-
Liczba zawartości
5 033 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
199
Zawartość dodana przez Marcos73
-
I jeszcze to są stosunkowo małe dystanse, to po pierwsze, po drugie - jeśli w większości jest to stricte jazda enduro - to się tam więcej stoi - niż siedzi. Stąd tez dyskomfort przy dłuższej jeździe ciągiem. Czasami trzeba coś zmienić, lub podregulować. Ale to wychodzi zazwyczaj przy dłuższych trasach. pozdrawiam
-
Cze Maras, znowu analogia do narciarstwa, postawa na rowerze jest ważna, obciążenie rąk i tyłka. Jeśli jest nieprawidłowe, nie mówiąc już o źle dobranej wielkości ramy etc. wtedy wychodzi, że dupa boli albo ręce, źle się pedałuje, kręgosłup siada itp. Moja Żona też tak cudowała z siodełkiem, żelowe były i z amortyzacją i takie tam cuda. W końcu kupiła nowy rower miejski. Qurde tam takie cuda, że jechała w pozycji wyprostowanej, człowieku, dramat. Wróciła na MTB, poprawiliśmy siodełko (ciut do tyłu) i kosmos zmiana. Teraz na nim jeździ i nie narzeka na nic. Ja po zmianie też byłem przerażony - mocno pochylona postawa - ramę chyba trzeba było kupić S (mam M), ale siodełko trochę do przodu (bo mi ręce cierpły - za duża masa spoczywała na rękach). Tyle, nic nie boli. Dupa się przyzwyczaiła szybko, siodło sportowe ale wygodne, z długim nosem, jak trzeba mocy, to na nosie siedzę i nic nie boli. A na podjazdach nie wstaję. pozdrawiam
-
Mitek Coś a'la buty narciarskie, trzeba przetrwać i jeździć, a w tym przypadku dupa się przyzwyczai. pozdrawiam. ps. Ale są mniej lub bardziej dopasowane siodełka, to w obecnym rowerze mam super wygodne, natomiast w cube (starym), zawsze czułem pewien dyskomfort, nie było chyba dla mnie.
-
Cze A to masz bezdętkowe? Mnie przy takim niskim ciśnieniu to mleczko wylewa wie na potęgę, ale na takim niskim nie jeżdżę. pozdrawiam
-
Cze Zobaczymy jak piesi będą spacerować po singlach rowerowych, co będzie. Może crossowcy niech po nich jeżdżą przeganiając rowerzystów. Coś co jest nagminne, nie znaczy że jest akceptowalne, szczególnie że tras jest od groma. pozdrawiam
-
Cze No niestety sprzęt drogi, ale ochraniacze, kask, żółwik etc. trzeba mieć. Raz się wybrałem z gosteczkami objeżdżonymi na proste single w porteczkach i koszulince. Teraz wiem ile pinów mam w pedałach, łatwo policzyć dziury w piszczelu. Dziwi mnie tylko Twój słaby zasięg i prędkość przelotowa, No ale nie masz licznika, więc pewnie stąd te wartości. Ja przy bezwietrznej pogodzie ze 100 km po płaskim jestem w stanie zrobić z 1 przerwą. Dzisiaj z wiatrem w plecy 30 km jednym ciągiem ze średnią 24 km, No ale wiatr pomagał, ale po różnych drogach, choć z 3/4 to asfalt. pozdrawiam ps. Look to już masz prawdziwego ridera 😉
-
W Krk też wiało, jadąc do Marasa podpiąłem się na WTR do gościa na szosie, jechał takim jak na szosę leniwym tempem, łańcuch miał gdzieś w połowie tylnich zębatek, mnie już biegów brakło 😀. Dobre 7 km tak za nim jechałem, później on szosa, a ja w krzaki i się skończyło. pozdrawiam ps. Gdyby tak było w dwie strony …..
-
Cześć Mam nadzieję że „chyba”. Jeśli tak to pani Instruktorce należy się dwója, bo to szlak pieszy, nie rowerowy i nie ma znaczenia że nikogo nie było, a w szczególności że wokoło pełno singli od zielonych po czarne. pozdrawiam ps. Dzięki za Trailforks.
-
Cze Dzisiaj spotkanie w Czernichowie w super miejscówce Kawiarnia pod Różą z @Lexi wraz z Małżonką która zaszczyciła nas swoją obecnością. Do Czernichowa droga spoko, nawet bez pomyłek, chyba delikatny wiatr w plecy, jakiś singiel po drodze, trochę zarośniętym wałem, reszta asfalty, sprawnie poszło 1:15 - 30 km. Powrót - lekki dramat, droga mocno kombinowana i cały czas pod wiatr, drogi nieoczywiste. Ale widoki warte drogi. Nie obyło się bez wpadek, droga prowadząca do stawu. Chłopaki na crossach przejechali, no ale nie musieli pedałować ;). Nawrotka i wspinanie na górę. Tyle musiałem się wspiąć, nie było jakoś trudno, motocrossami dobre ścieżki zrobili w pobliskim lasku. Z góry tak to wyglądało, poniżej ścieżka która kończy się w stawie, nie da się objechać, lita skała kończy drogę - tylko wodą. Ale z góry super widok na Wisłę i Tyniec. Zejście z rowerem na ramieniu, stromo i wąsko, ale się udało. Potem przeprawa promem do Tyńca i WTR do domu. To był zły wybór, masa ludzi i wiatr. Jazda mocno interwałowa. Powrót zajął mi 1:40. W sumie 62 km w wybornym towarzystwie i przepięknych okolicznościach przyrody. pozdrawiam
-
Szymon U mnie tak się nie dało niestety, bo to nie były zarysowania. Ponadto samochody na gwarancji, po co mam się później z nimi szarpać za parę stówek? Nie warto. pozdrawiam
-
A to norma Szymon, tak to działa, taki biznes. Czasami różnice są niewiarygodne w wycenach. Otóż kupuję nowe samochody i pechowo i w jednym i w drugim miałem kolizję. W Polo gość mi przetarł cały bok, z jego winy. Auto nowe , a 5000 km miało przebiegu. Przyjechał jakiś facet z ubezpieczalni sprawcy (nie wiem po co), wysłał mi kosztorys - 6000 pln 🙂. Auto oczywiście poszło do VW - faktura na 38 000 pln. Oczywiście bezgotówkowe rozliczenie. W Mercedesa wjechał nam chłopak, jak cofał (bus z paką), przerysował dwoje drzwi, felgę i zrobił dziurę w tylnym błotniku. Tu nie było czarów, auto poszło do mercedesa. Spora kwota wyszła, ale nikt się nie rzucał, nawet za ceramikę na obu autach zapłacili. Ale, nie wiem czy wiecie, że jest odszkodowanie za utratę wartości samochodu (jeśli były wykonywane prace blacharskie). Trzeba zrobić ekspertyzę u biegłego i do 2 lat wysłać do ubezpieczalni. Za Merca wyszło 12% ubytku wartości, za Polo 14%. Nie ma znaczenia że naprawa była w autoryzowanym serwisie, auto jest już pokolizyjne. O ile za Polo były negocjacje i stanęło na 10 %, to w mercedesie ubezpieczyciel sprawcy sporo zaniżył kwotę (bo dużo większa wartość samochodu), ale moja ubezpieczalnia się ładnie zachowała - za pośrednictwem Mercedesa, wypłaciła całość, a stwierdzili że resztę odzyskają we własnym zakresie. pozdrawiam
-
A jaki to ma związek ze sprawą? A co kogo obchodzi czy Ty się ubezpieczyłeś i czy dostałeś jakieś zadośćuczynienie z jakiejś ubezpieczalni i to w dodatku ze swojej. Nie bardzo rozumiem. To w jaki Ty się sposób zabezpieczyłeś to Twoja indywidualna sprawa, Ty nie jesteś pozwanym tylko powodem. Zadośćuczynienie to jedno, a grzywna to drugie. Dlatego też uważam, że sad to powinna być ostateczność, i strony powinny mieć świadomość, że będzie to drogie postępowanie a wynik będzie katastrofalny finansowo dla jednej ze stron. Przykładowo - jechałeś za szybko, złapała Cię drogówka, odmawiasz przyjęcia mandatu, bo coś tam (nagminne to było). Trafia do sadu i zamiast 1500 dostajesz 50 000 do zapłaty + koszty. Dziękuje - skończyłem. Nawet te pseudo kozaki by zmiękły. Dlatego warto się ubezpieczyć we własnym zakresie i to wysoko, ponieważ łatwo jest odzyskać należności od swojej ubezpieczalni, nawet wysokie kwoty, jeśli wie że jest sprawca - oni od pewnych kwot będą go ścigać we własnym zakresie. Chodzi o to aby zapłacił za błąd, bo za błędy trzeba płacić. Wypadek na stoku jest zazwyczaj poważny. Więc jestem zdania że takie oświadczenia powinni przyjmować i wstępnie rozstrzygać ratownicy górscy - bo są w każdym ośrodku. Policję można wezwać. Gorzej jak byłbyś sprawcą, ostatnio mój pracownik wjechał w tył samochodu, rozbity zderzak, gość się uparł na interwencje policji, chociaż sprawca (pracownik) chciał spisać oświadczenie, przyjechali i dostał 1200 mandatu za spowodowanie kolizji. Mowa o normalnym zdarzeniu z przeciętnym Ale nie przesadzaj, wypicie małego piwa, radlera, grzańca czy też bombardino nie jest czymś wysoce karygodnym. Ja tak, jakbym chciał pojeździć ostro to się umawiam na trening. Narty traktuję jako miłe spędzenie czasu ze znajomymi. Samemu nienawidzę jeździć. Lubię z kimś pogadać na kanapie w knajpie. Bo na narty jadę zwykle na cały dzień. pozdrawiam
-
Ja Lajkonik napływowy jestem 🙂, jak coś to góral niskopienny. pozdrawiam
-
Cześć Z tym akurat się zgadzam, sądy maja za dużo pierdół na głowie, stąd taka przewlekłość postępowań. Sędziów jest dużo i całej administracji, a mimo wszystko to trwa i trwa. Szkoda że nasi Sędziowie/ny nie współtworzą prawa tylko poruszają się w jego ramach. Pełno jest bubli prawnych. Ale jakie to ma znaczenie, sam się ubezpieczyłeś, to nie z pozwanego ubezpieczenia pieniądze dostałeś. Generalnie, ja mam ubezpieczenie z tytułu uprawiania sportu, kosztuje mnie to ok 200 pln/m-c (za 3 osoby). Może i dużo, ale w razie czego to kasa idzie z ubezpieczenia, a jak ktoś chce więcej to niech się z ubezpieczalnią sądzi. Uważam, że takie ubezpieczenie każdy powinien sobie kupić (nawet czasowe). A jeszcze lepszym rozwiązaniem, jak w ubezpieczeniach komunikacyjnych - to Twoja ubezpieczalnia wypłaca Ci kasę i pokrywa wszelkie koszty, a sama ściga winowajcę. To już pisał Mitek, bez sensu, wszystko jest dla ludzi. Kultury tylko brak. Ale przy obecnym stanie prawnym, osoby po spożyciu bardzo łatwo usunąć ze stoku. Nawet nie musisz im zwracać uwagi (chociaż warto delikatnie zasugerować). Wystarczy zgłosić obsłudze/kierownikowi stacji, albo ewentualnie zadzwonić na policję. Bo jak się coś stanie, a stacja miała taką informację i nic nie zrobiła - to ma przesrane. Skórka nie warta wyprawki. Na koniec odnośnie RODO i danych personalnych. To problem, ale tu wystarczy nałożyć odpowiednio wysokie mandaty za interwencje policji - jak ma to obecnie w ruchu drogowym. Teraz każdy sprawca wręcz chce podawać personalia i zawierać ugodę - bo przyjazd służb słono kosztuje. Być może takie uprawnienia warto nadać Ratownikom Górskim - oczywiście bez możliwości nakładania mandatów. pozdrawiam
-
Niestety, tylko gdy jest w zasięgu telefonu, bądź w jednej sieci wi-fi. Taki bieda edition model 😉 pozdrawiam
-
Kolorystyka z nowej linii, chyba tegoroczny model 😉 pozdrawiam
-
Nie, to zdjęcie ze skały na szczycie, to szlak pieszy prowadzący na górę. W rzeczywistości to dużo bardziej stromy, dla mnie nie do zjechania a tym bardziej do wyjechania. Wyżej było jeszcze gorzej, duże głazy poprzeplatane dziurami. pozdrawiam
-
Piotrek, te 2 zdjęcia to podejście na Sępią Górę, jak na śladzie widać, od skrzyżowania, dół był dla mnie do przyjęcia, ale za łukiem już zmiękłem (2-gie zdjęcie). To sama końcówka podejścia na szczyt. Oczywiście do wyjechania na dzień dobry, ale nie na do widzenia, oczywiście nie dla instruktorki oraz osób objeżdżonych i wytrenowanych. pozdrawiam
-
Cze Czasami pomaga, czasami wręcz przeszkadza. Na Sępią to nawet na to nie zwracałem uwagi, bo po co? Głowa w dół i pedałówka. Ale wczoraj jak już byłem przemoczony do cna i szukałem tak naprawdę schronienia to ta informacja była przydatna, bo droga wiła się między domami i nie widać było szczytu. Chciałem choć trochę wykręcić rzeczy, bo zaczęły ważyć. Ale nie było gdzie stanąć. Po drodze była otwarta brama i garaż, miałem tam wparować i wprosić się na herbatkę. Ale dzięki wykresowi wiedziałem, że to krótki podjazd. Ale na tle całej trasy był stromy. pozdrawiam
-
Cze Wracaj do zdrowia, ale kule to nie z head-a? Nie było? pozdrawiam
-
Cze Te 700m, to suma przewyższeń. Tak przepraszam za błąd. Ale dla mnie na 30 km odcinku, to i tak sporo. pozdrawiam
-
Cze Ponadto w Wahoo jest fajna rzecz, na podjeździe licznik się automatycznie przełącza na wizualizację podjazdu, pokazuje w którym punkcie jesteś, ile zostało do końca i jak wygląda podjazd. Oznaczone kolorami, zielony, żółty lub czerwony. Czasami pomaga, jak widzisz że jeszcze kawałek i będzie w miarę płasko, więc ciśniesz choć sił już brak. pozdrawiam
-
Cze Faktycznie - to są %, no taki laik jestem 😉. Droga na Sępią jest spoko, bo to część asfalt, a część zbity szuter, natomiast na powrocie jechałem takim bardzo drobnym luźnym szutrem, a że nie padało i było sucho, to rower po tym szedł z wyraźnym oporem. Ale to był tylko fragment i słabe nachylenie, ale wrażenie jakby było stromiej. Opony grzęzły, a mnie się cały czas wydawało że złapałem gumę. Sorry za składnie, tak troszkę nie po polskiemu wyszło. pozdrawiam
-
Cze Na google nie jeżdżę, tylko na nawigacji rowerowej. Faktycznie przewyższenie na Sępią górę to tylko 400 m w moim przypadku, my mieszkaliśmy na 430m, wszędzie z naszej miejscówki było pod górę. Łagodny podjazd - zależy dla kogo. Dla mnie był trudny, chociaż w pierwszy dzień wyjazd na Stóg Izerski to był kosmos, połowę było wleczone, ale byłem z rodziną, więc jechaliśmy/szliśmy razem. Tu 6km i różnica poziomów 430-1100m. Natomiast jazda szczytami bardzo przyjemna. Droga na Sępią Górę jest spoko, ale cały czas pnie się pod górę. Najgorsze dla mnie było złudzenie, że za przełamaniem będzie płasko w miarę, ale to było tylko złudzenie. Dalsza część już była spoko. Ja w tym roku byłem może 2 razy na rowerze, ale w Krakowie - więc płasko. Czasami te 2/3 stopnie różnicy w nachyleniu robią różnicę. Ja nie wyjechałem do końca. Dość późno wyjechałem, bo dopiero po 16.00, więc czasu niewiele do zmroku. A w górach to różnie bywa. Poniżej profil i trasa. Nie zjeżdzałem żadnym singlem (nawet nie wiedziałem że tam są takowe - słabo mam opanowane programowanie trasy, ale Wahoo bardzo szybko wyznacza alternatywy - no i działa praktycznie wszędzie). pozdrawiam
-
Cze Dzisiaj miał być obiad u @Lexi z zaskoczenia, a wyszedł hot-dog i tabliczka czekolady na stacji. Dojechałem do Łączan, gdzie się okazało że komórka została w domu. Byłem 200 m od jego domu, tak Maras stwierdził (niestety dokładnie nie wiedziałem gdzie mieszka). Na powrocie 40 km waliło żabami. 5 dych jak wyciągłem z kieszeni na stacji (po 30 km), to gość nie chciał przyjąć. Ale mnie zemdliło, bo taki głodny byłem. Do domu jak wszedłem to pod prysznic w całym opakowaniu. No wszystko przemoczone do suchej nitki. Taka fajna traska i żadnego zdjęcia. Fuck. Ale już mam zaproszenie na kiełbaskę. Skorzystam. Przejechane 79 km. Ale po Izerach, to może jeszcze 20km bym przejechał i po zawodach. Nogi bolą. Ale trasa super. pozdrawiam tak to wyglądało - tyle mam.