Skocz do zawartości

Wujot2

Members
  • Liczba zawartości

    523
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    12

Zawartość dodana przez Wujot2

  1. Marżowość to chyba złe określenie. Bo nawet jeśli różnica miedzy kosztami zakupu (rozumiemy jako prostą sumę bezpośrednich wydatków) a sprzedażą sięga 25% to przecież kupujemy w tym pracę kierowcy na trasie 2500 km, amortyzację samochodu i jakąś obsługę przez czas wyjazdu. Oraz logistykę przed wyjazdową. Jak się nad tym zastanowić to już wielkiego biznesu nie widać. A jeszcze należałoby uwzględnić różne ryzyka (na przykład wypadku), które takiej działalności towarzyszą. Moim zdaniem to jako taka wypłata za ciężką pracę i udostępnianie auta. Ale skoro są chętni to widocznie się opłaca, choć podejrzewam, że to też wynika z miłości do nart i chęci łączenia "przyjemnego z pożytecznym". Nie mniej jak napisałem to są realne potrzeby i odpowiedź na nie.
  2. To z czego sam korzystam, a i widzę, że korzystają mocno inni, to usługa organizatora wyjazdów narciarskich. Sam skorzystałem z takiej formy powiedzmy, że ze 100 razy. Aby była jasność to nie mówię tutaj o poważnej, koncesjonowanej, działalności turystycznej. Organizator ma busa, przystosowanego pod narciarstwo, załatwia noclegi i transfery, przeważnie też aprowizację. Faktur raczej nie wystawia... ale nikt w to nie wnika. Abstrahując od formalnej strony (o czym zresztą było nieraz sporo dyskusji) to dla mnie była (a i mam nadzieję, że będzie dalej) forma, która pozwoliła mi uprawiać naprawdę fajne narciarstwo. I nie chodzi tutaj o to, że jest taniej, ani nawet, że ciekawiej. Ale tylko w składzie busa, gdzie z reguły jeździli maniacy, mogłem praktycznie zawsze znaleźć partnera do jazdy offpiste (co jest moim priorytetem). Skrajnym przykładem był wyjazd gdzie w składzie było 8 freeriderów, ostatni nieszczęśnik zdecydował się więc na poznawanie tej nowej formy. Dla kontrastu - kiedyś pojechałem autokarem i nie było w nim ani jednej osoby z którą mógłbym jeździć. I nie chodzi tu wcale o freeride, tylko nikt tam nie był choć średnio zaawansowany. Niektórzy organizatorzy dopracowali się sporych kręgów zainteresowanych, ale wydaje mi się, że jest ciągle miejsce na rynku na kolejnych. Choć oczywiście w jakiej formule można to robić to już zupełnie inna sprawa. Dla bardziej zaaawansowanych są bardziej zaawansowane propozycje. Freeride w Gruzji - proszę bardzo, skitury albo ratraki na Ukrainie (kiedyś) - luzik. Norwegia, Bułgaria - co tylko chcesz. W każdym razie pytasz się o to co można robić to odpowiadam, że tu są prawdziwe pieniądze. Gdyby zwaloryzować moje wydatki, w myśl obecnych cen, to pewnie poszło na to 150 K i to bez karnetów. Sprzęt i inne usługi przy tym to pikuś. Mówię tu tylko o narciarstwie ośrodkowym.
  3. Galtur z naszego wyjazdu (trawers Silvretty) z 2013 r.
  4. Po prostu wskazania do wyboru są różne w różnych okresach. A także podyktowane oczekiwaniami. W takim Nauders ja na przykład nie miałbym co robić, szczególnie jak wyłączą to krzesełko i orczyk po lewej (patrząc z dołu). Ale za to w pobliskim Fliess mieliśmy w szczycie sezonu jedne z najlepszych offpistowych dni. Zresztą trasy też są tam nad podziw udane. Ale obiektywnie rzecz biorąc do takiego Ischgl (Espace Killy, Paradiski, 3V, Zermatt, SHL, Areny, Kitz) to jednak nie ma tam dobiegu. Duże stacje o dużej deniwelacji i obecnych wszystkich kierunkach dają kapitalne pole wyboru. Szczególnie dotyczy to właśnie offpiste bo ośrodek trasowo 5x mniejszy daje przeważnie możliwości 20x mniejsze. Ale czasem wystarczy jedna kanapa i brak konkurencji aby wyjeździć się wszelkie czasy. Kiedyś spędziliśmy tak dwa dni w Fanningbergu. Dokładnie przy jednej kanapie. Dlatego nie jestem zwolennikiem jakiś uogólnień. Bywa, że duży ośrodek to katastrofa a bywa, że raj narciarski. To drugie, dla mnie, zdecydowanie częściej.
  5. A mnie ten wzrost przepustowości (plus komfort jazdy) bardzo pasuje. Na off piste nadal jest bardzo mała (wprost zdumiewająco) konkurencja. Być może jest to spowodowane rodzajem narciarzy, o czym wspomniałeś.
  6. A chciałem być uprzejmy. Otóż drogi kolego warto wypowiadać się w materii o której ma się, choć elementarne, pojęcie. A Ty wypowiadasz się, co już parokrotnie wykazałem, z pozycji akademika-teoretyka, któremu coś się zdaje. I co gorsza nie masz pokory, ani dystansu, do uzyskanych wyników. I jeszcze towarzyszy Ci (nieuzasadnione) przekonanie o własnej nieomylności. Co w połączeniu z brakiem szacunku dla adwersarzy tworzy paskudną miksturę. Czyli trzeba Ci, jednak, dać po łapkach... Ad rem. Gdybyś miał elementarną wiedzę z jazdy off piste to byś wiedział, że 25% nachylenia, które przyjąłeś jako bazowe to nawet nie przedszkole. Bo tego się nie jeździ. Naprawdę dobra jazda zaczyna się od 35 stopni (70%) i przeważnie tego szukamy. Jeśli chodzi o mnie to dość swobodnie czuję się do 40 stopni a jeździłem tak do 55. Trasa pod E4 ma, po najkrótszej linii, 2,5 km. I jest to zresztą podstawowy wariant. Jeśli zamiast 4 km podstawisz sobie 2,5 to średnia prędkość wyniesie 36 km. Co na takim spadzie jest osiągalne, i do zjazdu na raz. Jak widać spad pod E4 to niecałe 40% . Rekompensuje to wielka zmienność terenu (dwa mocno wcięte koryta potoków), liczne ścianki i wypłaszczenia - to jest piękny teren do zabawy. Ale z Greitspitze są zjazdy równie urozmaicone a dużo stromsze. Gdybyś się jeszcze interesował jazdą offpiste to byś wiedział, że wszystkie rekordowe wyniki są robione na stokach bardzo stromych - 45 stopniowych gdzie ludzie dają z pieca. Z helikoptera rekord to 110 km verticala w dzień. Więc te zarysowane przez mnie 30 to przedszkole. Ja na przykład tutaj. Ale jakoś tam Cię nie widziałem 🙂 Morał Bzdury. Tak, to jest doskonałe podsumowanie Twojej obecności w tym wątku. Tak to czytam.
  7. A jeszcze tak z pamięci narysowałem jeżdżone kawałki. Nie ma tutaj bliskiej przytrasówki. Wszystko to fajne linie czy zgoła obszary freeride.
  8. Nie jestem żadnym wyznacznikiem. W praktyce wychodziło mi do 3,5 zjazdu na godzinę. Przeważnie z jedną, dwoma chwilami na odsapnięcie, czy nawet spojrzenie, bo teren jest tam interesujący i pozwalający na jeżdżenie kompletnie różnych wariantów. Jednak pochwalę się, że jak byliśmy tam kiedyś, od rana po opadzie, z Jurasem (ksywka Robocop) to nawet On, około 14:00, powiedział, że ma dość. Musiałem bronić honoru polskich narciarzy dalej sam. Czyli przeżycie (dnia) na Palinkopf to było dla mnie spore wyzwanie. Fajne jest to, że nawet jeśli zjedzie się tam trochę sępów freeridowych to od 12:00 już nikt tam nie jeździ i jest pusto. A ponieważ cały czas jesteśmy na celowniku braci narciarskiej, co jedzie środkiem obszaru, to jest mobilizacja do trzymania fasonu i stylówy. W kwestii zaś statystycznej, chyba w tym dniu zrobiłem około 17 km verticalu. To miejsce (Palinkopf) jest szczególnie spektakularne ze względu na wydajność wyciągu. Choć trudno uwierzyć, to pod względem narciarskim, lepsze (dużo) są niektóre linie z Greitsptize. Są tam trzy różne kierunki zjazdu, o totalnie odmiennych charakterystykach i, bardzo często, diametralnie różnych śniegach. No i oczywiście, już mocno wymagające zjazdy, między płotkami lawinowymi z Pardatschgrat. Oprócz tego jest jeszcze parę innych możliwości, które gdzie indziej uznane byłyby za spektakularne a tu robią za drugą ligę. Kluczem "genialności" Ischgl są długie trasy pod graniami oraz te zbierające ruch przy dnie doliny. Wszystko to, w relatywnie bardzo stromym terenie. Dlatego, w wielu miejscach, na offpiste można wjechać na odcinkach po kilkaset metrów. Jednocześnie na dole zawsze jest trasa odbierająca. Udostępniony w ten sposób teren jest olbrzymi. Można wprost napisać, że da się jeździć po prawie całej powierzchni ośrodka. Może brakuje tu tylko jakiegoś spektakularnego stromego i w miarę przejezdnego lasu.
  9. Co jakiś czas pojawiają się takie "smakowite" kąski z Ischgl. Ale tak na poważnie to ośrodek w którym można się najeździć po pachy praktycznie zawsze, przez cały sezon. W dodatku nawet w takie dni gdy jest najazd, bez problemu można znaleźć o różnych porach puste (w miarę trasy). Zaś pod względem offpiste to miejsce gdzie zawsze można znaleźć warun do jazdy. Spędziłem w nim myślę, że ze 100 dni. Ischgl i Espace Killy - tam mógłbym być cały sezon. Wyciąg E4 - 920 m deniwelacji (w 7 min!). A pod nim kapitalny, zróżnicowany teren offpiste. Jak ktoś ma nogi ze stali, to 4 km vertical na godzinę razy 7 - wychodzi 30 km przewyższenia offpistowego dziennie. Abstrakcja. Ischgl uber alles!
  10. Wujot2

    MTB - wątek sprzętowy

    Najogólniej widzenie to proces "w ruchu". Dzięki temu jest możliwy film. Gdzieś przy 20 klatkach na sekundę nieruchome obrazy dają wrażenie ruchu. I co ważne ciągłości. Ale nawet 10 klatek na sekundę jest bliskie płynności. I teraz jeśli dasz 9 klatek czarnych i 10-tą jasną, to uśredni się to do jakiejś niższej wartości. A związane jest to z procesami chemicznymi w oku i cyklem retinenu (fotoczułej części rodopsyny). Wszystko tam trwa. Natomiast jeśli dostarczysz 5 jasnych klatek i 5 ciemnych to rzeczywiście oko wyłapie (wysumuje) znacznie wyższą luminancję. Oczywiście masz rację, że mruganie zdecydowanie podwyższa zauważalność, co także jest związane, tym razem już nie z budową fotoreceptorów, tylko obróbką sygnału na poziomie wyższych warstw siatkówki, gdzie wzmacniane (czyli wyszukiwane) są sygnały, które są zmienne w czasie. Dlatego silne światło mrugające zdecydowanie bardziej przykuwa uwagę. Czyli co do zasady, należy używać świateł mrugających (pomijając przepisy o ruchu drogowym) ale muszą one być jednak wystarczająco silne i podejrzewam, że z częstotliwością 5 Hz. Tego ostatniego nie wiem, a nie chce mi się szukać. Ale na pewno karetki mają dokładnie tyle ile trzeba. Można też odpalić proxa i ocenić to organoleptycznie. I ten oszczędnościowy tryb na 100% jest mniej widoczny. Klips jest taki
  11. Wujot2

    MTB - wątek sprzętowy

    Waga - 29 g - korpus na szybkozłączce 16 g- mocowanie na rury 6 g - mocowanie na klips zważone z dokładnością do grama Tryby proxa - 2 stałe (80 lm i mniejszy) - 2 stałe plus mruganie (część diod pali się zawsze, część mruga lub \zmienia siłę) - 4 mrugające. Jeden z trybów odpala kolejno tylko po jednym pasku i wystarcza na 8 godzin. IPX4 - czyli deszczoodporne. Mogłoby być lepiej (czyli wodoodporne) ale w tej cenie jest OK. Jechałem w umiarkowanym deszczu i dało radę. W ulewie ewentualnie dałbym woreczek z recepturką. Wtyczka microUSB Co do trybów mrugających w Knogu to chyba nie ma fizycznej możliwości aby było impulsowe 50 lm przez 7 godz. Zakładając, że impuls musi trwać 0,5 s, to przerwa musiałaby trwać 3 s i to tylko przy założeniu, ze nie ma strat na starcie układu (a są). W każdym razie proporcja impuls - przerwa to pewnie gdzieś w okolicach 1:10. W prox-ie tryby mrugające to jest od 1 godz 20 " do 8 godz ale to wyraźnie widać, że te długodziałające są mniej widoczne. Nawiasem mówiąc podawanie luminancji w trybach stroboskopowych jest kompletnie bez sensu bo nie uwzględnia psychofizjologicznych aspektów widzenia. Jak jesteś zainteresowany to mogę to wyjaśnić.
  12. Wujot2

    MTB - wątek sprzętowy

    No, wyprawowo to rzeczywiście warto mieć jak najmniej tak, że ten knog też wygląda dobrze. Za 13 g mniej płacisz jednak 180 zł.
  13. Wujot2

    MTB - wątek sprzętowy

    Lampka jak lampka, ale jest 4x droższa od tej co Ci poleciłem. Jakkolwiek konstrukcyjnie bardzo zbliżona to jednak gorsza. Najmocniejszy (30 lm) strumień niecałe dwie godziny. W "mojej" 80 lm masz ponad godzinę. I oczywiście odpowiednio dłużej inne tryby (chyba 10). W kwestii wagi - lampka z szybkozłączką - 29 g, mocowanie - 17g, klips - 6g. Myślę, że różnica w wadze jest na aku. A tak ogólnie, to różnica w wadze na rowerze +- 1kg jest bez znaczenia. Nawet na trasie mtb.
  14. Wujot2

    MTB - wątek sprzętowy

    A, to taki klips jest też w tym Proxie (jako wyposażenie dodatkowe). Jakoś uznałem, że nie budzi to zaufania. Natomiast musisz się zastanowić po co masz lampkę tylną. Czy tylko dla sztuki czy przypadkiem w dzień ma też zwiększać Twoje bezpieczeństwo. Prox ma 80 lm i to rzeczywiście już widać, nawet w dzień.
  15. Wujot2

    MTB - wątek sprzętowy

    1. Lekko bolesne pytanie. Z jakiś zupełnie tajemniczych powodów zniknęły dość liczne, jeszcze rok, dwa lata temu, powerbanki na ogniwo 18650. Z chińszczyzny o przyzwoitej jakości były xtar, były też dużo droższe (i lepsze bo z klapką) Nitecore. Pomijając ofertę na Alliexpress gdzie trzeba uważać, to możesz na szczęście kupić Fenix ARE-X1 V2.0 w cenie 65 zł i wadze 45 g. Wadą jest to, ze trzeba dodać do tego gumkę (w tych tanich xtar też) aby ogniwo przy wstrząsach nie wyleciało. Z drugiej strony absolutnie nie polecam "rurowych" tubek z alli jako, że 18650 potrafią się nawet w ogniwach niezabezpieczonych różnić o 2-3 mm na długości, a co gorsza, milimetr, na średnicy. Te z zabezpieczeniami są jeszcze bardziej różnorodne. Natomiast jeślibyś chciał mieć coś deszczoodporne to tutaj trzeba dać drobne 140 zł - Ledlenser Powerbank Flex 3. Z foty wygląda mi, ze zapas na szerokości chyba jest... Są też powerbanki Xtar na dwa bolce - tanie i lekkie. Są jeszcze bardzo niewielkie powerbanki na magnesy. Próbowałem tego używać ale w warunkach jazdy się nie sprawdzało. https://www.18650batterystore.com/products/nitecore-lc10-charger 2. Mocowanie do siodełka da się zrobić po lekkiej modyfikacji. Trzeba na sprężynę (czyli pręt) nałożyć kawałek plastikowej rurki aby ją trochę pogrubić. Wtedy założysz Prox ZETA S. Ta lampka ma bardzo ciekawe dwuprzegubowe mocowanie, które pozwala ją mocować od średnicy wygodnego długopisu do rury rusztowaniowej. A nawet szerszej (po modyfikacji). Poza tym jest kapitalna. Cena do jakości - najlepsza na rynku.
  16. Wujot2

    Nasze rekordy prędkości

    Przydałyby się opisy użytych symboli. Tak na oko to coś tu się nie zgadza. Bo współczynnik jak rozumiem jest bezwymiarowy a we wzorze jest kwadrat prędkości. Co sugerowałoby, że mówisz o czymś innym. Na przykład o oporze aerodynamicznym.
  17. Pierwszych 5 liter. 🙂 Tak, chciałem wymienić adres email (porządkuję wszystkie konta i sprawy) a nie zanotowałem hasła do tego serwisu. Nie udało się tego załatwić z adminem. Założyłem więc nowe.
  18. Każda dobra kurtka a w szczególności paclite lub SS będzie znakomita w cywilnych zastosowaniach. Najmniej się zaś do tego będzie nadawała tzw. kurtka narciarska bo będzie zbyt sztywna, zbyt gruba zbyt nieprzyjazna. Z dyskusją o tym co się nadaje na stok nie ma to jednak nic wspólnego.
  19. W sumie to nie wiem o co chodzi. Bo kurtka to pojęcie nadrzędne i obejmuje m.in. : - kurtki nieprzemakalne (HS) - kurtki chroniące przed wiatrem (windstopery) - kurtki ocieplane (mogą być i HS i SS) - bezrękawniki (przynajmniej według wiki) Jeśli kurtka jest wykonana wyłącznie z laminatu i ma minimalistyczną konstrukcję to mówimy o niej, że jest paclite. Kurtki SS mogą mieć minimalistyczną ocieplinę (lekki meszek) lub zdecydowanie grubszą warstwę termiczną, z reguły mają też DWR. Klasyczna kurtka narciarska to pewnie kurtka ocieplana ale już niekoniecznie o wysokiej odporności na deszcz. Czyli napisz może o co Ci chodziło. 😉
  20. Generalnie (fajne słowo) nasze forum temu służy aby edukować tych niewyedukowanych. 🙂
  21. W cenie słabego HS można mieć bardzo dobrego SS, będzie on trwalszy i będzie wygodniejszy. Argument z deszczem jest oczywiście istotny ale umówmy się, że maniaków jeżdżących w mocniejszym opadzie jest może 1 % (czyli ja). Można wtedy poradzić sobie dodatkową kurtką przeciwdeszczową za 100 zł, a za 400 można kupić na membranie PU entrance (Toray) ciuch dobrze oddychający i zajmujący niewiele miejsca. Wychodzi, że za te same (lub dużo mniejsze) pieniądze można mieć lepszy zestaw. Bo w tradycyjnym narciarstwie nie jest najmniejszym problemem zabranie dodatkowego ciucha na deszcz. Inaczej jest w tygodniowej wyprawie na skiturach gdzie trzeba przemyśleć każdy gram. Ale tam też podstawową kurtką, u większości, jest SS. Ciuchy membranowe są zdecydowanie przereklamowane. Temat znam dogłębnie mam, wszystkie materiały Gore od C-knit przez paclite, active i infinium a nawet Shakedry. Także toray i eVent i pertex. Dobry SS to podstawa, a reszta to dodatki na złą pogodę (czyli deszcz lub bardzo silny wiatr od 15 m/s). Zdecydowana większość narciarzy nie ma styku z tą, prawdziwie złą.
  22. Naprawdę nie rozumiem dlaczego nie można jeździć w SS. Na co jest ta wodoszczelność jeśli nie śmiga się deszczu? W spodniach to rozumiem, siada się na wyciągach. Ale kurtka SS ma same zalety - oddycha zdecydowanie lepiej, może być elastyczna i przy ciele. O co chodzi z tym HS??? A jeśli rzeczywiście HS to jak najbardziej paroprzepuszczalny, czyli raczej Paclite. Oczywiście sporo zależy od tematów - jak śmigasz po lesie to raczej bardziej pancerne ciuchy.
  23. Wujot2

    Nasze rekordy prędkości

    Pojęcia nie miałem, że powstały tak zaawansowane narzędzia do pomiarów wektora prędkości. W sumie to nawet niejako je "przewidziałem", wspominając, że pomiary GPS w wielu branżach są jedynymi dostępnymi. Wychodzi, że zagęszczając ilość punktów oraz satelitów i dodając jeszcze akcelerometr faktycznie można mieć wiarygodne i dokładne dane. Oczywiście przy pomocy imponującego matematycznie aparatu rachunku błędów. Jest w tym drobne "ale" - trzeba jeszcze te narzędzia i wiedzę mieć. Myślę, że jest ona jeszcze dość egzotyczna. Obracasz się w tym, więc wydaje Ci się to tajemnicą poliszynela, podobnie jak dla mnie bardzo liczne towarzystwo robiące ambrotypie jest czymś zupełnie typowym. Ale tutaj na forum poza mną nikt nie wie co to jest. Podejrzewam, że także na "przeciętnym" forum fotograficznym. Zakładając, że ten aparat, który przedstawiłeś uznajemy za wiarygodny (a ja uznaję), to także Twoje uzyskane wyniki należy traktować podobnie, co jest nieprzyjemną konkluzją. Nieprzyjemną niejako podwójnie, bo po pierwsze burzy intuicje związane z porównaniem do jazdy sportowców, a drugą taką, że trudno porównać siusiaki jak się nie ma wiarygodnej miarki. W kwestii sportowców to dopuszczam myśl, że amator jadący po gładkim twardym stoku i poruszający się prostym, niewymuszonym torem, może się rozpędzić bardziej niż bym skłonny był dotąd przypuszczać. W kwestii siusiakowej miarki to nie widzę potrzeby marnowania czasu ani zasobów aby ją sobie sprawić. Ale poznawczo było super dowidzieć się o tych narzędziach. Wielkie dzięki za solidną porcję wiedzy! Jeszcze odniosę się do freeride. Otóż tam można pojechać naprawdę szybko: na stromym stoku (czyli pod 45 stopni) i pod warunkiem bycia na wierzchu. Śnieg nie powinien być przetworzony przez wiatr i słońce (każdy kto trochę jeździ w terenie to chyba to rozumie) czyli raczej chodzi tu o puch. Pewnie nawet niedużo - 5-10 cm. I teraz wtedy aby być na wierzchu narta musi być duża (a ze względu na prędkość twarda). Pożyczyłem sobie kiedyś (nie mając świadomości co to) coś takiego. Do normalnej jazdy i zabawy było tragiczne. Do czasu gdy w desperacji puściłem się, na najstromszym zboczu, w linii jego spadu, ordynarnie na krechę. W momencie gdy prędkość była już zbyt duża, jak na fakt, że jeżdżę po "cywilnym" lodowcu, dechy odzyskały manewrowość i okazały się całkiem przyjemne. Ale jak napisałem było zbyt szybko. A znów w nieznanym terenie gnanie licząc, że na nic nie trafię (na przykład przysypane gołoborze) to proszenie się o kłopoty. Raz już przez trzy nieprzespane miesiące odczuwałem konsekwencje takiego postępowania, gdy się boleśnie potłukłem. Koledzy zgodnie orzekli, że jak na taki upadek to wymiar kary był symboliczny. Ale do dzisiaj pamiętam jak bolało gdy wybudziłem się na stoku, po utracie przytomności. Tak, że po takich doświadczeniach, w kwestii maksymalizacji speedu jestem miękka faja. Nie ja jeden. A w kwestii jazdy na freeridówce po ratrakowanym stoku to sprawa nie jest warta komentarza, bo to przecież poszerzona gigantka - na pewno lepsza do jazdy prędkościowej od SL
×
×
  • Dodaj nową pozycję...