Skocz do zawartości

Hilly_billy

Members
  • Liczba zawartości

    109
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez Hilly_billy

  1. Moja żona ma Flair SC E. Z opisu wynika że to są kobiece odpowiedniki Racetiger SC. Też mają UVO. Praktycznie więc te same deski tylko w innym malowaniu. Sent from my iPhone using Tapatalk
  2. Soul7 kupiłem używane po jednym sezonie. Są z rocznika 2016, 188cm (mój wzrost 186) taliowanie 136-108-126. Nigdy wcześniej nie jeździłem na takich szerokich deskach i początkowo miałem wiele obaw. Kupiłem je ze względu na moje zapędy pozatrasowe, ale całkiem ok radzą sobie na przygotowanych trasach. Naprawdę byłem pozytywnie zaskoczony tym jak łatwo wchodzą w skręt. To pewnie zaleta potężnego rockera, choć ktoś mógłby pomyśleć, że po prostu mam do perfekcji opanowaną kontrolę nad tymi bestiami:) Narty polecili mi chłopaki z forum. Konkretna rada. Dla takich chwil warto było poświęcić kilkaset godzin życia czytając forumkę Generalnie bardzo fajne, lajtowe deski do zabawy pozatrasowej. Spokojnie można je też wykorzystywać do całodziennej rekreacyjnej jazdy po ubitym, bądź mniej ubitym, popołudniowym stoku. Moim zdaniem narty bardzo uniwersalne. Jeśli nie ma się ciągot slalomowo-sportowych to „będzie Pan zadowolony”. Między choinkami idą jak złe, hehe. Sent from my iPhone using Tapatalk
  3. O kurczę Panowie, trochę wam się tego nazbierało. Sstar, fajne te na D:)
  4. Tak dla odpoczynku od „które deski wybrać” wrzucam nasze. W sumie wiem że „buty najważniejsze”, ale co tam;) Sent from my iPhone using Tapatalk
  5. "Będzie Pan zadowolony". W zeszłym roku miałem podobne pytania. Forumka rozwiała wszelkie wątpliwości. Miejscówka jest bajeczna. Mieszkasz w dobrej lokalizacji. Nic tylko meldować się na otwarcie krzesła i jeździć. My byliśmy w połowie lutego. Trasy były przygotowane perfekcyjnie. Piękna pogoda. Nie sądzę, żeby w 2-3 tygodnie to się diametralnie zmieniło. Moim zdaniem, najfajniejsze trasy są właśnie w Selvie. Baw się dobrze.
  6.   Moja żona niedawno zmieniała sprzęt i wybrała prawie dokładnie taki sam zestaw. Buty Salomon flex 80 i deski 155cm. Pojeździła trochę na Racetiger SL, ale wybrała Flair SC e, czyli najwyższą deskę z damskiej serii Volkl. Wcześniej były Fischery rx8, które bardzo sobie chwaliła i chciała coś podobnego.   To są te deski:   Żona jeździ jakieś 2 poziomy słabiej niż na filmiku.   Wygląda na to, że mamy z seniorem podobne podejście do wyboru sprzętu. Pozdro senior tak przy okazji. Zawsze lubiłem czytać twoje wpisy. Jeszcze od czasów forum gazety.
  7. https://www.voelkl.c...ain/flair-sc-e/ To jest wlasciwy link. Najwyzsza deska z kategorii kobiecych. Trochę szersza pod butem, ale konstrukcja podobna. Decyzja jeszcze nie podjęta. Sent from my iPhone using Tapatalk
  8. W linku są narty większości producentów z tej samej kategorii co deski w temacie. Flair też są, chociaż w jakimś dziwnym malowaniu. Nie ma czasu na objeżdżanie różnych modeli. Był jeden dzień na wyścigowych tygrysach sl (flair to chyba to samo tylko kobieca wersja?) i były ok. Co forum postanowi to będzie:) Tylko te 2 modele i tylko z kategorii kobiecych.
  9. Dziewczyny, jakbyście stanęły przed wyborem kupna nowych nart to padłoby na Head Super Joy czy Volkl Flair SC? Ograniczamy się do tych 2 modeli po, bez kitu, kilku godzinach przeglądania i czytania internetów. Niech forum zdecyduje.    Na koniec sezonu żona dała się przekonać na zmianę swoich wysłużonych, 10 letnich fischerów rx8 155cm. Doświadczenie ponad 20 sezonowe z przerwami. Aspiracje do bycia coraz lepszą narciarką. Preferuje stoki nasłonecznione, bezludne, wyratrakowane i szerokie;) Czarne i czerwone. Wedle mojej oceny, poziom 7 w skali forum. Tak zwana mocna średnio-zaawansowana.    W którymś z wątków jeden z kolegów pisał, że żona jeździ na headach i sobie chwali. Nie mogę teraz znaleźć tego wpisu. Volkle będą lepsze/gorsze/takie same? Kolorystycznie prezentują się podobnie więc trudny wybór;)   Za 5 groszy od chłopaków też będę wdzięczny. Jakiś czas temu doradziliście mi deski i jestem z nich bardzo zadowolony.
  10. Tapatalk uciął połowę mojego wywodu. I dobrze;) Sent from my iPhone using Tapatalk
  11. No więc tak. Zwykle jak ktoś mówi że w jakimś miejscu jest bardzo fajnie, dzielę to na pół bo na wakacjach wszędzie jest fajnie. Kiedyś byłem na letnim obozie w Łomży i też było fajnie. Na nartach wszędzie jest fajnie. Czytając te wszystkie zachwyty nad dolomitami wiedziałem, że będzie ok. Pewnie coś jak Solden, może Ischgl tylko z mniej irytującym językiem i lepszym jedzeniem. Może jeszcze trochę lepsza pogoda, choć na tą, historycznie patrząc, nie mogę złego słowa powiedzieć. Wróciliśmy wczoraj z tygodniowego wyjazdu do Val Gardeny, oglądam sobie fotki i cały czas zbieram szczękę z podłogi. Miejscówka jest niesamowita. I proszę mi tu nie biathlonizować że mało jeszcze widziałem. Wiem co piszę, a piszę to autorytatywnie, jedynie po dwóch piwach.    Dzięki jeszcze raz miłym forumowiczom za udzielone porady. Przydały się.   Po takim wstępie, nie muszę chyba pisać, że wyjazd się udał. Było jak "u nas w Ameryce", a wiadomo że u nas w Ameryce wszystko jest lepsze. Zaraz, jak było tak jak u nas, a u nas jest lepiej... W każdym razie, wylecieliśmy z Newark "United Airlines operated by Lufthansa". Tu mały zgrzyt bo uśmiechnięta pani z linii lotniczych mówi że Lufthansa to nie United i musimy dopłacić za narty. Na szczęście sytuacja szybko się wyjaśniła. Znaczy nie musieliśmy dopłacać i generalnie Lufthansa też dodatkowo nie nalicza tylko pani była nowa. Godzinne opóźnienie nadrobiliśmy w locie i wylądowaliśmy planowo w sobotę o 10:30 am w Monachium. Lot 8 godzin. Jeszcze tylko godzinka w kolejce do Avis'u i pakujemy się do "Passata, or similar" czyli octavii kombi (w podróżach wakacyjnych do Europy zawszę wypożyczamy "Passat, or similar" i zawsze dostajemy Octavię. Bardzo dobry samochód). Toboły wchodzą bez problemu: 2 pokrowce z 4 parami nart, 1 duża walizka, 1 mała walizka, 3 plecaki, jedna mała, dziecięca plastikowa walizka, 2 torby na buty. Wszystko do środka. To tak w nawiązaniu do forumowego wątku o pakowaniu. Google maps pisało, że dojazd zajmie 3.5 godziny. Zajął 5 godzin przez śnieg i korki. Do S. Cristina dojeżdżamy po zmroku. Właścicielka wita nas pączkami, szarlotką i winem. Miło.   Niedziela jeszcze w jet lagu i bardzo lajtowo. Meldujemy się w szkółce, która pierwszego dnia jest tylko do 1pm. Potem zabieramy nasze dziewczyny i do końca dnia jeździmy na Col Raiser/Seceda. Tutaj miła niespodzianka. Szkółka jest 50m od naszej kwatery. Wogóle miejscówka okazała się strategicznie bardzo dobrze zlokalizowana. Przystanek skibusa jest dosłownie za oknem. Tak dosłownie, że jak rano otwierałem okiennice z gołą klatą to mówiłem "buon giorno" czekającym na autobus (pozdro dla fanów Brad'a Pitta i Inglorious Basterds). Sama kwaterka, standard. 2 sypialnie, 2 łazienki, kuchnia, living room, kanciapa na narty. A, i jeszcze szkółka. Wydaje mi się, że była trochę słabsza niż w Austrii i u nas. Progres najmniej widoczny. Do tego, dziewczyny jako jedyne w grupach mówiły po angielsku. Instruktorzy zdecydowanie lepiej radzili sobie po włosku i niemiecku. No i w slalomie na koniec poszło nam jak Polakom na olimpiadzie. Bez medali. Odbijemy za rok.   O kurczę, ale się rozpisałem, a to dopiero pierwszy dzień.   Poniedziałek: lampa do 2pm. Objeżdżamy Col Raiser i kończymy La Longią. Dziewczyny w szkółce do 4:30pm. Yes!    Wtorek: lampa do 1pm. Jedziemy skibusem spod szkółki do "kreta" potem kretem do Saslong i objeżdżamy trasy w Selvie. Można było nawet trochę podejść z buta żeby zrobić dwa skręty poza trasą. Dla trasowców - narciarski raj. Chyba jeszcze nie widziałem tak szerokiej trasy jak ta z Ciampinoi/początek Saslong. Dwie odnogi Saslonga całkiem konkretne. Czarna dla mnie lepsza bo krótsza i nie musiałem tak często stawać, żeby robić zastrzyki z adrenaliny po śmierci mózgowej z niedotlenienia. Żartuje. Tylko uda mnie paliły ogniem piekielnym.   Środa: lampa tak gdzieś od południa. Pomarańczowa Sella Ronda. Trochę przypał był bo się umówiliśmy ze znajomymi w Alta Badia o 11, a dojechaliśmy 45 min spóźnieni. Straszny Sajgon był przy wyciągach. Pomarańczowa Ronda od Selvy do Val di Fassy taka sobie prawdę mówiąc. Może dlatego, że strasznie dużo ludzi było.   Czwartek: śnieg cały dzień. Kręciliśmy się na trasach w okolicy Selvy. Dosłownie. Pół dnia kręcenia filmów i teraz wytłumacz znajomym, że 90% wyjazdu to słońce jak na wszystkich filmach chmury i śnieg.   Piątek: cały dzień lampa, ale taka prawdziwa. Zero chmur. W pewnym momencie to już nawet w barze nie mogłem wysiedzieć i musiałem zacząć jeździć na nartach żeby się schłodzić. Jeździmy w Alpe di Siusi (Wbrew pozorom, wcale tak łatwo się tego nie wymawia). Traski dla casual skiers, ale miejsce wyjątkowo urokliwe.    Sobota: wyjazd o 8:30am. Odlot o 3:35pm. Przy bramce jesteśmy 5 (słownie - pięć) minut przed "boarding". Potworne korki przez pół drogi. Jedziemy ponad 6 godzin...Trochę była nerwówka. o 8pm czasu lokalnego meldujemy się w NY.   No i w kwestii formalnej jeszcze.   Jedzenie na stokach dobre. Byliśmy w La Tambra, którą polecał Adam, też dobra. Całkiem niezła była restauracja na przeciwko La Tambry, L Fudle. Pizze kupowaliśmy w miejscu o typowo południowo-tyrolskiej nazwie "restaurant-pizza". "Dzień dobry, mogę zamówić 2 pizze na wynos?" "Tak, ale dopiero o 6pm, czyli dokładnie za 24 minuty" "To mogę teraz złozyć zamówienie i odebrać po 6tej" "Tak, ale nie zaczniemy robić dopóki nie zapłacisz, a możesz zapłacić dopiero o 6pm". Warto jednak było czekać te 24 minuty, a następnego dnia byłem już po 6tej.    Narty w zdecydowanej większości sportowe. Jak nie jakieś i.speedy, czy lasery to wyścigowe tygrysy. Tych ostatnich najwięcej i to w obu specyfikacjach. Ja mam swoje grubasy obklejone żeby się nie pomyliły z 30 parami takich samych u nas na stokach. Tu robiły wrażenie gdziekolwiek się nie pojawiłem. Dosłownie jak koleś w puszką coca-coli w latach 80tych. Każdy chciał łyka, albo przynajmniej zagadać. Przesadzam, ale ze 3 razy jacyś Włosi mnie zaczepili na wyciągach.    Deskowicze w ilościach znikomych co było lekką zdziwką. "U nas w Ameryce" to przynajmniej 50%.   Podsumowywując, szacun dla tych co dobrnęli do końca. Załączam kilka fotek.
  12. Ja w tym sezonie wracam do klasyki po latach żarówkowych kolorów. Czarna góra, czerwony dół.    Yoss, elegancki opis testu z oprawą zdjęciową. Wielkie dzięki. Fajnie się czytało.
  13. Dzięki rung. Jedziemy w przyszły weekend do St.Cristina. Dodałeś kilka punktów do podjarki.
  14. Fajne są takie zajawki. Gratuluję projektu i zapału. Życzę wytrwałości  w przygotowywaniu sprzętu. 
  15. 2:51   Dla amatora dodatkowe smarowanie będzie niezauważalne. Wiem po sobie:)
  16. Dzięki Ola za wiadomość i odświeżenie mojego, prawie 3 letniego wątku;) Deski już kupiłem, a trenera nie szukam. To fajne forum jest. Nie psuj go. 
  17. Super, dzięki Adam! Knajpki na pewno odwiedzimy;) 
  18. Wielkie dzięki! O taką podpowiedź mi właśnie chodziło. 
  19. Witam, Będziemy z rodzinką w Val Gardena, a dokładniej w St. Christina w połowie lutego, 2018. Po kilku dniach bezskutecznego przebijania się przez oferty internetowe, zdesperowany "chodziłem" po mapie google i wpisywałem w wyszukiwarkę nazwy apartamentów z nadzieją na znalezienie strony internetowej i późniejszy odzew właścicieli. Udało się, wpłaciliśmy depozyt za apartament Villa Pramulin, podobno przy samym orczyku Plan da Tieja, ale ad rem.   Chciałbym skorzystać z wiedzy koleżanek i kolegów o tym ośrodku. Każda informacja się przyda. Córki będą w szkółce, która zaczyna się dopiero o 10am. Jako że będziemy zakwaterowani przy Plan do Tieja, tam też będziemy mieli szkołę (druga lokalizacja jest na Monte Pana). Sesja kończy się o 16:00. Czy damy radę przejechać Sella Ronda w tym czasie z żoną? W jaki sposób najlepiej się tam dostać? Warto przebijać się do Ortisei/Alpe di Siusi, żeby tam pojeździć? Oczywiście w planach jest zjechanie Saslong. Co jeszcze oprócz tych 2 klasyków musimy zaliczyć? Macie jakieś godne polecenia knajpki w okolicy?    Czy korzystaliście ze szkółek dla dzieci w tej dolinie? Jakie doświadczenia? Znacie może jakieś polskie szkółki które będą tam w tym terminie? Napisałem zapytanie do GsTeam bo widziałem, że byli aktywni w innym wątku włoskim na forum. Czekam na odpowiedź. Będę wdzięczny za wszelkie wskazówki. To będzie nasz pierwszy wypad narciarski do Włoch. Dzięki.   
  20. Sorki, że tak późno się melduję. W każdym razie veni, vidi, całkiem fajnie było. Dzięki jeszcze raz za porady.   Podróż upłynęła dość znośnie. Wylot z NY (a właściwie z NJ) w piątek wieczorem. W Monachium zameldowaliśmy się około 9 a.m. w sobotę. Godzina czekania do wypożyczalni, w międzyczasie odwiedziny w sklepie Bayern'u, szybkie śniadanko i w drogę. Zero korków. Tuż za granicą zatrzymaliśmy się po winietkę. Jeszcze tylko pobłąkaliśmy się po Ga-Pa i za chwilę dotarliśmy na kwaterę.    Miejscówka bez rewelacji, ale było wszystko co niezbędne. Standard chyba na poziomie większości apartamentów w tym stylu. 3 sypialnie, living room, łazienka, kuchnia, na dole przechowalnia na narty. Czysto, schludnie, cicho. Do tego dostaliśmy jeszcze opcję świeżych bułek co rano. Miło. Apartament nazywa się Tirolerland i oddalony jest jakieś 10 min od Ischgl. Przystanek ski busa okolo 100m od mieszkania. Busy kursują bardzo często i komunikacja jest bardzo wygodna. Wysiadka w centrum, potem z buta tunelem jakieś kolejne 100m i jesteśmy przy wyciągu.   Z małymi dzieciakami takie maszerowanie z rana solidnie rozgrzewa. Jako że nie lubię takich przymusowych rozgrzewek z noszeniem 3 par nart, wynajęliśmy szafkę na sprzęt przy stoku. Ameryka:) Od następnego dnia podróż była już naprawdę komfortowa.   Od pierwszego dnia oddaliśmy nasze dziewczyny do szkółki. 5 całych dni z lunch'em. Rewelka. Koszt takiego przedsięwzięcia równa się 1.5-2 dni szkółki u nas. Na początku jest test i przydział do odpowiednich grup. Nasza starsza córka trafiła razem z koleżanką do grupy 7 osobowej, a młodsza do 3 osobowej. No proszę ja ciebie, naprawdę alegancko. Na końcu kursu odbyły się zawody. Jak już się pofatygowaliśmy taki kawałek drogi to nie wypadało wrócić bez medali. Starsza srebro, młodsza złoto;)   Dzięki szkółce dla dziewczyn, mogliśmy z żoną trochę pograsować, a było gdzie. Tras nie będę opisywał bo nie pamiętam, pod takim byłem wrażeniem. Bardzo różnorodny poziom trudności. Od bardzo łatwych niebieskich przez szerokie czerwone, czarne ścianki do bardzo fajnych terenów przy-poza trasowych. W sam raz dla mnie, miszcza free ride'u 5 metrów od ubitego. Największe wrażenie zrobił na mnie teren najwyżej po prawej stronie gdzie dostęp jest takim nowym wagonikiem-Piz Val Gronda. Bajka. Tym bardziej, że teren nie był ruszony ratrakiem po wcześniejszym opadzie.   Jeśli już jesteśmy przy pogodzie to cóż tu dużo mówić. Przyzwyczajony jestem do jazdy na "east coast" (Vermont, NY) przy temperaturach oscylujących koło -15C, otwartych krzesełkach i sztucznym śniegu prosto w twarz, niezależnie od tego w którą stronę się śmiga. Tak więc lekki mrozik, zero wiatru i lampa stanowiły miłą odskocznię. Do tego podgrzewane kanapy...co?!?! Do tego zamykane kanapy...co?!?! Do tego kanapy z przyciemnianym plexi, żeby nie raziło słonce...no to to już trochę przesada. Generalnie na 6 dni jazdy, 4 lampa, 1 pochmurny, 1 z opadem i wiatrem - oh yeah!   Ludzi dość sporo, ale nie uciążliwie sporo. Jedynie w 2 miejscach tworzyły się kolejki do wyciągów i to dopiero tak około 11 a.m. Tutaj w porównaniu do USA-west, jest trochę słabiej. Znaczy dla mnie słabiej bo lubię jeździć w ciszy i samotności, albo z żoną. Albo ze znajomymi. Albo z nieznajomymi ale w małej grupie. Wiadomo o co chodzi. Tylko raz, w ten wietrzny dzień z opadem, znaleźliśmy traski gdzie byliśmy sami. Gdyby jednak ktoś powiedział, nie jadę do Ischgl bo czytałem/łam że jest dużo ludzi, popełniłby kolosalny błąd. Nie ma tłumów na trasach. Można rozwinąć skrzydła i dawać ile fabryka dała. Jest bezpiecznie i nie trzeba się oglądać na innych, czekać, przepuszczać, unikać, przyspieszać, lawirować wśród niezdecydowanej ferajny. A byliśmy w dość popularnym okresie - połowa lutego. Jest naprawdę dobrze.    Co tam jeszcze? Jedzenie całkiem smaczne choć mało urozmaicone Lokalne i tradycyjne przysmaki. Browar, sznycel, frytki, ciasto z jabłkiem, budyniem i makiem - po kilku miesiącach taki zestaw pamiętam. Musiał być więc całkiem niezły;)   Polecam ten ośrodek.   Załączyłem kilka fotek w galerii: http://www.skiforum....00-ischgl-2017/  
  21. BraCuru, mam nadzieję, że uważnie przeczytałeś wszystkie porady, ale do serca wziąłeś głównie te kolegi robertdr. Dobrze prawi. Polać mu:)     Jestem adwokatem i od 10 lat zajmuję się uzyskiwaniem rekompensat za szkody wypadkowe. Co prawda praktykuję w NY i zupełnie nie znam rozwiązań europejskich, ale można przyjąć za pewnik, że otrzymasz pomoc prawną od swojego ubezpieczyciela. Nie rób nic na własną rękę. Nie kontaktuj się z poszkodowaną, jej adwokatem, ani jej ubezpieczeniem bezpośrednio. Jak najszybciej przekaż pismo (pozew?) od jej adwokata do swojego ubezpieczyciela. Upewnij się że twój ubezpieczyciel zapewnił ci adwokata i śpij spokojnie. Jest bardzo mała szansa, że będziesz odpowiadał swoim majątkiem.    Najważniejszą rzeczą którą musisz się zająć to upewnienie się, że twoje ubezpieczenie nie zrobi "disclaimer". Najprawdopodobniej jest zapis w umowie, że nie zapewnią ci opieki prawnej w przypadku braku powiadomienia o rozpoczęciu postępowania. Utrzymuj z nimi kontakt i będzie dobrze.   Teraz ja napiszę disclaimer:) Nie traktuj tego wpisu jako porady prawnej, a jedynie próbę pobieżnej oceny sytuacji bez zagłębienia się w meritum sprawy. 
  22.   Mam nadzieję ze będzie mi się fajniej jeździło niż na 9 letnich fisherach rx8;)    W lutym będziemy w Ischgl. Do Jackson zawszę chciałem pojechać. Nie wiem jednak czy to dobry pomysł żebyśmy jeździli razem. Ja nie za bardzo ogarniam jeszcze, hehe.
  23. Co się odwlecze to nie uciecze. Po "straconym" sezonie, wreszcie zakupiłem prawilne dechy. Panowie, dzięki raz jeszcze za porady. Sent from my iPhone using Tapatalk
  24. Dobra, przelot i kwatera zaklepane. Zarezerwowalismy Apart Tirolenland. Ponoć 3km od centrum Ischgl. Dzieki wszystkim (a Porterowi w szczególności) za pomoc. Pewnie pomęczę was jeszcze jakimiś pytaniami;)   
  25. Dzięki Panowie. Budżet jest ruchomy, ale chcemy żeby to było w miarę rozsądnych granicach. Tydzień w Utah/Colorado to około $4-4.5k (2 dorosłych, 2 dzieci). Chcielibyśmy zamknąć się w podobnej kwocie. Przelot $2k. Musimy jeszcze wynająć samochód, narty (?), szkółkę dla dzieci. Jako że jedziemy grupą, apartament byłby chyba lepszą opcją niż hotel. Wyszukiwarkę widziałem, ale pokazuje ze nie ma dostępnych miejsc w szukanym okresie... Wielkie dzięki za odzew. Ja wiem że to wszystko wyjdzie w praniu i pewnie da się ogarnąć samemu, ale każda rada przed wyprawą w nieznane jest na wagę złota;) Jeśli pozwolicie zatem, jeszcze kilka pytań: - Czy z Kappl/Galtur jeżdżą busy? Jeśli tak to cały dzień? - Czy w cenę szkółki dla dzieci wliczone są karnety, czy trzeba kupić dodatkowo? - Czy karnet VIP to dobra opcja przy 5-6 dniach na nartach, czy lepiej kupić na cały region? - no i jeszcze pytanie z kategorii "weź już nie zawracaj głowy", lepiej targać 2 pary nart samolotem, czy wynająć na miejscu? Dzięki jeszcze raz. Sent from my iPhone using Tapatalk
×
×
  • Dodaj nową pozycję...