Skocz do zawartości

Veteran

Members
  • Liczba zawartości

    1 114
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez Veteran

  1. Witam!   Fajna zrobiła się dyskusja. Nawet miałem w pewnym momencie chęć poteoretyzowania jak wygląda ruch w środowiskach płynnych: powietrze, woda, śnieżny puch, ciapowaty wiosenny śnieg, czy może cięższy wiosenny(są różne - firn, puch jeszcze nie przefirnowany, ciężki wiosenny prosto z nieba).... Dwa czynniki wydają  się ważne- szybkość i powierzchnia. Dochodzi do tego ostrość manewrów.   Samolot musi mieć gaz, gdy ma małe skrzydełka(lotnicy na forum niech wybaczą ignorancję). W wodzie duża szybkość pozwala na jazdę nawet na stopach własnych. W śniegu się nie wypowiadam, bo każdy narciarz ma własne doświadczenia. Niemniej przez tę parę lat jazdy zebrałem parę spostrzeżeń. Muszę się tu posłużyć znów Kasprowym, co może być denerwujące. Ale dawniej,  nikt nic tu nie ulepszał, więc śniegi były najróżniejsze, podobnie jak wyżej w Karkonoszach.   Jak przyszedł ciężki wiosenny śnieg w postaci firnu, to rano i do południa się fajnie jeździło, potem był, szczególnie niżej, już bardzo mokry. Mokry śnieg(ale nie świeżo spadły) był zdaje się uwielbiany(wydaje się do dzisiaj) przez narciarzy, którzy lubią  ciepło i "bezpieczeństwo", bo jakoś się w nim skręci, a nie jedzie się szybko i bez kontroli jak na lodzie. Jak sobie radzili młodzi zawodnicy w takim mokrym śniegu. Ustawiali rano tyczki i trenowali giganta na Gąsienicowej. Wraz z temperaturą rosły "rowy" przy tyczkach. Szybkość wcale nie malała. Więc rano taki amator, podobny do mnie, mógł przejechać nielegalnie, odpowiednio od nich daleko, parę tyczek. Potem w rowach niestety nie był w stanie jechać, bo gaz był zawodniczy. Jak przestali trenować, to sobie czasem jeździli z boku trasy, na przełaj, gdzie śnieg był nie zryty, zmuldzony. Ja  też jeździłem na Kasprowym w najróżniejszych kierunkach. Ale taki ciężki śnieg, gdy narty się zapadały był zawsze wyzwaniem. Trudno było skręcić. Skręt był jakiś taki koślawy, wymuszony. A oni płynęli, szybko, po wierzchu, w wąskim torze, Powierzchnia śniegu była tylko lekko zaznaczona przez narty. No więc pierwsze spostrzeżenie(nikt mi tego nie powiedział, nawet książki o jeździe). Szybkość i delikatna, bardzo prawidłowa jazda. Ale do tego trzeba było być zakopiańskim zawodnikiem.   Potem próbując pierwszych jazd w głębokim puchu, też szybko doszedłem do drugiego spostrzeżenia. Szybkość i ściśnięte kolana i lekkim z lekkim przysiadem na tyłach. Szybkość wynosiła narty do góry, przysiad wydobywał dzioby, złączenie kolan powiększało powierzchnie styku(bo narty szły równomiernie, a nie zapadały się jedna, to druga). Z takich spostrzeżeń urodziła się pewnie "monoski". Której wady doprowadziły do skośnego ustawienia narciarza(pardon-deskarza) na monoski-desce.   Kolejne spostrzeżenie znacznie, znacznie  później. Na Mosornym Groniu na wiosnę, gdy rano stok był przymarznięty ustawiali nieraz treningowy wertikal- gigant. Młodzi juniorzy pomykali sobie na wydzielonym na  stoku pasku. Po treningu już, gdy śnieg od słońca i temperatury i tłumu cywilów, był nieźle zmasakrowany jeździli po całym stoku na swoich gigantkach jak niby nic. Długie łuki wzdłuż linii spadku stoku. Czasem na stromszej części  jakby girlandy w poprzek stoku. Lekko, szybko i przyjemnie. W dość wysokiej pozycji, dobrze zrównoważeni. To było trzecie spostrzeżenie.   Tak więc jakoś jeżdżę w takim śniegu. Jak ostatnio miałem przyjemność spotkać "bakkz" na Mosornym to śnieg, w czasie ostatnim jazd, nie był kompletna ciapą. Był mokry, ale nie za głęboko. Był zryty, ale nie były to góry i doliny, bo narciarzy było niewielu. Na większych górach i dolinach też tak się da jeździć. Kilka lat temu tak jeździłem po południu na nartach 170 cm(+10 do slalomek). Po tej radosnej jeździe dostałem  lekkiego zapalenia przyczepu więzadła rzepki do kości goleniowej. Narty, które przecinały śnieg drgały dość mocno i to był efekt, który w tym roku czułem. Dlatego  prosiłem  o rade dla DK10, jakie mam dobrać  sobie narty.   Karwing, kult krawędzi przysłoniły wszystko. Co można powiedzieć  o krawędzi na szerokich dechach w puchu. Co można powiedzieć o krawędzi w ciapie, gdzie narty się zapadają(stykają ze śniegiem) całą powierzchnią ślizgu. Vokl wymyślił świetne hasło-jeździ się też na boku narty, albo na boku buta. Dzisiejsze narty to przede wszystkim  zupełnie inna sprężystość, kształt. Sama krawędź jest dalej ze stali. Jahu podał receptę na miękkość.   Pozdrawiam
  2. Witam!   Jeszcze parę  słów o trasie zjazdu, bo może ktoś będzie korzystał z Twoich zdjęć. A mam już profil zjazdu w głowie, po oglądnięciu kilku filmów na YT. Jak chce się jechać trasą klasyczną należy się kierować na bardzo charakterystyczny szczyt(skałę) sterczącą z lodowca. O nazwie Gros Rognon. Należy ją objechać, mając ja po lewej stronie. Jeśli się skręci przed nią, odstawiając ją prawej stronie toru swojej jazdy, wjedzie się na drogę prawdziwą (vrai) Vallee Blanche. Część terenu lodowca po lewej stronie Gros Rognon nosi  nazwę Vallee Blanche, a nie cały zjazd, cała dolina. Mając Gros Rognon po lewej(trasa klasyczna) jedzie się najpierw prawie przy samej skale, która wystawiona na południe jest prawie goła i tu prawie pionowa. Dalej się odjeżdża od niżej,  bardziej w prawo(ta część to Lodowiec Giganta-Glacier du Geante). Nie można za daleko w prawo, bo wjedzie się za bardzo w ten lodowiec, który niżej ma spore szczeliny. Trzeba jechać w dół mając Gros Rognon niezbyt daleko po lewej i stopniowo skręcając w lewo do jego podnóża. Można jechać też stosunkowo blisko skał Gros Rognon(taki wariant widziałem na filmie), tylko zjazd w dół jest bardziej stromy . U podnóża GR(tam gdzie najniżej sięga) dochodzi droga "vrai". Dalej jedzie się w stronę seraków, mając je ciągle po prawej stronie. Powyżej zjazdu, z lewej, jest drugi szczycik, sterczący z lodowca Petit(Mały) Rognon. W tym rejonie z góry(patrząc w kierunku AdM) dochodzi zjazd Petit Envers. Obok seraków lodowca Giganta jedzie się po ich lewej stronie(patrząc w dół w kierunku Mer de Glac). Innej możliwości nie ma. Dojeżdżając do ich podnóża wjeżdża się na lodowiec Glacier du Tacul. I tu kończą się wszelkie trudności. Dalej jest Mer de Glace.   Załączam mapkę doliny i zdjęcie terenu w lecie. Nie żadnych złudzeń, przejeżdża się przez mnóstwo szczelin. Może się to komuś  przyda. Jeszcze raz dzięki za inspirację.   Pozdrawiam     Załączone miniatury
  3. Witam!   Za mało landszaftów, a za dużo nóg i nart.   Pozdrawiam
  4. Witam!   Dziękuję "faf500" za informacje. Ale miejscówki? Jak na Kasprowy. Trzeba mieć najwcześniejszą, by nie jechać po południu, gdy śnieg niżej będzie  miękki i gorąco jak diabli. Lepiej mieć rezerwę czasu po południu. Jak kupować skipass(wyprzedzenie)  na dany dzień(pogoda!), by była gwarancja na pierwsza godzinę jazdy kolejki. Czy na pierwsze kolejki, jak na Kasprowy, puszczają czasem, na późniejszą miejscówkę.   Przepraszam za dociekliwość, ale  lubię mieć wszystko poukładane. I nie wszystkie informacje można uzyskać w Internecie. Lepiej mieć je z pierwszej ręki.   Pozdrawiam
  5. Witam!   Jako, że wszystko zaczyna się od kasy, więc muszę zacząć zbierać informacje. Proszę Cię(faf500), jeśli możesz o następujące informacje:   1. Czy cena(585 EU) za całodzienny skipass na całe Chamonix obejmuje, oprócz różnych wyciągów w rejonie, także wjazd kolejką na Aiguille du Midi i powrót  tramwajem z Montenvers. 2. Jak daleko(km) jest od miejsca, gdzie można dojechać na nartach(na przełomie marzec- kwiecień) do tramwaju. Czy ew. jadąc dalej nartostradą do Chamonix, można mieć blisko do jakiejś stacji pośredniej tramwaju, gdy skończy się śnieg. Chodzi tu o kwestię chodzenia w butach narciarskich. Weźmiemy jakiejś lżejsze do plecaka, by się nie katować. Lodowiec był sto lat temu przy tramwaju(po to go zbudowano). Ale teraz się cofnął ok. 1,5 km. 3. Jak wygląda kwestia parkowania przy dolnej stacji na AdM, dalej kwestia wyjazdu na górę w ramach skipassu, bez czekania godzinami. Następnie tani dojazd do parkingu po własny samochód, od dolnej stacji tramwaju, czy skądś w Chamonix(dolnej stacji wyciągu itp.)   Pozdrawiam
  6. Witam!   Zaczynam marzyć. Marzenia zawsze u mnie to był zawsze początek przygody. Już żonie przekazałem wstępny plan. Około dziesięć dni. Kuba jest coraz bardziej samodzielny, więc babcia będzie zwolniona. Koniec marca, początek kwietnia, bo chcemy jeszcze pojeździć w okolicy Chamonix kilka dni przed wyjazdem na  Aiguile du Midi, aby się zaaklimatyzować. Załatwiam nocleg przez Internet, niekoniecznie w samym Chamonix, może być jakaś wiocha, bo taniej. Nie mam kłopotów z francuskim, bo kiedyś wbijałem elektrotechnikę do głowy "terorystom" przez dwa lata na wykładach w tym języku. Jedziemy samochodem przez północne Włochy, dolinę Aosty do Chamonix. Kiedyś w lecie zrobiliśmy tą trasę ciurkiem samochodem Cinquecento i wróciliśmy z Nicei też ciurkiem, z noclegiem przez kilka godzin w śpiworze na parkingu. Teraz plan zakłada nocleg w łóżku, po drodze.   Pogoda, to clou programu. Musi być pewna na Białą Dolinę. I nie po jakichś strasznych opadach śniegu, bo licho nie śpi. Ale jak przewidzieć pogodę  przy rezerwacji. Albo jechać w ciemno i  jeździć po chałupach, co nam się kiedyś  zdarzyło w Zilletaler. Jeździliśmy kilka godzin i mieliśmy pecha, bo był niby okres świąteczny, ale do świąt (Wielkiej Nocy) było dwa tygodnie. Na szczęście  jakaś obywatelka się zlitowała, bo ktoś tam jeszcze nie przyjechał i nam się upiekło.   Odstawiam na bok idealny karwing,. Mam go w nosie. Teraz celem jest zobaczyć Białą Górę i jej otoczenie. Ja zawsze się wybierałem  w góry przygotowany w lecie, czy zimie . W głowie siedziały szczyty, doliny, rzeźba terenu. Ze zdjęć poznawałem, co jest co i jak to wygląda z drugiej strony, której jeszcze nie widzę. Teoretyczne przewodnictwo. Ale jak jest mgła to d...a zbita. Nikt nie jest mocny, może z wyjątkiem tych, co znają  teren jak własny palec. Więc  "guide", który też unika ciągnąć klienta we mgle. Czyli POGODA.   Zdrowie, kondycja - to teraz priorytet. Przyszła zima poświęcona więcej na  jeżdżeniu na świeżym, nieubitym śniegu. Głównie żona, choć dawniej na Kitzusiu na prawie półmetrowym świeżym opadzie też sobie dzielnie radziła. Nartki też, takie na wzrost, dla mnie by się przydały. Przydałyby się i w kraju na jeżdżenie po wierzchu, w takim warunkach jak dzisiaj na Mosornym.   Marzenia!  Takie widoki są wszystko warte, bezcenne - coś o tym wiem. Dzięki za inspirację fajnymi  zdjęciami!   Pozdrawiam 
  7. Witam!   Piękna relacja i b. ładne zdjęcia. Skopiowałem sobie widok na szczyt Mont Blanc, bo niedawno oglądałem film w YT o zjeździe z MB do Chamonix  w 35 min. Jechali na pewno w stronę lodowca Bossons(widocznego doskonale z Chamonix, bo "wisi" nad nim) i byłem  ciekaw jak wygląda góra zjazdu z kopuły szczytu MB. Jechali jak sądzę trasą pierwszego zjazdu z MB, który oglądałem na kolorowym filmie, z prawie pięćdziesiąt lat temu.   Zjazd Vallee Blanche jest moim niespełnionym marzeniem, ze względu na obłędne widoki. Wpisałem sobie w Googlach hasło "la descente de la valle blanche" i pojawiło masę informacji o tym zjeździe, ale prawie wszystkie z przewodnikiem(zrozumiałe, bo z czegoś trzeba żyć). Natomiast mnie interesuje(ot tak wszelakij słuczaj) zjazd bez tego pana. Może ew. z żona. Chciałem się dowiedzieć, jak wygląda trasa u góry(właśnie w Valle Blanche, bo dolna część prawie poziomego zjazdu to Mer de Glace i poza chyba dobrze widocznymi szczelinam,i nie ma tu niespodzianek. Natomiast u góry jest  kilka możliwości jazdy od najłatwiejszej, "klasycznej"( i najdłuższej omijającej, z prawej strony sterczący z lodowca, szczycik skalny Gros Rognon). Drugiej -tzw. prawdziwej (vrai) Valle Blanche - Gros Rognon pozostaje z prawej strony. Dojeżdża się nią, poniżej tego szczyciku, do klasycznej. Jeszcze bardziej w lewo od "prawdziwej" VB są zjazdy Petit Envers i Grand Envers-najtrudniejsze. Z Petit Envers można  wjechać na drogę klasyczną nieco powyżej gwałtownego przełamania lodowca(Seracs du Geant), którą to bardzo potrzaskaną i stromą część lodowca, pokonuje się lewą stroną, patrząc z góry. Wszystkie ww. trasy zjazdu zaczynają się prawie w tym samym miejscu, po zejściu ze śnieżnej eksponowanej grani. Swoją drogą to to zejście jest maksymalnie teraz ułatwione. Wystarczą małe raczki, by się nie ślizgać. Nie trzeba asekuracji, bo jest wspaniała  linowa poręcz.   Jestem wiec nieco teoretycznie przygotowany do zjazdu. Jak jeszcze uda się mi zamówić przewodnik "La Vallee Blanche" -2009 Francois Damilano- 21,50 EURO. Zawiera opisy terenu, min. fotografie z naniesionymi trasami. Zostanę może wtedy teoretycznym "ekspertem" marzącym o tym terenie.  Do doliny VB można się dostać także z Włoch. Kolejką do miejsca w grani masywu MB(Point Helbronner nieco pow. 3400m). Jest z tego miejsca zjazd(chyba trudny ze względu na orientację) do drogi "klasycznej".   Pozdrawiam
  8. Witam!   Mnie się Liz podoba. Jeśli chodzi o ocenę jej jazdy, to się powstrzymam, bo moje zarozumialstwo nie sięgnęło jeszcze takich wyżyn. I mam nadzieje, że nigdy nie sięgnie.   Pozdrawiam
  9. Witam!   Najlepiej nagrać film z miejsca, gdzie zabawa była przednia. Bo poprawianie przy pomocy forum nigdy się skończy. O E. Gorgl(na załączonym filmie) napisał kiedyś jeden z ekspertów na "skionline". Nie poznaję Liz! Miało to znaczyć  jak fatalnie jedzie(zapewne karwingiem).   Pozdrawiam
  10. Witam!   Jako etatowy Twój komentator. Pięknie! Ale rzuciły mi się pewne rzeczy. Brak jakby luzu - jazdy  "bezmyślnej". Jazda z ciągłą burzą myśli w głowie. Ta faza skrętu ma być taka, po niej to... itd.  Przy całkowitym wyproście  jakaś taka sylwetka "napięta". Głowa pochylona w dół, plecy przesadnie zaokrąglone i widać ciut za małe wychylenie w przód. Później pojawia się to co nazywane jest "angulation"(counterbalancing). Takie jakieś przesadnie duże, jakby na stoku był słup, o który można było walnąć górą ciała. To się mi wydaje sztuczne, bo nie omijamy żadnych tyk. Tym bardziej, że dzisiaj nie wali się je barkiem(slalom) tylko odpycha ręką i wcale nie jest potrzebne takie załamanie.  Niejaki Greg Gurshman jest zdaje się absolutnym przeciwnikiem tego załamania. Ja dawniej próbowałem uzyskać większe zakrawędziowanie nart, przez to załamanie i pewną dozę kontrrotacji. To preferuje Harb, którego rady mnie nieco zaprowadziły w ślepą uliczkę.  Do tego trzeba być raczej szczupłym i elastycznym. Więc u gościa z brzuchem robi się to na siłę. Więc mi przeszło.   Ja jestem pod urokiem jazdy Shifrin na YT "Shifrin Free  Ski GS". Spokojna, bardzo elastyczna jazda. jakby zupełnie bez wysiłku.  Jakiś purysta może by się tam może dopatrzył "A". Jej ciało jest bardzo luźne, w ciągłym, bardzo płynnym ruchu. Mógłbym bez przerwy oglądać ten filmik i  marzyć by się nieco zbliżyć do takiej swobody. Oczywiście tylko na idealnym  stoku. Wydaje mi się, że nie należy przesadzać w poprawności. Starając się za bardzo coś poprawić, jazda staje się sztuczna. Oczywiście należy dążyć ciągle, jeśli ktoś to lubi,  do coraz bardziej "idealnego" wykonania, ale to jest proces długotrwały. I jest ono wynikiem  jazdy w bardzo różnych warunkach. Wtedy ciało nabiera takich automatyzmów, że można jeździć z zamkniętymi oczami. Nie myśląc zupełnie o tym, co w danym momencie trzeba zrobić z ciałem.   Ja jestem maniakiem teoretycznym, więc proszę nie brać tego, co napisałem, zbyt poważnie i poczekać co napiszą inni. Bo może się okazać, że wyciągnąłem zupełnie fałszywe wnioski.   Pozdrawiam
  11. Veteran

    Czarny Groń

    Witam!   Dzięki za miłe spotkanie. Może będzie jeszcze w przyszłości okazja. Jakby zrobili u dołu krzesełko, to częściej tu wpadniemy. Oszczędzamy już nogi tylko na zjazd. Kolanko, jak się nie przesadzi z szałem "sportowym", to może jeszcze  wystarczy na parę lat,  na ślizganie po stokach.   Pozdrawiam serdecznie Gienek
  12. Witam!   Na Kasprowym  130 cm. Taki komunikat jest niewiele mówiący. Szczególnie gdy się nie chce  uszkodzić nart. Po pierwsze to tylko taka średnia, której tajemnicę określania znają tylko meteorolodzy. Jeśli to jest pokrywa podawana przez nich, a nie przez gestora  kolei i wyciągów. Ci ostatni podają praktycznie to, czego się spodziewa klient. Widać to po komunikatach w telewizji.   Pokrywa jest na górze. Ale kilkaset metrów niżej(Gasienicowa), czy jeszcze niżej, może nawet nie być połowy tego, co na szczycie. Są takie okresy w zimie , gdy granica śniegu w danym dniu opadu jest powyżej tysiąca, metrów, pow. tysiąc dwieście itp. Więc  wyżej jest znacznie więcej śniegu. Dalej działanie wiatru powoduje, że w jednym miejscu(na grani, w bardziej wystających miejscach) jest nieraz wywiane do kamieni. By w zaklęsłościach, depresjach , była gruba warstwa.   Stoki Kasprowego, to były kiedyś praktycznie gołe piarżyska z rozsypujących się skał.  Tam jest kamień na kamieniu, tylko porosłe grubą warstwą trawy i humusu pod nią. Wystarczy w lecie zboczyć ze ścieżki by się przekonać, że to nie jest równiutka łączka. Dawniej, gdy jeszcze nie było ratraków, nie było siły, by się nie trafiło na kamień, nawet już przy solidnej pokrywie na wiosnę. Z biegiem czasu wyrabiało się takie wyczucie, znając ten teren, gdzie należy szczególnie uważać, by nie uszkodzić nart. Ratrak ubija śnieg i tworzy dość solidną warstwę. Ale też nie daje gwarancji, że nie ma kamienia 5 cm pod śniegiem, na który się wjedzie w skręcie zdzierając tą warstwę. Rozwiązaniem radykalnym jest sztuczne śnieżenie, pozwalające utworzyć gruba warstwę podkładu.   Pozdrawiam
  13. Dzięki Fred za propozycje. W slalomie, tylko żeby nie było więcej niż dziesięć tyczek, bo mnie zatka. Gigant jest za szybki dla mnie. Boję się szybkości a poza tym nie mam nart(slalomki stare są). Nie ma tez gdzie trenować w okolicy. Alpy odpadają. Brak kasy. Ta co jest z ZUS nie może być przeznaczana tylko na zbytki. Ściganie(jeśli kiedykolwiek myślałem  o tym  poważnie) dawno mi przeszło. Już za późno na amatora profesjonalistę w wieku 70+. Chciałbym się jeszcze pościgać  z coraz szybciej uciekającym czasem.   Pozdrawiam
  14. Witam!   Ruszyłem jakiś bolesny punkt. I po co te wyjaśnienia. Że ktoś w pewnym wieku pobił jakiś rekord. Ja też o tym wiem i wiem, że ktoś wygrał w Totolotka. Należy się cieszyć, że się ma formę jeździ świetnie. Nie napisałem ,że "harpia" jechał beznadziejnie. Ja na te lata, które podał, to jeździ jako amator znakomicie(przynajmniej z tego co widziałem na filmie). O dziewięciolatce myślałem, bo ktoś na forum napisał, że mu dołożyła. A może miałem w głowie Shifrin. Przecież w wieku dziewięciu, dziesięciu lat musiała nieźle wymiatać na amerykańskich stokach, skoro tak wysoko zaszła po paru latach od tego wieku. Teraz co chwila w PŚ ktoś tam wyskakuje, który ledwo co dojrzał. Tak więc co raz częściej będą się zdarzać dziewięciolatki i nieco starsze, które dołożą mistrzom. Więcej luzu!    Pozdrawiam
  15. Witam!   Oczywiście, że słabo! Ja nie mam oporów się do tego przyznać, jak komuś sprawi to przyjemność. Ja lubię  narty dla nart, ruchu w górach. I tylko mnie ostatnio więzadło rzepki zmartwiło, że będą być może kłopoty i zostanie mi powolne ślizganie na śladówkach. Ale jest światełko w tunelu i być może jeszcze kilka dni zaliczę w tym sezonie. Napisałem, że życzę Ci wszystkiego najlepszego na nartach. Sukcesów sportowych, nawet grubo po osiemdziesiątce. Niemniej powinieneś głębiej się zastanowić na historią zdobywców Ewerestu. I mniej się denerwować.   Pozdrawiam
  16. Witam!   Ciężko będzie się skonfrontować. Bo trudno będzie znaleźć takich, bez przeszłości zawodniczej, aby było uczciwie w stosunku do mnie. Na pewno dotyczy to mnie, jeśli chodzi o tę dziewięciolatkę. Osobiście stawiam jeszcze na dwa lata mniej.   Oglądałem nie tak dawno szwajcarski film, dokument. Sprawa dotyczyła wyjścia na Everest. Zrobiono przyjemność członkom ekspedycji z przed pięćdziesięciu laty. Byli wtedy młodymi chłopakami, tak do trzydziestki. Teraz czworo z tej ekspedycji, starsi,  siwi panowie przylecieli samolotem do Lukli, skąd kilka dni do bazy pod Everestem. Pięćdziesiąt lat wcześniej karawana trwała dwa tygodnie.   Byłem ciekaw, jak będzie dalej. Szli sobie na luzie, z kijkami. Resztę nieśli tragarze. Pierwszy wysiadł po kilku dniach na wysokości 3600(baza pod Everestem(5300 m). Drugiego zabrał helikopter w dół(bo coś z serduchem) z wysokości 4,5 km. Ostatni dotarł z trudem na wysokość nieco powyżej bazy i tylko na to go było stać. Na pewno po wyjściu na szczyt Ewerestu(były ciągle przebitki z wyprawy) nie lenili się i nie spędzali życia przy biurku. Wyciągnij sobie, proszę, wniosek na własne potrzeby. Oczywiście życzę Ci jak najlepiej w życiu. Emil Allais(francuski mistrz przedwojenny) jeździł na nartach(jak nie wiem), gdy miał 95 lat.   Pozdrawiam
  17. Witam!   Mieliście na pewno fajną zabawę. Można jej nieco pozazdrościć. Ale niestety panowie jesteście za wolni. Wasze ciała przechodzą z jednego układu w drugi w czasie nieskończenie wielkim. Tu nie pomoże żadne skracanie kijków,  wychylenie do przodu itp. Biegacie setkę w 20 sekund.  Może się urwie jedną sekundę od czasu poprawnego przejazdu. Dołoży wam dziewięcioletnia dziewczynka, która wg. trenera robi masę błędów. Ale warto się łudzić. Wiem to po sobie.   Pozdrawiam z sercem
  18. Witam!   Napisałem poprzednio o chipe. Ale nie wyśmiewam się. Dobrze, że się kombinuje, by ułatwić jazdę. Choć główny cel to przekonanie klienta, że to coś nowego i że to mu pozwoli zrobić bez wysiłku kroczek w przód. Sprzedaż nie może maleć. Ma rosnąć. Bo sprzedaż to rozwój rynku. Inaczej kapitalizm wpadnie w straszną depresję. I  z nim ludzie. Zły człowiek może się bawić w co innego niż sport. Jestem więc za nartami z chipami. Gdyby jeszcze wymyślono narty bez smarowania i ostrzenia krawędzi. By miały zawsze doskonały poślizg, niezależnie od rodzaju śniegu, czy temperatury. No i krawędź, której nie ruszyłby najtwardszy beton. Tylko co z procedurą przygotowywania nart przed wyjazdem. Przecież to też jest dla niektórych sprawa istotna. Rodzaj obrzędu kultowego.   Pozdrawiam
  19. Veteran

    Czarny Groń

    Witam!   Przetestowałem dziś w Spytkowicach kolanko(ściśle miejsce, które opisałem w poście Osgood Schlatter). Pod dociskiem nieco boli, ale da się jeździć. Więc wpadniemy w poniedziałek na Czarny Groń po dwunastej. Kuba  do 11,30 ma lekcje. Będę się woził na wypasionym krześle. Stwierdziłem, po pytaniu JK, że ortopeda władował mi w kolano steryd. Sądziłem, że to środek przeciwzapalny, bo nazwa mi nic nie mówiła. Perypetie po zastrzyku opisałem w poście na "ołówkach po karwingach". Teraz wystarczyło dziesięć dni odpoczynku i jest bez porównania lepiej.  Miej tu zaufanie do lekarza.   Pozdrawiam
  20. Veteran

    Czarny Groń

    Witam!   No nie wiem, może...Wszystko zależy od kolanka, które jutro sprawdzę  delikatnie w Spytkowicach. Kuba10 ma zawody międzyszkolne i  zrobimy mu z babcią niespodziankę. Czarny Groń, najbliższy stok(20 km) odpuściłem z babcia zupełnie. Wygodny autobus pod wyciąg i  cud techniki  krzesełkowej o niebotycznej przepustowości nieco mnie odrzuciły. Zresztą teraz benzyna tania, więc oczy wiodły pod Babią.  Zobaczymy, może babcia i Kuba10 po lekcjach....Miejsce jest urocze, śniegu tu dużo i dobrze się trzyma w tej dziurze. Widoki też przyjemne, nie takie jak w Harbutowicach. Chodzą  gadki, że przedłużą  krzesło do parkingu.     Pozdrawiam
  21. Przyszłość należy co chipów, które wszczepione, uaktywnią w mózgu i na niższym poziomie odpowiednią  motorykę ciała. Chip, albo program w chipie - narciarz doskonały. Znakomity karwingowiec - dłuższy lub krótszy(skręt) itp. Każdy sport to będzie wtedy absolutna fraszką.   Pozdrawiam
  22. Witam!   Nie wypowiadam się na temat jak uczyć, nauczać jeździć na nartach. Kiedyś w swoim zarozumialstwie coś tam pisałem na forum, jak nauczyłem parę osób z najbliższej i dalszej rodziny nieco ślizgać się na deskach. Objeździli po tym moim programie wiele stoków, wysoko położonych i są mi wdzięczni. Nawet posunęli się do tego, by z kolei w kręgu swoich znajomych, reklamować mnie jako jakąś znakomitość narciarską. A robiłem to wszystko nielegalnie. W dodatku korzystałem z kompilacji najróżniejszych programów. Ściśle biorąc były to różne przemyślenia wynikające z mądrych rad, których pełno jest w szeroko pojętej literaturze narciarskiej. Ale główną podstawą mojego programu, była obserwacja człowieka, czy też człowieczka, który stał przede mną na nartach.   Bardzo się mi podoba stwierdzenie o łapaniu do siatki. Dziwne, że jeszcze takiej nie stosuje się na stokach. Byłoby to w rodzaju siatki na motyle, skrzyżowanej z siatką do podrywania ryb. A tak ciągle widzę instruktorów(napis na plecach), szczególnie w Koninkach uparcie stosujących metodę łapania do siatki. Z braku której trzymają za rączki małego przyszłego mistrza, sami jadąc tyłem. Nie jest to zbyt odpowiedni stok do takiej nauki. A czy jakiś polski program przewiduje takie ustawiczne trzymanie się za rączki. Gorzej, gdy zamiast mikro-narciarza jest duży chłop. Większy od instruktora. Wtedy jest "ubaw", bo co chwilę wali się w jedną , albo w drugą stronę. Do przodu, albo do tyłu.   I co z tego, że jest gdzieś tam najlepszy program nauczania. Może nawet  taki, że ww. instruktor by otrzymać certyfikat, musiał go wykuć na blachę. A czy taki program w sytuacjach, jak opisałem, jest konieczny?  Po co? Przecież każdy(może nie) widzi, co należy robić. Zacząć od podstaw, ale nie na tym stoku. Ten mój  instruktor też zapewne o tym wie. Ale nie ma warunków, łatwego wyciągu. No i jest zapotrzebowanie. Może to jest najważniejsze. Szybko nauczyć. Zjechać z tego stoku samodzielnie, bo innego nie ma. I co chłop ma robić? Nie pracuje tu dla chwały, tylko żeby zarobić te parę stówek w sezonie, gdy nie potrzeba wychodzić w pole, czy pracować na budowie. "Moi" instruktorzy to są miejscowe chłopaki. Takich chłopaków jest sporo. Nauczyciele WF, którzy tez mogą sobie dorobić. Nie winię ich, bo na ich miejscu robiłbym może to samo.   Pozdrawiam
  23. Witam!   I tak naprawdę to za dużo sensu nie ma w imitacji ruchów narciarskich. Co to ma dać, poprawę techniki, przyspieszyć naukę pewnych elementów układu ciała. Czy wzmocnić, uaktywnić  określone partie mięśni?  Nieco ambitniejsza jazda na nartach wymaga sprawnego całego ciała. Pewnej równowagi między grupami mięśni. Nie chcę tu pisać więcej, bo jestem kompletny laik w tej dziedzinie. Czy nie lepiej poświęcić czas na jakieś sporty uzupełniające, aby mieć na początku sezonu ciało dobrze przygotowane? By po tym zaordynować sobie więcej ćwiczeń w realnych warunkach. Przecież wszyscy zawodowcy nie tylko skręcają.   Nawet rozumiem - tak chciałoby się poćwiczyć, bez nawet specjalnych kłopotów, by szybko pójść do przodu. Ale to jest zmyłka, bo właściciele całorocznych stoków myślą  tylko o kasie, którą one przyniosą, wzbudzając marzenia u klientów. Jakie to proste!   Pozdrawiam
  24. Witam!   Beskidek miał i  ma(?) taką bardziej stromą ściankę w środku. Tu czasem jeździłem, gdy dalej w głąb Szczyrku były kolejki, Zawsze były muldy, albo wyłaziła trawa. Ponoć jest zmodernizowany i ma krzesło. Dalej drogą w górę, w stronę Szyndzielni(Klimczoka) był też orczyk, na którymś też zdarzyło się m i jeździć.   A tak swoją drogą myślałem dawniej  o zjeździe z Klimczoka do Szczyrku, tylko nie chciało mi się tracić całego dnia, by wytaskać się kolejką na Szyndzielnię i potem jeszcze się nieco pomęczyć by dotrzeć nad stoki nad Szczyrkiem. Myślałem - byłaby fajna karuzela. Wyciąg na Klimczok ze Szczyrku, zjazd przez stoki Szyndzielni do Bielska. I z powrotem, aby, np. z Bielska jeździć na narty w Szczyrku, bez obłędnych korków na drodze w "łykendy". Pozdrawiam
  25. Witam!   A jest tak wyciąg orczykowy na Klimczoku, bardziej  od strony Szyndzielni? A  z Szyndzielni to raz zjechałem jakąś nartostradą, taką dróżką trawersującą z boku stok. W lecie schodząc też kiedyś widziałem przygotowaną trasę narciarską. Ale to nie była Patelnia, bo to na horyzoncie  była rzecz charakterystyczna, jak się w zimie dojeżdżało do Bielska.   Pozdrawiam 
×
×
  • Dodaj nową pozycję...