Skocz do zawartości

bakkz

Members
  • Liczba zawartości

    652
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez bakkz

  1. Ale to chyba dobrze? Ze Stanów puścili? Jeśli tak, to nadawca musi mieć upoważnienie do wysyłania takich materiałów. Ten PDF dość dobrze wyjaśnia politykę DHL-u w tym zakresie: http://dhlecommerce-...sGoods_0913.pdf (materiał pirotechniczny w uchwycie to Div. 1.4S, gaz w kartuszu 2.2)   Napisz coś więcej, podziel się skąd, dokąd i kto, bo tą elipsą nie przekazujesz wielu informacji.
  2. Racja, Kuba, ORM-D dotyczy tylko krajowych ograniczeń przewozowych. Dzięki za wychwycenie tej nieścisłości!   W sumie to dość ciekawa sprawa, ponieważ na stronie backcountry piszą, że nie wyślą powietrzem ze względu na etykietę ORM-D, co mnie mocno zmyliło w interpretacji ograniczeń związanych z tym oznaczeniem, jednak przepisy federalne umożliwiają wysyłanie przesyłek lotniczych z ograniczonymi ilościami takich towarów po opatrzeniu stosowną etykietą „ORM-D-AIR”. Z tymże prawo to jedno, ale najprawdopodobniej spełnienie wymagań transportu lotniczego jest na tyle nieopłacalne (opakowanie, papierologia, potencjalne dopłaty), że lepiej po prostu puszczać takie przesyłki drogą lądową.
  3. Chyba się zgodzimy, że kartusz z materiałem pirotechnicznym różni się w pewnym stopniu od dezodorantu. TSA wyraźnie podaje, że aerozole można wziąć na pokład pod warunkiem, że są to kosmetyki lub środki higieny osobistej. Leki najpewniej też przejdą. Zasady IATA są nieco bardziej skomplikowane: http://www.unece.org...glish/part3.pdf punkty 63, 190, 277. Linie lotnicze mają obostrzenia i nie ma co się dziwić.   Niby IATA mówi, że: "Avalanche rescue backpack, one (1) per person, containing a cylinder of compressed gas in Div. 2.2. May also be equipped with a pyrotechnic trigger mechanism containing less than 200 mg net of Div. 1.4S. The backpack must be packed in such a manner that it cannot be accidentally activated. The airbags within the backpacks must be fitted with pressure relief valves." Mimo to niektóre linie wymagają, żeby o plecaku informować już na etapie rezerwacji lotu. Tutaj opis poszczególnych linii lotniczych i ich wymagań kilka lat temu: http://snowheads.com...pic.php?t=72233 (link, jak widzę, również u dołu przywołanej przez Ciebie strony).   W takich Stanach nie polecisz w ogóle z napełnionym kartuszem z oznaczeniem ORM-D, stąd zapis na backcountry.com i stronie ABS https://www.abs-airb...-in-planes.html Sugerują zabranie pustego, rozebranego kartusza i wymianę na pełny u lokalnego sprzedawcy.   Według tetongravity.com w Japonii również są poważne obostrzenia, choć niektórym udaje się prześlizgnąć z kartuszami bez żadnych konsekwencji.   Pamiętajmy, że na dobrą sprawę wnosisz na pokład małą bombę i te obostrzenia trzeba zrozumieć. Po nieco dokładniejszym zbadaniu tematu wychodzi na to, że przed każdym lotem trzeba zapytać daną linię o zasady umożliwiające wniesienie ABS-a na pokład. Z tymże stanowi to pewne utrudnienie, którego według mnie lepiej po prostu uniknąć, wypożyczając/wymieniając kartusz na miejscu.   BTW, według tych wytycznych: https://www.abs-airb...ble_2014_EN.PDF przedstawione w Twoim linku informacje nie są precyzyjne – IATA umożliwia wzięcie plecaka jako bagażu kabinowego i to nawet wyposażonego w napełniony kartusz.
  4. Nie możesz przewozić pojemników pod ciśnieniem. Pozostaje zakup kartusza na miejscu.
  5. Porter, współczucia. To uszkodzenie, które będzie wymagało od Ciebie wiele pracy przed zabiegiem, jak i po nim.   „Prehabilitację” powinieneś rozpocząć już teraz, skupiając się na przywróceniu pełnego zakresu ruchu (bardzo ważne, szczególnie pełny wyprost) oraz siły w kolanie. Przywróci to normalny zakres ruchu i zmniejszy ryzyko sztywności, mogącej pojawić się po zabiegu, zwiększy siłę mięśni nóg i korpusu oraz poprawi równowagę przed zabiegiem.   W tej chwili w oparciu o konsultacje z rehabilitantem powinieneś wykonywać ćwiczenia na mięśnie czworogłowe i dwugłowe uda, łydki, pośladki, ważnym elementem przed zabiegiem, a jeszcze ważniejszym po zabiegu, będą ćwiczenia na równowagę i propriocepcję.   Po zabiegu niezwykle ważne będzie szybkie przywracanie pełnego zakresu ruchu, badania kliniczne podają 2-6-tygodniowe okno, po którym tworzy się tkanka bliznowata, utrudniająca przywrócenie sprawności.   Troszkę więcej informacji oraz propozycje ćwiczeń znajdziesz w załączniku.   Tempo powrotu do pełnej sprawności zależy wyłącznie od Twojej motywacji i determinacji. Powodzenia! Załączone pliki  Before Surgery Rehabilitation Program ACL Reconstruction.pdf   367,32 KB   3179 Ilość pobrań
  6. Masz tzw. shin bang, poszperaj na forum, sporo ciekawych rzeczy o tym się dowiesz. Też miałem wielki problem z wycieraniem skóry na piszczelach do krwi i robieniem się siniaków. W moim przypadku pomogły: - zmniejszenie pracy przód-tył; każde przejście do przodu przy minimalnym luzie przed piszczelą powoduje mikrouderzenie, stąd jak łatwo się domyślić nazwa zjawiska, - przysunięcie języka do piszczeli znacząco ograniczyło powstawanie siniaków. Można uzyskać to na wiele sposobów, ja dociągnąłem klamry o jeden ząbek i bardzo mocno zaciskam rzep. Nie jest to optymalne rozwiązanie, alternatywnym i bardzo dobrym rozwiązaniem jest Booster Strap, którym łapiesz sam język, więc dociskanie klamer nie jest wymagane, ja się na razie nie zdecydowałem, - bardzo cienkie i dość śliskie skarpety. Eksperymentowałem ze wszystkim i okazało się, że największe otarcia powodują u mnie teoretycznie najlepsze skarpety, jakie mam: X-Socks Ski Metal, a najmniejsze stare, cienkie, lekko przetarte skarpety Lange.   Co do wspominanego przez lobo i fredo dłuższego skrętu, wydłużenie wirażu da Ci również czas na ustawienie pozycji, bo odnoszę wrażenie, być może mylne, że jakoś tak się spieszysz ze skrętem. Zwróć też uwagę na prawą rękę po wbiciu kija, lubi szperać w kieszeni.
  7. Głowa też. W skręcie widać takie wyraźne dygnięcie głową, bo sprawdzam ustawienie nóg. Zauważyłem to dopiero na filmiku z Mölltalera. Cała pozycja jest zbyt spięta przez próbę nadmiernego kontrolowania każdego elementu. Liczę, że w końcu zmiany, którę chcę wprowadzić, wejdą mi w krew i będę mógł ograniczyć przesadzanie pozycji.
  8. Ja bym się tylko obawiał, że takie rękawice jednopalczaste będą okrutnie ciepłe oraz że to usztywnienie może być zupełnie niepotrzebne do zastosowań rekreacyjnych.   Leki mnie nigdy nie przekonywały swoim krzykliwym designem. Patrząc na tę półkę cenową, chętniej interesowałbym się rękawicami Hestra.
  9. Jeśli oznaczałoby to zakończenie sezonu, to w styczniu pasowałoby kończyć i ponownie zaczynać sezon co tydzień.
  10. bubol, wątek został zamordowany, ale cieszę się, że mimo to zapostowałeś.   Problem trochę tkwi w tym, że każdy wyobraża sobie czyjąś jazdę po swojemu, dlatego łatwo o nieporozumienia i osądzanie z góry. Lubię zadawać pytania, bo jestem ciekaw, co inni mają do powiedzenia w temacie, ale nader często traktowane jest to jako—Cha, cha, cha, ma wpisane tyle a tyle, a pyta o takie głupoty!—Wątek stworzyłem nie dlatego, że „nie umim”, ale chciałbym wiedzieć, czy da się lepiej lub inaczej bez zmiany szerokości narty pod stopą, a jeśli się da, to jak.   Lubię jechać w luźnym, grząskim śniegu quasi-ciętym skrętem (żeby nie było nieporozumień, czy to bardziej z oporu ślizgu czy cięcia krawędzią, przecież miejscami może być po prostu różnie), ale robię to zbyt siłowo. Ogólnie jeżdżę zbyt siłowo i za mało daję jechać nartom. To będzie mój główny temat na przyszły sezon, bo wygląda na to, że w tym zbyt wielu jazd już nie zaliczę.     Z tą dynamiką to ja nie wiem tak do końca. Ja łatwą jazdę (w rozumieniu przyjemną, lekką) w ziarnistym śniegu odbieram jako, hmm... dostojną. Nie widziałem niestety jeszcze żadnego wymiatacza, jadącego w ciapie tak, żeby było szybko i dynamicznie, żebym po prostu kiwał głową z aprobatą. Nawet będąc na mikrospocie na Harendzie, gdy przyjechał „fachura”, którego z wielkim zacięciem oglądaliśmy z Friski, zjechał fajniej raz (Friski go obserwował, ja przegapiłem), a później tylko ćwiczył pojedyncze skręty trawersami.   Liczę, że pojawi się jeszcze jakiś filmik.
  11. Co do oświetlenia reaktywnego, jeśli działa tak, jak podaje producent, to pewnie działa świetnie, ale przy niższych prędkościach. Taki bieg terenowy pokazany w materiale reklamowym, jak i w podlinkowanej przeze mnie recenzji to chyba maksimum możliwości takiej czołówki. Przypuszczam, że do podchodzenia, spokojnego wspinania się byłoby OK, ale jednak przy zjeździe pasowałoby mieć cały czas dostępną pełną moc. Wiem, że to gdybanina, kuzon już wspomniał o drzewach, to jedna kwestia, a druga... co jeśli czujnik złapie ostrość na rękach w newralgicznej sytuacji? Podobnie może być na rowerze z kierownicą.   Jestem zdania, że technologia jest dobra, trzeba z niej korzystać, jednak w sytuacjach podwyższonego zagrożenia należy jak najbardziej ograniczać potencjał nieprawidłowego działania sprzętu. W tym wypadku działanie czujnika będzie prawidłowe dla producenta, ale niezgodne z wymaganiami użytkownika, bo ten będzie potrzebował stałego naświetlania. Z pewnością pomógłby przełącznik na stałe światło. Ale jak wykonać coś takiego, aby o tym nie zapomnieć, np. rozpoczynając zjazd?
  12. Mnie w starej wersji w pierwszej kolejności rzuciły się w oczy czerwone trójkąty z tworzywa, przez które przepleciony jest sznurek, w nowej te trójkąty są białe/szare. Stąd wniosek jest prosty i oczywisty: stara jest szybsza.
  13. Patrzyłem kiedyś na tę czołówkę do używania przede wszystkim na rowerze. Bardzo mi się podobała, ale akurat miałem inną. Tamtą posiałem, więc teraz Twój post mocno przypomniał mi o temacie.   Szukając w zeszłym roku informacji o tej czołówce natknąłem się na świetną reckę z rozpracowaniem akumulatora: http://www.light-tes...emid=54&lang=pl
  14. Dzięki śliczne za tak obszerny opis. Jestem zmuszony jednak sprostować jedną rzecz. Demonstracja tej techniki na MG według mnie była bardzo dobra, natomiast moja próba odwzorowania przy braku zrozumienia tego, co robię, była, no... nieudana.
  15. Gdy byliśmy na na Mosornym Groniu, DK10 pokazywał mi coś, czego nie zrozumiałem, natknąłem się teraz na to w jednym z filmików. Z angielskiego to „retraction-extension technique”, nie pamiętam jak nazwał to DK10. Tutaj jest dokładne miejsce w filmie, demonstrujące tę ewolucję: https://www.youtube....wZTKM8YN9M&t=87 Do czego służy ta technika? Jakoś zapomniałem wtedy zapytać.   Jeśli dobrze rozumiem ten ruch, doskonale sprawdza się na muldach, gdzie na grzbiecie górki następuje „zassanie” nóg, a zaraz potem ich prostowanie.   Cały filmik:
  16.   3 razy użyłem Twojego nicka w poście na 1010 słów: raz na początku, raz na końcu i raz w cytacie. Nie wiem, czy to dużo. Używam wytłuszczenia, ponieważ wyraźnie widać wtedy użytkownika, do którego lub o którym się pisze. Każdego posta edytuję w ten sposób. To nie jest żaden wyjątek.   Silnik forum daje jeszcze taką możliwość: @fredowski, ale małpka z wytłuszczeniem i zmianą kolorystyki czcionki za bardzo krzyczy.   radcom, uwielbiam sposób, w jaki ucinasz takie pierdoły. Wróćmy na stok.  
  17. fredo, być może powinienem puścić to „mimo oczu”, bo na chwilę daję się wciągnąć w Twoje gierki, ale niebywale prowokujesz.   Wielki jest z Ciebie podróżnik. Z każdym postem czuć wysokość, z której przemawiasz. Spędzasz na niej mnóstwo czasu i obłoków sięgasz nierzadko. Temu może woda zawrzeć nie chce i usta sączą tyle jadu?   Przyznam, że ze sporym zdziwieniem reaguję na to, że przyjazny sposób wypowiedzi i chęć podzielenia się własnym doświadczeniem mogą być tak negatywnie odbierane. zeberkaa wściekła się, bo upierałem się przy odmiennej opinii, naubliżała mi na PW, powyzywała od klechów, po czym wpadła w furię, bo nie dałem wyprowadzić się z równowagi, i w efekcie obwieściła światu, że mnie zignorowała. Ty widzę dołączasz do worta w niechęci do mojego sposobu pisania, kontynuując wycieczki osobiste. To już małe biuro podróży się robi. Może i dla pancerniaków jakieś oferty się znajdą? Kierunek na wschód zawsze modny.   Widzisz, odnoszę wrażenie, że Twoje wybujałe internetowe ego nadęło się do takich rozmiarów, lub doskonale udajesz, że tak się stało, że przerosło wszelkie granice przyzwoitości. To niesłychanie przykre, że według relacji osób, które Cię znają jesteś świetnym gościem i doskonałym kompanem, a przez Internet dajesz się poznać od najgorszej strony, podobnie jak kilka innych osób tutaj. Powtarzam pytanie, które zadałem w innym wątku. Czy to samo powiedziałbyś swojemu nowo poznanemu znajomemu, stojąc z nim twarzą w twarz? Czy naprawdę tożsamość internetowa może różnić się tak bardzo od tego, kim jest się na co dzień?   Ponieważ przyniosłeś bilet do mojej przeszłości, to pozwolę sobie nawiązać. Rzeczywiście jeździłem w klubie w Bielsku-Białej u Katarzyny Szafrańskiej. Jeśli się nie mylę było to, gdy miałem 8-14 lat. Nie wstydzę się tego i nie ma się też szczególnie czym chwalić. O trenerach do tej pory myślę bardzo ciepło, reszta towarzystwa była całkiem podobna do tutejszego klimatu – może narciarze już tak mają? Ten czas ogólnie wspominam dobrze, acz bez rewelacji, tym bardziej, że moja przygoda z klubem zakończyła się wraz z tragiczną śmiercią trenera. Program był niezły, ale raczej zabawowy niż ambitny. Brak było wyraźnego ukierunkowania na przygotowanie fizyczne, choć ćwiczeń sprawnościowych robiliśmy mnóstwo. Narciarsko zawsze była rewelacja.  Z punktu widzenia treningu fizycznego nie nauczyłem się tam niczego, co mogłoby mi się przydać w dalszym życiu.   Wspominasz, że po klubie w mojej jeździe nie widać śladu. Czy coś w tym dziwnego, jeśli przerwy w jeździe na nartach miałem półtora raza tyle, co jeździłem w klubie dla dzieci? Klub dał mi dobre podstawy, ale je po prostu zmarnowałem. Coś zostało, radzę sobie i tym się bawię, ale Twoje powtórne przywołanie „jazdy na wyrost” jest absurdalne. Prosiłem Cię już o wyjaśnienie w moim wątku, jednak uznałeś chyba, że nie będziesz na to tracił czasu. Rozumiem i szanuję taką decyzję.   Na zakończenie ponowię inną prośbę, jako że „jesteś mocny w gębie, ale czy w zębie?” – chyba jakoś tak to w „Królu Lwie” leciało. Chodzi oczywiście o reprezentatywny filmik z jazdy, z którego jesteś przynajmniej zadowolony, bo podlinkowana gdzie indziej wspólna jazda z metaalem taka nie była. Nadal też chciałbym zobaczyć film Wujota, z którego miałeś taki ubaw po pachy. Tak po prostu. Bo kompletnie nie daję wiary. Jak i w kolejne rzeczy, które wypisujesz.   Prosiłem też o filmik, niekoniecznie Twój, w moim wątku w dziale Nauka jazdy, w celu zobrazowania tego, o co Ci chodzi, ponieważ mam problem z interpretacją Twoich wpisów. Nie rozumiem tego, co starasz się przekazać. Piszesz niedbale, chaotycznie, ignorując interpunkcję i znaki diakrytyczne. Najzabawniejsze jest to, że zarzucasz mi przesycenie emocjami, podczas gdy nacechowanie emocjonalne Twoich postów jest większe niż myślisz.   I dalej: Odnoszę wrażenie, że nie rozumiesz tekstu, który widnieje przed Tobą na ekranie, a następnie gdybasz w najlepsze o rzeczach, które przeinaczyłeś po pobieżnym przeczytaniu. Pokaż proszę te swoje przeciążenia, ewolucje z dużym przeciążeniem w kaszy, tę nieograniczoną manewrowość. Piszesz, że się nie zapadasz, więc pokaż jak to robisz. Z przyjemnością się dowiem i zobaczę, ponieważ jazda w takich warunkach jest tematem przewodnim tego wątku. Nie zapomnij tylko proszę o ujęciu, w którym jedziesz wzdłuż linii spadku stoku, na gazie, po luźnym, ziarnistym śniegu i stawiasz narty bokiem, tak awaryjnie, manewrowo, ile tylko siły w Twych potężnych nogach.   Problem w tym, ze z lansowanego przez siebie podejścia praktycznego stajesz się teoretykiem i coraz częściej to dobitnie udowadniasz. Nie chcesz lub nie potrafisz zaakceptować tego, czego sam nie doświadczyłeś. Widzisz, ja przypadkiem ostatnio taki manewr wykonałem. Popełniłem błąd, bo źle oceniłem coś, co wyglądało na nawiany, sypki śnieg, występujący w podobnych miejscach na stoku. Chciałem zrobić przy zatrzymaniu pióropusz. Mocno się zdziwiłem, gdy narty stanęły dęba, bo śnieg się nie obsunął, a zamiast pióropusza zrobiłem szczupaka. Wiązania nie puściły, a ja zanurkowałem w dół stoku. Nie była to ani wielka prędkość ani podłoże nie trzymało tak, jak trzyma firn. Nie muszę teoretyzować, co stanie się w ziarnistym śniegu. Wiem, sprawdziłem. Napomnę jeszcze, że to moje słusznie wytykane zwalanie się do środka coś kompensuje. Dokładnie to, co z bardzo dużym prawdopodobieństwem wyrzuci z butów przy postawieniu nart bokiem w firnie. Wyobraź sobie, że nawet ja mniej więcej czuję, jakie siły i z jaką intensywnością działają na moje ciało. Nie do wiary, wot tiechnika.   fred, skończ proszę z wycieczkami osobistymi i docinkami, szczególnie na forum ogólnym, tym bardziej jeśli są podparte tylko bliżej niewytłumaczalnymi przeinaczeniami. To naprawdę niesmaczne i przeszkadza w dyskusji. Jeśli musisz się wygadać i zrzucić coś z serca, zrób to na PW. Tam można podyskutować bez śmiecenia i siania fermentu na ogólnym. Nie jesteśmy tutaj po to, by skakać sobie do gardeł. Chyba...
  18. Mitku, AndRand zaraz wytknie Ci, że taki śnieg nie jest sypki (choć ma taki charakter). Niestety na moją prośbę nie zaproponował lepszego określenia, więc przedstawię swoją propozycję. „Sypki” oznacza brak spojenia, ale jednocześnie przynosi na myśl suchą właściwość materiału, dobrą propozycją według mnie byłby termin „luźny”.   A jak już naszły nas zabawy terminologiczne, to jak jest z cukrem. Większość osób, z którymi miałem przyjemność jeździć na nartach przez „cukier” rozumieją odsypy bardzo drobnego, sypkiego śniegu, powstające w niskich temperaturach. Jeśli dobrze rozumiem AndRand proponuje nazywać śnieg ziarnisty „cukrem”, jeśli coś przeinaczam, proszę o sprostowanie. Czy ktoś inny również w ten sposób rozumie cukier?   Ale jak już napoczęliśmy, lećmy z semantyką na całego i spróbujmy uporządkować wiosenne śniegi w oparciu przez podlinkowaną stronę. - śnieg ziarnisty – widoczne ziarna, dobrze robi się śnieżki i bałwana, zazwyczaj jest to cienka warstwa – kasza - zamarznięty śnieg ziarnisty – tutaj chyba filozofii nie ma, to bardzo szybki śnieg – nie jest kaszą, - firn – opis podaje, że jest to stale mokry śnieg o konsystencji ziarnistej – kasza.   Przyznam, że mam pewien problem z definicją śniegu ziarnistego i firnu. Śnieżkę ze śniegu ziarnistego jeszcze uda się jakoś ulepić, ale przy mocniejszym rzucie rozsypie się w dłoni, ale bałwan? Nie neguję, ale ciężko jest mi to sobie wyobrazić. Ale to drobnostka.   Pytanie mam natomiast do osób potrafiących rozróżnić śnieg ziarnisty od firnu. Jaka jest rzeczywista różnica konsystencji, w jaki sposób rozróżnić jeden od drugiego i czy takie rozróżnienie w ogóle jest narciarzom potrzebne. Czy śnieg ziarnisty można traktować jako hiperonim? I na koniec, czy możemy nadal wrzucać śnieg ziarnisty i firn do jednego worka i nazywać je wspólnie kaszą?   Trzy terminy i tyle zachodu. Ciekawe, jak radzą sobie Inuici ze swoją setką słów opisujących różne rodzaje śniegu: http://ontology.buff...varia/snow.html Jak poradzić sobie z rozróżnieniem quinaya od tlayinq? Może olfaktorycznie.
  19. jahu, dzięki, świetnie to rozebrałeś.   1. Wąskie prowadzenie nart. To naturalna i chyba najłatwiejsza do uzyskania pomoc w takich warunkach. Pomaga z wypornością, a także z manewrowalnością. Po licznych uwagach w moim wątku o zbyt szerokiej jeździe oraz po obejrzeniu filmików JF Beaulieu zacząłem eksperymentować z szerokością śladu. Przy jeździe „ciętej” w takich warunkach pilnowanie jak najbliższego położenia stóp względem siebie (minimalizowanie wykroku poprzez cofanie narty wewnętrznej i wypychanie zewnętrznej) ułatwiało mi stabilizować narty, nawet gdy śnieg nie dawał wystarczającego oporu. Wąski ślad, kontrola pozycji stóp względem siebie i delikatniejsze skręty dawały bardzo przyzwoity efekt.   2. Zawężenie toru jazdy. Czyli inaczej mówiąc jazda bliżej linii spadku stoku, efektem czego będzie zwiększenie prędkości. Ogólnie rzecz biorąc nie lubię tego, bo prędkość bawi mnie mniej niż przeciążenia, choć jazda w ten sposób nie jest mi obca. W takich warunkach grzęźnięcie osłabia przyspieszanie. Mam tylko jedną obawę, dotyczącą wynikającego z takiego sposobu jazdy wzrostu prędkości. Kasza utrudnia manewrowalność, a gwałtownego manewru wymijającego w takich warunkach zrobić się nie da. Typowe działanie ratunkowe wielu osób, czyli postawienie nart w poprzek, w najlepszym wypadku skończy się katapultowaniem z wiązań. Dlatego obserwacja stoku i planowanie trasy przejazdu są wyjątkowo ważne. Szkoda, że tak rzadko to na stoku widać.   ---------------------------------------------------------------------------- Mitku, DK10 wspominał, że widywał zawodników w takich warunkach, na normalnych deskach, którzy doskonale radzili sobie z dynamiczną jazdą, zatem drążę temat, aby poznać klucz do takiej jazdy. Być może nie jest to nic więcej oprócz umiejętności lekkiego prowadzenia nart przy zachowaniu dynamiki pozostałych części ciała. U mnie niestety dynamika oznacza, maksymalnie upraszczając, siłowe rżnięcie krawędzią stoku. Negujesz sens dalszego teoretyzowania, ale jestem pewien, że post jahu może przydać się bardzo wielu osobom.   fredo, fakt mocy w nogach mi brakuje, przysiad mam słabszy od martwego ciągu o 30%. Muszę nad tym popracować. Że też wywnioskowałeś tę dysproporcję z moich filmów... 
  20. Może dla Ciebie, fredo. Dla mnie występują często. Ważę 95 kg, z nartami i butami grubo ponad setkę. Dla mnie jest to realna, w zasadzie codzienna, sytuacja w wiosennych śniegach. Twoja wiedza jest bardzo szeroka, ale wydaje mi się, że zbyt krytycznie patrzysz na osoby odbiegające od „Twojej normy”, szczególnie jeśli ich doświadczenie w choćby najdrobniejszym stopniu różni się od Twojego. To bardzo krótkowzroczne, nie sądzisz?   Wujot, u mnie puszczenie się szybciej nie występuje, ponieważ podłoże mnie hamuje, nawet przy jeździe na wprost. W chwili, gdy poranny beton dopiero zaczyna puszczać, prędkość w zasadzie nie ma ograniczenia, ale gdy śnieg staje się sypki (AndRand, może „sypki” nie jest tutaj najfortunniejszym określeniem, ale tak to odczuwam; jeśli masz właściwszy termin, bardzo chętnie zaadoptuję  ) szybko jechać nie potrafię, narty grzęzną zbyt głęboko przy ciaśniejszych łukach, choć dostojne i delikatne zawijanie wychodzi dobrze i ułatwia utrzymanie prędkości. Tylko to nie jest to, czego szukam. Kompromis, który uzyskuję według wskazówek DK10 daje całkiem dobre rezultaty, ale wtedy mogę zapomnieć o dynamice (chyba – a przynajmniej przy bieżącej technice). Choć według tego, co mówił, da się lepiej – i tego chcę. W jeździe pozatrasowej doświadczenia nie mam, ufam Twojej opinii.   Mitku, gdyby wszystko było oczywiste, temat by nie powstał. Jego zamiar jest bardzo prosty: wspomożenie osób chcących poprawić swoją jazdę w wiosennym śniegu lub utwierdzenie ich w przekonaniu, że nic więcej bez zmiany szerokości narty zrobić się nie da. Konkretne odpowiedzi oprócz wpisu lobo i Wujota nie padły. Bruner 79 wspomniał o jeździe na krawędzi, co może jest słuszne, ale dla mnie to nie jest krawędź, lecz postawienie narty na krawędzi i jazda opierając się ślizgiem na spychanym nasypie (a przynajmniej tak ja to odbieram). fredo natomiast coś tam tradycyjnie odburknął, skrytykował, wytknął i zrobił wycieczkę osobistą, być może z dobrym zamiarem, ale nie mógł sobie odpuścić i musiał dociąć. Ten schemat zaczyna robić się dość przykry...   Swoją drogą, czy jest dostępny gdzieś ten filmik „parszywej” i „powszechnie wyśmiewanej” jazdy Wujota? Pytam, gdyż natrafiłem na wątek Wujota, dotyczący wszędobylskiego chamstwa, który w tradycyjnym stylu został przeniesiony na tory prześmiewania się z jazdy autora. Chciałbym po prostu zobaczyć, o co całe to aj-waj...
  21. lobo, wspominasz ważną rzecz, czyli jazdę po/na śniegu w opozycji do jazdy w śniegu. Będąc na Mosornym Groniu z DK10 obaj byliśmy na slalomkach (moja 66 mm pod stopą). DK10 nalegał na delikatniejsze prowadzenie nart i tutaj muszę przyznać rację, bo ogólnie jadę zbyt siłowo. Delikatniejsza jazda rzeczywiście pomaga narty wyciągnąć z firnu, ale nie jest dla mnie kompatybilna z dynamiką. Być może nie potrafię odpowiednio rozłożyć i ukierunkować sił w skręcie, ale każde zdecydowane postawienie nart na krawędzi kończy się u mnie biciem cholewą buta i kolanami po śniegu. Na pewno brakuje mi lekkości. Przy delikatniejszej jeździe można w tym płynąć, co daje też pewną satysfakcję, ale jest dla mnie zbyt bierne.   Fredo, brzydzę się dietami, ale rzeczywiście coraz bardziej chodzi mi po głowie redukcja, bo jestem za wolny względem tego, czego po sobie oczekuję. Szersze narty są oczywistym rozwiązaniem, szukam ewentualnych wskazówek mających zastosowanie także do węższych nart.   Bruner79, mam wrażenie, że się nie zrozumieliśmy. Mam na myśli śnieg, w którym w zatrzymaniu but pod samym naciskiem narciarza już jest mocno zagłębiony, a podczas mocnego ciętego skrętu grzęźniesz radośnie tyle, ile puści podłoże. Czyli w moim przypadku nawet powyżej cholewy buta.
  22. Temat na czasie, bo takie warunki powinny się jeszcze przy dobrych wiatrach kilka tygodni utrzymać. Z wielu wpisów na forum wiem, że jest tutaj kilka osób, które wiosenne śniegi bardzo cenią. Liczę na ich wkład.   Mam to do siebie, że lubię jechać swoje i ćwiczyć swoje bez względu na typ śniegu. Ten upór zazwyczaj ma negatywny efekt, szczególnie na bardzo twardym i bardzo miękkim podłożu. Na twardym nieprzewidziany uślizg, a na miękkim nieoczekiwane zapadnięcie się narty potrafi bardzo ostudzić moje zapędy. Po ostatniej jeździe na Mosornym Groniu DK10 uświadomił mi, że da się łatwiej i lepiej. Po prostu sprytniej.   Naturalnie sypki śnieg wymaga nieco większej uwagi, ponieważ ma tendencję do łapania nart i butów. Nieposmarowane ślizgi wyraźnie dadzą znać o swoim niezadowoleniu. Dość łatwo można się wkopać i „wylecieć z butów”, więc dynamiczna jazda może sprawiać pewne trudności.   Swobodna, relaksacyjna jazda (czyli po mojemu „wożenie się”) w sypkim śniegu nie wymaga specjalnych zabiegów. Interesuje mnie natomiast, czy macie jakieś „triki” ułatwiające dynamiczniejszą/ostrzejszą jazdę, gdy narty grzęzną?   Od razu mówię, że za odpowiedzi w tonie—Załóż szersze narty i przestań zawracać gitarę!—serdecznie dziękuję, lecz nie przyjmuję ich do wiadomości.
  23. Nie wiem, jak w Warszawie, ale w Sączu słońce było bardzo jasne, pozornie jaśniejsze niż zazwyczaj i bardziej raziło, choć może to tylko wrażenie. Ten Mały Zestaw Nieprzygotowanego Obserwatora Zaćmienia Słońca był absolutnym minimum, dającym względny komfort, choć w Szczecinie ponoć nawet się ciemnawo zrobiło.
  24. Może nie na nartach, ale z akcentem narciarskim, bo na słońce patrzeć się nie dało. Podejść było kilka: 1) 2 pary gogli z najciemniejszymi szybkami, jakie mamy. 2) Okulary słoneczne plus 2 pary gogli. 3) Okulary słoneczne plus 2 pary gogli + okulary słoneczne + okulary słoneczne. Dalej było mało, dopiero kolejne okulary słoneczne wyeliminowały oślepianie.   Ostatecznie zestaw wyglądał tak:   I z modelką:
  25. Kawał dobrej relacji, dzięki!
×
×
  • Dodaj nową pozycję...