Skocz do zawartości

Alpe d'Huez 20-27.03 czyli dla czego NIE NALEŻY jeździć do Francji


bajaderkatyrolska

Rekomendowane odpowiedzi

Od początku miałam przeczucie że coś z tym wyjazdem będzie nie tak- i miałam rację. Skusiłam się jednak nie tylko dla towarzystwa (dla którego jak wiemy cygan dał sie powiesić) ale także dlatego że raz juz byłam tam 11 lat temu. Wtedy przyjachałam SAMA własnym autem, spędzając za fajerka ponad 20 godzin i żeby nie zasnąć w kółko słuchałam na cały regulator pedalskiej płyty Savage Garden (pamięta to ktoś jeszcze??). Miejsce jednak tak zachwyciło mnie wówczas swoim pełnym grozy krajobrazem że wracając, jeszcze długi czas we wstecznych lusterkach podziwiałam ośnieżone szczyty. Teraz opcja była z pozoru ekskluzywna: wyjazd organizowało biuro podróży Rainbow Tours, lecieliśmy samolotem do Grenoble, a dalej krótki transfer autokarem do hotelu. Koszt wcale nie mały - ponad 1800 zł za przelot i zakwaterowanie, plus 184 Eur skipas 6-dniowy. Łączenie z niedozownymi zakupami na miejscu (żywność ale bez chodzenia po knajpach) poszło w sumie ok 3000zł. Jak na 6 dniowy wyjazd to naprawdę sporo. Co za to otrzymaliśmy: podróż która netto powinna trwać 2,5+ 1,5h trwała w sumie ponad 10 godzin- od pojawienia sie na lotnisku do dotarcia do hotelu. Niby to i tak połowe krócej niz autem, ale zmęczenie naprawdę niewiele mniejsze. Poziom komfortu lotniska w Grenoble wynosi zero, przyloty odbywają się dosłownie w baraku, maleńką hale odlotów wypełnia zaś zwarty tłum narciarzy i snowboardzistów, tak że z baraku miejsc siedzących masa ludzi koczuje czy poprostu leży na glebie. Bardziej przypomina to ewakuację ofiar kataklizmu niż podróż w cywilizowanych warunkach. Warunki mieszkaniowe Alpes d'Huez w ciągu minionej dekady nie poprawiły się ani na jotę. "Apartament" 4 osobowy to niewielki pokój dzienny z czymś w rodzaju wersalki, i piętrówka w korytarzu bądź wnęce. totalna ciasnota. Prześcieradła i ręczniki trzeba zamnawiać i opłacać oddzielnie, albo wziąć z domu. Oczywiście na koniec trzeba samemy wysprzątać, poczym jakiś murzyn z obsługi przychodzi sprawdzić czy dokładnie umyliśmy kibel i czy zgadza sie ilość widelców w szufladzie. Nie jestem rasistką ale troche to żenujące. Ktoś może powiedzieć: cóż, tanie mięso jedzą psy. Tyle że to mięso nie było wcale tanie. Standard który uchodził w czasach studenckich kiedy naprawdę liczyła się tylko taniość, teraz jest poprostu nie do przyjęcia. Oczywiście nic z tych rzeczy nie zrażało nas w ogóle wobec perspektywy cudownych szusów. Niestety: następnego dnia powitała nas ulewa i marna widoczność. Ambitnie wjechaliśmy na 3000 w nadziei na lepszy śnieg. Nic podobnego. We wnętrzu gęstej chmury i w padającym lepkim sniegu ledwie widać było czubki własnych nart, co w kontekście wielkich gór jest conajmniej stresujące- kiedy za Boga nie wiesz po czym i dokąd jedziesz a w około czają się potencjalne przepaści. W pewnym momencie zastanawiałm się poważnie czy nie należało wezwać kogoś z górskiej służby żeby pomógł nam dostać się na dół. Oczywiście mocno dodatnia temperatura panowała także na tych wysokościach.Tego dnia odkryliśmy też nowy gatunek sniegu który towarzyszył nam przez cały pobyt- a mianowicie SORBET. Kto pił ten wie o czym mowa:) Następne dni były na szczęście lepsze jeśli chodzi o widoczność, natomiast beznadziejne jeśli chodzi o warunki śniegowe, rano przez pierwsze zjazdy bywał lód nierówno lub w ogłóle nie wyratrakowany, koło południa sorbet i wielkie muldy, w niektórych miejscach przecierki i kamienie. ostatniego dnia pogoda uraczyła nas regularną burzą śniegową. Słowem totalny hardcore. Dla prawdziwego sportowca zapewne kaszka z mlekiem, dla biurowego pseudo-narciarza z ambicjami -masakra. Co nie znaczy że Alpe d'Huez jest złą miejscówką. Reklamuje się 240km tras co jest CZĘŚCIOWO prawdą bo wiele z nich przecina we wszystkich kierunkach wielką słabo nachylona polanę wokół której rozłożona jest miescowość. Polanę flankują dwie góry Signal i Signal de l'Home na których dzieje się więcej i mozna juz sobie trochę pojechać (jak jest po czym). nawprost następne piętro stanowią szczyty Clocher de Macle i Petites Russes, oba po 2800 z których więcej jest tras czerwonych i czarnych, niestety wiele z nich było zamkniętych. Wreszcie nad całą panoramą góruje Pic Blanc 3330. Widokowo piękny, ale nijak się ma do przyzwoitych alpejskich lodowców. Najbardziej mrożąca krew w żyłach trasa to słynny Tunel z którego wychodzi się nagle jak na balkon z oberwaną barierką a pod nim kilkanaście pięter w dół. Z kolejki wygląda to dramatycznie- narciarze jak insekty pełzają w dół kurczowo przywierając do zamuldzonej ściany. Iście masochistyczna przyjemność. Drugą możliwością zjechania z Pic Blanc jest słynniejsza jeszcze Sarenne- podobno najdłuższa trasa w Alpach (ponad 18km) poza początkowym wąskim odcinkiem nie tak trudna, końcowe kilka kilometrów to zwykła dojazdówka po płaskim. na tak zwanym lodowcu są tylko dwa mocno wiekowe i niezbyt długie krzesełka- najprzyjemniejsza trasa Herpi ma jednak zaledwie kilometr. Mnie najbardziej podobały się rejony lac balnc, zjazdy do Oz en Oisins i Vaujany a także do Villard - które przy sprzyjających warunkach śniegowych mogłyby być naprawdę fajne. Niestety te miescowości leża juz ponizej Alpe d'huez i warunki także były poniżej (krytyki) . Za pogodę oczywiście trudno winić gospodarzy-za to za słabo przygotowane trasy można a nawet trzeba. Także ze znaczną ilość starych krzesełek walących niemiłosiernie po łydkach i orczyków, a raczej talerzyków na gumach które miotają nieprzyzwyczajonym narciarzem w przód i w tył (trudno mi sobie wyobrazić małe dziecko na takim wyciągu). Irytuje też totalny brak infrastruktury sanitarnej przy wyciągach, nieliczne knajpy na stoku rezerwują sanitariaty dla klientów, niejednokrotnie są one płatne. Wszystko to razem robi naprawdę słabe wrażenie. Co dziwniejsze, mimo nadchodzącego końca sezonu było BARDZO DUŻO ludzi, zdecydowanie więcej niż spotkaniśmy w Austrii w szczycie sezonu. I tu dochdzimy do sedna: Pierwszą połowe lutego spędziliśmy w tym roku w Salzburgerlandzie, a konkretniej w Saalbach i BadGastein. Za 2/3 tych kosztów czyli 4 tyś za osobe za dwa tygodnie (łącznie z drogim dojazdem bo nasze auto dużo pali) mieliśmy pokój z obfitym sniadaniem albo prawdziwy apartament, większy od naszego warszawskiego mieszkania. Gospodyni sprzątała nasz pokój CODZIENNIE , wszędzie było czysto do obłędu. W obu tych stacjach trasy są szerokie, różnorodne, nienagannie przygotowane i wypozażone w nowoczesne wyciągi (tylko raz korzystaliśmy z orczyka i był to normalny przyzwoity T-bar) a do tego wszędzie uprzejma i nienarzucająca sie obsługa. Dojazd zajął nam porównywalną ilość czasu (wyjeżdżając rano z Warszawy damy radę byc na miejscu wczesnym wieczorem) a do tego mamy kolosalny komfort dysponowania własnym transportem na miescu. Same plusy? W zasadzie tak. SORRY FRANCE. Nie warto. Naprawdę nie warto.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 50
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

Dzięki za relację. Ten sam wyjazd z Rainbow polecał nam w tym roku Polak, którego spotkaliśmy w Livigno, ale polecał na początek sezonu. Niemniej podejrzewam, że zakwaterowanie jest podobne, a cena wcale nie jest jakaś super, zwłaszcza, że wydam tyle samo i mam moje ukochane Livigno. Po relacji tego Polaka bardzo, bardzo poważnie zastanawiałam się nad wyjazdem tam w przyszłym roku. Po Twojej relacji już się raczej nie zastanawiam, bo co jak co, ale takich apartamentów to ja po prostu nie lubię.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

jak Francja to Espace Killy i 3D i biuro Espace Trans...a Livigno to Jafisport...bez niespodzianek tanio i przyjemnie...bylem w grudniu 2009 w Livigno z jafi i teraz dostałem ofertę na freeski na kwiecień za 790 pln...dojazd,skipas,łóżko,i inne bzdety w cenie...nie skorzystam bo nie wracam w te same miejsca
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mam kilka uwag odnosnie relacji. Po pierwsze ocenianie jakiegokolwiek osrodka narciarskiego czy to we Francji czy w innym kraju jadac tam na sam poczatek lub koniec sezonu, na wszelkie "free ski" itp. jest bez sensu (nie te warunki, nie ta pogoda, nie ta obsluga). Alpe d'Huez wedlug mnie nie jest wcale takie zle, jesli pojedzie sie tam w normalnym terminie i trafi na dobre warunki pogodowe, a osrodek raczej nie ma na to wplywu. Po drugie wiekszosc osob jadac do Francji wybiera najtansze zakwaterowanie jakie tylko jest mozliwe a potem sie dziwi, ze warunki sa nie takie jak to sobie wyobrazalismy. Koszt takiego apartamentu jak opisujesz dla 4 osob w tym terminie to maksimum 200 euro (50 euro za osobe), a przewaznie jeszcze taniej. Jesli wiec zaplacilas 1800 zl (nie wiem ile kosztuje przelot) to biuro niezle na tym zarobilo. Na drugi raz jedz na wlasna reke to bedzie znacznie taniej. Uwierz mi, ze we Francji sa takze bardzo ladne, duze, swietnie wyposazone, luksusowe apartamenty, ale one tez normalnie kosztuja.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

mialem opisac moj jeden dzien alpe'd'hues co prawda tydzien wczesniej...Jako ze bylem w les2alpes mialem "okazje" posmigac po Huez i naprwde nie podobalo mi sie.wszytskoc o ww jest racja. trasy nizej polozne niz les2alpes-warunki o tej potrze roku gorsze, infrastruktura tez gorsze troche niz w les2alpes,trasy tez mi sie zdwalay wezsze...Po powrocie z alpe'd'huez dziekowalem sobie ze wybralem les2alpes...
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mam kilka uwag odnosnie relacji. Po pierwsze ocenianie jakiegokolwiek osrodka narciarskiego czy to we Francji czy w innym kraju jadac tam na sam poczatek lub koniec sezonu, na wszelkie "free ski" itp. jest bez sensu (nie te warunki, nie ta pogoda, nie ta obsluga). Alpe d'Huez wedlug mnie nie jest wcale takie zle, jesli pojedzie sie tam w normalnym terminie i trafi na dobre warunki pogodowe, a osrodek raczej nie ma na to wplywu. Po drugie wiekszosc osob jadac do Francji wybiera najtansze zakwaterowanie jakie tylko jest mozliwe a potem sie dziwi, ze warunki sa nie takie jak to sobie wyobrazalismy. Koszt takiego apartamentu jak opisujesz dla 4 osob w tym terminie to maksimum 200 euro (50 euro za osobe), a przewaznie jeszcze taniej. Jesli wiec zaplacilas 1800 zl (nie wiem ile kosztuje przelot) to biuro niezle na tym zarobilo. Na drugi raz jedz na wlasna reke to bedzie znacznie taniej. Uwierz mi, ze we Francji sa takze bardzo ladne, duze, swietnie wyposazone, luksusowe apartamenty, ale one tez normalnie kosztuja.

ALEŻ Z CAŁĄ PEWNOŚCIĄ NASTĘPNYM RAZEM POJADĘ NA WŁASNA RĘKĘ! Tylko że po pierwsze koniec marca to nie jest jeszcze koniec sezonu w tej stacji , o czym świadczą wysokie ceny skipasów (indywidualnie zapłacilibyśmy 210 eur, grupowy 184), z resztą niejednokrotnie jeździłam w kwietniu i było super . Nie pojechałam tam bo akurat było taniej (nie było!) tylko dlatego że znajomi mieli wolne miejsce i chciałam się do nich podczepić. nie mam też pretensji do ośrodka bo we Francji byłam nie raz i znam realia. Wkurza mnie za to instytucja polskiego biura podróży które bierze forse za nic,oszukuje ludzi bo dostaje kolosalne zniżki od managerów rezydencji, którymi nie dzieli się z klientami, organizuje dowóz klientów z kilku niejscowości jednocześnie co trwa wieki i w ogóle idzie na łatwiznę. Pretensję mam o to że wyjazd był naprawdę drogi i przez myśl nie przeszło mi że za taką kase dostanę warunki jak na studenckim wyjeździe do ValThorens 15 lat temu. Gdyby to kosztowało 1000zł to nawet bym nie miauknęła bo dostaje to za co płace. Jestem wkurzona bo dostałam DUŻO MNIEJ. Był to pierwszy raz w życiu kiedy skorzystałam z usług biura podróży- I OSTATNI. Miałam o tym nie wspominać, bo koniec końców facet mnie przeprosił i się pokajał, ale pobyt zaczął się od koszmarnej awantury z rezydentem który nie chciał wydać mi opłaconego wcześniej skipasa, bo coś mu sie nie zgadzało w wyliczeniach i wychodziło że ma o jeden za mało. Gdyby nie rzeczowa interwencja koleżanki która nie jeden remanent w życiu zrobiła to chyba doszłoby do rękoczynów. Sorry ale tego typu historie dyskwalifikują dla mnie to biuro. W biznesie klient ma zawsze rację, a jak sprzedawczyni ma manko na kasie to odpowiada ona a nie klient. Sorry gregory ale tak jest. Może małe specjalistyczne biura są bardziej godne zaufania ale taki moloch jak Rainbow Tours napewno nie.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

jak Francja to Espace Killy i 3D i biuro Espace Trans...a Livigno to Jafisport...bez niespodzianek tanio i przyjemnie...bylem w grudniu 2009 w Livigno z jafi i teraz dostałem ofertę na freeski na kwiecień za 790 pln...dojazd,skipas,łóżko,i inne bzdety w cenie...nie skorzystam bo nie wracam w te same miejsca

"Przepiszesz" na mnie......... :)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

O samej infrastrukturze, czy trasach się nie wypowiem, bo jeszcze nie byłem, ale... Przede wszystkim nie rozumiem narzekania na standard zakwaterowania. To nie jest przecież żadną tajemnicą, że budżetowe apartamenty dla masowych wyjazdów mają zwykle małą powierzchnię. Średnio obeznany w temacie narciarz, czytający opinie np. w necie jako jedno z pierwszych się dowie właśnie o tym. I także nie spotkałem się też z sytuacją, żeby biura podróży jakoś ten fakt ukrywały. I powiem więcej: w tym sezonie byłem 2 razy na grupowych wyjazdach organizowanych przez biuro i nie spotkałem się z narzekaniami na zakwaterowanie wśród tej prawie setki osób. Najczęściej powtarzało się: "fakt, trochę ciasno, ale nie jest źle, poza tym przyjechałem tu na narty, a nie..." oraz "wszyscy mnie tak straszyli tym fatalnym standardem, a jest całkiem ok" - wśród tych będących pierwszy raz. Ok, każdy ma różne potrzeby, ale to wtedy trzeba sobie po prostu samemu załatwić większe lokum. Dla mnie np. dużo ważniejsze jest mieszkanie przy stoku, zamiast powierzchni lokum, w którym w zasadzie tylko śpię i gotuję. Jakie to może być istotne pokazał ostatni dzień tego turnusu (śnieżyca->słońce, byłem w 3 dolinach, w Ad'H musiało być podobnie) - możliwość zejścia ze stoku gdy jest źle, mokro i potem szybki powrót, gdy wychodzi słońce. A tego się nie da zrobić, gdy trzeba dojeżdżać do wyciągów. W Austrii kiedyś miałem apartament, gdzie można się było zgubić. Ale co z tego, jak na dojazd tam i nazad trzeba było dziennie liczyć od godz do półtorej... Miałaś tego pecha trafić na wyjątkowo parszywą pogodę na początku, która dodatkowo załatwiła warunki stokowe na cały tydzień. We Włoszech, czy Austrii wcale nie było lepiej :( Takie "wtopione" wyjazdy niestety się zdarzają. W sumie w powracających sporach Polska vs Alpy warto o tym pamiętać... ----- edit:

Wkurza mnie za to instytucja polskiego biura podróży które bierze forse za nic,oszukuje ludzi bo dostaje kolosalne zniżki od managerów rezydencji, którymi nie dzieli się z klientami, organizuje dowóz klientów z kilku niejscowości jednocześnie co trwa wieki i w ogóle idzie na łatwiznę. ciach...

Rozumiem Twoje niezadowolenie, choć w temacie piszesz o tym, że TAM nie należy jeździć, a nie że Z TYM nie należy jeździć. Wyjazdy samolotowe tak mają, że drogo cała ta zabawa wychodzi i zdarzają się komplikacje. Poza tym różne są biura. Mi np. cała zabawa wychodziła ok. 2tyś, organizując wszystko sam, wiele bym nie zaoszczędził. I zgrzytów większych nie było, poza ojcem dyrektorem pewnego biura, który każdemu napotkanemu Polakowi wciskał kalendarzyki i robił (anty)reklamę firmy. Taki tam folklor :D

Użytkownik faf500 edytował ten post 01 kwiecień 2010 - 22:27

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co do kwater porównywanie francuskich z austriackimi wypada zdecydowanie na korzyść tych drugich, jednak zawsze jest coś za coś: kosztem wielkości dostajemy kwatery na stoku i na wysokości niedostępnej w Austrii. [/QUOTE] Z wysokościami masz rację ( chociaż nie wiem czy to wartość sama w sobie, zwłaszcza że niektóre osoby czują się gorzej nocując powyżej 2000- kwestia ciśnienia) natomiast z odległością od stoku niekoniecznie: nasza tegoroczna miejscówka w Saalbach miała stok dosłownie po drugiej stronie ulicy (ile to jest, 10-20m?), a do tego cały ośrodek jest połączony trasami i wszędzie można dotrzeć prawie nie zdejmując nart, a w każdym razie nie korzystając z auta czy skibusa. Podobnie w Zillertalu są miescowości położone pod wyciągami- ja parę razy jeździłam do Vorderlannersbach gdzie do wyciągu miałam może 100m i zjeżdżałam na nartach pod sam dom. wystarczy zerknąć w googlemaps i sensownie wybrać miescówkę. Z resztą dojazdy nie są aż tak uciążliwe a parkingi własciwie wszędzie gratisowe. Za to francuzi robia często taki motyw że niżej położone miescowości teoretycznie należą do jednego ośrodka, ale tak naprawdę 20-30minut spędzasz w gondolce wiozącej cie na miesce startu. Tak jest naprzykład w Brides le Bain które podczepione jest do 3V a dokładniej do Meribel. Inna sprawa że motyw dojazdówek dotyczy właściwie wszystkich "przerośniętych" ośrodków, czy to we Francji czy we Włoszech czy nawet w Austrii. Wiadomo że turyści rzucą się na te setki kilometrów tras, na tej zasadzie jak maniacy fotografii rzucają sie na megapiksele, w ogóle nie zdając sobie sprawy że powyżej pewnej wielkości to już komplenie nieefektywne. żeby dojechac z najdalszego końca Val Thorens do najdalszego końca Curchevel i z powrotem ledwie starczy dnia!To samo ze słynną Sella Ronda- człowiek się tylko śpieszy żeby zdążyć zamknąć kółko zanim zamkną wyciągi i trzeba będzie wracać taksówką do domu. Z mojego doświadczenia żeby naprawdę sie najeździć, a nie tylko zwiedzać stoki, na tygodniowy wyjazd wystarczy 100-150km DOBRYCH długich tras, czasami nawet mniej.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zgadzamy sie wiec co do biura podrozy, ja nie korzystam z zdanych, wiec nie mam problemu ;) Jezdzilem w Alpe d'Huez w styczniu, piekna pogoda, ladne widoki, trasy dobrze przygotowane, infrastruktura moze nie powala na kolana, ale widzialem juz gorsze miejsca. Dobrze trafilem? Bylem tez na jednodniowym wypadzie w tak zachwalanym austriackim Obergurgl-Hochgurgl, na forum czytam same zachwyty, ochy i achy nad swietna infrastruktura, perfekcyjnie przygotowanymi trasami. Pogoda nie byla najlepsza, lekkie opady sniegu, chmury, ale co trzeba zaznaczyc droga do samego Obergurgl byla czarna. W Hochgurgl czynna tylko kolejka do pierwszej stacji, dalej wszystko zamkniete, da sie zjechac tylko czerwona trasa 25, a wlasciwie to jej dolna czescia. 42,50 euro za to zeby pojezdzic na jednej trasie to troche za duzo. Pakuje wiec narty i jade do Obergurgl, na nartach sie nie da - polaczenie nie dziala. W Obergurgl jest lepiej, dziala cala infrastruktura, ale trasy sa zupelnie nieprzygotowane. Wlasciwie to trudno mowic o trasach bo gdyby nie tyczki to nie dalo by sie odroznic gdzie jest trasa a gdzie jej nie ma. Wyglada na to, ze ktos stwierdzil, ze nie ma sensu przygotowywac tras skoro praktycznie caly Hochgurgl nie dziala. No i jaki z tego wniosek? A no zaden, po prostu zle trafilem i nie podejmuje sie oceny tego osrodka. Pojade tam jeszcze raz w innym terminie. ;)

Użytkownik globtroter.org edytował ten post 01 kwiecień 2010 - 22:58

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To współczuję, ale absolutnie nie zgodzę się,że Francja to zła miejscówka - osobiście byłem już 11 razy we Francji i nigdy nie narzekałem - a ostatni raz to właśnie była stacja Alpe d'Huez - przepiękna pogoda, super przygotowane stoki, apartament w porządku (choć włoskie są lepsze - prawda - mówiąc o tej samej cenie za apartament). I prawdę pisząc bardziej mi się tam podobało niż w Les2Alpes, ale to kwestia gustu Bajaderka - zła pogoda zdarzyć się może każdemu (ja np, w styczniu w 3 Dolinach miałem trzy dni mgły - ale czy to powód, by narzekać na stację?) Może warto popatrzeć na swoje decyzje trochę krytycznie: 1. koniec marca - zawsze ryzyko wysokich temperatur, mokrego śniegu (mgła zdarza się nawet w Austrii (pewnie nawet częściej niż we Francji) 2 - lot samolotem - wiadomo przecież że odprawy przed lotem,odbiór bagażu trwają, do tego transfer autokarem - a cenę znałaś przed imprezą Ja od lat jeżdżę do Francji autokarem (korzystam z dwóch sprawdzonych biur, jedno z Krakowa drugie z Warszawy - w zależności od terminu i oferty do danej stacji. Samochodem to trochę daleko - do Włoch jadę autkiem - zdecydowanie bliżej Uogólnianie, że do Francji nie należy jeździć chyba nie jest zbyt sprawiedliwe, nie uzasadnia tego pretensja do biura? - ja tam spośród krajów alpejskich najbardziej właśnie lubię jeździć do Francji.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zgadzamy sie wiec co do biura podrozy, ja nie korzystam z zdanych, wiec nie mam problemu ;) Jezdzilem w Alpe d'Huez w styczniu, piekna pogoda, ladne widoki, trasy dobrze przygotowane, infrastruktura moze nie powala na kolana, ale widzialem juz gorsze miejsca. Dobrze trafilem? Bylem tez na jednodniowym wypadzie w tak zachwalanym austriackim Obergurgl-Hochgurgl, na forum czytam same zachwyty, ochy i achy nad swietna infrastruktura, perfekcyjnie przygotowanymi trasami. Pogoda nie byla najlepsza, lekkie opady sniegu, chmury, ale co trzeba zaznaczyc droga do samego Obergurgl byla czarna. W Hochgurgl czynna tylko kolejka do pierwszej stacji, dalej wszystko zamkniete, da sie zjechac tylko czerwona trasa 25, a wlasciwie to jej dolna czescia. 42,50 euro za to zeby pojezdzic na jednej trasie to troche za duzo. Pakuje wiec narty i jade do Obergurgl, na nartach sie nie da - polaczenie nie dziala. W Obergurgl jest lepiej, dziala cala infrastruktura, ale trasy sa zupelnie nieprzygotowane. Wlasciwie to trudno mowic o trasach bo gdyby nie tyczki to nie dalo by sie odroznic gdzie jest trasa a gdzie jej nie ma. Wyglada na to, ze ktos stwierdzil, ze nie ma sensu przygotowywac tras skoro praktycznie caly Hochgurgl nie dziala. No i jaki z tego wniosek? A no zaden, po prostu zle trafilem i nie podejmuje sie oceny tego osrodka. Pojade tam jeszcze raz w innym terminie. ;)

Oczywiście masz -i trochę nie masz racji: miałam bardzo podobne doświadczenie w Soelden gdzie na 7 dni pobytu było ładne tylko jedno przedpołudnie, z lodowca zjechałam raz w kompletnej mgle więc nic o tym nie moge powiedzieć, właściwie non stop zjeżdżałam z dwóch- trzech tras, czyli totalna kicha. Niemniej mam przekonanie że to BARDZO DOBRA STACJA i chętnie jeszcze tam wrócę. To się jakoś czuje. A może czuje się to bardzo indywidualnie, subiektywnie? Alpe d'Huez nawet za pierwszym podejściem kiedy aura była zdecydowanie lepsza podobało mi się ALE nigdy nie zaliczyłabym go do swoich ulubionych miesc- najlepszy dowód że powrót tam zajął mi 11 lat ( w tym czasie w Zillertalu byłam chyba z 7 razy) . Są takie miejsca w których poprostu nie łapię fazy. I wtedy zaczyna przszkadzać wszystko, nawet takie pierdoły które w innym miejscu pozostałyby w ogóle niezauważone. To jak z dziewczyną: jeśli się zakochasz wydaje ci się skończoną pięknością, jeśli nie, to irytuje cie nawet sposób jaki miesza herbatę:)

To współczuję, ale absolutnie nie zgodzę się,że Francja to zła miejscówka - osobiście byłem już 11 razy we Francji i nigdy nie narzekałem - a ostatni raz to właśnie była stacja Alpe d'Huez - przepiękna pogoda, super przygotowane stoki, apartament w porządku (choć włoskie są lepsze - prawda - mówiąc o tej samej cenie za apartament). I prawdę pisząc bardziej mi się tam podobało niż w Les2Alpes, ale to kwestia gustu Bajaderka - zła pogoda zdarzyć się może każdemu (ja np, w styczniu w 3 Dolinach miałem trzy dni mgły - ale czy to powód, by narzekać na stację?) Może warto popatrzeć na swoje decyzje trochę krytycznie: 1. koniec marca - zawsze ryzyko wysokich temperatur, mokrego śniegu (mgła zdarza się nawet w Austrii (pewnie nawet częściej niż we Francji) 2 - lot samolotem - wiadomo przecież że odprawy przed lotem,odbiór bagażu trwają, do tego transfer autokarem - a cenę znałaś przed imprezą Ja od lat jeżdżę do Francji autokarem (korzystam z dwóch sprawdzonych biur, jedno z Krakowa drugie z Warszawy - w zależności od terminu i oferty do danej stacji. Samochodem to trochę daleko - do Włoch jadę autkiem - zdecydowanie bliżej Uogólnianie, że do Francji nie należy jeździć chyba nie jest zbyt sprawiedliwe, nie uzasadnia tego pretensja do biura? - ja tam spośród krajów alpejskich najbardziej właśnie lubię jeździć do Francji.

Ależ ja UWIELBIAM Francję i na przykład zjazd trasą pucharu świata w Val d'Isere w 2000 roku uważam za swój najlepszy przejazd w zyciu, albo zjazd off piste z przełęczy nie pamietam w tej chwili nazwy z Val Thorens w stronę Orelle taką cudowną pogrążoną w ciszy doliną w złotym popołudnoiwym słońcu, to niemal mam łzy w oczach jak przypomnę sobie słodycz tego krajobrazu- a mimo to sądze że nie warto tam jeździć na narty właśnie dlatego że cena i odległość nie znajdują uzasadnienia w jakości- a prościej , ze nie jest tam na tyle fajniej żeby chciało mi się tam jechać (za często). Nie warta skórka za wyprawkę. Wiem że to zabrzmi kontrowersyjnie, ale cóż, od tego jest forum:)

Uwierz mi, ze we Francji sa takze bardzo ladne, duze, swietnie wyposazone, luksusowe apartamenty, ale one tez normalnie kosztuja.

Tak, oczywiście że są. Nawet znam ludzi którzy w nich mieszkają. Mam znajomych któży lataja na narty samolotami, ale potem nie tłuką sie autokarem tylko wypozyczają sobie auto na lotnisku. W zeszłym roku nieźle się podłozylam bo chłopak opowiada mi jaką to swietną okazję znalazł na wyjazd i koszt zakwaterowania tylko 90 ojro, więc ja: ależ tak swietnie, czy moge sie dołączyć... tylko że za chwilę sie okazało że to 90 to za osobe ZA DZIEŃ. Sorry ale dla mnie to wyrzucanie kasy, wolę pojechac na 3 tygodnie po 30 :)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wydaje mi się, że jak na francuskie standarty alpejskie Alpe d'Huez jest miejscem dość słabym - choć taki ośrodek gdzie indziej byłby perełką. W ten sposób dochodzimy do sedna - uważam, że narciarsko Francja jest najlepsza w Europie. Daleko, podłe standarty noclegowe - w najtańszej ofercie, obsługa co ma cię gdzieś, koszmarne wieżowce w środku gór... ale piękne narciarsko, wielkie ośrodki. Gdzie na tydzień zapominasz o samochodzie i dojazdach, a każdy z ekipy robi co chce. Gdzie oprócz "przyjaznych" oślich łączek można znaleźć lemieszem nie ruszane strome trasy i spore obszary do freeridu. Nie każdemu wystarczy 150 km tras na tydzień - ponieważ część z nich "z definicji" nie jest warta jazdy. Po dwóch dniach nie ma gdzie jeździć... Do tego ośrodki francuskie są wysokie (często od 1800 do 3200 m npm) co gwarantuję możliwość jazdy w sezonie prawie zawsze. Dla zasobniejszych są miejsca takie jak Megeve, Courchevel, Meribel, Val d' Isere, Chamonix (choć to słaby punkt wypadowy) - standart można tam znaleźć dowolnie wysoki (ceny w zasadzie też) Trzeba przyznać, że Bajaderkatyrolska miała pecha - Alpe d"Huez szczyci się 300 słonecznymi dniami w roku, są tam spore problemy ze śniegiem na początku sezonu ale w marcu powinno być śniegu w bród i słońca też. Karnet 6 dniowy pozwala na dwa dni jazdy w Les 2Alpe - miejscu dla mnie narciarsko rewelacyjnym. Ale kiepską pogodę można trafić wszędzie - akurat tegoroczny marzec był we Francji fatalny (a we Włoszech super). Za rok może być odwrotnie - statystyka. Wniosek - trzeba więcej jeździć - wtedy się uśrednia Bajaderkatyrolska -mam nadzieję, że mimo wszystko nie skreślisz Francji ze swojej listy. W końcu: - Trois Valees - Espace Killy - La Plagne - Les Arcs to wspaniałe systemy, naprawdę trudno znaleźć podobne w innych krajach. A przyszłym razem życzę więcej szczęścia przy wyborze operatora turystycznego i wspaniałej pogody (na pewno tak będzie!)

Użytkownik Wujot edytował ten post 02 kwiecień 2010 - 14:51

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wydaje mi się, że jak na francuskie standarty alpejskie Alpe d'Huez jest miejscem dość słabym - choć taki ośrodek gdzie indziej byłby perełką.

Calkowicie sie zgadzam. Nawet ze srednim jak na francuskie osrodki Alpe d'Huez w calej Austrii konkurowac moze w najlepszym wypadku 4, no moze 5 osrodkow.

W końcu: - Trois Valees - Espace Killy - La Plagne - Les Arcs to wspaniałe systemy, naprawdę trudno znaleźć podobne w innych krajach.

Ja bym jeszcze dodal Portes du Soleil. Choc system polaczen nie jest juz tak doskonaly jak w wyzej wymienionych, w rzeczywistosci to troche ponad 300 km w pelni polaczonych tras, ale to i tak swietny wynik.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Trois Valees - Espace Killy - La Plagne - Les Arcs to wspaniałe systemy, naprawdę trudno znaleźć podobne w innych krajach.

Absolutnie sie z Tobą zgadzam- bylam w 3V w sumie 5razy i raz w Tignes. te stacje są klasą samą w sobie i na tyle odstaja poziomem od "średniej alpejskiej" że warto tam wpaść chociaż raz w życiu. jednak mam wrażenie że z tego powodu my, narciarze z mazowsza, jesteśmy dla Francuzów zbyt tolerancyjni, pobłażliwi, za wiele im wybaczamy. To że mają wspaniałe góry to nie ich zasługa- od nich zależy co z nimi zrobią, jak je przygotują dla nas, jak sprawią że się w nich będziemy czuli. Myślę że wyrośliśmy juz z etapu kiedy jesteśmy wdzięczni za to że w ogóle mozemy BYĆ a Alpach, które przeciez przez długie dziesięciolecia były dla zwykłych smiertelników niedostępne. Ja w każdym razie wyrosłam z etapu studenckich wyjazdów do ValThorens rozklekotanymi autokarami (36 godzin w jedna stronę! Tak, naprawdę to czasami tyle trwało!) i spania na piętrówce w przedpokoju- wtedy punktem odniesienia był Szczyrk czy Kasprowy, teraz tym punktem odniesienia są niezliczone stacje alpejskie które miałam okazję odwiedzić przez te półtorej dekady. Nie można w nieskończoność godzić się na marny standard- nie jesteśmy już ubogimi krewnymi z za kurtyny, ale obywatelami europy. Płacimy takie same ceny jak cała reszta. Arogancja francuzów jast dla mnie bardzo podobna do arogancji sprzedawdczyni z mięsnego za komuny: po co się starać, byc uprzejmym, dbać o dobry towar , nie warto ładnie go pakować skoro ludzie i tak wszystko kupią. We Francuzach irytuje mnie właśnie ta komunistyczna olewcza postawa. Cóż, pewnie to nie ich wina, mają socjalne państwo które do reszty ich rozpuściło i zdemoralizowało. Nie wiem jak bardzo socjalne jest państwo austriackie, ale najwyraźniej swoim obywatelom nie robi krzywdy. Tam na każdym kroku czuję że ludziom sie CHCE chociaż przecież wcale by nie musieli. ja naprawdę nie oczekuję że w skromnej góralskiej chatce za kilkanaście euro dziennie gospodyni będzie sprzątać codziennie od piwnicy po dach jakby jutro miała byc wigilia, nie oczekuję że na śniadanie bedzie domowe jedzenie super ekologiczne bo z własnego gospodarstwa, nie spodziewam się że gospodyni na powitanie postawi domowego sznapsa- ale straszeni mi miło jak tak się dzieje, bo jak ktoś nie musi a mu się chce to naprawdę dobrze o nim świadczy. Rozczulają mnie te babiny tyrolskie - jak pewna staruszka z Juns u której stacjonowałam parę lat temu. Przyszłam rano do jadalni z ręką obwiązaną chusteczką bo poprzedniego dnia niefortunie wybiłam sobie kciuk kijkiem. patrze, po chwili pani przychodzi z rolką bandaża elastycznego. na musiała... nawet nie mogłam jej poządnie podziękować- niestety nie znam niemieckiego :o
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przyszłam rano do jadalni z ręką obwiązaną chusteczką bo poprzedniego dnia niefortunie wybiłam sobie kciuk kijkiem. patrze, po chwili pani przychodzi z rolką bandaża elastycznego. na musiała... nawet nie mogłam jej poządnie podziękować- niestety nie znam niemieckiego :o

bo nie czytalas moich tekstow o niezakladaniu straps czyli paskow... a do rzeczy; tez niesamowicie mnie ujela atmosfera panujaca na alasce; widac ze wszyscy sa zalezni od wszystkich ; w tym znaczeniu, ze jezeli jestem w obliczu zywiolu (a "zywioly" hasaja sobie w alasce w najlepsze) to nie ma nic lepszego, niz bezinteresowne poparcie innej istoty ;ludzkiej.. czyli forma solidarnosci gatunku w najlepszym wydaniu. tak jak wytrawny narciarz nie przejedzie obojetnie obok sprzetu "rozwalonego" przez narciarza po wywrotce, jak taternik nie zostawi towarzysza w scianie; bo wiedza oni, ze nastepnym razem to moze byc on/ona........... moze powinnas wysunac nieco czulki i wypasc za ocean? dalo by ci to inne wymiary i oceny - nie mowie lepsze czy gorsze , ale inne....
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

moze powinnas wysunac nieco czulki i wypasc za ocean? dalo by ci to inne wymiary i oceny - nie mowie lepsze czy gorsze , ale inne....

Ależ oczywiście, bardzo chętnie! Marzę o tym od dawna, zwłaszcza po przeczytaniu znakomitej książki Rolanda Huntforda " Two Planks and a Passion". Tylko wpierw muszę BARDZO poprawić umiejętności. Inaczej to byłaby poprostu strata kasy. To co sprawdza się w rodzinnym austriackim ośrodku, na Alasce byłoby raczej żałosne. Twego postu o paskach faktycznie nie miałam okazji przeczytać- poroszę o linka lub streszczenie:) pozdrawiam serdecznie i Wesołych Świąt:)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Arogancja francuzów jast dla mnie bardzo podobna do arogancji sprzedawdczyni z mięsnego za komuny:

nie da się ukryć - często tak jest, choć spotkałem - nie tak rzadko - wyjątki od tej reguły. Myślę, że ta postawa to cecha narodowa i nie ma ona nic wspólnego z jakąś niechęcią do Polaków. To raczej wynika z niskiego standardu usług z których korzystam (taniość oferty) Po drugiej stronie są np Austriacy - mój kolega po kontuzji, która unieruchomiła go w domu dostał... ciasto upieczone przez gospodynię. Co do mnie to mimo wszystko pewnie zostanę przy Francji (w tym roku 3 tygodnie - połowa wszystkich wyjazdów). Fundamentalnie interesuje mnie jednak jakość "narciarska" a ilość wyjazdów wskazuje na wariant "ekonomiczny". Tutaj Francja jest bezkonkurencyjna... No i z Wrocławia nie jest tak bardzo niedostępna (1400 km doskonałymi drogami - 14 godz jazdy) A co do pasków (niezakładania) to Jan ma absolutnie rację! Była na ten temat jakaś dyskusja na forum. Większość, była w opozycji - ale ja sam od tego czasu - spotkałem się tyle razy z przypadkami kontuzji, że życie moim zdaniem wskazuje na jedyne słuszne rozwiązanie. Pozdro no i dyngusa - śnieżnego życzę.

Użytkownik Wujot edytował ten post 03 kwiecień 2010 - 08:59

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A co do pasków (niezakładania) to Jan ma absolutnie rację! Była na ten temat jakaś dyskusja na forum. Większość, była w opozycji - ale ja sam od tego czasu - spotkałem się tyle razy z przypadkami kontuzji, że życie moim zdaniem wskazuje na jedyne słuszne rozwiązanie.

Jak już argumentowałem - w przypadku masowego zastosowania tego rozwiązania lekarstwo może się okazać gorsze od choroby. Jak ktoś pracuje rękami i od ich sprawności zależy życie danej osoby (np chirurga) to mogę się zgodzić, ale to powinny być wyjątki od reguły a nie norma. Pozdr Marcin
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ależ oczywiście, bardzo chętnie! Marzę o tym od dawna, zwłaszcza po przeczytaniu znakomitej książki Rolanda Huntforda " Two Planks and a Passion". Tylko wpierw muszę BARDZO poprawić umiejętności. Inaczej to byłaby poprostu strata kasy. To co sprawdza się w rodzinnym austriackim ośrodku, na Alasce byłoby raczej żałosne. Twego postu o paskach faktycznie nie miałam okazji przeczytać- poroszę o linka lub streszczenie:) pozdrawiam serdecznie i Wesołych Świąt:)

http://www.skiforum....t=skier's thumb marcin; a czym "grozi" jazda bez paskow?? zgubieniem kija? co to jest w porownaniu z niepracowaniem przez 6 tyg czasem powazna operacja i ryzykiem zmian zwyrodnieniowych stawu CMC?? ja zakladam paski tylko jak jade bramki a i wtedy mam leki bezpiecznikowe
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


×
×
  • Dodaj nową pozycję...