-
Liczba zawartości
4 417 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
182
Zawartość dodana przez Marcos73
-
Spoko, ale musi być wiatr w plecy 😉 pozdrawiam A z tymi rowerami to niezły pomysł, tak zrobię.
-
Cześć Tu się zgadzam, ale nie tylko dotyczy to narciarstwa. Jest to stosunkowo kosztowny sport i nie wszędzie - a co za tym idzie nie każdy go można uprawiać na poziomie profesjonalnym. Cóż, niestety w PL to rynek i sektor prywatny to reguluje. Brak jakichkolwiek systemowych rozwiązań zawsze będzie pomijał te mniej zamożne jednostki. Koszt profesjonalnego treningu + etc. u Mitana (a wiem to od gościa z Nowego Targu, którego syn dostał taka propozycję) to 200 000 pln/sezon. Więc kogo stać na taki profesjonalizm, tylko nielicznych. Niestety bez tego trudno będzie osiągnąć jakikolwiek sukces. W tym roku kupiłem dla syna używane SL po zawodniku z KRK, byliśmy je odebrać osobiście, z rozmowy wyszło, że zmienił klub Krakowski na Gondolę z Krynicy, rodzice pracują zdalnie, więc kupili nieruchomość w pobliżu Jaworzyny, będzie tam trenował - sami stwierdzili, że trenowanie na takim poziomie mieszkając w KRK jest niemożliwe do ogarnięcia, zarówno czasowo jak i finansowo. pozdrawiam
-
Albo pieluchę 😉 pozdrawiam
-
Cześć Wiesz po zmianie roweru mocno się zastanawiałem nad zmianą zębatki z przodu, rower MTB ale raczej do ścigania się, pod mocne kopyto, którego nie mam (ale pracuję nad tym i chyba są już pierwsze efekty bo sporo na nim jeżdżę), opony race które w lekkim terenie są świetne, ale już w błocie to słabo. Standardowo jest 32 z przodu, ja mam 36. Koła 29 cali. Początkowo problem sprawiało mi dobranie biegu do jazdy, albo rower szedł piekielnie ciężko, albo zbyt lekko, nie mogłem się dopasować - nogi zbyt słabe. Zakres duży, ale stopniowanie inne (poprzedni shimano 3x10). Rower ze względu na geometrię (mostek na minusie etc) świetny na podjazdy, tak defacto to wstaję z niego tylko przy zjazdach - a te są niekomfortowe, cały czas mam wrażenie że wypadnę przez kierownicę. Zawieszenie 120mm przód i tył - więc jest do jazdy super, proste single można jechać, w lekkim terenie wystarczające, do jakichkolwiek skoków - słabe. Rama carbon - hamulce do wymiany, są bo są i tyle. Droga którą często pokonuję i zawsze nią wracam biegnie wzdłuż wału - brak jakichkolwiek zabudowań, drzew etc. Zawsze wieje tam w plecy, może też być lekko z góry (Wisła płynie zgodnie z moim kierunkiem jazdy), jest to długi odcinek prostej asfaltowej drogi rowerowej, tak naprawdę z trzema podjazdami i zjazdami. Poza miastem i jadąc wieczorem czy też przy takim chłodzie to ciężko jest kogoś spotkać. Ale z dnia na dzień co raz szybciej i dłużej mogę na nim jechać, tak praktycznie to kółko robię na raz bez przystanku, ale się nie oszczędzam, szczególnie wieczorem bo i tak gówno widać - trzeba tylko to przejechać. Na Arenie jak jeździłem z kumplem - po tamtejszych singlach, trasa prowadziła przez Słotwinkę i był tam podjazd. Ma rower enduro - typowy, jest mega objeżdżony , a napęd ten sam - SRAM GX eagle - ma inną zębatki z przodu - owe 32 zęby, na podjeździe na tym samym biegu i powiedzmy tej samej kadencji mój rower szedł szybciej, odcinek może 50 metrów, ale widać było różnicę, choć prędkości niewielkie. Ostatni jechałem za młodym chłopakiem, już parę razy go spotkałem w tamtej okolicy, jechałem za nim, fajne tempo, jedziemy - te 3 podjazdy które są ja wręcz zwalniałem - on cisnął na stojaka, po płaskim szliśmy mniej więcej równo. W pewnym momencie dojechał nas dziadzi na szosie - taka leciwa, ale szosa, tempo miał ciut większe niż nasze, młody ruszył za nim, ja też. I tak naprawdę bardzo żywym tempem. Gdzieś po 5-ciu km dziadzio nieco zwolnił, chłopak przede mną chciał go wyprzedzić, ale nie wiem czym to było powodowane zbyt szybko chyba jechaliśmy i nie mógł tego zrobić, nie wiem. W każdym razie zaatakowałem i wyprzedziłem obu i to bez problemu, wiadomo, takim tempem to może parę km mógłbym jechać i było by finito, natomiast chłopak został, albo nie chciał, albo nie dał rady. pozdrawiam
-
Cze Ja robię to samo, ale w toboganie, jeżdżę tam i z powrotem, pije na leżąco, nigdy się nie przewrócę, jestem zaopatrzony medycznie i jest mi ciepło. Naturalnie wygrywam Chellenge, bo nie padnę bo już leżę. pozdrawiam
-
Netmare, ale to nie wniosek tylko fakt, jest większa od standardowego zestawu 1x12 SRAM GX, co początkowo sprawiało mi kłopot, bo rower szedł ciężko, ale pojeździłem i się przyzwyczaiłem. pozdrawiam
-
Cześć Ale nie będzie taniej niż w cenniku, tylko jakaś alternatywa - jak np. 3 h - lub 3 ostatnie godziny (Rusiński), czego nie ma w TatrySS. Trzeba przelecieć wszystkie strony stacji z grupy - ale będą nieznaczne odstępstwa, albo wcale. pozdrawiam
-
Powiem Ci, że sam byłem zdziwiony, dane z licznika - wg gps, więc nie wiem na ile są "prawdziwe", ale generalnie na powrocie średnia z tego odcinka nie schodzi poniżej 30 km/h, bo tu mi pokazuje dane z każdego kilometra. Ale nigdzie na tym odcinku nie ma przeszkód, generalnie na kółku jadę ścieżką rowerową, która praktycznie nigdzie nie przecina żadnej drogi. Mam taka 40-to km pętlę - dokładnie 40km i 300 m z domu - 1 światła po drodze tam i na powrocie. Trasa płaska praktycznie bez podjazdów - jeśli nie zahaczam o Lasek Wolski. pozdrawiam Ale zauważyłem, że rower jest szybszy niż inne MTB, nieznacznie ale jednak, może to zębatka na korbie daje taki efekt, a nie jadę na maksie jeśli chodzi o tył, bo nie uciągnę - tylko z góry mogę na niej deptać i to sporej. pozdrawiam
-
Mitek To ma dość duże znaczenie jeśli chodzi o nieco większe średnie oraz uczucie zmęczenia, jeździsz dużo, to wiesz, czasami jedziesz niby jak zwykle a średnia wyższa (o ile ja sprawdzasz) i jakoś niby się jedzie lżej. Czasami wiatr pomaga, którego nawet czasami nie czujemy. Ja na moim sztandarowym kółku zawsze na powrocie mam wiatr w plecy (taki kanał wiatrowy wzdłuż Wisły jest - zawsze - jak wieje - to tylko w jedną stronę), ale ostatnio jechałem - było zimno i wydawało się że jest bezwietrznie, w pierwszą stronę szło troszkę ciężko, natomiast na powrocie (i tu dziwne - czułem mocny pęd powietrza od frontu, jakby delikatny wiatr, ale rower szedł tak lekko że średnia z 10km odcinka wyszła 34 km/h (po drodze są ze 3 takie lekkie podjazdy i krótkie, praktycznie bez zmiany biegów poszły). Ja osobiście wolę jak jest chłodno, nawet zimno. pozdrawiam
-
Cześć Nie wiem jak to do końca działa i jak to jest finansowane (czy ministerstwo sportu/PZN maja w tym jakiś udział i dają jakieś wytyczne). Zazwyczaj to stricte prywatne kluby i trenerzy są rozliczani przez tak de facto klientów, czyli rodziców - a to powoduję taką, a nie inną sytuację w klubach. Ale..... Większość klubów wpisuje się w powyższy schemat, w naszym klubie jest nieco inaczej, dzieci włodarzy zakończyły już kariery sportowe i model biznesowy oraz pomysł na klub się zmienił. Jest oczywiście sekcja sportowa, także rekreacyjna, ale tutaj już nie ma parcia na wynik. Na zawody, obozy jeździmy w wymiarze, w jakim mamy ochotę, nie ma przymusu. Też sporo rodziców jest świadomych, że w tym klubie ważniejsze jest umiejętność przebywania w grupie, dzieciaki musza się trochę liznąć samodzielności a przede wszystkim fajnie się bawić, a przy okazji czegoś nauczyć i niekoniecznie jest to narciarstwo na wysokim sportowym poziomie. Na szczęście większość rodziców przystaje na ten model, a chętnych jest w bród. Na obozy letnie/zimowe wyjeżdża z 200 dzieciaków, cena jest na tle innych klubów krakowskich - powiedzmy umiarkowana. To o czym pisałeś, część dzieciaków jest poniekąd "sponsorami" tych "lepszych" ma miejsce i w naszym klubie też tak było. Przykładem jest jeden z naszych byłych trenerów, którego dwójka dzieci uczęszczała na zajęcia. W tej chwili (a jest ze śląska) ma swój klub podobny do naszego i klienci niejako finansują jego ambicje sportowe przelane na swoje dzieci. Tak to działa w większości. Mam znajomą, zapaloną narciarkę, jeździ na przyzwoitym amatorskim poziomie. Ma syna - 6-cio latek. Ona jest bardzo ambitna. Chłopak jeździ jak każde dziecko, ani lepiej ani gorzej - ale w oczach matki Maciuś to niezwykle uzdolniony osobnik, bo czasami uda się zahaczyć o krawędź. Ma (Ona) duże parcie na wynik, wiecznie narzeka, że klub do dupy, że nie ma postępów etc. Oczywiście, ktoś kto cokolwiek trenował poważnie, wie z czym to się wiąże, to masa poświęconego czasu, masa wyrzeczeń a teraz to jeszcze kupa pieniędzy. Pyta co zrobić. Odpowiedź krótka - zmień klub. Przeglądamy net - Biegun sport, stricte klub sportowy, 3 czy 4 grupy sportowe - do wyboru do koloru. Ale.....no właśnie, polityka prosta jak drut i logiczna, chcesz sportowca, proszę bardzo. Najwyższa grupa sportowa, parcie na wynik, nie ma sprawy, ale trzeba wykupić wszystkie wyjazdy na lodowce, wszystkie treningi w tygodniu, wszystkie wyjazdy weekendowe, wszystkie zajęcia przygotowawcze, wyjazdy na wszystkie zawody, wszystkie obozy feryjne i pare obozów letnich. I zaczęło się ale... Jak będę chciała jechać z synem razem na narty np. do Szwajcarii to muszę zapłacić za obóz który się odbywa równocześnie z klubu? Musisz - skoro chcesz mieć sportowca z prawdziwego zdarzenia to MUSI trenować. Masz oczekiwania- oni je spełnią, ale mają swoje wymagania aby słowa dotrzymać (choć w części). pozdrawiam
-
Krzysiu Ty jesteś skarbem informacyjnym tego (i nie tylko) forum. Ale nie wiem czy Żona przetrwa taka gehennę dwuzmianową 😉 To może skończyć się faktycznie rozwodem. Zapytam czy maja prawnika na stoku, bo chyba będzie bardzie potrzebny niż GOPR. pozdrawiam
-
Marxx (a skrótem, za dużo cyferek i x-ów 😉), to oczywiste, ale klubów, czy też sekcji które szkolą dzieci pod względem instruktorskim chyba nie ma (a przynajmniej ja nie znam). Instruktorami zazwyczaj zostają byli zawodnicy, albo dobrzy amatorzy z aspiracjami na instruktorów. Każdy nich ma w jakiejś technice narciarskiej przewagę. Zawodnicy siłą rzeczy mają parcie na technikę cięta i w tym się czują najlepiej, amatorom raczej bliżej do technik śmigo podobnych, ale obie grupy musza znać wszystko choćby z racji egzaminów które są obowiązkowe dla wszystkich. To o czym piszesz doskonale było widać na filmie wrzuconym przez Adama, na tym kursie wszyscy kursanci mieli powyżej 16 lat (bo chyba to jest wymagane), a jak to Mitek zgrabnie ujął, osoby z pretensjami zawodniczymi wypadły słabo, albo przeciętnie. Moim zdaniem 16-to letni zawodnik/a już powinien/a bardzo dobrze jeździć i nie tylko po tyczkach. Generalnie instruktor powinien prezentować wysoki poziom narciarski, powinien umieć tą wiedzę przekazać swoim "klientom". Mniejsze chyba znaczenie ma fakt w jaki sposób te umiejętności zdobył, ważne aby nie przynosił wstydu swoją jazdą na stoku. Stąd jak jeżdżę i obserwuję na stokach jak jeżdżą inni, dobry instruktor nie musi mieć tego sznytu sportowego, ale jego jazda musi być pewna i gładka w każdych warunkach, nie koniecznie cięta, bo to nie jest wyznacznikiem doskonałej jazdy. To samo dotyczy zawodników, muszą umieć dostosować się do warunków i jeździć techniką, która w danej chwili jest najlepsza, nie cisnąć cały czas na technikę ciętą bo nie zawsze można nią jeździć. pozdrawiam
-
Czy nie tak dużo - albo w przyzwoitej cenie reasumując, wychodzi jakieś 35 zł/h/osobę - instruktora za tę kwotę nie znajdziesz, nawet za 70 będzie ciężko - licząc za dwójkę z jednym instruktorem i nie wiem czy byłoby to lepsze. pozdrawiam
-
Cześć Tu mówimy o ścieżce, którą oczywiście nie neguję ale @brachol jest stricte zainteresowany doszkoleniem dzieci. Jest to oczywiście niezła alternatywa (choć nie wiem w jakim wymiarze godzinowym jest to realizowane), na pewno lepsze (a dzieciaki chyba ma starsze) niż jakaś pseudo przedszkole/szkółka narciarskie (choć pewnie i na dobre można trafić). Wiesz, to tak nie jest do końca, takie wyjazdy to nie tylko tyczki - często jest to jazda zadaniowa, różne ćwiczenia. Choć nawet taki prosty gigant dużo daje do jazdy, bo trzeba skręcać tu i teraz, a nie kiedy narciarzowi pasuje. Dużo uczy. Uważam, że to najlepszy i najszybszy sposób aby dziecko nauczyło się porządnej jazdy, ale koszt spory. U nas są takie obozy rodzinne - bądź same sportowe dla dzieci - ale na dzień dzisiejszy to wyjazd na 6 dni (przejazd wyżywienie nocleg i karnety + opieka trenerska) to blisko 4000 na głowę - dużo. Ale taki rodzinny to bardzo fajna rzecz - grupy sa 5-cio osobowe, każda ma indywidualnego trenera, zajęcia są 9.00-16.00 z godzinną przerwą na stoku - jakiś odpoczynek, coś zjeść i się napić. Dotyczy to wszystkich, włącznie z rodzicami (także cały dzień mogą, ale nie muszą brać udział w szkoleniu). Wieczorem wideoanaliza i uwagi do każdego uczestnika z każdej grupy. My mamy ferie chyba w innym terminie, ale miejsc już niestety brak. Jest ograniczona ilość miejsc i dawno zapisy już są zamknięte. Tak ad-hoc znalezienie czegoś, co nie będzie tylko przechowalnią dzieci i będzie względnie przystępne cenowo jest trudne. To co pisał @Mitek o kosztach - 800 zł. za 5 dni nie jest aż tak straszne cenowo, instruktor indywidualny dla 2-ki dzieci chyba taniej nie wyjdzie, chyba że po godzinie dziennie. pozdrawiam
-
Cze A to niezła średnia Ci wyszła, trzeba deptać na MTB. Choć jak jest dobra droga bez zatorów - ja mam taką na swoim kółku, to spokojnie można zrobić, a jak jeszcze wiatr w plecy - to Panie świat. Ale powrót pod wiatr idzie słabiej 😉 pozdrawiam
-
Cześć Jak pisałem wcześniej i Mitek też - to są już góry i wszystkiego nie jesteś w stanie przewidzieć i pogoda może w każdej chwili zaskoczyć i do końca nie jest przewidywalna. pozdrawiam
-
Krzysiu Ale taka stricte terenowa jazda? pozdrawiam
-
Qurde Mitek No nie wiem, ale to tylko moja ocena idei takich kursów, Ty powinieneś chyba lepiej wiedzieć, że są chyba skierowane do osób już dość dobrze jeżdżących. Maja chyba na celu generalnie naukę poprawnego wykonywania ewolucji, a nie naukę jazdy jako takiej. Jest to pewnia opcja poprawy umiejętności, ale nie wiem jaki to koszt na dzień dzisiejszy i czy nie lepszym rozwiązaniem jest umieścić dzieci w jakiejś szkółce z przygotowaniem do jazdy sportowej. Właśnie te kursy są skierowane przede wszystko dla osób chcących się spełniać jako instruktorzy i to wydaje się słuszną ścieżką. To co piszesz - czyli egzamin przejechać na 8 punktów - to trochę na skróty - tańsze oczywiście, ale instruktor to nie mistrz polski narciarstwie alpejskim, tylko osoba o odpowiednich umiejętnościach i wiedzy w zakresie nauczania z reguły podstaw. Maks (syn) postanowił że będzie - a przynajmniej zdobędzie papiery instruktorskie. Teraz robi demonstratora - na obozie sportowym, koszt niewielki - dla niego ten papierek będzie czymś ważnym. Niech ma. Następnie pomocnik - wraz z kursem - te też organizują na obozach sportowych - ale musi poczekać, bo to chyba od 16-tego roku życia. Jest to "tanie" w moim przypadku - jakaś dopłata 300 pln do obozu - czyli nie dużo. Choć pewnie zdałby bez problemu regionalny, ale on chce zostać dobrym instruktorem i zdecydował, że odbędzie wszystkie potrzebne kursy, bo chce się nauczyć jak uczyć jeźdźić innych, choć tych ewolucji - jak w każdym klubie sportowym natłukł się wystarczająco dużo - na pewno dużo więcej niż na takim kursie przeciętny kowalski trafiający potocznie mówiąc z ulicy. pozdrawiam
-
Cześć Ale oczywiście że masz rację. ale te przewidywania pogody jednodniowe zazwyczaj są dość dokładne - ale to są góry i nie wszystko się sprawdza w 100%. Przy tak długim pobycie, to nawet dobrze zrobić sobie przerwę i odpocząć robiąc coś innego - najlepiej kiedy zapowiadana jest zła pogoda. pozdrawiam
-
Cześć Ale Dany deklaruje 36 dni w Alpach, więc takie dni to sobie może spokojnie odpuścić. Jasne jak jedziesz na 5/6 dni i to ten wymarzony wyjazd, to trzeba rzeźbić i cieszyć się tym co jest, ale chyba On nie musi. pozdrawiam
-
Cze Ale to nie jest tak źle, biorąc pod uwagę że chyba sporo masz gdziekolwiek w góry (nie wiem skąd jesteś - Poznań?). Ja mam lepiej, bo bliżej. Ale też nie tak blisko, jakby się mogło wydawać. Te pobliskie stacje Myślenice, Harbutowice - to jakieś 40-50km ode mnie, niby niedużo ale dojazd w tygodniu to kosmos, między 15.00-18.00 to min 1-1,5h zajmie mi wyjazd z Krakowa. Reszta "pobliskich stacji (Kasina, Rzyki czy Laskowa) to juz 80 km. Tak w tygodniu tam nie jeżdżę, jedynie na treningi z synem do Harbutowic/Myślenic, bo jedziemy busem spod domu i mam gdzieś ile kierowca się będzie męczył po drodze (o ile dojadę na czas z pracy do domu - bo wyjazdy są o 16.00). Najchętniej wybieram okolice Białki, mam najbliżej i duży wybór stacji na 1 karnecie. Dobry dojazd - góra 1,5 h, stacje są czynne od 9.00 więc jak wyjadę o 7.30 z domu to jest wystarczające aby być jednym z pierwszych na stoku. No i mogę jechać na pogodę sobota lub niedziela, albo i w sobotę i niedzielę. Krynica już jest dalej - 2h jazdy i ma dla mnie zasadniczy minus - startują o 8.00 więc z Krakowa muszę wyjechać o 6.00, codziennie wstaję o 5.00, więc nie chce mi się w weekend tak wcześnie wstawać. W tym roku nie udało się żadnego jesiennego lodowca zaliczyć, pierwszy wyjazd przepadł, bo nie było śniegu i wszystko było zamknięte, drugi - nie dało rady, a trzeci nieopatrznie w jednym terminie zarezerwowaliśmy wyjazd do Spały i też nic z tego nie wyszło. Cóż - taki rok. pozdrawiam i być może do zobaczenia na stoku.
-
Mitek Ale ty praktycznie codziennie robisz takie kółko jadąc do pracy. Dla nas rower to odskocznia od życia codziennego, a dla Ciebie chyba powrót 😉 pozdrawiam
-
No właśnie, 1 dzień na Jaworzynę poświęcę zamiast Areny. ps. Gwoli wyjaśnienia - te pojedyńcze to Tatrasuperski, jeszcze zapomniałem o weekendzie w Oravicy😉
-
Krzysiu Ale piękną pogodę miałeś, u nas buro, dopiero popołudniu słoneczko się na chwilkę przebiło. Gdyby nie pogoda w Levi (tak mnie to zmyliło 😉) to chyba bym nigdzie się nie wybrał dzisiaj. pozdrawiam
-
Cześć Na ten sezon to już mam ogarnięte: 6-cio dniowy Krynica Ski, 7 dni Austria Karyntia, dzisiaj się kończyła promo - 9% na karnety więc szybko kalendarz i 3 + 3 (dla mnie i dla syna na niski sezon) oraz na wysoki (14 pojedyńczych - dla mnie i dla Żony), ale znając życie to 10 będzie dla mnie. To do marca. Jeszcze czekam na Arenę black week bo z sześciodniówek to ze 2 dni teraz wykorzystam i mi braknie jak będę w Krynicy. Tak jak liczę to do marca (raczej początek) mam w sumie 28 karnetów całodziennych dla mnie (+/- 1 dzień). A jeszcze wiosenne szusy są. pozdrawiam ps. Jak się tłukę taki kawał to raczej dniówkę trzeba odbić, na 4 h to mi się nie chce taki kawał jechać. Jeszcze jak odpalą Harbutowice to 2x w tygodniu z synem na jego trening jeżdżę na wieczór - 3 godziny - ale tego nie liczę, bo czasami jest 1x w tygodniu.