
lubeckim
Members-
Liczba zawartości
392 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
1
Zawartość dodana przez lubeckim
-
Prośba do administratorów ws zrobienia porządku z botami
lubeckim odpowiedział lubeckim → na temat → SkiForum.pl
I jak udało się nazwiazać kontakt z adminem? -
Sappada, marzec 2024: Nie ma czegoś takiego, jak za dużo nartowania we Włoszech
lubeckim odpowiedział lubeckim → na temat → Relacje z wyjazdów
Nie tyle nudne, co po prostu fizycznie męczące. Nie jest żadnym odkryciem, że te Beta SL9 (zwykłe SL9 Adama zresztą też) są po prostu twarde i mocno "wysiłkowe". Po kilku godzinach ćwiczeń naprawdę to czuć w nogach, zwłaszcza w udach. Wczoraj było dużo ćwiczeń na równowagę, zarówno dla krótkiego i długiego skrętu. Podskakiwanie na nartach na trawersie, jazda i skręcanie na jednej narcie oraz wiele kolejnych tego typu. Jestem w stanie zaakceptować ryzyko tego, że może coś pójść nie tak. Przed czymś takim zawsze jade raz, dwa razy rozgrzewkowo, również żeby zobaczyć w jakim stanie faktycznym jest trasa. Jak wiesz Mitek uskuteczniam inne, również nieco ryzykowne działalności. Umiem określać zagrożenia i minimalizować je do akceptowalnego poziomu 😉 Nie zp_____ał bym na zatłoczonym stoku, wśród innych narciarzy. U nas cały czas pada (raczej mokry) śnieg i to dość intensywnie. Temperatura lekko na plusie. Dzisiaj będzie dużo krótkiego skrętu ale dopiero za jakieś 20 minut się zbieram. Jakoś nie chciało mi się tak całkiem z rana 😉 -
Sappada, marzec 2024: Nie ma czegoś takiego, jak za dużo nartowania we Włoszech
lubeckim odpowiedział lubeckim → na temat → Relacje z wyjazdów
Nie ma czegoś takiego jak za dużo nart 😉 Tylko czasami magazynek na szpej jest trochę za mało pojemny 🙂 170. Też nie widziałem innej długości poza tymi dwiema, chodź oczywiście ze względu na wiek nie ma już tego dużo. Przy okazji po wczorajszym muszę też przyznać, że subiektywnie nieco lepiej jeździło mi się na Adamowych SL9 (tzn nowszych SL9 a nie Beta SL9). Różnica jest jednak bardzo nieduża i może wynikać po prostu z tego, że te narty mają pewnie ponad 20 lat i chcąc - nie chcąc są już nieco wyklepane. No a dzisiejszy dzień zaczyna nam się tak jak poniżej. Jak wstałem o 5:30, to padał jeszcze regularny, drobny śnieg. Teraz zaczyna padać poklejona krupa i to dość intensywnie, co jest znakiem wzrostu temperatury. W nocy był mróz, teraz jest już pewnie nieco powyżej zera ale nie chce mi się nosa wystawiać za drzwi 🙂 Niestety w ciągu dnia może się z tego zrobić deszcz a przestać padać ma dopiero po 12 😞 -
Jeszcze podczas trwania poprzedniego obozu u konesera skrętu krótkiego, znanego wszystkim instruktora Tadeusza Skowrońskiego @Tadeozacząłem odczuwać pewien niedosyt pomieszany ze stłumionym niepewnością ukontentowaniem z własnych umiejętnościami. Narciarskie rozdwojenie jaźni wpędzające cały czas w ten sam dylemat. Wziąć się w końcu do pracy i klepać w tą klawiaturę, czy może jednak wziąć się za własne nartowanie? Moja szklanka jest w połowie pusta a skręt cięty NW ledwo majaczy gdzieś tam na horyzoncie, o śmigu nawet nie mówię. Myślę, myślę i nic mi z tego nie wychodzi. W pewnym momencie już nie myślę o tej Sappadzie, gdyż myślę za dużo i to myślenie nie pozwala mi myśleć o niczym innym. Jak widzicie to skomplikowane.... Bardzo.... No dobra. W końcu nałóg wziął górę nad zdrowym rozsądkiem 😍 Nie bez wpływu był tutaj @Adam ..DUCHi jego SL9. Dzięki Adamowi (i jego nartom) w końcu zrozumiałem, że skręt cięty to nie jest lądowanie na księżycu. Przy okazji zastanawiałem się ile czasu zmarnowałem nie zmieniając moich nart na coś cokolwiek jeżdzącego. No to teraz normalnie Sappada będzie moja. Może i nie udało się dorwać SL9 ale za to ostały się komuś jeszcze starsze Beta SL9.12 Pierwszą reakcją mojego pewnego kolegi było pytanie, czy muzeum techniki w Innsbrucku nie robiło wyprzedaży ekspozycji 😊 W międzyczasie, w Polsce sezon zakończył się już w lutym 😞 . Chodź niestety termin wyjazdu pokrywał się ze Zjazdem Twardzieli we Zwardoniu, tak przynajmniej byłem uspokojony, że w zasadzie nic narciarsko nie tracę. Na miejscu w Sappadzie normalnie bajka 🤩😍 Skoro to tutaj zima się wyprowadziła, tak teraz kolej na mnie. Jeszcze tydzień przed rozpoczęciem naszego wyjazdu w Dolomity nadeszła strefa silnych opadów śniegu i ochłodzenia poniżej zera stopni 🙂 Wprawdzie teraz jest lekki plus (a w momencie gdy to piszę, pewnie jeszcze pada deszcz) ale przynajmniej mamy bardzo solidną podstawę i dużo śniegu na trasach i poza nimi. Ekscytacja sięgła zenitu, gdy w końcu mogłem objeździć moje stare-nowe-kolejne Atomic Beta SL9.12 Rezultat testów mógł być tylko jeden. O matko, jakie to wspaniałe. O jeju jak to zajebiście skręca. O jprdl jak to wchodzi na krawędź. Po raz kolejny zacząłem się zastanawiać dlaczego nie zmieniłem nart wcześniej 🙂 Ile to można mieć radości za jakieś tam 300pln na OLX i 140pln za serwis u Szafrańskich 🙂 Z Tadeuszem nie ma jednak tak łatwo. Żodyn tam skręt cięty i inne tego typu fanaberię. Oranie pół-pługów, javelin turn i skrętu krótkiego do skutku. Jedynym warunkiem wyjścia z tej pętli while(); jest poprawna technika narciarska i nie ma tam w środku żadnego innego break; Jest za to mnóstwo continue; tu i ówdzie. Wspominałem o tym w poście ze stycznia i napiszę to tym razem bez żadnej wysublimowanej stylistyki. Szkolenie u Tadeusza Skowrońskiego opiera się na wykonywaniu bardzo dużej ilości różnych ćwiczeń. Oczywiście, w dalszym toku nauki więcej jest sekcji "follow the leader", czyli jazdą gęsiego za Tadeuszem. Podstawą są jednak zawsze ćwiczenia, które czasami bywają naprawdę fizycznie meczące. Tym razem mam duże szczęście, bo przez większość czasu jestem z Tadeuszem sam. Po 2 do 3 godzinach treningu sam na sam z instruktorem człowiek jest dosłownie padnięty. Żeby jednak oprócz zakwasów mieć jeszcze cukierka, postanowiłem wyjść dzisiaj na wyciąg wyjątkowo wcześnie. W nocy był mróz, niebo bezchmurne, czyli jest szansa na twardą trasę. No cóż, chyba się domyślacie do czego dąże. Na chwilę obecną moje rekordy wyglądają następująco: Maksymalna prędkość chwilowa: 87 km/h Maksymalna prędkośc średnia: 44km/h na odcinku 2.43 km I tak. Oczywiście zgadzam się, że jazda z prędkościami pod 90km/h może być już nieco niebezpieczna. Przyznaje się otwarcie, że przy tej prędkości było to już nieco na granicy mojego panowania nad kierunkiem jazdy, zdolnością i siłą do wykonywania manewrów itp. Jechałem jednak na pustej trasie, na której nie było nikogo innego. W sytuacji bum nie zderzył bym się z nikim i nikomu nie zrobił krzywdy. Fakt, że problemem było by, kto miałby wezwać pomoc, lecz po prostu chciałem sprawdzić siebie i narty. Przynajmniej było fajnie 🤩 Ogólnie jeżdze raczej nie szybciej niż 70km/h i obecnie staram się utrzymywać jak najlepszą średnią a nie gonić na zabój. Przy takiej prędkości jest całkiem fajnie, ja panuje nad wszystkim i jestem w stanie się awaryjnie zatrzymać. Pogoda jest tutaj nieco gorsza niż w styczniu. Dużo cieplej, często pochmurnie. Pierwszego dnia gęsta mgła znacznie ograniczająca widoczność i utrudniająca jazdę. Dzisiaj rano, jak wspomniałem piękne słońce i bezchmurne niebo. Po godzinie 12 wzrost zachmurzenia do 4/8 oktana a następnie do pełnych 8/8. Przelotny opad lodowej kaszy a potem deszczu. Jutro, niestety tragedia 😞 Rano ulewny deszcz, który ma zanikać dopiero około południa 😞 Wracamy dopiero w sobotę ale już mogę stwierdzić, że ten sezon to dla mnie przełom niemalże kopernikański. Moja technika z końca listopada a obecnie, to przepaść tak wielka, że w zasadzie nie znajdująca metryki do jakiegokolwiek porównania. Plany szkoleniowe na przyszły sezon są nie mniej ambitne i oczywiście Tadeusz jest ich elementem. Poniżej trochę zdjęć z dzisiaj i wczoraj. Jest też film nagrany przez @Tadeoz moich ćwiczeń skrętu długiego /// ///// ////// ///// ////// ////// ////// ////// ///// //////
-
Prośba do administratorów ws zrobienia porządku z botami
lubeckim odpowiedział lubeckim → na temat → SkiForum.pl
Schowanie forum za Cloudflare to trochę dłuższy proces, który wymaga też dostępu do tzw. konfiguracji strefy DNS. Najpierw admin musi założyć konto na Cloudflare, potem przepiąć DNSy w taki sposób, żeby były obsługowane przez CF (bo CF musi wiedzieć do jakiego docelowego serwera przesyłać ruch). Ogólnie wszystko jest dość klarownie opisane w internecie. Ja jestem teraz w tej Sappadzie. U siebie w B-B będę dopiero w sobotę późnym wieczorem a być może nawet w nocy. Natomiast przełączenie rejestracji użytkowników, to powinny być dwa kliknięcia w panelu admina. -
Cześć @Administrator @SkiForum. Jak widzisz nasze forum jest zalewane ostrym atakiem spamu wrzucanym tutaj przez zautomatyzowane boty. Myślę, że wszyscy aktywnie tutaj piszący, że wymienię w kolejności pomijająco-losowej @Lexi @moruniek@Adam ..DUCH@KrzysiekK@Mitekzgodzą się, że w tym tempie forum całkowicie umrze, bo ciężko będzie tu odnaleźć cokolwiek wartościowego. Niestety już raz zostało poważnie nadszarpnięte pożarem w OVH i obawiam się osobiście, że drugiego ciosu już nie zniesie. Mam więc prośbę połączoną z kilkoma radami od siebie. 1. Schować Skiforum za Cloudflare i wykorzystać oferowany (za darmo) przez nich Web Application Firewall i Content Delivery Network. 2. Korzystając z WAFa dostarczanego przez Cloudflare wyciąć do zera dostęp do forum spoza Polski, Czech, Słowacji, Austrii i Włoch, czyli krajów, z których ktokolwiek będący żywym człowiekiem może mieć chęci wejścia tutaj. Gro spambotów lata sobie z Rosji, Białorusi, Chin, Indii a nawet USA. 3. Wyciąć numery systemów autonomicznych (AS) od operatorów chmurowych typu Amazon Web Services, Digital Ocean itp. Boty chodzą również z zarażonych VPSów, serwerów i innej infra siedzących w takich firmach. Żaden żywy człowiek nie będzie wychodził do Inernetu z adresem IP z puli, którą AWS daje sowim klientom. 4. Tymczasowo przełączyć rejestrację nowych użytkowników na ręczną aktywację. Wiem, że jest to upierdliwe i wymaga czasu ale być może ktoś z nas (np ja) mógłby się charytatywnie podjąć ręcznego filtrowania ziarna od plew. 5. CDN daje dużo różnych zalet, jak szybsze ładowanie się stron, proxy IPv6 na IPv4, wyższa pozycja w googie itp.
-
Tymczasem w Sappdzie z @TadeoJak byście się pytali, gdzie jest śnieg ze Zwardonia, to odpowiedź jest poniżej na zdjęciach 🙂 Oczywiście z zimnymi, narciarskimi pozdrowieniami dla całej załogi 🙂
-
A ja się nieskromnie i absolutnie nie w temacie pochwalę, że dzisiaj przyszedł spóźniony Św Mikołaj a raczej kurier. Może i nie są nowe, a nawet można by powiedzieć wiekowe. Za to mają jeszcze 2.35mm krawędzi (czyli całe 100 milsów), są zajebiste a najważniejsze: są moje ‼️ Jaram się normalnie jak norweski kościół 😍🤩 Po lewej moje stare Voelkl. Po nowej moje nowe-jeszcze-starsze Atomic SL9 Beta 170cm 😊 Miękka gra się skończyła
-
Niestety na Słowacki też wszędzie 2 stopień. Tzn drugi stopień nie oznacza, że nie można chodzić w góry ale jednak to są Rysy. Kolega zaliczył tam powrót nad Morskie Oko w pociagu lawina express. Na szczęście to była niewielka lawina ze świeżego śniegu. Zasypało go tylko do cycek. Ręce i głowę miał na powierzchni także skończyło się wyłącznie na strachu.
-
No 5% sumy netto na fakturach rocznie mam z tych stacji. Reszta to klepanie na akord dla Niemca pod sprzęt Car Audio. Nie o to jednak chodzi. Przewidywanie ataków zimy na dwa tydnie do przodu to mrzonka, zwłaszzca w obecnej, tak dynamicznej pogodzie. Od tygodnia śledzę (śledziłem) pogody dla Tatr aby w końcu spełnić mój fetysz, czyli zimowe wyjście na Rysy. Pogoda na najbliższą niedzielę zmieniała się od 5h ze słońcem i braku opadów, do obecnych 2h ze słońcem i łącznie 20...30 cm opadów na dobę. Z takim zastrzeżeniem, że raz miało padać w nocy z nd na pon, raz późnym popołudniem w nd a raz nawet w ciagu dnia. Mówimy tu jednak o okresie 7 dni a gdzie tam mówić jak będzie w górach za 3 tydnie. A plan na Rysy został ostatecznie skasowany zagrożeniem lawinowym.
-
Pisanie o pogodzie na więcej niż 3..4 dni do przodu to sam wiesz. A na dwa tydnie do przodu, to nawet nie wróżenie z fusów. Najwyżej opowieści pijanego stryjka na urodzinach babci.
-
Cześć. Mogę już (niestety) poinformować, że mnie jednak na zlocie nie będzie 😕 Na wytłumaczenie swoich win mogę jedynie powiedzieć, że to przez (dzięki) kolejny wyjazd szkoleniowy do @Tadeo , czyli cel narciarsko jak najbardziej słuszny. Jeżeli w związku z tym komuś zalegam jakieś pieniądze (k przykładu: @.Beata. ) to proszę o kontakt na PW.
-
Tak jak patrzę na obecną pogodę i jej prognozę, to zjazd pewnie będzie ale raczej towarzyski a nie narciarski 😕
-
Biorąc pod uwagę ile standardów samego języka C++ wyszło od momentu ukończenia przeze mnie studiów to sam wiesz 😉 Jak ja broniłem magistra to C++14 był tylko opublikowany, ale bez żadnej praktycznej implementacji, a na pewno nie w całości. Tym bardziej, że ja robię w embedded, sterowniki wbudowane, mikrokontrolery, trochę automatyki i pomiarów itp. Samym producentom zdarza się wydać po latach erratę, bo się okazuje, że bramki logiczne przełączają się jednak nie tak, jak się wszystkim wydawało 🙂 Trzymając się jedynie sportu, to tu chyba nie trzeba nikomu tłumaczyć. Zwłaszcza na forum narciarskim. Próba uczenia się samemu, z książki albo z internetu kończy się za często brzydkimi nawykami, ciężkimi do wyplenienia przez instruktora. Chodź nie ukrywam, że mam napinkę na jak najlepszą technicznie jazdę - powiedzmy na poziomie pomocnika instruktora SITN. Większości pewnie nie przeszkadza to, że ich technika jazdy jest daleka od ideału i nie ma w tym nic złego.
-
W zasadzie jestem jedynie programistą - samoukiem. Tzn te technologię, które znam teraz i sprzęt na który tworzę soft znam z nauki własnej. Jest to jednak typowe dla programistów i szeroko pojętego IT. Jeżeli chodzi o sport, to nigdzie nie jestem samoukiem. W paralotniarstwie instruktor z papierami ULC + szkoła z programem szkolenia, bo zgodnie z prawem nie da się tego zrobić inaczej. W nurkowaniu instruktor, bo inaczej jest to ekstremalnie niebezpieczne i głupie. W speleo - eksploracji jaskiń pionowych, tak samo jak wyżej. Zrobisz coś źle przy przepince i spadasz. W żeglarstwie też instruktor, bo na egzaminie na patent wymagają różnych durnych rzeczy, typu odzywki "Do zwrotu przez sztag" W nartach, to już chyba jasne. Na ten sezon 6 dni byłem na szkoleniu u @Tadeo(pół dnia jazdy swobodnej, pół dnia szkolenia). 2 dni - łącznie 3 godziny byłem na szkoleniu @Adam ..DUCH. Oprócz tego raz na Ski-Siglany wskazówki dawał mi znajomy trener. Typowa jazda bez instruktażu, to może było 3 albo 4 dni. Musiałbym dokładnie liczyć a nie mam czasu. Podsumowując; Zapłacenie za cudzą wiedzę jest najczęściej tańsze i szybsze niż orka samemu.
-
Lepiej bym tego nie opisał. Mam zajoba na punkcie szkolenia siebie, uczestniczenia w kursach, korzystania z instruktorów / trenerów itp. Być może ze względu na nikłe zaufanie do swojej wiedzy i umiejętności ale zawsze. Po to są kursy z turystyki zimowej, skałkowe, taternickie oraz speleo, żeby z nich korzystać. Życie jest więcej warte niż te półtora tysiąca, a i tak sprzęt + ubranie koszuje dużo więcej,. I tak, i nie, i nie do końca. Kiedyś bawełniano/konopne liny urywały się i nie był to w cale taki rzadki przypadek. Patrz tekst utworu "Cień Wielkiej Góry" Budki Suflera. Obecnie liny poliamidowe albo z dyneemy są w zasadzie niezniszczalne w codziennej eksploatacji. Tzn. mogą zostać uszkodzone (a nawet zniszczone) przez np spadający gruz, albo przez oparcie o ostre krawędzie. Dlatego we wspinaczce często używa się lin połówkowych albo podwójnych, a w speleo robi się przepinki. Tym nie mniej w typowej eksploatacji, lotach po odpadnięciu, czy podejściach i zejściach do takiej awarii nie ma prawa dojść i nie trzeba się tym przejmować. Kiedyś też (zwłaszcza w PL) nie było dostępu do przyrządów petzla i ludzie kombinowali różne patenty albo techniki, typu zjazd na półwyblince / prusiku albo o zgrozo zjazd hamując ciałem. Teraz komplet 4 przyrządów ma się za 1200pln. Kiedyś ciężko było kupić dobre raki, teraz nie. Kiedyś w góry chodziło relatywnie mało osób, teraz są tłumy. Gdyby te tłumy były w górach 30-40 lat temu, to pewnie trup słał by się gęsto.
-
Nie wiem do czego miał być ten komentarz.
-
A czy ten Arek nie jest przypadkiem TOPRowcem?
-
Na samą Śnieżkę lawinowe ABC to może faktycznie strzelanie z armaty do muchy, chodź w Karkonoszach też się ogłasza stopnie lawinowe. Ponieważ jednak ja mam czekan i raki, to bym je wziął. Jak mawia pewien Youtuber: It's embrassing to die if nothing fails. Odpaliłem też poboczny wątek na temat tych całych raków, czekanów i innego szpeju oraz szkoleń jak tego używać:
-
Zaczynam nowy wątek na bazie dyskusji o wypadku na Śnieżce, oraz filmu ze ślizgu po północnych zboczach. Przez kilka ostatnich dni, czyli na początku lutego brałem udział w podstawowym szkoleniu z zimowej turystyki wysokogórskiej. Zorganizowane było przez PZA (Polski Związek Alpinizmu) w ichniejszym Centralnym Ośrodku Szkolenia >>Betlejemka<< na Hali Gąsienicowej w Tatrach. Zaznaczam od razu, że chodź ramy i program tego szkolenia zostały lata temu opracowane przez PZA, tak teraz jest ono organizowane przez wiele różnych instytucji, firm i indywidualnych instruktorów. W większości posiadających jakieś namaszczenia PZA (w postaci uprawnień instruktorskich), a na pewno w sposób wiernie odwzorowujący oficjalny program Polskiego Związku Alpinizmu. Na cały cykl szkoleniowy składa się kurs: podstawowy -> zaawansowany + pobocznie: kurs lawinowy i kurs z nawigacji (oczywiście tradycyjnej) W ramach kursu podstawowego przerabiane było: Szeroko pojęte zagadnienia lawinowe. Używanie detektora lawinowego i sondy - ale bez pełnoskalowej symulacji akcji ratunkowej! Nauka hamowania upadków i zjazdów czekanem. Poprawne używanie czekana i raków (w tym jak chodzić w rakach i nie podrzeć przy tym spodni). Asekuracja lotna w zespole poruszającym się w trudnym terenie. Zjazd i podejście na asekuracji pół-wyblinką + blokiem (albo prusikiem), czyli bez użycia przyrządów typu kubek, Gri-Gri, Shunt, rolka Simple itp itd. Przewiązywanie się przez stanowisko. Budowanie stanowisk we śniegu: zakopywanie czekana i tzw. grzyb śnieżny. Wspinaczka lodowa (po lodospadzie) na wędkę przy użyciu raków i dziab. W zasadzie najważniejsze z tego wszystkiego, to właśnie hamowanie upadków i ślizgu przy pomocy czekana. Coś, co być może uratowało by życie tym dwóm osobom na śnieżce. Na tego typu pochyłości można nabrać prędkości kilkudziesięciu m/s w kilka sekund. Wjechanie w takich warunkach w drzewa albo kamienie może mieć bardzo poważne konsekwencję. Tutaj jest link do wszystkich zdjęć z kursu: https://photos.app.goo.gl/cCbhxg77khJHtBxg7 Poniżej wrzuciłem kilka wybranych jako zajawka. Jest też plik HTML z mapą i śladem gdzie poruszaliśmy się w ramach szkolenia. 20240204115233-56014-map.html Na koniec krótkie posłowie: Jak się pewnie wszyscy domyślają ze szkoleniami górskimi jest tak samo jak z narciarskimi. Piję tutaj to dyskusji pobocznej na temat SnowShow w wątku o zjeździe we Zwardoniu. Można trafić zajebiście, można trafić tylko dobrze a można trafić fatalnie. Szkolenie w Betlejmce to nie pierwsze moje podstawowe szkolenie a drugie. Rok temu byłem na Słowacji, na szkoleniu prowadzonym przez pewną spółkę z ograniczona odpowiedzialnością (za klienta) z Krakowa. Długo by się tu rozwodzić ale ekhm... pani instruktor, to było dno a nawet dwa metry mułu. Ze szkolenia w Betlejemce jestem tak samo zadowlony jak ze szkolenia narciarskiego u @Tadeo . Żeby być jednak uczciwy powiem, że jestem bardzo zadowolony ze szkolenia nie w Betlejmce ale u Michała Semowa (https://www.facebook.com/EngramSzkoleniaGorskie albo http://szkoleniagorskie.pl/ jak ktoś nie modroksiężny). Proszę tego nie traktować jako nachalny marketing. Po prostu zwracam uwagę, że Belejmka to taki trochę generator liczb losowych i nie wiadomo na jakiego instruktora się trafi. Merytorycznie będzie na 101% dobrze, ale taternicy i alpiniści to specyficzni ludzie. Im więcej osiągnięć, uprawnień, tytułów i medialnej sławy tym często większe ego. Oczywiście nie jest to regułą ale regułą jest to, że w ciężkie warunki w wysokich górach ciągnie raczej specyficzny profil ludzi.
-
No niestety tym razem okazało się, że brak tego wyposażenia był śmiertelny
-
Nie widać tam hamowania czekanem. Być może to był główny powód wypadku. Brak czekana albo brak wiedzy jak się przy jego użyciu zatrzymać. Ślizgają się na brzuchu nogami do upadu, czyli chyba w najłatwiejszej pozycji. Potem coś na ten temat napiszę, bo nawet byłem ostatnio na szkoleniu m.in. z tych zagadnień.
-
Tak mi się przypomina, że nie bez powodu ten fragment szlaku jest na zimę zamykany i na Śnieżkę trzeba wychodzić tym stromszym z łańcuchami.
-
No właśnie z tym starczaniem czasu, to jest największy problem. Jak byłem nieco młodszy i dużo bardziej głupi, to wydawało mi się, że jak przeprowadzę się do B-B to będę robił 100 godzin w sezonie, bo Skrzyczne widzę z okna a pod kolejkę mam 20 minut jazdy samochodem. No cóż. Powiem tylko, że narty są dużo mniej frustrującą i zależna od warunków zabawą.
-
35 godzin rocznie to nieco poniżej średniej dla "statystycznego latania" Ogólnie przyjmuje się, że typowy pilot paralotni w Polsce, który musi godzić czas na latanie z innymi obowiązkami lata te około 40 godzin. Oczywiście w zależności od pogody w sezonie, bo to ona rozdaje tutaj karty. W mojej i nie tylko opinii 60 godzin to max, co można wyciągnąć nie zaniedbując zbytnio pracy, rodziny (jeżlei ktoś takową posiada). Oczywiście na zrobienie tego 60 godzin wymagany jest co najmniej jeden wyjazd na Słowenię albo do Włoch, bo z Polska pogodą jest ciężko. Żeby zrobić więcej niż 60 godzin to trzeba być albo emerytem, albo rentierem własnej firmy a i rozwód też się tutaj przyda. Po prostu trzeba swoje życie absolutnie podporządkować lataniu i niczemu innemu - bez wyjątków na wyjazdy do mamusi na święta. Przykładowo tutaj są profile kilku moich znajomych, którzy zaliczają się do tych intensywniej latających. Jeden z nich jest zresztą emerytem górniczym, ma te 50 lat i po prostu nic innego do roboty. https://www.xcontest.org/2023/world/en/pilots/detail:SebastianB#tab=stats https://www.xcontest.org/2023/world/en/pilots/detail:mf1968 https://www.xcontest.org/2022/world/en/pilots/detail:kschmidt Ostatni link do profil kilkukrotnego paralotniego mistrza Polski. Zapewniam, że to co publikuję to tylko jakiś wycinek jego wszystkich lotów. Tu są po prostu tylko te, którymi chce się chwalić 🙂 Co do oskarżania mnie o bycie internetowym mądralą, to jak zwykle typowo tendencyjne komentarze dla zaczepki. Tak tylko wspomnę, że 35 godzin rocznie to wciąż więcej niż zero godzin rocznie, chodź przynajmniej sam piszesz o sobie jak o laiku. Mam za sobą: 12 sezonów, kilka lat intensywnej pracy jako działacz społeczny w kilku stowarzyszeniach, kilka poważnych wypadków widzianych na własne oczy, zaczynając od samych atrakcji, przez uderzenie o ziemię i pakowanie klienta do LPRu. Widziałem jak mój kolega po przeciągnięciu skrzydła uderza w lotnisko i wydaje ostatnie tchnienie. Słowacka policja okazywała mi zwłoki mojego innego kolegi, z którym jeszcze kilka godzin wcześniej jechałem na latanie w Tatry. Zaufaj mi, że powyższe trzy okoliczności, to wystarczająco przej____a sytuacja aby pamiętać, że nie jestem nieśmiertelny. Wiem jaką krzywdę może zrobić mi paralotnia. Po prostu z powodów osobistych akceptuje to ryzyko i latam. Nie ma sensu dyskutować dlaczego to robię i dlaczego akceptuje to ryzyko, bo to wynika z indywidualnej oceny każdego pilota. Aby określić czy coś jest niebezpieczne, należy najpierw określić metryki wg. których będziemy dokonywali oceny. Minimalizacja ryzyka w lotnictwie opiera się między innymi na analizie zdarzeń, incydentów i wypadków oraz wyciąganiu szeroko pojętego morału - bez orzekania o niczyjej winie. Skoro latam 12 lat, żyję i się nie połamałem, to chyba ten aspekt dobrze mi wychodzi, czyż nie? A, że "przez przypadek" muszę jeszcze pracować a zimę wolę poświęcić na narty a nie latanie w Kolumbii albo Teneryfie, to chyba nie problem Post Scriptum: Nalot oczywiście liczy się od momentu oderwania od ziemi aż do lądowania.