-
Liczba zawartości
4 431 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
183
Zawartość dodana przez Marcos73
-
Tak, to prawda. Z tym się zgadzam, że działania służb leśnych nie zawsze są dobre, ale powód znamy. Natomiast jestem za tym aby tą przyrodę jak najdłużej utrzymywać w stanie dziewiczym, na ile się da. Jakaś ingerencja zawsze będzie, ale o ile to możliwe ograniczać dostęp szczególnie dla samochodów, motocykli, quadów etc. Piesi, rowery - jak najbardziej, bo mamy prawo z tego korzystać, ale te formy są bardzo mało inwazyjne. Pomijam to co pisał @labas, jeśli są to prywatne lasy oraz drogi, to nie ma o czym mówić. Ich małpy oraz ich cyrki. Gorzej jak są usytuowane w otoczeniu Lasów Państwowych. Wówczas korzystanie z nich dla nich jest naturalną rzeczą, dla reszty - już nie, nawet dla gości, chyba że dostanie formalny glejt i opatrzą to stosownym znakiem, pozwoleniem czy coś w tym stylu. Kumpel ma działkę w takim miejscu, dojechałbym tam, ale nie mogę (tylko część jest udostępniona dla większej liczby osób). Kolega sam mówił, że nie mogę tam wjechać, bo będzie miał problem z uzyskaniem pozwolenia dla siebie, bardzo długo to załatwiał w nadleśnictwie. Jest droga prywatna alternatywna - sporo krótsza - ale tam jest hardcore. Tylko Suzuki Jimny tam wyjdzie, bo jest mały. Teraz ma Forda Rangera - i się tam nie zmieści, bo część to bardzo wąski wąwóz. pozdrawiam
-
A ja wolę elektryki, jeśli miałbym wybrać. Do lasu wstęp pojazdom mechanicznym tylko dla osób uprawnionych (służb leśnych, mieszkańców itp.), a nie dla osób, które chcą się dobrze bawić. Tu pełna zgoda. Natomiast Twoja Mitku wcześniejsza wypowiedź mnie razi, ale pewnie z innej gliny jesteśmy. Jeśli jest zakaz wjazdu do lasu, to jest zakaz i żadne zbieranie śmieci po kimś tego nie usprawiedliwia. Jeśli procedura wyglądała tak: jedziesz do zarządcy terenu (np. nadleśnictwa), otrzymujesz czasowe pozwolenie na wjazd - to ok. Jakieś inne formy są dla mnie abstrakcyjne. pozdrawiam
-
Mario, czyli nie przejechałeś, ale wiesz co jest wystarczające. Na damce byłeś 😉? Owszem, przy bardzo wysokich umiejętnościach sprzęt ma mniej istotne znaczenie (nie zawsze i zależy od skali trudności), niemniej jednak można przyjąć drogę że jeździmy na byle czym, o ile wszystko jest pod "ręką" i mamy możliwość korzystać z tego codziennie, jeśli nie - to podpieranie się sprzętem nie uważam za nic złego, ma nam pomóc - bo czasu nie jesteśmy w stanie poświęcić tyle ile byśmy chcieli. Nauka będzie dużo dłuższa niepotrzebnie, nie zmieni faktu nabycia pewnych umiejętności. Można się uczyć jazdy w puchu na ołówkach. Tylko po co? Oczywiście są osoby, które w nich zjadą lepiej niż my w szerokich dechach. Ale nie za bardzo rozumiem jaki to ma związek ze sobą? Ja ostatnio dużo piszę, bo mam trochę czasu i co w związku tym. Może jedynie to, że napiszę książkę, bo dużo piszę i mogę sobie sam ją wydać. Przecież to nie temat "technika jazdy MTB i czary mary na singlach - jak zostać miszczem". Jesteś jedyny, który stwierdził dosadnie, że zjedzie to na byle czym. pozdawiam
-
Cze Ja wczoraj byłem na kółeczku i dzisiaj do pracy przyjechałem na rowerze (a qrwa ciepło jest mega w betonozie). Na szczęście mam tylko 1 siodełko, więc udało się przyjechać. Jak bym miał 4 - to chyba tez bym nie jeździł. pozdro
-
A tutaj akurat się z Tobą nie zgadzam. Przekaz jest taki, że ten typ roweru nie jest najlepszym wyborem. Owszem, można o ile się ma spory zapas takiego sprzętu. pozdrawiam
-
Mitek Ale broń Boże abym Ci zarzucał jakąś nieumiejętność przejeżdżania czegokolwiek. Ale zazwyczaj to jest całkiem inna jazda. Dzisiaj oglądałem jak gość (ale jakiś kozak z red bulla - zagramaniczny) uczył Maję Włoszczowską jak wyskoczyć z basenu (takiego jakie są w skateparkach) na brzeg i to bez bajerów. A jej raczej zarzucić nie można, że terenowo nie jeździ. Noż przecież mój syn to potrafi. Ale nie dlatego że jest takim zajebistym rowerzystą, ale dlatego że trochę życia spędził na skateparkach. Dla niego skok z obrotem kierownicy w powietrzu to banał. Spróbuj. A żyje krócej niż Ty jeździsz na rowerze. Nie mówię już o hulajce, na której jeździ lepiej niż na rowerze. pozdrawiam
-
Coś dla Ciebie, być może o Tobie 😉 pozdro
-
Tak, ale nie zawsze się tak da, aby się tylko zsunąć. Nie raz trzeba przeskoczyć, zeskoczyć z czegoś etc. To coś co normalnie nie robisz. A trasa zwykle opada w dół i trzeba jechać. Nie raz zjechać ze ściany, bo nie ma wyjścia. Do tego trzeba się przyzwyczaić, przełamać psychicznie. Bo wychodzisz na górę, a połowę nie widzisz, teren się zmienia, a czasami diametralnie, nie mówiąc już o podłożu. Całe życie jeździsz na nartach, i zjedziesz powiedzmy wszędzie bezpiecznie w 1 kawałku. Pozostańmy na trasach. Ale prosty, rytmiczny SL np w Zwardoniu po swojemu przejedziesz. Ale już z figurami i na stromym będzie problem, jeszcze jak będą wylodzenia, a sprzęt nieodpowiedni. Na stoku coś widać, w lesie tylko kawałek. Też takiego SL nie przejedziesz, z tą różnicą jak miniesz tyczkę - to miniesz tyczkę, w lesie na singlach to są krzoki, kamienie, drzewa. Upadki dużo bardziej bolesne, a że zdajesz sobie z tego sprawę, tym bardziej strach Cię paraliżuje. Trzeba sporo w takim terenie jeździć, aby nabrać pewności, poznać dobrze trasę etc. Sprzęt też pomaga. Bo na elektryku dużo pewniej się czuję, chociaż ciasne nawroty na tym klocku, są że tak powiem - trudne. Natomiast budowa roweru umożliwia śmielsze pokonywanie przeszkód terenowych. Tutaj jest akurat na +. Bo do XC to jeszcze mam spory dystans na zjazdach. Ale już jest lepiej. Czasami na lajcie się nie da. Jak byłem ze znajomymi na Słotwinach - to tam są tory bardzo dobrze przygotowane, że każdy powinien to przejechać i mieć z tego frajdę. Ale na jednym z nich, na końcu trasy były stoły ale zbudowane na zasadzie, że trzeba przeskoczyć - 2 po sobie. Niezbyt duże. Wcześniejsze były ogromne, kozaki je przeskakiwali, my przejeżdżaliśmy. Ale na początku podjazd wydawał się nienormalny. Za pierwszym razem ledwo wyjechałem. Ale te mniejsze były tak zbudowane, że miały garb na wjeździe, abyś musiał je przeskoczyć. Trzeba było się rozpędzić, ja jechałem zachowawczo. To był błąd. Bo lądowałem na przełamaniu i noga z platformy, a piny w piszczel. 2 razy mi spadła noga. Dopiero za 3 razem szczaiłem o co chodzi, na szczęście chłopaki mi dali wskazówki. Bo chyba byłoby po nodze. Cud że się odważyłem, bo krew waliła strumieniami.Dziury mam do dzisiaj. pozdrawiam
-
Cze Ta równina nie jest taka podła, bo jest gdzie jeździć, tylko jazda nieco inaczej ukierunkowana. Twoje trudne trasy są płaskie, oczywiście też trzeba nabyć umiejętności ich przejechania. Ale radzisz sobie nieźle na prostym HT. Mam 2 kumpli z którymi parę razy byłem w Lasku Wolskim, tam też (jak jest sucho) nie ma aż tak skomplikowanych singli. Oni też mnie nie ciągali po jakichś kosmosach. Taka jazda dla fanu i oczywiście poprawy umiejętności. Staram się raz w tygodniu przejechać przez lasek i coś tam zjechać. Ale to co Oni tam zap..ją to kosmos. Na szczęście pod górę jadą leniwie gadając i mogę do nich dojechać. Jeden z nich jeździł na HT - ale mocno doinwestowanym (koła, hamulce, amortyzator przedni). Platformy z pinami - bo powiedział że nie odważy się założyć SPD. Drugi na full-u w SPD. Wywrotek masa. Ale jeżdżą na limicie. Non stop gdzieś poobdzierani chociaż jeżdżą w ochraniaczach i zbrojach. Zmienił w tym roku na full-a. Przełożył ze starego co się dało do nowego. Stwierdził, że inny wymiar jazdy na pełnym zawieszeniu. Myśli o SPD. Twój, czy mój stary Cube (bardzo podobne rowery) w ich rękach nie przetrwałyby nawet dnia, a mój carbon to nie wiem czy godzinę by wytrzymał. Ale to inny level i inna jazda i inny sprzęt. pozdrawiam
-
Cze Wiesz, że pozory mylą. Film nigdy nie odda rzeczywistości. Są pewnie łatwiejsze odcinki, ale jeśli nie jeździłeś w takim terenie, singli, to będzie trudno. Sprzęt też nie będzie pomagał. Jazda na prostym HT w takim terenie to już wyzwanie, pewnie da się, ale trzeba być dobrze objeżdżonym aby wykorzystać to co się ma. A w Twoim jest niewiele, zważywszy na teren i trudność trasy. Jeszcze trzeba trafić na fajne warunki, bo trochę błocka może diametralnie zmienić level. Może się okazać, że Śpiochu sobie będzie dużo lepiej radził niż Ty, mimo swojego niewielkiego stażu. Bo jednak leśne dróżki to nie single. Ale warto spróbować. pozdrawiam
-
Cześć Więc wykorzystaj ten czas na adaptacje tyłka do siodełka. Parę takich tras w tygodniu i będziesz wiedział czy to siodełko, czy też 4 litery zmiękną. pozdrawiam
-
Jak wrócę na kwadrat to ściągam gpx-y ze wszyskich możliwych i szukam żabek ca co 20km. Planuję jechać bez spania. pozdro
-
Piotrek, a wyobraź sobie ultra. To jest impreza 😉 pozdro
-
SF zabawa na całego - zebranie twardzielek/twardzieli - edycja letnia.
Marcos73 odpowiedział Adam ..DUCH → na temat → Hyde Park
Panowie, jakże mi przykro. Łącze się z Wami w bólu, jutro robota na weselu mnie czeka, ale obiecuję pić na umór i nie wytrzeźwieć aż do poniedziałku. pozdrawiam -
Cze A ja właśnie skonstruowałem sobie trasę na 3 piwa, 60km, postój co 20km. W sumie jak to przeliczyłem, to wychodzi tyle co A4 Krk-Kat, ale mam 3 browce w cenie. Chyba się opłaca. No i nie ma korków, ani remontów. Lasek Wolski jutro z rańca będzie. Może popierdółka, ale dobra i mucha jak wpadnie do brzucha. pozdro
-
No to jest argument. Teraz rozumiem. pozdrawiam
-
Na rower się nadają, tylko może nie do twoich platform. Ja mam Shimano z chyba 12-ma pinami. Trzymają się jak przyklejone. Ale to nie stricte na rower są buty, ale ja je określiłem jako uniwersalne. Ja chodzę w butach dużo, nawet bardzo dużo i praktycznie cały dzień ich nie ściągam. W pracy taka dzienna norma to 20, 20 parę tyś. kroków. Biuro - produkcja - tam a siam. Nie mam problemów z potliwością stóp, więc czy są mniej oddychane niż inne - to nie wiem. Wiem że są w miarę wodoodporne i przy moim użytkowaniu bardzo trwałe. Ja bardzo niszczę buty, chodzę w tych co lubię, a butów mam mało, bo jak mi któreś spasują to chodzę w nich aż się rozlecą. Dla mnie są super wygodne, ale to może kwestia ułożenia się do stóp. Bo faktycznie konstrukcja podeszwy wraz z materiałem do niego użytym jest nierozciągliwa, ale elastyczna (chodzi mi swobodne zginanie się buta). Powinien być dobrze dopasowany, lepiej większy niż ciut za mały. Te co Ty masz też spoko, ale obawiam się że by padły u mnie szybciej. Pozdrawiam
-
Cze To z wczoraj, takie mam plaskacze koło domu - jak tu nie jeździć? Wieczorkiem to już takie puchy. Super asfalty i fajne szutrówki. Wczoraj na piwku poznałem gościa, na szosie był. Wracaliśmy razem, nie szalał, fajne tempo, dałem rady utrzymać, praktycznie do domu mnie holował. pozdrawiam
-
No więc Mitku drogi, zadaję Ci pytanie, dlaczegóż do qrwy nędzy sobie takiego nie sprezentujesz, skoro w ch..j jeździsz? Tylko nie pisz proszę, że jest wystarczający, bo ten rower, który masz był, a pewnie i dalej jest dla oszczędnego (a tutaj się nic nie zmieniło) oraz początkującego cyklisty ( a tutaj chyba sporo). pozdrawiam
-
Cze Córce na komunię kupiliśmy rower Kellys, postawiony na ówczesnym deore (cały). Było to ..... - ma 26 lat. Przejął go syn i go nie oszczędzał. Przetrwał. Wiadomo to dzieci - sprzęt nie jest tak obciążony, a i pewnie takiego przebiegu jak Mitek nie zrobili. Ale kompletnie z nim nic nie robiłem oprócz wymiany opon i doraźnych przedsezonowych serwisów. Też jakieś 3x9 lub 3x8 - nawet nie wiem. Miałem go komuś sprezentować, ale doszedłem do wniosku że pojedzie do Milówki do domku. Będzie jak znalazł. pozdrawiam
-
Cześć Przecież wiadomym jest, że powinno wybierać się drogi o małym ruchu, alternatywne (o ile to możliwe), jazda jezdnią to ostateczność, nie wspominam tu już o ruchu miejskim, gdzie ta infrastruktura rowerowa nie jest taka zła i staje się co raz lepsza. Z rowerem szosowym jest gorzej, opony są delikatne, oglądałem ostatnio jakiś wyścig, gdzie na fragmencie płytówki 4 gumy były. pozdrawiam
-
Mitek Przecież to rower dedykowany dla Ciebie. Nawet sam producent to stwierdził "To idealny rower dla nowicjusza lub oszczędnego kolarza". Co prawda grupa docelowa jest bardzo szeroka. pozdrawiam
-
Ale Grimson szybko jeździ, wyjeżdża wieczorem i tego samego dnia rano jest na stoku 😉 pozdrawiam
-
Mitek Jeśli to rower dla Ciebie - to musi być pancerny. W miarę prosty ale osprzęt powinieneś (a tu Ci podpowiedzą) dobry. Amor przedni powietrzny o skoku (? tu nie wiem), nawet z możliwości blokowania manetką z kierownicy + niezłe hamulce i osprzęt chyba Deore - najlepszy, a na pewno pancerny. Koła - nie wiem czy bez dętki nie będą lepsze - ale tutaj niech się wypowie ktoś kto dużo jeździ i miał okazję naprawy w trasie. Być może są bardziej wytrzymałe. pozdrawiam
-
Cześć To co napisałeś, to pewnie prawda. Rower jest tani jak na elektryka, a ta cena musi się skądś brać. Bateria + silnik - to najdroższe elementy w tym rowerze. Ale wyroków bym nie ferował odnośnie napędu. Bafang to już znany producent napędów. Kolega na takim zjeździł tamte okolice bez problemu (silnik w kole - niestety nie mam pojęcia jakiej marki - cały zestaw był wówczas stosunkowo tani - więc pewnie carów tam nie ma - a że to było sporo lat temu, to nie jest jakaś super sprawdzona i dopracowana konstrukcja). Ma samoróbkę, baza to HT - może ciut wyższy model i nieco lepszy osprzęt, silnik w kole i bateria faktycznie jak to pisał Michał, na tytyrytkach. Ma go już z 7 lat i dalej jeździ. A jeździ na nim sporo - bo tam mieszka. Co prawda ja tego nie nazywam jazdą, bo to model z gazem w manetce, niemniej jednak silnik daje radę. Największym problemem było przebicie tylnego koła. Musiał go zostawić w Wiśle, bo nikt się nie chciał podjąć wymiany dętki, bo bał się rozpinać tą partyzantkę. Ale tutaj to powinno być lepiej (mam nadzieję) przemyślane. Jeśli to ma zachęcić Adama do jazdy na rowerze - to nie mam nic przeciwko. Sprzęt nowy - ma gwarancję, jak się coś rozleci - odda do naprawy gwarancyjnej. Bo jak Adasiowi zaczniemy wymyślać rowery po 10 koła to nic z tego nie wyjdzie, a tak może się wkręci. Trzeba zasiać ziarno aby zbierać plony. Hamulce faktycznie słabe, ale ten element można wymienić, tutaj dość często się to robi, zważywszy na wagę zestawu Adaś + rower - mogą być niewystarczające. Jestem zdania - niech zacznie na tym co ma. Zawsze można wymienić na inny, ten właściwy, odpowiedni. pozdrawiam