Panna Basieńka
Members-
Liczba zawartości
28 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Panna Basieńka's Achievements
-
Odklejający się ślizg w nartach biegowych
Panna BasieÅ„ka odpowiedział Panna BasieÅ„ka → na temat → Biegówki / Skitury / Ski-alpinizm
Hmm, wg. TDS ten klej rokuje nieźle. Zobaczymy. Na chwilę obecną plan na jutro jest taki: przedzwonić do Sportlandu i spytać, czy i za ile są w stanie przykleić ślizgi, w razie co podjechać do nich na oględziny. Jak się nie podejmą - odwiedzić giełdę sprzętu w Gdańsku (internety twierdzą, że działa - i to właśnie w weekendy), bo może okazać się, że w cenie tego podlinkowanego Locktite'u można kupić nowe-używane narty. Jeśli i ten wariant się nie sprawdzi - spróbować ogarnąć klej i skleić narty - jak się skleją, to super. Jak nie, to... nie będzie gorzej niż jest . Dziękuję wszystkim piszącym za pomoc. (Fora tematyczne to dobro) <3 -
Odklejający się ślizg w nartach biegowych
Panna BasieÅ„ka odpowiedział Panna BasieÅ„ka → na temat → Biegówki / Skitury / Ski-alpinizm
Ściski posiadam. Posiadam też kilka różnych rodzajów klejów, tylko nie wiem, z którym ew. próbować -
Ahoj, koledzy i koleżanki! Mam problem - podczas dzisiejszej wycieczki z przykrością zauważyłam, że w moich biegówkach zaczynają odklejać się ślizgi - na piętkach, więc na razie biegać się da, ale fajne to nie jest, no i od momentu zaobserwowania zjawiska, do powrotu z wycieczki, odkleiły się większe kawałki, więc obawiam się, że jak nic nie zrobię, będzie tylko gorzej i to szybko. Pytanie brzmi: czy i czym (jakim klejem) można przykleić taki odłażący ślizg? (Nie wiem, z jakiego tworzywa są robione ślizgi i co będzie trzymać. Mój nos absolutnego laika powiedział :"ciepły klej". Mój tata zasugerował butapren, a pan w sklepie budowlanym klej szewski polimerowy... Ale tak ogólnie to żadne z nas nie ma pojęcia). Oczywiście docelowo mogę kupić nowe narty, ale zanim przyjdą zmarnuje się kilka dni pięknej zimy (a na Pomorzu tak dobrych warunków do biegania na nartach nie było od dawna, więc szkoda każdego dnia), więc chciałabym chociaż doraźnie jakoś te końce ślizgów przykleić. Ktoś coś? Z góry dzięki za pomoc.
-
Zmiana butów tylko na jakie?
Panna BasieÅ„ka odpowiedział brachol → na temat → Dobór innego sprzętu narciarskiego
Obawiam się, że jedyna rada, jaką dostaniesz, będzie taka jak zawsze: przymierzaj, przymierzaj, przymierzaj - aż znajdziesz takie buty, jakie będą pasować idealnie na T w o j e stopy. I to jest, co gorsza , prawdopodobnie jedynie słuszna rada... -
„Podróż za jeden uśmiech 11” ***** ZINAL ***** 20 - 27 marca 2021
Panna BasieÅ„ka odpowiedział Szabir → na temat → Wyjazdy zagraniczne
Aaa, przy nastawieniu na jazdę pozatrasową to pewnie faktycznie wygląda to inaczej. Ja przy zjeździe do Vaujany pomyślałam sobie tylko przelotnie: Aha, po lewej przepaść (ale spoko, są siatki), aha, po prawej skały (to pewnie po tym wysadzaniu) - i tyle. Jest snieg, są widoki - super Dla pozatrasowca faktycznie kicha - ani w jedna ani w druga wyskoczyć Absolutnie nie Żeby dojechać pod apartamenty, wracając ze strony Alpe d'Huez, trzeba "pokonać" bardzo lajtową i widokową trasę Le Col: https://www.youtube....h?v=QgzqmaN4Fqo W 4:33 na wprost widać apartamenty Balcons d'Aurea . -
„Podróż za jeden uśmiech 11” ***** ZINAL ***** 20 - 27 marca 2021
Panna BasieÅ„ka odpowiedział Szabir → na temat → Wyjazdy zagraniczne
Tak jeszcze gwoli uzupełnienia: Z Auris do Alpe d'Huez da się "przebić", nie korzystając ze "strasznego krzesełka", a przynajmniej nie jadąc nim w dół. Z powrotem też - chociaż to bardziej skomplikowane i niestety czasem może nie być możliwe.... Z Auris wyjeżdża się wyciagiem Auris Express, a potem zjeżdża do wąwozów Sarenne albo niebieską trasa Le Lys, albo zieloną Le Gua - powinny być czynne (względnie mozna jeszcze podjechać wyciągiem Fontfroide na Signal de l'homme i zjechać czarną Col de Cluy - jesli będzie otwarta (w 2019 np. jeszcze nie była)). Wąwozem zjeżdża się do miejsca wsiadania na Alpauris na dnie wąwozu i zostaje tylko wjazd do góry. Po zjeździe LE Gua lub Col de Cluy można jeszcze skorzystać z wyciągu Chalvet. Jeśli do tego czasu nie został zmodernizowany (w co wątpię), to strasznie się wlecze, ale też wywiezie na strone Alpe d'Huez. Natomiast kojarzę, że ten wyciag nie zawsze był czynny - być może uruchamiany jest tylko wtedy, kiedy otwarta jest trasa Sarenne, żeby rozładować kolejki do Alpaurisa na dnie wąwozu. Co do powrotu do Auris z pominięciem strasznego krzesełka - trzeba zjechać Sarenne (albo z samej góry, albo dobić do niej w 1/3 długości, zjeżdżając od górnej stacji gondolki Marmottes III) do wąwozu i wjechac na stronę Auris wyciagiem Lombards. Szkopuł w tym, że jak Sarenne będzie zamknięta, to d...a. (No i w ogóle to jest dość okrężna droga w celu przedostania się z Alpe d'Huez do Auris). Nie znam zbyt wielu ośrodków narciarskich, ale "ośmiorniczka" Alpe d'Huez z jej miejscowościami-satelitami nie wydała mi się wcale dziwna. Jedyne dość karkołomne połączenie jest między częścią główną ośrodka, a Auris własnie. Reszta jest normalma, a jeśli chodzi o połączenie Alpe D'Huez z Oz en Oisans i Vaujany/Vilette to powiedziałabym, że jest wręcz wzorowe, tj. zjeżdżając z jednego punktu da się jednym długim zjazdem dotrzeć na sam dół dowolnej z tych miejscowości - startując z Dome de petit Rousses - do Vilette: trasy Belverere lub Dome + Rousses + Chalets + Traverse + Ecrueils + Vaujaniate (bardzo polecam - piękna długa trasa!) - do Vaujany (no, własciwie do Enversin d'oz, ale to blisko): trasy Belvedere lub Dome + Rousses + Chalets + La Fare - do Oz en Oisans: trasy Belvedere lub Dome + Rousses (lub Belvedere +Bartavelles) + Alpette + l'olmet lub Chevreuils - alternatywnie do Oz en Oisans: trasy Belverdere lub Dome + Chamois lub Couloir + Poutran + l'olmet - do Alpe d'Huez: trasy Belverdere lub Dome + Chamois lub Couloir + dowolna z wielu tras prowadzących na dół z Les Jeux. Jeśli byłoby wiecej śniegu i otwarta trasa Village, to można dojechac nawet do Huez village. Wspomniane zjazdy mogą być jeszcze dłuższe, jeśli otwarta będzie trasa Tunel ze szczytu Pic Blanc i dana osoba ma umiejętności, żeby sobie z nią poradzić (Ja np. nie mam, więc nawet nie śledziłam, czy w końcu została otwarta podczas naszego pobytu, ale chyba nie...) (Nb. już samo powyższe zestawienie pokazuje, że faktycznie w Alpe d'Huez jest dużo długich zjazdów i to jest właśnie super ! Życzę dużo śniegu i mega wyjazdu! -
„Podróż za jeden uśmiech 11” ***** ZINAL ***** 20 - 27 marca 2021
Panna BasieÅ„ka odpowiedział Szabir → na temat → Wyjazdy zagraniczne
Alpauris to jest bardzo fajny wyciąg - nie ma się czego bać. (Jeśli ktoś nie boi się jechać wyciągiem, który jedzie tylko w górę, to tym te nie powinien - odległość od ziemi nie jest większa). A widok w dół, w wąwóz - bardzo zacny. Samo Auris en Oisans to bardzo malownicza część ośrodka i kilka z moich ulubionych tras jest właśnie tam (np. pierwsza zielona w moim prywatnym rankingu (Bucherons) i druga niebieska (Pre Rond + Le Col)) . W 2019 mieszkaliśmy w tym samym apartamentowcu (Balcons d'Aurea) - uważam, że to dobra miejscówka. Jeśli jeszcze p. Siano wymodli Wam większą ilość sniegu, niż myśmy mieli, to będzie bajka. (2 lata temu na pocz. stycznia nie wszystkie trasy były jeszcze otwarte). -
Hmm, ale na stronie jest napisane, że to jest otwarcie na sezon letni: "Od 1.mája otvárame letnú prevádzku lanoviek." "Lyžiarske zjazdovky a skialpinistické trate sú uzatovrené" Oczywiście jeśli jest po czym jeździć, to chyba nie będą strzelać do narciarzy, którzy postanowią wykorzystać okazję...
-
Ależ można - tj. włożyć w pionie, a potem przekręcić tak, zeby drążek podpierał górną część ud. A czasem nawet tak trzeba, dla własnego dobra. W zeszłym roku w Szczyrku na Dolinach, kiedy po raz pierwszy nie znalazłam partnera do wjazdu orczykiem i w związku z tym jadąc na tym orczyku jednoosobowo tak jak niby trzeba, tj. NIE wkładając go między nogi i nie przekręcając, tylko na swojej połowie kotwiczki, już w połowie wjazdu klęłam malowniczo na własny użytek, żeby zgłuszyć palenie w mięśniach. Kiedy kotwiczka jest duża, to nie ma problemu, ale ta na Dolinach ma bardzo krótkie ramiona i jeżdżąc solo zgodnie z oficjalnymi zaleceniami, jest potwornie niewygodnie. Stwierdziłam, że (podobnie jak większość wjeżdżających jednoosobowo narciarzy), nie będę patrzyć na oficjalne zalecenia, tylko jeździć tak, żeby było dobrze.
-
Jest. Bardzo niedawno tłumaczyłam analogiczny bełkot z języka norweskiego na polski, Tylko w tym norweskim rozporządzeniu były jeszcze dodatkowo szczegółowo omówione kwestie dopuszczalnego odstępu ścianki/przegrody od podłogi, sufitu i ścian bocznych pojazdu, z uwzględnieniem potrzeby specjalnego ukształtowania tejże ze względu na poduszki powietrzne i tego jak ewentualne wnęki lub wybrzuszenia na ścianie tylnej pojazdu lub przegrodzie (nie) wpływają na obliczenia dopuszczalnych wymiarów. Ogólnie horror. Po tłumaczeniu czytałam to kilka razy i tak długo poprawiałam, aż doszłam do wniosku, że normalny człowiek będzie w stanie to (z trudem bo z trudem), ale zrozumieć...
-
Zaczęłam przeglądać, co google wyrzuca w grafice po obydwoma hasłami i mam, kurczę, dylemat. Ogólnie to - na ile pamiętam tamte buty (w końcu prawie 20 lat minęło) - "design" dziobu, klamry itp. miały raczej jak Kasprowe na znalezionych przeze mnie zdjęciach. I kolor (ciemny szary) też by się zgadzał. Natomiast jeśli pamięć mnie nie zawodzi, to na tej miękkiej części cholewki, która odpadała, były dwie klamry, a nie jedna - a takie rozwiązanie widzę raczej na zdjęciach Fabosów. Większość Kasprowych, jakie wyrzuca wujek gugiel, ma u góry tylko jedną klamrę, a trzy na dole... Inna sprawa, że w ogóle tych zdjęć nie ma jakoś super dużo, więc może "mojego" modelu po prostu brak. (Ech, szkoda, że nie mam zdjęć - ale fociłam widoki, a nie sprzęt). (Nb. przy okazji guglania, znalazłam też wiązania, jakie były przy wujkowych nartach, jakie ujeżdżałam na pierwszym wyjeździe - wychodzi na to, że były to wiązania Polsport Beta.)
-
Myślę, że w moim przypadku była to raczej kwestia tego, że jedne i drugie buty, kiedy trafiły w moje ręcę (a właściwie na nogi) miały juz za sobą wiele lat istnienia (nawet jeśli niekoniecznie cały czas były uzytkowane. Pierwsze przez wiele lat lezły na pawlaczu u koleżanki mojej Mamy) i materiał po prostu się przez ten czas zestarzał (to był taki charakterystyczny szary plastik barwy rur kanalizacyjnych i w obu przypadkach jak nam się poodłupywały te kawałki cholewki, to stwierdzałam, że kurcze, wygląda dość łamliwie (i takie jest ) ) Czy owe 7 sztuk dzieciaków jeździło w bardzo wiekowych butach, czy raczej w miarę nowych?
-
He,he, spotkany w tym roku w Demianowej były instruktor (pozdro, Piotrze, jesli przypadkiem czytujesz to forum) mówił, że to była częsta przypadłość tych butów, o czym mogę osobiście zaświadczyć: Nawiązując do poprzedniego wpisu: ten odłupany na stoku w Liptowskim Janie kawał cholewki z klamrami zebrałam wtedy z trasy i po powrocie do domu zaczęłam kombinować, co dalej. Buty były bowiem, jak wspomniałam, pożyczone i trochę się bałam, czy koleżanka mamy się nie wścieknie o to, że je rozwaliłam. Pojechaliśmy zatem z rodzicami na giełdę sprzętu narciarskiego i - po długich poszukiwaniach (większość sprzedawanych na giełdzie butów była jednak nowsza niż Kasprowe...) udało nam się znaleźć niemal identyczne buty. Uff, z czystym sumieniem zwróciłam je zatem pani Wikci. Po jakimś tygodniu, kiedy ją ponownie spotkałam, p. Wikcia zagaduje mnie: Basia, a te buty to jakieś takie trochę inne, jakby trochę większe... To chyba nie te same? Ja, czerwona i nieszczęśliwa, przyznaję, że uszkodziłam jej buty i kupiłam jej (prawie) takie same na giełdzie. Koleżanka mamy w śmiech: że nie trzeba było, bo ona już i tak na nartach nie będzie jeździć, jej synowie maja za duże nogi na te buty, a buty były i tak stare, i w ogóle nie było potrzeby, żebym się tak przejmowała tym, że mi pękły. No i koniec końców dostałam od niej te nowe-stare Kasprowe w prezencie. I tak oto miałam swoje pierwsze własne buty narciarskie. Wobec tego pojechaliśmy znów na giełdę i do owych butów dokupilismy narty. (Dynastary. Mam je jeszcze, gdzieś w piwnicy stoją w najciemniejszym kącie). Jakoś bodaj w kolejnym roku stał się cud i w Trójmieście spadło tyle śniegu, że odpalili wyciąg na Łysej Górze w Sopocie. Wybraliśmy się tam z bratem, z butami i nartami, żeby pojeździć na naszym wspaniałym sprzęcie (na zmianę). (nota bene: te odkupione buty też były na mnie za duże, skoro mój brat zdołał upchnąć do nich swoje stópki, ale w porównaniu z pozyczonymi kajakami ze Słowacji to było i tak super dopasowanie). Ja jeździłam pierwsza, podczas gdy brat szwendał się w pobliżu i marzł, a potem była zmiana, on jeździł, ja marzłam. Przy ostatnim zjeździe (co za fuks! zdążyliśmy wyjeździć cały karnet!) brat się wyglebił... i rozwalił buta. W niemal identyczny sposób, co ja na Słowacji Nasz tata próbował jeszcze jakoś go naprawiać przy pomocy zszywek tapicerskich (wcześniej próbował tak naprawić te rozwalone na Słowacji), ale niewiele to dało i tak w końcu nasze buty Kasprowy odeszły na śmietnik (historii )
-
A propos wstawania na orczyku - Mojemu bratu udało się coś innego, ale efekt był również zabawny. Wjeżdżaliśmy w Zieleńcu orczykiem W6. Ja najpierw, brat kilka kotwiczek dalej. Kawałek po starcie drążek wysmyknął mu się spod tyłka, akurat w miejscu, gdzie było najstromiej. Brat jakimś cudem uniknął upadku i zdołał rękami chwycić uciekającą kotwiczkę (i nawet kijków przy tym nie zgubił, ha!), po czym resztę trasy przebył, trzymając orczyk w czułych (acz dość rozpaczliwych) objęciach. Do tej pory żałuję, że nie zdążyłam go sfocić w tej pozie. W każdym razie od tej pory w naszym rodzinnym idiolekcie pojawiło się określenie "Orczyk typu 'czułe objęcia' " na określenie orczyka-kotwiczki... [EDIT: widzę, że w międzyczasie Mitek opisał podobną przygodę ] Z własnej "kariery" narciarskiej opowiem o moim pierwszym zjeździe czarną trasą, bo z perspektywy czasu jest to dla mnie bardzo zabawne wspomnienie. Primo - bo widzę, że jednak już wtedy (mimo późniejszej długiej przerwie od nart) złapałam bakcyla, secundo - bo jak teraz patrzę, jak niefrasobliwie podeszli do opieki nade mną moi wujkowie i ciotki, którzy mnie na te narty - osobę zupełnie zieloną - zabrali, to kręcę głowa z rozrzewnieniem. Rok 2000. Pierwszy wyjazd na narty w życiu, na Słowację. Dość siermiężny zresztą, zwłaszcza pod względem wyposażenia, bo w domu się wtedy nie przelewało: Pożyczone od wujka długie jak cholera Polsporty ołówki z jakimiś żelaznymi wiązaniami, które już wtedy były dość przedpotopowe, pożyczone od koleżanki mamy buty marki Kasprowy itp. Ale nic to, cieszyłam się i tak. Szkolenie: wujek pierwszego dnia pokazał mi na oślej łączce w Jasnej jak się jeździ pługiem, po czym zostałam pozostawiona własnemu przemysłowi. Trzeci dzień w Jasnej: nie ma prądu; wyciągi stoją,. Wsiadamy w samochód i jedziemy poszukać w okolicy czegoś, co działa. Kierując się znakami drogowymi, trafiamy do Liptowskiego Jana. Jest tam jedna ośla łączka z talerzykiem i jedna stroma trasa obsługiwana przez orczyk (typu "czułe objęcia"). Przez godzinkę-dwie grzecznie jeżdżę na oślej łączce, podczas gdy wujki i ciotki konsumują wyprażany syr w pobliskiej knajpie i zapijają piwkiem, ale potem zaczyna mi się to nudzić, więc widząc ciotkę wychodzącą z knajpy i zmierzającą w stronę orczyka, dziarsko ruszam razem z nią. Ciotka pyta, czy na pewno chcę na górę. Ja, że tak. Ciotka niespecjalnie protestuje, bo poprzedniego dnia znaleźli mnie na dole trasy na Otupnem (obecnej czerwonej dziesiątki), gdzie zjechałam samodzielnie (znudziwszy się płaskim odcinkiem na górze) i nawet się przy tym nie zabiłam, ani nie połamałam, więc ciotka jest pełna (dość naiwnej) wiary w moje siły i narciarski talent. Wjeżdżamy. Im jest wyżej, tym bardziej stromo to wszystko wygląda, ale na razie nie panikuję. Dojeżdżamy. Staję na górze, patrzę i ... hmm. Stoję. Strrrrrromo. Trasa jest nawet nie czerwona tylko czarna. W międzyczasie, gdy ja kontempluję trasę, ciotka dziarsko pomyka na dół. Ok. Patrzę, czy jest ewentualnie jakaś możliwość, by orczykiem dostać się na dół i konstatuję ze smutkiem, że nie bardzo, ergo, muszę jakoś zjechać. No to nie ma co dalej stać i patrzeć. Jadę. Pługiem, bo inaczej nie umiem. Pierwsza gleba na twarz, wstaję, wypluwam śnieg. Patrzę, co robią inni narciarze. Jak zgrabnie skręcają równolegle. Myslę: na stromym tak trzeba. Próbuję jakoś ich naśladować, unosić wewnętrzną nogę w skręcie, takie tam. Jeden skręt jakoś wychodzi, czasem nawet dwa - i znowu gleba. Na twarz of kors. Gubię czapeczkę. Gramolę się kilka metrów w górę, zbieram czapeczkę, wypluwam śnieg, przypinam narty. Mija mnie któryś z wujków. Pyta, czy wszystko ok. Ja na to dziarsko, że jeszcze żyję. Wujek odjeżdża. Walczę dalej - z efektem jak opisane powyżej. Po kolejnym pozbieraniu się i przypięciu nart stwierdzam, że noga mi lata. Patrzę uważniej - z buta odłamał się kawał plastiku z dwiema górnymi klamrami. Nie jest dobrze, przy skrętach czuję, jak wszystko mi się wokół kostki naciąga, zaczynam się lekko obawiać, ze mogę coś sobie uszkodzić; na szczęście ta ostatnia gleba pozwoliła mi stoczyć się spory kawałek w dół koszmarnego stoku i do zakrętu trasy i ostatniego, nieco bardziej płaskiego odcinka, już niedaleko. Finalnie docieram na dół mimo wszystko w jednym kawałku (ubytków w obuwiu narciarskim nie licząc). Do końca dnia grzecznie jeżdżę na oślej łączce, uważając na nogę, gdzie przy bucie zostały tylko dwie dolne klamry, bardzo zmartwiona, że z powodu uszkodzenia sprzętu resztę wyjazdu szlag trafi (przynajmniej pod względem możliwości nartowania). Na szczęście w naszym pensjonacie właściciel znajduje dla mnie jakieś stare buty, tylnowłazy, pięknie czerwone jak bolid formuły 1, tez zresztą uszkodzone, ale da się ich używać - po prostu klamrę trzeba dopinać, używając śrubokrętu jako dźwigni. Buty są o 4 lub 5 numerów za duże i w nartach wujka trzeba przykręcić wiązania w nowych miejscach, żeby te kajaki jakoś tam wlazły. Gdybym wtedy czytała to forum, pewnie umarłabym ze zgrozy na myśl, że mam jeździć w tak niedopasowanych butach, ale wtedy był po prostu banan na twarzy, bo mogłam dalej jeździć.
-
Czyli powiadasz, że jest nadzieja, że od weekendu 14-15.12. puszczą coś więcej niż 1-2 trasy.