cyniczny
Members-
Liczba zawartości
237 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
8
Zawartość dodana przez cyniczny
- Poprzednia
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
- 6
- 7
- Dalej
-
Strona 2 z 10
-
Poniżej relacja z 4 dniówki rowerowej po kraju libereckim i usteckim z zahaczeniem o Saksonię. Start wycieczki zaplanowany został z Bogatynii, stała brygada czyli Marcin, Sylwek i ja. Na tej wycieczce wyjątkowo poruszałem się rowerem MTB pożyczonym od Sylwka. Niestety w moim Fuji trzasła rama, a dokładnie dolna rurka tylnego widelca blisko mufy suportowej. Dzień pierwszy. Z Piaseczna ruszamy dość późno bo około 7:30. W Bogatynii meldujemy się przed 13:00 i niespełna pół godziny później ruszamy na trasę. Z Bogatyni wyjeżdżamy fajną ścieżką wzdłuż ogrodów działkowych i za chwilę przekraczamy granicę z Czechami. Chwilę później zjeżdżamy z głównej drogi i świetnym bocznym asfaltem jedziemy do Hermanic Za Hermanicami tylko na chwile wjeżdżamy na główną drogę nr 13 by po raptem 2 km zjechać ponownie na boczne drogi. W Chrastavie na rynku pierwsze czeskie piwko. Na całym wyjeździe za piwo wyjdzie nam płacić 48-55 koron, co przy kursie 0,17 za koronę wychodzi poniżej 10 pln za piwo w knajpie. Za Chrastavą pojawia się nasz główny cel dzisiejszego dnia czyli Jested. Podjazd dość długi - Garmin wskazał 11km, Wahoo Sylwka zaczęło już odliczać na 16 km przed celem. Od Liberca do skrętu w lewo (jakieś 4-5km) spory ruch samochodowy i motocyklowy. Po skręcie w lewo ostatnie 2,5km znacznie spokojniejsza droga, ale i stromsza. Z Jested kierujemy się w stronę Osceny. Początkowo główna drogą, ale po kilku kilometrach zjeżdżamy na fantastyczną boczną drogę W Mimon mamy ochotę na jakąś obiadokolację, ale w Restauracji Drevenko dostajemy informację że kuchnia tylko do 19:00. Widząc nasze smętne miny właściciel proponuje nam knedliki z borówkami na ciepło i to jest przysłowiowy strzał w 10. Knedliki są przepyszne, nadziewane jagodami, posypane cynamonem i podlane bitą śmietaną...pycha. Kwaterę na pierwszą noc zaklepaliśmy jeszcze w Polsce 4 km od Mimon. Stąd robimy tylko małe zakupy na wieczór i śniadanie i lecimy na nocleg. Podsumowanie dnia pierwszego. Dzień drugi Nasza kwatera na pierwszą noc. Byliśmy jedynymi gośćmi. W nocy i rano zgodnie z prognozami dość mocno padało, stąd zbytnio nie śpieszymy się. Pani sprzątająca wygania nas równo o 10:00 (a właściwie 5 minut przed czasem:-)). O tej porze pogoda mniej więcej się wyklarowała, jest pochmurno, wieje mocny wiatr, ale nie pada, a drogi całkiem nieźle przeschły, no powiedzmy na polach, bo lesie mokro mocno. W okolicy Velenic zachowały się dwa budynki dawnych sklepów lustrzanych. Obiekt w tym miejscu nazywany był zwierciadłem Rabštejna, a drugi, położony około 800 m dalej, zwierciadłem Velenickiej. W tym drugim oprócz sklepu, była również szlifiernia luster. Lustra wykonywano na 8 maszynach polerskich, które napędzane były płynącym w dolinie potokiem Svitavka. W dalszym ciągu mocno pochmurno, ale prognozy mówią, że powinno być coraz lepiej Pierwszy mały popas robimy pod skalnym zamkiem Sloup I to jest świetny pomysł, bo przechodzi jeszcze krótka ulewa i dosłownie chwilę później robi się pięknie - i tak już będzie do końca wyjazdu. Staw Radvanecky przed Nowym Borem Ścieżka rowerowa do Nowego Boru - przepiękna Za Nowym Borem czeka nas 4 km podjazd - kończący się bardzo ładnym punktem widokowym Panska Skala - bardzo charakterystyczna skała z wychodnią bazaltu, zwana też bazaltowymi organami. rzeka Ploucenice W Decinie mamy ochotę na konkretny obiad, znajdujemy dwie restauracje obok siebie, ładujemy się do pierwszej, pani pyta się co podać, słysząc że chcemy coś zjeść proponuje nam piwo:-) Od słówka do słówka okazuje się, że żadnej kuchni w lokalu nie mają, na pytanie o restauracje na przeciwko stwierdza, że tam jest tak samo. Kieruje nas do knajpy w mieście o nazwie Kocanda. Logujemy się tam i zamawiamy karkówkę z pieczonymi warzywami i frytkami. Pałaszujemy wszystko choć mięso smakuje średnio, a warzyw jest tyle co kot napłakał. No nic grunt że najedzeni. Po obiedzie ruszamy na punkt widokowy położony po drugiej stronie Łaby. Podjazd krótki, ale ciężki. Nachylenie praktycznie nie spada poniżej 15% i wchodzi w kolana konkretnie, ale warto było się pomęczyć, bo widoki bardzo ładne. W trakcie obiadu ogarnęliśmy kwaterę kilkanaście kilometrów za Decinem w okolicy Sneznika. Cała droga na kwaterę idzie pod górę. Niepotrzebnie wybieramy początek drogi ulicami Sneznicka i Druzstevni, bo na tej drugiej asfalt kończy się wraz z zabudowaniami i przez ponad 2km jest droga gruntowa z dość luźnych kamieni i ponad 1 km z nachyleniami pod 15%. W końcu droga dobija do asfaltu i dalszą część podjazdu jedzie się całkiem przyjemnie. Na kwaterze szybko rozpakowujemy się, bo wpadliśmy na pomysł wjechania na Sneznik dzisiaj i skorzystania z pięknego zachodu słońca. , Podsumowanie dnia drugiego. Kolejnego dnia ruszamy dość szybko, bo i nie ma co zwlekać. Pogoda piękna i wiele miejsc do odwiedzenia. Większość tego dnia spędzimy po niemieckiej stronie granicy, ale na ostatni nocleg wrócimy do Czech. Po kilku kilometrach wjeżdżamy do Niemiec, niestety nie ma żadnej tabliczki. Nie licząc 2 km podjazdu do zamku Konigstein przez 25 km mamy cały czas w dół z wyjątkiem 2-3 małych hopek niewartych wspomnienia:-) zamek Konigstein I już nad Łabą. Elberadweg, czyli Łabski szlak rowerowy, jedziemy nim tylko 10 km do Stadt Wehlen, ale i te 10 jest bardzo ładne. Most Bastei jedna z najbardziej charakterystycznych budowli Szwajcarii czesko-saksońskiej. Na prom czekamy dosłownie chwilę i przeprawiamy się na drugą stronę Łaby - koszt 3 euro z rowerem. Tylko na chwilę zatrzymujemy sie w miasteczku na kilka fotek i lecimy piekna drogą rowerową położoną w głębokim kanionie do Rathenwalde Hohnstein Z HohnStein jedziemy kawałek bardzo ładna trasa rowerową. I zamknięta drogą dobijamy się do drogi prowadzącej z Bad Schandau do Hinterhermsdorf - 9 lat temu jechaliśmy nią, ale w drugim kierunku. Drogą tą nie jedziemy długo i po chwili skręcamy w las na szlak rowerowy wzdłuż potoku Kirnitzsch i w kierunku granicy z Czechami. Droga jest bardzo przyjemna, w lesie panuje całkiem miły chłodek. Graniczny mostek Od granicy przez 2-3 km jest szuter, miejscami dość mocno luźny, ale widoki przepiękne. Później szuter przechodzi w asfalt W Jetrichovicach stwierdzamy, że mamy bardzo dobry czas, bo na zarezerwowaną kwatera zostało około 4km. Stąd spędzamy ponad 1h na życie chwilą:-) Sam podjazd był po górskiej gruntowej drodze z całkiem konkretnymi nachyleniami, bywało i pod 18%, stąd lekko nie było. W końcu docieramy do noclegu - schronisko na Tokani. Siedzimy chwilę delektując się kolejnym piwem i ciszą, ale to nie trwało długo. Po chwili zajeżdża 10-12 bikerów i od razu zrobił się gwar i harmider. Podsumowanie dnia czwartego Dzień czwarty Ostatni poranek na wyjeździe - pogoda znowu jak drut:-) Z samego rana czeka nas dokończenie wczorajszego podjazdu, początek asfalt, ale za chwilę ślad każe nam zjechać na szuter. Tam w pewnym momencie nachylenia i nawierzchnia robią się bardzo trudne do podjechania - 22% i miejscami łachy piachu. Z trudem docieram na szczyt, później droga już się wypłaszcza i docieram do asfaltu. krótki popas gdzieś za Krasnym Polem. Droga do Krompach, obfituje w piękne widoki Za Krompachami też pieknie Czeka nas ostatni konkretny podjazd na tej wycieczce, około 5km i zjazd do Hradka nad Nisou. Podjazd nie jest zbyt trudny, ale jakość nawierzchni zarówno na podjeździe jak i na zjeździe jest tragiczna. W Hradku jemy jeszcze obiad i tu trafiamy na świetną restaurację o nazwie "K" gdzie każdy z nas zamawia co innego i wszystkie dania są przepyszne. Do końca wycieczki zostało już około 15km, ale została jeszcze jedna atrakcja - trójstyk granic PL/CZ/DE. To mój trzeci objechany na rowerze. Ten jest jednym z ładniejszych, duże trzy flagi narodowe + unii europejskiej. Bardzo ładnie to wygląda. Jeszcze rzut oka na kopalnie odkrywkową i docieramy do samochodu. Podsumowanie dnia czwartek i mapka całości , Podsumowanie Przejechane około 350km i według Garmina zrobione ponad 5600 w pionie. Wycieczka przepiękna, w wielu miejscach byłem po raz pierwszy, wiele widoków zostanie ze mną na zawsze. Pogoda i towarzystwo dopisało i obyło się bez żadnych wypadków czy awarii.
- 3 odpowiedzi
-
- 5
-
- rower
- kraj ustecki
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Tak, to był piękny gest.
-
Właśnie za nieprzewidywalność i spontaniczność bardzo cenię Pogacara. Potrafi ryzykować, inicjować mnostwo ataków, ot choćby w sumie już słynny atak w tym roku na Strade Bianche na 80 km przed metą .Vingegard jak dla mnie jest zbyt wyrachowany i takie zachowanie zabija kolarstwo, ale oczywiście jest też świetnym zawodnikiem. Jednak z tej dwójki zawsze będę kibicował Pogiemu
-
też sądzę że ta czasówka niczego nie rozstrzygnie. Po pierwsze to co @Mitek pisze czyli jest płaska, po drugie to na razie faworyci jadą na świeżości, nie mieli się za bardzo gdzie zmęczyć, nie licząc 4 etapu. O niebo ważniejsza będzie czasówka kończąca wyścig z Monaco do Nicei, znacznie dłuższa 33km, z 8km podjazdem o średnim nachyleniu 5,6% (cat2). Tak czy siak podoba mi się ten wyścig w tym roku. W generalce wszystko otwarte, a nawet etapy sprinterskie potrafią zaskoczyć, bo Filipsen już dwa razy wyraźnie przegrał, więc nie ma oczywistych oczywistości jak w zeszłym roku.
-
Używam go tylko na basenie więc dystans wylicza w prosty sposób z nawrotów - GPS jest wyłączony. Generalnie raczej to prawidłowo wylicza, czasem jedynie jak się zatrzymam na kapkę dłużej po nawrocie i nie wcisne pauzy to potrafi doliczyć jedna długość górka. No i czasem pływam na 50 metrowym basenie, wtedy muszę się pilnować żeby w opcjach zmienić długość basenu na odpowiednią. Na otwartych akwenach nie pływałem z nim więc trudno powiedzieć.
-
Od około 1.5 roku używam zegarka garmina Forerunner 945. Używam go do rejestrowania aktywności na nartach, podczas pływania, kajakowania i pieszych wycieczek. I jak dla mnie jest to bardzo przydatny gadzet. Nie używam go na rowerze choć jako licznik i rejestrator aktywności wydaje się całkiem niezłym pomysłem. Niestety do nawigacji dla mnie odpada z uwagi na zbyt mały ekran. Ale dla mnie już ekran w edge 530 był zbyt mały (2.5 cała. Wracając do zegarka używam go też na codzien bo dzięki sparowaniu z telefonem mam wszystkie dzwieki wyciszone I tylko delikatna wibracja zegarka mówi mi o przyjsciu powiadomienia. Miłym dodatkiem też jest opcja Garmin pay, w robocie mam jeden taki automat że nie łyka mi telefonu zbliżeniowo, a zegarek bez problemu, więc się przydaje. Podsumowując, odkąd kupiłem to praktycznie się z nim nie rozstaje, a dodam że wcześniej w ogóle nie używałem zegarkow na rękę.
-
Nawet nie przyspieszył jak Majka zszedł ze zmiany tylko jechał dalej i nikt wiecej, gość z kosmosu. No i mina młodego Włocha bezcenna, ale na mecie piękny obrazek był między nimi dwoma.
-
Dzisiaj wpadła bardzo fajna traska, pociągiem pod Radom do Lesiowa i stamtąd przez dolinę Radomki i Pilicy do domku. Piwko tez wpadło w połowie trasy, bardzo fajne wąskie asfalty, znikomy ruch samochodowy, rowerzystów też pojedyncze sztuki. Generalnie cisza i spokoj.
-
A ja używam/wpinam garmina praktycznie do każdej jazdy. Oprócz nawigacji po śladzie w nieznanym terenie to lubię mieć pełne statystyki z jazd w connecie w danym sezonie/roku. Widzę ile w danym sezonie spędziłem nan rowerze+widzę ile na danym elemencie już przejechałem. Głównie mam tu na myśli napęd, ale również koła, tarcze, klocki, nawet linki i pancerze:-) no i przejechane ślady też się czasem przydają w stylu yyy którędy to jechaliśmy z Radomia do Lublina.
-
Ja mam zwykłe, generalnie Strave traktuję trochę jako backup dla Garmin Connecta:-)
-
hmm aż sobie sprawdziłem kilka ostatnich, bo Stravy też praktycznie nie używam. No i dane w porównaniu do Garmin Connecta są identyczne: odległości, przewyższenia, czasy, no i clou czyli trasy. dokładnie toczka w toczkę, wiec u mnie ten efekt nie występuje.
-
Na codzienne dojazdy jako kieszonki/pojemnika na telefon używam paśnika przy kierownicy (tekstylny uchwyt na bidon jak to google czasem podają:-)) - budżetowy model z Decathlona Rivereside. Natomiast przy kilkudniowych wypadach ten uchwyt służy mi jako drugi uchwyt na bidon i do przewożenia pierdół (telefon, jakaś drobna kasa/karty płatnicze, batony itp.) zakupiłem sakwę/płetwę na górną rurę od Jack Pack. Całkiem nieźle się sprawdza, wodoodporna nie jest, ale w zestawie dostarczany jest pokrowiec na deszcz. Natomiast w codziennych dojazdach nie używam jej, bo irytowała mnie mocno gdy np. stoję na światłach mając górną rurę między nogami - po prostu robi się za mało miejsca między nią, a siodełkiem, aby swobodnie stać i nie dotykać klejnotami tej sakwy i jednocześnie nie mieć tyłka na siodełku.
-
Byłem w połowie lutego w Nassfeld, paliwo ON (nie licząc autobany) kosztowało w okolicach 1,64-1,71, więc przy kursie 4,34 za euro wychodzi 7,11-7,42 za litr. w W-wie bez problemu kupuje ON za 6,67-6,79.
-
Byłem w L2A równo dwa lata temu w okresie 07-16/01. Mieszkałem w hotelu z którego wychodzi gondolka Super Venosc. Rano kolejki do Jandri były codziennie (takie po 10-15 min), jak również do krzesła Diable (tu trochę krótsze raczej maks 5-7 min). Zdarzały się też spore kolejki do Jandri II. Stąd albo rano jeździliśmy w regionie Valle Blanche (tak z 2 h) albo lecieliśmy "dookoła świata": gondolka Super Venosc - krzesło Petit Aiguille - krzesło Village 1800 - krzesło Cretes - krzesło Super Diable, gondolka Pierre Grosse. Sposób nie najszybszy, ale praktycznie nigdzie nie staliśmy. A później nasza najczęstsza trasa to pętla z powrotem pod gondolkę Pierre Grosse - wychodziło 6km długości i około 1000 m przewyższenia. Dodam jeszcze, żeby dostać się z gondolki Pierre Grosse na samą górę lepiej skorzystać z tej ala windy (Ascenseur Pieton) i orczyków niż z kreta. Jest znacznie szybciej - stąd z kreta skorzystaliśmy "dwa razy" pierwszy i ostatni:-)
-
Serfaus - czy sa szafki na narty pod wyciagiem?
cyniczny odpowiedział Clip → na temat → Gdzie na narty?
W Fiss są szafki zaraz przy gondolach, a dokładniej przy parkingu. Co do dostępności to nie wiem, nie korzystałem. -
Rok temu w ferie warszawskie (druga połowa lutego) bez kolejek pojeździłem w małych ośrodkach osttirolu :Silian, st.Jacob, Kals i Hailigenblut. Bardzo fajne ośrodki, mało ludzi i do kolejek i na trasach.
-
Piękne zdjęcia z moich okolic, dzieki:-) Tylko dla porządku dodam, że miejscowość to Jazgarzew, a nie Jazgarzewo.
-
I tak wybieram w takich przypadkach ulicę. Wole ewentualny mandat niż utratę zdrowia
-
Chylę czoła i dziękuję za całokształt. To była moja pierwsza stronka z której korzystałem przy serwisowaniu swojego bicykla i m.in. dzięki niej do dzisiaj serwisuje swój rower prawie w 100% własnym sumptem - prawie, bo koła oddaję/biorę od dobrego kołodzieja:-)
-
stare ale jare - http://rowery.zbooy.pl/vbrejki.html
-
Dzień 3. Rano ogarniamy zakupy spożywcze i jedziemy do sklepu rowerowego po zapas dętek. Pierwszy z nich jest dzisiaj zamknięty, drugi w centrum otwarty i tam robimy bez problemu zakupy, dodatkowo trochę przez przypadek targując cenę dętki z 7 na 5 euro:-) Z samego rana czeka nas 18 km podjazdu, najpierw 7 km główną drogą do Krasnohorskich Podhradie, później kolejne 10-11km Uhornianske Sedlo zamek Krasna Horka Podjazd na przełęcz jest najładniejszym podjazdem tego wyjazdu. Piękny, równiutki asfalt, bardzo niewielki ruch samochodowy i o tej porze dnia, większość podjazdu w cieniu w bardzo przyzwoitych temperaturach 23-24 stopnie. Krasna Horka już znacznie niżej. Na przełęczy Zjazd do Uhornej z przepięknymi widokami Uhornianske jezero - cichutko tu jak makiem zasiał. Zjazdu jest w sumie prawie 40 km. Dolina rzeki Smolnik W Mnisku nad Hnilcem wjeżdżamy na główną drogę do Gelnicy. Za Gelnicą czeka nas jeszcze 6 km podjazdu. Podjazd kończy się na Folkmarský kopec. Szybki zjazd do mostu w Ruzinie, tam w knajpce z pięknym widokiem jemy obiad Zaraz za mostem zjeżdżamy z głównej drogi i jedziemy wzdłuż Hornadu, a właściwie wzdłuż dwóch zbiorników powstałych na rzece w wyniku wybudowania elektrowni wodnych Ruzin 1 i 2. Elektrownia Ruzin 1 Linia kolejowa łącząca Poprad z Koszycami i Preszowem. Elektrownia Ruzin 2 Malownicza droga za Obisovcami wzdłuż rzeki Svinka Powoli zbliżamy się do Preszowa Wjazd do Preszowa - dość nieoczekiwanie ładujemy się na duży węzeł komunikacyjny. W Preszowie robimy szybkie zakupy w Billi. Stojąc do kasy zagaduje mnie młody Słowak "bikepacking, bikepacking?". Wypytuje skąd jedziemy ,dokąd, gdzie mamy nocleg. Gdy słyszy że w Gregorovcach i chcemy jechać tam główną drogą odradza zdecydowanie i mówi, że chętnie pokaże jak pojechać omijając ruch samochodowy. Lecę do roweru z zakupami, za chwilę przychodzi i z Marcinem omawia trasę. A trasa jest świetna, najpierw ścieżkami rowerowymi do stawów za Velky Saris, później przez szlaban i szutrem wylecimy prawie na wprost na drogę do Gregorowcow. W Gregorovcach zastajemy wszystko pozamykane na 4 spusty. Dwa telefony do pensjonatu wyłączone. Po kilku wykonanych telefonach udaje się znaleźć świetny nocleg w hotelu robotniczym w Velky Saris, gdzie meldujemy sie po 19:00. W międzyczasie dzwoni jeszcze do mnie właścicielka pensjonatu w Gregorowcach, ale słysząc że już załatwiliśmy sobie nocleg przeprasza i żegnamy się bez żalu. Statystyki 3 dnia Dzień 4 Pierwsze kilometry ostatniego dnia lecimy po znanej drodze do Gregorowców. Świetnie rozwiązany szlaban umożliwiający bezproblemowy przejazd rowerzystom czy przejście pieszym. 29/08 jest narodowe święto Słowaków - rocznica wybuchu Słowackiego Powstania Narodowego w 1944. Ruch na drogach znikomy. Popas na stacji Slovnaftu przy drodze . Droga jak to na Słowacji idzie w górę i w dół, z czego tego w dół jest trochę mniej niż w górę. W sumie to nic dziwnego, bo startujemy z wysokości 268 m n.p.m., a skończymy na 620 m n.p.m. Przegibek Za skrętem z drogi 77 rozpoczynamy przedostatni podjazd na przełęcz Tylicką. Około 8km z czego większość to nachylenia 3-5%. Podjazd kończy się kilkuset metrową ścianką z nachylenie około 10%. To raczej trzeba podzielić na dwa. Przełęcz Tylicka - teraz 6 km zjazdu do Tylicza i ostatni podjazd do Krynicy. I koniec, został tylko 5godzinny powrót do domu i bardzo miłe wspomnienia. Statystyki dzień 4 Podsumowując: przejechaliśmy 420km, w pionie wyszło 5300m Wycieczka przepiękna, bardzo widokowa, większość trasy zdecydowanie godna polecenia do szosowej włóczęgi. Gdybym teraz miał coś zmieniać to chyba tylko olałbym Spiski Hrad i pojechał górą przez Lewoczę tak, aby ominąć kawałek Jamnik-Nowa Spiska Wieś. Pogoda dopisała, były 4 dni praktycznie lampy - jedynie pod koniec pierwszego dnia złapał nas lekki deszczyk, ale akurat pałaszowaliśmy obiadokolacje w knajpce. I na koniec last but not least - ludzie jakich spotkaliśmy po drodze w różnych sytuacjach (była również podbramkowa/gastryczna) byli bardzo mili, otwarci, chętni do pomocy lub nawet zwykłego pogadania. Zdecydowanie polecam.
-
W ostatni weekend sierpnia udało się wyskoczyć w góry na rower. Plany były na kraj liberecki i ustecki, ale prognozy były tak fatalne, że zmieniliśmy je i pojechaliśmy na Słowację. Dzień 0 W piątek po pracy ruszamy samochodem na kolejną 4-dniówkę. Start rowerowy zaplanowaliśmy z Krynicy-Zdrój. Trasa to Krynica-Spisska Nowa Wieś - Rożnawa - Preszów - Krynica. Na kwaterze Willa Eden po ponad 5h dojeździe meldujemy się około 21:00. Krótkie rozmowy Polaków i lulu. Dzień 1 Rano zwijamy bambetle i podjeżdżamy na parking pod OSW Hajduczek. Parking darmowy i tam zostawiamy samochód na 4 dni. Pierwsze kilometry do Muszyny pokonujemy najpierw promenadą w Krynicy, a później ścieżką rowerowa VeloKrynica. Zamek w Muszynie Znak jak najbardziej przydatny, bo przynajmniej warto zwolnić. Zwłaszcza, że za zakrętem kończy się nawierzchnia betonowa nagłym uskokiem, co przy 30% nachyleniu może znacznie ułatwić OTB. doliną Popradu kładka w Małym Lipniku i Poprad Pierwsze...i nie ostatnie piwo na Słowacji Na horyzoncie majaczą góry Lewockie Dwujęzyczne nazwy miejscowości wynikają z tego, że poruszamy się po zachodnich rubieżach Łemkowszczyzny Pierwszy podjazd faktycznie miał około 12%... ...ale już drugi gruuubo powyżej 15%, dochodząc nawet w jednym momencie do 20%. Zjazd do doliny rzeki Torysy Po dotarciu do doliny kierujemy się w górę rzeki Plan był taki, aby przez Tichy Potok Tutaj w sklepik pani sprzedawczyni zapewnia nas, że dalsza droga z Tichego Potoku jest zagrożona "pokutą", bo tam dalej są tereny wojskowe. Rad nie rad zawracamy ponownie do Brezovicy. Po powrocie obejrzałem dokładnie jeszcze raz tą trasę i coś mi się wydaje, że wprowadziła nas pani w błąd. Nic na mapach nie wskazuje aby te tereny były zamknięte. Dodatkowo prowadzi przez nie szlak rowerowy nr 5887. Choć może to wynikało z pewnych trudności językowo-komunikacyjnych. Od Brezovicki zaczyna się 14 km podjazd na bezimienną przełęcz na 840 m n.p.m. Na przełęczy 8 kilometrowy zjazd doprowadza nas pod ruiny Spiskiego Hradu. Droga od Spiskiego Hradu do noclegu w Harichovcach nie jest zbyt ciekawa. no może do Jamnika jeszcze jest w miarę ciekawie i pusto, ale później ruch mocno gęstnieje na drodze, a sama trasa staje się dość nudna. Statystyki pierwszego dnia Dzień 2 Poranek w Harichovcach. Wczoraj nie kupiliśmy nic na śniadanie, więc jedziemy w pierwszej kolejności do Nowej Spiskiej Wsi zakupić odpowiednie produkty i je skonsumować. Śniadanko w bezpiecznej miejscówce:-) Rano jedziemy do Hrabuscic spiską cyklomagistralą W Pile robimy mały popas, żeby nie wracać jedziemy kawałek zielonym szlakiem przez Pilską Dolinę. Niestety na tym odcinku gdzieś gubię okulary, które tymczasowo na czas podjazdu zawiesiłem na paśniku przy kierownicy. No cóż, za gapowe trza płacić. Doliną Veľká Biela Voda jedziemy na przełęcz Kopanec. Podjazd ma około 7km długości i wciąga nas na wysokość 991m n.m.p. To najwyższy punkt w dniu dzisiejszym Na przełęczy. Tutaj z przygodnie spotkanymi Słowakami rozmawiamy dłuższą chwilę o swoich podróżach. Pan jeździł rowerem trochę po Polsce, był m.in. w Częstochowie i Zakopanem. Bardzo fajni ludzie. Zjazd jest świetny i pewnie doprowadziłby nas błyskawicznie do drogi nr 67... ...gdybym nie złapał gumy. Problemu by nie było gdybym: - nie załapał snake w dniu wczorajszym, stąd zapasową dętkę tez już miałem przebitą, - oprócz łatek wziął również do nich klej, - nie zastrajkowała moja pompka, - wkręcana pompka od Marcina nie wykręcała mi wentylu w dętce, - samoprzylepnym łatkom od Marcina nie upłynęła data ważności około 5 lat temu. Cała zabawa potrwała około 1h, a i tak na końcu zrobiliśmy to, czego chcieliśmy uniknąć czyli założyłem zapasową dętkę od Marcina. Droga nr 67 Tunel na tej drodze omijamy pięknym, choć krótkim objazdem. Dedinky - tu spędzamy trochę czasu na kąpieli i małym piwku. Mieliśmy też coś zjeść, ale postanowiliśmy odjechać trochę, bo ludzi w knajpach bardzo dużo, więc czas oczekiwania również byłby dość długi. Piękna pusta droga do Roznavy przez Mlynki gdzie jemy obiad. Za Mlynkami czeka nas jeszcze podjazd na przełęcz Sulova 910 m n.p.m. Przełęcz A za przełęczą 30 km zjazdu do Rożnawy Wieczór jak zwykle upływa na oglądaniu Mistrzostw Świata w lekkiej atletyce w Budapeszcie. Statystyki drugiego dnia
-
Wydaje mi się że średnia prędkość jest liczona z czasu całkowitego, a średnia prędkość ruchu no to z czasu ruchu. Tylko że to niemożliwe aby średnia prędkość ruchu była niższej od tej ogólnej sredniej. I u mnie to by pasowało bo średnia prędkość ruchu mam zawsze ciut większa niż średnia prędkość, no bo czas jest troszkę krótszy. No a jaki masz czas ruchu przy tej aktywności?zbliżony do tego całkowitego? Przy moich jazdach to całkowity czas prawie napewno nie uwzględnia przerw wynikających z autopauzy. Zbyt małe różnice mam między czasem całkowitym a czasem ruchu
-
A i Garmin definiuje jeszcze upłynęło czasu jako Upłynęło czasu – czas pomiędzy rozpoczęciem, zatrzymaniem i zresetowaniem stopera (uwzględnia Auto Pauzę oraz manualne zatrzymanie stopera) I to mi zarówno z moich danych jak i definicji wygląda na faktyczny czas brutto.
-
A w aplikacji garmin connect z której robiłeś zrzut jakie masz czasy w zakładce statystyka dla takiej aktywnosci? U mnie są trzy: Całkowity czas - ten czas wyświetla się też na pierwszej zakładce z której robiłeś print screen. Czas ruchu Uplynelo czasu. I np. dla standardowej aktywności przy jeździe do pracy i z powrotem całkowity czas i czas ruchu różni mi się o 30 sekund, czasem trochę mniej czasem więcej. Natomiast upłynęło czasu mam okolo 11h bo zapis aktywności robię dopiero w domu gdy wrócę z pracy. I on jest ze wszelkimi przerwami od momentu uruchomienia aktywności do momentu jej zapisu, stąd taki długi jest on u mnie. Może co urządzenie to inne czasy do tych pól zapisuje.
- Poprzednia
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
- 6
- 7
- Dalej
-
Strona 2 z 10