Veteran
Members-
Liczba zawartości
1 114 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Zawartość dodana przez Veteran
-
Jak kaleczyłem/kaleczę jazdę na nartach, czyli ewolucja narciarza :)
Veteran odpowiedział robertw → na temat → Nauka jazdy
Witam Nic do mnie nie dochodzi. Adres e-mail jest nieaktualny. Moderator niech wyrzuci zero z adresu. Dla mnie to zbyt skomplikowane. Pozdrawiam -
Jak kaleczyłem/kaleczę jazdę na nartach, czyli ewolucja narciarza :)
Veteran odpowiedział robertw → na temat → Nauka jazdy
Witam Staram się co sił, aby na nartach pojawiały się: -antycypacja, -inklinacja, -angulacja. Niestety moje biodra mają małą inklinację do angulacji. I to jest poważny problem. Pozdrawiam -
Witam Ona! Mam słabe oczy. Puściłem ten film na 0,25 i zatrzymywałem. Tak się skupiłem na nartach, że nie zauważyłem, że to nie niemłody Harb. Straszna wpadka! Ale też dobrze o mnie świadczy. Absolutne skupienie na najbardziej istotnych elementach narciarza- butach i "karwingach". Muszę w przyszłości wolniej analizować, by uniknąć takich kompromitacji. Nie zaglądam, ale się poprawię. Pozdrawiam
-
Upadki na nartach,jak często i dlaczego upadamy?
Veteran odpowiedział Kuba99 → na temat → Nauka jazdy
Witam To prawo wyboru jest w życiu mocno ograniczone. Tylko nie chce się tego widzieć, albo się jest na tyle niedorosłym, że się o tym nie wie. Nie ma się własnej rodziny, ale się ma rodziców, którzy się męczyli, by zapewnić byt dziecku. Wychować go. I liczyli, że kiedyś będzie wsparciem, choćby duchowym dla nich, czy zapewni kontynuację rodu. To już jest poważne ograniczenie. Dalej nie ma się rodziny, nie zna rodziców. Absolutny luzak. Ale jest społeczeństwo, którego środki ratują luzaka. Podejmuje się akcję poszukiwawczą, naraża życie ratowników, nie mówiąc o tak "prymitywnej" sprawie jak kasa. To są ograniczenia. Każdy ekstremalny sport jest egoizmem. Uprawia się go w warunkach pewnego "komfortu". Nie wnikając we "wpółczynnik", ilu w danej dyscyplinie nie dożywa(lub nie zostaje kaleką) na liczbę uprawiających, do śmierci. "Ekstremalnym sportem" jest przecież wojna. I czasami się wydaje, że niektórym jest jej brak. Wtedy szukają(szukali) szans w ISIS. Pozdrawiam -
Witam Nie byłbym teoretykiem, by nie skomentować takiego smakowitego kąska(filmu PMTS). Harb to jest mistrz dzielenia na czworo. Odkrywa nową technikę przejazdu po muldach. Muldy są ledwo zaznaczone i jazda wolna. Czyli "muld" nie ma. Samo ćwiczenie w wykrzywianiu kolana(nogi wewnętrznej) do wnętrza skrętu jest przydatne. Sam to robiłem. Ma na celu pozbycie się "A". Szybsze pochylenie drugiego kolana do wnętrza skrętu. Można to robić minimalnie, tylko podnosząc tył narty. On tu podnosi dla demonstracji wysoko nartę, lekko ją ustawiając nożycowo do zewnętrznej. Takie ustawienie(jako ćwiczenie) też koryguje początek skrętu, bo czasem zawsze się ma nieco szerzej tyły niż przody. Na "prawdziwe muldy" to nie jest jakaś specjalna technika. Techniką tu jest szybkość ciała dół - góra. Nie odrywanie nart od śniegu w żadnym momencie. Na muldach się nie skacze z "górki" na 'górkę". "Połykanie"(avalement) "górek", a raczej celowanie w "przełęcze", by zmniejszyć amplitudę ruchów "dół-góra". No, ale jak ktoś ma to ochotę przećwiczyć, to szkody nie przyniesie, tylko pożytek. Pozdrawiam
-
Witam Przyznam się, że opiłki z krawędzi, to estetyka wyższego rzędu, godna światowej czołówki. Znacznie większym zmartwieniem jest niewidoczny mały kamyczek na śniegu. Skąd się ta cholerna ryska wzięła? Śniegu na metr! Pozdrawiam
-
Upadki na nartach,jak często i dlaczego upadamy?
Veteran odpowiedział Kuba99 → na temat → Nauka jazdy
Witam To nie jest tak, że jak się jeździ wolniej, to jest nudno. Jak się nieco wspinałem to wychodziłem z założenia, że robię to na 75 %. Co to znaczy? W trudniejszych miejscach nie próbuję iść wyżej na zasadzie uda się, albo spadnę. Jest za trudno i mam małe szanse, to się wycofuję, lub szukam obejścia trudnego miejsca. Dwadzieścia pięć procent(sił, wytrzymałości) jest na nieprzewidziane. Z takim podejściem trudno o większe sukcesy. Wtedy było konieczne, by mieć większe szanse na przeżycie. Asekuracja była iluzoryczna. Jak się zmienił sprzęt, to goście odpadali, gdy nie dali rady. I tak kilka prób z rzędu. Wróćmy do nart. Też jest to 75, 80 %. Wylatywałem kiedyś na zawodniczym wertikalu(nielegalnie jechałem) na Kasprowym, gdy szybkość była za duża. Ze strachu. Może bym go przejechał, ale obawa o własne nogi zwyciężała. Czy najlepsi zawodnicy nie mają tego samego, szczególnie w zjeździe. Nie mam żadnych wątpliwości. Oczywiście wiąże się pewność z techniką, wytrzymałością, pewnego rodzaju objeżdżeniem po trudnych trasach. Ale jest czynnik strachu, powstrzymujący przed zbyt ryzykownymi próbami. Czynnik, który wzrasta z wiekiem i doświadczeniem. Stąd żołnierze to ludzie głównie młodzi. Pozdrawiam -
Upadki na nartach,jak często i dlaczego upadamy?
Veteran odpowiedział Kuba99 → na temat → Nauka jazdy
Witam Przykra bardzo sprawa. Mam nadzieję, że nie będzie złych następstw. Przyczyna jest zawsze. Nie jest przyczyną przeszarżowanie. Bo co to jest przeszarżowanie, np. pojechanie szybciej niż zwykle. To jest tylko podłoże wypadku. Ja sobie doskonale zdaję sprawę, że rozwijając szybkość kilkadziesiąt kilometrów na godzinę i uderzając w coś przy tej szybkości, to może się skończyć fatalnie. Ale w nic się nie uderza, a mimo to uderza się głową w śnieg. Tu nie ma żadnych cudów, coś musiało wytrącić jadącego z jego toru. Inaczej nie byłoby wywrotki. Wszystko może być właściwe. Narty kondycja, nie nadmierna szybkość itd. Ale się człowiek nagle niespodziewanie wywraca. Przyczyn może być wiele. Nagły uślizg jednej narty i minimalne skrzyżowanie dziobów. Jakieś małe zagłębienie w śniegu. Można tak nieszczęśliwie wbić kijek, że najedzie się na niego nartą. Nie chcę spekulować. Ale gdy sięgnę pamięcią to miałem dawno temu dosyć dziwne wywrotki. I zawsze je analizowałem, po to by to się nie powtórzyło. Ja bym tej sprawy tak nie zostawił. Jak dojdzie dziewczyna do siebie spróbować szeregiem pytań wysondować, co mogłoby być przyczyną. Nagłe wywrócenie się to taki błysk i leci się. Ale zawsze jest przyczyna. Bardziej zamarznięty okruch śniegu. Nieważne co, ale musi być. Jest jeszcze jedna ważna rzecz, na którą rzadko zwraca się uwagę. Pewne podświadome odruchy, których nabiera się po latach jeżdżenia w najróżniejszych warunkach. To jest swego rodzaju "technika" wychodzenia z "opresji". Kilka lat jazdy i porządne wyszkolenie to technika na dobre stoki. I tej specyficznej "techniki" zabraknie. Proszę mnie dobrze zrozumieć, czytając ten post. Nie jestem absolutnie zwolennikiem "zdarza się". Bo się nie można w ten sposób usprawiedliwiać. Ale zdaję sobie sprawę, że się czasem zdarzy. Człowiek nie jest automatem, który nie popełnia błędów i się nie męczy. Ale żeby się nie zdarzało, trzeba zawsze dojść do tego, z jakiego powodu się zdarzyło. Tak jak wypadek lotniczy. Pozdrawiam Pozdrawiam -
Witam Od lat robię z nartami swoimi i żony w piwnicy. Kąt, smar, żelazko Toko, cyklina, szczoteczka do rąk. Nieraz, co kilka dni jazdy. Ale już nieco odpuściłem. Zadziorki usuwam pilniczkiem "diamentowym". Kupionym kiedyś od "ruskich" w komplecie. Służy długo. Malutki i łatwo dokładnie przejechać po płaszczyźnie krawędzi z boku i z dołu. Smar na zimno Swix. Całkiem wydajny i dobrze się smaruje w temp. pokojowej. Korek, filc na gąbce. I na dzień wystarczy. Uwielbiam ten poślizg, jak się stanie na nartach pod wyciągiem. Wyobraźnia podpowiada, jak się fajnie narty będą ślizgać do przodu. A nawet, gdy się nie zauważy małego przetarcia na stoku, to się narty łatwiej ślizgną i może nie będzie rysy na zoli. Skoro to moja pasja, to uważam, że się im należy nieco pieszczot. Przecież to całkiem normalne w życiu. Pozdrawiam
-
Witam Fred ja jestem zatwardziałym teoretykiem. Ty jesteś zatwardziałym praktykiem. Prawda jest może po środku. Do Koninek jadę w niedzielę. Ale ze względu na zimno przejdą mi wszelkie ćwiczenia. Pozdrawiam
-
Witam Dobrze wyspowiadam się. H. Harb to było moje zauroczenie więcej niż dziesięć lat temu. Od Lobo(jeszcze raz dzięki) dostałem płyty z jego instrukcjami. I tam był "phantome move". Ale też czytywałem jego stronę w internecie. Mam sprowadzoną z USA jego książkę "Essentials"(?). Leży gdzieś w Koninkach. Gdzieś też mi mignęło jego zdjęcie, jako 18 latka , obok tyczki w kadrze zdaje się kanadyjskiej. Ładnie jeździł jako instruktor. Elastyczny. Uprawiał też tenis. Szkopuł w tym, że wszelkie jego instrukcje dotyczyły inicjacji skrętu, który można nazwać skrętem kompensacyjnym. To znaczy po momencie wypłaszczenia nart(nazywa to floating -pływaniem) przy zmianie krawędzi, następuje momentalnie pochylenie nart na przeciwne krawędzie, z dominującą nartą zewnętrzną. Narty wjeżdżają w linię spadku stoku na krawędziach, a narciarz już ma wyraźne wychylenie do wnętrza skrętu. Dalej jest "prosto". W sumie cały skręt, wykonywany na średnio stromym stoku i z przyzwoitym śniegiem, był podobny do skrętów demonstracyjnych , których jest pełno w sieci. Ja to próbowałem opanować na stokach dość stromych i nawet dość twardych. Wychodziłem z założenia, że przecież mam z muld dość dobrze opanowane skręty kompensacyjne "połykające" górki. A tu jest wyraźna "wirtualna górka", szczególnie na bardziej stromym stoku. Niestety ciągle narty wchodziły za późno na krawędź. Nie byłem w stanie na slalomkach rozpocząć skrętu przed linią spadku stoku, gdy był bardziej stromy a narty na koniec skrętu jadą wtedy bardziej "poziomo". Zacząłem szperać w sieci i doszedłem do wniosku(czytając różne opisy i oglądając filmy), że trzeba to zarzucić. Jestem stary, wolny, nieelastyczny. Nie mam przeszłości zawodniczej. I nic tu więcej nie wykrzeszę. Pewną i prosta metodą jest skręt od górnej narty(wewnętrznej) przez chwilowe ustabilizowanie się na niej oraz przekręcenie jej z "małego palca na duży". Nie mam problemów w jeździe na wewnętrznej narcie. Wiąże się to z wyjściem w górę na tej narcie. I wtedy mój "karwing" nabrał jakichś rumieńców. I tak teraz jeżdżę. Jestem w stanie dla zabawy na niezbyt stromym stoku też skręcić kompensacyjnie. Wystarczy podciągnąć nieco narty w górę siłą mięśni brzucha i skręt się rozpoczyna. Ale łuk jest długi. I sumie w moim wydaniu jest to wolna metoda. Zresztą oglądałem w YT nie tak dawno ćwiczenia młodego zawodnika na stoku w Levi. Takie skręty kompensacyjne to reguła dzisiaj w gigancie. A właściwe to jak się rozpędzi narty, to każdy skręt robi się prawie samoczynnie. Bez zastanowienia jak. Narty, nawet takie emeryckie jak Code, wrzucą w kolejny skręt. Ja w moich postach opisuję to co czuję na nartach. Piszę o rzeczach, które jakoś sprawdziłem osobiście na stoku. Ktoś może mieć inne doświadczenia. Jestem zwolennikiem prostych i jasnych metod nauki. Zawsze poszukiwałem też filmów, by się dowiedzieć, jak ćwiczą pewne elementy zespoły narodowe. Jak się eliminuje błędy. To są tajemnice kuchni. Ale czasem coś tam się odkryje. Pozdrawiam
-
Witam Takim bardzo prostym ćwiczeniem, ale wiele korygującym, jest podnoszenie wewnętrznej narty(tylko piętki w fazie prowadzenia skrętu). Przyczynia się bardzo do wyczucia jazdy na narcie zewnętrznej. Eliminuje błąd zbytniego obciążania tyłów. Jest proste, i jednoznaczne, i łatwiejsze od "skrętu oszczepniczego". Te "phantome move", czy "pull back" Harba to tak naprawdę bardziej nazwy, niż niejednoznaczne, proste ćwiczenie. Poza tym są nieco "skomplikowane" i trudne do realizacji. Przecież narty ciągle jadą i to dość szybko. Oglądałem kiedyś filmy z ćwiczeń kadry "B" chłopców na lodowcu Presena nad Tonale. Właśnie koncentrowano się na takich prostych ćwiczeniach, jak podnoszenie wewnętrznej narty, jak najwcześniej. Harb pokomplikował swoją metodę, bo z niej żył. A trudno żyć z czegoś, co jest zbyt proste i co każdy instruktor wyjaśni. Nieco tajemniczości jest potrzebne, by klienci pomyśleli sobie-coś w tym jest! Pozdrawiam
-
Witam To może ja coś wyliczę. Niekoniecznie ze sportów. Bo chodzi właściwie o to samo. Ogarnia nas jakaś pasja, czasem chwilowa i co dalej.? Miewałem różne pasje. Niektóre z konieczności. Mając niecałe trzydzieści lat umarł mój tata i mama została na wsi sama. Doszedłem do wniosku, że coś należy robić z ziemią. Hektar do zaorania i obsiania. Posadzę sad. Wyrosną jabłuszka i gruszki, coś się sprzeda. Jak to zrobić, oczywiście z książek. Min. dzieło profesora Pieniążka "Sadownictwo". Ale i jeszcze parę innych. Drzewka woziłem 50 km koleją z Krakowa, bo tam tylko można było kupić. Szybko połowę wykosiły nornice. Kupiliśmy maleńki stary domek w Koninkach. Drugi też stary rodzinny stoi w Okocimiu. Kto miał remontować, tylko ja. Wiec zmiana hobby na budownictwo i literatura dla inż. budowlańców. Jakieś przelotne koniki, jak fotografia. Więc znowu literatura i zrobiony osobiście powiększalnik. Hi-Fi. Ponad półwieku samodzielny wzmacniacz lampowy(tu miałem przygotowanie z zawodówki), skrzynia na dwa głośniki z otworem rezonansowym, wytłumiona watą szklaną. Dźwięk palce lizać z stacji Kraków. Tenis. Kolega w pracy wciągnął. Naciągi jeszcze "baranie", rakieta drewno cud. Znowu literatura. Jak ma wyglądać odbicie. Parę numerów amerykańskiego periodyku o tenisie. Narty, wspinaczka to już wiele tu pisałem. Nawet w pracy zawodowej po studiach. Specjalność napędy w hutnictwie. Ale pojawiła się robota możliwa w Krakowie w Zakładzie Badań Rakietowych i Satelitarnych. Zakład dwadzieścioro ludzi, którego szefem był brat znanego aktora, miał za złotówkę trzy artyleryjskie stacje radarowe, otrzymane od wojska. Więc ja byłem kandydatem do uruchomienia tych stojących stacji. Na szczęście w bibliotece AGH znalazła się literatura o radarach. I tak wyjmując panel za panelem i używając oscyloskopu, dwie stacje zaczęły pracować. Były potrzebne do śledzenia elementów wyrzucanych przez rakiety meteorologiczne. To wszystko były pasje. O każdej chciałem się jak najwięcej dowiedzieć. Wtedy kiedy mnie to interesowało. Nie dochodzi się przy tym do jakiegoś "mistrzostwa", bo na to trzeba czasu i innych czynników. Ale nie lubię w żadnej sprawie zadowalać się tylko tym, że "gdzieś dzwonili". To jest też nasza narodowa wada. Na szczęście coraz mniej widoczna. Choć być może nie na stokach. Pozdrawiam
-
Witam Proponuję w przyszłości załączyć filmy z bardziej "dziurawych" i stromych stoków. Pozdrawiam
-
Witam Lungau. Miłe wspomnienia z zeszłego roku. Więcej luzu! Ręce! I dołączyć pewien ruch w górę(inicjacja skrętu) i w dół(prowadzenie) . Nie dużo, bo sylwetka tylko się 'kładzie" na bok. To nieco za mało. Układ ciała jest b dobry, to dużo. Powodzenia w rozwoju. Pozdrawiam
-
Witam Jak się czasem coś tam działo z moją nogą, to wertowałem różne "forumy", by się dowiedzieć, czy coś takiego się innym przytrafiło. Jak trafiłem na forum o bieganiu, to zgroza mnie ogarnęła. Same problemy z nogami. A niby to taki "prosty" i tani sport, który każdy może uprawiać, gdyby nie zadyszka. Pozdrawiam
-
Witam Miałem bardzo duży okres dopinania klamer, aż pękł plastyk cholewki i zrywały się "nity" klamer. Okres, gdy jeździłem na slalomkach i "opanowywałem" twarde i strome stoki. Książkę Le Mastera, o której mowa mam. Eksperymentowałem z butami. Wkładki cholewkach, podwyższanie pięty. Teraz jeżdżę na Code powyżej wzrostu. Buty mam dużo słabiej dopięte i usiłuję pochylając kolana do wnętrza skrętu rozpocząć ten ruch od stóp. Najpierw "przekręcam" stopy z dużych palców na małe. Tu chodzi bardziej o napięcie w stawie skokowym i stopie, bo to mogą być tylko milimetry. Ale odnoszę wrażenie, że to pomaga w lepszej jeździe na krawędzi. Bardziej się to czuje. To niuans, wymagający dobrego czucia pod stopą. Zresztą ciągle dążę do tego lepszego czucia. Jak się "rąbie" krawędzią slalomki "lód", to trudno coś wyczuć. Pozdrawiam
-
Witam To ostatnie zdanie mnie nieco zastanowiło. Nigdy nie miałem do czynienia z żadnym programem jakiejkolwiek organizacji kształcącej przyszłych instruktorów. Program nauczania brałem głównie z książek ŚP Jouberta. Natomiast mam lata obserwacji na stokach. Wypatruję tak, jak Harpia ludzi, którzy by mi zaimponowali. On tego problemu nie ma, bo musiał by się rozdwoić. Skąd bierze się tak imponująca szybkość nauki, że po kilku dniach można sobie powiedzieć-ja już umiem(umiom, czy podobnie). I to nie używając kijków. Tak mi się wydaje, ze kijki to w tym okresie przeszkadzają. Narciarz w pierwszej kolejności musi się koncentrować na tym, by nie leżał. Wymaga to pewnej elastyczności kończyn dolnych. Druga umiejętność to "skręcanie". Nadzwyczaj łatwa ewolucja, gdy narty nie są za długie(najlepiej slalomki) i stok jest równy i mało stromy. Ważna jest też ogólna elastyczność ciała, charakteryzująca ludzi młodych, ale i tych, co uprawiają fitness. Ostatnim jest odwaga. W sumie mamy elementy pozwalające na dość swobodny zjazd w Białce, po kilku pierwszych dniach w życiu na nartach. Wstydzę się swojej tępoty w opanowaniu tego pięknego sportu rekreacyjnego. Jedyna pociecha, że jeszcze jako tako jeżdżę. Obawiam się jednak, że "bezkijkowcy" wcześniej skończą swoją karierę na stokach. I to nie powodów ściśle zdrowotnych. Nadchodzi taki moment, że nawet mały obrót na stoku, czy nawet małe podejście na nartach bez kijków staje się problemem. A o bardziej pogłębionych skrętach na bardziej stromym stoku nie ma co marzyć. Pozdrawiam
-
Witam Ciągle mnie dręczy pytanie, jak rozległe jest to zjawisko "bezkijkowców". Koledzy, którzy ciągle jeżdżą poza naszymi granicami, Słowacja, Czechy, Austria, Niemcy, Włochy i dalej mogliby coś powiedzieć. Czy się szerzy tam ta "moda". Bo to jest moda. Ludzie zaczynają często w sposób przypadkowy uprawiać jakiś sport. Jeśli ktoś, kiedyś zjawił się pod stokiem, na którym połowa narciarzy jeździ bez kijków, to przyjmuje to za normę. To jest naturalne zachowanie. Podobnie jest, gdy przyjechał na narty w gronie "bezkijkowców", którzy go zachęcili by spróbował tego sportu. Nie może nawet wypożyczyć kijków, bo go wyśmieją. To jest zjawisko nie wyróżniania się z tłumu. Powstaje coś w rodzaju sprzężenia zwrotnego. "Bezkijkowcy" zwiększają liczbę kolejnych adeptów bez kijków. A jeśli to jest jeszcze podparte przez kadrę uczącą bez kijków, to już nikt na przeciętnym stoku nie może mieć wątpliwości, jak jeździć. To nie jest kwestia drogiego sprzętu. Kijki to grosze. To jest kwestia świadomości, kształtowanej przez otoczenie. Jak uczono się dawniej na nartach. W okresie, gdy nie było jeszcze ratraków. Wyciągi były nieliczne i oblegane. Kogoś tam wciągnął na narty kolega, nieco zaawansowany, ale z kijkami, bo bez kijków to tylko widywało się skoczków. Ktoś zapisał się na kurs tygodniowy, gdzieś w schronisku. Każdy musiał mieć kijki, bo instruktor by go wyrzucił ze stoku. Narciarzem człowiek stawał się w sposób świadomy. Miałem w pracy w biurze projektów kolegę, którego młodszy nieco brat "zachorował" na narty. Tak to określił mój kolega. Spotkałem jego brata ze dwa razy na stoku w Koninkach. Coś tam mu podpowiedziałem. Ale głównie później jeździł do Zakopanego z zakładowymi wycieczkami. Co tam u brata? Pytam kolegi. Wiesz on zwariował. Wstaje w niedzielę(jeszcze nie było wolnych sobót) o piątej i jedzie na Kasprowy. Kolega od biurka był odporny na tą chorobę. Przeszła mu definitywnie chęć do desek, gdy brat na równym terenie w Konikach wstawił go na deski. To było coś w rodzaju, jak mi opowiadał-jedna noga do przodu, potem druga i leżę! Choroba brata rozpoczęła się dobrze po czterdziestce. Przyszły nowe czasy. Pierwsze ratraki. Stok gładki jak stół, przy najmniej przez godzinę. Przybywało wyciągów. Otwarły się Alpy. Zniknęła boazeria. Pojawiły się narty....wiadomo jakie. Krótsze, samoskrętki. Wystarczy postawić na krawędź i pięknie zakręcają. Import samochodów z Reichu zwiększył nasycenie tych pojazdów na głowę. Zniknęły zakładowe Jelcze i Sany. I z nimi zniknęła klientela narciarska, wyrzucona poza nawias systemu wolnorynkowego. Pojawili się Guru nowej "techniki" narciarskiej. Pojawiła się moda na narty. I doszło do tego, że na stokach odbywa się "polowanie" na tych co odważą się mocniej skręcić. A wydawało się dawniej, że takie skręty to szczyt umiejętności. Wzrastająca fala "bezkijkowców" wybije im to z głowy. A tak na marginesie w Konikach mieliśmy znajoma panią instruktor jeżdżącą przykładnie z kijkami. Jej mąż, w wieku około pięćdziesiątki, nagle odrzucił kijki. Dlaczego to zrobił zapytałem? Tak się mu lepiej jeździ! Faktycznie wyprostował znacznie swój tor jazdy. Wyglądało to na coś w rodzaju śmigu, co sto metrów skręt. Pozdrawiam
-
Witam Generalnie można powiedzieć, że to taka moda. Ślepe naśladownictwo. Przecież znakomita większość jeżdżących po naszych stokach, to przypadkowi narciarze. 'Uczący" się samodzielnie od innych przez proste naśladownictwo. Spędzający nieraz parę dni, albo nieco więcej na stoku w sezonie. Taki narciarz nie jest zainteresowany jakąś wymyślną techniką. Wystarczy mu że zjeżdża, nie wywraca się. Jedzie szybko, co mu sprawia dużą przyjemność i jest powodem do pewnej dumy. Nie "pisze na forum". Jedzie w Alpy i głównie go interesują fotki z własna twarzą. Luz w barze na stoku. Po co mu więcej. Forum, to "elita". Ludzie, którzy chcą coś poprawić w swojej jeździe. Mają jakieś daleko siężne plany odnośnie swojej jazdy. Sama jazda, opanowanie nart. Fizyczne odczuwanie "piękna" ruchu narciarskiego są dla nich najwazniejszą rzeczą. Ale takich jest garstka. Czasem to są tylko pojedynczy osobnicy na przeciętnym stoku. Czy tak jest wszędzie? W krajach o wyższej kulturze górskiej, w Alpach, czy choćby na Słowacji? Będąc w Chmonix dwa lata temu, czy Lungau w zeszłym roku jakoś nie rzucili mi się w oczy bezkijkowcy. Może ktoś tam gdzieś się pojawił. Ale generalnie wszyscy mieli kijki i jeździli lepiej, czy gorzej, ale z nimi. Skąd ta moda? Jak pojawiły się narty karwingowe, to u nas tu i ówdzie można było przeczytać, że to są narty, na których nie trzeba używać kijków. krótkie, łatwo skręcają. Jest pewien luz, bo ręce swobodne. Pojawili się "karwingowcy". Zawodnicy ścigający się na zawodach(kolorowe "półkule"). Jak ktoś był słabszy na slalomie z kijkami, to próbował w tej dyscyplinie(istnieje jeszcze?). W Białce na "fisie" urządzano taką rywalizację. Białka dyktuje modę w Polsce na sposób zjeżdżania. Kto nabrał szlifów w Białce to stawał się wzorem w innych miejscach. Do tego dołączyła się nowa kadra instruktorska. Szkolona w najróżniejszych miejscach. Nową techniką bezkijkową. Pojawiło sie twierdzenie, że dzieci musi się uczyć absolutnie od pługu. Zresztą takie jest wymaganie klienta. Klient ma tylko kilka dni na naukę jazdy. I to ma być zrobione bardzo szybko. I jak nie ulec takim żądaniom. Klient płaci. Klient przecież widzi jak ludzie jeżdżą. A że jakaś statystyka. To jego nie dotyczy. Zresztą, czy narty to taka ważna rzecz? Bierze się i zjeżdża. Mieszkaniec pierwszej, lepszej doliny alpejskiej miałby zupełnie inne zdanie na ten temat. Jak i na temat w jakich butach nalezy wybrać się w góry. Pozdrawiam.
-
Witam Generalnie można powiedzieć, że to taka moda. Ślepe naśladownictwo. Przecież znakomita większość jeżdżących po naszych stokach, to przypadkowi narciarze. 'Uczący" się samodzielnie od innych przez proste naśladownictwo. Spędzający nieraz parę dni, albo nieco więcej na stoku w sezonie. Taki narciarz nie jest zainteresowany jakąś wymyślną techniką. Wystarczy mu że zjeżdża, nie wywraca się. Jedzie szybko, co mu sprawia dużą przyjemność i jest powodem do pewnej dumy. Nie "pisze na forum". Jedzie w Alpy i głównie go interesują fotki z własna twarzą. Luz w barze na stoku. Po co mu więcej. Forum, to "elita". Ludzie, którzy chcą coś poprawić w swojej jeździe. Mają jakieś daleko siężne plany odnośnie swojej jazdy. Sama jazda, opanowanie nart. Fizyczne odczuwanie "piękna" ruchu narciarskiego są dla nich najwazniejszą rzeczą. Ale takich jest garstka. Czasem to są tylko pojedynczy osobnicy na stoku. Czy tak jest wszędzie? W krajach o wyższej kulturze górskiej, w Alpach, czy choćby na Słowacji? Będą w Chmonix dwa lata temu, czy Lungau w zeszłym roku jakoś nie rzucili mi się w oczy bezkijkowcy. Może ktoś tam gdzieś się pojawił. Ale generalnie wszyscy mieli kijki i jeździli lepiej, czy gorzej, ale z nimi. Skąd ta moda? Jak pojawiły sie narty karwingowe, to u nas tu i ówdzie mozna było przeczytać, że to są narty, na których nie trzeba używać kijków. krótkie, latwo skręcają. Jest pewien luz, bo ręce swobodne. Pojawili się "karwingowcy". Zawodnicy ścigający się na zawodach(kolorowe "półkule"). Jak ktoś był słabszy na slalomie z kijkami, to próbował w tej dyscyplinie(istnieje jeszcze?). W Białce na "fisie" urządzano rywalizację. Białka dyktuje mode w Polsce na sopsób zjeżdżania. Kto nabrał szlifów w Białce to stawał się wzorem w innych miejscach. Do tego dołączyła się nowa kadra instruktorska. Szkolona w najróżniejszych miejscach. Nowa technika bezkijkowa. Twierdzenie, że dzieci musi się uczyć absolutnie od pługu. Takie jest wymaganie klienta. Klient ma tylko kilka dni na naukę jazdy. I to mabyć szybko. I jak nie ulec takim żądaniom. Klient płaci. Klient widzi jak ludzie jeżdżą. A że jakaś statystyka. To jego nie dotyczy.
-
Witam Witam Janie! Parę informacji, jak to było i często jest. Było domaganie się o dane z mojej strony. Była mowa o zawiadomieniu policji. Ale było dwóch facetów wyższych ode mnie, nie mówiąc o wieku. I twierdzących(tylko winowajca), że pani we mnie wjechała! Stałem poniżej żony, bo obawiałem się, że się ześlizgnie bez nart i pojedzie na ubraniu i będzie jeszcze gorzej. Jedyną metodą przekonania ich był sposób "amerykański", tj. wycelowania pistoletu w ich kierunku. Nawet bójka(bez szans na mnie) na narty i kijki nie wchodziła rachubę. Musiałem ubezpieczać żonę. Pojechali i zawiadomili gopr. Przyjechały dość szybko młode chłopaki. Jeden starszy z nich, znany nam od lat, jak jako dziecko jeździł po stoku. Sprawnie nieco usztywnił zgiętą rękę szyną i spytał się, czy zawiozę żonę do szpitala. Niech wezwą karetkę. Głupek wożący samochodem, musi w takim przypadku sobie odczekać na przyjęcie i ryzykować zdrowie wiezionego. Karetka to załatwia. Po gościach ani śladu na dole przy stacji. Nie czekali na protokół, na policję. Zresztą ten znany nam "goprowiec" raczej byłby bardzo niechętny, by bawić się w papiery. Zresztą nie wiadomo, czy to goprowiec. Na pewno ma jakieś papiery. Stacja jest biedna. A faceci mogą być nawet jego znajomymi, gdzieś z okolicy. I jakie będzie świadectwo. Że żona nie jest winna? Mąż i żona przeciwko dwom świadkom? Stok był pusty, innych świadków nie było. To są nasze realia. Dzisiaj się dowiedzieliśmy, że ortopeda w Wadowicach najbliższy termin ma 12 marca. Jedziemy prywatnie do Bierunia. To są dalsze realia. Karta informacyjna, ze szpitala w Limanowej. Rozpoznanie IDC-10: S42.2-Złamanie nasady bliższej kości ramiennej W51.8-Uderzenie w lub zderzenie z inną osobą(w innym określonym miejscu) Wywiad-Wstępne badanie przedmiotowe: Pacjentka zgłosiła się……. ….. Ból okolicy barku prawego, ruchomość ograniczona bólowo. Ruchomość, ukrwienie oraz czucie palców ręki prawej prawidłowe. Zlecono rtg barku prawego, tk głowy. Wydano CD z rtg oraz tk. Konsultowano ortopedycznie-unieruchomienie kończyny w opatrunku Velpeau, kontrola w Poradni Urazowo-Ortopedycznej za pięć dni. Pozdrawiam
-
Witam Dziękuję serdecznie wszystkim, za miłe słowa pod adresem mojej żony. Pozdrawiam
-
Witam Był piękny dzień. Po tygodniu jazdy pojawiło się słońce. I naturalny śnieg na gładkim stoku. Zaczęliśmy w Koninkach równo ze startem wyciągu. Wspaniała jazda. Niestety los płata figla. Za siódmym zjazdem z cienia wychynął „on’. Żona, pełna euforii, pozwalała sobie na długie, szybkie łuki. Kątem oka zawsze sprawdzamy, co lewej, czy prawej. Nagle widzę, jak jej tor jazdy jest przecinany przez nadjeżdżającego z góry. Trzask. Przez głowę przelatują mi najgorsze myśli. Leży na stoku. Jedna narta odpięta. Facet leży dziesięć metrów niżej. Stokilowy bysior w średnim wieku. Żona trzyma się za bark. Bysior nie ma ochoty podać swoich danych. Pani we mnie wjechała! Pomaga mu drugi palant, kolega. Co za problem. Trzeba wezwać GOPR. Przyjechali szybko. Karetka i do szpitala w Limanowej. Złamanie kości przedramienia. Tomograf głowy nic na szczęście nie wykazał. Facet może, na szczęście, nie walnął jej ciałem., tylko zaczepił o dzioby nart. Wyleciała w powietrze i spadła na bark uderzając głową o śnieg. Tak przykro skończył się sezon dla mojej Damy. Jeździmy już razem, ponad dwadzieścia lat i sama się uchroniła od własnych błędów. Jest taka kategoria narciarzy, którzy są przekonani, że potrafią jeździć na nartach. Jeżdżą od kilku sezonów, czasem mają ich dużo więcej. Lubią być szybko na dole, lubią „pokazać” „ładnie” skręcającym, że liczy się szybkość, mołojecka odwaga. Na forum też jest sporo takich, ujeżdżających po kilku sezonach czerwone i czarne trasy. Dającym sobie siódemki. To kategoria palantów. Jestem za stary, by wierzyć, że się jest panem swoich nart w tak szybkim tempie. Można im z czystym sumieniem polecić freeride, na dedykowanych nartach. W konkurencji z drzewami nie mają szans. Natomiast wara od stoków!
-
Witam Sprawozdawcy z slalomu w Kitzbuhl ocenili średnią prędkość na 50 km. Któryś z czołowych Francuzów mówiąc, że był "wolny" podał w wywiadzie też taką samą liczbę. Taki slalom obecnie ma sześćdziesiąt kilka bramek. Czasy też są granicach minuty, lub nieco więcej. Wypada średnio jeden skręt na sekundę. Ale są dłuższe, bo wertikal to może być nawet dwa "skręty" na sekundę. Jak średnia szybkość? Przyjmując szacunkowo 15 metrów od bramki do bramki(między wewnętrznymi tyczkami) mnożąc przez 60 bramek i mnożąc przez współczynnik, np równy 1,2 na zaokrąglanie skrętów, otrzymujemy nieco ponad kilometr wężykowej trasy. Jeśli to trwa nieco ponad minutę, dostajemy ok. 60 km/g. I slalom się gdzieś koło tego kręci. Gigant może może się kręcić w granicach 80-90 km/g śednio. Zjazd nieco ponad 3 km. Nieco poniżej dwóch minut. Średnio 100 km/g. Z tym, że mogą być odcinki o sporo większej szybkości. W dodatku prowadzone na znacznie pochylonych trawersach. Pozdrawiam