Skocz do zawartości

bakkz

Members
  • Liczba zawartości

    652
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez bakkz

  1. Słabo to na filmie widać – jednak tylko jeden słup w prawym górnym rogu, bez żadnych obić, jest rozmazany i łatwo go przeoczyć. Niby nadal jest szeroko (to ujęcie jest niezwykle korzystne ), tylko między słupami a lasem w tej chwili jest mniej więcej połowa szerokości tego, co jest na Dzikowcu, w drugą stronę jest więcej, ale tam znowuż są szeroko odgrodzone podpory krzeseł, a na przełamaniu także podpora gondoli. Nie chodzi o to, że jest totalny dramat i nie da się jeździć, ale w moim odczuciu nie było to rozwiązanie do końca przemyślane, gdyż niepotrzebni zmniejszyło stok.   Jeśli jednak planują między lasem rozdzielającym trasy 6 i 1 a słupami zrobić snowpark, to wiele by wyjaśniło, jednak nadal upieram się, że dało się to zrobić bezpieczniej.    Film z Jaworzyny z dzisiaj pokazuje, że jednak założyli materace, zatem pod tym względem byłem w błędzie; grubo przesadziłem chyba też z połową Dzikowca; pardon, pamięć zawodna jest :
  2. Hmm, szczerze mówiąc, to moje oburzenie przyćmiło zdolności obserwacyjne i nie jestem w stanie przypomnieć sobie, czy zastosowali jakieś materace. To ważna kwestia, a niestety nie zwróciłem na to uwagi.    Edyta: Jednak nie ma nic, mam nadzieję, że maros37 nie obrazi się, że użyję tutaj jego filmiku. W [1:35] (miniaturka filmu jest akurat z tego momentu) widać, że zabezpieczeń na słupach nie ma – brak siatki i materaców. Co ciekawe inne obiekty, nawet chyba drzewo, są zabezpieczone.      
  3. Wiadomo, najlepiej jest zagłosować nogami. Bardzo wiele osób już to robi, w tym ja. Jaworzyna niezwykle do tego zachęca, ponieważ nie spotkałem ani jednej osoby, która w rozmowie o tym ośrodku nie poruszyłaby kwestii finansowej—Świetny stok, ale za drogo sobie liczą—lub—Nie dość, że drogo, to toaleta i parking płatny. Dwa-trzy lata temu jeżdżąc na narty do Krynicy jeździłem tylko na Jaworzynę, teraz przegrywa w moim mniemaniu z Azotami i Słotwinami.   Jaworzyna to jedno z moich ulubionych miejsc do jazdy, bo trasy są urozmaicone i zaskakująco szerokie, nie tylko na polskie warunki. Szkoda, że atut szerokości jednej z tras został wykorzystany do postawienia linii słupów. W moim mniemaniu zdecydowanie umniejszyło to jej walorom narciarskim.   Dla mnie komfort psychiczny podczas jazdy zdecydowanie zmalał na tym stoku. Nie przeszkadzają mi skarpy, linia lasu, zbiorniki wodne ani też wszelkiego rodzaju przeszkody naturalne. Są nieodzowne, a ich obecność jest raczej uzasadniona. Nie potrafię jednak zrozumieć tego działania z oświetleniem (poza bardzo słusznie wspomnianą przez Ciebie, jag24, kwestią ekonomiczną). Bardzo żałuję, że nie zrobiłem zdjęcia tego dziwactwa, łatwiej byłoby nam prowadzić dyskusję, bo pewnie w Waszych oczach niepotrzebnie się czepiam i uskuteczniam nasz ulubiony sport narodowy.
  4. Spodziewałem się takiej riposty. Jest poniekąd zrozumiała, ale wypowiedziałaś się nieco zbyt krytycznie, tym bardziej, że brakuje Ci kontekstu. Nie zauważyłaś też, że celowo nie wymieniłem wśród zagrożeń innych jeżdżących na stoku.   Głównym kryterium ostrej jazdy dla mnie jest pytanie, czy w razie czego ryzykuję tylko swoim zdrowiem. Jeśli ten warunek wstępny jest spełniony, dopiero wtedy zaczynam jazdę. W ten sposób da się jeździć ryzykownie (da siebie) i bezpiecznie (dla innych).   Bezpieczeństwo innych narciarzy przedkładam nad swoje. Choć tak naprawdę troska o innych sprowadza się do tego, żeby samemu się nie uszkodzić. Jest w tym więc nieco hipokryzji.   Nie jeżdżę ostro, gdy wokół mnie są inni ludzie. Zawsze uważnie sprawdzam, czy mogę jechać i nigdy nie ruszam, gdy nie ma dla mnie miejsca na stoku. Gdy zatłoczenie się zwiększa lub istnieje ryzyko, że ktoś może być za niewidocznym załamaniem terenu, zatrzymuję się lub zwalniam, żeby sprawdzić, czy droga jest wolna.   Nie jeżdżę szybciej niż pozwalają na to moje umiejętności. Nie krzyżuję swojego toru jazdy z torem jazdy innych osób. Doskonale zdaję sobie sprawę, że przy masie 95 kg zderzenie z kimkolwiek może mieć bardzo przykre konsekwencje i zawsze biorę na to poprawkę. Nigdy w nikogo nie wjechałem, choć we mnie próbowano wielokrotnie. Ale jeżdżąc podkręconym skrętem w poprzek stoku trzeba być szczególnie czujnym.    A teraz, jak już wyjaśniliśmy mój brak odpowiedzialności i bezmyślną jazdę, wróćmy do tematu oświetlenia. 
  5. ellsworth, bardzo ciekawa argumentacja, ciężko się z nią nie zgodzić. Mamy jednak zupełnie różne punkty widzenia.   Jeżdżę dość ryzykownie, bardzo często na granicy przyczepności narty, z bardzo dużymi przechyleniami, a każdy obiekt na stoku jest dla mnie zagrożeniem przy ewentualnej wywrotce. Problem nie tkwi w omijaniu takich utrudnień w chwili, gdy wszystko jest w porządku, śnieg jest plastyczny i kontrolujesz sytuację. Gdy jest czas na reakcję i dobra widoczność, można robić różne głupie rzeczy w zasadzie bezkarnie.   Lecz w sytuacjach awaryjnych, sprawa jest całkowicie inna. Gdy przed nartami pojawia się uskok między śladami ratraka, bryły lodu lub pole lodowe, robi się gorąco i nie zawsze da się to ominąć. Panika usztywnia ciało i ciężko jest manewrować, tym bardziej, że oczy zamiast szukać wyjścia patrzą na zbliżający się obiekt. Zdarzenie i zderzenie z bryłą lodu opisywał ostatnio jan koval, co potwierdza, że niektórych zagrożeń nie da się uniknąć bez względu na sprawność i umiejętności.   Dlatego właśnie jestem zdania, że na stoku nie powinno być żadnych przeszkód oprócz tych niezbędnych, czyli w zasadzie tylko podpór, ewentualnie miejsc na armatki. mig12345 dał świetny przykład, że można doskonale oświetlić stok bez dzielenia go na pół gęsto umieszczonymi słupami. Potrzeba tylko trochę chęci i odrobinę wyobraźni.
  6. Ponieważ ostatnio załamał mnie sposób umieszczenia oświetlenia na Jaworzynie Krynickiej na trasie 6. oraz utworzył się zalążek dyskusji (lub po prostu offtop ) w innym wątku, chciałbym zapytać, czy według Was oświetlenie lub inne elementy znajdujące się na trasie, takie jak podpory, ogrodzenia, miejsca na armatki, mogą negatywnie wpływać na bezpieczeństwo osób szusujących po stokach.   Według mnie umieszczenie słupów oświetleniowych na całej długości trasy, tak jak to zrobili na Jaworzynie, czyli w 1/4 jej szerokości, jest nieporozumieniem, ponieważ zwęża stok i skutecznie uniemożliwia manewrowanie na jego brzegu. Ryzyko zatrzymania się na słupie, szczególnie przy gęstym ułożeniu zdecydowanie rośnie, więc i komfort użytkowania takiej trasy maleje.   Rozumiem potrzebę precyzyjnego oświetlenia trasy w celu przyciągnięcia klientów np. po pracy, ale przypuszczam, że są na to lepsze metody niż zawalenie stoku słupami.   Z mojego punktu widzenia wygląda to tak:
  7. Częściowo się z Tobą zgadzam, wiele zależy od realizacji, ale każdy taki element umieszczony pośrodku stoku stanowi zagrożenie dla narciarzy. Zagrożenie jest tym większe, im więcej na stoku jest osób i im szybciej jeździmy. Ja w takim przypadku zagłosuję nogami i wybiorę się na trasę zapewniającą większe bezpieczeństwo, choćby miał to być tylko większy komfort psychiczny. To tak, jakby umieszczać lampy pośrodku jezdni. Jednak myślę, że nie jest to odpowiedni wątek do kontynuacji tego tematu (hop -> http://www.skiforum....o-jezdzacych/).
  8. Nie wkładaj pomysłu z oświetleniem pośrodku stoku ludziom do głowy, bo to psuje stok i zmniejsza bezpieczeństwo jeżdżących. Zobacz, jak taki idiotyzm wygląda na Jaworzynie. Oni to chyba zrobili na zasadzie—Ja nie postawię gęsto słupów pośrodku stoku?!   Warun wczoraj dobry, kasza szybko zmieszała się ze świeżym i było bardzo przyjemnie. Dzisiaj jeszcze lepiej, choć miejscami miękko (Azoty).
  9. Z dużą dozą prawdopodobieństwa takie, jak na wszystkich okolicznych stokach, czyli po prawie dwutygodniowych roztopach i ulewie 22 stycznia będzie rano zmrożony firn, który po kilku przejazdach szybko się luzuje. Póki co od wczoraj sypie z różną intensywnością. Trzeba trzymać kciuki.
  10. juice, fajny opis, dzięki! Kolejna trafna uwaga, powtarzająca to, co nadmieniłeś wcześniej: każdy jeździ inaczej, z różną dynamiką, inaczej podkręca, więcej lub mniej walczy z nartą. Każdej osobie inne rzeczy sprawiają radość. Świetnie rozumiem osoby, które zjadą kilka razy i chcą sobie po prostu usiąść na leżaczku i podziwiać otaczające krajobrazy. Z drugiej strony są pożeracze tras, którym radość sprawia ciągła zmiana stoków i nabijanie kilometrów. To też jest super. A jeszcze inni, na przykład ja, bawią się jedną trasą, jadąc za każdym razem podobnie lub szukając miejsc, gdzie można byłoby fajnie wykorzystać teren. Nie uważam, że którekolwiek podejście jest lepsze lub gorsze, ale bardzo ciekawią mnie preferencje innych forumowiczów.   m!xeR, wychodzi na to, że masz bardzo podobny tryb jazdy do mnie. Ale będąc na ciekawym stoku w idealnej pogodzie czasem jestem skłonny nieco odpuścić, czerpać radość z bezwysiłkowej jazdy i wspólnego szusowania z rodziną lub znajomymi. Ba, czasem nawet z nieprzymuszonej woli wybiorę snowboard, bo akurat towarzystwo bardziej deskowe ma ochotę pośmigać. Czemu nie.   Teraz już wiem, o co chodzi Mitkowi. Rzeczywiście temat można było zrozumieć tak, jak to opisuje. Jednak nie taki był mój zamiar i myślę, że nie wszyscy w ten sposób odczytują pytanie. Ton nazwy ankiety i pytania ankietowego lepiej to odzwierciedla. Dokładnie chodziło o „ile zazwyczaj jesteście w stanie jeździć (pod względem fizycznym) dziennie, przez kilka dni z rzędu”. Chyba już dalej nie musimy brnąć w kwestie semantyczne.   Znam kilka osób, które bez przygotowania fizycznego potrafią jeździć w zasadzie cały dzień, ale jest to czasami jazda szurana i bywa mało energiczna. Ale to nic. Pacjent nr 1. to mój ojciec, w tym roku kończy 75 lat, pacjent nr 2. przyjaciel rodziny, lat 68. Naprawdę uwielbiam z nimi jeździć. To wielcy pasjonaci narciarstwa i gór. Zahartowani ludzie, między nimi jest przepaść techniczna, lecz radość, jaką mają z jazdy, jest wielka. Chciałbym potrafić tak cieszyć się każdą chwilą spędzaną na deskach. Przedkładam to nad jakiekolwiek nabijanie kilometrów.
  11. Wujot, 30 tys. metrów przewyższenia to wyczyn bardzo ambitny, ale z dużą dozą pewności raczej jednorazowy. Jestem ciekawy, jak później mogła wyglądać jazda przez kilka kolejnych dni po takim maratonie? Opóźniona bolesność mięśniowa była przecież murowana.   W Livigno w 2012 roku w ostatni dzień jazdy w końcu zrobiła się fajna pogoda, a ja nadal nie byłem wyjeżdżony, bo w poprzednie dni jeździłem z rodziną. Mieliśmy spotkać się na przerwie i później chwilę pojeździć razem i na spokojnie zejść ze stoku. W 2:30 zrobiłem wtedy 21 zjazdów na krześle o przewyższeniu 344 m, daje to łącznie 7224 m przewyższenia. Nie był to żaden wyczyn, nie jechałem na rekord. Warunki były perfekcyjne, a trasa w zasadzie pusta. Jeździłem normalnie z jednym zatrzymaniem lub bez zatrzymania skrętem podkręcanym do przesady. Niestety nie pamiętam, czy były później jakieś efekty i nie jestem w stanie powiedzieć, czy byłbym w stanie utrzymać taką jazdę przez 9 godzin. Naprawdę wątpię. Jeśli nawet, wynik byłby gorszy od rekordu forumowiczów JurekByd i Zbyszek H. o prawie 5 km przewyższenia!   
  12. Edyta: Ze względu na słuszne wątpliwości i niedoprecyzowanie: chodzi o optymalne warunki śniegowe i pogodowe oraz czas jazdy powtarzalny przez kilka kolejnych dni.
  13. Wiele złego można powiedzieć o mojej jeździe, ale w przypadku siedzenia na tyłach, to niestety chybiona uwaga. Problem jest odwrotny, za mocno cisnę na języki i muszę pamiętać o lekkim odpuszczaniu i przechodzeniu do pozycji neutralnej. W kwestii łyżwy – możesz mieć rację – od roku nie mam nagrania, ciężko mi powiedzieć, czy problem nadal występuje, choć ślady na śniegu tego nie potwierdzają. Mimo to dziękuję za sugestię, zwrócę na to baczniejszą uwagę.   Muszę się zobaczyć, a nie ma mnie kto nagrać.   m!xeR, głównie jestem w Nowy Sączu teraz. Zgadamy się jutro.
  14. m!xeR, dzianks za tego posta! Co do kondycji, to jestem przekonany, że na samym tylko forum jest mnóstwo ludzi zdecydowanie sprawniejszych, a przede wszystkim wytrzymalszych ode mnie. Co do czasu ostrej jazdy, to planowałem odrębny wątek (ale jeszcze nie bawiłem się w archeologię, więc może już o tym było) temu poświęcony. Dla mnie pałowanie z zatrzymywaniem na dłuższych stokach, żeby nie spalić za mocno mięśni, to tak na 2 godzinki maksimum. Przy pełnym ogniu i mocnych wykładkach po 5-6 dłuższych zjazdach jestem dętka. Ciasnym, bardzo dynamicznym śmigiem nogi potrafię zarżnąć nawet na ściance o długości 100-200 m. Używam często, gdy muszę czekać na współjeżdżących. Dlatego też nie czaruję się, że na slalomkach byłbym w stanie jeździć pełną parą cały dzień, bo nie jest to prawda. Adam P10, teraz się rozumiemy.
  15. Nie wiem, czy myślimy o tym samym, ale przyznam bez bicia, że narty o promieniu skrętu 16 m (Rossignol z filmików) i 19 m (Charger) nie jestem w stanie poprowadzić skrętem ciętym po tym samym torze, co znajomy narty o promieniu 11,5 m. Nie potrafię. Próbowałem wielokrotnie, na Rossi byłem najbliżej, ale potrzebowałem większej prędkości i ekstremalnego wyłożenia się. W pewnym momencie dochodziłem do punktu, gdzie dalsze zacieśnienie oznaczało minimalny ześlizg i wytracenie prędkości. Z wielką przyjemnością popatrzę na taką próbę podkręcenia, bo bardzo jestem ciekaw układu ciała.   Strasznie namieszaliście mi z tymi komórkami. Co oznacza dla użytkownika większa elastyczność wzdłużna pod względem wytrzymałości? Narta może się złamać, szybciej wyklepać, o co w tym chodzi i jak objawia się w użytkowaniu? Jaki przebieg jest akceptowalny przy zakupie modelu używanego?
  16. A jak z długością? 165, 170 cm, bez znaczenia?
  17. A to temu teraz tak żarliwie poleca.   Z Chargerami historia jest taka, że je sobie strasznie kilka lat temu ubzdurałem, chciałem czegoś dłuższego od moich Rossi, wideo5 miał 186 cm w fajnej cenie i je kupiłem. Po tygodniu w Livigno w dość twardych warunkach byłem w miarę zadowolony ale miałem sporo wątpliwości. Nie było to takie objawienie, jakim miały być. Po dwóch ostatnich jazdach w Polsce: Jaworzyna Krynicka – pierwsze zjazdy bardzo twarde, później luźniej i kasza, Azoty – miękko i kartoflisko Chargery bardzo urosły w moich oczach, tylko potrzebują większej prędkości i muszę je traktować nieco brutalniej, aby jechały tak, jak ja chcę. W Livigno mocno otarłem i osiniaczyłem piszczele w pierwsze dwa dni, więc chcąc nie chcąc dalsza jazda była nieco bardziej zachowawcza i mniej komfortowa. Stąd też prawdopodobnie gorsze wrażenie.   Ech, czarujecie z tymi SL-ami. Chyba ostatnio na Słotwinach były testy Blizzarda, ale nie miałem wtedy sprzętu w Sączu. Przy dolnej stacji Jaworzyny Krynickiej jest zdaje się centrum testowe Völkl, może coś będą mieli pode mnie, tylko na kiego grzyba im tam to UFO wylądowało nadziobach.
  18. Val_Gardena, jak stanie na piłce, próbowałaś?   odyssa13, nie wierzę, że przy tej zawartości posta pojawił się okres treningowy o oszałamiającej długości jednego miesiąca. Z tej ogólnorozwojówki w miesiąc zrobisz minimum siły i odrobinę wydolności. Kiedyś utarło się, że wystarczą dwa tygodnie, żeby przygotować się do sezonu. Nie wiem, kto wymyślił taką bzdurę.   Chociaż w tydzień rzeczywiście można przygotować się do wyjazdu narciarskiego. Tzn. obniżyć intensywność ćwiczeń w celu umożliwienia pełnej regeneracji organizmu przed jazdą.   Tydzień, dwa, miesiąc... to niedorzeczne.   Później idzie taki jeden z drugim na stok, kupią czasówkę, więc trzeba jeździć pełnym ogniem, żeby znajomi nie zaliczyli czasem więcej zjazdów, a kończy się to tak, że kliniki mają pełne ręce roboty.
  19. I to jest super, ale nie wszyscy, niefortunnie, mają takie podejście. Takie pomagacze są potrzebne. Ambitnemu początkującemu umożliwią szybsze poznanie techniki jazdy i zwiększą tempo nabierania pewności siebie. W miarę poprawy umiejętności może dobrać dechy pod swój styl jazdy. I wszystko gra.   Dzisiaj na Azotach w Krynicy był ciężki śnieg. Doskonale widać w takich warunkach, kto potrafi jeździć, a komu się tylko tak wydaje. Gdy narta zacznie się kopać w kaszy lub nasypie lub gdy potrzeba wykonać ostrzejszy manewr wszystko szybko staje się jasne.   Zawsze zastanawia mnie, dlaczego osoby słabo jeżdżące próbują szybkiej jazdy w mokrym śniegu. Wszystkie manewry są wtedy utrudnione, potrzeba trochę sprytu i doświadczenia, żeby poruszać się sprawnie i z gracją. Postawienie narty bokiem w celu zahamowania potrafi mieć bardzo nieprzyjemne konsekwencje. A mimo to zapierniczają.   Najciekawsze sceny odbywały się na dole trasy. Główny dojazd do wyciągu poprzecinany był dość głębokimi poprzecznymi garbami. Kształty, jakie przybierały ciała narciarzy w celu przejechania przez to muldowisko ( ) były niesamowite. Ja bym się tak nie wygiął. Tak na poważnie, to niewiele osób umiało amortyzować te muldy kolanami. O skręcaniu w tamtym miejscu w ogóle nie było mowy. Panika i spięcie całego ciała. Ech. 
  20. To dobry jesteś. Podobnie jak robertw miałem przerwę w nartowaniu, około 7-letnią. Ustabilizowanie szerokości prowadzenia nart (w skręcie i podczas przekrawędziowania) zajęło mi około 2-3 lata (mniej więcej 50 dni na śniegu). Niestety pamięć mięśniowa tego, co wpoili mi trenerzy, robiła swoje. Mogłem rozstawiać narty jak chciałem, ale w skręcie maszyneria ustawiała się po staremu. Dopiero w czwartym roku nie musiałem już zwracać uwagi na szerokość prowadzenia nart. Może z pomocą instruktora efekt udałoby się uzyskać szybciej.   Nawiasem mówiąc, ułatwianie narciarzom roboty rockerem i taliowaniem, nie jest chyba problemem, prawda?
  21. Na żywioł raczej nie próbuj. Pierwszego dnia, kiedy zdecydowałem, że będę wspindrał się na piłkę (wcześniej około tygodnia stawałem przy drabinkach i puszczałem się szczebli), udało mi się kilka razy wstać i ustać i wyglądało to stosunkowo łatwo, więc spróbowała też bardzo sprawna instruktorka. Do tej pory boli ją jeszcze nadgarstek od upadku. Tak jak pisał jan koval, wygląda łatwo (i szybko staje się łatwe po tym, jak wyłączysz strach i przyzwyczaisz się do specyficznej „bezpiecznej” metody tracenia równowagi), ale ewentualny upadek ma na początku spory potencjał urazowy.   Powodzenia i uważaj na nadgarstki i kostki!
  22. Jep, jest błąd w tytule, ale to był najkrótszy filmik spośród pierwszych pięciu wyników. Sam miałem o tym napisać, ale jakoś mi przed wysłaniem posta uciekło.   mig12345, kask nie, ale miękkie materace jak najbardziej. Bardzo łatwo jest konkretnie wyrżnąć, szczególnie, jeśli nie wyczeka się chwili tracenia równowagi, bo piłki nie da się łatwo odepchnąć. Gwałtowny ruch przy spadaniu to gwarantowana bolesna gleba. Łatwiej jest jakby w kontrolowany sposób tracić równowagę i w ostatniej chwili postawić nogę. Wyrobienie tego nawyku wymaga jednak kilku mniej przyjemnych upadków – nie miałem dostępu do materaców na siłowni, więc nawyk wyrobiłem dość szybko. Piłki o różnych średnicach, grubościach ścianek i stopniu napompowania też potrafią się zachowywać inaczej podczas wchodzenia, stania i schodzenia. Ogólnie trzeba uważać, bo na początku galareta w nogach jest od samego stania.   Gdybym uczył się stać od zera, zaczynałbym od stania na małej piłce (choć balans trzeba trzymać wtedy bardziej górą ciała), bo można w łatwiejszy i mniej kontuzjogenny sposób wypracować równowagę i metodę schodzenia. Przeplatałbym to z klęczeniem na piłce bez trzymania z balansowaniem lewo-prawo, przód-tył, jakieś próby z zamkniętymi oczami. Następnie próbowałbym stać na dużej piłce przy drabinkach no i wreszcie wchodzenie na piłkę z pozycji klęczącej bez asekuracji.   Co ciekawe samo utrzymanie balansu na piłce nie jest takie trudne. Dla mnie problemem było przełamanie strachu, żeby puścić się rękami po przejściu na piłce z kolan w kucki oraz przesunięcie stóp bardziej do przodu. Instynktownie chcemy wstawać tak, jak z ziemi, ale nogi są wtedy za bardzo z tyłu i to se tak ne da.
  23. Val, ogólnie przy dobrze wykonanym przysiadzie z pełnym zakresem ruchu można doznać sporego, hmm, „objawienia”.   W tej chwili bawię się takimi przysiadami: Niestety na razie ciężko jest mi utrzymać równowagę schodząc poniżej 90°, być może kwestia za małej piłki, samodzielne wchodzenie bez podparcia, stanie i żonglowanie – spox. Uczę się stania na piłce dopiero półtora miesiąca, więc też nie ma co oczekiwać cudów. Swój progres oceniam jako poprawny, lecz bez rewelacji.   Nieco łatwiej jest stać na piłce lekarskiej (gumowej miękkiej lub twardej). Im twardsza, tym bardziej dzika pod nogami. Ciekawym doświadczeniem jest stanie na dwóch piłkach o różnej średnicy. Dobra zabawa, jeśli komuś znudziły się typowe ćwiczenia siłowniowe lub jako przerwa między seriami.
  24. Co do zasady masz rację, ale w przysiadzie bardzo wiele zależy od proporcji budowy tułowia i nóg. Szczególnie przy modzie na CrossFit instruktorzy uwielbiają przystawiać ludzi do ściany i mówić—Rób pan przysiad i się nie wywal. Tylko budowy ciała nie zmienisz, a celem tej wskazówki jest przeniesienie obciążenia stopy z palców na pięty. Czasami kolana muszą wyjść do przodu i stopy muszą być ustawione szerzej. Nie ma wyjścia, anatomii się nie oszuka. Z książki Marka Rippetoe „Starting Strength”:   Ćwiczenie z piłką przy ścianie to fajna metoda progresji do pełnego przysiadu, ale jest to bardzo proste. Jaja dopiero się zaczynają, gdy pojawi się ciężka sztanga przy przysiadach Ass to Grass.
  25. Coś w tym jest. Utrzymanie smaku wody na akceptowalnym poziomie jest wymagające. U mnie nieźle działa Corega Tabs (niestety nie lubi się z uszczelką, którą trzeba później smarować). No i nie każdemu będzie pasował miętowy posmak wody. Po Corega Tabs 2-3 bukłaki są miętowe, później smak wody jest neutralny przez około 2-3 tygodnie. Ogólnie obsługa bukłaka jest nieco problemowa i jak najbardziej rozumiem Twoją niechęć.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...