Veteran
Members-
Liczba zawartości
1 114 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Zawartość dodana przez Veteran
-
Witam Nie wiem, co mówił FIS na temat długości nart SL w 1992 r. Wiem za to, że pojawiły się w tym okresie, w hurtowni A. Bachledy w Krakowie narty slalomowe Salomona. Miały taki gadżet, przed wiązaniem z przodu, zwany Prolinkiem. Zachwalane osobiście przez Bachledę, jako znakomite narty slalomowe. Kosztowały po zmianie pieniędzy 2000 zł. Była to duża suma. Pisałem już o tym na forum. Bo się osobiście zrobiłem w konia. Syn kolegi pracował w tej hurtowni i dowiedziałem się gdzieś w 1997 r, że są do kupienia za jeden tysiąc. Kupiłem. Taka fajna narta. Można powiedzieć slalomowa "komórka". Tylko wtedy nikt nie mówił o komórkach. Narta miała dwa metry. Na dziobach miały nakładki zakrzywione takie, by łatwiej ślizgnęła się po tyczce. Oczywiście różnice szerokości dziobu, pod butem i piętki niewielkie - typowy ołówek. Była dość miękka. Szybko zmiękła jeszcze bardziej. W 1998 r pojechałem z żoną do Cervinii, biorąc te narty. Zauważyłem wtedy wśród ludzi, w wagonie kolejki, że niektórzy mieli narty znacznie szersze w dziobie niż pod wiązaniem. Ale to były długie narty. Jak sterczały, w lesie nart w kolejce, to nie wyróżniały się "wzrostem" W sumie były to raczej nieliczne osoby. Jadące, np. od strony włoskiej, czy szwajcarskiej. Większość miała ołówki. I też nie zauważyłem na stoku jakiegoś wyraźnie odmiennego sposobu jeżdżenia, czy prowadzenia nart w skręcie. Może byli już "karwingowcy" na tych nartach. Ja dobrze zapamiętuje takie obrazy. Może faktycznie lepiej się prowadziły w skręcie jak ołówek. Takie rzeczy trudno jest zauważyć. A jeździliśmy sporo przez sześć dni, po obu stronach granicy. I wcale nie po łatwiejszych trasach. Te narty mi jednak nic nie mówiły. Niewiele się wtedy wiedziałem jako zwykły amator o sprzęcie na zachodzie. I co się tam w sprzęcie robi. Ale ci, co mieli kontakt z klubami, zawodnikami, trenerzy, zawodnicy wiedzieli o wiele więcej. Bachleda już wtedy doskonale wiedział, co się święci. Upchnął model, który był passe. Dalszy przykład, że coś się świeciło, to wyraźnie przecenione Fiszery ołówki, kupione żonie w sklepie sportowym w Cervinii. Jeździłem na moich pięć lat. Nawet, powiedzmy, próbowałem szerzej "karwingiem" przygotowując się, gdy zrobiła się moda i zamierzałem kupić karwingi w 2002 roku. Leżą w Koninkach na stryszku. W zamierzeniu producenta to na pewno nie była narta dla zwykłego amatora. Zawodnicy jeździli wtedy jeszcze na podobnych nartach. Pozdrawiam Załączone miniatury
-
Witam Będę jadł więcej makaronu, a mniej gruli. Tomba to makaroniarz. A jaki był sprawny! Pozdrawiam
-
Witam Dla tych, co uważają, że wprowadzenie nart karwingowych zmieniło bardzo technikę. Proszę porównać z ostatnim GS. No, stok twardszy. Może bramki nieco bliżej. Trzeba mięć gaz w d...I równowagę! Pozdrawiam
-
A przecież będziesz mógł sobie zjechać z SON w stronę COS. I zgubisz się wtedy biedny w lesie! Błąkamy się na forum teraz w Wielkim Szczyrku. Warto mieć wtedy w głowie teren a nie na małym ekraniku.
-
Witam To nie taka prosta sprawa. Utrzymuję wagę w pewnym granicach. Nie noszę piwnego mięśnia. W ubraniu tego nie widać. Przed lustrem w łazience tak. Jem dosłownie, jak przysłowiowy ptaszek. Przykładowo moje spożycie owoców(jabłka, śliwki, winogrona...) to sięga nieraz 1 kg na dzień! A w ciągu roku to przejadam średnio 150-200 kg. To najdroższa część moich posiłków. Obniżenie wagi udało mi się na wiosnę o parę kg. Mając kłopoty z żołądkiem, przez prawie tydzień miałem ścisłą dietę. I w następne tygodnie obiad składał się z cienkiej zupki. Nie słodzę herbaty(zresztą po doświadczeniach piję tylko owocową, herbata zwalnia perystaltykę jelit). Potrafiłem pracować przez cały dzień dosłownie na drożdżówce, wodzie i kilku kawach. Wtedy był jakiś efekt w pasie... Łatwo się bardzo przeziębiam, jak czegoś bardziej energetycznego nie zjem, szczególnie w zimniejszej porze roku. Długo by jeszcze pisać...Każdy organizm jest inny. A na nartach to zawsze czułem nawet bardzo niewielki przyrost wagi. Może dlatego, że zawsze byłem szybki w krótkich skrętach. Wtedy ociężałość własnego ciała czuje się najbardziej. Pozdrawiam
-
Witam Ten mostek i trawers to znamy dobrze, ponieważ dawniej, przy opadach dojeżdżaliśmy do końca Fisu. Gdyby tu był jakiś mały wyciąg... . Byłoby dobrze, ponieważ jest nieco drapania się w górę...Łączniki przez las też mogły by być, ale naśnieżone i nieco zmodyfikowane. Szukałem zdjęć z satelity Skrzycznego. I na tym co znalazłem, nie widać szerszych łączników poniżej Dolin. Może ktoś na forum ma dokładniejsze informacje. Jak będą opady śniegu, to się przetestuje osobiście. Nęci mnie ten zjazd na sam dół. Nam z żoną wystarczy cztery godziny. I finansowo i kondycyjnie. Wybierzemy dzień w tygodniu. I zjazd ze Skrzycznego jest o wiele bardziej urozmaicony niż u Słowaków, nie mówiąc o pewnym luzie na stoku. Pozdrawiam
-
Witam W temacie czerwonych kurtek i równowagi. Tu równowaga była w początkowym stadium. Pozdrawiam Załączone pliki MOV00125.MPG 1,37 MB 212 Ilość pobrań
-
Witam Ja mam pytanie do zorientowanych w temacie COS. Jak ma wyglądać śnieżenie do samego dołu? Na dole przed stacją to już widać było "słupki" z ujęciem wody i podłączeniem prądu. Ale wyżej, poczynając od Dolin? Skręcało się w lewo z FIS(przed domem). Taką szerszą nartostradą do miejsca, gdzie otwierało się szersze pole. Do dołu tego pola można się było dostać, jadąc Fisem do samego dołu. Dalej trawersem w lewo w stronę wyciągu. Czy ta trasa została zmodernizowana. Głównie poszerzona? Druga możliwość(ciekawsza) To z tej "nartostrady" skręt w lewo do przecinki w lasku(dawny dół starej trasy z Jaworzyny) i na pole na dole pod wyciągiem. Jesteśmy wygodni i chcielibyśmy jeździć ze Skrzycznego na sam dół. W sumie to piękny zjazd(prawie 700 m różnicy!), przez Jaworzynę lub Fisem do orczyka. Orczyk na wiosnę i dla młodszych kolegów. Pozdrawiam
-
Witam Ja też nie wiem! Zawsze zdanie producenta ceniłem najbardziej. Znacznie wyżej stawiałem, niż "renomowanych" światowych testerów. O innych testerach zamilczę. Dlaczego miałby producent źle radzić. Na swoja zgubę? To są rady wynikające ze statystyki używania. Konkretnemu człowiekowi mogą nawet zaszkodzić. Jak lekarstwo. U jednego nas sto pacjentów wywołuje takie skutki. U jednego tysiąc znacznie gorsze... A jeden na milion umiera. Mimo to lekarstwo jest doskonałe i wszyscy je chwalą. Pozdrawiam
-
Witam Zastanawiam się jakie narty dla początkującego polecono by w : Austrii, Francji, Szwajcarii, USA.....No i u nas. U nas teraz. Ponieważ jest ogromny wybór. Mówię o powszechnym "polecaniu", czyli pewnej ogólnej opinii, na jakich nartach jeździć. Ulegają jej chyba też instruktorzy. Zresztą klient jest nasz pan. Która się przekłada na to, że krótkie narty dominują na stokach, w wypożyczalniach. Krótkie narty nie rzuciły mi się w oczy, gdy byłem parę razy w Alpach. Ostatni wyjazd pod Białą Górę i na końcu jazda nad Megeve. I dwaj Polacy w kolejce, na samym dole, gdzie już nie było śniegu na trasie. Narty slalomki do ramion. To był pewien ewenement, w tych rejonach. To zjawisko u nas ma tyle mniej więcej lat. Ile mają narty karwingowe. Przedtem, jak pisałem poprzednio, wybór był niewielki i wszyscy jeździli na podobnych długościach, parę lub więcej cm powyżej wzrostu. A jeszcze wcześniej w naszych górach używano takich samym długości jak w Alpach. W terenie, gdzie dominują długie trasy. Gdzie leży przez zimę gruba warstwa śniegu. Nie było nigdy potrzeby krótkiej narty. Z pewnym wyjątkiem, gdy była użyta do zjazdu, po wspinaczce zimowej. Dłuższa narta miała swoją, niezaprzeczalną zaletę. Była bardziej stabilna w głębokim śniegu. Nie zapadała się tak, jak krótka. Zresztą w takim terenie nikt nie skręcał co parę metrów. Narta służyła bardziej do przemieszczania się, niż do szybkich ewolucji. Do brnięcia po głębokim śniegu używano rakiet. Taki sposób używania nart ukształtował pewną kulturę w górach. Nawet pod tym względem Słowacja jest znacznie bliżej Alp niż nasz kraj. I tam narty na stokach u Słowaków są dłuższe. Polska nie jest krajem górskim. Kultura na stokach jest bardziej "ceperska" niż górska. Widać to szczególnie w lecie w Tatrach. Stoki w Polsce są krótkie i mocno "zaludnione". Ludzkie mrówki jeżdżą wolno. Stok szybko robi się garbaty. W takich warunkach krótka narta ma same zalety na nogach przeciętnego narciarza z głębi Polski. Ma też zalety dla każdego, kto traktuje narty tylko jako rozrywkę na równi z barem po nartach. Ma też i zalety dla bardzo dobrego narciarza. Gdy uwielbia krótkie skręty, dynamiczne skręty na Nosalu, czy na Zarabiu. Na wąskim i stromym stoku. I na twardym śniegu. Na takim stoku jazda, na długim, Masterze, długim łukiem, z dużą szybkością jest też mniej bezpieczna. I nie można się zbytnio na niej najeździć. Pozdrawiam
-
Witam Nic teraz, nie polecam! Opisałem tylko moje spostrzeżenia w ciągu lat jeżdżenia na nartach. I polecenia wtedy , gdy mnie ktoś prosił. Mógłbym się ew. coś wypowiedzieć, gdybym tego zobaczył tego kolegę na stoku. A tylko mógłbym, ponieważ jego jazda byłaby poza moim zasięgiem. Poza tym nie interesuję się głębiej sprzętem. Moje spostrzeżenia odnosiły się zresztą do zupełnie przeciętnych ludzi, którzy postanowili jeździć na nartach. Różni są młodzieńcy o różnym przygotowaniu fizycznym. I różnych też celach, które sobie stawiają zachorowawszy na narty. Tak przy okazji. Kto, kto się uczył u instruktora, czy od lepszego kolegi. Czy też jest instruktorem? Mówił do kursanta. Wybrawszy wcześniej odpowiednie miejsce na stoku, lub stok - jedź szybciej, szybciej! Nie bój się! Skręcisz! Właśnie szybkość jest ogromnym sprzymierzeńcem na dłuższych nartach. Bardzo ułatwia każdy skręt! Od samego początku nauki. Szybkość dodatkowo oswaja ze strachem i "sztywnieniem" mięśni. Nie ma lepszego środka, by poczuć się coraz bardziej pewnie na nartach. Teraz jest moim sprzymierzeńcem, ponieważ wtedy wkładam w skręt minimum wysiłku. Ja takie okrzyki stosowałem. Jest to nieco ryzykowne. Ponieważ szybsza jazda niesie większe niebezpieczeństwo. Po co ryzykować problemy....W szkółce narciarskiej to jest wkalkulowane. To przecież sport! Pozdrawiam
-
Witam To niezła metoda. Ale to już zakrawa na "sportowca". Najpierw krótkie skręty(tylko nie wiem, czy tylko własne szkolenie, czy tez obce) i panowanie nad nartami. Potem większa znacznie szybkość(GS). Potem nuda w powtarzaniu tego samego. Wreszcie wolność, gdzie oczy poniosą. Nieco podobna drogę miałem, tylko nie na tak super sprzęcie. Problem był też z kilometrami. To dobra metoda. Mój Kuba 13 letni. Nie doszkolony przeze mnie mimo starań, ponieważ, według własnej opinii, już umie jeździć, teraz zdradza zainteresowanie nartami podgiętymi, prawie tak samo z przodu i tyłu. Dojdzie do tego, że będzie jeździł na dziesięciu cm pod butem. Ale Twoją metodę można polecić ambitnym. Tylko jaki procent jeżdżących ją zastosuje? Pozdrawiam
-
Witam Był czas, o którym zapewne, najstarsi "górale" z forum nie pamiętają. Pojawiła się moda na nauczanie na bardzo krótkich nartach. Tak poniżej metra. Uzasadniano, że na krótkich nartach nowicjuszowi jest dużo łatwiej skręcić, niż na długich. Jeżdżono wtedy na nartach(dla dorosłych) średnio ok. dwóch metrów. Po tych krótkich należało je wymienić na, powiedzmy 130 cm. Potem znowu wymienić na dłuższe. I w końcu na "docelowe". Ale dość szybko ta metoda przeszła do historii. Może to dawało dobre rezultaty. Kłopot z wymianą i to że skręt na narcie znacznie dłuższej, niż poprzednia, nie okazywał się taki prosty. Był powodem jej zaniku. Jeździłem(175 cm wzrostu), jak pamięć mnie nie myli na nartach, najpierw 190 cm(Zubki). Potem długo 205 cm, 200 cm. Łącznie czterdzieści lat. Potem karwingi 180 cm, 170 cm, slalomka 160 cm(prawie dziesięć lat, na zmianę z 170 cm). Teraz kilka lat Code 178 cm. Chętnie bym jeszcze wsiadł na jakąś slalomkę. Szczególnie, gdy stok jest gorszym stanie i bardziej stromy. Muszę częściej skręcać. Jechać w sumie wolniej a obecna narta jest wtedy "ciężka". I to mnie bardziej męczy. Mam pogląd taki dobór długości nart. Nie ma wątpliwości, że łatwiej jest znacznie się nauczyć skręcać i przez to panować nad nartami krótszymi. Teraz poniżej wzrostu( do kilkunastu cm). Dawniej też. Skręty są mniej męczące. Jazda jest wolniejsza. I to większości osób zupełnie wystarcza. Tym bardziej, że starają się jeździć po dobrze przygotowanych stokach. Narty krótsze mają też tą zaletę, że łatwiej się je przewozi, są lżejsze. I takie narty polecałem osobom, które słabo jeździły, lub rozpoczynały swoją przygodę z nartami. Tym bardziej, że te osoby nie korzystały, lub bardzo sporadycznie z usług instruktorskich. W miarę lat przejechane kilometry wystarczały, że czuły się swobodnie na większości stoków. Zastanawiałem się nieraz dlaczego niektóre osoby polecają dłuższe narty? Nawet początkującym osobom. Wiedząc dobrze, że te osoby będą praktycznie miały taką samą drogę narciarską jw. opisane. Są zapewne to osoby, które same dobrze jeżdżą na nartach. Są instruktorami. Uczyły swoje dzieci od kołyski. Były dla nich i innych bliskich, czy też kolegów ciągłymi "instruktorami" na stoku. To idealna sytuacja. Dłuższa narta tu nie jest zbytnią przeszkodą. A raczej zaletą. Bardziej stabilna. Jest kwestią prawidłowego szkolenia, od pierwszego stanięcia na nartach(mnie uczono prawidłowych skrętów równoległych na nartach 200 cm). Tata instruktor. Kolega instruktor jest ciągle na stoku. Wyłapie każdy błąd. Jest wsparciem. Nie bój się, jedź szybciej. Dasz radę, tylko zwróć uwagę na to....Dajemy sobie radę na dłuższych nartach. Jest jeszcze jedna kwestia. Wybiegająca poza ten temat. Ktoś nauczony dłuższych skrętów na dłuższych nartach, na gładkim stoku. Przejście na krótki, szybki skręt, nawet po wymianie ich na slalomki, na stoku z muldami. To nie działa! Tego się trzeba od nowa uczyć. W drugą stronę jest znacznie łatwiej. Ale jak się ma "codziennego" instruktora do dyspozycji. To można jeździć raz na dłuższych, potem na krótszych. Albo zapisać się do szkółki na całe sezony. Prawie sto procent narciarzy na przeciętnym stoku to nie "sportowcy". A jeśli są nawet "sportowcami" na dłuższych nartach, to dość słabo wyszkolonymi. Pozdrawiam
-
Witam Kto się nie wywraca, ten panuję na swoją równowagą. Narty też mu nie wyjeżdżają Z tym, że to panowanie może być wzorowe lub pokraczne. Panowanie wzorowe nie zawsze świadczy o dużych umiejętnościach. Częściej świadczy o łatwiźnie stoku, idealnym śniegu, czy też ograniczonej szybkości. W związku z tym narciarz panujący wzorowo nad swoją równowagą, może na innym stoku, przy innej szybkości być pokraką, której narty często wyjeżdżają... Czyli nie panuje nad równowagą. Jak więc panować nad równowagą? Odpowiedź jest jedna. Uczyć się ciągle, gdy się jest w wieku rozwojowym. Albo też ograniczać swoje zapędy, gdy ciało coraz bardziej mdłe. Pozdrawiam
-
Witam Mam 175 cm. Zawsze chciałem mieć tyle kg, ile cm ponad metr. Teraz niestety jest to tylko marzenie. Zawsze byłem lepszy w krótkich skrętach niż dłuższych. Do dzisiaj. Dowód, że coś w tym jest, to panowie K. i H. SITN to poważna instytucja. Chociaż bez praktycznych wyników. Nie mają sukcesów w wyszukiwaniu talentów przy pomocy metra i wagi. Pozdrawiam
-
Witam Zawitaliśmy tu na Mikołaja. Tatry z małą mgiełką. Przejazd przez Nowy Targ przypominał zapachem wyziewy z komina elektrowni, opalanej polskim węglem. To ma być górskie, czyste powietrze. Ludziska płacą ciężkie pieniądze za dom w tej okolicy. W Białce już można było jakoś oddychać. Mglista, śmierdząca czapa została niżej. Pracowały krzesła nr III i IV. Trasa obok tego drugiego b.d. przygotowana, bez grud. Czynne były zjazdy 6 i 6a, prawie równie dobre. Ten drugi to dla mnie nowość, ponieważ dawno nie byliśmy w Białce. A tu ciągle coś się zmienia. Fajnie się jeździło po 6a. To chyba najlepszy tutaj zjazd. Znacznie fajniejszy niż "fisy" obok orczyków . Sto pięćdziesiąt metrów różnicy na 540 m długości trasy. Jazda obok krzesła IV idealnie się dzisiaj nadawała do inicjacji skrętu poczynając od stóp(przekręcając je). Wystarczyło tak zacząć i już się jechało nieco na krawędzi. Można było "włożyć" kolana, dla pogłębienia skrętu. I na tym skończyć. Do "włożenia" z kolei tyłka musiało się mieć szybkość. Tyłek za to był potrzebny na numerach 6 i 6a. Taki luz na stoku, jak dzisiaj, to moje nieustające marzenie. Pozdrawiam
-
Witam Zupełnie słusznie, że zaczyna się równowagę od tego co na filmie. Tylko to, że taką równowagę można opanować przy pomocy instruktora w ciągu kilku dni. Jak się opieramy na dwóch nartach przy skręcie, to przynajmniej przed upadkiem na bok jakoś jesteśmy ubezpieczeni. Jeszcze jest problem upadku do przodu, a głównie do tyłu(siad). Jednak sztywny but pomaga nam znacznie w tej równowadze. Ogół forum na pewno jeździ inaczej. Poszukuje równowagi głównie opierając swój ciężar na jednej narcie. Będąc wychylonym w bok(także do przodu i czasem(chwilowo) do tyłu). Proszę zatrzymać sobie w wyobraźni sylwetkę narciarza tak wychylonego. Skrajnym przypadkiem jest wychylenie zawodników w PŚ. Jest jeszcze jedno "wychylenie". Narciarz na bardzo stromym stoku(lepiej to widać). Linia przeprowadzona przez szpice jego butów, kolana, głowę jest prawie prostopadła do stoku. Gdyby nie jechał, tylko próbował tak stać, to poleci na nos. Skomplikowałem sprawę równowagi. Jest to konieczne ponieważ jest to równowaga dynamiczna. Zmagamy się z nią, przez całe życie. Już od pierwszego dnia stanięcia po raz pierwszy na nartach. Jest coraz trudniejsza do utrzymania, gdy powierzchnia stoku jest coraz bardziej nierówna i szybkość zjazdu rośnie. Czym się lepiej jeździ technicznie, tym się ma lepszą równowagę na nartach. To jest odpowiedź na pytanie! Jak utrzymać równowagę na nartach? Z tym, że po drodze jest wiele niuansów, które wpływają na jej pogorszenie, albo poprawę. I z którymi każdy narciarz się zmaga. Niezależnie od jego poziomu. I tak mi wyszła nieludzka komplikacja. Przepraszam, jeśli ktoś poczułby się obrażony powyższym tekstem. A tak jak na filmie zaczynał prawie każdy. Dzieci przechodzą najszybciej przez ten przykry okres nauki. Pozdrawiam
-
Witam Proszę się nas nie obawiać! Jak dziecko jedzie przede mną, to jak jest węziej, to się zatrzymuję. Staram się mieć z dziesięć metrów lub więcej odstępu od niego, gdy go mijam. Zresztą przejeżdżając obok dzieci zawsze jadę wolno. Dzieci mają swoje prawa i im wolno w dowolnym momencie skręcić tam gdzie chcą, lub się zatrzymać w najbardziej nieodpowiednim miejscu. Pozdrawiam
-
Witam W czwartek, piątek można będzie jeszcze "poszaleć". Stoki jeszcze będą puste, w porównaniu z tym, co tam się normalnie dzieje. Ostanie takie robocze przed świętami. Będziemy teraz jeździć w tygodniu do Białki, albo lepiej do Jurgowa, jak ruszą. A może uda się przygotować Mosorny, jeszcze przed świętami. Pozdrawiam
-
Witam Zwardoń. Byliśmy tam kilka razy w zimie po parę dni. Syn, jak był w harcerstwie w Krakowie, to tam było parę obozów zimowych, urządzanych przez jego szczep. Rachowiec, jakaś druga górka, z której się zjeżdżało do dużego kotła. Albo też jechało do Zwardonia grzbietem tuż obok granicy, na której prawie stała stacja wyciągu naszych sąsiadów. To są bezcenne wspomnienia. Patrząc z pewnej perspektywy, może bardziej romantyczne i wyczekiwane, niż jakieś wysokie góry. O których się wcześniej wie wszystko z internetu. Obejrzy dziesiątki zdjęć i filmów. Pozdrawiam
-
Witam Gdyby dziecko urodziło się lesie i nigdy z niego nie wychodziło, dorastając. To zapewne wspinałoby się na drzewa bardzo "naturalnie". Z potrzeby, choćby po jajka z gniazd, czy owoce. Człowiek wrzucony po raz pierwszy do wody, pływa "naturalnie". W miarę doskonalenia swoich umiejętności czuje się coraz bardziej w niej swobodnie. Pływa jak "ryba", chociaż nie jest to jego środowisko. Narty to też nie nasze środowisko. W procesie ewolucji nauczyliśmy się chodzić i biegać na dwóch kończynach. Robimy to "naturalnie". Pierwszy ruch na nartach jest zupełnie naturalny. Jaki by nie był. Organizm dostał nowe wyzwanie i stara się jakoś go jakoś opanować. Na szczęście natura(znowu ewolucja) wyposażyła nas w bardzo rozwinięty mózg. Który analizując sytuację dochodzi do wniosku, że coś z tymi naturalnymi odruchami trzeba zrobić, choćby dla własnego bezpieczeństwa. I tak znowu, przez ewolucję dochodzimy, do dzisiejszej wspaniałej techniki zjazdowej. Czujemy się na stoku jak ryba...Swobodnie, naturalnie. I chyba o to głównie chodzi w naturalności. Pozdrawiam
-
Witam Byłem dobry z geometrii wykreślnej, więc pomyślę...Skręcam na boki, Jedna stopa od małego palca do dużego. Druga odwrotnie. Stopy leżą w płaszczyźnie równoległej do powierzchni nart. Ale w tej płaszczyźnie nie skręcam stóp! Ponieważ ruch w płaszczyźnie, to ruch po niej, a nie trzecim wymiarze. Jest to płaszczyzna prostopadła do poprzedniej. Pozdrawiam
-
Witam Z całym szacunkiem, ale niezbyt mnie interesuje to, gdzie teraz brnę. I czy kiedyś pisałem z sensem. Pisząc opieram się głównie na własnych doświadczeniach. A że czasami trafiam w sieci na podobne spostrzeżenia, bez porównania mądrzejszych w tej sprawie ode mnie, to nie moja wina. Czasami też jak się brnie, to w końcu się trafi na twardszy grunt. Niewiele osobiście mam już z tego pożytku(p. niżej). Może jednak nie zaszkodzi to komuś na forum? Raczej, sądzę, pomoże. Może też nie czytać, jeśli uzna to za stosowne. Najbardziej mnie teraz interesuje, jak się będzie sprawował mój coraz starszy, słabszy i sztywniejszy organizm, gdy stanę, być może w sobotę na stoku. Dlatego kończę na razie literaturę na forum i zabieram się do kręcenia na rowerku stacjonarnym. Potem jeszcze parę ćwiczeń w celu zwiększenia ruchomości gałki kości udowej. Przy okazji wyjaśniam, że nie należę do żadnej forumowej grupy, wyznającej określoną ideologię narciarską(technika). I nie boję się narazić na zarzut sprzeniewierzenia jej ideałom. Podstawą moich postów, jak napisałem, są własne doświadczenia i "literatura" w szerokim sensie. Pozdrawiam
-
Witam Właśnie pisałem o odczuciach na śniegu. Na samym początku postu. Dobrze się wczytaj w niego. Swoją drogą wielu może wydawać się to dziwne, co napisałem(przez te buty). Więc aby ich przekonać, że warto się tym pobawić na stoku, muszę się podeprzeć "literaturą". Cóż nie jestem celebrytą narciarskim. http://www.effective...feet_and_ankles Pozdrawiam
-
Witam Nie jest to sarkazm! Dawniej na boazerii miałem bardzo dobrze opanowany taki ruch w kostkach na boki. Zaczyna się od ruchu stopy w bucie. Ten ruch stopy jest minimalny(tylko około palców). Wystarczy już w stopie pewne napięcie. Przenosiło się to na minimalne wychylenie kolan. Skutkiem było malutkie wychylenie obu nart i bardzo mała zmiana kierunku jazdy. Można to było "pogłębić" pchając kolana do wnętrza skrętu, kontrrotując górę... Jak kupiłem sobie pierwsze "karwingi", to o tym kompletnie zapomniałem. Tym bardziej, że rozpisywano się wtedy o jeździe na krawędzi, pchaniu kolan do stoku, odsyłaniu zewnętrznej nart w bok. Pisano dużo, by nie obracać narty stopami, tylko od razu krawędź. Potem wkładanie biodra do wnętrza skrętu. Pojawiały się obrazki filmy takie, że gość się zapiera na zewnętrznej narcie. Jedzie ona na krawędzi, wewnętrzna też na krawędzi. Robią te narty dwa wyraźne łuki na śniegu. Ale gość jakiś statyczny. To miał być ten idealny karwing, taka wzorowa jazda na krawędzi. Dużo takich było. Ale tak nie jeździli zawodnicy. Zupełnie tak nie jeździli demonstratorzy z Japonii, Korei...Ci byli cholernie elastyczni. U nich ten łańcuch kinematyczny pracował idealnie. Nie będę się podpierał Shifrin, ponieważ mi zarzucą, że znowu bajdurzę o słońcu, zamiast stąpać po ziemi marzę o słońcu. Ale ona gdzieś tam powiedziała, że wszystko się zaczyna od stóp. Mimo że ma twarde buty( to moje zdanie). Na zakończenie - wystarczy włożyć w domu buty narciarskie. Stanąć tak jak na nartach i spróbować przekręcić nieco palce w butach. Zobaczyć co się dzieje w okolicy kolan a nawet bioder. Można sobie oprzeć ręce na dwóch krzesłach ustawionych z boku. Imitujących oparcie na kijkach. To samo można robić na śniegu na prawie płaskim stoku. Pozdrawiam