Skocz do zawartości

bakkz

Members
  • Liczba zawartości

    652
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez bakkz

  1. Dziadku Kuby10, ponowne dzięki za dogłębną analizę! Na szybko, czy też nie, motywuje mnie to do bliższego przyjrzenia się swojej jeździe.   8 sek., rozumiem, że mówimy o lewym skręcie. Diagnoza nie jest do końca trafiona ze względu na śnieg, średnio można się nim sugerować, ponieważ był po prostu bardzo sypki, świetnie widać to w skręcie w 12 sekundzie, gdzie śnieg rozpryskuje się po wewnętrznej stronie nogi wewnętrznej. Bardzo pilnowałem wychodzenia z narty wewnętrznej tuż przed rozpoczęciem fazy skrętu i całkiem nieźle udawało mi się zachować ciężkość nowej narty zewnętrznej, wskutek czego nowa wewnętrzna momentami się nawet odrywała. Do czego dążę? Narta zewnętrzna była w zasadzie maksymalnie obciążona (zgodnie z uwagami Tadeusza Skowrońskiego w innym wątku o nie przejmowaniu się nartą wewnętrzną) względem tego, na co pozwalał stok. Nie było stania na nodze wewnętrznej przed momentem wypychania się z niej w nowy skręt (McNichols).   9 sek. widać lekką kontrrotację i włożenie biodra. Samo się zrobiło, bez myślenia o tym i tak też to czułem. Noga zewnętrzna jest wydłużona. Nie jest wyprostowana (nie umiem jeździć na prostych nogach i nie umiem prostować nogi w skręcie, a przynajmniej świadomie, efekt widać ze względu na podgięcie kolana wewnętrznego). Cf. 1:41 w filmie:   9-10 sek. tutaj nie jestem pewny, nie pamiętam, wydaje mi się, że się spóźniłem z wypchnięciem z górnej narty. Każdy lewy skręt był trochę pod górkę  (stok nieco opada w stronę kamery) i przez to też mogły mi narty nieco wyjechać. Za którymś razem bawiłem się też wypuszczeniem nart przed wypchnięciem z górnej narty i to też mogło być to.   10 sek. plecy nie są okrągłe, to luźna kurtka daje taki efekt. Tego jestem pewien, ponieważ nie umiem się garbić w jeździe. Za dużo ćwiczeń ze sztangą, wymagających zassania łopatek i wypięcia klatki piersiowej wprzód. Weszło mi w krew. Nie rozumiem uwagi o zwiększeniu kąta do 150°, czy to nie wymagałoby czasem większego wyprostu nóg? Tylko patrząc na ustawienie głowy względem narty zewnętrznej w 12 sekundzie, to jest ona nad przednim wiązaniem, więc tutaj podane kryterium pozycji głowy zostało spełnione i z dużą dozą pewności w każdym innym skręcie było podobnie.   Po 10 sek. zwalanie się do wnętrza skrętu – to robię z dużą intensywnością (bo po prostu to lubię i daje mi to największą frajdę). Siadanie na tyłach, jednak nie występuje, języki są cały czas mocno obciążone, jedyne siadanie na tyłach może mieć miejsce tuż przed przekrawędziowaniem, gdy wypycham się z górnej narty, inaczej wypadłbym ze skrętu i nie utrzymał takiego promienia (przypominam, narta 186 cm, R=19). Siły działające tam są naprawdę bardzo wysokie i niewielkie przesunięcia powodują duże problemy z zachowaniem ciasnego łuku oraz utrzymaniem dobrej krawędzi. Nie rozumiem uwagi o pupie, a jeśli rozumiem, to u mnie jest anatomicznie niewykonalna. Jakikolwiek wykrok nogi wewnętrznej spowoduje przesunięcie tyłka za stopę. Jeśli moje rozumowanie jest błędne, bardzo proszę o wskazówkę, jak temu zaradzić.   Ok. 12 sek. przekrawędziowanie inicjuję z wypchnięcia z narty górnej (lub przynajmniej taki mam zamiar, a nie za każdym razem wychodziło) i staram się ją mocno dociskać (widać tu, jak bardzo kopny jest śnieg), myślę, że to może dawać ten efekt sztuczności. Nie wiem, czy mogę się zgodzić, że zakrawędziowanie powinno wynikać z dynamiki skrętu, szybkości i promienia. Ja w zasadzie za każdym razem wymuszam jak najmniejszy promień maksymalnym zakrawędziowaniem i robię to z pełną premedytacją. Jeśli to błąd, również prosiłbym o wyjaśnienie.   Zwiększenie nacisku na język buta wewnętrznego bez wywołania uślizgu narty – nad tym pracuję, ale wymaga uważnego cofania nogi, inaczej zmniejszę podkręcenie, przy takim wychyleniu bardzo łatwo jest docisnąć język za mocno, wtedy tył narty wewnętrznej unosi się i się ślizga.   Na koniec filmik JF Beaulieu, od 18 sekundy jedzie skrętem o podobnym promieniu do mojego, warunki śniegowe podobne, ale górka jakby stromsza: Widzę tutaj, może błędnie, sporo podobieństw do mojej jazdy. Tylko kunszt już nie ten.
  2. Jak powiedział, tak zrobił. Dzisiaj Śnieżnica:   Dzisiaj jeździłem bez napinki i większego kombinowania. Powiedzmy, że „po staremu”. Starałem się natomiast wykorzystać wypchnięcie z narty górnej według sugestii McNichola w celu przyspieszenia przejścia w skręt. Podobało mi się. Muszę spróbować na stromszym stoku.
  3. Dyscyplinowanie w ogóle nie wchodzi w grę. Problem tkwi w tym, że możemy mówić o zupełnie innym poziomie ubóstwa, a wtedy się nie dogadamy. Ale uogólniając, tak, biednych Amerykanów nie stać na zdrowe jedzenie. Przyczyn jest wiele, ale jest to głównie związane z brakiem wzorców samodzielnego przygotowania posiłków oraz umiejętności zbilansowania diety. (Tu tak naprawdę znowu wychodzi, że lenistwo tkwi u źródła problemu).   Czyli fast-foody, odgrzewana żywność o wysokim stopniu przetworzenia, uzależnienie od wszechobecnych cukrów. Do niedawna dezinformacja w szkołach, mediach i przekazie reklamowym.   Ogólnie rzecz biorąc w Stanach łatwo jest przytyć. Pokus jest całe mnóstwo. Wszystko pyszne, bo słodkie. W 2013 roku mimo wysokiej aktywności turystycznej oraz godziny ćwiczeń cztery razy w tygodniu przez cały pobyt, przytyłem tam 5 kg w trzy tygodnie, bo obżarłem się tego ichniego dziadostwa. Tak było szybciej i taniej. Będąc kartoflem kanapowym, dopiero byłaby jazda.   jan koval trafnie to ujął, mówiąc, że BMI jest odwrotnie proporcjonalne do dochodów, ale tak samo masz słuszność Wujocie, że ważny jest też stan świadomości. Jednak próba podniesienia stanu świadomości osób biednych jest zazwyczaj skazana na niepowodzenie. Oni nie słuchają i szybko wracają do starych przyzwyczajeń.
  4. Dawno nie miałem zlecenia z transkrypcją, a McNichola dobrze się słuchało. Miało być tylko trochę, ale mi jakoś tak zleciało do końca filmu. Transkrypcję zrobiłem też trochę dla siebie, żeby mieć w razie czego do szybkiej „konsultacji”. Tekst można jednak nieco szybciej przejrzeć. Film zabiera więcej czasu.    To wprasowanie daje dokładnie taki objaw, jak piszesz. Ja w celu wyjścia z głębokiego wychylenia używałem wyciągnięcia skrętu w poprzek linii spadku stoku z wyjściem w górę i odciążeniem nart, co McNichol krytykuje. Uczucie nieważkości trwało wtedy bardzo długo i to chwilowe odciążenie krawędzi oraz agresywne dociśnięcie mogło powodować uślizgi na twardym. Muszę z ciekawości spróbować tego wypchnięcia z narty wewnętrznej przed przekrawędziowaniem i sprawdzić, czy uda mi się odciążenie zmienić w dociążenie.   Kolejne podejście będzie jutro. Nie mogę się doczekać. 
  5. Dziadku Kuby10, wygląda na to, że moje podejście jest bardzo zbieżne z Twoim. Z wielką przyjemnością też czytam wszystkie Twoje uwagi i staram się zapoznać z sugestiami z proponowanych przez Ciebie osób/kanałów/linków.   Nie miałem jeszcze okazji dokładniej przyjrzeć się Gregowi Gurshmanowi. Przeglądałem jego stronę i rzuciłem okiem na filmiki. Na pewno taki styl jazdy podoba mi się bardziej niż ten HeluvaSkier.   Zapoznam się jeszcze z Philem McNicholem. Dzięki. ------------------------------------------- Oglądam właśnie McNichola i tak na szybko:   Jeśli chodzi o fragment po [9:10], to nie jest tak, jak napisałeś (szumy trochę przeszkadzają), McNichol mówi tam:   „The less you can feel light between your turns, the better you're doing it. So we all feel that loss of gravity, like the airplane just dropped, in between turns; you want to feel heavy then. Instead of just feeling light coming across the skis, I want to deliver pressure into this ski [the uphill ski, the new outside ski] and actively push myself across my skis and into the new turn.”   i dalej:   „So, play around with it... you can do an inside ski initiation, you can do an early outside ski initiation. But use something to push on to get your hip forward... and play with it. Feel heavy. Feel the top of the turn. Push into the ground.”   koło [16:40] pada takie stwierdzenie (wiatr absolutnie zakłóca słyszalność): „Powerful carve skiing is not about sucking up the turn, it's about delivering (maximum force?) to the snow (?). (...) I want to push, push, push, push, push. That leg is getting longer and stronger. More skeletally aligned, more powerful, all the way from the top of the turn to (?). In the gates you sink down. For some reason we want to be all compact, it's like a predetermined race position. You want to be long, you want your feet away from you, you want to be pushing hard into that. You don't want your legs straight, you want to be pushing. As soon as you start to sink – remember the cat and the mouse? – the skis are gonna beat you. You're going to immediately get your hip back, you're going to make it twice as hard to get forward into the new turn, and you gave away all your power.” W [18:12] mówi dość oczywistą rzecz: „Whatever radius you were trying to pull, you're going to get less from the ski if you get soft on it.”   Pod koniec filmu [18:55] jest też ciekawa demonstracja pozycji „small” (ustalmy dla ułatwienia, że to pozycja kompaktowa) i „low” (niska), gdzie będąc w niskiej pozycji, można zachować znaczne wydłużenie ciała.   I kolejna jeszcze ciekawostka dotycząca sprawności fizycznej i umiejętności [19:05]: „Depending on how fast we are, how strong we are, and how much you can actually flex your ankles through transition, is the difference between coming out of that super low position here with really closed ankles, knees, really sharp, and being able to push again here and get strong, to having to come up just a little bit taller so that you don't lose the feet and open the ankles up too much. That's all about strength and ability. Nothing else. So you might want to stay super low in transition, but unless you're a good skier and you're really strong, you're going to have a hard time staying forward. Cause you have to really be able to close your ankles down in that position; really be flexing ankles, and then, immediately, still be able to push out of that low position on that uphill ski, which is a pretty powerful move.” Użytkownik bakkz edytował ten post 04 luty 2015 - 13:54
  6. Nie mam pojęcia, dlaczego tak te trasy zostały nazwane. Zapytałem z ciekawości ojca, odpowiedział, że dlatego, że trudniejsza jest męska, a łatwiejsza damska. Ale dlaczego właśnie tak – nie wiedział.
  7. radcom, rozumiem.   Przetestowałem tego nieszczęsnego krakowiaczka połączonego z ćwiczeniem szwajcarskim, jak na filmiku powyżej, ale ręka wewnętrzna sięgała wprzód, nie skosem w górę. Mniej więcej 8 zjazdów w ten sposób zrobiłem, później około 4 bez sięgania ręką zewnętrzną do klamer. Starałem się ograniczyć sterowanie nartą zewnętrzną i starałem się zachowywać symetrię kolan. Sięganie do buta wymusiło pewne obniżenie sylwetki. Ale narta wewnętrzna się uślizgiwała. Zaobserwowałem, że aby ograniczyć uślizg narty wewnętrznej, musiałem bardziej zdecydowanie wchodzić biodrem i bardziej obciążać nartę wewnętrzną. To włożenie biodra wymagało pewnej kontrrotacji tułowiem w celu zachowania równowagi, co zdecydowanie obniżyło mi sylwetkę. Dociąganie kolana wewnętrznego do stoku przy włożonym biodrze na plastycznym śniegu dawało niezły efekt zacieśniania, przy niskiej pozycji dało się dobrze wypuścić nogi przy przekrawędziowaniu, ale na przelodzeniach uciekała nieco krawędź narty zewnętrznej (nie odpuszczałem, nie szarpałem, kontynuowałem skręt i przechodziłem w kolejny), najprawdopodobniej ze względu na zbyt silny nacisk na nartę wewnętrzną. Wewnętrzna na przelodzeniach zachowywała się dobrze.   Jazdę dokończyłem regularnie, skręcając z włożeniem biodra. Przy normalnym chwycie kijów uczucie w skręcie było świetne, podkręcenie dla mnie na bardzo zadowalającym poziomie (po śladach wydaje mi się, że mogło być nawet większe niż zazwyczaj), choć doznania były nieco mniej, hmm, dramatyczne niż przy rzucaniu się ciałem. Popracuję jeszcze nad zwężeniem śladu; to powinno ułatwić pracę kolanem wewnętrznym i może pozwoli przenieść większe obciążenie na nartę zewnętrzną.
  8. Dziadku Kuby10, dziękuję za tak rozbudowany opis!   Jeśli chodzi o ostrzejsze stoki, to tam problemy są mniej zauważalne lub, ujmując to inaczej, mniej przeze mnie odczuwane, bo wszelkie zachwiania stabilizuje mi prędkość. Mogę bardzo agresywnie rzucić się w skręt bez uślizgów, co widać na zdjęciu i filmiku z Livigno w pierwszym poście. To nie była jazda pod fotkę, tak wyglądał każdy mój skręt na stromszym stoku (jeśli komuś coś to powie, to był to prawy stok, patrząc w górę wyciągu Blesaccia II). Po opadnięciu śniegu widać tam idealny ślad. Swoje ślady często sprawdzam i oprócz warunków bardzo twardych zawsze na śniegu widać sanki. Teraz, gdy pracuję nad zmianą układu ciała, jest różnie. No, ale tak jak piszecie z janem kovalem, lód by wszystko zweryfikował. Byłoby raczej kiepsko, choć ostatnio zacząłem się przełamywać i na Jaworzynie byłem bardzo pozytywnie sobą zaskoczony.   Część pierwsza: Ad 1. W pierwszej chwili nie zgodziłem się z Lobo w kwestii spychania, ale zastanowiwszy się nad tym i oglądnąwszy przesłany przez niego na priva filmik, coś w tym może być. Jutro zwrócę na to baczną uwagę. Ad 2. Z płynnością zmiany krawędzi jest różnie, bo chcę zacieśniać promień skrętu i przekrawędziowanie jest dość szybkie, może za szybkie. Z pewnością muszę popracować nad unikaniem prostowania po skręcie. Tylko nie czuję tego i nie podoba mi się taka całkowicie niska jazda bez jakiegokolwiek wyjścia w górę: Pozycja kosmos, ale jakieś takie dla mnie bez życia:   Część wadliwa:  Ad 1. Jadę długo ze stałym, maksymalnym możliwym do uzyskania przy mojej pozycji w danym skręcie kątem nart. Robię to celowo, bo uwielbiam uczucie pozostawania w takim zawieszeniu, dlatego też tak mocno podkręcam skręty i trochę walczę z nartą. Ad 2. Ślady spychania narty zewnętrznej występują rzadko, ale występuje jej ześlizgnięcie na całej długości, gdy śnieg jest sypki. Tym częściej, im bardziej się położę. Ad 3. Podpieranie się nartą zewnętrzną – oj tak, często się zdarza, gdy przesadzę z wykładką, a nie ma prędkości. Przy stromych stokach nie występuje, ale jest gigantyczny wykrok. Ad 4. Wydaje mi się, że krawędziuję za szybko. Zwrócę uwagę!   Co do krakowiaka, to zastosuję to ćwiczenie w wersji hybrydowej: Sama ta wprawka bardzo mi się podoba, dobrze czuję w niej nartę wewnętrzną i pozycja (na czuja) jest poprawna. Dodam do niej ruch opuszczania ręki zewnętrznej w celu próby obniżenia pozycji.   radcomie, dziękuję uprzejmie za demo Blizzarda, widziałem ten filmik już wcześniej, był gdzieś podlinkowany na forum. Był on własnie jednym z moich motywatorów do wprowadzenia ćwiczeń do mojej jazdy. W sprawie kijków, to mam nadzieję, że mój żart Cię nie uraził. Jeśli tak – bardzo przepraszam. W zamyśleniu miało to być tylko zabawne i rozładowujące atmosferę nawiązanie do wątku o kijach, żadna uszczypliwość nie była zamierzona.
  9. Tak, chodziło o Kaskadę – 22. Ludziska zawsze w stresie przed pierwszą ścianką były.
  10. Bo wszystkich zawsze na FIS-a ciągnie. Dawno mnie tam nie było – czy ludzie nadal boją się Damskiej?
  11. Bo to jest, drogi radcomie,  markowanie wbicia kijem całym swoim jestestwem!   Wprawka taka, myślę, że może być dla mnie pomocna, jutro będę testował.
  12. Ja wiem, kombinację Juliany + Golgota zawsze bardzo lubiłem. Często w ten sposób jeździliśmy z klubem. Juliany długie skręty w pozycji zjazdowej, a później od kopa Golgota. Na dole człowiek był dętka.   Skrajna prawa trasa na Julianach to też kawał przyjemnego stoku treningowego. Zawsze zachodziłem w głowę, czemu nie zrobią tam wspólnego wyciągu od Golgoty do górnej stacji na Julianach. Zobaczymy, co wykombinuje TMR.
  13. Hehe, teraz działa. Chętnie wypróbuję tę wprawkę, ponieważ ewidentnie mam problem w odnalezieniu się w niższej pozycji nad nartami. Tzn. szukając niższej pozycji obawiam się przeklinanej niegdyś w klubie pozycji „srającego kotka” i na płaskim stoku nie odczuwam potrzeby zejścia niżej, muszę się do tego zmuszać.   Dzięki!   Jeszcze tak się zastanawiam, bo nie daje mi to spokoju. Chodzi o skrócenie wysunięcia narty wewnętrznej. Gdy w skręcie staram się cofać nartę wewnętrzną, automatycznie występuje progresywne dociśnięcie języka, co w miarę zwiększania docisku języka powoduje stopniowy uślizg narty wewnętrznej (od tyłów uślizg przesuwa się coraz bardziej w przód w miarę docisku). Naturalnie kolano wewnętrzne jest włożone do skrętu, a przy dalszym dociągnięciu kolana wewnętrznego but przy większym przechyleniu opiera się na śniegu i odbija od stoku. We wczorajszych miękkich warunkach było to wyjątkowo odczuwalne.   Jak temu zaradzić? Wyraźniej wejść biodrem, żeby dodatkowo dociążyć nartę wewnętrzną? Co ciekawe mam wrażenie, że na twardszym podłożu problem nie występował, a cofanie buta wewnętrznego umożliwiało lepsze dociśnięcie krawędzi wewnętrznej bez efektu uślizgu. Użytkownik bakkz edytował ten post 02 luty 2015 - 12:25
  14. Lobo, wyedytowałem część o nodze zewnętrznej, coś mi literki przeskoczyły, jak czytałem.   Filmik prywatny, nie bangla.
  15. Lobo, dzięki, ze wszystkim masz rację. Niestety te filmy to najlepsze, co na tę chwilę mam i tym się cieszę. Kamerzysta testował nowy zakup, a pewności siebie nie dodawał mu fakt, że był to jego pierwszy dzień na desce od dwóch lat.   Tu edit, bo coś nie doczytałem. A-frame, coś w tym jest. Maniera sterowania kolanem wewnętrznym zdecydowanie jest, bo pozwala mi bardzo łatwo i zaskakująco mocno i szybko zacieśnić skręt. Kolanem narty zewnętrznej nie steruję, kładę je mocniej na krawędzi w celu mocniejszego położenia się na stoku i jest to skutek koncentracji na biodrze i na cofaniu nogi wewnętrznej; wtedy rzeczywiście robi się A-frame, bo wyraźnie czuję dobicie kolana zewnętrznego do buta wewnętrznego. Nie mam problemu z odjeżdżaniem tyłu narty zewnętrznej, jednak mocne dociśnięcie języka buta wewnętrznego w pozycji z włożonym biodrem przy krótkim wykroku powoduje obsunięcie narty wewnętrznej, co widać po śladach w skręcie długim. Niestety zdarza się też przez to „podpieranie” klamrami stoku. Cały czas dostosowuję pozycję nóg i staram się skrócić wykrok. Jest lepiej, jak zrobię kilka zjazdów ze skrętami na narcie zewnętrznej i wewnętrznej, a później jadę na obu, ale w dzisiejszych kopnych warunkach łatwo wrócić do przyzwyczajeń, niestety. W sumie to nawet dobrze, bo widać, że tym usilniej trzeba z tym walczyć.   Ramiona w śmigu śmiesznie pracują, do tego inaczej wbijam lewy i prawy kij i inaczej odprowadzam ręce, zdecydowanie nie ustabilizowałem góry. Stok ściąga na prawo, stąd nogi nie mogły pracować idealnie symetrycznie. Nie udało mi się też wpaść w rytm i kompletnie nie czułem krótkiego skrętu. Nie mogłem jechać ze swoją zwyczajową dynamiką, ponieważ narty momentalnie kopały się w śniegu i za mocno zwalniały. Wymówki!   Azoty to taka większa ośla łączka, chyba jest tam miejscami bardziej płasko niż np. na Julianach czy Białym Krzyżu. Ale wydaje mi się, że jest to zaletą o tyle, że przy małej prędkości wszelkie zachwiania powodują duże kłopoty z utrzymaniem równowagi. Szybka jazda praktycznie zawsze sprawia lepsze wrażenie. Użytkownik bakkz edytował ten post 01 luty 2015 - 23:50
  16. W dziale o doborze nart wrzuciłem już kilka filmików w moim wątku o slalomkach, ale w sumie doszedłem do wniosku, że mogę stworzyć odrębny wątek i pokazać, w jaki sposób moja jazda „ewoluowała” wraz z moimi spostrzeżeniami z samej jazdy. Być może przyda się też innym wracającym po dłuższej przerwie do nart.   Wszystkich oczywiście zapraszam do krytyki zarówno jazdy, jak i do kwestionowania moich obserwacji.    Wypociny będą długie.   1. Powrót Zacznijmy od powrotu do nart. Filmik z Interlaken, nie pamiętam, który to był ośrodek.   Wiele napisać się nie da. Ten smiley najlepiej opisuje to, co widać: Miałem frajdę, to na pewno. Było dynamicznie, często za szybko i... miałem za duże buty. To niestety bardzo rzutowało na moją jazdę. Ale buty były wygodne. Jakież to było pozytywne zaskoczenie względem butów Nordica Grand Prix, w których jeździłem pod koniec przynależności do klubu i kilka lat później. Szok i niedowierzanie.   2. Ewolucja W 2010 r. pod okiem znajomego zacząłem poprawiać swoją jazdę. W miarę szybko udało się uspokoić ręce, a zawsze, nawet w klubie, mocno nimi wymachiwałem. Tylko wtedy uwagi nie trafiały, a filmy rzadko nam pokazywali. Szkoda, ja się tak szybciej uczę.   Najbardziej musiałem pracować nad poszerzeniem nart. Były bardzo wąsko i w podkręconym skręcie brakowało równowagi. Wydaje mi się, że gdybym wtedy zaczerpnął kilku lekcji u kumatego instruktora, uniknąłbym wielu problemów, bo pozycja i ustawienie bioder nie wymagały dużych zmian. Pech chciał, że połknąłem bakcyla carvingowego i nie było to do końca dobre.   Dlaczego? Bo nie widziałem swojej jazdy. Nie miał mnie kto nagrać, a za każdym po kilku kolejnych próbach zakończonych niepowodzeniem (np. zdjęcie zamiast filmu) dałem sobie spokój z proszeniem o nagranie. Zmieniałem to, co sugerował znajomy. Wydaje mi się, że z nienajgorszym skutkiem.   To ujrzałem w 2012 r.:   Filmik bardzo krótki, mimo to lepszy rydz niż nic. Na tym wyjeździe udało się jeszcze zrobić fajową focię: Oczywiście się podjarałem bo pozornie wygląda to wszystko pro. Tyłek nad samym stokiem, ciało ustawione wzdłuż skrętu, ręka ryje w śniegu. Stop.   No własnie, ręka ryje w śniegu, coś tu jest nie tak. Nawet nie coś, ale kilka rzeczy.   Względem 2009 r. ustabilizowałem szerokość prowadzenia nart i uspokoiłem ręce. To na plus. Ale in minus było przesadne obciążanie narty wewnętrznej, co powodowało nadmierne ugięcie górnego kolana i wysunięcie narty wewnętrznej do przodu. Przez to czasami inicjowałem skręty właśnie wysunięciem narty. Rezultatem tego przesadnego dociążania była za słabo dociśnięta narta zewnętrzna. Na plastycznym śniegu to nie aż taki duży problem. Czasem nawet zaleta, bo zewnętrzna nie ryła tak mocno, gdy było sypko lub miękko. Tylko na betonie robiło się już bardzo chwiejnie.   Kolejnym minusem było wyprostowanie sylwetki, co umożliwiało bardzo mocne kładzenie się w skręcie przy dużej prędkości i średnim oraz wysokim nachyleniu stoku, ale przy niższej prędkości traciłem równowagę i mocno podpierałem się kijem. Ten zwyczaj długo mi został, bo aż do stycznia 2014 r.   Wszystkie te objawy widać tutaj na filmiku z 2013 r. (szczególnie pod koniec), oczywiście ja tłumaczyłem to sobie zbyt niską prędkością:   Prędkość rzeczywiście była niska, ale to powinno wyglądać lepiej. Przy niskiej prędkości najlepiej wychodzą wszelkie zachwiania. Szybsza jazda stabilizuje, co dobrze ilustruje filmik ze stycznia 2014 r.:   Narta wewnętrzna wyjeżdża pińćset metrów do przodu, tułów jest nadmiernie wyprostowany, brakuje dociążenia dolnej narty. Komizm tego wszystkiego polega na tym, że do takiej pozycji świadomie, lecz w niewiedzy, dążyłem. Chciałem uzyskać dociśnięcie nart 50%-50%, chciałem mieć bardzo równą, liniową pozycję w skręcie od czubka głowy po punkt centralny między nartami i chciałem dotykać ręką śniegu. To uzyskałem. I sanki zawsze były piękne.   3. Rewolucja Mniej więcej od stycznia 2014 r. zaczęło drażnić mnie to, że nie mogę po twardym stoku pojechać tak, jak po plastycznym śniegu. Coś trzeba było zmienić, ale nie wiedziałem jeszcze co. Zauważyłem wtedy pięknie jadącą narciarkę, która nie włóczyła kijami po śniegu. Bardzo mi się to spodobało, bo moje kije czasami mocniej wbijały się w śnieg niż narty. Samo to wymusiło na mnie delikatne zmiany w pozycji, bo łatwiej było stracić równowagę.   Gdy zacząłem czytać to forum koło października-listopada 2014 r., natrafiłem na przeróżne uwagi do jazdy forumowiczów, w tym szyderę z sięgania ręką do śniegu i rozbudowane wywody na temat zasadności i bezsensowności dążenia do uzyskania równego obciążenia obu nart w skręcie. Nawiasem mówiąc, macie tu naprawdę kawał wiedzy i wiele ciekawych dyskusji, choć czasem niepotrzebnie ostrych i emocjonalnych.   W każdym razie wiele uwag pasowało do mojego stylu jazdy i zacząłem nad nimi powoli pracować. Pewności, że coś z moją jazdą trzeba zrobić, nabrałem w grudniu 2014 r. w Livigno. Jeździli tam juniorzy ekipy słowackiej lub słoweńskiej. Kładli się mocniej niż ja i nie mieli absolutnie żadnych problemów z wbijaniem ręki w śnieg w takim wychyleniu. Też tak chciałem, a nie mogłem. Miałem też mieszane uczucia co do prowadzenia nart K2 Charger.   Zacząłem powoli modyfikować pozycję w celu uzyskania lepszego prowadzenia nart i odsunięcia łapy od śniegu. Przełomowe okazało się stworzenie wątku o slalomkach, w którym Mitek niezwykle kurtuazyjnie zaproponował mi kilka rad. Nad częścią z nich podświadomie pracowałem wcześniej, będąc wyposażony w forumową wiedzę, ale wyjątkowo pomocne okazały się te sugestie: przy skręcie sportowym tułów agresywniej do przodu i węziej narty, żeby cofnąć wewnętrzną.   Efekt w moim odczuciu był rewelacyjny, ale walczę dalej z nie tak starymi przyzwyczajeniami. Szerokość prowadzenia nart jest już nieco lepsza, włożenie biodra spowodowało, że mogę mocniej docisnąć nartę wewnętrzną językiem i wymusza nieco obniżenie sylwetki. Poziom podkręcenia skrętu jest w moim odczuciu dobry (oczywiście dalej przesadzam). Nadal jednak jest co robić:   Filmiki z dzisiaj, na K2 Charger 186, oba w super rozdzielczości:   i żeby nie było, że tylko gigant i gigant, to trochę śmigu:   Śnieg dzisiaj sypki, bardzo wolny, narta zewnętrzna łatwo się kopała i co najgorsze, to myślałem, że tułów był nieco niżej. Ale to nic, cieszę się, że w końcu mnie ktoś przyzwoicie nagrał i że mogę kontynuować naukę.   ==================================================================== Poniżej będę zamieszczał nowsze filmy, żeby nie rozrzucać tego po całym wątku.   Śnieżnica 5 lutego, na luzaka, czyli skręt po staremu (przez pochylenie):
  17. bartas73, nie ja po prostu bardzo ciekawy świata i ludzi jestem.   Ale im dłużej o tym myślę, to tym bardziej wydaje mi się, że to pytanie jest do bani. Wszyscy jeżdżą trochę inaczej i w zasadzie każdy termin rozumieją na swój sposób.   Zadając to pytanie chciałem się dowiedzieć, w przybliżeniu, ile czasu zazwyczaj spędzamy na stoku. Dzięki uprzejmości niemalże 70 osób, które poświęciły swój czas na wzięcie udziału w ankiecie, za co jestem bardzo wdzięczny, wiemy, że przeważają osoby jeżdżące 6 godzin lub cały dzień (z tymże tutaj nie zrobiłem rozróżnienia i ciężko to zinterpretować, czy jest to 8 godzin czy np. 14, gdy stok jest oświetlany do 22). Ale jest to czas, którego w żaden sposób nie możemy porównać. Choć może nie trzeba.   Na wyjazdach tygodniowych zazwyczaj spędzam 6-9 godzin na stoku, częściej 6 ze względu na grupę jeżdżących. Jest to dla mnie dużo o tyle, że nie jestem w stanie zachować pożądanej przeze mnie dynamiki jazdy przez więcej niż ok. 2 godziny. Później zakwaszenie mięśni występuje częściej niż bym chciał i zaczyna się walka z ogniem w nogach. Niestety nie jestem dobry w walce z zakwasem i chcąc czerpać więcej przyjemności niż odczuwać bólu, muszę zatrzymywać się częściej niż bym chciał. Chcąc optymalnie dobrać jazdę do moich preferencji, najchętniej jeździłbym np. od 8-10 i od 14-16, aby dać mięśniom więcej czasu na odpoczynek.   Jeżdżąc lokalnie i mając 20-40 km dojazdu, jeżdżę 2 godziny. Jest do dla mnie zupełnie wystarczające. W tym czasie robię kilka zjazdów rozgrzewkowych, kilka treningowych, pracując nad konkretnymi niedomaganiami i przeplatam zjazdy treningowe z regularnymi. Po dwóch godzinach mam zazwyczaj dość, a czworogłowe wołają o odrobinę wytchnienia.   Nie sposób jest przełożyć czas spędzony na stoku na rzeczywisty wysiłek, a też chciałem się co nieco o tym dowiedzieć. Ale to bez znaczenia, bo nasze odpowiedzi wskazują na duży zapał do tego sportu. Jest to niezwykle pokrzepiające.
  18. bakkz

    Kijki to fundament...

    paw1, nie w tym rzecz i zupełnie nie o to w mojej wypowiedzi chodziło. Moim zdaniem on właśnie wykonuje ruch markowania. radcom stwierdził, że na filmiku tak to właśnie wygląda, ale w rzeczywistości nie jest markowaniem, stąd też moje pytanie, czym tak naprawdę jest ten ruch. Choć zapewne radcom zarzuci nam teoretyzowanie i dla rozładowania atmosfery zaprosi na stok.   Bądź co bądź polecam zerknąć na kanał sugerowany w innym wątku przez forumowicza Dziadek Kuby10; tutaj filmiki o kijach: i:   Babkie coś tam wie, zaufałbym jej.
  19. bakkz

    Kijki to fundament...

    To będzie skomplikowane.   radcomie, jeżeli robi coś, co wygląda, jak markowanie, daje mu to ten sam efekt, co markowanie, choć nie był tego uczony, a stosuje instynktownie, to czym w efekcie jest ta czynność?
  20. Wujot, miałem też nienasycenie na myśli, jak pisałem tego posta, gdzieś uleciało. Dzięki, że o tym wspomniałeś!   kordiankw, słuszna uwaga. Mam absolutną panikę przed robieniem czegokolwiek na krześle. Czasami, nie zawsze, nie wiem od czego to zależy, najprawdopodobniej od wysokości, boję się nawet ściągnąć kijów z nadgarstków i chwycić ich jedną ręką. Żeby ściągnąć w miarę spokojnie rękawice, muszę je mieć na pętlach. Strach mnie bierze nawet, jak inni grzebią po kieszeniach, smarkają itd. Co ciekawe ten strach/niepewność/obawa, jakkolwiek to nazwać, nie występuje z taką intensywnością na orczyku oraz gdy mam na nogach snowboard.
  21. Wy offtopery, urwipołcie jedne!    Chyba tradycyjnie temat odrobinę zaczął ześlizgiwać się w inną stronę i zamiast na godzinach zaczynamy skupiać się na liczbie zjazdów, przewyższeniach, przebytym dystansie, ale te kwestie się w sumie łączą i ciężko rozpatrywać je odrębnie.   Wspomniane przez Mitka parcie na liczbę zjazdów można bardzo łatwo i często zaobserwować. Robi się z tego w głowach niektórych narciarzy taki wyznacznik poziomu jazdy. Zjadę mnóstwo razy, znaczy, że jeżdżę dobrze.   Niechętnie muszę przyznać, że „presja zjazdowa” też mi się czasami udziela. Nigdy na trasie, ale podczas stania w kolejce do wyciągu lub po zejściu z wyciągu przy górnej stacji. Stanie, opowiadanie o bzdurach, odbieranie telefonów zawsze mnie wtedy nieco drażni. Te rzeczy można robić na wyciągu lub po zakończeniu jazdy, a po zejściu z wyciągu trzeba jechać.   To nieustanne tykanie zegara, do którego musimy się dostosowywać od wczesnych lat szkolnych, pośpiech i pragnienie pokazania się, wszystko razem powoduje, że na stokach robi się niebezpiecznie. Ludzie zapominają, że to jest czas relaksu, poświęcenia się swojemu hobby. Zapominamy się tym cieszyć.   Nawiązując do tego, co napisał dudezm o uczeniu się i braku obiektywności w samoocenie, to myślę, że poniekąd może to być spowodowane lekkością jazdy dobrze jeżdżących. Jazda po muldach w wykonaniu profesjonalisty wydaje się fraszką, tak samo jak pokonanie stromizny dynamicznym śmigiem. Tu szukałbym właśnie źródła problemu, bo zderzenie z rzeczywistością w trudnych warunkach potrafi być bardzo brutalne.   Ta rywalizacja powoduje też, że często gorzej jeżdżący w swojej opinii są lepsi, bo zjeżdżają szybciej od narciarza na wyższym poziomie technicznym. Nie jest ważne dla nich to, ile i jak głębokich skrętów ten „cienias” wykonał ani dlaczego tak właśnie jechał. Oni byli pierwsi na dole, a tak przecież ocenia się klasę zawodnika.   Zastanawia mnie, czy udałoby się zaobserwować jakąś relację między mniejszym nastawieniem na liczbę zjazdów a długością czasu spędzoną na stoku. Tzn., czy osoby jeżdżące dłużej jeżdżą bardziej bezstresowo, z dłuższymi odpoczynkami podczas zjazdu.
  22. Ależ żadne sprzeczkowanie nie miało miejsca, choć wyszło kilka ciekawych faktów, m.in. o 168-godzinnym maratonie i 30 km sumie przewyższeń forumowiczów w ciągu jednego dnia. Napisz proszę coś więcej, bo kilka podstawowych zapytań u wujka Google'a nic nie wypluło.
  23. To dla ułatwienia z posta Wujota (zdjęcie powinieneś mieć w swoich mediach):  
  24. Co do liczby osób, to do maksymalizacji liczby zjazdów trzeba zgodzić się z janem kovalem. Takie optimum grupowe dla mnie do spokojnej jazdy to 4-5 osób, łatwo jest wtedy jeszcze uzyskać consensus, a w razie czego zazwyczaj nie ma problemów z podziałem.   W zeszłym roku w Civetcie mierzyłem przejechane kilometry za pomocą aplikacji Ski Tracks, zliczającej odrębnie jazdy w górę i w dół z całkiem dobrą skutecznością. Co do poprawności wskazań prędkości mam bardzo duże wątpliwości. W zeszłym roku podczas marcowego wyjazdu w składzie lat 74, 66, 60, 30, 25, jeżdżąc w grupie (tzn. nie jednym tempem, ale czekając na trasie i jeżdżąc razem na wyciągach) uzyskaliśmy następujące wyniki:     Co ciekawe pierwsza osoba, która proponowała dezercję była najmłodsza. Zupełnie przypadkiem potwierdził się też schemat Kaema (nie licząc dnia trzeciego). 
  25. A ja powiem krótko, najlepiej daj filmik. Jest tu bardzo, bardzo wiele serdecznych osób, które potrafią świetnie doradzić. Nie widząc, co robisz, ciężko coś zasugerować. Parafrazując klasyka „pisanie o nartach to jak tańczenie o architekturze”.   Co ciekawe, piszesz, że mocno wyciągasz ręce w skręcie do przodu, ale mimo wszystko trochę wracasz na tyły. Wyciąganiem rąk nieszczególnie bym się na początku przejmował, jeśli później za bardzo się nie otwierasz, tak jak ja tutaj po powrocie do nart :   To, co sugeruje Wujot, to wszystko świetne propozycje; jeśli szukasz dodatkowych ćwiczeń na sucho, dużo informacji znajdziesz między innymi w wątkach o ćwiczeniach w dziale „Zdrowie”.   Pamiętaj, że musisz dać swojemu ciału trochę czasu na przypomnienie sobie techniki. I jeszcze jedna sprawa. Z perspektywy czasu wydaje mi się, że w moim przypadku korzystniej było poprosić o pomoc w powrocie do nart instruktora niż samemu walczyć z niektórymi nawykami. Teraz trochę tego żałuję. 
×
×
  • Dodaj nową pozycję...