Skocz do zawartości

bakkz

Members
  • Liczba zawartości

    652
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez bakkz

  1. jahu, ale planujesz handlować stabilizacją, czy prochami, bo po tych zagięciach czasoprzestrzeni do tej pory mi świat przed oczami pływa.
  2. Dzięki Adam, może tak trochę być. Jest coś w tym, co mówi DK10, że za dużo myślę o ustawieniu ciała. Na Harendzie po pierwszym zjeździe było już tylko poszukiwanie dobrej linii przez muldowisko.   Co do lodowca, to z samej góry zjechaliśmy niestety tylko raz. Niestety bo górka jest wystrzałowa, choć była mocno skopana. Jeździliśmy z dziewczynami i nie chcieliśmy ich zostawiać, a one wzbraniały się przed tą dojazdówką. Pojechaliśmy natomiast na Alteck i tam zaliczyliśmy kilka bombowych zjazdów plus ja liznąłem odrobinę jazdy pozatrasowej, choć na slalomkach nie poszalałem tam szczególnie. Im było stromiej, tym łatwiej mi się jechało.
  3. Ja tam na przykład nie wiem, na ile się w tej skali ocenić, więc daję sobie na wszelki wypadek 1. 
  4. Aż tak dobrze to nima, umiem tylko używać szukajki: http://www.skiforum....azda-frontalna/ Rozwiń proszę myśl o doświadczeniu i przypadkach, bo nie rozumiem, co usiłujesz powiedzieć. Do czego odnosi się wspomniany przez Ciebie brak ustabilizowania?   Przede wszystkim nie zrezygnowałem z jazdy frontalnej. Próbuję czegoś innego, eksperymentuję i doskonale się przy tym bawię. Angulację zasugerowano mi tutaj i jestem za to wdzięczny, bo nie wyobrażam sobie szybkich skrętów slalomowych wykonanych całkowicie frontalnie – wymagają za dużo ruchu górą. Bardzo mocno w swojej jeździe przez 5 lat opierałem się na pochyleniu, a moje ciało robi to samoczynnie do tej pory.   Zastanawia mnie Twoja sugestia dogięcia kolan do stoku w jeździe frontalnej, ponieważ ona u mnie prowadziła do jeszcze większego zwalenia się reszty ciała w kierunku stoku oraz do przypadkowego łapania śniegu butem. Obecnie łapanie śniegu butem zdarza mi się zdecydowanie częściej, co według mnie oznacza jeszcze większe zakrawędziowanie narty wskutek zastosowania angulacji. Oczywiście mogę coś robić źle, ale objętości buta nie zmniejszę.   Najłatwiej byłoby, gdybyś wstawił jakiś filmik przedstawiający to, o co Ci chodzi, bo możliwe, że po prostu opacznie rozumiem to, co napisałeś.    Niczego nie wymyśliłem. Zjawisko przesadyzmu dokładnie opisałem. Być może jesteś w stanie swobodnie przechodzić między jazdą frontalną przez pochylenie a angulacją, ja nie umiem tego zrobić. Może kiedyś się uda. W żadnym wypadku nie „chcę oceny”, zamieściłem filmiki jako kolejny etap stosowania się do wskazówek moich głównych komentatorów. To, że kilka osób było uprzejmych odpisać i podzielić się swoimi spostrzeżeniami nie ma nic wspólnego z tym, czego „ja chcę”, choć oczywiście umieszczając tutaj filmik mam nadzieję na odzew i za wszelkie informacje jestem bardzo wdzięczny.   Do tego dążę, ale to przyzwyczajenie będzie ciężko zmienić.
  5. Następnym razem, jak nadarzy się okazja, nie wahaj się Witku ani chwili. Slalomki są według mnie bardzo rozwojowym sprzętem, bo bardzo szybko dają znać jeżdżącemu o wszelkich niedomaganiach technicznych. Tak przynajmniej było u mnie. Być może się mylę, ale wymagają też sztywniejszego buta niż narty AM. Flex 110 moich Demonów nie robi na tych nartach żadnego wrażenia. Oczywiście doświadczenie w jeździe na slalomkach mam niesłychanie wysokie, bo będzie tego w sumie jakieś 10 dni.   Edytowałem pierwszego posta, bo z całej tej ekscytacji zapomniałem wspomnieć o kolejkach.
  6. Oj podpasowały strasznie. Diabły kilka razy chciały mi głowę urwać, a raz prawie urwały mi kolano. Jeździłem na nich cały czas, Chargery biedne stały w narciarni w pokrowcu. Trochę żałuję, że ostatniego dnia nie wziąłem właśnie Chargerów, bo one by się tak w śnieg mocno nie kopały. Slalomki są super.
  7. Za namową znajomych wybraliśmy się do urokliwego Tyrolu Wschodniego. Obraliśmy drogę przez Salzburg, Zel am See i tunel Felbertauern (€10 w każdą stronę). Ponieważ znajomi sugerowali przynajmniej dwa dni w Kals-Matrei, szukaliśmy noclegu w okolicy. Wybór padł na Ferienhaus Bstieler, tej lokalizacji nie dało się niczego zarzucić, widok z kuchni na południe był powalający. Niestety nie przyszło mi do głowy, żeby zrobić zdjęcie panoramiczne.     No dobra. Był minus. Narciarnia miała odrobinę za mało kołków na narty, kompensował to bardzo dobrze działający system suszenia butów.   Dzień pierwszy: St. Jakob im Defereggental Zgodnie z prognozami na cały tydzień lampy przywitała nas bezchmurna pogoda z lekkim minusem. Już ukształtowanie terenu wokół podpowiadało, że będzie stromo. Wsiedliśmy do gondolki, która wywiozła nas na 2055 m. Pierwsza reakcja—WOW, ale śnieg! Druga reakcja—Ugh, nie pomyliłem się. Stromawo! Samo nachylenie nie stanowi problemu, ale śnieg był zmrożony, więc na stromiznach w miarę upływu czasu pojawia się wtedy coraz większy beton.   To nie jest ośrodek dla początkujących. Większość tras jest czerwonych, które skupione są wokół nowoczesnego, szybkiego 6-osobowego krzesła. Niebieskie trasy (a raczej trasa) to na większości długości dojazdówki, na których można pojechać kawałek, ale w efekcie i tak trzeba wrócić do czerwonej. Wszystkie trasy oprócz dojazdówek są bardzo szerokie. Do połowy długości nachylenie jest umiarkowane, ostatnich kilkaset metrów obu odnóg trasy 3, czyli obsługiwanej przez 6-os. kanapę jest bardzo stromych, co dało się odczuć po zeskrobanym śniegu.   Ogólnie ośrodek oceniam bardzo wysoko z małym zastrzeżeniem: tam według mnie jedzie się na ostre pałowanie. Na wyjazd rodzinny lub relaksacyjną jazdę z przyjaciółmi są lepsze miejsca.     Do tego miejsca poradzi sobie każdy, za załamaniem terenu trzeba już świadomie kontrolować prędkość:     Dzień drugi: Großglockner Resort Kals-Matrei Prognozy wzięły w łeb. Niebo mocno zachmurzone, światło zmienne, większość czasu płaskie. Dlatego oraz głównie z powodu braku śniegu nie jestem w stanie w pełni obiektywnie ocenić tego ośrodka, choć jeździło mi się dobrze.   Potencjał ogromny, liczba tras duża, ale poniżej 2200 m było mnóstwo małych kamyczków, a powyżej nie było wiele widać. Poniżej 2200 m śnieg był zmrożoną kaszą, bardzo szybko pojawiały się przetarcia, a co za tym idzie ulubione przeze mnie pasy cukru, w których można poszaleć śmigiem do woli. Na wysokości 2200-2600 na umiarkowanie stromych trasach śniegowo było dobrze, ale im stromiej tym bardziej zeskrobane. Pomimo sporej pokrywy śnieżnej tego śniegu tutaj bardzo w tym roku brakuje, brak regularnych opadów zrobił swoje. Znajomi stwierdzili, że to najskromniejsze warunki śniegowe, w jakich przyszło im jeździć w Kals-Matrei. Jeździliśmy tylko po stronie Matrei, na stronę Kals zjechaliśmy próbnie tylko do stacji pośredniej gondoli.   Na osłodę GG Resort oferuje sympatyczną, wykonaną w nowoczesnym stylu knajpkę Adler Lounge. Ciężko się jednak w niej doszukać elementów kultury tyrolskiej, więc przyznam, że nieco w oczy kole w tym otoczeniu.       Dzień trzeci, czwarty, piąty: Skizentrum Hochpustertal – Sillian Pogoda zadecydowała o tym, że najlepszym wyborem na kolejne trzy dni był Sillian. Było tam najwięcej słońca, a wiatr nie doskwierał tak, jak w okolicy. Na stronie możemy przeczytać, że jest tam ledwie 60 cm śniegu, ale jakiż to jest śnieg! Czysta poezja. Owszem po godzinie 14 pojawiały się przetarcia, ale były bez znaczenia wobec tego, co ma do zaoferowania ten ośrodek. Dla każdego coś miłego, do tego dwie bardzo szybkie kanapy, dwie doskonałe knajpy i te przepastne, szerokie trasy. Bardzo mi tam to wszystko smakowało, nawet moje kanapki na pieńku i klucha z mielonym makiem:      Dzień szósty: Mölltaler Gletscher W końcu wiatr odpuścił i można było wybrać się na lodowiec. Dawno nie jechałem kretem, ostatni raz chyba w 1997 r. Zapomniałem już jak tam jest nudno, ale nagroda przychodzi szybko, gdy z tunelu wychodzi się w świat śniegu. Słabej pogodzie towarzyszyły spore opady śniegu, więc pozatrasowcy mieli używanie, bo terenu do hasania jest tam całkiem sporo. Na trasach niestety miejscami dało się odczuć działanie silnego wiatru oraz pierwszy dzień jazdy po przygotowanym lecz kopnym śniegu. Na ściankach dość szybko powstały muldy i przetarcia. Ostatnia ścianka przed dolną stacją zapracowała na nazwanie przez moich towarzyszy „ścianą płaczu”. Tym razem nie mogłem się z nimi zgodzić, dla mnie była to „ścianka rozkoszy”. Wybornie się po tych muldach jechało. Ten dzień skończył się zdecydowanie za szybko.       Moimi absolutnymi faworytami są Sillian i Mölltaler Gletscher. Żałuję, że nie udało się podjechać do Ankogel. Lienz kusił bardzo, ale ze względu na bliskość Matrei założyliśmy, być może mylnie, że śnieg będzie podobnej jakości na tych wysokościach. Wielką zaletą Tyrolu Wschodniego jest absolutny brak kolejek w tym terminie, czyli w ostatnim tygodniu wysokiego sezonu. Najdłużej na gondolkę czekaliśmy po wjeździe na lodowiec, bo cały wagonik tam popędził. Poza tym kolejki trwały 15-30 sekund. Kolejnym atutem jest możliwość wyboru ośrodka w miarę zmian warunków pogodowych w ciągu tygodnia. Z wielką przyjemnością wrócę tam w przyszłym roku. Buty już czekają.  
  8. Fred, wiem że jesteś wielkim zwolennikiem jazdy frontalnej. Jeździłem wyłącznie w ten sposób od 2010 r. w zasadzie do chwili założenia tego tematu. Filmiki, jeśli masz ochotę, możesz zobaczyć w tym wątku lub na moim kanale. Ten najświeższy z jazdą frontalną jest ze Śnieżnicy. Rzeczą dającą mi największą frajdę i zarazem potencjalnie wpędzającą w największe kłopoty jest pochylenie. W jaki sposób sugerujesz zacieśnienie skrętu w jeździe frontalnej, jeśli nie właśnie przez zwalenie się ciałem do wnętrza skrętu? Bardzo chętnie wypróbuję alternatywną metodę, choć przyznam szczerze, że sam nie potrafię sobie jej wyobrazić.
  9. lobo, wielki pech, współczuję. Ale widziałem w innym wątku, że dzisiaj było OK. Niestety piątek 13 zebrał żniwo. Zbyt agresywnie pojechałem w kopnym śniegu, przody nart wryły się w śnieg i zrobiłem w gwiazdę przez dzioby. Wiązanie też wypięło się trochę za późno i ucierpiało lewe kolano.    Jednym z zarzutów wobec mojej jazdy była między innymi właśnie pozycja frontalna i zwalanie się do środka skrętu. Ciężko mi zatem zinterpretować to, co napisałeś, tym bardziej że nie toczymy tutaj dyskusji nad wyższością skrętu przez angulację/ukątowienie i pochylenie. Natomiast co do tego, że pozycja wyglądała sztucznie i była przesadzona nie ma żadnych wątpliwości.   Wrzucam jeszcze filmik pożegnalny z dzisiaj, jest trochę luźniej, ale bardziej asekuracyjnie niż bym sobie tego życzył. Kolano mocno dawało o sobie znać:
  10. DK10, po raz kolejny jesteś nieoceniony, dziękuję.   Tam w ogóle nie ma luzu, byłem spięty jak barania torba, podobnie zresztą jak na poprzednich filmikach. Było tylko jedno podejście do nagrania, więc za bardzo się starałem o wszystkim pamiętać. Zobaczyłem jednak ręce, dzisiaj je nieco okiełznałem. Angulację/ukątowienie robię celowo, tylko może jeszcze zbyt przesadnie. Uwaga o sztuczności bardzo słuszna i jest częściowo związana z tym całym spięciem. Zacząłem iść w angulację, ponieważ widzę potencjał zwiększenia dynamiki przekrawędziowania bez przesadnej pracy mięśniami i przy niższej prędkości. Mikaela to jest klasa!   lobo, ten wykrok to jest straszna franca. Jak jadę dłuższy skręt bez napinki, to mam czas cofnąć nogę i o tym w miarę pamiętam. Ale poczułem dzisiaj, że trzeba zawęzić ślad. Prowadzenie lewej nogi na krawędzi wewnętrznej jest już lepsze, ale dalej wymaga pracy. Z odchyleniem czasem nie nadążam, szczególnie jak narta dostanie gazu na wyjściu. Nadal muszę zmuszać ciało do zmian, ale jestem dobrej myśli.    BTW, co się napodziało?   Witek, dzięki!   fred, celowo staram się unikać jazdy frontalnej, chcę spróbować angulacji, ale póki co wygląda to sztucznie, jak zauważył DK10.   juice, na płaskim łatwiej jest mi wykończyć, jak robi się stromiej, blokuje mnie technika i odrobinę psychika. Pracuję nad tym.   Dziękuję wszystkim za porady i wsparcie!
  11. Podpytałem w końcu tatę o wyciągi na Saharze. Pamięta tylko orczyk po lewej stronie, o talerzyku po prawej nic nie wiedział, ale mówił, że na szczycie, tam gdzie obecnie jest talerzyk (nie wiem, czy działa), była wyrwirączka.
  12. Dobra, w końcu udało się cosik nagrać. Przyznam że wydawało mi się, że udało mi się nieco bardziej poprawić zamek od kurtki. Bez względu na to frajda jest okrutna – 3. dzień jazdy, i Chargery stoją nietknięte. Chciałbym zobaczyć ujęcie z tyłu, ale to już daje jakieś pojęcie wyglądu moich dziwactw.   Skręt w miarę krótki:   Skręt długi:
  13. Według mnie to zależy od tego, jak te 10 minut będzie rozliczane. Jeśli będzie to wejście na 10 minut w strefę, to marnie. Jeżeli będzie odbijało się „karnet” przed wejściem na taśmodywan i po zejściu z niego lub będzie można to podzielić np. na 5 wejść po 2 minuty, to dla mnie atrakcyjność wzrośnie.
  14. bakkz

    Auta Forumowiczów

    Podobnie jak Twój cynizm, worcie.   Prosiłem Cię już, jeśli masz coś do powiedzenia czekam na PW. Przytyki sobie daruj.
  15. bakkz

    Auta Forumowiczów

    Kilka postów, kilka reklam, raz jest „-łem”, raz jest „-łam” i jakoś tak ogólna podejrzliwość wzrasta.
  16. Klimat to ważna rzecz, jak najbardziej macie rację. I to przede wszystkim właśnie o klimat powinien zatroszczyć się właściciel, bo wygląda na to, że sprzęt jest dobry. Tego, co jest najpiękniejsze w górach, na hali nigdy nie będzie, ale wszędzie można zapewnić niepowtarzalną atmosferę, zachęcającą do ponownego odwiedzenia tego miejsca. Czyli o sukcesie tego przedsięwzięcia zadecyduje entuzjazm personelu.   Cena jest dość wysoka, bez wątpienia, ale z drugiej strony 10 minut ciągłej jazdy za 20 złotych. To nie wychodzi tak znowu niekorzystnie. Weźmy taką Śnieżnicę: wjazd kolejką 8 minut, dajmy na to, że cały jeden cykl zjazdowy trwa 10 minut, z czego samej jazdy będzie z 90 sekund. To ledwie 9 minut zjazdu przez godzinę w cenie 30 złotych. A konia z rzędem temu, kto wytrzyma 10 minut ostrego piłowania bez zatrzymania. Cena jest według mnie całkiem rozsądna, a jeśli będą dostępne jakieś oferty przy wykupieniu większej liczby minut, to cena może okazać się nawet bardzo atrakcyjna.    Ten filmik ciekawie zestawia ze sobą jazdę na śniegu i na taśmodywanie. Wygląda to naprawdę dobrze:   Z chęcią skosztowałbym takiej jazdy w lecie.
  17. Czyli jednak też włosie, nie wiem czemu zasugerowałem, się że w Proliski powierzchnia jest gładka.   Jak w końcu jest z tymi zaokrąglonymi krawędziami, dlaczego deskarzy trzeba tępić? Oni przecież też mają prawo, lecz rzadko chęci, do jazdy na krawędzi. No chyba, że siądą na załamaniu. Wtedy to zupełnie inna sprawa.   A że pytań jest i tak już sporo, to zastanawiam się jeszcze nad wpływem rozpryskującej się cieczy, czyli mieszanki preparatu poślizgowego z wodą, na odzież. Nie zostawia to żadnych plam/śladów na ubraniu. Co przy wywrotce, ubranie mokre? Jak mocno nasączony jest ten taśmodywan?
  18. Nie wiem, czy mówicie o tym samym, bo nazwa tematu sugeruje „górkę w hali”, podczas gdy autorowi chodzi o coś w rodzaju bieżni na narty:   Zastanawia mnie powierzchnia zastosowana w Proleski, ponieważ wymaga użycia do nawilżenia taśmy całkiem drogiego środka nawilżającego. Podobne rozwiązania w Kanadzie, Anglii i Australii wykorzystują inną technologię pasa/taśmy, po której jeździmy, ponieważ taśma ma włoskowatą strukturę. Nie dotarłem jednak do informacji, czy wymagane są tam również krawędzie o szczególnej charakterystyce i nawilżenie powierzchni.   Ogólnie rzecz biorąc na podstawie filmików wydaje mi się, że narta chętniej pracuje na tych taśmach z włoskami i można na nich uzyskać lepszą dynamikę w skręcie. Ale to może być tylko wrażenie. Choć miałoby to sens, ponieważ na gładkiej powierzchni Proleski krawędź nie ma na czym się oprzeć, a przy włoskach struktura się podda i da podparcie. Ale to tylko moja gdybanina.
  19. Jest wyciąg talerzykowy tuż nad górną stacji gondoli, patrząc w stronę Klimczoka wyciąg jest po prawej stronie:   Ogólnie w tamtym regionie są, jeśli o niczym nie zapominam, trzy możliwości zjazdowe: na samym dole Dębowiec z nowoczesną koleją krzesełkową, talerzyk na Szyndzielni i talerzyk na Klimczoku.   A tak nawiasem mówiąc, nikt pisząc o trudnych stokach nie wspomniał Beskidka. Dla mnie był to zawsze trudniejszy i gorzej przygotowany stok od Bieńkuli.
  20. bakkz

    Po czym rozpoznać?

    Kumatego deskarza łatwo rozpoznać, tak samo jak narciarza. Po prostu widać, że jedzie tam, gdzie chce jechać, a nie tam, gdzie poniesie go to, na czym stoi. Przygarbienie, spięcie, to widać na pierwszy rzut oka i w głowie powinien wtedy rozbrzmieć alarm.   Ale ja posunę się o krok dalej i powiem, że może nie tyle co obawiać, ale uważać należy na każdego snowboardzistę (i narciarza), ponieważ tych nie panujących nad sprzętem i nie obserwujących otoczenia jest zdecydowanie więcej. Wielu snowboardzistów, podobnie jak narciarzy, wychodzi z założenia, że im lepiej jeżdżę, tym szybciej muszę być na dole. Przeciąć ich toru jazdy nie wolno, bo z dużą dozą prawdopodobieństwa nie wyhamują lub nie wymanewrują.   Zawsze, gdy widzę lub słyszę nadjeżdżający obiekt, zdwajam czujność i najczęściej zjeżdżam na bok trasy, żeby przepuścić delikwenta. Deska, narty – bez znaczenia. Jeśli ktoś zaczyna mnie przeganiać, zazwyczaj trzeba zwiększyć ostrożność. Wujot dał bardzo celne wskazówki. Trafnie zauważył też, że jazda bokiem zmniejsza pole widzenia, dlatego z zasady lepiej nie jeździć w pobliżu deskarza jadącego do nas plecami i jest to praktycznie najważniejsza reguła, jaką należy dodać do standardowych środków ostrożności stosowanych na stoku. Deskarzowi warto też pozostawić trochę większy margines na popełnienie błędu.   We mnie częściej próbują wjechać narciarze i to właśnie ich obawiam się nieco bardziej.
  21. Kuba, malutko śniegu jest, bardzo malutko, to jest jedyna przeszkoda. W zeszłym roku prawie nic białego nie było, w tym nieco lepiej. Ale górka jest naprawdę zacna.   Gdy w latach 90 jeździliśmy tam z klubem czynny był oprócz gondoli tylko wyciąg po lewej stronie, zaznaczony przez harpię na niebiesko. Na Klimczoku też się nieźle jeździło. Podpytam wieczorem ojca o wcześniejsze dzieje, może będzie pamiętał coś więcej.   Ale tak wrzuciłem sobie z ciekawości zapytanie o jazdę z Szyndzielni w youtube'a i dla chcącego nic trudnego, przed zeszłotygodniowymi opadami deszczu coś tam próbowali na dechach:
  22. migu, dzięki za focie!   Zapomniałem wcześniej wspomnieć, że chęci do jazdy zdwoiły się po tym, jak Friski znalazł taką fajową muldę (w sensie nasyp ) tuż za zjazdem z górnego peronu krzesła, na której dało się konkretne skoki sadzić. Frajdy była masa. Ta drobnostka poprawiła i tak dobre humory i zwiększyła swobodę jazdy późnym popołudniem i wieczorem.   I kolejny raz – pouczające – nie da się tych warunków lepiej opisać.
  23. Gdy oglądam zdjęcia Twoje i Wujota, za każdym razem mocno zazdroszczę pokonanych tras. Może w przyszłym roku, ech.
  24. bakkz

    Wierchomla

    W Tesco (może tylko nowosądeckim) mają teraz jakąś promocję na Dwie Doliny do 18 marca: 10 zł zniżki, niby niewiele, ale zawsze kilka groszy zostanie. Jeśli ktoś miałby ochotę skorzystać, chętnie oddam, mam 2 sztuki.  
  25. kozi91, jeśli dobrze pamiętam z innego wątku, to jestem niższy od Ciebie o jakieś 8 cm. Mam kurtkę Rossignol Band 3D XL i na długość jest nawet odrobinę za duża, rękawy odrobinę za długie, objętościowo w sam raz, niestety nie orientuję się w obecnych modelach. Ogólnie zwróciłbym uwagę na ubrania snowboardowe, bo tam mieli niegdyś tendencję do wydłużania przy zachowaniu przyzwoitej objętości. Zerknąłbym na SIGFIT (węższe) i [ak]FIT Burtona.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...