Skocz do zawartości

Nauka jazdy dzieci


zetes

Rekomendowane odpowiedzi

Oczywiście, to są indywidualne przypadki. Sam przez wiele lat uczyłem "według książki" i dlatego... nie lubiłem pracy z dziećmi. Dopiero po czasie zaobserwowałem, że to najbardziej pojętny przedział wiekowy. Musimy sobie zdawać sprawę, że na postęp ma wpływ ogromna liczba parametrów. Inaczej to wygląda wśród dzieci które jadą w góry raz w roku. Inaczej, gdy mieszkają w górach, a jeszcze inaczej dla dzieci z rodzicami którzy byli zawodnikami. Jak się przyjrzymy życiorysom najlepszych zawodników to jednak większość pochodzi z tej ostatniej grupy. mam często zajęcia z "genetycznie skazanymi na sukces" i muszę powiedzieć, że jednak te dzieci mają predyspozycje do jazdy . Mój upór ze zmianą metodyki jest oparty na doświadczeniu, nie spekulacjach. mam już wielu stałych uczniów , z którymi zacząłem moją metodą i ich postęp jest niewiarygodny. Najlepiej to widać w rodzinie , gdzie starszak uczył się "tradycyjnie" a młodsze "bezpługowo". Często kontrast jest bardzo duży.

Użytkownik Mazby edytował ten post 14 wrzesień 2011 - 11:35

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przekłada się także na ilość zawodniczek i zawodników w pierwszej trzydziestce PŚ :) Pozdr Marcin PS: Może rodzice nie mają pojęcia że proces odpłużania przeprowadzi się sam i naturalnie? Czy to nie objaw wybujałej ambicji rodziców?

Mylisz Marcinie dwie rzeczy. We Włoszech w klubach szkolą trenerzy, a w szkółkach narciarskich rekreacyjnych narciarzy (w tym dzieci) uczą instruktorzy. Po prostu uczą inaczej. Tam zawodnicy osiągają wyniki nie dlatego, że instruktorzy ze szkółek uczą tak czy siak, tylko dlatego, że w klubach mają dobry system szkolenia. W polskich klubach ten system jest zwyczajnie zły i dlatego nie mamy wyników w seniorach. Tyle, bo miejsc do trenowania slalomów i gigantów w naszym kraju jest trochę. Jedynie ze zjazdem i SG byłby problem, bo nie mamy odpowiednich tras do trenowania tych konkurencji. Rodzice generalnie nie tylko nie mają pojęcia o metodyce nauczania narciarstwa, ale w ogóle w wielu przypadkach mają problemy z wychowywaniem swoich dzieci. Do tego dochodzi lenistwo. Zwyczajnie im się nie chce poznać pewnych prostych prawidłowości nie mówiąc już o poświęcaniu czasu swoim pociechom na zimowych wakacjach. Przecież prościej jest oddać dziecko do obcej osoby i mieć je z głowy na godzinę, czy dwie dziennie, a są tacy co oddają na znaczną część dnia jak mają na to kasę. Najprostszą wymówką jest znany wszem i wobec slogan: dziecko rodzica nie słucha i lepiej jak odda się je do instruktora, do obcej osoby. Czyż nie lepiej sprawić, by dziecko słuchało rodzica i miało z nim dobry kontakt od małego? Pewnie, że lepiej, ale to wymaga wysiłku, czasu i wspólnej pracy z dzieckiem od samego początku przyjścia na Świat nowej małej istoty. :)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cześć Zbyszku za to zdanie: "Dziecko do lat "szkolnych" nie bardzo rozumie co od niego chcemy...gdy stwierdzi, ze skończyła się zabawa" Masz minus totalny albo zupełnie inaczej rozumiemy pewne słowa. Uczyłem setki dzieci w wieku szkolnym i jeżeli wiedziały czego chcą były idealnymi uczniami. Zabawy szukały jednostki - reszta były to napięte na postępy narciarskie harpagany - szkoda że tak późno i szkoda że bez perspektyw. Pozdro serdeczne

Ze zdaniem: "Dziecko do lat "szkolnych" nie bardzo rozumie co od niego chcemy...gdy stwierdzi, ze skończyła się zabawa" również się nie zgadzam. Zbyszek za bardzo upraszcza sprawę. Są dzieci w wieku przedszkolnym, które doskonale wiedzą co od nich chce instruktor. Miałem takich dzieci setki. :) Oczywiście zdarzało mi się mieć i takie, które w ogóle nie wiedziały o co chodzi. Dużo zależy od tego jak rodzice w domu pracują z własnym dzieckiem. Poza tym ważne jest jaki warsztat ma instruktor do pracy z maluchami i wcale nie chodzi o zabawę w pajacyki na stoku, czy inne tego typu bzdety. Może to ciekawie wygląda z boku dla rodziców, ale dzieciom niewiele daje merytorycznie. Najprościej jest bowiem ustawić dziecko w pozycji płużnej i do znudzenia ćwiczyć z nim pajacyki. Jak maluch zacznie jechać i wykonywać skręty równoległe to nie w głowie mu będą wszelkie pajacyki. :) Jak zależy nam na pozbyciu się dziecka na jakiś czas, a nie na tym by nauczyło się jazdy na nartach, by samemu pojeździć, czy posiedzieć w knajpie przy piwie to można malca powierzyć przedszkolance. Wyjdzie taniej. :) Niemniej jestem zdania, że wszelką naukę jazdy na nartach dzieci powinny zaczynać z własnymi rodzicami, tak jak zazwyczaj z nimi zaczynają naukę jazdy na rowerze. Który rodzic w celu nauczenia swojej pociechy jazdy na rowerze oddaje ją odpowiedniemu instruktorowi lub trenerowi? Ja się z takimi przypadkami nie spotkałem, a Wy? :)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z tą drobna uwagą, że tenże rodzić (sam uczący własne pociechy) musi umieć coś wiecej niż zjechać ze stoku.... a nie jest to zbyt częste. Dziecko doskonale widzi i oceni... ;). Poza tym likwidacja złych nawyków trwa (i kosztuje) znacznie wiecej niz instruktor od poczatku. Piszący na tym forum są dość nietypowi - 'nieco' odstają (na+) od średniej stokowej..... Bardziej do mnie przemawia instruktor z dzieckiem a rodzic w pobliżu - na nartach oczywiście = uczymy sie razem....

Użytkownik mig12345 edytował ten post 15 wrzesień 2011 - 12:17

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Niemniej jestem zdania, że wszelką naukę jazdy na nartach dzieci powinny zaczynać z własnymi rodzicami, tak jak zazwyczaj z nimi zaczynają naukę jazdy na rowerze. Który rodzic w celu nauczenia swojej pociechy jazdy na rowerze oddaje ją odpowiedniemu instruktorowi lub trenerowi? Ja się z takimi przypadkami nie spotkałem, a Wy? :)

podpisuję się obiema rękoma.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bardzo fajne teorie.:) W praktyce dzieci bardzo często stają "okoniem" własnym rodzicom w takich momentach, w których instruktorowi nawet nie mrugną okiem. Te małe "potwory" mają nas tak rozszyfrowanych że doskonale wiedzą kiedy "wierzgnąć" i ile można ugrać. Instruktor jest zawsze w uprzywilejowanej pozycji. Dziecko nie ma go "rozpracowanego" więc woli nie ryzykować i karnie powtarza to co mu każą, aż do momentu kiedy załapie. Wtedy... to już sami wiecie. Oczywiście za chwilę napiszecie że Wasze dzieci są inne, wyjątkowe, sugerując że jestem kiepskim ojcem i mam pospolite średnio rozgarnięte dzieci. Pewnie macie rację. W moim przypadku instruktorzy uczyli je jeździć na nartach, pływać, grać w tenisa i mam wrażenie że całkiem dobrze im poszło! Pozdrawiam, Maciek
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cześć

Bardzo fajne teorie.:) W praktyce dzieci bardzo często stają "okoniem" własnym rodzicom w takich momentach, w których instruktorowi nawet nie mrugną okiem. Te małe "potwory" mają nas tak rozszyfrowanych że doskonale wiedzą kiedy "wierzgnąć" i ile można ugrać. Instruktor jest zawsze w uprzywilejowanej pozycji. Dziecko nie ma go "rozpracowanego" więc woli nie ryzykować i karnie powtarza to co mu każą, aż do momentu kiedy załapie. Wtedy... to już sami wiecie. Oczywiście za chwilę napiszecie że Wasze dzieci są inne, wyjątkowe, sugerując że jestem kiepskim ojcem i mam pospolite średnio rozgarnięte dzieci. Pewnie macie rację. W moim przypadku instruktorzy uczyli je jeździć na nartach, pływać, grać w tenisa i mam wrażenie że całkiem dobrze im poszło! Pozdrawiam, Maciek

Jezli rodzic nie wie o co chodzi nie ma szans. dziecko bardzo szybko sie zorientuje, że próbuje uczyc je laik w temacie i - słusznie zresztą - nie da sobie wciskac przysłowiowego kitu. Sytuacja gdy rodzic może uczyc dzieci jest idealna ale - tak jak postulat o prawidłowo dobranym stoku - jest rzadko realizowalna po prostu. Pozostaje wersja uczymy się razem, która tez nie zawsze skutkuje. Ja osobiście wole miec dzieci na włsnośc w trakcie nauki - że tak nieładnie powiem. Rodzic batrdzo często nawet dobrze jeżdżący nie wie co chcemy osiągnąc i jakimi środkami a gdy opiekujemy sie grupką 7-8 czy 10 8-latków nie ma czasu na tłumaczenia. Z doświadczenia wiem też, że jednym a największych błedów rodziców jest nadopiekuńczość w wielu jej aspektach: - nie rób tego bo coś sobie zrobisz - on nie da rady (oczywiście głosno aby on chociaż jeszcze nie próbował od razu załozył, ze tej rady nie da) - nie zimno Ci (w momencie gdy dziecko osiągneło wreszcie stan skupienia nad zadaniem) itd. itp. Dlatego z tymi rodzicami to nie jest takie jedniznaczne. W tym temacie mamy wiele przykładów rodziców, którzy wprowadzili swoje dzieci w swiat nart, pokazali je im, zaszczepili w dzieciach dążenie do spędzania zimowych dni na powietrzu w ruchu, oswoili ze sprzętem, górami itd. Nauczyć jeździć na nartach ich nie mogli i nie moga bo sami ledwo jeżdżą. Zrobili jednak te rzeczy, które mogli w sposób wzorowy i za to im chwała. Sam uwielbiam pływać wpław. Jest to praktycznie moje jedyne zajecie nad wodą stojącą. awsze też chciałem nauczyć pływac dzieci. Oswiłem je z wodą w każdej postaci. Potrafiły skakć, nurkować, pływać środkiem jeziora w kole czy w rękawkach ale o samodzilenym pływaniu mowy nie było poza utrzymywaniem sie jako takim na wodzie. Pierwszy zanurzali sie w jeziorze gdy jeszcze nie umieli stac i chodzic i pływali w kołach. Zawodowcowi zajęło to niecałe trzy tygodnie ale dopiero jak trafili w jego ręce. Pozdrawiam serdecznie Pozdrawiam serdecznie

Użytkownik Mitek edytował ten post 16 wrzesień 2011 - 08:58

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cześć Jezli rodzic nie wie o co chodzi nie ma szans. dziecko bardzo szybko sie zorientuje, że próbuje uczyc je laik w temacie i - słusznie zresztą - nie da sobie wciskac przysłowiowego kitu. Sytuacja gdy rodzic może uczyc dzieci jest idealna ale - tak jak postulat o prawidłowo dobranynm stoku - jest rzadko realizowalan po prostu. Pozdrawiam serdecznie

Popieram, umieć jeździć, a umieć przekazać swoją wiedzę o jeździe innym, szczególnie dzieciom, to dwie różne sprawy. Widziałem jak fajnie jeżdżący jegomość tłumaczył swojemu na oko czterolatkowi że musi przenieść ciężar ciała(!) z nogi zewnętrznej na wewnętrzną! Był to przekaz zupełnie bez odbioru! Wolę oddać dziecko w dobre ręce i cieszyć się z szybkich postępów niż rzeźbić z wypiętym tyłkiem z marnymi efektami. Większości rodzicom czytającym to forum polecam oddanie pociechy do profesjonalisty! Pozdrawiam, Maciek
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z tą drobna uwagą, że tenże rodzić (sam uczący własne pociechy) musi umieć coś wiecej niż zjechać ze stoku.... a nie jest to zbyt częste. Dziecko doskonale widzi i oceni... ;). Poza tym likwidacja złych nawyków trwa (i kosztuje) znacznie wiecej niz instruktor od poczatku. Piszący na tym forum są dość nietypowi - 'nieco' odstają (na+) od średniej stokowej..... Bardziej do mnie przemawia instruktor z dzieckiem a rodzic w pobliżu - na nartach oczywiście = uczymy sie razem....

W przypadku małych dzieci (1-3 lata) rodzic może nie wiedzieć nawet gdzie jest przód, a gdzie tył narty. :) Oczywiście żartowałem. Lepiej żeby wiedział, by dobrze przypiąć dziecku narty. :) Sam nie musi mieć nart. sam początek to przyzwyczajenie dziecka do czegoś zupełnie nowego. Taka zabawa z początku jeśli trwa 5 minut to z reguły jest bardzo długo. Maluch szybko się nudzi i cały szkopuł w tym by nie przeciągnąć struny, czym można dziecko zniechęcić do narciarstwa. Przy takim podejściu nie ma mowy o nabywaniu złych nawyków, ponieważ rodzic nie szkoli dziecka jak instruktor. dzieciak robi wszystko intuicyjnie. :) Oczywiście można iść na łatwiznę, czekać aż dziecko osiągnie wg rodzica "odpowiedni" wiek do nauki narciarstwa i od razu ruszyć z nim na stok z wyciągiem wykupując mu lekcje u instruktora. Tam dziecko na dzień dobry dostaje dwie zupełnie nowe dla siebie rzeczy. Oddają go do zupełnie obcej osoby pod opiekę i do tego ma przypiąć jakieś dwie długie deski do nóg. :) Kto mi powie, że to nie jest stresujące dla dziecka? :)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bardzo fajne teorie.:) W praktyce dzieci bardzo często stają "okoniem" własnym rodzicom w takich momentach, w których instruktorowi nawet nie mrugną okiem. Te małe "potwory" mają nas tak rozszyfrowanych że doskonale wiedzą kiedy "wierzgnąć" i ile można ugrać. Instruktor jest zawsze w uprzywilejowanej pozycji. Dziecko nie ma go "rozpracowanego" więc woli nie ryzykować i karnie powtarza to co mu każą, aż do momentu kiedy załapie. Wtedy... to już sami wiecie. Oczywiście za chwilę napiszecie że Wasze dzieci są inne, wyjątkowe, sugerując że jestem kiepskim ojcem i mam pospolite średnio rozgarnięte dzieci. Pewnie macie rację. W moim przypadku instruktorzy uczyli je jeździć na nartach, pływać, grać w tenisa i mam wrażenie że całkiem dobrze im poszło! Pozdrawiam, Maciek

Skoro Ty masz "potwory" to polemika nie ma sensu. Ja mam dzieci. :) Jeśli ktoś nie radzi sobie z własnym dzieckiem to najpierw lepiej ten problem rozwiązać. :) Piszesz Maćku tak jakbyś nigdy dzieci nie uczył. :) Dzieci są różne i różnie wychowywane. Są i takie, które są chowane w domach, a nie wychowywane. :) Dziecko nie kalkuluje jak dorosły, tak jak Ci się wydaje. Poucz jazdy na nartach różne dzieci choćy przez tydzień to szybko zweryfikujesz to co napisałeś. Instruktor to nie wróżka, czy jakiś inny czarodziej, który różdżką sprawia, że dzieci nagle stają się karne i posłuszne. :) Dzieci, tak jak dorośli mają swoje - moje. :)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cześć

W przypadku małych dzieci (1-3 lata) rodzic może nie wiedzieć nawet gdzie jest przód, a gdzie tył narty. :) Oczywiście żartowałem. Lepiej żeby wiedział, by dobrze przypiąć dziecku narty. :) Sam nie musi mieć nart. .... :)

zdecydowanie lepiej jest gdy ma. Nawet shorty ale niech dziecko wie, że bawimy sie w cos razem, niech widzi jak sie narty zakłada, zdejmuje, jak sie na nich chodzi. Wtedy idzie zdecydowanie szybciej. I nie musi to byc żadne górka czy góra. Mozna wszędzie. To tak jak z sankami. Gdy idziesz z dzieckiem na sanki to przeciez też na nich jeździsz i sie z nim bawisz. Zawsze bawia mnie ludzie stojący na górce, ubrani w eleganckie spodnie i półbuty - separujący się od dzieci nawet w tak fajnym momencie. Pozdrawiam serdecznie
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Skoro Ty masz "potwory" to polemika nie ma sensu. Ja mam dzieci. :) Jeśli ktoś nie radzi sobie z własnym dzieckiem to najpierw lepiej ten problem rozwiązać. :) Piszesz Maćku tak jakbyś nigdy dzieci nie uczył. :) Dzieci są różne i różnie wychowywane. Są i takie, które są chowane w domach, a nie wychowywane. :) Dziecko nie kalkuluje jak dorosły, tak jak Ci się wydaje. Poucz jazdy na nartach różne dzieci choćy przez tydzień to szybko zweryfikujesz to co napisałeś. Instruktor to nie wróżka, czy jakiś inny czarodziej, który różdżką sprawia, że dzieci nagle stają się karne i posłuszne. :) Dzieci, tak jak dorośli mają swoje - moje. :)

Witaj, A posyłasz dzieci do szkoły czy przedszkola? Po co to robisz?! Przecież umiesz czytać i pisać!!! Pewnie i matematyka nie będzie Ci obca. Ucz je sam, bo jeśli nie, to jakiś "mądrala" odbierze to jako Twój problem w relacjach z nimi. Poza wszystkim tego typu radami "robisz w swoje gniazdo". Jak poważnie traktować instruktora, który publicznie wygłasza pogląd o tym że lepiej samemu uczyć dzieci niż oddać je komuś kto jest do tego profesjonalnie przygotowany:( A może z najmłodszymi po prostu nie dajesz rady?! Zastanów się nad tym. Takie poglądy nie biorą się z nikąd! Pozdr. Maciek
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Skoro Ty masz "potwory" to polemika nie ma sensu. Ja mam dzieci. :) Jeśli ktoś nie radzi sobie z własnym dzieckiem to najpierw lepiej ten problem rozwiązać. :) Piszesz Maćku tak jakbyś nigdy dzieci nie uczył. :) Dzieci są różne i różnie wychowywane. Są i takie, które są chowane w domach, a nie wychowywane. :) Dziecko nie kalkuluje jak dorosły, tak jak Ci się wydaje. Poucz jazdy na nartach różne dzieci choćy przez tydzień to szybko zweryfikujesz to co napisałeś. Instruktor to nie wróżka, czy jakiś inny czarodziej, który różdżką sprawia, że dzieci nagle stają się karne i posłuszne. :) Dzieci, tak jak dorośli mają swoje - moje. :)

Sorry karat, ale piszesz jak byś swoje dzieci miał od 3 miesiecy. Prawda stara jak świat jest taka, ze dzieciaki od małego manipulują rodzicami i jeżeli nie zdajesz sobie z tego sprawy, albo uważasz, że jesteś tak przebiegły, ze nigdy nie dałes się przekręcić, albo Twoje maluchy tak ułożone, ze togo nie robią, to gratuluje dobrego samopoczucia. :D:D:D:D keicam ma 100% racji. Przerabiałem sam jedno dziecko - w perspektywie tego sezonu mam drugie. Dokładnie pamiętam, jak 3 letnia córka na każdy widok mamy, nagle traciła chęć na jazdę i beczała jak baranek, roniąc krokodyle łzy. Na następny dzień oddana do "cioci" na 1h, gdzie "ciocia" ćwiczyła z nią dokładnie to samo i dokładnie tak samo jak my, zaskoczyła i pięknymi łukami płóżnymi jeździła sobie ku naszej radości. Nie ma tutaj nic do rzeczy czy wiesz jak uczyć, czy nie wiesz, cz znasz metodykę, czy nie (no może w starszym wieku dziecka ma). Małe postawi się rodzicowi o wiele szybciej i o wiele szybciej rodzic ulegnie (serce nie sługa), niż to się ma z instruktorem. Znasz takie powiedzenie: "Obyś własne dzieci uczył?" Mądrość ludowa - warto skorzystać. ;) pzdr k
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sorry karat, ale piszesz jak byś swoje dzieci miał od 3 miesiecy. Prawda stara jak świat jest taka, ze dzieciaki od małego manipulują rodzicami i jeżeli nie zdajesz sobie z tego sprawy, albo uważasz, że jesteś tak przebiegły, ze nigdy nie dałes się przekręcić, albo Twoje maluchy tak ułożone, ze togo nie robią, to gratuluje dobrego samopoczucia. :D:D:D:D keicam ma 100% racji. Przerabiałem sam jedno dziecko - w perspektywie tego sezonu mam drugie. Dokładnie pamiętam, jak 3 letnia córka na każdy widok mamy, nagle traciła chęć na jazdę i beczała jak baranek, roniąc krokodyle łzy. Na następny dzień oddana do "cioci" na 1h, gdzie "ciocia" ćwiczyła z nią dokładnie to samo i dokładnie tak samo jak my, zaskoczyła i pięknymi łukami płóżnymi jeździła sobie ku naszej radości. Nie ma tutaj nic do rzeczy czy wiesz jak uczyć, czy nie wiesz, cz znasz metodykę, czy nie (no może w starszym wieku dziecka ma). Małe postawi się rodzicowi o wiele szybciej i o wiele szybciej rodzic ulegnie (serce nie sługa), niż to się ma z instruktorem.

Za chwilę Karat napisze że zrobiłeś dziecku krzywdę ucząc je jazdy pługiem;) Większość instruktorów których miałem okazję poznać twierdzi że odnoszą większe postępy w szkoleniu dzieci jeśli rodziców nie ma w pobliżu. Zmyślają? Uważam że mają rację! Pozdrawiam Maciek
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cześć

Sorry karat, ale piszesz jak byś swoje dzieci miał od 3 miesiecy. Prawda stara jak świat jest taka, ze dzieciaki od małego manipulują rodzicami i jeżeli nie zdajesz sobie z tego sprawy, albo uważasz, że jesteś tak przebiegły, ze nigdy nie dałes się przekręcić, albo Twoje maluchy tak ułożone, ze togo nie robią, to gratuluje dobrego samopoczucia. :D:D:D:D keicam ma 100% racji. Przerabiałem sam jedno dziecko - w perspektywie tego sezonu mam drugie. Dokładnie pamiętam, jak 3 letnia córka na każdy widok mamy, nagle traciła chęć na jazdę i beczała jak baranek, roniąc krokodyle łzy. Na następny dzień oddana do "cioci" na 1h, gdzie "ciocia" ćwiczyła z nią dokładnie to samo i dokładnie tak samo jak my, zaskoczyła i pięknymi łukami płóżnymi jeździła sobie ku naszej radości. Nie ma tutaj nic do rzeczy czy wiesz jak uczyć, czy nie wiesz, cz znasz metodykę, czy nie (no może w starszym wieku dziecka ma). Małe postawi się rodzicowi o wiele szybciej i o wiele szybciej rodzic ulegnie (serce nie sługa), niż to się ma z instruktorem. Znasz takie powiedzenie: "Obyś własne dzieci uczył?" Mądrość ludowa - warto skorzystać. ;) pzdr k

Ja uczyłem własne dzieci i uczyłem once dzieci i problem tkwi - na tej podstawie nie w tym kto uczy ale jak to robi. I to nie wina dzieci, że sie stawiają - zapewniam. Pozdrawiam serdecznie
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cześć Ja uczyłem własne dzieci i uczyłem once dzieci i problem tkwi - na tej podstawie nie w tym kto uczy ale jak to robi. I to nie wina dzieci, że sie stawiają - zapewniam. Pozdrawiam serdecznie

W jakim wieku zaczynałeś uczyć swoje dzieci (chodzi oczywiście o wiek dzieci)? Nie twierdzę, że nauczenie swoich dzieci jest niemożliwe. Dla kogoś jak Ty, który ma takie doświadczenie i umiejętności, to zapewne bułka z masłem. Poza tym jesteś instruktorem, wiec znasz metodykę. Powyżej padł postulat, ze rodzice powinni uczyć swoje dzieci, bo to najlepsza droga - instruktor to druga instancja. Ja uważam, ze to bzdura i tyle. Dodam: Nikt nie mówi, ze stawanie okoniem to wina dzieci. One tak maja i już. Jeżeli jednak twierdzisz, ze Twoje dzieci nigdy na stoku sie nie postawiły to... khem khem..... no wiesz ;) Inna sprawa, czy ktoś ma ochotę kopać się z koniem i wyważać otwarte drzwi, drocząc się z maluchem na stoku, zamiast sobie odpuścić i wybrać łatwiejsza drogę. Dla wszystkich. Do domu tez można wejść przez zamknięte okno, zamiast przez otwarte drzwi. ;) pzdr k

Użytkownik kurm28 edytował ten post 16 wrzesień 2011 - 11:05

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cześć Ja uczyłem własne dzieci i uczyłem once dzieci i problem tkwi - na tej podstawie nie w tym kto uczy ale jak to robi. I to nie wina dzieci, że sie stawiają - zapewniam. Pozdrawiam serdecznie

Cześć, Zapytam Ciebie jak Karata. Wysyłasz dzieci do szkoły? Jeśli tak to po co? Przecież żaden nauczyciel nie wie tyle o Twoim dziecku co Ty. Nie ma z nim takiego kontaktu. Robisz mu krzywdę? A może jak zwykle narty to wyjątek, coś co nie podlega ocenie i wymyka się klasyfikacji? Mitku gratuluję i podziwiam, twojego zaawansowania technicznego i kontaktu z dzieckiem. Szczerze Ci zazdroszczę! Ale uogólniając robisz krzywdę tym co to czytają. Pozdrawiam, Maciek
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sorry karat, ale piszesz jak byś swoje dzieci miał od 3 miesiecy. Prawda stara jak świat jest taka, ze dzieciaki od małego manipulują rodzicami i jeżeli nie zdajesz sobie z tego sprawy, albo uważasz, że jesteś tak przebiegły, ze nigdy nie dałes się przekręcić, albo Twoje maluchy tak ułożone, ze togo nie robią, to gratuluje dobrego samopoczucia. :D:D:D:D keicam ma 100% racji. Przerabiałem sam jedno dziecko - w perspektywie tego sezonu mam drugie. Dokładnie pamiętam, jak 3 letnia córka na każdy widok mamy, nagle traciła chęć na jazdę i beczała jak baranek, roniąc krokodyle łzy. Na następny dzień oddana do "cioci" na 1h, gdzie "ciocia" ćwiczyła z nią dokładnie to samo i dokładnie tak samo jak my, zaskoczyła i pięknymi łukami płóżnymi jeździła sobie ku naszej radości. Nie ma tutaj nic do rzeczy czy wiesz jak uczyć, czy nie wiesz, cz znasz metodykę, czy nie (no może w starszym wieku dziecka ma). Małe postawi się rodzicowi o wiele szybciej i o wiele szybciej rodzic ulegnie (serce nie sługa), niż to się ma z instruktorem. Znasz takie powiedzenie: "Obyś własne dzieci uczył?" Mądrość ludowa - warto skorzystać. ;) pzdr k

Ameryki pierwszym zdaniem nie odkryłeś. :) Keicam nie ma racji jak twierdzisz. Pierwotnie miałem dłużej napisać na ten temat, ale ... - mi się nie chce wałkować tego tematu do bólu. :) Twój wywód świadczy o tym, że dajesz się dzieciakom manipulować i idziesz na łatwiznę. Praca z małymi dziećmi jest trudna, wg mnie dużo trudniejsza niż ze starszymi dziećmi i jeszcze trudniejsza niż z dorosłymi. Dorośli często tego nie doceniają, nie mają cierpliwości, o poświęceniu lepiej nawet nie wspominać. :)

Za chwilę Karat napisze że zrobiłeś dziecku krzywdę ucząc je jazdy pługiem;) Większość instruktorów których miałem okazję poznać twierdzi że odnoszą większe postępy w szkoleniu dzieci jeśli rodziców nie ma w pobliżu. Zmyślają? Uważam że mają rację! Pozdrawiam Maciek

Jesteś kiepską wróżką Keicam. ;) W kolejnym zdaniu mylisz dwie rzeczy. Jak już dziecko jest oddane do instruktora to często rzeczywiście nieobecność rodzica pomaga, ale to wcale nie jest regułą. Każda lekcja jest improwizacją. Raz dany algorytm postępowania może pomóc, innym razem ten sam zaszkodzić. Warto być elastycznym i podejmować decyzje w zależności od zastanej sytuacji. :)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jesteś kiepską wróżką Keicam. ;) W kolejnym zdaniu mylisz dwie rzeczy. Jak już dziecko jest oddane do instruktora to często rzeczywiście nieobecność rodzica pomaga, ale to wcale nie jest regułą. Każda lekcja jest improwizacją. Raz dany algorytm postępowania może pomóc, innym razem ten sam zaszkodzić. Warto być elastycznym i podejmować decyzje w zależności od zastanej sytuacji. :)

Wróżką? Ale taką od fusów czy tarota? Masz wyjątkowy dar demaskowania ludzi! W Krakowie na Rynku w przebraniu cyganki dorabiam na boku! A może Ty się Rutkowski nazywasz? Ten z Samoobrony? (Podobna przenikliwość i kojarzenie faktów, debeściak w branży) pozdr. Maciek
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Koledzy Kurm i Keicam. Coś mi się zdaje, że nie mówimy o tym samym. :) Przesadzacie pisząc, że swoim pisaniem Mitek robi komuś krzywdę. Poniekąd to odnosi się również do mnie, ponieważ w tym temacie moje zdanie jest zbieżne z Mitkiem. Nie chodzi o to by rodzic zajmował się edukacją narciarską dziecka od A do Z jeśli nie ma w tym doświadczenia i odpowiednich do tego narzędzi. Chodzi jedynie o to, żeby przygotował dziecko do późniejszej pracy z instruktorem, jeśli uważa, że od pewnego etapu lepiej oddać swoją pociechę pod opiekę fachowca. Pierwszy etap na prawdę można przeprowadzić z dzieckiem samemu i efekty będą bardzo dobre. Potrzebna jest do tego cierpliwość i poświęcenie czasu dziecku. Ilu rodziców na to stać (nie w sensie finansowym)? Czyż większość nie idzie na łatwiznę oddając dziecko pod czyjąś opiekę by mieć czas dla siebie? Ilu rodziców organizuje wyjazd specjalnie dla dzieci? Przypuszczam, że wielu organizuje wyjazdy pod siebie, a dzieci mają się do sytuacji dostosować. Ucząc dorosłych i dzieci rozmawiam z nimi. Problem często polega na tym, że rodzice nie odczytują dziecięcych oczekiwań. Dla tych młodych ludzi nie jest najważniejszy stok, sprzęt, taka czy inna stacja narciarska, itd., ale kontakt z rodzicami i przebywanie w ich towarzystwie, zabawa z nimi. Dziecko potrzebuje zainteresowania ze strony rodzica. Kontakt i wzajemna relacja jest tutaj bardzo istotna. Dlatego razem z Mitkiem mamy rację, a Panowie się mylicie. Pouczcie różne dzieci (w tym swoje) choćby przez tydzień.

Wróżką? Ale taką od fusów czy tarota? Masz wyjątkowy dar demaskowania ludzi! W Krakowie na Rynku w przebraniu cyganki dorabiam na boku! A może Ty się Rutkowski nazywasz? Ten z Samoobrony? (Podobna przenikliwość i kojarzenie faktów, debeściak w branży) pozdr. Maciek

Wróżką Keicam, bo niby wiesz lepiej ode mnie co napiszę w kolejnym poście. Do tego kiepską, bo się pomyliłeś. :) Nie napisałem tego co chciałeś bym napisał. :) O nauce pługu i łuków płużnych już pisałem i nie widzę powielania tego samego "w koło Macieju". :) Kurm szedł na łatwiznę w dwojaki sposób i to jego sprawa, i jego dzieci. Każdy jest kowalem własnego losu. :) Nie widzę sensu rozwijania tych wątków.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zapytam Ciebie jak Karata. Wysyłasz dzieci do szkoły? Jeśli tak to po co?

Znaczy się przed pójściem do szkoły nie czytałeś swoim dzieciom książek, nie uczyłeś ich liczyć do 10, nie śpiewałeś piosenek, nie rysowałeś kredkami i nie robiłeś jeszcze 1000 innych rzeczy których rodzić może nauczyć nie czekając na szkołę? Naprawdę, staraj się bardziej zrozumieć co druga osoba chce przekazać a nie od razu zakładaj że pisze totalne bzdury. Chłopaki piszą żeby rodzić założył dziecku narty na płaskim pólku, pochodził, może pokazał jak zjechać z pagórka a gdy dzieciak oswoi się ze sprzętem, nauczy podchodzić to wtedy przekazał go do nauki instruktorowi. To takie trudne do zrozumienia? Pozdr Marcin
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przygotowanie do nauki jazdy na nartach a sama nauka jazdy to przecież nie to samo. Nawet ze względów finansowych lepiej przygotować dziecko samemu do lekcji, oswajając ze sprzętem i podstawową kontrolą równowagi Instruktor kosztuje! Ale to nie nauka. Kupienie książki do angielskiego i przeczytanie spisu treści nie powoduje że "uczysz się" języka! Mówmy o nauce a nie przygotowaniu do lekcji. Tak jak czytanie dzieciom ,Marcinie, nie traktuję jako naukę czytania ale przygotowanie do niej. Wydaje mi się że nie mylę pojęć. Bardzo to jest śmieszny spór. Instruktorzy udowadniają że jestem kiepskim ojcem bo wierzę w ich profesjonalizm a nie wzorem sporej ilości rodaków wszystko robię sam bo wiem najlepiej! Maciek Pozdrawiam Maciek
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

czytając to wszystko a śledze watek na bierząco bo w tym roku będe oswajać nie mylić z nauką jazdy małolata ma teraz 1.6 roku widzę to tak jak kto ma czas i lubi zimowe zabawy to nic tylko rusząć z maluchem na białe polanki lub pagórki i oczywiście pod wyciąg żeby widziaił jak jest fajnie i oswajać z zima nartami i całą tą otoczką. Za rok zacznę sam szkolić i bawić się tym a dopiero pużniej do instruktora oczywiście dotyczy to tych rodziców ktorzy nie tyle super śmigają ale mają jakąś wiedzę dotyczącą nauki a reszte skoryguje czas i charakter danego osobnika
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przygotowanie do nauki jazdy na nartach a sama nauka jazdy to przecież nie to samo. Nawet ze względów finansowych lepiej przygotować dziecko samemu do lekcji, oswajając ze sprzętem i podstawową kontrolą równowagi Instruktor kosztuje! Ale to nie nauka. Kupienie książki do angielskiego i przeczytanie spisu treści nie powoduje że "uczysz się" języka! Mówmy o nauce a nie przygotowaniu do lekcji. Tak jak czytanie dzieciom ,Marcinie, nie traktuję jako naukę czytania ale przygotowanie do niej. Wydaje mi się że nie mylę pojęć. Bardzo to jest śmieszny spór. Instruktorzy udowadniają że jestem kiepskim ojcem bo wierzę w ich profesjonalizm a nie wzorem sporej ilości rodaków wszystko robię sam bo wiem najlepiej! Maciek Pozdrawiam Maciek

Czym jest stawianie pierwszych kroków na nartach przez dziecko jeśli nie nauką? Poprzez zabawę dzieci uczą się wszystkiego najszybciej. Ty rozgraniczasz tu dwie rzeczy, a dziecko tego nie robi, nie definiuje. Nazywaj to jak chcesz, a dla niego to i tak będzie nauka. Kiedy maluch kombinuje jak zrobić by chodzić to to jest wg Ciebie przygotowanie do nauki chodzenia, czy już nauka chodzenia? :)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...