Skocz do zawartości

Wujot2

Members
  • Liczba zawartości

    614
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    12

Zawartość dodana przez Wujot2

  1. Z nartami jest to jeszcze bardziej uzasadnione. Bo dość szybko się zużywają (mam na myśli szczególnie te lekkie). Mogę sobie je podebrać do planów. Ale znów wygodniej jest robić serwis dwóch par niż częstszy jednej. I nie ma tu znaczenia czy robisz go sam czy odwozisz do punktu. A narty i tak zużyjesz.
  2. Jesteś chyba jedynym znanym mi maniakiem rowerowym odpornym na zasadę N+1. Ja na przykład mam dwa rowery HT na których najczęściej jeżdżę, bo jest to bardzo wygodne. Jeden się zepsuje, na przykład uda mi się coś połamać, to spoko czeka na naprawę a drugi (trochę inny)od razu służy. Czasem przecież trzeba poczekać na części. Poza tym na jesień czy zimę jeden jeździ i w stanie agonalnym na wiosnę idzie na dłuższy serwis, a drugi wtedy nówka nie śmigana, jest jak znalazł. Mam tak nawet z dętkami. Jak złapię kapcia to zakładam nową i czekam jak się uzbierają trzy (co trochę trwa). Trzy, bo tyle mam dobrych ścisków (tych jednoręcznych). Hurtowo naprawiam wszystko nie tracąc zbyt dużo czasu. Oczywiście jakbym nie miał gdzie trzymać to musiałbym racjonalniej podchodzić do ilości rowerów.
  3. Wytłumaczenie jest bardzo proste. Uproszczenie, mniej elementów do psucia i serwisu. Do tego niższe koszty i waga. Też mniej miejsca na kierownicy gdzie zrobiło się już ciasno (przez obsługę amora i dampera). Ja sobie chwalę 1x10 ale jak napisałem nie jest to rozwiązanie uniwersalne. Teoretycznie można byłoby szybko zmieniać tarcze korby przed wyborem terenu (czyli w góry np 28 a w teren przy domu 32) ale to nie jest też oczywiste ze względu na zużycie łańcucha. Jakby dodać kasetę z 46-48 (chyba takich nie ma) i korbę 30 to wyszedłby już prawie dobry cały zakres na wszystko.
  4. Moje doświadczenia są kapkę inne - mam dwa układy w rowerach HT - 32x10-42 - tutaj brakuje mi dołu (miękkich przełożeń) góra jest w zasadzie ok poza zjazdem lub z mocnym wiatrem w plecy. To 10s i trochę z płynnością też nie jest najlepiej, trzeba czasem dopasować się kadencją - korba 20/32/42 i koronka jak wyżej i tu wszystko jest dobre (3 x 10). Jak widać porównując na dole jest bardzo duża różnica (dodatkowe trzy "biegi" więcej). Na górze dwa. O ile w normalnych warunkach w terenie zróżnicowanym pierwszy układ jest trafiony i optymalny to w górach nie do końca jestem zadowolony. Mógłbym zejść na korbę 28 ale wtedy znów z górą będzie gorzej. Dlatego układ jednorzędowy z największą koronką 42 jest troszkę jednak dla mnie za mały. Gdyby była tam 50-ka to już by wychodziło bardzo podobnie jak w tym 3 rzędowym. Ale nie było sensu inwestować tyle kasy w przebudowę roweru. Dlatego na co dzień jeżdżę na 1x10, ale tematy w bardziej stromych górach (ostatnio w Karkach) robię jednak na 3 x 10. Natomiast wniosek jest taki, że dość ciężko byłoby mi opędzić jednym rowerem z układem 1x10 zarówno trudne góry jak i jazdę w terenie ale jednak dość płaskim (lub interwałowym). Bo do pierwszych potrzebowałbym korby 24 a do drugiego ta co jest czyli 32 (ewentualnie 30). ------------------ Mam jeszcze fulla z układem 2 x 11 (nie pamiętam ilości zębów) i tam też jest bardzo wygodnie w górach.
  5. Wujot2

    Teoria a praktyka

    Piotrze, zabrałem głos bo nie uważam Mitka za dziadka co sobie zbyt odpuścił. Mimo wszystko aby pojechać Pomorską trzeba mieć zacięcie i wyjść poza swoją strefę komfortu. Szczególnie, gdy w tle są jakieś sprawy zdrowotne. Ale poza pewnym obrazem z forum to nie wiem nic więcej. Być może masz jakieś podstawy do takich a nie innych opinii. Natomiast w 100% zgadzam się z Tobą, że warto podejmować wyzwania i dążyć do perfekcyjnego wyniku. To ma bardzo mocne podstawy naukowe (Podgórska "Tak działa mózg" - kapitalna książka). Uważam, że kluczowa cecha to elastyczność. Mogę w jednej chwili zrezygnować, z wszystkich moich "uzależnień" i znaleźć sobie inne. Lepiej dopasowane do aktualnych możliwości. Te porzucone są bazą, odskocznią lub po prostu wspomnieniem. Zbudowały mnie, ale ich porzucenie/zawieszenie nie jest istotnym problemem. Są zawsze opcją. Natomiast istotne jest, żeby mieć pole manewru. Zdarzają się sytuacje życiowe gdy bardzo niewiele da się zrobić. To pole manewru to posiadane zasoby, wsparcie rodziny i przyjaciół oraz stabilna ale elastyczna konstrukcja psychiczna. Te ostatnie kwestie są niezmiernie ważne bo nikt z zewnątrz nie zadba o naszą dupę.
  6. Skoro dałeś radę to warto było. A jakbyś upadł i się rozbił to nie warto. Taki wyczyn przynosi Ci dużo korzyści zdrowotnych, a że odbyło się to przy ryzyku... Tak jest zawsze. Problem elektryków widzę w innym miejscu. Otóż to jest kolejne ułatwienie wypierające aktywność fizyczną. Jak Ty kupisz sobie kiedyś elektryka to będzie to oczywista decyzja. Natomiast jak widzę młodych chłopaków co leniwie ruszając nogami (wspomaganie +4) wożą się gdzieś w terenie to zastanawiam się jakie konsekwencje zdrowotne i umysłowe z tego będą. Bo dokładnie wiadomo jak ważny jest kwalifikowany, dość intensywny wysiłek aerobowy dla organizmu. A konkretnie dla sprawności mózgu i ochrony przed chorobami neurodegradacyjnymi.
  7. Wujot2

    Teoria a praktyka

    Piotr pisze z punktu widzenia swojego wieku i doświadczeń. Za 20 lat jest spora szansa, że optyka mu się zmieni. Sam patrzę po sobie i myślę, że ślepy byłem (a pewnie dalej jestem). Życie niesie ciągłe wyzwania, pomijając, że wystawia rachunki. Strefa opuszczenia komfortu jest czasem olbrzymia. Tylko jej wymiar jest inny niż się Piotrowi wydaje. Powiem szczerze, że chciałbym opuszczać ją w tym wymiarze o którym mówił. Bo trochę potu to jest lajt. Teraz jak uda mi się wygospodarować 2 godz po których wracam mokry (i trochę poobijany) to zapamiętuję to jako wydarzenie.
  8. Też mam naturę odkrywcy. Ale zauważ, że aby coś znaleźć musi być to już dobrze przetarte przez innych. Rower to nie narty. Zawsze jesteś na czyim śladzie i nie odsuniesz się na więcej jak 10 cm.
  9. Ale przecież jeździsz po ścieżkach a nie na szagę przez las. Czyli one są przez KOGOŚ przecierane. Wobec tego czym różnią się od tych przecieranych a opisanych-wyznaczonych? Oprócz oficjalnych singletracków jest cała masa pętli lub obszarów przygotowanych przez grupy pasjonatów. Jest tam bardzo mało ingerencji ale dzięki ruchowi miejscowych one w ogóle są. Jak te poniżej są z Posadowic gdzie jest coś na kształt pętli XC - w terenie gdzie by ci to do głowy przyszło bo przecież płasko. Obok mnie jest też pętla z wieloma łącznikami. Litościwe dusze nie tylko utrzymują dobry stan ścieżek ale jak się zwali jakieś drzewo to dołożą obok mniejsze patyki aby dało się przejechać a żebyś się nie zwalił parę metrów w dół to postawią płotek Sam jak trzeba coś poprawić to się zatrzymam i dołożę. Takich cudeniek jest dużo więcej niż byś podejrzewał. trzeba tylko umieć je namierzyć. Takie ścieżki mają swój nieprzeparty urok bo są tam całkiem niespodziewane przeszkody jeśli zaś chodzi o te specjalnie stworzone przez rowerzystów dla rowerzystów to jedyny problem jest taki, że ich flow może różnić się mocno od naszego. I oni mają radochę a my śmierć w oczach. Prawdziwą kopalnią nieortodoksyjnych linii są ślady zawodów XC lub enduro. Na przykład
  10. Wujot2

    Pięcistawy

    Sherlock Holmes czy co?
  11. Wujot2

    Teoria a praktyka

    Masz rację, w moim przypadku "goniłem czas". Bo narty zacząłem późno. Bardzo chciałem otworzyć sobie góry zimowe (bo wcześniej po nich chodziłem, głównie w pozostałych porach roku). Moim celem była skuteczna turystyka a narty tylko środkiem do tego. Nie wiem czy "rozpoznanie bojem" było najlepszym rozwiązaniem ale dało mi multum frajdy. Kluczem do tego było jednak dużo jazdy freeride w ON gdzie wyszedłem z założenie, że tylko jazda w każdych, nawet najbardziej niekorzystnych warunkach czegoś mnie nauczy. Nie wiem czy to była najoptymalniejsza droga, bo może należało porządniej nauczyć się z jakimś instruktorem na wejściu. Dobrą stronę tej "metody" co ją przyjąłem były szybkie frukty, co motywowały do dalszej praktyki. Postawa podobna do narkomana (na kolejne działki). Oceniając z perspektywy czasu jestem zadowolony, że to się tak udało. Co zjeździłem to moje, wiele z tych wycieczek zapadło mi głęboko w pamięci i w jakimś sensie zbudowało. Teraz gdy od 4 lat nie byłem na nartach, i nie wiem czy i kiedy będę mógł jeszcze pojechać, to tym bardziej cenne. A co do tego czy warto się na coś takiego porywać to nie wiem. Jest wiele możliwości w życiu, wiele ciekawych spraw. Narty są bardzo kosztowne i czasochłonne (bo trzeba dojeżdżać). Można wkręcić się w jakąś inną działalność. Jedyne czego jestem pewien to, że to powinien być długotrwały wysiłek aerobowy o średniej intensywności. Bo w ten sposób dbamy o sprawność mózgu (można sobie to doczytać na przykład w "tak działa mózg" Podgórskiej). Teraz zastąpiłem narty rowerem, mam na szczęście koło siebie genialne tereny do jazdy, z całkiem technicznym ścieżkami. Staram się wygospodarować 1,5 - 2 godz dwa razy w tygodniu i wtedy cisnę mocno, a do tego z 10 trochę dalszych wycieczek całodziennych w roku. Szału nie ma ale wyraźnie widać pozytywne skutki ruchu, szczególnie, że frajda z jazdy jest naprawdę spora.
  12. Wujot2

    Kto to jest Taleb

    Czytałeś Taleba?
  13. Całe szczęście że zostałeś specjalistą od dup. Bo mógłbyś, stawiając na praktykę, zostać jakimś nefrologiem albo co gorsza stomatologiem! 🤣 🤣 🤣
  14. Wujot2

    Kto to jest Taleb

    No i tak jest jak recenzja jest pisana przez kogoś (czyli coś) co z twórczości Taleba nic nie zrozumiał. NIC. Koncepcja Czarnego Łabędzia jest po prostu konsekwencją istnienia rozkładów Mandelbrota. Taleb o tym ładnie napisał tworząc pojęcie Normalnostanu (opartego na rozkładzie Gaussa) i Ekstremistanu (czyli rozkłady Mandelbrota). Wystarczy się 5 s zastanowić czy w danej chwili jesteśmy w Normalnostanie czy Ekstremistanie. Na przykład jak się spytasz o średni wzrost ze 10 000 ludzi na stadionie to odpowiedź będzie dokładna w założonym przedziale ufności. A jak spytasz się o średni stan portfela to się możesz zdziwić gdy na trybunie zasiądzie jakiś Bill Gates i średnia poszybuje. Wystarczy rozumieć co się dzieje i jakie procesy opisują dany problem. Zasługą Taleba nie powinien być ten nieszczęsny Czarny Łabędź co się przebił nawet do AI tylko istotne pytania społeczne np. powiązanie zarobków traderów i prezesów banków z ryzykiem na jakie narażają nie swoje pieniądze. Dalej na przykład odporności systemów na zmiany i niespodzianki (pojęcie antykruchości). Istotną częścią twórczości jest też opis wpływu błędów poznawczych na nasze życie i postrzeganie. Taleb garściami czerpie z Kahnemanna (Pułapki myślenia). Za opis tych błędów zresztą Tverski z Kuhnemannem dostali Nobla. Taleb jest dość irytujący w czytaniu przez szereg uproszczeń, lekką megalomanię, złośliwości i przeoczenia. Denerwują powtórzenia, dygresje, odejścia od tematu. A czasem po prostu się myli (jak w wątkach medycznych). Nie mniej jednak połączenie w jedną całość statystyki matematycznej, psychologii poznawczej, wiedzy o rynku traderskim, sporej wrażliwości społecznej daje obraz świata bardziej skomplikowanego niż byśmy byli skłonni myśleć. Pokazuje też granice przewidywalności. Ja, z dobrodziejstwem inwentarza, kupuję Taleba i jego twórczość pisarską. Najlepsza chyba była "Antykruchość" Jakbyś chciał poczytać o tym od innej bliższej Ci inżynierskiej strony ,to jest "Sygnał i szum. Sztuka prognozowania w erze technologii" - Nate Silver. Nie trzeba czarnych łabędzi aby zrozumieć, że pewnych rzeczy przewidzieć się nie da. Tutaj historia z indykiem jest kapitalna - u mnie weszła na stałe do zestawu opowiastek tłumaczących właśnie granice przewidywania. A i różnice miedzy rozkładami. Kuhnemann, Pinker, Taleb, Buss, Mukherjee, Baker, Du Sautoy to dla mnie najciekawsi autorzy popularnonaukowi łączący kwestie funkcjonowania umysłu, psychologię społeczną, genetykę i pokazujących współzależności na głębokim poziomie. Ostatni to matematyk (z dużymi sukcesami) i on pięknie pisze o AI (w kontekście kreatywności i człowieka).
  15. To wszyscy cokolwiek czytający wiedzą. W sumie to nawet ci co z wyszukiwarki potrafią skorzystać.
  16. Wujot2

    Sezon 2024/2025

    To chyba ma duży sens bo pewnie najwięcej energii potrzeba w upalne dni. Czyli jest dobra korelacja z potrzebami.
  17. Może być a może nie być. Jeśli ogłosiliśmy antropocen to nie wiadomo co będzie a co nie. Casus dinozaury choćby.
  18. To nie są dane dotyczące ilości gatunków tylko ilości owadów na danym terenie. Są bardzo dobrze udokumentowane badania w Europie (w Polsce też) gdzie liczono ilości osobników na różnych wycinkach terenu. Po tych 30 czy 40 latach powtórzono je stosując dokładnie tę samą metodologię. Wydaje mi się, że też dotyczyło to Puszczy Amazońskiej. Wszędzie wychodzi bardzo podobnie (-)70-80%. Czyli te wycinkowo badane populacje skurczyły się do 20-30%. Co do ilości gatunków to straty będą niepowetowane. Jak dotąd opisaliśmy (szacunkowo) 3-20%. Owady wymierają 8x szybciej jak kręgowce. Za 100 lat może ich nie być. Nawet nie będziemy wiedzieli co straciliśmy. Królestwo owadów jest po prostu niesamowite. Związki (typu parazytoidy, superparazytoidy i kolejne) skomplikowane cykle rozwojowe, niesamowita ergonomia i osiągnięcia mechaniczne (lot muchy vs ilości pokarmu), dźwiganie ciężaru 500 większego od ciała, jady i trucizny. Kręgowce są po prostu zupełnie nudne w porównaniu do owadów. A w kwestii antropocenu to zauważ, że przesuwając granicę (zgodnie z Twoimi oczekiwaniami) o te kolejne 7000 nadal wyjdzie, że >> 90% trwania homo sapiens sapiens żył w równowadze. A możemy za chwilę dodać troszkę starsze wersje homo sapiens. Czyli kolejne 200 000 lat.
  19. Zanim coś odpowiesz to usytuuj to na osi czasu. Na początku napisałem z punktu widzenia antropologii kulturowej. Z kilkuset (a może więcej) opisanych izolowanych systemów prawie wszystkie żyły w równowadze. Tak jak na przykład w tej chwili plemiona na Sentinelu Północnym. Całkiem sporo przykładów takich kultur zostało dobrze opisanych przed wchłonięciem ich przez obecnie obowiązującą "normę". To, że człowiek przekształcał "od zawsze" środowisko jest oczywiste. To cecha wielu organizmów żywych. Począwszy od takich bobrów a na mikroorganizmach rozkładających drewno kończąc. Biosfera to dynamiczne pojęcie, ciągle się zmienia i ciągle giną jakieś gatunki a pojawiają się nowe. Wobec tego równowaga jest pojęciem umownym. Tak jak w przypadku populacji gryzoni (i dzików) jej wzrost skorelowany z 7 letnim cyklem dębów. Dlatego nawet jeśli człowiek przyczynił się do wyginięcia mamutów to nie uważam tego za fakt nadzwyczajny. Natomiast ja na przykład nie wiem kiedy się zaczął antropocen. Sytuowałbym go (intuicyjnie) na początek rewolucji przemysłowej (i takie datowanie znalazłem). Są dyskusje, że należałoby przesunąć tę datę sporo wcześniej. Nie mniej jednak to ciągle niezmiernie daleko od początków homo sapiens sapiens, które są o te 200 000 lat wcześniejsze. Nie mówiąc o innych hominidach (których też mamy w genach). Wobec tego teza, że przez 97% życia człowieka na Ziemi (czyli w czasach kultur zbierackich i zbieracko-łowczych) żyliśmy w równowadze wydaje mi się bardzo bezpieczna. Pozostałe 3% jest mniej oczywiste bo być może ktoś kiedyś dojdzie do wniosku, ze antropocen zaczął się od kultur wytwórczo-rolnych (co też jest logiczne). Ale gdyby przyjąć rok 1800 n.e. za początek to tylko 0,12 % naszej historii to antropocen. Szerzej patrząc hominidy przez miliony lat były jakąś częścią biosfery by nagle wykończyć ją w znanym w miarę ustalonym kształcie. O tym, że rzeczywiście dojdzie do gigantycznego wymierania to nie ma wątpliwości. Trudno uwierzyć ale z dobrze udokumentowanych danych wychodzi, że do piachu poszło już 80% królestwa owadów. W ciągu ostatnich 30-40 lat! Za owadami pójdzie wiele innych grup. ------------------------------------------- Można by przytoczyć cytat z "Wilka Morskiego" Londona gdzie tytułowy bohater mówi: - moim przekleństwem było, że zacząłem czytać (albo coś w ten deseń) Język stał się "przekleństwem" człowieka i siłą napędową antropocenu...
  20. Myślałem, że to z tekstu jasno wynika. Mówię o kulturach zbierackich (a właściwie zbieracko-łowieckich). Może wczesnych rolniczych (wytwórczych). Byłoby to paleolit, do początku neolitu. Patrząc na to latami wygląda to mega ciekawie. Bo od 250 000 lat temu do, powiedzmy 5000 p.ne żyliśmy w równowadze ze środowiskiem. By w ciągu 7000 lat mieć to co jest teraz. To tylko niecałe 3%. Z tego okres rewolucji przemysłowej to tylko 5% (300 lat). Natomiast wypierdalanie śmieci do rzeki chyba rzeczywiście mamy w genach bo "niewypierdalanie" wymaga wysiłku wychowawczego. Być może wynika to z oportunizmu albo oszczędzania sił. Wydaje mi się, że gdzieś czytałem, ze rozpowszechnienie genu odpowiedzialnego za trawienie laktozy zajęło w naszej części świata 10 000 lat i było to tempo ekspresowe. Mimo tego 1/3 dorosłych Polaków nie trawi tego cukru (u Azjatów prawie 100%). Więc nawet super ekspresowe zmiany genetyczne są niezwykle wolne względem cywilizacyjnych. Jesteśmy genetycznie wyposażeni bardzo podobnie do łowców ganiających z oszczepem za zwierzyną. Mimo, że świat wymagałby już (tak sądzę) zupełnie innych przystosowań. Sam jesteś najlepszym przykładem gościa, który napierdalałby innych pałką. 🙂
  21. Wszystko na opak. W starych kulturach plemiennych człowiek zachowywał równowagę z środowiskiem, które go otaczało. Odbywało się to najczęściej poprzez eliminowanie noworodków płci żeńskiej i inwestowanie w rozwój wojowników. Ci ostatni ginęli w wojnach z innymi plemionami i osiągano tak względną równowagę. Ten mechanizmy jest naturalnym dopasowanie drapieżnika szczytowego do ograniczonych zasobów. Jeśli dana kultura chciała się bardziej rozprzestrzenić musiała wybić sąsiadów. Jest to zresztą obecne w świecie przyrody gdzie drapieżniki szczytowe mają swoje terytoria i walczą o nie. Są nawet przykłady gdy o te terytoria walczą grupy zwierząt (z przywódcami). Dotyczy to hien, lwów czy szympansów. Zabijanie jest sposobem na równowagę. Naukowcy wyliczyli naturalną pojemność Ziemi na maksimum 250 mln homo sapiens. Cywilizacja pozwoliła ludziom znacznie przekroczyć tę liczbę. Kultura rolnicza, która zastąpiła zbieracką pozwoliła powiększyć ilość osobników na km2 i utworzyć państwa. Ale co do zasady dalej zasoby były ograniczone (szczególnie ziemi). Identycznie jest teraz. Najważniejsze jest jednak nie brak zasobów lecz to, że powstaliśmy w wyniku milionów lat ewolucji i mamy wpisany w genotyp ten opisany na początku mechanizm. Jak silny on jest widać na każdym kroku. Na przykład w Twojej fascynacji Pogacarem. A szerzej w sporcie i wszystkich hierarchizujących działalnościach. Trzeba jednak powiedzieć, że kultura demokratyczna potrafiła znacząco te wbudowane oprogramowanie modyfikować. Ale państwa totalitarne, czyli te bez wbudowanych kulturowych bezpieczników są w tych dawnych czasach. Nie widzę innego wyjścia jak tylko stoczenie wielowymiarowej wojny w której jeden system wykończy drugi. Ale wcale nie jestem tutaj pewien wygranej naszego "superplemienia". Najfajniejsze jest jednak, że wcale nie musisz się poddać hipnozie genów i wzorców kulturowych. Nie musisz podejmować na przykład rywalizacji z każdym mijającym Cię przecinakiem rowerowym albo fascynować się wspomnianym kolarzem. nie musisz wzywać do rżnięcia każdego myślącego inaczej jak Ty (co wygląda wprost na obsesję). Jako jednostka możesz się wymiksować. Troszkę. Ale jako grupa jesteśmy zaprogramowani.
  22. Których kolegów? Może coś zacytujesz na poparcie tej tezy (Mitek się tutaj nie liczy).
  23. Chiny bardzo mocno weszły w B+R, wydają na to procentowo więcej jak UE (choć mnie jak Stany Zjednoczone). Mają ilościowo więcej badaczy jak UE czy USA. Tworzą też coraz potężniejsze narzędzia. W istotnych cytowaniach przeskoczyły (na razie tylko trochę) UE. W dodatku nie ma pewności jak tam jest z etyką (ważne w biotechnologi). Czyli już zostaliśmy lekko w tyle. Po prostu trzeba przyjąć do wiadomości, że ukonstytuował się trzeci potężny gracz. W dodatku z ambicjami na dominację. Chiny mają też potężne problemy, doraźnie to ciągle przesuwaną bańkę nieruchomościową a strategicznie - załamanie się demografii. Choć to ostatnie może załatwią jakimiś migracjami z Azji. Jest ciekawie widzę tu potencjał na gruby konflikt (w nowym stylu) między światem demokracji a ustrojami totalitarnymi. Wojna w Ukrainie bardzo ładnie to uwypukla i chyba przyspiesza. Na tym tle parę przejętych zakładów (na terenie konkurencji) to pikuś.
  24. https://www.auto-swiat.pl/wiadomosci/aktualnosci/volvo-w-chinskich-rekach-czy-przejecie-przynioslo-sukces-czy-porazke/g2w0nyk https://forsal.pl/artykuly/1026894,w-szwecji-nikt-nie-placze-ze-volvo-nalezy-do-chinczykow.html Pomijając, że była na równi pochyłej to i tak nie miałoby to znaczenia. Jak napisałem dobro zostało wymienione na dobro ku obopólnej korzyści. Pamiętam taki przykład od Miltona Friedmana. Są dwa sposoby produkcji aut: jeden to zakłady w Detroit a drugi to pola w Teksasie. Wytworzoną tam żywność wymieniamy na auta. Żaden z tych sposobów nie jest a'priori lepszy od drugiego. Decyduje tutaj rachunek kosztów i posiadane atuty. Branża motoryzacyjna wymaga wielkiej wiedzy, dużych pieniędzy i jest bardzo konkurencyjna. Być może lepiej poszukać innych na przykład skalowalnych interesów. W przypadku Volvo Chińczycy posiadali pomysły i zasoby aby tę markę podnieść i ponieść, a pod rządami Forda mogłaby być już w piachu. Tak czy tak istotą mojej wypowiedzi była kwestia "obrony" stanu posiadania. Natomiast mam pytanie natury technicznej: - jak chcesz bronić nieefektywne firmy i gałęzie w sytuacji gdy obowiązuje wolność wymiany handlowej a ewentualne cła i inne elementy nierynkowe spotkają się z retorsjami? Wolność rynkowa dla nas jest fajna gdy możemy sprzedawać na rynkach światowych ale nie fajna jak inni sprzedają u nas. Tak odczytuję Twoje wypowiedzi.
  25. Właściciele Volvo pozbyli się upadającej powoli marki za adekwatne pieniądze. Te ostatnie mogli wpakować w inne zdecydowanie sensowniejsze przedsięwzięcie. Na przykład perspektywiczne startupy. Albo dalszy rozwój sektora maszyn budowlanych. Po prostu wymienili dobro na dobro. A w zysku mieli w tym momencie możliwość manewru. Aby lepiej uzmysłowić Ci ten proces zadam pytanie - czy gdy parę lat temu ktoś chciał kupić nasze dobro narodowe czyli Ursusa to byś też tak był przeciwko jego sprzedaży? Trupy czasem warto sprzedać. A czasem wprost trzeba się ich pozbyć. Retoryka bogoojczyźniana to domena polityków a rynek i kapitał rządzą się pragmatyzmem. Oczywiście mam świadomość, ze nie zawsze rządzi pragmatyzm gospodarczy tylko polityka. Chiny są tego przykładem to dyktatura gdzie rozwój odbywa się kosztem ciężkiej, niewolniczej pracy obywateli, kosztem środowiska i w systemie totalnego dozoru policyjnego. Pewnie dopiero za wiele lat będzie można prawidłowo ocenić zachodzące procesy. Na razie gołym okiem widać, że starcie przebiegające wokół fundamentalnego podziału na państwa demokratyczne i totalitarne. Te pierwsze mają po swojej stronie innowacyjność i swobodę ruchu te drugie zaś trzymają żelazną ręką masy ludzkie i mogą bez problemu rzucić je na wojnę. Ta konfrontacja ma wiele wymiarów ale sprzedaż słabych firm jest wtórnym i moim zdaniem nieistotnym zdarzeniem. Pomruki burzy coraz lepiej słychać ciekawym czy dożyję do wyładowań...
×
×
  • Dodaj nową pozycję...