedy miec tylko nadzieję, że jakimś cudem nikt nie przejedzie w poprzek smyczy..... :eek:
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cześć

....Mitku! Nie ilość a jakość się liczy.

Z punktu widzenia statystyki uzycia danego rzyządu pomcy to właśnie liczy sie ilość. Z doświdczenia jakichs 20 sezonów z tego mniej więcej połowa w szkołach narciarskich, głównie z grupami dziecięcymi (jedna grupa około 10 osób - stąd kilakdziesiat osób to niewielka grupa Ictusie) szelki sa elementem sztucznym i zbędnym, komplikującym nieporzebnie proces nauczania. Dla mnie najgorszy jest przekaz psychiczny: - pierwszy - nie ma do Ciebie zaufania, nie możesz sie uczyc jak inni itd. - drugi - nic mi sie nie stanie bo mam szelki instruktor mnie złapie. Wystarczy że jadę a skret sam sie zrobi, nie muszę wybierac drogi bo ktoś to robi za mnie itd - tu bardzo słuszne działanie Niko z prowadzącycm! Po co szelkie na stoku ćwiczebnym gdzie uczymy równowagi - nie wiem, stok z założenia bezpieczny prędkości małe. Na stok normalny idziemy mozliwie jak najszybciej ale po opanowaniu podstaw samodzilenej kontroli równowagi a wtedy szelki róniez są zbędne bo przy rozsądnym podziale grupy (o zajeciach 1na nie mówięc bo tu zastosowanie szelek gdy możesz poświęcić kursantowi całą uwage jest dowodem na pójście na łatwizne lub kłopoty z kęgosłupem). Moim zdaniem aby nauczyć równowagi oraz podstaw narciarskiej motyoryki nalezy dążyć do tego aby jak najrzadziej dotykać, popychać czy też w jakikolwiek inny sposób sterowac ciałem ucznia. wszelkie ruchy wychodzą a nóg, ze stóp i strowanie nimi w celu pokazania ruchu ma sens. Co z tego, że pociągniesz kogos w pasie skoro to nie ma nic wspólnego z samym skrętem. Jezli ma być to sygnał do skrętu to wystarczy krzyknąc alebo jadą przed i obserwując ucznia prowadzić go własną droga jak po sznurku. Poza tym pozostaje sprawa, o której wspomina MIG a więc fakt, że rózni domorosli instruktorzy a zwłaszcza rodzice stosują szelki w sposób zły, wręcz szkodliwy. Na stokach statystycznie widac TYLKO takie przypadki. Słabo jeżdżące dziecko trzymane przez słabo jeżdżącego tatusia lub mamusie. Stosowanie szelek jako smyczy - zreszta tak są często nazywane co jednoznacznie przekazuje ich prawdziwy charakter. To, że Wam - jako specjalistom z duzym doświdczeniem przydaja sie one w - jak sami piszecie - absolutnie wyjątkowych przypadkach - jest tylko dowodem na to, że nie nalezy propagowac ich uzycia przez amatorów - to po pierwsze - żę nalezy poszukać lepszych alternatyw - to po drugie. Na podstawie tych paru lat slizgania się i pracy nie widze dla szelek żadnego zastosowania w ktorym ilośc minusów byłaby mniejsza od ilości plusów. Pozdrawiam serdecznie

Użytkownik Mitek edytował ten post 15 listopad 2011 - 10:08

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziwi mnie ,że nie uczy się jazdy na małych nartkach dlugosci nie wiele większej jak bucik (ślizgające się butki). To one uczą równowagi w ruchu, mogą być stosowane wszędzie ,na spacerze, na ulicy, na stoczku. Bywają metalowe lub plastykowe.

Ja zamierzam przeprowadzić takie pierwsze próby z Zośką w tym roku- plastikowe nartki, płaskie pólko i trochę się poślizgać, pociągać itd. Tak żeby powoli łapała bakcyla i uczyła się równowagi. Pozdr Marcin
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cześć

Ja zamierzam przeprowadzić takie pierwsze próby z Zośką w tym roku- plastikowe nartki, płaskie pólko i trochę się poślizgać, pociągać itd. Tak żeby powoli łapała bakcyla i uczyła się równowagi. Pozdr Marcin

Robiłem takie próby i wydaje mi się, że - choc jednoznacznie jest to znakomite ćwiczenie równoważne - to byłoby ograniczające dla wielu dzieci. Zauważcie, że wiele dzieci na nartach pomaga sobuie w utrzymaniu równowagi odchyleniem wykorzystując tył narty jako stabilizator. One - spradzałem jak to wygląda - po prostu inaczej nie sa w stanie tej równowagi utzrymać - bez dodaktowego stabilizatora. Zabranie im tego czy też nie danie im go powoduje niemoznaść stanięcia na stoku i natychmiastowe upadki. To troche tak jak z rowerem i kijkiem. MOzna biegac z kijkiem dlugo i nic albo poczekac pól roku i wtedy okazuje się, że kijek jest absolunie zbędny. Każde dziecko rozwija się inaczej. Po prostu dla wielu dzieci, króciutka nartka - zazwyczaj lekka, może być za trudna, potrzebuja większej i satbilniejszej podstawy. pozdro serdeczne

Użytkownik Mitek edytował ten post 15 listopad 2011 - 10:36

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nic na siłę Mitku nie zamierzam robić. pewnie się skończy bardziej na zabawach na śniegu. A co do rowerka i kijka- właśnie mam w rodzinie przykład że kijek jest zbędny- 2,5 roczny chłopak zasuwa na rowerku biegowym tak, że jego matka nie nadąża :) Przymierzał się do niego jak pies do jeża chyba przez trzy miesiące od drugich urodzin, po czym wsiadł i w kilka dni nauczył się utrzymywać równowagę. Pozdr Marcin
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zróbmy konkurs, kto znajdzie w necie najmłodsze dziecko na nartach. Zacznę od tego: Kto da mniej:)?

Pisałem już o tym w temacie o nauce dzieci, że znalazłem parę lat temu na jakimś portalu amerykańskim przykład dziecka(dziewczynka), którą ojciec ciągnął na takim drążku już gdy miała 7 miesięcy. Nawet sobie taki drążek zrobiłem i gdzieś leży, aby Kubę ciągnąć po płaskim, gdy miał dwa lata. Nic z tego nie wyszło. Był protest i koniec. Że średnio dziecko "zaskakuje" gdy ma, czy cztery lata to raczej prawda. Z synem rozpocząłem, gdy skończył trzy lata i poszło gładko. Kuba zaskoczył, gdy miał o rok więcej. Do tego czasu każda próba go zniechęcała. Nauka dzieci to sprawa stara jak świat. Pisałem już o tym, że prawie czterdzieści lat temu miałem kilka numerów amerykańskiego Skiing Magazine. Jeden był całkowicie poświęcony nauce dzieci. Były w nim przykłady nauki i rozmowy z instruktorami specjalizującymi się w dzieciach. Nic, jeśli chodzi o metodykę nauki, specjalnego się od tego czasu nie zmieniło. Dla wielu to jest nowość i rewelacja. A podstawą jest obserwacja dziecka, głównie po to aby go nie zniechęcić. A także stworzenie jak najlepszych warunków do nauki(instruktor, sprzęt, miejsce). Jeden będzie bardzo szybko jeździł. Nad innym trzeba będzie popracować. Gdzie jest powiedziane, że każde dziecko musi być utalentowanym narciarzem, czy w ogóle narciarzem. Pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moim zdaniem aby nauczyć równowagi oraz podstaw narciarskiej motyoryki nalezy dążyć do tego aby jak najrzadziej dotykać, popychać czy też w jakikolwiek inny sposób sterowac ciałem ucznia. wszelkie ruchy wychodzą a nóg, ze stóp i strowanie nimi w celu pokazania ruchu ma sens. Co z tego, że pociągniesz kogos w pasie skoro to nie ma nic wspólnego z samym skrętem. Jezli ma być to sygnał do skrętu to wystarczy krzyknąc alebo jadą przed i obserwując ucznia prowadzić go własną droga jak po sznurku.

Od dawna dostrzegam łatwosc opanowania jazdy przez osoby uzdolnione tanecznie. Koordynacja, równowaga w ruchu, poczucie rytmu, dbałośc o "pozycję". To jest duże ułatwienie. Szczególnie łatwo to przychodzi tancerzom turniejowym. Dlatego w nauczaniu stosuję te wszystkie nie zalecane przez Ciebie sposoby. Nigdy chyba nie jechałeś z uczniem trzymając go za rekę . To jak w tancu , przekazujesz mu bardzo wiele informacji. Kazdy początkujący chce jak najszybciej skończyć skręt, jadąc ze mną wykonuje ewolucje, które sam by wykonal w 2-3 sezonie. Jakoś nikt nie zakwestionował , kiedy napisalem, ze poswięcam srednio 4-6 zjazdów (stok 240m). Każdy zjazd to nowe przeżycie dla narciarza. To inny sposób na jazdę. Nigdy nie uczyłem jazdy tech. kątową. Dzieki takim wlasnie metodom osiągam ekspresowe szkolenie. Ale ja nie jestem instruktorem. Jestem doświadczonym narciarzem i jest to jedyny mój glejt. Nigdy nie zapomniałem jak ja dochodziłem do pierwszych swoich skrętów. Pamiętać należy o działaniu w procesie nauczania prawej i lewej półkuli mózgowej. Trzeba jak najszybciej znależć harmonię w ruchu a nie zajmować sie detalami. To zostawiamy na póżniej. Kiedy narciarz zjeżdza płynnymi skrętami lewo prawo to dopiero dostaje uwagi co z kijkami rękoma biodrem .....
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czy dziecko można czegokolwiek nauczyć stosując podobną metodę jak u człowieka dorosłego. Jak się głębiej zastanowić, to jest niemożliwe. Dziecko uczy się samo. Samo uczy się chodzić, chwytać rękami przedmioty. Samo będzie jeździło na nartach, na rowerku. Samo odkryje właściwe zachowanie w wodzie. Trzeba tylko stworzyć odpowiednie warunki, które przyspieszą to samo uczenie, uczynią go bezpiecznym. Najlepiej takie, aby stopniowo zamierzało ono do już świadomego uczenia, cechującego dorosłych. Szarpnięcie za lejce dziecka na stoku jaką informację mu przekazuje? Taką, że ma skręcić. Ale dlaczego? Tego nie wie, bo myśli za niego opiekun. A przecież impuls skrętu powinien wypływać z jego mózgu. Jadę za szybko, jest przeszkoda, skręcam w stronę mamy itp. To jest świadome działanie. Wypływające z jego małego mózgu. To jest proces nauki, należy tylko tak nim kierować, aby zmierzał stosunkowo szybko do właściwej techniki, właściwego zachowania się na stoku. Pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

...Nigdy nie zapomniałem jak ja dochodziłem do pierwszych swoich skrętów.....

To o czym napisałeś zaj...ście pomaga nie tylko w uczeniu jazdy na nartach!!! Postawienie się w roli nauczanego zdarza się uczącym bardzo rzadko. Gro problemów "dzieje się" w głowach kursantów. Widziałem na stoku sytuację kiedy panicznie bojącej się wysokości kilkuletniej dziewczynce ojciec przypiął smycz tłumacząc że zawsze ją złapie. Po dwóch zjazdach na" luźnym sznurku" dziewczynka zaczęła jeździć a sznurek zniknął! Wcześniej godzinę "umierała ze strachu". Może sznurek nie uczy niczego. Ale czasem trzeba przegrać bitwę żeby wygrać wojnę! Powyższego zdarzenia nie traktuję jako porażki trenera. Niko szacunek! Pozdr Maciek
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cześć

To o czym napisałeś zaj...ście pomaga nie tylko w uczeniu jazdy na nartach!!! Postawienie się w roli nauczanego zdarza się uczącym bardzo rzadko. Gro problemów "dzieje się" w głowach kursantów. Widziałem na stoku sytuację kiedy panicznie bojącej się wysokości kilkuletniej dziewczynce ojciec przypiął smycz tłumacząc że zawsze ją złapie. Po dwóch zjazdach na" luźnym sznurku" dziewczynka zaczęła jeździć a sznurek zniknął! Wcześniej godzinę "umierała ze strachu". Może sznurek nie uczy niczego. Ale czasem trzeba przegrać bitwę żeby wygrać wojnę! Powyższego zdarzenia nie traktuję jako porażki trenera. Niko szacunek! Pozdr Maciek

Stworzyłeś tą historię na poczekaniu na potzrebe tego posta. Mogę się załozyć. :) Pozdro serdeczne
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cześć Stworzyłeś tą historię na poczekaniu na potzrebe tego posta. Mogę się załozyć. :) Pozdro serdeczne

Lepiej kogoś wyśmiać niż przyznać że ma trochę racji?! Mitku, według Ciebie niektóre przyrządy są OK (np nosidło-plecak dla oseska) bo TY je za takie uważasz, inne nie, bo TY ich nie używasz?! Przekreślanie czegoś z "definicji" doprowadza niestety do samoograniczenia. Właśnie, instruktorzy różnią się czasem głównie podejściem. Mogą mieć taką samą wiedzę. Jedni uważają że narty są dla ludzi, inny że ludzie dla nart! Mając wybór, moje dziecko posłałbym do Niko, człowieka który niczego nie zakłada z góry! Pozdrawiam, Maciek
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cześć

Lepiej kogoś wyśmiać niż przyznać że ma trochę racji?! Mitku, według Ciebie niektóre przyrządy są OK (np nosidło-plecak dla oseska) bo TY je za takie uważasz, inne nie, bo TY ich nie używasz?! Przekreślanie czegoś z "definicji" doprowadza niestety do samoograniczenia. Właśnie, instruktorzy różnią się czasem głównie podejściem. Mogą mieć taką samą wiedzę. Jedni uważają że narty są dla ludzi, inny że ludzie dla nart! Mając wybór, moje dziecko posłałbym do Niko, człowieka który niczego nie zakłada z góry! Pozdrawiam, Maciek

To do kogo posłałbyś dziecko jest Twoim wyborem, w wypadku instruktora zazwyczja przypadkowym. Cieszy mnie, że miałem rację a wynika to z faktu iż wielokrotnie miałem z takimi sytuacjami do czynienia i wiem jaki mechnizm psychologiczny dziłą czego mozna się spodziwać i czy szelki przyniosą w takim wypadku pzytywną reakcję w ciągu "dwóch zjazdów". Ocenianie czyjejś dyskusji gdy nie ma się specjalnie pojęcia o czym dysjkutują jest błędem, który popełniasz nie pierwszy raz na tym forum Maćku. Masz oczywiście do tego prawo ale wierz mi, że lepiej drążyć tematów, których znajmość opiera się jedynie na włsnych - często niestety mylnych - przeświadczeniach. Generalizując, wrzucjąc wszystkich instruktorów do jednego worka - jako zaślepionych konserwatystów. Wrzucając mnie do tego worka jako przedstwiciela głosząćego poglądy jakiejś grupy (na jakiej podstawie??? piszę na podstawie WŁASNEGO doświadczenia, gdy jest to doświdczenie innych starma się to podkreślać) jest kolejnym błędme jaki popełniasz. Rozmaiwamy z Niko i Ictusem i jeżeli przedstawią konkretne argumenty może zmienię zdanie. Jak do tej pory ich nie usłyszałem. Zapewniam Was również, że - wbrew temu co sugerujecie (tu uważam Niko, że postepujesz trochę nieuczciwie podkreslając w swoich postach, że nie jesteś instruktorem co pozwala Ci zachowac otwartą głowę, nie jesteś ograniczony programami, myslisz i pamietasz wszystko w przeciweństwie...) że wśród instruktorow zdarzają się również ludzie mądrzy z dużą wiedzą i doświadczeniem a nie tylko takie twardogłowe tępaki jak ja. I na koniec: To, że ktos kiedyś smytcz zastosował z pozytywny skutkiem nie znaczy, że jest to dobry i godny reklamowania środek edukacji narciarskiej. Na podstawie moich obserwacji popartych wieloma innymi stwierdzeniami osób, które mialy z tym sprzętem do czynienia wyrządza on więćej szkody niż pożytku i praktycznie jego stokowe zastosowanie ogranicza się do dupochroństwa opiekuna, który nie potrafi zaufać uczonemu czy wymyślić innego środka dydaktycznego. Co więcej jestem przekonany, że w znakomitej większości wypadków użycie smyczy jest nie tylko szkodliwe z punktu widzenia edukacji narciarskiej ale po prostu niebezpieczne, głównie dla uczonego. Pozdrawiam serdecznie Pozdrawiam serdecznie

Użytkownik Mitek edytował ten post 16 listopad 2011 - 07:24

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witaj, zakładanie że smycz nie, tylko dlatego że to smycz, jest narzuconym ograniczeniem. Psychologicznie, na chwilę, może pomóc! Dobrze gdyby instruktor miał w głowie taką opcję (nawet ostateczną), zamiast rezygnacji czy wielu godzin sprawdzania innych sposobów. Osobiście też nigdy nie widziałem żeby smycz pomogła komuś np. skręcać. Ale, może dlatego że nie jestem instruktorem, się nie zarzekam. Pozdr. Maciek
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cześć

Witaj, zakładanie że smycz nie, tylko dlatego że to smycz, jest narzuconym ograniczeniem. Psychologicznie, na chwilę, może pomóc! Dobrze gdyby instruktor miał w głowie taką opcję (nawet ostateczną), zamiast rezygnacji czy wielu godzin sprawdzania innych sposobów. Osobiście też nigdy nie widziałem żeby smycz pomogła komuś np. skręcać. Ale, może dlatego że nie jestem instruktorem, się nie zarzekam. Pozdr. Maciek

Twoje pierwsze zdanie sugeruje, ze nie czytasz co piszę i co pisze np. Ictus. Tobie - wymyslona przez Ciebie sytuacja - wydaje się, ze może pomóc. Ja wiem, że w takiej sytuacji nie może pomóc, ani na chwilę ani nigdy. Nie pokonasz psychicznej obawy przed stromizną przy pomocy smyczy a w inny sposób trwa to moment - zapewniam i nie wydaje mi się tylko wiem z własnego doświdczenia wielu tego typu przypadków. Jestem gotów się założyć. Piszesz nie dlatego, żeby coś udowodnić e tej konkretnej sprawei ale dlatego, że denerwuje Cie mój kategoryczny ton - bez sensu. Pozdro serdeczne

Użytkownik Mitek edytował ten post 16 listopad 2011 - 08:27

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie pokonasz psychicznej obawy przed stromizną przy pomocy smyczy

akurat u wiekszosci dzieci cos takiego jak strach nie istnieje... wiec nie chodzi tu z reguly o asekuracje zauwaz ze dziecko po jakims czasie zapomni o tym ze jest przypiete i nie bedzie swiadome tego ze "cos je hamuje" zauwazy jednak ze "bardziej zwalnia" jezeli ulozy narty katowo jezeli w trakcie takiego ulozenia delkikatnie je "powstrzymamy" oczywiscie ja mam caly czas na mysli zastosowanie szelek u dzieci 3,4 gora 5 letnich, bo wyzej juz nie ma wiekszego sensu i potrzeby
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cześć

akurat u wiekszosci dzieci cos takiego jak strach nie istnieje... wiec nie chodzi tu z reguly o asekuracje zauwaz ze dziecko po jakims czasie zapomni o tym ze jest przypiete i nie bedzie swiadome tego ze "cos je hamuje" zauwazy jednak ze "bardziej zwalnia" jezeli ulozy narty katowo jezeli w trakcie takiego ulozenia delkikatnie je "powstrzymamy" oczywiscie ja mam caly czas na mysli zastosowanie szelek u dzieci 3,4 gora 5 letnich, bo wyzej juz nie ma wiekszego sensu i potrzeby

Dokładnie tak jak piszesz - co do pierwszego zdania. Ictusie piszesz tu o hamowaniu, wcześniej o wymuszaniu, czy też dawaniu sygnału do skrętu - ja to zrozumiałem jako wymuszanie poprzez szarpnięcie czy pociągnięcie tylko, że caly czs mamy tu do czynienia z falszowaniem odczuć a można to przeciez osiągnąc w daleko prostrzy sposób. Pozdrawiam serdecznie
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zapewniam Was również, że - wbrew temu co sugerujecie (tu uważam Niko, że postepujesz trochę nieuczciwie podkreslając w swoich postach, że nie jesteś instruktorem co pozwala Ci zachowac otwartą głowę, nie jesteś ograniczony programami, myslisz i pamietasz wszystko w przeciweństwie...) że wśród instruktorow zdarzają się również ludzie mądrzy z dużą wiedzą i doświadczeniem a nie tylko takie twardogłowe tępaki jak ja.

Mitku, masz rację, poprawię się nie będę juz wspominał czego w życiu nie zrobiłem. Kurs instruktorski to tylko kilkanascie dni spędzonych w grupie, gdzie zapoznaje sie adept z metodami nauczania, terminologią, ewolucjami narciarskimi. Kiedy zestawiam to z faktem moich ponad 40 letnich doświadczeń , a spotykam sie z opiniami , które wypowiada ktoś "jako instruktor" (szkolony 14 dni) to mam chęć nieco stonować jego nie podważalne opinie. O twardogłowiu nikt nie wspomina, doświadczenia nikt nie neguje. W wielu kwestiach mamy takie lub podobne zdanie. Uczenie to nie tylko forma nieustannego opisu. Uczenie to cały system przekazu informacji szkolonemu udzielanych głosem, pokazem, dotykiem (mową ciała), zastosowaniem przyrządów (narzędzi) ,róznego rodzaju sygnałami. Sprawdzianem umiejętności są wyniki w szkoleniu. Dokładnie odwrotne (od Twoich) mam doświadczenia z szelkami. Kiedy je stosuje , nigdy mnie nie zawodzią. Skąd się biorą niepowodzenia w szkoleniu (chyba je też mialeś)? Każdy narciarz do skrętu musi się przygotować, jeśli tej fazy niema to nie ma poprawnego skrętu. To wszystko sie dzieje w jezdzie w skos stoku. Jesli narciarz nie znajdzie stanu równowagi, jeśli nie potrafi przenieść cięzar ciała z nogi na nogę to prowadzenie go w skręt jest bezcelowe. Jesli nauczyciel jest w stanie opanować te problemy to wynik będzie pozytywny.Nie wolno nam ISC dalej MUSIMY isc małymi kroczkami . Uzyskać natychmiastową poprawę. W ten sposób panujemy nad psychiką, przyswajaniem błedów. W wieku 60 lat zacząlem jazdę na snowboardzie i wiem co czuje początkujący. Szelki ( i wiele innych sposobów) umożliwiają mi uzyskiwanie tej równowagi , w kazdym momencie mogę REAGOWAĆ , a nie jak tu powszechnie stwierdzacie CIAGNĄC. Sznurek musi być w nieustannym kontakcie z cialem narciarza. SZELKI to sznurki , sposób ich przyczepienia (do butow, w biodrach, do rąk, do kijka wypychanego rekoma), działania nimi jest bardzo zróżnicowany . Jesli ktoś jeżdzi konno to wie na czym polega jazda w kontakcie. Taka jazde moze miec tylko dobry jeżdziec z dobrym dosiadem, posiadającym czucie ( w rękach i czucie konia). Przełóżcie sobie to na NARTY. Ja tak robię od kiedy nauczyłem sie jeżdzić konno (Patrz snowboard). P.S. Szelki nie zwalniają mnie od bycia blisko dziecka, w kazdym momencie jestem gotowy znalezc się z przodu z boku. Nie odłącznym rekwizytem są krótkie nartki (ski-schroty). Mogę więc dziecko poprawić werbalnie i dotykiem. Wg mnie do tego potrzeba dużego opanowania nart (zeslizg, krawedzie, szybkie podkręty).

Osobiście też nigdy nie widziałem żeby smycz pomogła komuś np. skręcać. Ale, może dlatego że nie jestem instruktorem, się nie zarzekam.

Można, kiedy podwiążesz do butów ,po prostu jedną podnosisz (mówiąc przy tym dziecku , ze ma podnosić nogę ) a drugą przytrzymujesz (co daje pozycję do skrętu) To nie będzie oczywiscie wejscie biodrem , to będzie skręt rotacyjny. Ale w początkach to jest BEZ ZNACZENIA. Czuwać tylko musisz aby nie obracało się barkami.

Użytkownik niko130 edytował ten post 16 listopad 2011 - 10:21

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Uwazam, ze narciarska przygode z dziecmi nalezy zaczac w wieku: dziewczynki ok 7/8 lat a chlopcy moze rok wczesniej. Nie bedzie problemu z szelkami. Mitek zajmie sie powazniejszymi tematami o nauczaniu jazdy na nartach. A co do nauki to Niko130 ma racje, wszystkiego po trochu w odpowiednich ilosciach, nigdy nie szkodzi.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cześć

Uwazam, ze narciarska przygode z dziecmi nalezy zaczac w wieku: dziewczynki ok 7/8 lat a chlopcy moze rok wczesniej. Nie bedzie problemu z szelkami. Mitek zajmie sie powazniejszymi tematami o nauczaniu jazdy na nartach. A co do nauki to Niko130 ma racje, wszystkiego po trochu w odpowiednich ilosciach, nigdy nie szkodzi.

No to wtopa bo Amelka za tydzien kończy 7 lat i to bedzie jej 6 sezon. :) Pozdro
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dlaczego tak zakładasz? Pozdrawiam, Wojtek

Bo tak to niestety wygląda w większości dziedzin. Począwszy od "wrednego" pana od matematyki, który nie jest w stanie zrozumieć że trzeba czasem wytłumaczyć komuś coś dwa razy, do instruktora narciarskiego, który woli powiedzieć że ta technika nauki jest do kitu, niż przyznać że nie stosuje jej, bo nie umie! Maciek
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


×
×
  • Dodaj nową pozycję...