lubeckim
Members-
Liczba zawartości
192 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
1
Zawartość dodana przez lubeckim
-
Litości. Proszę. NIE NIE I JESZCZE RAZ NIE. Naprawdę, ja latam 12 lat i wiem co piszę a ty bardzo ale to bardzo nie masz racji. Hol za niski na termikę? Proszę bardzo https://www.xcontest.org/2023/world/en/pilots/detail:ukaszprokop Do tego wypis lotów z tego tylko jednego lotniska, bo nie działa bez logowania. Widzę, że opierasz swoją wypowiedź na wiedzy sprzed 30 lat, jak gdyby rozwój technologiczny tego sportu w ogóle nie nastąpił. Ciąg dalszy polemiki pod tym screenem Idąc dalej. Paralotnie mają obecnie prędkośc trymową w zakresie od 35 do 40km/h. Prędkość przeciągnięcia od 18km/h do 22 km/h. Maksymalną od 55km/h do nawet 70km/h. Oczywiście to w zależności od masy startowej. Paralotni nie da się w zasadzie rozpędzić powyżej prędkości zniszczenia. Tu nie ma czegoś takiego jak Vne. Prędkość maksymalna, to po prostu prędkość na minimalnym kącie natarcia. Moje obecne skrzydło może być złożone w 1/3 i nawet nie zmienia kierunku. Dopiero po złożeniu połowy glajta znad głowy zaczyna nieco skręcać w stronę zaklapioną, ale utrata kierunku jest dość wolna i da się ją skontrować. Można sobie ściągnąć celowo znad głowy pół szmaty i utrzymać kierunek lotu na wprost - wiem, bo bawiłem się w ten sposób. Oczywiście skrzydła wyczynowe o klasyfikacji EN-C oraz EN-D są bardziej narowiste, ale ja tu mówię o sprzęcie rekreacyjnym. Żagiel bez żadnej termiki występuje bardzo rzadko. Albo przy pełnym zachmurzeniu, albo na późną jesień i zimę. Nie. Nie ma czegoś takiego jak gwałtowne zmiany kierunku i prędkości nisko nad zboczem. Jeżeli pilot stwierdził gwałtowną zmianę prędkości albo kierunku, to po prostu nie ma pojęcia o meteorlogi, albo nie sprawdził prognozy pogody. Atmosfera jest dość stochastycznym żywiołem, ale nie jest do końca losowa. Wiatr wieje zawsze od wyższego ciśnienia do niższego. Obowiązują tu tradycyjne warunki brzegowe z mechaniki płynów / aerodynamiki. Obowiązuje tu prawo, nazwane potocznie "zwężką Venturliego". To, że nad szczytem wiatr wieje mocniej niż 200m na przedpolu to nie gwałtowna zmiana kierunku i prędkości, tylko prawa fizyki, które pilot musi rozumieć. To, że wiatr kładzie się po zboczu, to efekt działania warunków brzegowych i tego, że ciężko by było aby wiatr wiał przez litą skałę. Noszenia termiczne występują w konkretnych, przewidywalnych i często stałych miejscach. Zachowują się w sposób zależny od obecnej sytuacji barycznej, temperatury, nasłonecznienia, ew frontów atmosferycznych w pobliżu itp. Jest to skomplikowany proces, ale do pewnego stopnia można go przewidywać a na pewno da się go zrozumieć na tyle, żeby wiedzieć gdzie latać a gnie nie. Narciarstwo opiera się na pamięci mięśniowej i czuciu mięśni głębokch. Latanie opiera się na analizie, wyobraźni przestrzennej, znajomości teorii i procedur, a często po prostu smykałce i intuicji podpowiadającej gdzie jest następny komin albo inne noszenie. Trochę odwagi też się przyda, chodź to nie jest warunek konieczny.
-
Kawa jest szybownikiem a paralotnią leciał raz w tandemie. Nie sądzę, żeby był właściwą osobą, do oceniania paralotniarstwa chodź na szybownictwie się zna. Startował zresztą w tamtych zawodach w Previdzy, które skończyły się kilkoma wypadkami śmiertelnymi jednego dnia. PS. Jeszcze w kwestii formalnej: Kawa jest z Międzybrodzia Żywieckiego a nie Bielska.
-
12 lat jestem uwikłany w aktywne uprawianie paralotniarstwa. Latam około 35 godzin rocznie, czyli dość niedużo. Przez ten okres zaliczyłem zarządy kilku dużych stowarzyszeń paralotniowych (w tym taki odpowiednik PZN) a przede wszystkim miałem okazję zobaczyć jak zmienia się sprzęt, środowisko, poziom wyszkolenia itp. Powtórzę po raz kolejny, bazując na moim 12 letnim doświadczeniu. Twierdzenie, że paralotnia jest niebezpieczna bo może się podwinąć a szybowiec jest bezpieczny, bo jest sztywnopłatem jest po prostu głupie. Przez te 12 lat mogę rzucić kilkoma katastrofami ze skutkiem śmiertelnym w szybownictwie. Dwa wjechania w las na Bezmiechowej. Zniszczenie statecznika poziomowego przy starcie na Bezmiechowej. Wjechanie w korkociagu w las na zachodnim zboczu Żaru. Śmiertelne wypadki w Tatrach podczas zawodów w Previdzy. Wszystko powyższe, to wypadki szybowcowe zakończone śmiercią pilota na miejscu. W szybowcu jest albo spoko albo krew leje się strumieniem. Nie ma w zasadzie stanów pośrednich. Paralotnia ma tą fajną zaletę, że ma bardzo duży zakres potencjalnych konsekwencji. Obrażenia podczas wypadków też są różnorakie. Naszym branżowym uszkodzeniem jest kompresyjne złamanie (zgniecenie) kręgosłupa, które może mieć różne konsekwencje neurologiczne w zależności od okoliczności. Paralotnia NIGDY nie podwija się ot tak bez powodu. Podwinięcia paralotni ZAWSZE wynikają z zaistnienia jakichś konkretnych warunków. Pomijając zły stan techniczny skrzydła i zerwanie opływu laminarnego przez powietrze "przeciekające" przez szmatę, jest to turbulencja. Od startu w zbyt silnym wietrze i wlot w rotor nisko nad startem, przez podejście do lądowania znad przeszkody, przez wlot na zawietrzną stronę zbocza. Kończąc po prostu na wykładaniu w kominie termicznym, najczęściej po jego zawietrznej stronie. Wytłumaczenie subiektywnych detali dotyczących aerodynamiki i noszeń termicznych dalece wykracza poza zakres tego forum narciarskiego. Zatrzymam się na tym, że w wielu tego typu przypadkach wykładanie się szmaty da się wyłapać zanim jeszcze wejdzie, a gdy wejdzie skrzydło da się wyprowadzić do poprawnego stanu lotu. Nie znam Waszych kolegów i nie chcę ich obrażać ani deprecjonować ich wiedzy. Z drugiej strony argumenty pilota samolotowego, wiatrakowcowego na temat paralotniarstwa przypominają mi sytuację, w której miałbym instruktorowi SITN albo PZN mówić jak ma szkolić. Ja jestem wyszkolony do pilotowania paralotni i poświęciłem bardzo dużo czasu i absurdalną ilość pieniędzy na zdobycie pewnego nalotu i doświadczenia. Miałem kilka dużych wyskładań ale nigdy w powietrzu nie bałem się, że zaraz mogę się rozwalić o glebę. Nie wypowiadam się o pilotażu samolotów, bo nie mam na to uprawnień i nie leży to w zakresie moich zainteresowań. Nie wypowiadam się na tematy narciarskie, bo mam w tym temacie raczej małą wiedzę - wolę po prostu zapłacić Adamowi Duchowi albo innemu instruktorowi, bo wiedza kosztuje. Znam środowisko (nie tylko paralotniowe), również od psychologicznej strony. Wiem jak ludzi potrafią przeceniać swoją wiedzę i twierdzić, że potrafią więcej niż faktycznie. Znowu nie chcę obrażać Waszych kolegów, bo ani Was ani ich nie znam. Zaś jednak nadmienię, że poziom wyszkolenia pilotów GA jest różny. Czasami wręcz słaby. Zdobycie obecnie PPL to kwestia wyłącznie pieniędzy i niczego więcej. Można utyskiwać, że za ""starych czasów"" to było tamto albo sramto. Fakt jednak faktem, że poziom wyszkolenia w APRL był bardzo dobry. Obecnie część pilotów GA ma takie zaufanie do elektroniki, że po zdjęciu klemy z akumulatora spowodowało by szybko wypadek. Jako, że w mojej karierze pilota naoglądałem się duży przykrych obrazków, w tym ciało mojego kolegi podczas okazania zwłok, zapakowane do czarnego worka, tak staram się dać tamtemu środowisku coś z mojej wiedzy i doświadczeń. Powtarzam zawsze, nieco łechtając ego pilotów: Paralotniarz to nie jest jakiś tam zwykły turysta, harcerz, cyklista a nawet narciarz. Paralotniarz jest zgodnie z napisem w dokumencie: "Członkiem personelu lotniczego". Osobą posiadającą (powiną posiadać) bardzo specjalizowane wyszkolenie i wiedzę. Bezpieczeństwo personelu lotniczego zależy wyłącznie od wyszkolenia, wiedzy teoretycznej, nalotu i ogólnego doświadczenia. Im więcej szkolenia i tego wszystkiego, tym mniejsza szansa na doprowadzenie do katastrofy. Zdrowy rozsądek też się przydaje. To taka analogia to narciarskiego: "jeżdzę szybciej niż potrafię, bo lubię zap____ć" Procedury w lotnictwie pisane są krwią tych, którym nie wyszło. Jeden instruktor Polskiego Związku Alpinizmu z Centralnego Ośrodka Szkolenia "Betlejemka" powiedział: Jeżeli dla kogoś problemem jest to, że paralotnia się podwija, to niech nie lata na paralotni. Jeżeli dla kogoś problemem jest to, że na nartach można przy____ć, rozwalić sobie kolana i do końca życia kuśtykać albo chodzić o kulach, to niech nie jeździ na nartach. Dla kanapowych specjalistów od ratownictwa górskiego narciarstwo też jest sportem wysoce ekstremalnym i burżujskim. Takim, które powinno zostać obłożone wysokimi rygorami ubezpieczeniowymi, bo przecież "akcje GOPR kosztują" i tego typu zwykłe brednie piep____e bez pojęcia o tym jak działa GOPR. I teraz trochę samopromocji - dwa filmy z mojego niszowego mikrokanału
-
@Jan zapraszam do dyskusji.
-
Teorię, że paralotnia jest niebezpieczna bo jest miękkopłatem ma tyle samo sensu jak twierdzenie, że samoloty są bardzo bezpieczne, bo silnik nigdy się nie zatrzyma. Polecam poczytać niektóre raporty PKBWL. Zwłaszcza z ostatnich kilku(nastu) lat kiedy lotnictwo stało się bardziej dostępne, dzięki jednak bogacącemu się społeczeństwu.
-
Wysłałem Ci te 40pln. W prywatnej wiadomości masz potwierdzenie przelewu i numer do mnie na komórkę // ML
-
Próbuję ogarnąć ten wątek ale ciężko idzie. Dodam co nieco od siebie ale proszę nie liczyć, że jeżeli temat pociągnie dalej, to będe w stanie coś więcej odpisać. Za dużo postów dziennie i za duży przeplot tematów. Zacząłem latać na paralotni swobodnie w 2011 roku. Od tego czasu: Dwóch moich zginęło na skutek wypadku lotniczego, z czego jeden był to wypadek bo bardzo dużym błędzie pilota. W 2023 roku doszło do łącznie trzech śmiertelnych wypadków polskich pilotów. Jeden z nich to ten mój znajomy podczas wyjazdy w Tatry. Jeden starszy mężczyzna podczas próby startu na Skrzycznem, przy dużo za mocnym wietrze (zgon na skutek przecioranie po glebie i zderzeniu ze skałą). Jeden bardzo mało doświadczony pilot w Dolomitach, który dostał się na zawietrzną stronę zbocza podczas przeskoku. Samobójstwo paralotniarza, który celowo wyskoczył z uprzęży podczas lotu na Skrzycznem w 2016 Kilka znanych mi osób uległo poważnemu wypadkowi, z trwałym uszczerbkiem na zdrowiu. W losowej kolejności (też nie wszyscy) Utrata noszenia i przyduszenie nad lasem na Bezmiechowej. Próba siłowego lądowania na drodze zamiast po prostu drzewowanie. Zahaczenie końcówkami skrzydła o drzewa, upadek na asfalt, poważne połamania. Próba lądowania na bardzo małej łące pod Roztokami w Bieszczadach. Zachaczenie o drzewo, wahadło i upadek na ziemię. Start na zachód z Javoroveho Vrchu w Beskydach. Przyduszenie przed pierwszą linią drzew. Drzewowanie na pierwszej linii lasu i upadek z drzewa. Kilka połamanych nóg na Kaimówce w Szczyrku. Zderzenia z rowem, drzewami itp. Przelot z Żaru przy bardzo mocnym wietrze z północy. Wyskładanie nisko nad ziemią na trawersie Żywca. Kompresyjne złamanie kręgosłupa. Bez konsekwencji neurologicznych ale długa rekonwalescencja w sytuacji gdy żona spodziewała się dziecka. Wyskładanie na Żarze podczas startu z odchyłką. Kompresyjne złamanie kręgosłupa i konsekwencję neurologiczne w obrębie układu moczowego. Niezliczona ilość lądowań na drzewach. Nie znam nikogo, kto zabił by się na nartach ale znam mnóstwo osób z powaznymi konsekwencjami, które docelowo upośledziły w mniejszym albo większym stopniu codzienne funkcjonowanie.
-
Ano! To jsem ja. Próbuję się przekopać przez ten wątek i podstawowe pytanie @.Beata. czy ja komuś zalegam jakieś pieniądze tytułem zaliczki za nocleg? Przy okazji oczywiście w tzw. międzyczasie wyszła imba spowodowana moim standardowym popadaniem w problemy nigdzie indziej nie występujące. W absolutnie telegraficznym skrócie: Jak niektórzy przeczytali początkiem stycznia byłem na tygodniowym wyjazdo-treningo-szkoleniu z @Tadeo. Ogólnie było zajebiście i powziąłem pomysł aby jeszcze tej zimy pojechać jeszcze raz celem zwiększenia własnych umiejętności. No więc ostatnio zauważyłem ogłoszenie na wrzucone przez Tadeusza na jego profil FB, o dwóch kolejnych terminach. Niezwłocznie wyraziłem zdecydowaną chęć uczestnictwa w pierwszym z nich. I wszystko było zajebiście do momentu, w którym wczoraj i dzisiaj spędziłem niezapomniane chwilę na (pod) Śnieżnicą, jeżdząc tam ze znajomym poznanym właśnie na tym ostatnim wyjeździe u Tadeusza. W piątek wieczorem, gdzieś tak pomiędzy winem a jakimś butelkowanym drinkiem kolega zauważył, że te wyjazdy są przecież w połowie lutego a nie marca, jak sam twierdziłem. No i hm... Musiałem spożyć pewną ilość alkoholu (brrrr), żeby się zorientować, że faktycznie byłem tak napalony na tą Sappadę, że nie zauważyłem tak oczywistego faktu. No a w czym problem? No w tym, że w zasadzie prawie wszystkie tercety czwartek + piątek + weekend mam zajęte. Najpierw kurs zimowej turystyki wysokogórskiej w COS-PZA Betlejemka. Potem szkolenie Kwalifikowanej Pierwszej Pomocy. Oczywiście temat został szybko załatwiony z Tadeuszem. Okazuje się jednak, że mamy tu pewną kolizję. Pierwszy marcowy termin, który wchodzi w grę to 2 marca wyjazd z polski a powrót 9. Chyba już widzicie w czym rzecz. Oczywiście nic nie jest stracone, gdyż w zasadzie sam nie wiem czy zostanę na ten termin zakwalifikowany 😄😁. Tym razem chodzi o to, że po ostatnim wyjeździe do Sappady, szkoleniu @Tadeo oraz oczywiście również szkoleniu @Adam ..DUCH moje umiejętności narciarskie wyj____o na taki poziom, że Tadeusz musi mnie dopasować do odpowiednio zaawansowanej grupy. Jeżeli bowiem w tym marcu będzie miał np 2x 4 początkujących, to sam powiedział, że nie ma sensu żebym się pojawiał i termin trzeba będzie zaś przestawiać. Uffff. No to tak do brzegu. Proszę mnie brać pod uwagę tak, jak by był przez wszystkie 3 dni. Za wszystko zapłacę a jeżeli miałbym jechać do Włoch, to po prostu zwinę się w sobotę rano. A teraz krótko o co chodzi z tą niezapomnianą Śnieżnicą: Pierwszy raz miałem problem z jazdą na nartach pod wiatr. Dzisiaj na Śnieżnicy wiał północny zachód średnio 10m/s , momentalnie dużo mocniej. Kierunek ustawił się idealnie pod stok, co spowodowało, że narciarstwo spotkało się z paralotniarstwem w domenie aerodynamiki. Plus do tego opad świeżego śniegu, plus śnieg nawiany przez ten silny wiatr z lasu. Plus to, że skręt cięty to dalej u mnie temat nieco zawiły, jak ten cały post. Plus to, że mam prawie 2 metry i powiedzmy przez to mam duży opór czołowy. Plus to, że moje 10 letnie Voelke (felkle, czy jak to k___a odmienić) nadają się obecnie już tylko do wymiany. Słowem: osiągnięcie niecałych 40km/h w jeździe na krechę po czerwonej trasie było wyczynem. No tak nie do końca na krechę, bo żeby nie zwalniać ustawiałem ledną nartę lekko na krawędzi a drugą miałem prawie w powietrzu. Ale jechałem prosto w upadzie stoku nie skręcająć. Próby jazdy skrętem długim spełzły na niczym i skończyły się jeszcze większym spadkiem prędkości. Dużo lepiej jeżdzący ode mnie kolega dobijał ledwo do 50km/h
-
Potwierdzam. Bez uwag z mojej strony.
-
Wracając do głównego tematu, bo już się rozmydlil. Ja bym się pisał na ten duży pokój z 7 łóżkami ewentualnie w reksonie do któregoś pokoju 4 osobowego. Czy ktoś już tam się "dopisał"? Co ważne, czy każdy ma indywidualnie tam dzwonić i rezerwować czy jak Beta wspomniała jest cały zaklepany dla nas i musimy się tylko mię©dzy sobą dogadać?
-
Wiatr w Beskidach w kontekście dyskusji o wyższości orczyka nad kanapą
lubeckim odpowiedział lubeckim → na temat → Narciarstwo
Ostatecznie to dzisiaj padł rekord Skrzycznego jeżeli chodzi o pomiary na mojej stacji. Oczywiście SMR nie działał. Ten pierwszy wiersz w tabelce z 2022 roku bym pominął, bo to pewnie jakieś drżenie styków w kontaktronie anemometru było 🙂 Ostatecz -
Relaksuje się albo speleologią, albo innego typu eksploracją, albo różnego rodzaju sportami. W tym oczywiście nartami. Jeżeli odpoczywam, to tylko poza domem i to w warunkach, w których większość raczej właśnie otworzyła by to piwko 😉 Jak czuje się absolutnie padnięty, to znaczy że wystarczająco dobrze odpocząłem 🙂 Narty nigdy nie były tanie, a teraz są sportem ekskluzywnym. Pieniędzy nie zarabia się piciem piwa, tylko pracą. Jestem trochę takim self-made-man i to, że np. byłem w Sappadzie zawdzięczam m.in. temu, że właśnie większość czasu poświęcam albo na pracę, albo na zwiększanie swoich umiejętności. Zresztą, w każdej mojej działalności gro czasu jest własnie poświęcone na szkolenie, bo to sam proces docierania do pewnego poziomu jest ciekawy a nie sam fakt dotarcia na ten poziom. Mało jest też dziedzin na tym świecie, w których ktokolwiek mógłby powiedzieć, że umię i potrafi wszystko.
-
Wiatr w Beskidach w kontekście dyskusji o wyższości orczyka nad kanapą
lubeckim odpowiedział lubeckim → na temat → Narciarstwo
Tak a propos to rekord zaś pobity. Teraz max poryw 34.7 metra na sekundę. Niestety nie. Nie mam tam żadnej swojej stacji. Jest jedna którą zamontował znajomy paralotniarz na Małej Czantorii ale to będzie kompletnie niewiarygodne ze względu na lokalizację i kierunek wiatru. Zatrzymywanie to kwestia pewnie nie tylko obciążeń ale też napięcia liny itp. Gondole i zamykane kanapy mają tu większy problem, bo jest większa powierzchnia czynna na wiatr Kiedyś >>normalną<< procedurą było podkładanie styków w przekaźnikach w sterowaniu przy pomocy materiału izolacyjnego 😅 Ewentualnie podciąganie kotwicy przekaźnika / stycznika śrubokrętem, żeby był na stałe załczony. No cóż. Czasy mamy inne i teraz za to grozi srogi kryminał 😉 A w takim Leitnerze jest za dużo PLC, którego tak łatwo nie ominiesz 🙂 -
Pociąg z B-B do Zwardonia jedzie 1:50, ja jestem w stanie dojechać samochodem w 50 minut. Dla mnie to już wystarczający powód, żeby nie jeździć KŚ. Oczywiście różnica przy założeniu, ze nie ma żadnych opóźnień. Linia od Wilkowic jest już jednotorowa i czasami minimalna obsuwa powoduje przepuszczanie jednego pociągu przez drugi i opóźnienie tylko rośnie. W domu albo śpię, albo jem albo pracuję (no dobra czasami jeszcze kilka procent idzie na jakieś social media jak to forum 😄 ). Innych czynności jak oglądanie Netflixa albo przeglądanie Instagrama nie praktykuję. Te dwie godziny są dla mnie warte wymierną sumę pieniędzy, albo przynajmniej oznaczają możliwość zabrania się za ten, czy inny temat. Lista rzeczy TODO jest tak długa, że szkoda mi marnować czas na komunikację zbiorową, która działa jak działa.
-
Dzieje się obecnie. Dawno nie widziałem tak mocnego wiatru w Beskidach i to na wszystkich stacjach w rejonie. Oczywiście Szczyrk pewnie cały stoi, gdyż wątpie że czy to SMR czy COS puści gondolę w te warunki. A raczej automatyka wyciagu nie pozwoli go po prostu załączyć. http://pogoda.cc/en/stations/skrzyczne \ http://pogoda.cc/en/stations/zar http://magurka.pogoda.cc/
-
Ja mam jakiegoś chińczyka Imperial Snowdragon 2 ale nie polecam. Miało być tanio i cóż. Teraz już tego nie będę ruszał ale na przyszły sezon wjedzie coś porządnego. Conti, Michelin albo inny segment premium. PS. Wracając do tematu: to gdzie rezerwować noclegi? Bo dużo tu różnych tematów i ciężko się odkopać do konkretów 😅
-
Dokładnie. Fajne, pakowne, można się wygodnie zabrać ekipą na narty. Mam 196cm wzrostu i komfort jazdy dla mnie jest na 5 - brakuje tylko tempomatu na Autobahn. No a w zimię.. No cóż. Może ja sobie w końcu kupię te łańcuchy? 😅 A pokonało mnie to miejsce, a w zasadzie ten odcinek zaraz za drewnianą chatką. Czego nie widać na tym zdjęciu, to za chatką robi się jeszcze trochę bardziej stromo. Po lewej i prawej te skarpy ale udało mi się tyłem wycofać gościowi pod drzwi, nawrócić i zjechać normalnie przodem. PS. Tam w dół jest taki fajny winkiel o 90 stopni. Cudownie by się go kosiło w trybie "out of control" 😄
-
IMHO mało jest tam miejsca na ogarnięcie. Tzn ja próbowałem wyjechać w ulicę gdzie od lusterek miałem jakieś do 30cm prześwitu do ogrodzeń posesji. Co ciekawe za mną jechał lokales (SZY) w Golfie. Na moje szczęście wycofał na wstecznym i pozwolił mi się stamtąd wydostać. Fakt jednak faktem, że właściwości terenowo/zimowo/lodowe mojego Doblo oceniam na poziom -1. Jestem w stanie uwierzyć, że on tym Golfem był w stanie wyjechać dalej, bo to był Golf.
-
To jest "tylko" albo nawet i aż centrum wsi. Odpal sobie google street view i zobacz jaki profil mają te wszystkie wąskie dróżki odchodzące od tej głównej. Do tego dolicz sobie, że w porywach ktoś tam czasami wysypie jakiś żużel. Podpowiem, że wyjazd to jest jeszcze tycie piwo. Zabawa, to się pewnie robi przy zjeździe. Teoretycznie się da ale za dużo tych pociągów nie ma: https://www.kolejeslaskie.com/wp-content/uploads/2023/12/S5-C.pdf Do tego na odcinku gdzieś na trawersie Soli i Rajczy prędkośc jazdy jest taka, że chyba jestem w stanie szybciej biec niż ten pociąg jedzie. Kilka osób widziałem wychodzących z pociągu z nartami, ale jakoś nie widzi mi się dopasowywanie mojego nartowania do rozkładu jazdy KŚ. Mam też bardzo złe wspomnienia jeżeli chodzi o ich awaryjność i punktualność. Jak chcę być gdzieś na godzinę, to wyłącznie samochód.
-
No niestety w tygodniu może być duży problem i to jeszcze na cały dzień 😕 Robię na B2B na stawkę godzinową. Byłem w tym miesiącu we Włoszech i sam rozumiesz. Teraz trzeba nadrobić niewyrobiony czas 😕
-
Ja w kwestii formalnej. W silniku indukcyjnym oprócz obniżania napięcia obniża się przede wszystkim częstotliwość 😉 Obniżenie napięcia nie wynika z chęci zmniejszenia obrotów, tylko chęci utrzymania momentu obrotowego na stałej wartości, który rośnie wraz ze spadkiem frekwencji. Prędkość obrotowa silnika indukcyjnego i synchronicznego nie zależy napięcia. A tak w ogóle, to notatki z przedmiotu "Maszyny Elektryczne" na studiach będa mi się śniły do końca życia. I te wykresy charakterystyk... oj... No to miła odmiana, bo wczoraj to kompletnie tak nie wyglądało i piesi wchodzili co chwilę. Na pewno nie były to równe takty co x wyjazdów albo co x minut. Cały czas się również upieram, że ludziom witki z rzyci by nie odpadły gdyby wyszli tam na piechotę. Szlaki ładne, szerokie, łagodne.
-
Dzisiaj byłem u @Adam ..DUCH we Zwardoniu. Przy okazji miałem jedną rzecz do obejrzenia na Wielkim Rachowcu. Żeby nie iść za dużo z buta postanowiłem pojechać jak najbliżej się da. No i cóż. Nie wiem dlaczego pomyślałem, że to dobry pomysł się tam pchać. Na szczęście próby wyjechania jakkolwiek wyżej zakończyły się szybciej niż zrobiło się za późno. Utrzymanie zimowe dróg we Zwardoniu wygląda tak jak poniżej. Jak ktoś nie ma 4x4 i łańcuchów, to bym się raczej nie pchał. Poniżej foto w zasadzie z centrum wsi. Jeżeli nie przyjdą gwałtowne roztopy i tego nie wytopią, to szansa na wyjechanie wyżej jest żadna. Problem w tym, że jak przyjdą roztopy to i całe nasze nartowanie sensu mieć nie będzie. A roztopy na przemian z mrozami tylko powiększą srogą warstwę lodu na wszystkich pobocznych drogach
-
Jeszcze od siebie dodam a propos tego dojazdu. Jeżeli ktoś będzie jechał od Stryszawy przez przełęcz Przysłop, tak radzę naprawdę uważać na warunki drogowe. Znaki ostrzegawcze o serpentynach, oblodzeniu i ograniczenia prędkości do 40km/h nie są tam bez powodu. W zimie jej utrzymanie jest na zasadzie "to skomplikowane". Raz można trafić dobrze, raz no cóż. Dwa razy zamigała mi kontrola trakcji 🙂 Oczywiście dwóch jeźdźców kałdi albo innego bolidu młodzieży wiejskiej musiało nawet tam wyprzedzać na zasadzie "spi____j lamusie, bo k____ pan jedzie" aby dotrzeć do celu tą jedną minutę szybciej. Efekty mogą być jednak opłakane i zakończyć się w rowie albo okolicznych drzewach.
-
Tytuł jest clickbaitowy ale to w cale nie tak jak myślicie 😉 Mieszkając w górach i uprawiając dużo górskiej działalności, niemalże automatycznie nawiązuje się bliższe relację z GOPRem. To nie tak, że mam bilet miesięczny na LPR do Wojewódzkiego na Armii Krajowej w Bielsku, a GOPR na mój widok przy bramkach już na wszelki wypadek odpala skuter śnieżny. GOPRowcy w gruncie rzeczy robią to samo co my (ja). Tzn jeżdzą na nartach, łażą po jaskiniach, latają na paralotni i inne takie łatwe metody zrobienie sobie krzywdy. Przez te wszystkie lata trochę się ludzi poznało i od czasu do czasu dostaje się od kogoś zaproszenie, żeby zaglądnąć do GOPRówki na chwilę. Skoro więc znajomy zaczął tygodniowy dyżur, tak ja zaplanowałem wyjście w góry. Jak wiadomo mamy zimę, mamy śnieg to wręcz nie wypada inaczej niż na Skiturach. Pogoda, w czwartkowy wieczór, 18 stycznia przypominała trochę tą z przysięgi, którą składał mój kolega. Tzn była bardzo daleko od optymalnej, taka z cyklu "na każde wezwanie naczelnika (...) bez względu na porę roku i pogodę (...) ". Cały dzień zachmurzenie duże, widoczność do kilometra, opad deszczu a w górach deszczu ze śniegiem. Temperatura w dzień w B-B do +5 stopni. Wieczorem gwałtowne ochłodzenie, w mieście opad marznącego deszczu, ciężkie warunki drogowe (ślisko). W górach mokry śnieg, przechodzący wyżej śnieg wraz ze spadkiem temperatury. Wiatr słaby północno - zachodni średnio do 2m/s, momentalnie do max 4m/s. W zakresie wysokości od 600 do około 1000 metrów widoczność bardzo słaba, do kilkunastu metrów. Od Szyndzielni i wyżej już lepiej. Im głębiej w góry, tym opad bardziej intensywny. Niestety odwilż i deszcz zrobił swoje. Na turach foczyłem jedynie po stokach luksusowego Krywult Mountain Resort przy ulicy Karbowej. Wyżej śniegu było absolutnie niedostatecznie na podejście. W zasadzie było to dość upierdliwe, bo momentalnie śniegu było wprawdzie te kilkanaście centymetrów ale już za rogiem w zasadzie bez powodu były wytopy prawie do gołej ziemii, o długości nawet kilkaset metrów. Widać po tracku, że straciłem trochę czasu przepinając narty trochę bez sensu. Większość podejścia od BBOSIRu, do wysokości ok 800 metrów wyszedłem z nartami przytroczonymi do plecaka. Dopiero wyżej dało się już fajnie iść (a następny dzień zjechać). Zjazd z Klimczoka na Siodło pod Klimczokiem był trochę bez sensu. Tzn oczywiście zgamoniłem i zapomniałem, że jest to stok zachodni z mocną ekspozycją na wiatru i słońce. Najpierw certoliłem się długo ze ściągnięciem fok i przepięciem nart na zjazd tylko po to, żeby za chwilę zorientować się, że śniegu jest jak na lekarstwo, wystają kamienie i gruz i lepiej jednak zejść na piechotę. No cóż..... Miałem być jakąś godzinę wcześniej u znajomego a wyszło tak jak wyszło 😅 Powrót do Bielska - Białej na następny dzień był w warunkach jak widać. No w sumie nie padało i było jasno, także zalety jakieś nawet były. Świeży opad śniegu o grubości kilkunastu centymetrów, pod spodem twardy, cieńki i spękany beton, niezdarnie maskujący rzeźbę terenu. Ostatni etap zjechałem kolejką gondolową, bo spieszyło mi się do pracy. Tak czy inaczej nie było zresztą warunków na zjazd na dół. //// Temperatura na Skrzycznem w te dni. Moja pora wyjścia w góry pokrywa się plus/minus z tym gwałtownym spadkiem po 18 w czwartek ///// //// ///// ///// ///// ///// ///// ///// ///// ///// ///// ///// ///// //// ///// ///// ///// ///// //// ///
-
Piszę w tym miejscu a nie w dedykowanym wątku, bo silnik forum ma jakiś problem techniczny. Przy próbie przeskoczenia na ostatnią stronę wyskakuje błąd "Sorry, there is no post to show" No to dzisiaj byłem na Mosornym Groniu. Jeden z moich ulubionych górek, która jednak dzisiaj trochę u mnie straciła. To nie tak, że od razu jest be, bo za długo posiedziałem we Włoszech i zapomniałem, że PL to jednak nie są Dolimity. Tak się składa, że 20 stycznia 2018 również byłem na Mosornym i co śmieszne, to również była sobota. Minęło bardzo dużo czasu, ze mnie robi się powoli stary boomer i jednak wtedy było jakoś tak... hm.... Taniej, to na pewno - reszta poniżej Obłożenie: Przyjechałem o 9:15 i wtedy było pustawo. Gęba mi się szczyżyła i już miałem nadzieję na pusty stok. No może nie całkiem pusty stok, tak jak w Sappadzie no ale, że ludzi będzie jednak mało. Już przed 11 zrobiło się czujnie. Nie jakoś tłumnie ale trzeba było już uważać. O 12 było już po prostu tłoczno a do wyciągu momentalnie robiły się kolejki. Na szczęście o 13 zaczęło się to rozluźniać a po 14 zrobiła się całkiem luźna jazda. W pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że jest środek ferii, super pogoda a w zasadzie nawet te "kolejki" nijak mają się do tego, co czasami trzeba było odstać w 2018. Warunki śniegowe: Rano oczywiście był elegancki sztruksik. Potem niestety szybko dały o sobie znać ostatnie odwilże. Od środowego wieczora do nocy z czwartku na piątek na Markowych Szczawinach (vis a vis Mosornego, na tej samej wysokości co góra wyciągu ale na zboczach Babiej Góry) był lekki plus. Na dole pewnie w ogóle z +4 stopnie i zgaduję, że podobnież jak w B-B padał deszcz. Już po półtorej godziny na górze zrobiło się standardowo: na środku duże muldy a po bokach wyślizgane do twardego lodu. Lodu naprawdę twardego i były to subiektywnie gorsze warunki niż ostatnio na Rachowcu. Końcowa ścianka to już w ogóle 100% beton. W sumie to nawet lepiej, bo muld tam z jakiegoś powodu prawie nie było. Warunki Pogodowe: Rano i popołudniu bezchmurnie, wiatr zachodni, na stoku do 3m/s . Górą wyraźnie mocniejszy. Temperatura około -5 stopni. W okolicach południa od północnego zachodu nadeszła strefa całkowitego zachmurzenia, które zmniejszyło odczuwalną temperatura i komfort jazdy. Na szczęście po około godzinie znowu się rozpogodziło, do w zasadzie czystego nieba. Jerry of Today: Pewien Pan z udającą puch poliestrową kurtką w kolorze ceglano-ciemny-pomarańcz i spodniami w szkocką kratę. Widok z tych: "co się raz zobaczyło, to się już nie odzobaczy". Materiał kurtki wyglądał trochę tak, jak by ją z reklamówki uszyli 😄 Dzieciak, który stwierdził, że jazda na krechę już mu się znudziła i teraz będzie jechał na krechę siedząc na rufach nart i z dziobami zadartymi w powietrze. Mnie tam na kursie żeglarskim uczyli, że najszybciej się płynie a łódź najmniej odpada jak kadłub idzie miej więcej równo, ale co ja się tam znam. Pan na nartach, z lustrzycą w zaawansowanym stadium, w czarnej kurtce i z czarnym kaskiem, który nieporadnie próbował nauczyć syna jeździć na Snowboardzie. Nawet jak na moją wiedzę o metodyce szkolenia narciarskiego, to coś tam mocno nie pykło. Pewne dwie głupie piz____e, wyprowadzające pieska bez uwięzi na spacer wzdłuż stoku w połowie jego wysokości (na wypłaszczeniu na wysokości byłego baru) . Pies, jak to pies. Nie jest to zbyt inteligentne stworzenie i nagle stwierdził, że będzie gonił narciarza. Do kompletu brakowało, żeby głupia właścicielka pchlarza wbiegła komuś prosto pod dzioby ratując swoje, tylko trochę głupsze od niej stworzenie. Subiektywne podsumowanie i mały rant. No cóż. Jednak nie prędko zaś pojadę na Mosorny. To, co mnie dzisiaj chyba poirytowało najbardziej, to sam wyciag. Jeździ wyraźnie wolniej niż kiedyś. No cóż inflacja i trzeba przykręcił na falowniku. Zabawne jest tylko to, że Mosorny jest ośrodkiem resortowym i racji na to, jeszcze w tamtym roku ceny były tam wyraźnie niższe niż gdziekolwiek indziej. Partia chciała tym pokazać, że w cale to nie tak z inflacją. No cóż. Przyszła kryska na matyska. Co gorsza na Mosornym postawili ostatnio tą wieże widokową, którą widać na zdjęciach. Problem w tym, że dla Grażyn i Januszów wyjście na szczyt na piechotę to wysiłek podobny do tego, jaki ponosi zimowy turysta w drodze na Rysy. Słowem kanapa nie dość, że już "by default" jedzie wolno, to jeszcze co chwila przerzuca na wolniejszy bieg, bo co chwila jakaś Grażyna z Januszem wsiadają albo zsiadają z tej kanapy. Jest to naprawdę irytujące a przy dużym zachmurzeniu pogarszało znacznie komfort termiczny. Z mojej jazdy byłem dość słabo zadowolony. Tu wyszło szydło z worka, że we Włoszech warunki są o gro lepsze niż na takim Mosornym, gdzie jest wąsko, tłum ludzi, albo muldziasto albo bardzo twardo. Do puki myślałem co robię, tak było nawet OK - nawet w trudniejszych warunkach. Przez myślałem mam na myśli powtarzanie sobie w pustym łbie: nie podpieraj się środkową nartą, morda w upad stoku a nie w bok, gdzie te łapy! Dłonie na wysokości kolan a nie pod rzycią. Pracuj kolanami itp itd. Problem w tym, że nie ma tu pamięci mięśniowej, żeby po prostu jechać. Instynktownie dalej robię coś innego niż powinienem. //// //// //// ///// //// //// ///// //// //// /////