Skocz do zawartości

Veteran

Members
  • Liczba zawartości

    1 114
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez Veteran

  1. Witam   Jak widać jak można się uczyć i nauczyć ładnie jeździć wykorzystując materiał odpadowy, a nie nie wypasione tyki.  Przynajmniej najważniejsza jest jazda. Na walenie tyczek przyjdzie czas.   Pozdrawiam i życzę wytrwałości.
  2. Witam   Czyli "bike" z motorkiem spalinowym. Z elektrycznym jest jest mniej szkodliwy? To jest pytanie dla Amerykanina. Wszak energia w jego akumulatorze pochodzi z naładowania z sieci  elektroenergetycznej USA. Jak wiadomo większość tej energii jest w tym kraju wytwarzana w elektrowniach węglowych, gazowych i jądrowych.  Z tym, że na wytworzenie energii w eco rowerku ponad drugie tyle zostało wypuszczone do środowiska w postaci smrodliwego gazu, podgrzanej wody, odpadów radioaktywnych.   Ale zawsze można twierdzić, że w moim akumulatorku jest tylko energia ze źródeł odnawialnych(np. z baterii słonecznej). Choć słońce ciągle traci energię i nie ma mowy o odnawianiu.  Ale tym nie musimy się teraz martwić. Za kilka miliardów lat to co innego. Ecorower to każdy ma  od dawna w swoim domu.   Pozdrawiam
  3. Witam   To nie marketingowcy zadziwiają. Oni dbają o własny interes. A czy to ma sens to wtórna rzecz. Zadziwiają bardziej klienci. Jak ktoś ma narty z rokerem, to dlaczego  nie ma mieć butów z tym ważnym elementem. Jak się szerzej  rozpowszechniły komputery, to nastąpił zalew reklam "komputerowo, z komputerem.....". Teraz jest moda na ochronę środowiska. Więc wszystko ma być "eco", by klient czuł, że się przyczynia do odpowiedzialności za naszą planetę.   Pozdrawiam
  4. Witam   Ten FIS w Białce to chyba ten pagórek mający orczyk i talerzyk po prawej stronie. Dojść tu do prawie 130 km/h to prawie cud. Bo mnie się zdarzało jechać tu nieraz prawie prosto. Było szybko na dole, ale dla mnie. Trudno to powiedzieć ile to było . Tak na oko(porównując z uciekającym terenem, jak samochodzie) - 70, 80 km/h). Narty, smar, guma, pozycja  kuczne jajo i start u góry jak w PŚ oraz nośny śnieg, to może...Ja mam wątpliwości  odnośnie bezpieczeństwa na nartach powiedzmy cywilnych. To co widzę w TV to nawet na biegu zjazdowym narty o ogromnym promieniu są mało stabilne, gdy jadą zupełnie płasko. Widać pewne myszkowanie. Stąd nawet na długich, cywilnych nartach, które będą myszkować musi się jechać bardzo długim łukiem na krawędzi. Sto na godzinę w supergigancie(dzisiaj Val Gardena) to naprawdę bardzo szybko, nawet w telewizji. To prawie trzydzieści metrów na sekundę. Piętnaście metrów na sekundę, szybkość w granicach pięćdziesięciu km/h  to też szybko, gdy porówna się zjazd na rowerze.   Lubię osobiście dość szybko jeździć, gdy są warunki. Teraz nawet więcej niż dawniej. Narty mam dłuższe niż dawniej. Przy szybszej jeździe wkładam o wiele mniej wysiłku w skręt, a frajda  jest duża. Nie zakładam, że będę leżał i moje zwapniałe kości się rozlecą.  Zdaję sobie dobrze sprawę, że każda wywrotka powyżej kilkudziesięciu km/h(niżej też nie jest całkiem bezpiecznie) jest groźna, mimo nowoczesnych wiązań, zbroi narciarskiej. Co widać wyraźnie po wywrotkach w PŚ. Ale ludzie się lubią chwalić. Nie bardzo wiem o co tu chodzi. O nadzwyczajną odwagę gościa, czy może o umiejętność jazdy na nartach. Jeśli chodzi o to drugie, to przysłowiowe "wiejskie chłopaki", są czasami największymi kozakami o największych "umiejętnościach". Z takich alpejskich kozaków wyrastają  nieraz mistrzowie.   Pozdrawiam
  5. Witam   Życie się strasznie komplikuje. Dawniej(a raczej dawno, dawno temu), jak pojechał  na wewnętrznej przy skręcie to od razu leżał. Nazywano to błędem krawędzi, bo zamiast na krawędzi wewnętrznej narty zewnętrznej, oparł się na krawędzi wewnętrznej narty wewnętrznej.  Ale to nie była absolutna prawda, bo niektórzy magicy skręcali na krawędzi wewnętrznej  takiej samej narty wewnętrznej.    Teraz(nie użyję słowa karwing)  każdy nieco wyżej aspirujący swobodnie skręca na narcie wewnętrznej, korzystając z całej rozciągłości z jej krawędzi wewnętrznej.  Ale nie tylko to. Bo na przykład zaczyna skręt na narcie górnej na jej dolnej krawędzi lub też gdy ma taką wolę zaczyna na narcie dolnej i dolnej krawędzi. Ta narta za moment jest nartą wewnętrzną a krawędź na której jedzie też jest od wewnątrz. Przy czym wspomniana narta jest też górną.   Opisałem tylko pewne skrajne przypadki, obciążania stuprocentowego tylko jednej narty. Druga ma wtedy zero nacisku i można sobie ją przesuwać w przód i w tył do woli. W  rzeczywistości, każda narta walczy o swoje. Przejawy tego widzimy na zwolnionych zdjęciach mistrzów tej pięknej dyscypliny.   Pozdrawiam
  6. Witam   Piękniutkie zdjęcie. Mam bardzo miłe wspomnienia z tym krajobrazem. Opalaliśmy się z żoną przed schroniskiem w taki właśnie dzień. Na dalekim horyzoncie Tatry. Na polanie jeździła ta sama wyrwi....I odbywał się kurs narciarski. Grupka z dziesięciu kursantów stała przyzwoicie  w rządku. Instruktor zademonstrował skręt do zatrzymania. Kursant ruszał i próbował naśladować "ideał" nauczyciela. Potem grzecznie podchodził do góry i stawał na końcu kolejki. Nawet im te skręty jakoś wychodziły.   Po godzinie opalania pomknęliśmy jak  jacyś "profi" w dół FISem. A oni jeszcze ciągle ćwiczyli ten skręt. Prawdopodobnie program kursu na ten dzień przewidywał tylko tą ewolucję. Dziwiło mnie nieco tylko to, że gdyby korzystali z wyciągu, to by tych skrętów wykonali dużo, dużo więcej. I to bardziej urozmaiconych. Znany guru zjazdów GJ twierdził, że dobrze wybrany wyciąg jest nieraz lepszy od najlepszego nauczyciela. Na nartach się uczymy jeżdżąc a nie stojąc i dyskutując.   Pozdrawiam
  7. Veteran

    Narciarski horror

    Witam    Jak ktoś mi strzela w plecy, to trudno jest uniknąć trafienia.   Ale prawda jest taka, że większość ludzi jeżdżących po stokach, mimo że potrafią skręcać i wydaje się im, że dobrze jeżdżą, to  raczej narty ich wiozą, niż są ich panami.  To zupełnie inna inna umiejętność, niż nawet obserwowana z boku ładna jazda. Umiejętność bardzo szybkiej reakcji, gdy coś nagle pojawia się na torze jazdy, dosłownie nieraz parę metrów przed jadącym.  Typowym przykładem jest tyczka. Musi się momentalnie zareagować.  To jest umiejętność(nie tylko jeśli chodzi o tyczkę), którą się wyrabia. Ja sobie zupełnie nie wyobrażam, żeby ktoś, który ciągle jeździ długimi  regularnymi łukami potrafił nagle wykonać z tego łuku bardzo szybkich, zaledwie zaznaczonych skrętów. Należy gwałtownie zmienić rytm jazdy. Dawniejsze muldy, stoki, gdzie w jednym miejscu było wyślizgane, tuż obok nieco miększego śniegu. Narty typu boazeria, na wyślizganym trudne do utrzymania. Na  bardziej miękkim dające szanse na skręt, zmniejszenie szybkości. To wszystko wyrabiało te krótkie odruchy -czasem tylko kiwnięcie kolanami, czy minimalne zaangażowanie ciała. Teraz gładki, szeroki stok, prowokujący do szybkiej jazdy. Fajnie się tak jedzie. Ale jak ktoś "podjedzie" na nasz tor, to robi się problem. Dawniejsze stoki eliminowały szybko, szybciej jeżdżących, którzy nie potrafili dobrze kontrolować swoich nart. Gościa po prostu "prasło" raz, czy dwa razy i  szybko pomyślał o co tu chodzi. Teraz "praskanie jest coraz" rzadsze a narty i przygotowanie stoków coraz lepsze. Wypadałoby by mieć jeszcze jedną parę oczu z tyłu, by widzieć, kto mi grozi i zmienić kierunek jazdy.    Pozdrawiam
  8. Witam   Z głębokim smutkiem stwierdzam, że toczona dyskusja(brałem w niej kiedyś, pięć lat temu,  udział-DK) o użyciu wewnętrznej(górnej narty) doprowadziła do tragicznej decyzji o rezygnacji z forum. Ale forum to tylko narty wirtualne, działające tylko na psychikę, a nie na ciało. Na stoku jest zagrożone ciało o czym świadczy mój przypadek z soboty.   Wybraliśmy się  we trójkę -żona, Kuba i  piszący te słowa na Czarny Groń. Przypomnieć sobie jak to się jeździ na nartach po trzech kwartałach. Dobrze się jeździło, jak na pierwszy raz. Należało tylko uważać na tych jadących z przodu, z boku i przewidywać ich zamiary. Dalej wybierać momenty, większego rozluźnienia przed sobą.    Ale nieubłagany los płata figla. Jadąc już tam kolejny już raz nagle czuję, że się coś dzieje w rejonie moich stóp. Coś jakby,jakaś siła wyrywa mnie mnie z nart. Co się dzieje błyskawiczna myśl leci przez głowę -narty się skrzyżowały, ale tu nie ma kamieni, korzeni. Lata świetlne mnie dzielą od takich zdarzeń.  Narta się złamała w środku, wyrwało wiązanie... Świat jasny znika, ciemność...Nastąpił koniec świata!   Leżę na brzuchu, twarzą do śniegu. Odwracam głowę. Wydaje się mi, że nic mnie nie boli. Ale przy szoku zawsze tak się wydaje. Moje obie narty i jeden kijek, mimo założonej pętli,  leżą z tyłu. Drugi mam w ręce. Przede mną leży jakiś starszy facet, również bez nart.  Przepraszam bardzo pana - mówi do mnie. Pytam - nic się panu nie stało? Co miałem powiedzieć biednemu człowiekowi. Pognębić go jeszcze używając niezbyt eleganckich słów...Jest już wystarczająco zszokowany.   Władował się jakoś dokładnie od tyłu we mnie. Nie przejechał po nartach, bo nie ma na nich śladu. To kwestia różnicy szybkości, wystarczy pięć, dziesięć km, by uderzenie było dość silne i wytrąciło człowieka z toru jazdy. A ile można spekulować, co by się stało?  Każda taka wywrotka jest potencjalnie groźna. To nie jest łagodne położenie się na bok.    Pozdrawiam
  9. Witam   Uszy do góry. To chwilowy plus i tylko ok. dziesięć( w dolinach) w dzień. Noc w granicach zera. Czym wyżej, to zimniej. Sztuczny śnieg(jeśli  narobili go sporo) jest odporny na ciepłe powietrze. Słońca teraz mało, więc też nie topi. Dekoracja, naturalna z drzew zniknie, ale będzie już dość solidny podkład. Prognoza na dwa tygodnie - nieco ponad  zero w dzień(powiedzmy dla Szczyrku na dole). W nocy poniżej zera. Czasami coś poprószy.  Co dalej to zagadka. Najgorszy scenariusz - to tydzień halnego w okolicy Nowego Roku. Takie cuda też się zdarzały.  Jednak życzę wszystkim tym, co uda się im dojechać do Szczyrku w okresie świąt cudownej zimy!   Pozdrawiam
  10. Veteran

    Jasna Chopok

    Witam    Od strony północnej na samej górze, to muld raczej nie ma. Tu wszystko jest z reguły wywiane i zalodzone. Nierówność terenu to ukryte  duże kamienie. Nie jest stromo, ale lepiej się za bardzo nie rozpędzać, choć od większych niebezpieczeństw(kocioł po prawej) chroni solidna siatka. Od czasu do czasu jeździło się tu na boazerii.    Pozdrawiam
  11. Witam    Największą bujdą jest naganianie roboty warsztatom. Nie mówię, że źle to robią. Tylko, że jest kosztowne i niekonieczne. Pierwsza rzecz narty muszą stać w pomieszczeniu nie wilgotnym, przewietrzanym. Nie w pokrowcach, kurz im nie zaszkodzi specjalnie. W pokrowcach potrafią szybko rdzewieć krawędzie. Krawędzie należy nasmarować dokładnie i grubo smarem. To wszystko. Można zwolnić sprężyny wiązań, jak ktoś chce. Sprężyny nie są takie słabe i nie "siadają", gdy są ciągle napięte(przykład "sprężyny" -zawieszenia samochodu). Można nasmarować ślizg, choć nie jest to specjalnie ważne. Czysta narta, wyczyszczona, wysuszona na powietrzu to oczywistość. Tak robi się z butami, plecakiem.   Czyszczenie wiązań, to ciekawostka. Z zewnątrz to oczywiste. Ale jak ktoś sobie wyobraża czyszczenie wewnątrz. Nie wolno demontować wiązań. Smary są dobierane przez producenta. Nie może smar być łatwo wymywany, czy twardnieć na mrozie. W sumie najważniejsza  rzecz to pomieszczenie i  nasmarowanie krawędzi. Wystarczy sprawdzić , co kilka miesięcy, czy nie rdzewieją. Bo czasami widać rdzę pod smarem. To kwestia suchości powietrza i braku jego wymiany. Najgorszą rzeczą jest wrzucić gdzieś do kąta narty po ostatnim wyjeździe, gdy kończyło się na brudnym śniegu i  błocie.   Pozdrawiam
  12. Witam   Sądzę, że powodem sytuacji kłopotów z wewnętrzną nartą jest jeszcze zbyt mała świadomość w czasie skrętu, że się ma dwie nogi. Które mogą być ŚWIADOMIE różnie obciążane w czasie tego samego "łuku". Tą świadomość się wyrabia w miarę doświadczenia. Ale też trzeba stosować różne ćwiczenia. Na przykład świadoma jazda z bardziej obciążoną nartą  wewnętrzną(nawet do 100%). Dobre są tzw. girlandy stokowe. Jazda w skos stoku - minimalny skręt pod stok i momentalnie w drugą stronę, ale tylko by zaznaczyć obciążenie na górnej narcie. Na prawie płaskim stoku próby jazdy na jednej narcie. Skręty niewiele zaznaczone, raz narta jest zewnętrzna, potem  wewnętrzną. Druga noga uniesiona nieco. Potem zmiana nogi. Świadomość swobodnego "manewrowania" jedną nogą, niezależnie od drugiej bardzo zwiększa pewność jazdy na nartach. Nie da się tego sprowadzić do prostej rady "włożenia kolana". A bardzo ułatwi to "włożenie".   Pozdrawiam
  13. Witam    Zdaje się jeździliśmy obok siebie, nie znając się zupełnie. I teraz też Ciebie nie znam, choć być może była mi znana Twoja twarz.. Zacząłem naukę na nartach w 1964 roku od kursu pod Gubałówką. Było z nas parę osób z Klubu Tatrzańskiego w Krakowie(na ul. Basztowej). Prowadził go zakopiański goprowiec, instruktor narciarski Cwietniak. I tak to się zaczęło, choć miałem pewne "doświadczenia" jako dziecko, skacząc  na nartach po brzegach i robionych skoczniach. Od tego kursu było później tylko Zakopane, głównie Kasprowy, czasem Gubałówka. Znałem z widzenia prawie wszystkich narciarzy niedzielnych na Kasprowym(o wolnych sobotach się nie śniło). Wiedziałem że są z Krakowa i od razu wyławiałem tych, co mi się rzucili w oczy, jako lepiej od innych jeżdżący. Tylko Kraków praktycznie w niedzielę jeździł do Zakopanego. Byli też Zakopiańczycy. Trenujący na tykach zawodnicy, czy jeżdżący luzem. Ich się  łatwo rozpoznawało, bo po prostu  jeździli o klasę wyżej od reszty gawiedzi. Ta moja jazda trwała tu trwała do końca lat siedemdziesiątych, czasem przerywana wyjazdami na Skrzyczne. Potem jeździłem częściej do Szczyrku   Po tym kursie był następny, który prowadził goprowiec z Krakowa, też instruktor. Tylko, że wydawało mi się że jestem lepszy od niego w jeździe"terenowej". Potem jakiś incydent Na Kasprowym z Zakopiańczykiem, z którym byłem na obozie wędrownym w Bieszczadach. Był w polskiej  kadrze juniorów w zjazdach. Prosiłem go, bo jeździliśmy raz po Goryczkowej-popatrz i szczerze, co mam poprawić. Stwierdził, że dobrze jeżdżę. Stwierdzenie "dobrze" odnosiło się do niedzielnego amatora na Kasprowym.   Teraz ta "śmieszna austriacka szkoła". I książka "Śmig", tłumaczona na język polski Kruckenhausera(?). Przecież to była światowa potęga w zjazdach. Toni Seiler-czarna błyskawica, zdobywca wszystkich złotych medali na Olimpiadzie(bez wątpliwości jak Killy). Toni w filmach skakał po dachach. O takiej jeździe się marzyło. O tym "zamiataniu" nartami. Jeśli chodzi o to zamiatanie, to jednak dążyło się do ślad na śniegu był jak najwęższy.   Teraz o francuskiej szkole. Na Placu Wiosny Ludów(teraz Wszystkich Świętych) była księgarnia górska PTTK. A w niej "Ski de France". Czyli narty "po francusku". Wspólne dzieło kilku autorów i zebrane doświadczenia tej szkoły. Dość gruba książka napisana w języku Moliera. Znałem już nieco francuski. A zresztą było tam sporo fotografii. Upstrzona była wykresami trajektorii  narciarza w czasie skrętu, wektorami sił. Chodziłem tam w zimie dość często(mieszkałem niedaleko). I "studiowałem" na miejscu, bo książek w tej bibliotece nie można było pożyczać. Byliśmy z żoną pasjonatami gór i nart. Więc się douczałem  sam a potem żonę. O tej książce dość pogardliwie wyraził się G. Joubert jako " dzieło". To było dzieło jego starszych kolegów.   Jeśli chodzi o G. Jouberta. Książkę tłumaczoną na nasz język  od razu kupiłem. Potem pojawiła się kolejna( w dowolnym tłumaczeniu "Jak nauczyć się samemu jeździć na nartach"). było wydanie francuskie kupione w księgarni obcojęzycznej na Rynku Głównym(obok Baranów). To była przez lata moja "Biblia narciarska". Zawsze w zimie czytałem ją  po raz nie wiadomo który. Przy okazji szlifując język. Joubert  w żadnym miejscu nie rozróżnia narciarza amatora i zawodnika. To była naturalna konsekwencja rozwoju. Począwszy od skrętów z oporu, skrętów na równoległych nartach, dobrym narciarzu, bardzo dobrym narciarzu. Na końcu narciarzu, który próbuje startować w zawodach. Na końcu książki jest tabela wyjaśniająca, jak klasyfikowani są narciarze. W skrócie można powiedzieć w ten sposób. Elita krajowa. Kolejne kadra(np. A) złożona z zawodników, którzy uzyskują czasy dłuższe 5 %. Odniesieniem jest zawodnik(cy) elity. Muszą startować razem. Kadra B. Startuje A-jako odniesienie i znowu +5%, potem 10%. Taka drabinka miała ze sześć stopni(piszę z pamięci). I trasy(różnica poziomów, liczba bramek-były coraz łatwiejsze). Dopiera poniżej tej drabinki byli ludzie którzy zajmowali się nauczaniem innych. Czyli instruktorzy od pani Kasi. Mogli być bardzo dobrymi narciarzami, radzący sobie w każdych warunkach, ale nie startowali w zawodach. Albo mieli słabe czasy   Mam jeszcze parę różnych książek. Teraz zza oceanu. Zawsze lubiłem analizować dość dokładnie technikę narciarską. Wzorem byli zawsze zawodnicy. Bo kto miał być wzorem? Na Kasprowym często spotykało się ludzi z blaszką "PZN". Ich  jazda nie rzucała na kolona w sensie pewnego prowadzenia nart, szybkości. Jedynie trenujący zawodnicy warci byli by ich próbować nieco naśladować. Czasem udawało mi się przejechać parę pozostawionych w jednym, czy drugim Kotle-tyczek. Przy okazji przekonałem się, że by być zawodnikiem nie wystarczy "dobrze jeździć". Trzeba być jeszcze odważnym, by tak szybko jeździć, po takich dziurach obok tyczek. Na to byłem już za "rozsądny". Uważam, że to moje "wzorowanie się" na zawodnikach przyniosło mi  bardzo dużo dobrego. Narty mi sprawiają jeszcze bardzo dużo satysfakcji. Czuję się na nich bardzo pewnie. To dzięki, przede wszystkich, przy dość dobrze przyswojonej technice, która stale ewaluowała, w miarę ewaluacji sprzętu. Może nawet byłbym całkiem przyzwoitym zawodnikiem, bo dość łatwo przychodziło mi opanowywać kolejne ewolucje. Gdybym jako dziecko zaczął "trenować" w jakiejś szkółce, klubie...Było takie prawdopodobieństwo, bo moi rodzice poznali się przed wojną w Zakopanem, i tu brali ślub, i tu mieliśmy mieszkać. Ale wybuchła wojna i wszystko się posypało.    Pozdrawiam
  14. Witam Ciągle się napotykam w tekstach, nawet bardzo doświadczonych forumowiczów na uparte rozróżnianie, techniki amatorskiej, techniki zawodniczej. Największy szkopuł, że "zawodnicy" zaczynają się od zawodów w jakichś okręgach. A Mistrzostwa Polski to już dla nich za wysoka poprzeczka. Więc PŚ to kosmos. Niektórzy z kolegów na forum też być może zmieściliby się w pierwszej pięćsetce najlepszych w naszym kraju. A być może jeszcze kilkaset wyżej. W niektórych konkurencjach Więc ci wszyscy są "zawodnikami". Jeżdżą jak zawodnicy, tylko "nieco" gorzej i na łatwiejszych trasach, niż ci z wyższej półki. Reszta to amatorzy. Jeżdżący po amatorsku. To się kupy nie trzyma. Następnie na muldach nie da się jechać na krawędziach. Da się, bo sam próbowałem. Nie jest to skręt taki, jak na gładkim stoku. Niech mi ktoś wyjaśni jak jedzie narta gdy jest całkowicie w śniegu a narciarz jest wychylony do środka skrętu. Na krawędzi, na całym ślizgu, czy na tym i tym. Na nartach po prostu trzeba umieć jeździć. I swoją technikę dostosowywać do warunków, aby się jak najlepiej jechało, czy miało najlepszy czas(zawodnik). Reszta jest biciem piany. To jest mój wkład do tej czynności. Pozdrawiam
  15. Witam   Należy pilnie przyjrzeć się Prezydentom, jak dotarli pod wyciągi. Będzie dla niektórych możliwość wzorowania się na nich.   Pozdrawiam
  16. Witam   Mój bd kolega w czasie studiów był zawodnikiem pierwszoligowej drużyny Wisły w dżudo. Ja tam przy okazji zapisałem się na kurs samoobrony w tej dyscyplinie. Prowadzony chyba nieco na fuchę przez zawodników. Po to by się "bronić" na ulicy. Do kolegi powiedziałem - wy to macie dobrze, nikt wam nie podskoczy. To nie tak! Ja Cię kilku obskoczy, mając rurki wodociągowe...A nawet - jak go rzucę na beton, czy wykręcę mu rękę...To mam opory, że zrobię mu krzywdę. A oni nie mają...   Pozdrawiam
  17. Witam   Ja bym na Ten post odpowiedział w sposób "prowokacyjny". A co komu przeszkadza, że ktoś tam czyta książki o technice, podpatruje zawodników, rozdzielając jeden skręt na klatki. Próbuje ich imitować, jednocześnie zdając(albo nie zdając) sobie sprawę z przepaści dzielącej nawet bardzo dobrego amatora od przeciętnego zawodnika, nawet nie z PŚ(wystarczą z zapasem Mistrzostwa Polski). To takie nieszkodliwe dla innych hobby. I tak takich ludzi na stoku jest nie za wiele. I raczej zdają sobie dobrze sprawę ze swojego poziomu. I też wiedzą dość dobrze na co sobie można pozwolić i do czego się dojdzie. Ja mam szacunek dla takich osób. Nie każdy ma możliwość jeździć ciągle z najlepszymi instruktorami, czy byłymi zawodnikami i korzystać  z ich uwag, aby coś u siebie poprawić. Lepiej się "uczyć" od zawodników z PŚ, niż bezmyślnie zaliczać kilometry. Nikt mnie nie przekona, że podglądanie najlepszych jest zupełnie bez sensu. Oczywiście musi to iść w parze z własnym postępem.   Ja widzę inne niebezpieczeństwo dla siebie(i i oczywiście innych).  Dałem temu wyraz w temacie o narciarskiej zbroi. Takich się boję. Pędzących bez opamiętania w dół  w ciżbie narciarzy. Kilka gadżetów na ciele czasem może powoduje zbyt wielką pewność, że mnie to ochroni.    Pozdrawiam
  18. Witam   Bądźmy ściśli. Do własnych umiejętności, które obejmują właściwy sprzęt do tych warunków.  Dokładnie jak w samochodzie. Rajdowiec może pędzić  po wertepach z taką szybkością, że włos się jeży na głowie, nawet bardzo doświadczonemu  kierowcy. Podejrzewam, a raczej jestem pewny, że chce się za szybko przypisywać coraz większe liczby, jeśli chodzi o umiejętności. Ten rausz, podziw...Więc coraz wymyślne zabezpieczenia... Tylko co ma robić przeciętny użytkownik stoku w lichej kurtce, gdy taki pancernik go walnie...Siedząc w samochodzie mam nieco większe szanse...   Pozdrawiam
  19. Witam Ze strukturą mam takie doświadczenia. Na moich SL miałem i mam jeszcze resztki struktury. Jak posmarowałem narty, to fajnie jechały. W miarę wycierania smaru jechały wolniej i "lepiły" się do śniegu. Smar zalepiał strukturę. Parę ruchów szczoteczką do mycia rąk nie wystarczyło, by ją przywrócić. I teraz nie wiem, co ważniejsze struktura, czy smar i właściwe smarowanie. Proszę o wyjaśnienie. Pozdrawiam
  20. Witam   Nie krępuje ruchów? Gruba kurtka narciarska krępuje ruchy. Najlepiej się mi jeździ, gdy jest ciepło i mam na sobie niewiele lekkich warstw. Jak ktoś jeździ w urozmaiconym terenie(lekka i zwinna kawaleria) to każda zbroja krępuje ruchy. Atak ciężkozbrojny na krechę toleruje zbroję. I czyni ją nawet konieczną w razie ataku na ...np. drzewo, inny narciarz...   Pozdrawiam
  21. Witam   Skłonny jestem twierdzić, że narta "carvingowa" jest naturalną ewolucją narty, jak w każdej dziedzinie. I nie ma  żadnego cudownego początku. Już sam fakt pojawienia się ratraków, równo ubitych, twardych stoków narzucał potrzebę w większym stopniu jazdy na krawędzi. Ześlizgiwanie  się piętek to było "marnowanie" prędkości, szczególnie dla zawodników. O skręcie na nartach, takim żeby się nie pojawiał duży charakterystyczny "półksiężyc" na śladzie marzyłem zawsze.    Zawodnicy zawsze jeździli z większym pochyleniem do środka skrętu. Mam zdjęcie z zawodów w Szwecji z roku 1940, gdzie ich zawodnik ma taką  sylwetkę w skręcie, że prawie wypisz, wymaluj jedzie "carvingowo", tylko narty jakoś nie chcą się wcale ugiąć wzdłużnie. A tak to jest w życiu, że często odkrywa się Amerykę po raz wtóry. Raczej należy pochwalić jakiegoś producenta nart za odwagę(i własny interes), że pierwszy wypuścił oficjalnie na rynek wyraźniej zmienione narty i nazwał je odpowiednio. Inni zapewne też  je mieli. Bo nie wierzę, żeby nie było szpiegowania, co tam dłubie się u kolegi.    Pozdrawiam
  22. Witam   Sypie ładnie. A za dwa dni będzie ładnie wiało z południa. I z sypania nic nie zostanie.   Pozdrawiam
  23. Witam   U dołu orczyka na Skrzyczne jest(była) przepompownia. Dość dawno temu gość obsługujący ją  robił herbatę, może i kawę. Jeździliśmy wtedy dość często po FISie i raz spytałem się go skąd mają wodę do armat na Skrzycznym. Pompowali z dołu. A ta przepomownia pchała dalej na samą górę. Musiała być, bo z dołu na Skrzyczne jest 700 m. Licząc opory w rurach, to trzeba byłoby pchać z siłą ponad 80 atmosfer. Nic się chyba nie zmieniło. Pytanie jak duży "stawek" jest na dole na potoku. A może gdzieś jest coś na zboczu. Ktoś może to wiedzieć, bliżej zaprzyjaźniony ze Skrzycznym.   Jesteśmy tym zainteresowani(zjazd do samego dołu), szczególnie Fisem. A udało się nam dawniej parę razy. Bo to wyjątkowa frajda. Porównać ją można tylko z Goryczkową. Poszerzona, naśnieżona, to kapitalna jazda, po ściankach, gdzie nogi są prasowane i wypłaszczeniach na odrobinę luzu. Tym bardziej, że "tłum" popędzi do Słowaków.   Pozdrawiam
  24. Witam   Tak! Narty są niebezpieczne. Własne umiejętności nie dają całkowitej gwarancji. Ktoś inny może nas najechać, choć nie wiem jak  było się ostrożnym. Sam osobiście jeżdżę zachowawczo. Ale już sama szybkość jest niebezpieczna. Jak zdarzy mi się jechać, gdy pusty stok, dobre warunki szybciej(powiedzmy na "oko 60', 70 km/g), to zawsze w głowie telepie się "emfałkwadrat przez dwa". Między trzydzieści parę km/g a tą szybkością  jest cztery razy większa energia  kinetyczna. A przy zjeździe zawodniczym(czy kogoś z fantazją) znowu cztery razy większa od "mojej". Zresztą relacje z PŚ doskonale ilustrują coś się dzieje z ciałem narciarza. Różne "opakowania" zmniejszają na pewno szanse na uraz, albo je łagodzą. Niestety nie da się ich całkowicie wyeliminować. Jedyna możliwość całkowitej eliminacji urazów na nartach, to nie jeździć na nich. Są przypadki, gdy ktoś wysiadając z wyciągu o coś zaczepił. Przy zjedzie z Kasprowego do Kuźnic zabił się swego czasu, w łatwym miejscu(nartostrada lesie), "goprowiec" z Zakopanego. Można się nadziać na własny kijek. Uraz głowy został zmniejszony znacznie przez kask. Do którego osobiście, przez większość mojego ślizgania po stokach, nie byłem zbytnio przekonany. Licząc na własne umiejętności.   Mówiąc serio - jestem za zabezpieczeniami. Jeśli chodzi o zawodników, to jest oczywiste. Bo bez nich byłoby o wiele gorzej. Nie podoba się mi tylko jedna rzecz. Podejrzewam czasem, że zabezpieczenia wyprzedzają znacznie umiejętności. Stwarzając iluzję bezpieczeństwa w razie wywrotki. Jest to groźne nie tylko dla ich posiadacza, ale dla innych uczestników stoku. Facet pozwala sobie na większą szybkość, nie przystającą do własnych umiejętności, bo jest "zabezpieczony". Natomiast na pustym stoku jazda z większą szybkością, to nie mój biznes. Choć jako obywatela w pewnym stopniu mój(NFZ)   Pozdrawiam.
  25. Witam   To jest wersja na narty wielokrotnie sprawdzona w bojach. Jeżdżenie w zbroi  tylko krępuje. Aby się przekonać o jej skuteczności należy się często przyglebiać. Więc pytanie powinno iść w tym kierunku.   Pozdrawiam
×
×
  • Dodaj nową pozycję...