Miałam wypadek na Słowacji, na Chopoku. Podczas zjazdu zderzyłam się z innym narciarzem. Przypuszczamy, że to on wjechał we mnie, ale niestety nie pamiętam tego dokładnie. W wyniku zderzenia on pozostał na miejscu kolizji, natomiast ja znalazłam się około 20 metrów poniżej niego, po lewej stronie.
Efektem tego wypadku było bardzo skomplikowane, wieloodłamowe złamanie prawego podudzia. Konieczne było założenie dwóch płytek i 14 śrub. Problemy z chodzeniem będę mieć jeszcze przez długi czas. Tamtemu narciarzowi nic się nie stało. Po zderzeniu zaczął schodzić w dół, nie zatrzymując się i nie pytając, co mi się stało. Mój mąż próbował go zatrzymać, aby uzyskać jego dane, ale mężczyzna nie zareagował. Ostatecznie zatrzymał go Ski Patrol.
Po około 1,5 godziny przyjechała policja, która dopiero wtedy przebadała go alkomatem. Narciarz okazał się być Słowakiem. Po wizycie w szpitalu, gdzie założono mi gips, pojechałam na komisariat i złożyłam zeznania. Na operację wróciłam do Polski. Muszę przyznać, że słowacka policja podeszła do sprawy bardzo rzetelnie, a zeznania były spisane raczej na moją korzyść.
Minęły już prawie trzy miesiące, a słowacka policja informuje nas, że posiada nagrania ze stoku, ale nadal czeka na przesłuchanie świadków.
Mam kilka pytań:
Czy ktoś miał podobną sytuację? Jak długo może trwać śledztwo prowadzone przez słowacką policję?
Jak myślicie, kto ponosi winę w takim wypadku? Czy mogą uznać, że jest to wina obopólna?
Jeśli okaże się, że to on zawinił, to czy ktoś miał doświadczenie z sądem na Słowacji? Chciałabym uniknąć długiej sprawy sądowej – wystarczyłoby mi odszkodowanie z jego OC.
Czy ktoś ubiegał się o zadośćuczynienie ze swojego OC od swojego ubezpieczyciela mając wykupione ubezpieczenie na wyjazd narciarski?