Skocz do zawartości

bakkz

Members
  • Liczba zawartości

    652
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez bakkz

  1. A bo ja straszny panikarz jestem i jak się uczepię, to niczym ten rzep.   Nie mam strachu przed odchyleniem, jedyne co, to zbyt długo pozwalam nartom się objeżdżać i gdy w momencie kiedy oddają energię zostaję za bardzo z tyłu, narty wybijają i nogi prują wprzód, bo spóźniam się jeszcze minimalnie z ustawieniem ciała. W efekcie jestem właśnie zbyt długo w odchyleniu, tracę nieco rytm, a energia zamiast mnie rozpędzić, wybija mnie w górę. Się poprawi, ale nie jestem przyzwyczajony do tempa, w jakim wszystko dzieje się na slalomkach.
  2. Hmm, lobo, na czuja jestem nawet bardziej z przodu, choć może to być tylko wrażenie. Muszę to jak najprędzej zweryfikować. Staram się dać nartom mnie objechać dookoła i w końcowej fazie, w zasadzie to w chwili przekrawędziowania lub tuż po przekrawędziowaniu, gdy się spóźnię, pojawia się niekontrolowane wybicie z narty, a u mnie poszerza się uśmiech, że mnie wierzchowiec próbuje zrzucić z siodła.   Dzisiaj podświadomie włączyło mi się wbijanie kija, nawet o tym za bardzo nie myślałem. To bardzo pomagało w przeciwdziałaniu odchyleniu.   Mitku, hehe, coś w tym jest, ale jak jeździłem na luzie po swojemu, to na mnie kubeł zimnej wody wylaliście. Podczas jazdy muszę mieć element wyzwania i cel, do którego mogę dążyć, bo to mi daje większą radość niż trasa, po której się przemieszczam. Sam też doskonale wiesz, że luz nie pojawia się znikąd.
  3. Żeby wisieć, to raczej nie, ale lepiej zrozumiałem teraz wytykanie przez Was zostawanie w tyle. Na nartach 176/186 cm tego w ogóle nie czułem przy zwalaniu się do skrętu. Natomiast na slalomce przy wyjściu ze skrętu narta wyraźnie przywołuje do porządku i przy spóźnieniu reakcji próbuje zostawić mnie daleko w tyle. Zdarza się to rzadko i głównie gdy przeginam pałę. Tylko, że robię to w zasadzie cały czas.   Wożeniu miejsca, w którym plecy kończą swą szlachetną nazwę, mówię stanowcze nie.
  4. lobo, jestem całkowicie przekonany, że coś musi być nie tak, bo na pewno na razie jeżdżę jeszcze zbyt siłowo, szczególnie jak staram się zmusić nartę do jazdy bardziej w poprzek stoku, a prędkość próbuje mi ją prostować. Dzisiaj pewnym utrudnieniem był też na pewno ciężki śnieg. Przy mniejszych amplitudach skrętu (lecz nadal bardzo dalekich od jazdy w linii spadku stoku) jest w porządku, ale wciąż muszę pamiętać, żeby nie robić skrętu przez pochylenie. Jeszcze nie widziałem swojej pozycji od czasu Śnieżnicy, a potyczki z nadmiernym pochylaniem były w międzyczasie liczne i intensywne. Nie miałem jeszcze także okazji zobaczyć się na slalomkach. Muszę cierpliwie poczekać i póki co zmagać się z pozycją na czuja.   Gdy uda mi się złapać flow, uda nie płoną. Tylko jak na razie są to krótkie odcinki i raczej na mniejszym nachyleniu, ale wtedy narty mnie nieco bardziej słuchają, więc je i tak mocniej podkręcam w poprzek stoku. Samo palenie pojawia się gdzieś koło 30 intensywnego skrętu, tak na oko. Nie miałem czasu policzyć, bo mi refleksu brakuje i łepetyna przeciążona. Co by nie mówić, zabawa jest przednia.   W każdym razie czuję, że każde nadmierne wypuszczenie nart i cofnięcie pozycji narta szybko próbuje karać. Trzeba się pilnować, ale to też jest element rozrywkowy.
  5. Kilka spostrzeżeń po trzech dniach jazdy na nartach slalomowych:   Plusy: + tzw. „fun factor”, frajda z jazdy na tym jest niesamowita, + są bardzo żywe i dają solidnego kopa przy przekrawędziowaniu; może być tylko lepiej, + inicjacja i utrzymanie toru jazdy na twardym podłożu są bardzo łatwe, + jazda manewrowa po muldach z przeskakiwaniem z nasypu na na nasyp to czysta przyjemność, + ułatwiają przypomnienie sobie prawidłowego wbijania kija, + szybko wychodzą wszelkie zakłócenia balansu przód-tył, timingu i ogólnie uwypuklają niedociągnięcia techniczne, + uda płoną żywym ogniem, + permanentny banan na twarzy.   Minusy: - ciężko o precyzję i kierowalność przy większej prędkości, - łatwiej uślizgują w ciasnym łuku przy większej prędkości, - im szybciej jadę, tym bardziej chcą jechać w linii spadku stoku w krótkim skręcie; to może być kwestia techniczna lub psychologiczna; być może z braku objeżdżenia tych nart podświadomie boję się mocnego zakrawędziowania, bo blokuje mnie psychika i dlatego spłycam skręt, - w mokrym miękkim śniegu okrutnie się zapadają, choć dla mnie jest to plus, bo daje możliwość dodatkowej pracy nad ustawieniem nóg, - wszystko dzieje się szybciej, - przez trzy dni kopyrtnąłem się więcej razy niż przez trzy sezony; 4 gleby w 3 dni, jedna przypadkowa, bo wiązanie wypięło się na nasypie, choć nie czułem żadnej siły skrętnej na nodze, wyszedł z tego piękny szczupak, oprócz tego trzy razy podparłem się butem wewnętrznym o stok, mniej więcej tak: https://www.youtube....Ej9GynjKw&t=68s.   Jak na razie tyle. Miałem nadzieję, że uda się dzisiaj filmik zrobić, ale moja lepsza połówka musi w pierwszej kolejności wyzdrowieć. Bardzo jestem ciekawy swoich wygibasów.
  6. Dobra, złamałem się i kupiłem slalomki od Tomassona – HEAD i.supershape 165 cm R=11,4 m. Wczoraj byłem na nich pierwszy raz. Podszedłem do nich z pewną dozą nieśmiałości. Po kilku zjazdach okazało się, że nie do końca potrzebnie.   Całkiem to ustrojstwo kulturalne. Inicjacja skrętu i przeciążenie dały taki efekt:  i pełnego banana na twarzy. Wczoraj jeździliśmy z kordianemkw na Jaworzynie Krynickiej i w sumie na pierwszy raz dla ogarnięcia sprzętu przydałoby się coś bardziej płaskiego. Choć wydaje mi się, że poradziłem sobie całkiem dobrze.   Na czerwonych trasach było bardzo w porządku, zwinność i możliwość zacieśniania łuku rewelacyjna. Ale głaskałem się z nimi i myślę że jeszcze pokażą pazur (dzisiaj dały już przedsmak na Azotach, jak przy większej prędkości je mocniej krawędziowałem). Nie radziłem sobie dobrze z kontrolą narty przy większej prędkości. Na czarnej trasie, jadąc podkręconym skrętem, narty uślizgiwały nieco bardziej niż bym sobie tego życzył. Jestem przekonany, że trochę temu uda się zaradzić poprawą pozycji, ale ciężko spodziewać się podparcia oferowanego przez dłuższą nartę.   Żeby się zbytnio nie rozpisywać: jestem bardzo zadowolony. To świetne narty, które z pewnością dadzą mi wiele frajdy, choć wymagają wzmożonej uwagi, wybaczają mniej niż K2 Charger. Wielkie dzięki dla wszystkich podpowiadaczy za sugestie i cierpliwość.
  7. wiesio, w gruncie rzeczy masz rację. Jednak tam samo nachylenie na parkingi jest całkiem solidne. Podjazd pod Azoty, jak zapewne dobrze kojarzysz, ma nachylenie rzadko spotykane nawet na górskich drogach, szczególnie na wysokości kas Azotów i wyżej, a przygotowanie potrafi pozostawiać wiele do życzenia (inna sprawa, że jest tam zakaz wjazdu, z wyjątkami, ale nigdy tej litanii nie przeczytałem). Przez ostatnie 4 tygodnie byłem na Azotach/Słotwinach około 12 razy. Nie było dnia, żeby ktoś nie miał problemu podjechać na górny parking Słotwin (za mostkiem) lub przy Chacie na Stoku. To nie świadczy źle o samym miejscu, lecz w większości przypadków o kierowcach i kierowniczkach.    Spiochu, spośród 4x4 dostępnych na rynku amerykańskim takie spalanie rzeczywiste jest raczej nieosiągalne. Spalanie w trasie po płaskim jest do zrobienia, ale miasto w zależności od zatłoczenia trzeba liczyć 12+. Papier wszystko przyjmie, ale zderzenie z rzeczywistością jest dość brutalne.
  8. Co do FWD i AWD czy 4WD, to bardzo lubię zasadę:   FWD jest o tyle bezpieczniejszy, że raczej nie pozwoli wjechać w nadmierne paryje. Nie pozwoli też dynamicznie przyspieszyć w niekorzystnych warunkach, jeśli wpadnie w poślizg, to raczej podsterowny. Ale bez względu na napęd na śliskim wszystkie auta hamują tak samo, tzn. nie hamują.   Przednionapędówką jeździłem 12 lat, w tym czasie nigdy nie potrzebowałem łańcuchów, ale łopata wiele razy się przydała. Raz miałem sytuację, w której pozornie nie dało się podjechać. Jechałem na Biały Krzyż, kilkaset metrów dalej przy zabudowaniach był żywy lód. Przyjezdni zaczęli buksować, w końcu się zatrzymali i zdecydowali się nawrócić. Bez szans. Normalnie ruszyć się nie dało. Pchając auto też nie (próbowali, ale nie dało się ustać  ). Byłem mocno wkurzony, bo co za nierozgarnięty... kierowca zatrzymuje się na podjeździe, gdy pod kołami jest sam lód. Delikatne operowanie gazem i sprzęgłem nic nie dało, dwójka to samo. Zrezygnowany spróbowałem użyć ręcznego, żeby zatrzymać staczanie się pojazdu przy ruszaniu – bingo. Od tamtej pory był to mój najlepszy przyjaciel w FWD.   Zawsze bawi mnie podjazd na parking pod Słotwiny w Krynicy. Mało który „przyjezdny” daje radę wyjechać bez pchania po zatrzymaniu się pod górkę (w sumie miejscowym też średnio to wychodzi  ). Moim poczciwym FWD bez szmerów-bajerów nigdy nie miałem problemu. Wielu kierowców próbuje rozwiązać sprawę gazem. Nie tędy droga, a przynajmniej nie w tym przypadku.   Przy wykopywaniu się z parkingu można zastosować jeszcze jedną technikę, ale trzeba bardzo uważać i mieć spore wyczucie w stopach. Należy niezwykle delikatnie dohamowywać, gdy koła buksują. Łatwiej wykonać w automacie.   Od kiedy jeżdżę AWD (nie mam kontroli trakcji) wydaje mi się, że zacząłem bardziej uważać niż FWD, bo trudniej o uślizg przy przyspieszaniu i bardzo łatwo jest uśpić czujność. Można się też nieprzyjemnie zaskoczyć, gdy tylna oś zaczyna żyć własnym życiem w pozornie niespodziewanym miejscu. Na śliskim nie ma żartów. Na szkoleniu awaryjne hamowanie na platformie poślizgowej było zdecydowanie najgorzej wykonanym przeze mnie zadaniem. Okazało się, że dynamiczne kopnięcie w hamulec i spokojne operowanie kierownicą było dla mnie nieosiągalne. Albo lekko hamulec i lekko kierownica, albo kopnięcie i zerwanie przyczepności zbyt dynamicznym obrotem koła. 
  9. W kwestii ruszania: gdy jest ślisko, ruszaj zawsze z ręcznego. Nawet minimalny ruch pojazdu w tył utrudni zachowanie przyczepności. Przy zbyt dużym nachyleniu/oblodzeniu ręczny i delikatne operowanie gazem i sprzęgłem nie pomoże. Ale jeśli jest upór, a potrzeba wysoka, tam gdzie przednionapędówka nie wjedzie przodem, doskonale poradzi sobie na wstecznym.   Przy zjazdach/lekkich uślizgach warto mieć zaplanowany tor jazdy zapewniający lepszą przyczepność. Dobrze jest myśleć o innych i bez potrzeby nie rozjeżdżać takich miejsc.   To wszystko oczywistości, ale chyba autorowi tematu o to chodziło.   Co do szkoleń, to koniecznie indywidualne z instruktorem obok. Ja polecam SJS, z Łodzi do Kielc nie masz daleko. Podobnie jak kurs w Finlandii opisany przez kordianakw, jazdy doszkalające szybko studzą zapał i uczą pokory.   BTW, te oponki zimowe to najpewniej hakkapeliitta.
  10. zeberkaa, nacechowanie Twojego posta,  sugerującego przewrotnie zakładanie folii na pilota, było tak silne, że w taki sposób to odebrałem. Teraz mamy pełną zgodę, dziękuję za wyjaśnienie.   A tak nawiasem mówiąc to folia dla niektórych jest całkiem sprytnym rozwiązaniem (choć o ograniczonej estetyce). Wujek tak zabezpiecza piloty przed ciotką, bo majta cały czas paluchem po przyciskach, nie zmieniając kanałów, i wyciera opisy.
  11. bakkz

    Jaworzyna Krynicka

    bubol, masz oczywiście rację. Ale za te 2 ziko dostajesz możliwość przycupnięcia na kibelku wyposażonym w automat do przesuwania folii przykrywającej deskę klozetową. Tylko nie pamiętam, w której to knajpce było. Za wszystko inne zapłacisz kartą MasterCard!   Tak na poważnie, to rozumiem wprowadzanie opłat różnego rodzaju, i opłata za toaletę, gdy nie korzystam z usług knajpy, mnie nie boli, jeśli w zamian dostaję czyste miejsce, ciepłą wodę i coś do osuszenia rąk. Bardzo podoba mi się natomiast system rozliczania toalet na stacjach benzynowych w Austrii/Niemczech (pewnie w innych krajach też funkcjonuje), gdzie przed WC należy uiścić opłatę w automacie, ale otrzymuje się za to voucher do wykorzystania w obiektach przystacyjnych. U nas opłatę przyjmuje babcia klozetowa, więc zamiast paragonów mogłaby rozdawać takie vouchery.
  12. Co ja patrzę? To wszystko kłamstwa. Nic nie słucham. Lalala!  
  13. Ja niestety już zostałem chyba na dobre zarażony chorobą skiturową. Czekam na przypływ gotówki i zacznę kompletowanie sprzętu według zaleceń naszych Naczelnych Wyrypowców Forumowych. Najgorzej z butami, resztę się dobierze.   Tylko te kwestie lawinowe. 
  14. bakkz

    Jaworzyna Krynicka

    chef88, Jaworzyna ma dwie kamerki, na których zobaczysz kolejki: na gondolę i na krzesło przy trasie 2a. Gdy pisałem posta z kamerkami krzesło 2a było puste, a kolejka w gondoli wychodziła jakieś 2-3 metry poza bramki wejściowe.   Według filmów harpii z tego weekendu, jeśli chcesz uniknąć kolejek, to chyba Śnieżnicę masz najbliżej. Na Limanowa-Ski też tłoku nie było.
  15. bakkz

    Jaworzyna Krynicka

    Kamerka prawdę Ci powie. http://www.jaworzyna...ia/kamery-live/   Z oferty karczm w obrębie Jaworzyny nie korzystałem poza herbatą i ciastem. Restauracja w Hotelu Eris zapewni efekt WOW (pozytywny jakościowo, negatywny cenowo). Przed wjazdem do Krynicy jest natomiast przyjemna karczma: Cichy Kącik, w samej Krynicy warto odwiedzić karczmę Łemkowską.  Dla ułatwienia: http://pl.tripadviso...ern_Poland.html
  16. bakkz

    Jaworzyna Krynicka

    Wszystko fajnie, matriksie84, ale w tym korku, który ciągnął się wczoraj na Zakopiance i w stronę Mszany Dolnej (podejrzewam objazd przez Lubień lub Dobczyce), gdy jechałem tamtędy koło 19, to wolałbym nie stać   Jaworzyna Krynicka to bardzo fajna stacja narciarska, ale droga. Można to zaakceptować lub wybrać inne miejsce. W regionie Krynica-Piwniczna-Muszyna-Rytro-Tylicz nie ma żadnej stacji, która może zaoferować tak wiele zaawansowanym narciarzom.   Koszt 105 zł jest wysoki, tak samo 87 zł za karnet 4-godzinny, a 60 zł za 2-godzinny to już rozbój w biały dzień. Ale karnet całodzienny, patrząc na okoliczne stacje i to, że asortyment tras, nie licząc Dwóch Dolin i niech będzie, że Tylicza, mają bardzo ubogi, nie jest taki znowu nieprzystępny. Słotwiny to koszt 80 zł + 5 zł parking (za 2 trasy), CN Azoty 75 zł + 5 zł parking (niby tras więcej, ale większość i tak zostanie przy krześle), Tylicz 70 zł za 6 godzin, parking chyba gratis, Dwie Doliny 75 zł za 6 godzin, parking nie wiem, ale w Wierchomli raczej wyciągają łapę, Ryterski Raj 60 zł za 7 h.   Przy całym dniu jazdy oferta Jaworzyny nie jest może wysoce atrakcyjna, ale nie jest też zła i nadal w moim mniemaniu warta uwagi. Te ceny miały też pozytywny skutek dla samych narciarzy: nie pamiętam, kiedy ostatnio było tam tak luźno.
  17. bakkz

    Jaworzyna Krynicka

    To w Korbielowie nie udało się spiknąć, może uda się w Krynicy. Jutro wieczorem jadę do Bielska, postaram się wrócić w piątek do Sącza i weekend rezerwuję na narty.
  18. Byłem dzisiaj na Jaworzynie Krynickiej popróbować Waszych rad i sugestii na większym pochyleniu.   Potwierdził się problem z trzymaniem wewnętrznej krawędzi lewej narty. Prawą mogę inicjować i precyzyjnie kontrolować krawędź, w lewej wymaga to sporego skupienia.   W kwestii wspomnianego pullbacku nie jestem go w stanie zrobić zgodnie z opisem DK10. U mnie póki co efektywniejsze jest cofnięcie narty wewnętrznej i mocniejsze wejście w język. W prawej nodze dzieje się to automatycznie, przy lewej muszę o tym pamiętać. Dzieją się wtedy dwie rzeczy: poprawia się zakrawędziowanie i zwiększa się wychylenie do przodu (a przynajmniej tak to czuję).   Próba pullbacku poprzez wysunięcie narty zewnętrznej kończy się u mnie lekkim przejściem na tyły i tendencją do powrotu do pozycji frontalnej (to może być kwestia przyzwyczajenia do jazdy w ten sposób ). Ale myślę, że połączenie ruchu cofania narty wewnętrznej i z ruchem zacinania/wysuwania/objeżdżania może dać ciekawy efekt. Coś podobnego pokazywał JF Beaulieu w swoich filmach.   Póki co skupiałem się na wewnętrznej krawędzi narty lewej, płynności ruchu i unikaniu blokowania układu oraz na utrzymywaniu torsu w pionie. Dzisiaj łepetynie brakło mocy obliczeniowej na kolejne elementy.
  19. Nie sposób nie zapytać o rdzeń nart, na których jeżdżą: jesion, jodła, klon, topola, a może      A pan A.M. źle kije trzyma. Na oślą łączkę z nim.
  20. Kaemie, to takie tylko zboczenie lingwistyczne tłumacza i wrodzona dociekliwość. To potrafi drażnić, więc w razie czego z góry przepraszam.   Twoje propozycje były bardzo fajne, bo, choć proste i dla niektórych najpewniej tak oczywiste, że nie było sensu o nich wspominać, to są precyzyjne.   I abstrahując od komórek, to w czym tkwi problem w nomenklaturze nart zjazdowych i pozatrasowych? Nie wolno mi takich rzeczy mówić.
  21. master32, hmm, czy dobrze zatem rozumiem, że potwierdzasz, że Mastery mają konstrukcję narty komórkowej? Jeśli tak, to wydaje mi się, że w pewnym sensie zaprzecza to temu, co napisałeś w swoim poprzednim poście, mówiąc: Chyba, że pojawia się kolejne rozróżnienie terminologiczne: „narta komórkowa” i „narta o budowie narty komórkowej”. Jeśli tak, prosiłbym o wyjaśnienie, bo zamysłem utworzenia tego wątku było rozwianie takich wątpliwości.   Kwestię spełniania przez określone narty komórkowe wytycznych FIS zatem już ustaliliśmy, podobnie jak to, że termin „narta komórkowa” dotyczy wszystkich nart o danej konstrukcji. Tutaj pojawia się natomiast kolejne pytanie, jaka to konstrukcja i jak to rozpoznać patrząc na opis narty?   Podsumowując posty i materiały, które pojawiły się do tej pory, możemy też stwierdzić, że termin „cheater ski” tylko w części pokrywa się z „nartą komórkową”, ponieważ termin angielski, w przeciwieństwie do polskiego, nie obejmuje nart spełniających wymogi FIS. Można zatem powiedzieć, że Rossi Master to cheater ski i zarazem narta komórkowa.   Kaem, to bardzo słuszna uwaga, dziękuję, a wnioski: - komórka niespełniająca norm FIS = cheater skis, - komórka spełniająca normy FIS = FIS-approved skis/FIS regulation skis, są dla mnie w pełni satysfakcjonujące, dziękuję. Myślę też, że podane przez Ciebie propozycje podziału komórek są dobre. „Komórka FIS-owska” to brzmi całkiem zgrabnie. Gorzej z tymi „niefisówkami”. Ja bym się pokusił o nazwę „komórka cywilna” lub może lepiej i w myśl definicji nart do ścigania: „komórka amatorska”.
  22. Interesujące.   Artykuł zacytowany przez worta informuje o tym, że narty Master są komórkami, jak napisałem powyżej. Dziadek mówi w tym artykule, że Mastery są komórką, a jednocześnie nie spełniają one norm FIS, stąd wniosek, że komórkami nie są nazywane wyłącznie narty zgodne z normami FIS.   Jest to całkowitym zaprzeczeniem Twojego posta, Masterze, i potwierdzeniem potrzeby uściślenia, czym tak naprawdę jest komórka, bo wygląda na to na sprzeczność opinii wśród dwóch profesjonalistów.
  23. Dziękuję za linka. Tutaj właśnie wrzucają to wszystko do jednego wora i komórką określają narty różniące się od narty sklepowej. Ale daje to też pewien ogląd na sprawę.   harpia, poniższa tabela potwierdza słowa tomala; nie może być narty SL o promieniu mniejszym niż ustanowił FIS, ponieważ nie ma limitu promienia skrętu dla nart SL, ograniczona jest jedynie minimalna szerokość narty pod butem.   Co do nart gigantowych należałoby porównać modele wspominane w cytowanym przeze mnie artykule z okresu obowiązywania tej wytycznej, na co moja wiedza o sprzęcie po prostu nie pozwala. Jednak w oparciu o linka wstawionego przez worta, do grupy nart komórkowych należałyby Rossignole Hero Master R20WC, które według portalu www.skiracing.com mają przy długości 185 cm R=23m, zatem, jeśli dobrze rozumiem tabelę, nie spełniają wymogów FIS zarówno pod względem promienia, jak i szerokości pod stopą.
  24. To była moja, jak widać nieudana, gra słowna, nawiązująca do „kantów”, czyli krawędzi. Tak na rozweselenie. Natomiast ta propozycja: «„cheater ski" to narta która "udaje" że jest nartą wyczynową pełnej krwi» jest bardzo zgrabna.    Chodziło mi raczej o określenie dokładnego pola semantycznego „narty komórkowej”, bo czuję niedosyt wiedzy i nie wiedzieć czemu bardzo mi to przeszkadza. Zastanawia mnie również, w jaki sposób „narta komórkowa” ma się do „narty serwisowej”, bo też na taką nazwę napotkałem. A może są to synonimy?
  25. Według źródła elastyczniejsze względem narty FIS dedykowanej danej dyscyplinie.   Szczególnie moją uwagę przykuł ten zapis:  
×
×
  • Dodaj nową pozycję...