Veteran
Members-
Liczba zawartości
1 114 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Zawartość dodana przez Veteran
-
Witam! Ja osobiście nie lubię się w górach posługiwać procentami. Stojąc przy desce kreślarskiej i obracając Kuhmanen, nastawiałem sobie kąt jaki chciałem. Koledzy wiedzieli, że lubię jeździć na nartach, więc czasami dyskusja zeszła na góry. W pracowni nikt nie jeździł, a góry to znali " z daleka". Więc czasami zaczęli się upierać, jakie to skały w Tatrach są strome itp. Nastawiało się przykładnice Kuhlmana i próbowałem im coś wyjaśnić. Jak to jest w rzeczywistości, ponieważ na ogół taką skalną ścianę trudno jest zobaczyć z profilu. Jeśli chodzi o zjazdy to według mojego odczucia kończą się przy około 30 st. Jeśli przez zjazd rozumieć ciągły, ustalony ruch, bez. przerw, zastanawiania się itp. Na większych stromiznach narty zamieniają się w narzędzie do hamowania. Z tym, że te 30 st. odnosi się do szerokich dosyć przestrzeni, bo w wąskich żlebach, i co ważniejsze przy różnym śniegu, zjazd nie będzie "zjazdem". Kiedyś zainteresowanie się skalami trudności w zjeździe. Mam gdzieś w Koninkach podrukowane różne informacje o "topo nege" i historię skali trudności. Przodowali w tym Francuzi, bo mieli wysokie góry pod nosem. Te skale były różnych autorów, uzupełniane. Dotyczyły nie tylko zjazdu ale i podejścia. Trzy elementy były istotne Teren-nachylenie, szerokość, przeszkody... Śnieg-jego rodzaj na zjeździe i związana z tym pogoda Stan psychiczny narciarza, zmęczenie podejściem, brakiem orientacji itp. Gdzieś w tych materiałach była ciekawa tabelka. Na wierszach od góry było nachylenie stoku w stopniach: 15-30, 30-40, 40-45,....i pow. 55 W kolumnach rodzaj śniegu; puch, puch zbity, .... , twardy, zlodzony Każdemu z wybranych wariantów przypisana była trudność w skali od 1-7. Trudność odzwierciedlała obawy zjeżdżającego co do bezpieczeństwa zjazdu. Cytuję to wszystko z pamięci, ale pamiętam, że w puchu można było dość łatwo zjechać(tu chodziło o poślizgniecie się i nie branie pod uwagę zejścia lawiny), gdzieś do około 40 st. Na zlodzonym zboczu już wyraźnie poniżej 30 st. pojawiały się wyższe liczby w tabelce. Pozdrawiam
-
Witam! Lubię szczere wyznania. Człowiek jest tylko człowiekiem. I każdy odczuwa strach. A ja go nie odczuwa, to coś z nim jest nie tak. W historii taternictwa zapisał się pan Leporowski, który pewnego pojawił się pewnego dnia w schronisku w Pięciu Stawach pytając siedzących przy stole taterników, gdzie tu jest ta słynna Zamarła Turnia. Przejście jej południowej ściany uchodziło na początku rozwoju taternictwa jako wielki problem do pokonania. Jeszcze dziś dla adeptów, kursantów przejście jej jest mianowaniem na "rycerza". Około sto trzydzieści metrów skały, która dla oka turysty wygląda na pionową i gładką. Pionowa nie jest, bo jej brakuje kilkanaście stopni do pionu. Ale między nogami wspinacz doskonale widzi cały czas piargi u jej podnóża. Więc każdy, kto tam idzie to odczuwa strach. W miarę chodzenia po takich drogach maleje, bo doświadczenie rośnie, człowiek się przyzwyczaja. Ale potem rośnie, gdy się starzeje... A teraz o trygonometrii. W razie pomyłki proszę o sprostowanie, bo ze zdaniem matury byłby kłopot. A muszę sobie pewne rzeczy powtarzać, bo KUba rosnie... Łatwo się operuje teoretycznie nachyleniem stoku. Znacznie trudniej jest, gdy się stoi u góry i stok jest wystarczająco dłuuugi.... Weźmy stok długi na równy kilometr. Długi, gładki kilometr trasy, po którym mamy zjechać. Tu jeszcze należy uzupełnić zjazd rodzajem śniegu. Puch, puch przewiany, Puch bardzo mocno przewiany, śnieg zlodzony, śnieg zlodzony i bardzo, bardzo twardy. Nie wyliczyłem wszystkiego, bo teoretycznie biorąc rodzaje śniegu to continuum. Mamy kilometr. Pierwsze nachylenie to 30 st. Sinus tego kąta to jedna druga. Więc różnica poziomów do zjechania to pół kilometra. No i gdzie są takie stoki(krótki ścianki mogą się zdarzyć), łącznie dla mistrzów z PŚ. Gdyby trasy zjazdowe były tak nachylone, to zjazd o długości 3 kilometry miałby 1,5 km przewyższenia. Pora na drugi kąt, którego, lub bliskiego, niektórzy koledzy z forum może doświadczyli-45 st. Tu zastosujemy inny wzór. Bierzemy trójkąt prostokątny, którego ramiona przy kącie prostym są równe. Suma kwadratów długości tych ramion spierwiastkowana daje kilometr. A ramię ma 707 metrów. Więc mamy zjechać aż tyle niżej? Stok na Łomnickim Ramieniu, patrząc z góry wzdłuż linii wyciągu ma 1100 m i 411 m różnicy poziomów. Dolna część jest bardziej płaska. Odrzućmy 300 m i 61 m różnicy poziomów. Otrzymamy w rezultacie trasę 800 m i o różnicy poziomów 350 m. To jest stromy, cywilny stok. Urządzając bieg zjazdowy o długości 3,2 km mielibyśmy przewyższenie 1,4 km! Na końcu został "stok" 60 st. Gdzieś na początku szaleńczych zjazdów w Alpach, pomału zbliżano się do niego. Teraz nasz pierwszy trójkąt stawiamy na boku półkilometrowym. Grzebiąc w pamięci wydaje mi się, że teraz zjedziemy po naszym stoku kilometrowym - pierwiastek z trzech dzielone przez dwa(1,73/2). Zaledwie 866 m! Góry o takich stokach byłyby taki moimi, szpiczastymi górami z dzieciństwa, po opowieściach Mamy. A takimi nie są. Bo większość ścian skalnych mieści się zakresie 45-60 st. Wyjątkami są Fitz Roy, Cerro Tore, czy jakieś skalne ściany, między innymi znajdujące się w dżungli brazylijskiej. To jest teraz modne wśród pewnej grupy wspinaczy wyszukiwanie takich 'pionowych" monstrów na świecie. Pozdrawiam PS. Leporowski był lotnikiem z Poznania. W pytaniu do taterników chodziło o to, że on właśnie przeszedł tą ścianie samotnie. Wspinał się głównie samotnie. Widocznie był, jako lotnik, zupełnie niewrażliwy na ekspozycję. Zginął na północnej ścianie Koziego Wierchu. Blok skalny którego się chwycił, okazał się ruchomy...
-
Witam! Takie obskoki to mi nieźle nawet wychodziły. Kluczowe jest wbicie dwóch kijków i pewny obrót z nartami równoległymi. Każde zawahanie, niepełny obrót(np. ustawienie się nart w linii spadku stoku), nierównoległość nart(ustawione z dziobami zbliżonymi, a tyły odwrotnie)-może mieć bardzo poważne konsekwencje, bo narty błyskawicznie ruszają do przodu. A to jest taka jazda, która się zbliża do kontrolowanego"spadania" po stoku o większej jeszcze stromiźnie. Świetnie to można trenować na jakiś bardzo stromych odcinkach(ściankach) zwykłych tras zjazdowych. Film drugi to już ekwilibrystyka na pograniczu życia i śmierci. Ale czego się nie robi. Każdy błąd, zła ocena, może skutkować tragicznie. Pozdrawiam
-
Witam! To nie są zjazdy dla ludzi, którzy "wyszli za trasę". To nie jest zjazd poza "oznakowaną trasą". Takie rozumowanie nie ma sensu. Ale tego typu zjazdy nie wymagają, aby być alpinistą. Ale jego pewne elementy trzeba znać(głównie znajomość gór, pogody, posługiwanie się sprzętem), które można nabyć w lecie, uprawiając bardzo zaawansowaną turystykę wysokogórską w Alpach. Daleki jestem do tego, by kogokolwiek namawiać. Przewodnik też do końca nic nie gwarantuje. Przewodnicy także giną z klientami. Pozdrawiam
-
Witam! Warto zobaczyć, po świątecznym obżarciu... https://www.youtube....h?v=hOjEQ9kQ2oc pięknie filmowane Parę słów wyjaśnienia: Refuge du Cosmique znajduje się na skale poniżej Aiguille du Midi. Widoczne dobrze z grani śnieżnej, którą się schodzi do zjazdu Valle Blanche. Schodzi się na szeroki lodowiec, który obrywa po prawej stronie w stronę lodowca Bossons. Ten teren po prawej między AdM a masywem szczytu Mont Blanc du Tacul nosi nazwę Col du Midi(przełęcz południowa). Wprost z lodowca nie da się zjechać w stronę lodowca Bossons, ponieważ obrywa się on pionową wysoką lodową ścianą. Zjazd odbywa się żlebem, który jest poniżej Cosmique i tak(w sekundach); 0,08 - zjazd ze schroniska, widać zejście(grań) z AdM 0,21-początek żlebu Cosmique 0,25-rzucają linę do zjazdu(nie długiego) 0,37-początek zjazdu żlebem na nartach 2,24-w dole widać bardziej płaski teren lodowca Bossons 2,54-rozpoczęli przekraczać lodowiec Bossons 3,16-podejście w górę, by prawdopodobnie uniknąć bardzo potrzaskanej części Bossons i szerokich szczelin 3,32- widać w tle żleb, którym zjeżdżali i obryw lodowca na Col du Midi 3,42-powyżejnich skała, na której(nie mylę się)jest schronisko Refuge du Grands Mulets. Na prawo w górze Aiguille du Gouter i bardziej w środku Dome du Gouter na klasycznej drodze na Mont Blanc 4,08-widoczne w dole Chamonix 4,16-szukanie drogi do zjazdu. Żleb po prawej, wyżej seraki lodowca Taconnaz Zjazd w kierunku Chamonix. Na dole jest wybudowany specjalny wał, zatrzymujący lawiny z Taconnaz, bo za nim są już domy. Zjazd do wykonania przez niektórych z młodych, objeżdżanych kolegów z forum. Większa trudność to przetrawersowanie lodowca Bossons, by się nie wpakować w jakiś rejon ogromnych szczelin, nie do przejścia i szukanie po omacku drogi do przodu. Ale jak oglądam filmy na YT, to ten lodowiec jest nieźle miejscami zjeżdżony. Przed takim zjazdem dobrze byłoby go poznać w lecie. Chyba, że ktoś zdecyduje się na przewodnika. Ale to nie jest to....No i trzeba helikoptera. Pozdrawiam
-
Witam! Odpowiedź "jag24" wyczerpuje moje pytanie. Nawet bez Internetu, bo się po prostu spytam ludzi. Cena będzie wszędzie podobna. Dwadzieścia do trzydzieści Euro na noc dla jednej osoby. Kiedy jedziemy, to zależy głównie od pogody, bo chcemy mieć jak najbardziej pewną i będę śledził francuskie prognozy dla tego rejonu. Decyzja zapadnie z dnia na dzień. Nic nas nie wiąże. Nocleg w Chamonix mogę załatwić w ostatniej chwili uprzedzając wcześniej, że przyjedziemy w zależności od pogody. Mogę też zadzwonić przed wyjazdem. Albo szukać na miejscu, pytając, czy mają wolne. Dziękuję wszystkim za informacje. Pozdrawiam
-
Witam! Przez Drezno, Norymbergę jest z Wadowic ok. 1600 m, ale część tej trasy znam, bo kiedyś dotarłem spory kawałek za Dreznem i też były miejscami korki. Ciekawi mnie teren też za Monachium w stronę Szwajcarii, bo tego kawałka nie znam. Korki(Stau) mogą się wszędzie zdarzyć, jak się będzie miało pecha. Dziękuje za informacje, ale to na razie zbieranie informacji, by w zależności od sytuacji(choćby pogoda) zdecydować się na wybór wariantu, gdy dojdzie wyjazdu. Co też przecież nie jest takie pewne. Pozdrawiam
-
Dzięki! Lubię ładne krajobrazy. Kawkę z ładnym widokiem na góry. Parę ćwiczeń na parkingu z ładnym widokiem itp. Na Słowacji będzie cieplej i coś zakwitnie. Takie drobnostki. Nocleg jest ważny, bo my -langsam, langsam, tak do 130 km/g, bo wyżej to autko żłopie(Civic) i to nie jest "fura" do szybszej jazdy. Pozdrawiam
-
Witam! Mam ustalona trasę do Chamonix. Wadowice-Zwardoń-Żylina-Bratysława-Wiedeń-Salzburg-Monachium-Meminngen-Bregencja-Zurych-Genewa-Chamonix. Razem ok.1530 km. Przez Włochy i tunel pod Mont Blanc znamy. Poza tym jest droższa, benzyna i autostrady we Włoszech. Opłata za tunel. Nie przejedziemy jej ciurkiem. Do tysiąca kilometrów maksimum i trzeba się położyć do łóżka. Poza tym należałoby przyjechać w rejon Chamonix po południu, aby korzystać z wariantu - jazda po chałupach z pytaniem o nocleg przez tydzień. W związku z tym należy nocować po drodze. Najlepiej w Niemczech(bo taniej). Nie ma problemu z dogadaniem się. Szukam po sieci. Motele przy autostradach są drogie. W ogóle hotele są drogie. Najtańsze hostele, prywatne kwatery. Ale na ogół ludzie nie lubią gościa na jedną noc. Szukam na trasie w Niemczech. Salzburg-Monachium-do Bregencji. W czasie jazdy do Chamonix w pobliżu granicy ze Szwajcarią. W czasie powrotu(który może być z wariantem przez Vaduz, Insbruck) w pobliżu Salzburga, ale na terenie Niemiec. Nie chodzi o dokładny adres, ale o pewne doświadczenia praktyczne od kogoś co często korzystał z takiego taniego noclegu(zakładam do 25 Euro za noc i osobę). Przykład małe miasteczko niedaleko autostrady, jakieś zajazdy z knajpą, ale nie przy autostradzie. Przyjedziemy pod wieczór i wstajemy wcześnie rano. Nie korzystałem nigdy z takiej możliwości noclegu. Prędzej parę godzin w samochodzie, czy w śpiworze na, gdzieś obok drogi, czy na ławce. Pozdrawiam
-
Witam! Właśnie o to chodziło w moim poście. Nasz zjazd, to na "widoku 35" za strzałką. Dwa żlebki, o których wspomniałem to sam początek zjazdu, u samej góry. Widać tam jakby króciutką grzędę rozdzielającą te żlebki(nasz był orograficznie prawy-jest szerszy od kolegi). Na "widoku 37" jest ten zjazd, o którym wspomniałem. Widziałem ślady nart z grani Miedzianego, skręcały dokładnie to tego żlebu(zjazd 2.8). Tylko to poderwanie stoku było nieprzyjemne... Pozdrawiam Gienek
-
Witam! Ja przeczytałem o tym żlebie w książce Wali i Żyszkowskiego, która mi się gdzieś straciła. O Wali to słyszałem od jego ojca Jurka, że syn jeździ. Zresztą Jurek mnie namawiał swego czasu na tury, ale żona była zakochana w nartach, więc wybrałem ją, a nie tury. Tury jej nie odpowiadały. Tury na butach w lecie-tak! Pojechaliśmy do Pięciu Stawów we trójkę, bo Fiat 127 był Ryśka Z. , znanego w KW w Krakowie i nie tylko(nie komitet, tylko Klub Wysokogórski). Rysiu jeszcze niezbyt się czuł na nartach, ale potem został instruktorem narciarskim. Kiedy to było? Gdzieś chyba po 1976 r. Ale na pewno za Gierka. Wygrzebałem w sieci zdjęcie Miedzianego z tym żlebem i trasę naszego zjazdu(v,*,!,z,z,z,..). Literą "s" oznaczyłem bliższy Szpiglasowej, który kończy się skałkami. Niewinnie wyglądają na tym zdjęciu, ale kilkadziesiąt metrów miały. Żleb, którego prowadziły ślady nart jest blisko Szpiglasowej i dopiero widoczny, gdy się do niej podchodzi. Nie jest długi, ale pozwalał zjechać na piarg, nie wpadając na skały. Jak znajdziesz zdjęcie od schroniska, to te żlebki u góry będą może wyraźniejsze. Pozdrawiam Załączone miniatury
-
Witam! Ja przeczytałem o tym żlebie w książce Wali i Żyszkowskiego, która mi się gdzieś straciła. O Wali to słyszałem od jego ojca Jurka, że syn jeździ. Zresztą Jurek mnie namawiał swego czasu na tury, ale żona była zakochana w nartach, więc wybrałem ją, a nie tury. Tury jej nie odpowiadały. Tury na butach w lecie-tak! Pojechaliśmy do Pięciu Stawów we trójkę, bo Fiat 127 był Ryśka Z. , znanego w KW w Krakowie i nie tylko(nie komitet, tylko Klub Wysokogórski). Rysiu jeszcze niezbyt się czuł na nartach, ale potem został instruktorem narciarskim. Kiedy to było? Gdzieś chyba po 1976 r. Ale na pewno za Gierka. Wygrzebałem w sieci zdjęcie Miedzianego z tym żlebem i trasę naszego zjazdu(v,*,!,z,z,z,..). Literą "s" oznaczyłem bliższy Szpiglasowej, który kończy się skałkami. Niewinnie wyglądają na tym zdjęciu, ale kilkadziesiąt metrów miały. Żleb, którego prowadziły ślady nart jest blisko Szpiglasowej i dopiero widoczny, gdy się do niej podchodzi. Nie jest długi, ale pozwalał zjechać na piarg, nie wpadając na skały. Jak znajdziesz zdjęcie od schroniska, to te żlebki u góry będą może wyraźniejsze. Pozdrawiam
-
Witam! Fajne zdjęcia z Pięciu Stawów. To jest fajne schronisko. Dawniej było takie zagubione, gdy nie było tłumów ludzi w górach. Murowaniec, czy przy Morskim Oku są bardziej dostępne. Mam takie rodzinne wspomnienia, które wpłynęły na moje zauroczenie górami, jako dziecko. Mama przywędrowała przed wojna z dalekich okolic za pracą do Zakopanego. Pracowała tam dziesięć lat, jako pomoc, potem kucharka. Tata z innych okolic przywędrował, razem z bratem, boso za pracą. Bo rozeszła się wieść po Polsce, że budują kolejkę na Kasprowy. Pracował przy jej budowie. Pracował też przy budowie schroniska w Pięciu Stawach(starego). Rodzice ślub brali Zakopanem w kościele(nowym) przy Krupówkach. Zachowało się parę zdjęć z tego ślubu. W Zakopanem wtedy były, według Mamy, dwie wyróżniające się kategorie ludzi, którzy spędzali czasy w pensjonatach i który odpalali parę złotówek, gdy jedzenie było smaczne - wojskowi i ci, co teraz trzęsą światowymi bankami. Gdyby nie wojna, zostałbym zakopiańczykiem i może nawet znanym narciarzem, albo wspinaczem. Rodzice mieli upatrzony mały domek i nie wiele już brakowało do kupna. Wybuchła wojna, całe pieniądze przepadły w ówczesnym PKO, a rodzice z obawy przed Niemcami wyjechali do rodzinnej wsi ojca.... I tylko Mama opowiadała małemu dziecko o górach(które wydawały mi się w wyobraźni takie wysokie z kamienia , bardzo szpiczaste). W środku takiej szpiczastej góry, na półce(tak sobie wyobrażałem) było Morskie Oko. Mamie raz zrobili wycieczkę fiakrem do tego stawu. Byłem rozczarowany, gdy mając prawie osiemnaście lat, zobaczyłem po raz pierwszy Tatry, w samodzielnie zaplanowanej wycieczce w ciągu jednego dnia z Bukowiny, do Doliny Pięciu Stawów, przez Świnicę na Kasprowy, gdzie ledwie doszedłem z głodu, bo śledzie w pomidorach w słoiku okazały się zepsute. Załatwiłem w wili pod Krokwią pokój z łazienką na dwa tygodnie w zimie, gdy syn miał dwa latka. Mam pilnowała dziecka, a my z żona na nartach na Kasprowym, Nosalu. Źle się czuła. To nie było już jej Zakopane.... Kiedyś kolega na początku maja wysunął propozycje. Jedziemy na kilka dni do Pięciu Stawów. Jest jeszcze tam sporo śniegu i może pojeździmy. Miał Fiata 127(kto go zna?). Samochód zostawiliśmy przed Wodogrzmotami. Tu miał gospodarstwo(jeszcze stoją budynki) stary góral, którego kolega nieco znał. Stożek zdaje się nazywał. Roztoka bez śniegu. Był już dziesiąty maj. W schronisku nie było problemów z noclegiem. Na pierwszy ogień poszła Walentkowa Przełęcz. Ski tura była wtedy nogoturą. Narty przyczepione do plecaka. Drugi dzień był bardziej ambitny. Wypatrzyliśmy ze schroniska, że da się zjechać z Miedzianego żlebem w jego kierunku, aż do samego stawu. Wyszliśmy na Szpiglasową Przełęcz i po grani w lewo , która od strony MO, była prawie miejscami wytopiona, maszerowaliśmy w kierunku małej przełączki, z której spadał żleb. Po drodze rzut oka na otoczenie MO, na Rysy. Może uda się kiedyś zjechać "rysą" pod Rysami. Okazało się na miejscu na przełączce, że są na początku dwa żlebki. Prawy był nieco szerszy. Ale oba wąskie. Było nieco w nich świeżego śniegu. Dalej było szerzej i śnieg coraz bardziej miękki. Obawiałem się o kolegę, który wyraźnie gorzej jeździł ode mnie, ale za to był większym ryzykantem. Na deser został nam Kozi Wierch. Stok w górę był prawie wytopiony, ale żleb w kierunku schroniska prezentował się ładnie. Była kapitalna jazda. Lekko puszczony firn. Za schroniskiem pokryte kosówką zbocze do Roztoki było przejezdne, ale dalej tylko pieszkom. Mam pytanie dla rozbijających się po stromszych stokach w Tatrach. Parę zjazdów się zrobiło, ale to było prawie nic. Były wtedy inne priorytety. Tylko by poczuć blusa. Idąc w kierunku naszej przełączki w Miedzianym zobaczyłem na stoku(niedaleko Szpiglasowej), po stronie Pięciu Stawów ślady nart. Prowadziły w lewo do szerokiego żlebu widocznego, gdy się podchodzi pod Szpiglasową. To był teren do zjazdu. Nawet o tym myślałem . Tylko nieco obaw budziła sprawa wywrotki na tym stoku, bo się kończył, chyba stumetrową ścianą skalną. Może to jest opisane w przewodniku Wali i Żyszkowskiego, ale jakoś nie pamiętam. Druga sprawa, która mnie męczy. Jadąc z Myślenickich Turni na Kasprowy widziałem, po prawej stronie, dwa miejsca(jeszcze przed Żlebem pod Palcem) zjazdu(ślady nart) po stoku(tu jest dość stromo) do Doliny Kasprowej. Też nie wiem, kto wtedy zjeżdżał. Nie wiem odkąd Konopka zaczął bardziej zaawansowanie zjeżdżać. Widziałem kiedyś jego zdjęcie na nartach, w czasie zjazdu po północnej ścianie Świnicy. Dwa długie kijki. W jednej ręce razem z kijkiem krótki czekan. Ściana Świnicy nie jest naprawdę ścianą. To tylko z daleka tak wygląda. Jak się jest na filarze Świnicy, to skały tu nie jest za dużo. Na początku jeden wyciąg, potem jakieś skałki, płasienki. Prawie małe pastwiska, na które można dojść "turystycznie" zachodami trawiastymi z drogi na Świnicę z jej przełęczy. Ale na zjazd na nartach, nawet, gdy małe żlebki są wypełnione, małe skałki przykryte-to trzeba być super pewnym, świetnie znać ścianę i mieć sporo odwagi. Pozdrawiam
-
Kursy lawinowe Warszawa
Veteran odpowiedział Burdoror → na temat → Freeride / Freeskiing / Heliskiing
Witam! Wyrobiłem się, bo miałem zdjęcia na innym komputerze i to w formacie tif. To było dokładnie 14 kwietnia, gdzieś ok. 1966 roku. Załączone miniatury -
Kursy lawinowe Warszawa
Veteran odpowiedział Burdoror → na temat → Freeride / Freeskiing / Heliskiing
Witam! Ja tu kiedyś(jeszcze jako Dziadek Kuby) napisałem post o lawinie na Goryczkowej, która zeszła do "szyjki" z Pośredniego Goryczkowego(może administrator go załączy). Jechałem wyciągiem na Goryczkowej, gdy usłyszałem takie charakterystyczne stęknięcie... Miałem Smienę i zrobiłem parę przeźroczy(zał do postu). Pomyliłem przy skanowaniu strony i rozpętała się dyskusja, gdzie to jest. Lawina zeszła od trawersu, którym się często jeździło do Świńskiego Kotła. Czternastego kwietnia o godz. czternastej. Była to wolna bardzo lawina z ciężkiego śniegu. Zeszło całe zbocze(jego część bardziej wklęsła, gdzieś o szerokości 200 m. Warstwa miała ok. jednego metra grubości. Pod spodem została jeszcze solidna warstwa, z której wystawały miejscami gałązki kosodrzewiny. Powodem zejścia była głównie temperatura, bo ten trawers został założony wcześniej. Śnieg od słońca i wzrostu temperatury w ciągu dnia robił się coraz cięższy i coraz bardziej w głąb się ocieplał. Pozdrawiam -
Kursy lawinowe Warszawa
Veteran odpowiedział Burdoror → na temat → Freeride / Freeskiing / Heliskiing
Witam! Spróbuje odnieść się sytuacji na filmie, nie mając aspiracji, że mam rację. Pierwsze określmy teren do jazdy. Na pierwszych ujęciach widać, że gość podchodzi w skos stoku, prawdopodobnie z niewielkimi skałkami, w kierunku grani, za którą jest znacznie bardziej stromy teren, skalisty. Jest to ściana szczytu z którego ta grań spada na szeroką przełęcz. Dalej w głębi widać kolejny szczyt, bardziej kopulasty. Ten szczyt i ten pod który podchodzą tworzą rodzaj kotła, ale po drugiej stronie grani. Wybierają można powiedzieć dość bezpieczną trasę zjazdu, blisko grani, ale nie po samej, bo może się oberwać coś(jakiś malutki nawis) i spadnie się do kotła o którym napisałem. Na trasie zjazdu są skałki, może jakieś bloki pod śniegiem, więc ogranicza to zsuwanie się śniegu bo teren nie jest gładki. Zjeżdżają w kierunku łagodniejszego terenu, tworzącego tu jakiś może obszerny kocioł śnieżny. Nie wiemy jak wygląda teren z prawej strony u początku zjazdu(którym podchodzili). Prawdopodobnie były tu jakieś skałki, zapobiegające zsuwaniu się śniegu, pomiędzy którymi lawirowali podchodząc w kierunku grani. Śnieg puch, może nie wczoraj spadły, ale dość głęboki puch. Nie wiadomo na jakim podkładzie leżał, czy mocno się związał z nim, czy w mniejszym stopniu. To związanie zależy od pogody. Czasem na twardy stok pada zmrożony śnieg, który się prawie nie wiąże z nim. Gdy temperatura jest wyższa i śnieg bardziej mokry, to więc się bardziej "przykleja". Jeżdżą , naruszając stabilność pokrywy. Pies sobie biega i robi swoje rowki. Zjechali bezpiecznie i jedzie ostatni(nie, bo ktoś go filmuje). Wjechał na skałkę i skoczył. Impet uderzenia i wywrotka wystarczyły, by ruszyła pod nim dość gruba deska śnieżna. Koledzy, którzy zjechali wcześniej obserwowali zdarzenie. To nie były bezpieczne warunki na bardziej stromych i gładkich stokach, bez skałek, dużych bloków dostrzeganych pod. Może gdyby wcześniej zaczęli jeździć, to po nocnym mrozie śnieg byłby bardziej suchy, zmrożony i tak łatwo by się nie zsunął. Pozdrawiam -
Kursy lawinowe Warszawa
Veteran odpowiedział Burdoror → na temat → Freeride / Freeskiing / Heliskiing
Witam! Każdy kurs jak widać zaczyna się podobnie. Teoria, teoria, nieco praktyki i po kursie. Coś się wie, ale dopiero dłuższa praktyka daje szanse na nieco większą wiedzę. Co rocznie na wiosnę rozpoczynają kursy młodzi adepci taternictwa, czyli przyszli zdobywcy jeszcze dziewiczych szczytów(są takie sześcio i siedmiotysięczne) w Himalajach. Krakowscy i katowiccy maja łatwiej, bo po zimowej teorii jadą w skałki(jura) i na prawdziwej skale ćwiczy się wspinanie, asekurację, zjazd. Ale potem jadą w Tatry na następny kurs. Tym razem poważniejszy, bo tłucze się im, na części teoretycznej topografię Tatr i trzeba ją znać(przynajmniej dawniej) szczegółowo. Szczyty, turnie, przełęcze, przełączki, szczerbinki, nie wspominając o dolinach. Z tym związana jest rzeźba gór. Doliny polodowcowe "U", doliny wypłukane przez rzeki "V". Stoki zaklęsłe, kotły, żleby... Wypukłości na stokach, grzędy. Ściany skalne, tu jest masa różnych form. Po tym wszystkim zsuwa się, spada śnieg, ale też kamienie. I może niestety przytrafić się to człowiekowi. Śnieg też jest różny, jak to widać nieraz z dyskusji na forum. Pogoda też bardzo różna i potrafi się błyskawicznie zmienić, czego dowodzą wypadki w lecie w Tatrach i Alpach, gdzie w pełni lata błyskawicznie z frontem atmosferycznym pojawi się zima. Kurs jest na pewno bardzo przydatny, szczególnie gdy jest połączony z dużą częścią praktyczną. Tu przyznam się nie wiem, na czym ona u nas polega. Bo łatwo jest zademonstrować użycie lokalizatora, sondy.. Wykopać w odpowiednim miejscu studzienkę w śniegu i objaśnić różne warstwy. Ale najważniejsza jest znajomość terenu. Na ile jest lawiniasty(gładki, zakłęsły, wypukły, ze skałkami, grzędami, kosodrzewiną, drzewkami itd.). To już wymaga sporej wiedzy, wyczucia, które się wyrabia przez lata, pałętając się po górach nie tylko w zimie. I na końcu pomijając gatunki śniegu, grubości warstwy, czy zmieniające się warunki atmosferyczne,, jest kwestia - jak przejechać, przejść zagrożony teren. Zwykły kierowca nie powinien się skupiać, jak wyprowadzić samochód z poślizgu na drodze, tylko jak go nie wprowadzić. Rozpisałem się może niepotrzebnie, ale może ktoś z forum uczestniczył w takim kursie, więc może opisze szerzej jak wygląda część praktyczna. Może odbywa się w Alpach i w dodatku na lodowcu. Jakość kursu głównie od niej zależy. Bo teorii jest w sieci ile się chce. Przecież są instytuty(min. Szwajcaria) które nic nie robią, tylko badają sprawę lawin. Pozdrawiam -
Witam! Wszystko zależy od pogody, ale jak się jedzie, to chciałoby być raczej pewnym, że wszystkie(może większość) trasy będą przejezdne i nie będzie za dużo ciapy. Teraz jest internet, kamery, komunikaty o pokrywie śnieżnej, prognozach. Więc sprawa jest dużo prostsza. Ale gdy w 98 jechaliśmy w drugiej połowie marca do Cervinii, to miałem nietęgą minę. W dolinie Aosty kwitły piękne sady. Jak autobus skręcił w prawo w boczną dolinę w kierunku Cervinii to dalej nie było śniegu. W Valtournenche(1500 m), gdzie przy kasie kolejki pytaliśmy o karnety mina mi bardzo zrzedła. Na trasie z góry nie było już zupełnie śniegu. Na szczęście powyżej Cervinii(2000 m) już dało się jeździć , a wyżej już było fajnie. Tak z obserwacji przez lata pogody w Alpach to wiem, że średnio w kwietniu(na początku) poniżej dwóch kilometrów już jest większość tras nieczynnych. Druga połowa i koniec tego miesiąca to zostają jedynie lodowce. Ale może się trafić, jak kiedyś w Szczyrku na Bieńkuli było w połowie kwietnia metr śniegu i parę stopni mrozu. Teraz dla przykładu puszczam sobie z YT filmy dotyczące Valle Blanche i patrzę na śnieg, pokrywę, wytopiony lodowiec na końcu, by sobie bliżej określić termin ew. wyjazdu w przyszłym roku. Taka zabawa w przewidywanie jakie mogą być warunki, By nie liczyć, że w przeddzień wyjazdu nieba się zlitują. Pozdrawiam
-
Witam! Byliśmy w Val di Sole kiedyś chyba w pierwszej połowie marca. Jak jechaliśmy autobusem przez początek doliny to śniegu nie było widać. Jakieś kwitnące drzewka. Gdzie ten śnieg. Dopiero wyżej coś tam się bieliło. Dolina na poziomie Folgaridy i Marilevy ma ok. 1300 m nad poz. morza, szczyty tu są (Marileva, Folgarida) ok. 2100 m. Madonna jest za tymi górkami na wys. ok. 1600 m. Najwyższe miejsce tu to przełęcz(zapomniałem nazwy Groste?) w pięknej grupie górskiej Brenta. Przełęcz 2500 m. W samej Modonnie wtedy nie było już śniegu. Trasa gigantowa z góry Spinale do Madonny od polowy była nieczynna, z braku śniegu. W kwietniu to tylko jazdy na lodowcu Presena nad Tonale. Pozdrawiam
-
Wzloty i niewzloty... czyli jak moja jazda zmieniała się w czasie
Veteran odpowiedział bakkz → na temat → Nauka jazdy
Witam! Szczerze mówiąc usiłowałem nieudolnie nawet pokazać. Jest to po prostu inicjacja skrętu przez zejście w dół a nie górę. "Połyka się"(kompensuje) virtualną górkę, lub rzeczywistą górkę, gdy są muldy. Sprawdza się doskonale na muldach, zresztą na gigantach inaczej się nie pojedzie. Można jechać stosunkowo wolno i wyjeżdżając na "górkę" szybko obniżyć sylwetkę, opierając się dość mocno na kijku. Następnie należy się szybko wyprostować(wjeżdżając do muldy), by narty nie straciły kontaktu ze śniegiem, bo inaczej będzie skok i uderzenie o sąsiednią "górkę". Aby nie było uderzeń na muldach środek ciężkości ciała(zlokalizowany w okolicy pępka) musi się poruszać po takiej gładkiej linii nad stokiem. Czasami można znaleźć takie ładne rysuneczki jego trajektorii na zmuldzonym mocno stokiem. Bardzo dobrze ta metoda inicjacji skrętu sprowadza się na stromych stokach w puchu, szczególnie gdy są wąskie żleby(ale nie za bardzo). Mocne zejście w dół też z mocniejszym oparciem na kijku(duże kółko), pozwala wydobyć narty bliżej powierzchni i prawie przekręcić je pod korpusem w przeciwną stronę. Tą metodą zjechałem dość wolno w żlebie, który jest obok górnej stacji na Łomnickie Ramię. Wystarczy ponad stacją wyjść nieco w górę w kierunku szczytu Łomnicy i się go zobaczy. Jest szeroki, z wyjątkiem wjazdu. Nachylenie ok. 35 st.(na oko). Od strony wyciągu stok obrywa się tu skalną ścianą i jest tu płotek z siatki. Jak się jeździ po średnio nachylonych stokach, na nartach karwingowych, które się same "odciążają", to takiej metody nie ma potrzeby stosować. Wyraźnie się czuje virtualną muldę na stromym stoku. Próbowałem tak kiedyś jeździć karwingowo, z taką inicjacja skrętu. Nie mogłem opanować jednej rzeczy, by rozpocząć jazdę na krawędzi narty zewnętrznej prze linią spadku stoku. Bo moje zejście w dół trwało, w dodatku taki obrót nart(prawie płaskich) pod korpusem działa na niekorzyść tego, by w skrętach karwingowych nie było śladu ześlizgu. W rezultacie przejście na wyjście w górę poprawiło moje szybsze wejście na krawędź, jeszcze przed linią spadku stoku. Takie zejście w dół wydaje mi się stosują dzisiejsi zawodnicy na gigancie, gdy stok jest stromy i bramki mocno przykręcone(Soelden). Tylko jest ta różnica, że narty "startują" z dużego zakrawędziowania, przenoszone są prawie w powietrzu tyłami jadąc do przodu, by od razu wciąć się w śnieg mocno zakrawędziowane. Technika zwana, zdaje się, "stivoting". Temat jest bardzo stary i nie piszę nic odkrywczego. Pozdrawiam -
Witam! To może jeszcze inny śnieg wiosenny, choć o nim wspominałem. Raz w Koninkach po zejściu śniegu ze stoku spadło w połowie kwietnia, dosłownie w ciągu doby 30 cm, świeżego śniegu. Wybrałem się na narty. Rano zrobiło się ciepło i słońce mocno grzało. Powstała taka mokra papka, która się zdarza na wiosnę. To śnieg, na którym narty, nie posmarowane odpowiednio, tracą praktycznie poślizg. Jak się nieco rozjedzie, to już jest łatwiej skręcać i jest szybszy. Nieraz się miesza taki śnieg ze starszym i są miejsca, na które się przypadkowo wjedzie, wysadzające z butów. Taka papka zdarza się jeszcze wyżej w górach, tylko później w maju, czerwcu. Ale szybko może zostać przekrystalizowana, gdy w nocy jest mróz. Pozdrawiam
-
Witam! Grzecznie odpowiadam. Nie chcę, jak to się mówi ignorować, sympatycznego przecież adwersarza. Na podanej stronie internetowej to jest cudo. Jak byłem tu raz żoną w tym roku, to była kasza i na dolnej stromszej części była tylko połowa naśnieżona. Jak się weźmie długość wyciągu i różnicę poziomów to należy do stromszych stoków w promieniu...A trasa jest równoległa do wyciągu. Napisałem też dość stromy, myśląc głównie o dolnej części. Pisałem z pozycji szarego bywalca stoków, których jest przeważająca liczba. Więcej nie piszę, bo moglibyśmy zejść z kaszy na stoku, na wymianę poglądów w zupełnie innych tematach. Lepiej dla zdrowia psychicznego tego unikać. Pozdrawiam
-
Bawię się w wyszukiwanie w sieci różnych rzeczy dotyczących VB. Topnienie lodowca Mer de Glace załączone obrazki. Pozdrawiam Załączone miniatury
-
Witam! Załączam jeszcze inną mapkę wygrzebaną w sieci. Jest na niej podziałka, wyraźniejsze poziomice i można się dość dokładnie zorientować, jaka jest długość trasy poszczególnych odcinków zjazdu do i jak są strome. Pozdrawiam Załączone miniatury
-
Witam! Jak eksploatuje ten temat to jeszcze jazda na "ciapie" pod wieczór, gdy powierzchnia śniegu zaczyna marznąć, ale poniżej jest jeszcze gruba warstwa mokrego i ciężkiego. Śnieg zaczyna nieść bardzo szybko narty i każda próba gwałtowniejszych manewrów jest jeszcze trudniejsza, bo marznąca górna warstwa utrudnia skręt nart. W dalszym ciągu powinny iść maksymalnie lekko i po wierzchu. Tylko ta szybkość...Gdy jeszcze stok jest dość stromy i wąski(Myślenice), to jest kłopot by jazda wyglądała przyzwoicie. Pozdrawiam