Veteran
Members-
Liczba zawartości
1 114 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Zawartość dodana przez Veteran
-
Witam Ja zawsze miałem wątpliwości, co można poprawić na gładkim i z dobrym śniegiem stoku. Nawet, gdy doszło się na nim do "ideału" , ale nigdy nie jeździło w znacznie gorszych warunkach, to i tak wszystko się zawali, gdy trafi się na te warunki. Poprawiać technikę należy stawiając sobie zawsze nieco wyżej poprzeczkę(gorsze warunki śnieżne, większa szybkość, częstsze skręty itp.). Wtedy jest postęp. Należy w pewnym momencie machnąć ręką na swoje niedoskonałości i zabrać się do roboty. Pozdrawiam
-
Witam Nadig? Coś mi się plącze pogłowie. Jeśli ponętna to tym bardziej. Ochoa-też kojarzę. Ale notatka w gazecie była mini. Być może, że to była tygodniówka. Pozdrawiam
-
Witam Mam nieco lat i zawsze się interesowałem sportem. Nie żyłem przed wojną, więc nie wiem po co ludzie uprawiali wtedy sport(abstrahując od "dla zdrowia"). Po wojnie można się było zorientować, że uprawiali, bo ktoś ich namówił, był w pobliżu klub, bo mieli okazję, mieszkając w górach, na rzeką.....Potem się wyjaśniało, że warto uprawiać , bo jest szansa wyjazdu za żelazną kurtynę, czy choćby do "demoludów". A jak się już było dobrym, przywiozło medal, to i życie było łatwiejsze. Mieszkanie, lepsza "robota", bo kiedyś trzeba trenować... I tak to szło. Był wunderteam lekkoatletyczny, bo na zachodzie była amatorszczyzna za własne diengi. Jak pojawiła się kasa w sporcie. To nagle "wunder" się skończyło. Teraz zupełnie się pogubiłem, po co dzieciaka ludzie włóczą po basenach, kortach, stokach...Podobno można w sporcie zrobić karierę, Urządzić się na całe życie. Dla "zdrowia" to raczej się nie torturuje młodego człowieka. Dla zdrowia to sobie jadą Tatuś, Mamusia i One. Dawno, dawno temu czytywałem szwajcarską gazetę die Welt. Pamiętam taki moment-jakąś Szwajcarka zdobyła złoty medal, bodajże na mistrzostwach świata w konkurencji zjazdowej(nie pamiętam jakiej). Ponieważ pisała i u nas prasa sportowa o tym wydarzeniu, jaki to sukces, więc poszukałem w die Welt, jak oni są dumni. Jakoś nie byli. Malutka notatka na ostatniej stronie. Pomyślałem sobie -dumni to są z zegarków, turbin wodnych i innych precyzji...A my musimy się dowartościowywać sportem. Nie dziwiłem się już potem "enerdowcom". Niech ktoś wyjaśni po co się u nas uprawia sport? Domyślam po co w Etiopii. Po to by nie paść kóz przez całe życie. Pozdrawiam
-
Witam Dojdzie do tego, że inspirujący do dziesiątki(10) będą się pytali amatorskich szaraczków o opinie. Pozdrawiam
-
Witam Pusty żołądek będzie łatwiej podnosić do góry. I jeszcze jedna kwestia, z cyklu pogadanka o wspinaniu - no, ale jak załatwiacie te sprawy... na ścianie?. Będzie łatwiej na głodno. Pozdrawiam
-
Witam Nie tylko w Polsce, ale wszędzie na świecie sport jest dla bogatych. Widzę to po sobie....I też nie lituję się nad zawodnikami, którzy nie znaleźli sponsorów. W każdej bardziej popularnej dziedzinie są miliny zawodników(licencjonowanych) na świecie. Ale mistrz olimpijski jest jeden. W NRD skupiali się na wyszukiwaniu dyscyplin z najmniejszą liczbą startujących i najmniej atrakcyjnych dla szerokiej publiki. Ich adepci podlani "koksem" szybko robili karierę. Bydliński miał swoje przyjemności. Zobaczył to i owo. Był najlepszy u siebie w domu. To też spora satysfakcja. Pozdrawiam
-
Witam Nie mieliśmy tego typu dylematu. Była to duża firma, wyspecjalizowana w hutnictwie i nie było praktycznie w kraju konkurentów. Ale koszt programu był wysoki. Małe firmy stosowały metodę jedna licencja, dla kontroli a różni ludzie korzystali z programu. Być może z pirackich wersji. Kto ma donieść? Sadzę, że sprawa jest dość klarowna. Poszkodowany. Konkurencja na wolnym rynku przypomina zawody sportowe. Kto lepszy w jakości, tańszy itd. Płaci podatki, ma legalne oprogramowanie. Ktoś kto oszukuje, stosuje różne triki, by się wymigać od dodatkowych kosztów jest jak sportowiec, który gra nie fair. Pozdrowienia
-
Witam Jeśli chodzi o planowanie. To planuję od lat wycieczkę w Tatry, w miejsca nie znane mojej żonie. I nic z tego. By nie stać w długiej kolejce przy wejściu na szlak należy jechać w dzień powszedni, w listopadzie, gdy pada deszcz a nie śnieg, gdy gór zupełnie nie widać i nie jest to wejście na Giewont, na Rysy, do M Oka. Jestem egoistą i chcę być sam w górach, na nartach, w lesie itd.. Pozdrawiam
-
Witam Ja się uprzejmie pytam - czy poniżej Dolin do samego końca, po niebieskiej, czerwonej i czarnej, będziemy jeździć po grubej warstwie sztuczności? Czy też po łące. Kto jest zorientowany? COS może być interesujący, bo cała elita popędzie wyżej. Pozdrawiam
-
Witam Trzeba się dopytywać o zniżki. Przez zbyt małą dociekliwość poniosłem pewne "straty". Okazało się, że moich Konikach istnieje coś takiego jak karnet za 5 zł na na cały dzień, gdy się skończy 75 lat. Absolutnie nigdzie takiej informacji nie ma. Tylko kasjerka to wiedziała. Jeszcze ciekawsze, że podobna ulga jest w Jurgowie. I z niej skorzystałem w marcu, czujnie się dopytując.. Tylko nie jeździłem przez cały dzień, bo po czterech godzinach żonie się skończyła jazda i ja też spasowałem. Bez przesady nie jest się małolatem, by kręcić cały dzień-raz za razem. W Chamonix teraz "Veteran"(+65 - to Senior(albo Dama), a Weteran to +75) zaczyna się od osiemdziesiątki. Widocznie po naszym wyjeździe stwierdzili w komputerach, że był tu jeden taki z Polski i jeździł w kółko za połowę ceny. Trzeba być ciekawskim. I pytać, co tu dają dla Seniorów, czy Weteranów. Jak nie można połykać setek km w parę dni, to przynajmniej jest taka pociecha, że się nieco zaoszczędzi grosza. Pozdrawiam
-
Witam Jest Polska i to z przyzwoitym zadłużeniem wewnętrznym w stosunku do PKB(Produkt Krajowy Brutto). Taka Japonia to na przykład kompletny "bankrut". Jeszcze ciekawsze wnioski można wyciągnąć, zakładając, np. 50, 100, 200, lub jakieś pośrednie wartości zadłużenia danego kraju w stosunku do jego PKB. Obliczając następnie z podanych zadłużeń PKB różnych krajów i dzieląc te wartości przez liczbę ludności, otrzymamy PKB na głowę. To PKB na głowę świadczy o sile ekonomicznej danego kraju i "dobrobycie" jego obywateli(na to, min., ile u siebie zarabiają). Na to pracowały całe poprzednie pokolenia. To się nie bierze znikąd(pomijając szczęście, gdy żyje się na złożach surowców). Ten dorobek pokoleń można powiększać(parę procent PKB), lub marnować. I to jest rolą dobrego rządu, by szło to w dobrym kierunku. Nie należy być naiwnym, że jakikolwiek rząd spowoduje, że nagle wedrzemy się do czołówki, jak nasza reprezentacja w piłce. Pozdrawiam
-
Witam Na forum są często dyskusje, skąd biorą się pieniądze w kasie państwowej. I kto( z obywateli) do czego dopłaca. Natrafiłem na ciekawe zestawienie, jak z tymi dopłatami jest na szerokim świecie. Pozdrawiam Załączone miniatury
-
Witam Wybraliśmy wczoraj się z gospodarską wizytą do Szczyrku. Chodziło mi to po głowie, zobaczyć na własne oczy tereny tej super areny. Objechało się już nieco w życiu każdy jej kawałek. Jedziemy w samo południe, więc bez BDI dotarliśmy szybko do bram przyszłego raju narciarskiego. Ostrzymy sobie zęby na parę emeryckich ślizgów w zimie stulecia(uczeni brytyjscy tak prognozują). Pierwsze zaskoczenie(nie byliśmy lata w Szczyrku w łykend). Od pierwszego zakrętu w prawo chodniki po obu stronach ciasno upakowane samochodami. Prawie "nos w tył". Mijamy COS, jadąc ciągle szpalerze tych przydatnych urządzeń, aparatów, czy mechanizmów-zwanych pojazdami mechanicznymi. Przed kasą COS`u spora kolejka. Więc sama przepustowość wyciągu nie wystarczy. Trzeba zwiększyć przepustowość kas. Wreszcie przy Czyrnej samochody na chodnikach robią się rzadsze. Ludzie tu przyjechali nie na wycieczki tylko na miejscowe Krupówki. No cóż z dołu nie wiele widać, co wyżej. Ale z fajnych forumowych relacji mam to w głowie. Tylko jakoś nie widzę miejsca na gigantyczny parking już przy kabinkach. A w Solisku to już prawdziwa zagadka, gdzie nasi przyjaciele z południa przewidzieli parkowanie. Nie będę narzekał na "surowe" trasy, prosto z pod spychacza. Pokryją w zimie stulecia metrową warstwą śniegu, wodą ze zbiornika u góry. Nieco mi się nie podoba familijna trasa omijająca stromości Golgoty. Kiedyś miałem przyjemność tu jechać góry leśną dróżką. Jest pochylona w stronę potoku. Ale niewiele da się tu zrobić, by nie podciąć Golgoty. Parkujemy na Salmopolu. Kijki w łapy i idziemy oglądać Szczyrk z góry. Dotarliśmy do Malinowskiej Skały. Pogoda wyśmienita. Szczyrku stąd nie widać. Za to kotlina żywiecka z częścią zalewu w Tresnej są doskonale widoczne. Niestety Tatr też nie widać. Nawet Babiej Góry. Za to Barania jest tuż, tuż. Ależ wygolone są te zbocza Skrzycznego i Małego z południa. Gdzie te dawniejsze lasy. Żal serce ściska. Świerk nie ustoi coraz gwałtowniejszym wiatrom. Na Malinowskiej Skale co chwila widać jego potężne tarcze korzeniowe. Śladu korzonka, co by wrastał w głąb. Wszystkie płasko na boki. Stoi jak na dużej tarczy. Buki to się trzymają ziemi. Ale to gigantyczna praca i lata zanim te góry pokryją się bukami. Na razie widać, że dalej są golone przez człowieka, albo przez pogodę. Wracamy do domu. Jeszcze mała kawka na Salmopolu i w dół. W Solisku jeszcze chwila na rzucenie oka. Żona się pyta, po te blachy. Tunel. A po co?. W dolince dalej są domy. No tak, była tu dawniej dróżka. Teraz będzie stok narciarski. Kilkaset metrów za Soliskiem stoimy. Po pół godzinie posunęliśmy o pięćdziesiąt metrów. Niektórzy zawracają i jadą do góry. Gdzie jadą? Tylko do Wisły. Obliczam w pamięci, że przy tym tempie jak dojedziemy do Buczkowiec, to będzie późna noc. Wszystkie te samochody z chodników i różnych bocznych dolinek teraz wyruszają do Bielska, na Śląsk, ....O naiwni! A ja myślałem, że jeszcze postoją. Do zachodu słońca jest jeszcze nieco czasu. Męska decyzja. Jedziemy do Wisły. Ale nie pojedziemy w prawo, bo Wisła też będzie zakorkowana, tylko lewo w góry. I przez Milówkę Golców, obok Żywca, dotrzemy "autostradą" do drogi w stronę Wadowic. Wszyscy jadą do miast, a nie w góry. Mijamy tunelem skocznię Małysza i nieco dalej znowu korek. W prawo centrum Wisły, w lewo Czarne. Do skrzyżowania na czarne mamy sto metrów. Ale znowu po pięciu minutach posunęliśmy się do przodu o jeden samochód. I jeszcze z bocznej posesji ktoś się wepchał przez nami. Trzeba zrozumieć innego nieszczęśnika. Niektóry nerwowi przed nami zawracają i jadą do góry na Salmopol. Nie wiedzą, co ich czeka. Jak wracaliśmy z powrotem to ostatnie samochody stały już spory kawałem nad Soliskiem. No jedziemy, obok drogi płynie nasza największa rzeka. Przynajmniej czysta. Jakiś skręt w stronę zameczku Prezydenta Dudy. I urocza wąziutka dróżka w gęstym lesie. Chyba zamykana w dawniejszych czasach. Bo stoją przy niej solidne słupy betonowe. Na której wisiały bramki. Może ktoś z forum wyjaśni nam, jak to było. Istebna, Konjaków z koronkami. Góra, dół. Jest wycieczka. Poznajemy nasz piękny kraj. Dawno tu się nie jechało. Pogoda piękna. Jak jesteśmy u Golcó zapada zmrok. Jedziemy już wolniej. A potem jeszcze wolniej. Pechowy remont połowy jezdni ze światłami spowodował, że pech nas znowu dopadł. Ale wreszcie koniec udręki. Gaz i widać po prawej stronie oświetlony browar. Skręt na "autostradę" i błyskawicznie skręt w prawo na starą drogę z Bielska do Krakowa. BDI się nie doczekamy. Po trzech i pół godzinach dojechaliśmy od Soliska do Wadowic. Ale przynajmniej jechaliśmy. Podziwiając jak ludzie żyją dostatniej i Polska rośnie siłę. Ale jak będzie z nartami w Szczyrku. No cóż! Pożyjemy, zobaczymy. Byle zima była. Coś może wymyślimy. Można wyjechać w dzień powszedni, nie ferie. O godzinie szóstej z Wadowic. W samo południe na drugą zmianę. Tylko niestety stoki już nie będą dziewicze z pod ratraków. Ale najważniejsze, że jeszcze liczymy na jazdę. I to się najbardziej liczy! Pozdrawiam
-
Witam Jeszcze kilka lat temu rzuciłbym się do dyskusji. Teraz mi się nie chce, bo mi się potem w nocy plączą myśli po głowie- obciążam wewnętrzną wewnętrznej, potem przekręcam tą nartę na duży palec, wjeżdżam w linie spadku stoku....To co napisał Greg to już ma ponad dziesięć lat. Mam to wydrukowane i w Koninkach, będąc zmęczony wieczorem po nartach, to była jedyna literatura do czytania. Wszystkie te zalecenia Gurshmana, HH i wielu innych "amerykanów" są fajne. I nawet mi to nieźle wychodziło. Pod warunkiem, że stok był gładki, śnieg taki fajnie trzymający, nie za stromo. Jak było gorzej, to u mnie też. A ja chciałem idealnie, według wzorów wtedy, gdy inni schodzili ze stoku. Potem, w późnych bardzo latach, doszedłem do wniosku, że poprawa, gdy jest gorzej i u mnie też, to z powodu zaawansowanego wieku. Nawet najlepszy trener by mi nie pomógł. Ale zabawę miałem przednią, począwszy od Krukenhausera I Ski de France(jeśli ktoś z forumowiczów to czytał- to możemy podyskutować). I to jest dla mnie bardzo cenne. Bo przeżyłem życie narciarskie na nartach, a nie barze przy stoku. Licząc na przyjemny sezon. Pozdrawiam
-
Witam Miałem doświadczenia z HH. Nawet mam dwie CD(od Lobo). Usiłowałem wdrożyć niektóre jego rady i wychodziło mi to średnio. Wpakowałem się ślepą uliczkę z własnej winy. Jestem(raczej byłem)wiecznym optymistą narciarskim, który usiłował zawsze coś tam poprawić w technice. Z HH zetknąłem się w wieku emeryta, po zmianach legislacyjnych PiS`u. Na "progres"(co za cholerne słowo) byłem za wolny, ciężki, szczególnie przy odciążeniach przez zejście w dół i stąd ta uliczka. Teraz, kontynuując życie emeryta narciarskiego staram się bardziej w górę, a raczej nie robię nic, tylko pozwalam mojej kosmicznej prędkości robić swoje. Tym mało zrozumiałym tekstem daję znak, że jeszcze żyję, szczególnie po ciężkim lecie. Dwa miesiące się przygotowywałem do sezonu, kryjąc dach gontami bitumicznymi, z użyciem sprzętu wspinaczkowego i węzła prusika. Teraz przy bardziej specjalistycznych ćwiczeniach(do nart) będzie to tylko lekka rozgrzewka. Ale warto całe życie się uczyć, by być Tedem na własny użytek. Tak trzymać! Pozdrawiam
-
Witam Fred ma rację. Główną przyczyną wywrotki jest zbyt mało lekka i elastyczna jazda. Czym gorsze warunki, to powinno się jechać bardziej lekko, elastycznie, mając odpowiednio silne nogi, kondycję itd...Dostosowywać się do zmiennego stoku, używając głównie części ciała od pasa w dół. Zostawiając rozluźnioną górę w spokoju. Co robić, aby tak jeździć? Po prostu jeździć bez przerwy po parszywych stokach. Niestety jeden kurs jazdy offpiste to za mało. Wtedy się nabiera tej lekkości. Z konieczności ja nabrałem jej w pewnym stopniu, kilkadziesiąt lat temu. Niestety z trudem już wystarcza na kilka rachitycznych skrętów. Stąd marzenia o sztruksiku, gdzie też się przydaje. Ale gdy jej nie ma, to zawsze można się wykazać kilometrami jazdy i przewyższeniami. Narty też nie zawsze ułatwiają jazdę. Jak służą do orania stoki stoku, jak jakiś pług, to spotykają od "gleby" taką samą reakcję. Teraz jest niestety moda na dostosowywanie nart do stoku(jakie na narty na...?). Poprawa własnych umiejętności jest bez porównania trudniejsza. Przerwałem swój nowy sezon, tylko z sympatii dla pognębionego narciarza. Nie będę wyjaśniał o co mi chodzi, jeśli ktoś nie zrozumiał mojego tekstu. Rozumienie go jest tylko kwestią własnego praktycznego doświadczenia. Pozdrawiam
-
Witam Teraz jak skończyć "karwing". W celu należało się wybrać całkiem rano(8,00) w piątek do Jurgowa. Był tu szeroki, twardy(bez przesady) sztruks. I nie było za dużo(raczej mało) karwingowiczów. Więc najdłużej trwała jazda do góry krzesełkiem. I tak krzesełko za krzesełkiem... Przez kilka godzin. Wszytko dzięki temu słowu - 'to carv". Zadziwiająco jak mało nogi się męczyły. I tylko zastanawiałem się, gdzie nasza elita, w tym pięknym rzeźbieniu stoków, jeździ. Nie widać było bardziej uzdolnionych rzeźbiarzy. O żonie i sobie skromnie nie wspomnę. Zapewne w dalekich Alpach uprawiali zacięcie ten artystyczny zawód. Narty z nasmarowanymi krawędziami wędrują za szafę. Sezon się pięknie skończył. Widok Tatr z Jurgowa jest przecież jedyny. Pa! Proszę o wybaczenie, jeśli z mojej strony było w tym sezonie coś niedobrego.
-
Witam Jakoś tak się zdarzyło, że korzystałem z podobnych wskazówek, w okresie gdy o internecie nie było mowy. Jedynie jazda po poręczach, schodach, dachach itp. mnie nie interesowała. Jakieś tam korzyści to przyniosło. Jeszcze jeżdżę na nartach. Pozdrawiam
-
Witam Mam podobne obserwacje. Gdy w rodzinie mnie poproszono o wybranie nart, to wszystkie wybory były granicach brody. Jedynie moja żona ma o długości równej wzrostowi. Kuba ma slalomki(dla dorosłych) minus 15 cm. I będziemy wydłużać narty w przyszłości, gdy będzie chciał zostać mistrzem powiatu w gigancie. Jeśli, na czym mi zależy, będzie się specjalizował w slalomie(tylko ta specjalizacja na początku nauki otwiera szeroko drzwi do kariery) Jakie narty wybrać dla początkującego, zaawansowanego, mniej lub więcej, gdy nie chce być "sportowcem"? Chce jeździć lepiej(kto by nie chciał), ale nie chce specjalnie ćwiczyć, zwiększać szybkości, mieć narty "masters", ujeżdżać na czarnych stokach. Chce z rodziną, albo z kolegami, spędzić urlop, czy się poślizgać. Chce jeździć lekko i przyjemnie na równych stokach. Dać bardziej zaawansowanemu narty "masters" plus 5 cm. Jeździ góra czterdzieści, w porywach szczytowych pięćdziesiąt km/g. A na tych nartach poniżej tej szybkości to trzeba umieć jeździć, by łatwo skręcić. Dopiero powyżej i to sporo, zaczynają robić w doskonały sposób do czego są przeznaczone. Zapotrzebowanie klientów rodzi zapotrzebowanie na sprzęt. Proponowanie klientowi sprzętu, który go przerasta w nadziei, że będzie "sportowcem"(mimo, że nie chce) jest ułudą. Mieliśmy wczoraj z żoną przyjemność jeździć po stoku, gdzie dłuugie narty były idealne, by się wyżyć. Krótkie też nie były do wyrzucenia, pod warunkiem, że jakiś ambitny małpiszon trenowałby uparcie śmig przed AMP. Pozdrawiam
-
Witam Ostrzyłem sobie zęby na wtorek na Mosornym. Będzie piękne słońce a stok jest jeszcze rewelacyjny. Szeroko naśnieżony, gruba warstwa dobrze ubitego śniegu. Od soboty wieczorem ciągły mróz. I dziś d...pa zbita! Nie jeżdżą. Jedyny powód to brak narciarzy w tygodniu. Za to w Białce, w ciapie na południowym stoku uwiją się mistrzowie desek. Zresztą na Mosorny też sporo przyjeżdżało na mokrą popołudniową kaszkę. Moje Koninki też niestety w tygodniu strajkują z ww. powodu. Dawno nie byliśmy w Szczyrku. Orczyki odpadają, bo nóg nam wystarcza w sam raz na zjazdy. Nie za ciekawie wygląda nowa Arena. Pozostało Skrzyczne. Nie ma rewelacji, jeśli chodzi o pokrywę, ale ze Skrzycznego na Jaworzynę od 30-50 cm. No i wypasione krzesło. Może raz czy dwa razy zawitamy w Doliny i potem orczykiem na górę. Śniegu jeszcze mniej. Ale stok powinien być przynajmniej wyrównany. Wyczytałem,że w sobotę(11.03) na trasie FIS-Doliny odbyła się tu walka o Międzynarodowy Puchar Karpat. Pod protektoratem Marka Kuchcińskiego. Nie muszę chyba wyjaśnić kim jest Pan Marek. Jest kilka zdjęć uczestników zawodów(gigant, tylko jeden przejazd). Mieszane, międzynarodowe towarzystwo w różnym wieku. Jako, że było to pomyślane rodzinnie. I regulamin wykluczał nieczystą grę, w postaci licencji zawodnicze. Nawet nie ważnej. Jedziemy jutro licząc na wspaniałe widoki na szczycie Skrzycznego, z Tatrami w tle. Jak by ktoś zobaczył na trasie taką błyskawicę w zielonej kurtce z napisem na rękawie "Extrem", to ja. Towarzyszyć mi będzie bardzo zgrabnie a nawet szybciej jeżdżąca dama. Moja ślubna małżonka. Podkreślam to, bo utrwala się zwyczaj nazywania drugiej strony partnerem. Określenia żona, małżonka, mąż, ...To już historia. I wstyd się przyznać, że człowiek jest tak zniewolony. Pozdrawiam
-
Witam Trudna sprawa, gdzie u nas na narty. Jeszcze kilka dni i temperatura wyraźnie wzrośnie. Na zachód od nas do dwudziestu stopni. Zima także w Alpach ucieknie na lodowce, czyli w granicach 3 km. Te kilka dni dają jakąś nadzieję na w miarę przyzwoitą jazdę do południa pod Tatrami, Szczyrku(wyżej), pod Pilskiem. Najlepiej na Kasprowym, jeśli jest wystarczająco śniegu. Dzisiaj było całkiem nieźle(jak na tą pogodę) na Mosornym. Gdzie leży jeszcze gruba warstwa śniegu. Ale tylko do południa. W nocy było dwa stopnie mrozu i stok nieco przymarzł. Dodatkowo pojawiła się paru centymetrowa świeża dekoracja. Jeszcze ze dwa dni i tylko ciapa, jak ktoś to lubi, to jeszcze "pojeździ". Pozdrawiam
-
Witam Bode(wcześniej) nie był taki zły w slalomie. I zdarzały się duże chłopy, nieźle zwijające się miedzy gęsto ustawionymi tyczkami. Ale średnia dla slalomu, to raczej mniejsze chłopaki. W zjeździe za to trudno sobie wyobrazić coś lekkiego i niskiego. Choć mogą być niespodzianki. Pozdrawiam
-
Witam To dlatego, że tyczki były ustawione "offpiste". Czego się zwykle nie robi. Pozdrawiam
-
Witam "Świadomy upadek". Jest to pojęcie może do zastosowania na samym początku nauki, gdy narty nagle szybciej przyspieszyły i wystraszony narciarz nie wie co zrobić. I to musi być niewielka prędkość. Bo położyć się na bok, przy kilkudziesięciu km na godzinę to jest chyba trudne psychicznie. Człowiek już jest wtedy sparaliżowany ze strachu(mowa o bardzo początkującym narciarzu, zależy to też od jego psychiki). Do czego służy "świadomy upadek"? To jest zasadnicze pytanie. Pierwsze to co napisałem wyżej-zapobiec niekontrolowanemu narastaniu szybkości. Drugie-zapobiec uderzeniu o przeszkodę(drugi narciarz, drzewo, słup). To drugie nie ma zupełnie sensu. Nikt przy zdrowym zmysłach nie będzie się wywracał przed słupem wyciągu, by w niego nie uderzyć. Będzie robił wszystko, by go ominąć. W przypadku człowieka może nie mieć takich skrupułów. Zresztą wywrotka to nie jest zatrzymanie szybkie, bo rozpędzonym będzie się sunąć po śniegu. Twierdzę, że nie ma czegoś takiego jak "świadomy upadek". Nie mogę sobie w żaden sposób tego wyobrazić. Będę robił wszystko, by się zatrzymać, ominąć przeszkodę, czy uderzyć w nią w taki sposób, by złagodzić skutki. A co się da zrobić w konkretnym przypadku, w momencie tracenia równowagi, to tego się nie da opisać. Będzie to działanie instynktowne. I sądzę bardziej prawidłowe im wyższy poziom jazdy. Później można kontrolować leżenie na boku itp. Starajmy się, by się nam nie przytrafiały upadki. Powiedzenie - nie nauczysz się, jak się nie wywrócisz - ma sens tylko wtedy, gdy wywrócenie "służy" do przyzwyczajania się do coraz większej szybkości. A z każdej wywrotki wyciąga się wniosek, jaki błąd popełniłem. Pozdrawiam
-
Witam Wróciłem nie ze stoku tylko z chrzcin. Jestem dobry narciarzem, wśród gości na chrzcinach. Tak przynajmniej mnie za takiego mają. Pisano już o tym, jak należy się wywracać. W czasie moich początków na stokach była to wiedza prawie obowiązkowa. I dziś może być przydatna. Gdy się ktoś nie bardzo spieszy w dół i stok jest pusty. Gdy gęsto zaludniony, to ma szanse zostać pociętym na kilka kawałków. Jak się ktoś często wywraca i się nie zastanowi dlaczego- to się jeszcze długo będzie wywracał. Gdy się zastanowi, to częściej będzie jeździł a mniej leżał. Pomocna(a nawet konieczna) w tym zastanawianiu jest doświadczona osoba, w tym pięknym zajęciu pędzenia w dół stoku. Z biegiem czasu nabywa się tych odruchów, których wiele osób zna i wywrotki są nadzwyczaj rzadkie. Bo byle okruch śniegu nas nie położy. Ale też niebezpieczniejsze, bo się szybciej jeździ. Jeszcze jest jeden sposób zmniejszenia ryzyka, który stosuję. Jeździć na 75, 80 % procent swoich możliwości. Zarówno jak chodzi o technikę, jak zwykłą wytrzymałość mięśni. Jednak w takim przypadku żegnajcie wszelkie sukcesy sukcesy sportowe. Pozdrawiam