cyniczny
Members-
Liczba zawartości
234 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
8
Zawartość dodana przez cyniczny
-
Możliwe, ja rzadko jeżdżę po liściach;-)
-
I wtedy niestety mokre liście na ścieżkach robia roznice, ślisko jak cholera
-
Tak, to choroba, klasyczna cykloza:-) niestety mam to samo;-) A propo jazdy jesienno zimowej, gdy jest sucho jest ok nawet jak zimno, ale nie znoszę czegos takiego jak było wczoraj: mokro, wilgotno, taka zawiesina wilgoci w powietrzu. W sumie prawie jakby deszcz padał przy 2 stopniach.
-
Nie jeździłem na rowerach tej marki, ale z mojego doświadczenia wiem, że rowery szosowe mimo swej pozornej kruchości i delikatności to twarde maszyny, wcale nie tak łatwo je zepsuć. I piszę to nie jako wycieniowany zawodnik, a zwykły rowerzysta zazwyczaj ważący 90kg (+- 3kg) jeżdżący po różnych drogach w naszym pięknym kraju również z obciążeniem.
-
Eee bez przesady, wielokrotnie wracam tamtędy z pracy zarówno na aktualnym rowerze (opony 30c) jak i starą szosą na oponach 23-25 c i nigdy gumy nie złapałem.
-
Chodzi Ci o te 2 km szutru na południe od mostu siekierkowskiego po lewej stronie Wisly?
-
Chodzi Ci o te 2 km szutru na południe od mostu siekierkowskiego?
-
w sumie to o Bełchatowie wspomniał @brachol i sam podświadomie też wolałbym Bełchatów, bo bliżej:-) Ale jak będzie to Bogatynia to też chętnie odwiedzę:-)
-
Jak jeszcze zrobią z tego tereny rekreacyjne jak Niemcy nieopodal Gorlitz (jezioro Berzdorfer) to już nie mogę się doczekać:-)
-
Szczęściarz W okolicy Piaseczna są raptem trzy baseny: Piaseczno, Konstancin i Góra Kalwaria ( nie liczę ursynowa, tam nie jeżdżę z uwagi na dość długi czas dojazdu). No powiedzmy jeszcze czwarty czyli Raszyn. Głównie korzystam z pierwszych trzech i w tygodniu sensownie da się popływać po minimum 20:00, najlepiej po 21:00 - dwie, maks trzy osoby na torze. Lepiej w weekend, wtedy od 7:00 jest też spoko zazwyczaj sam lub we dwóch się pływa.
-
Używałem długi czas we wszystkich rowerach zielonego finish line, bo naprawdę na długo wystarczał, ale tak jak piszesz cały syf przy suchym lepi się do niego mocno. Od około roku używam ProWax firmy bike7. Jest sporo droższy niż finish, ale syf się w ogóle do niego nie lepi, a przy jeździe po suchym wystarcza na 300-400km (jazda po asfalcie).
-
widok na to, co zostało z tamy w Stroniu. https://www.facebook.com/paula.paula.1989/videos/1072755177672992/?idorvanity=536101979742197&locale=pl_PL
-
W ostatni weekend z braku chętnego towarzystwa ruszyłem na pierwszą samotną wycieczkę dwudniową. Z domu startuję samochodem w piątek chwilę po 5:00. Cel Niepołomice gdzie docieram po 3 h jazdy. Parkuję prawie w centrum na bezpłatnym parkingu. W trakcie przebierania się i ogarniania roweru podchodzi starszy pan, zagaduje, a gdzie dokąd po co itp. Stwierdza, że do Myślenic może mi podpowiedzieć trasę w miarę po płaskim. Ale moim celem jest pojeżdżenie po górkach stąd nie korzystam:-) Z Niepołomic kieruje się do Dobczyc, po minięciu A4 i pierwszym podjeździe pokazują się pierwsze ładne widoki. Tak często kończą się drogi rowerowe na wioskach. Stąd zazwyczaj omijam je szerokim łukiem. Pierwszy popas robię w Gdowie nad brzegiem Raby. W sumie zupełnie nieplanowany, ale jest czas i miejsce na zjedzenie kanapek które przygotowałem na drogę. jezioro Dobczyckie mijam od południa, prawie go nie widząc Garmin i jego climbpro, na niby płaskiej końcówce podjazdu pokazuje, że ostatnie 300 metrów będzie miało średnie nachylenie 1%. Rzeczywistość była trochę inna i to 300 metrów miało nachylenie 10%. Malowniczo położony kościółek św. Wojciecha w Drogini. W parku w Myślenicach robię kolejny mały popas. Zaczynam ogarniać kwaterę na nocleg. Plan minimum dojechać do Makowa Podhalańskiego (90km trasy), plan optimum to Skawinki przed Lanckoroną, a maksimum dotrzeć pod Wadowice. Plan minimum od początku mi się nie podobał, bo zostałoby ponad 160km na sobotę, dodatkowo od razu z rana czekałby mnie podjazd na górę Makowską. Plan optimum odpadł, bo jedyna sensowna kwatera została zarezerwowana, został plan maksium. Ceny niestety dla 1 osoby wysokie, bo oscylowały w okolicach 170-250pln. Zaczynam obdzwaniać kwatery korzystając z googla maps i trafiam na agroturystykę Rudy Kot pod Wadowicami. Cena 80 pln jest świetna biorąc pod uwagę, że w ofercie jest wielki pokój + łazienką i oddzielna kuchnią. Dodatkowo rower bez problemu będę mógł wprowadzić do mieszkania, a sklep spożywczy w odległości 5 minutowego spaceru. Szybka decyzja i kwatera zarezerwowana. Informuje właścicielkę, że mogę być dość późno, około 18-20 w zależności jak mi pójdzie droga. Nie ma z tym żadnego problemu. Raba w Myślenicach. Do Makowa jadę początkowo wzdłuż S7 - droga znana z wielokrotnych podróży na Podhale również na narty:) Barierkoza level hard, IMHO zupełny bezsens zwłaszcza, że ruch na tej drodze relatywnie niewielki. Za Pcimiem odbijam od doliny Raby i przez Skomielną Czarną jadę do Wieprzca. Tej drogi nie polecam, choć w sumie alternatywnej nie ma. Ruch bardzo duży, jadę przez ciągnące się w nieskończoność zabudowania, więc widoków zero. Również zero cienia i cały czas lekko pod górkę, co powoduje, że trasa umyka powoli. W Wieprzcu odbijam na Żarnówkę i tam już robi się całkiem spokojnie i ładnie. Robię mały popas na przystanku, wcinam batona i coś tam piję;-) Do Makowa dojeżdżam całkiem żwawo i już bez zbędnych formalności wbijam się na podjazd na górę Makowską - 3.3km średnie nachylenie 7,3%. Podjazd początkowo idzie małymi serpentynami, jest dość sztywny (około 8-9%), ale idzie całkiem sprawnie. Po pokonaniu serpentyn robi się bardziej stromo i nachylenie nie spada poniżej 10%, a bywa i 14%. Trudności kończą się po 2,5km w okolicy kapliczki, później jest nawet mały zjazd i krótki odcinek 7%. Odpoczywam chwilę przy kapliczce, a kawałek dalej otwiera się bardzo ładny widok na okolicę. Zjazd do Jachówka jest znacznie bardziej stromy niż podjazd. Po około 1km nie spada praktycznie poniżej 12-13%, a jest odcinek około 500 metrowy z nachyleniami po 17-18%. Ręce bolą. Za Budzowem jest kolejny podjazd, według garmina łatwy ze średnim nachyleniem 4%, ale w połowie podjazdu jest kilkusetmetrowy zjazd, więc wiem ze końcówka będzie bardzo stroma no i taka była. Ładne widoki z drogi do Skawinek Za Skawinkami decyduje się ominąć Lanckoronę i podjazd na nią prowadzący. Jestem mocno zmęczony, upał też już daje popalić. Droga do Stryszowa jest mocno ruchliwa, nie wiele zmienia się po odbiciu z niej na Łękawicę. Tam też zaczyna się przedostatni podjazd tego dnia. Według garmina ma się skończyć na krzyżówce drogi z Dąbrówki, ale po dotarciu do zakrętu okazuje się że do szczytu brakuje ładnych 600 metrów. Na szczycie na przystanku autobusowym odpoczywam wcinając ostatnia kanapkę. Ruch jest cały czas duży i odpoczynek jest mało przyjemny. Z Łękawicy zjeżdżam nad jezioro Mucharskie, tu ruch jest już bardzo niewielki, przyjemna droga na której można odetchnąć. Po minięciu jeziora czeka mnie ostatnia wspinaczka, idzie ona całkiem sprawnie. Teraz już tylko zjazd nad Skawę, do kwatery zostało niewiele kilometrów, a część z nich po VeloSkawa Mocno zmęczony docieram na kwaterę - wszystko jest tak, jak pani obiecywała przez telefon:-) Podsumowanie dnia 1 Dzień drugi Rano idę do sklepu (czynny w soboty od 5:00) po zakupy na śniadanie. Okazuje się, że są dostępne gotowe kanapki. Biorę dwie + drożdżówkę. Po śniadaniu w miarę szybko się ogarniam i już o 7:00 jestem na trasie - Skawa o poranku. Dzisiaj czekają mnie podjazdy tylko w pierwszej część trasy, czyli do Krakowa. Zdarzają się ścianki, ale są krótkie. Ruch na drogach znacznie mniejszy i jest całkiem ładnie. Przez pogórze Wielickie kieruje się powoli do doliny Wisły. Kanał Łączany - Skawina idący równolegle do koryta Wisły, powstał w celu doprowadzania wody do elektrowni Skawina. Alwernię omijam od wschodu zahaczając o rezerwat przyrody "Dolina potoku Rudno". Za Grojcem przejeżdżam nad trasą A4 i jadę do zamku Tenczyn. Znaki mówią ze jest objazd, ale liczę że rowerem bez problemu przejadę. Niestety już z daleka widzę, że droga jest dokumentnie rozkopana wiec rezygnuje z dotarcia do zamku i jadę dalej przez Tenczyński Park Krajobrazowy. Jadąc przez park krajobrazowy przypominam sobie pewne zdjęcie zrobione dokładnie w tym samym miejscu 15 lat wcześniej podczas podróży z Krakowa do Częstochowy odbytej z kolega Januszem - jednej z pierwszych wielodniowych wycieczek rowerowych. Łezka w oku się zakręciła:-) Docieram do Krakowa, jeszcze tylko ostatni podjazd do ZOO w Krakowie. Tam w kawiarence kawka, ciastko i lemoniada. W planach miałem małą kąpiel nad zalewem w Kryspinowie, ale dzikie tłumy zniechęciły mnie do tego. W Krakowie wbijam się na WTR. Niestety z uwagi na remonty czasem muszę od niej odbić. Zwłaszcza w okolicy klasztoru sióstr Norbertanek oraz przy bulwarze inflanckim. Sama jazda jest dość monotonna, zwłaszcza po minięciu centrum Krakowa. Mokry sen "czasowca" - WTR w okolicy mostu S7 na Wiśle. Nie przepadam za takimi trasami. Trasę miałem kończyć od razu w Niepołomicach, ale postanawiam jeszcze przez Wole Batorską dotrzeć do puszczy Niepołomickiej. W puszczy - plan był dotrzeć do południowych rubieży lasu i przez Kłaj wrócić do Niepołomic, ale jest mocno zmęczony, upał daje się mocno we znaki i jakoś bardzo słabo mi się jedzie. Stąd rezygnuję z jazdy dalej i najkrótszą drogą wracam do samochodu. Statystyki 2 dnia.
-
Ten odcinek wzdłuż trasy siekierkowskiej do Wisły ma już swoje lata - powstał ponad 20 lat temu. W tamtym czasie szczytem było samo zaplanowanie i budowa odrębnej drogi dla rowerów, nawierzchnia była mniej istotna, czyli zazwyczaj kostka fazowana:-)
-
U Mitka był zachód u mnie wschód - te same okolice.
-
W niedziele pojeżdżone w koło komina - jak widać komin się rozrasta, bo zahacza o wyżynę Miechowską i dolinę Prądnika:-) Poranny dojazd samochodem do miejscowości Książ Wielki - dzięki S7 dojazd trwa około 2h. Cała trasa wyszła bardzo ładna - ruch samochodowy nie licząc odcinak Skała-Ojców bardzo symboliczny. Jakość asfaltów znakomita no i całą drogę coś się działo, bo teren całkiem ładnie pofalowany.
-
Miałem na myśli Kampinoski Park Narodowy:-)
-
a jeśli to nie będzie oznaczony szlak pieszy to już może próbować wjechać bez konsekwencji? A jeśli to będzie oznaczony jednocześnie szlak pieszy i rowerowy? Tak jak bodajże wujot napisał, oznaczenie szlaku nijak się ma do tego kto jakim pojazdem może poruszać się po danej drodze. To określają najczęściej znaki drogowe lub zarządca terenu/drogi poprzez stosowne zapisy regulaminu danego terenu np. w BPN masz jasno określone: "Na terenie Bieszczadzkiego Parku Narodowego turystyka rowerowa dozwolona jest po drogach publicznych oraz (po wykupieniu opłaty wstępu na szlak) po oznakowanych trasach rowerowych. Z uwagi na bezpieczeństwo osób odwiedzających park i negatywne oddziaływanie rowerów górskich na zasoby przyrodnicze, poruszanie się rowerem po pieszych szlakach turystycznych nie jest dozwolone [Regulamin]." Za to w KPN masz zapis: "Rowerem można poruszać się po szlakach pieszych, jednak należy pamiętać o tym, że piesi mają pierwszeństwo."
-
Tych zupełnie nie kojarzę - dzięki. Natomiast przy okazji przypomniałeś mi jeszcze o "Krótka historia czasu" Stephana Hawkinga-:)
-
Moja lista - Isaac Asimov, właściwie wszystko, począwszy od całości Fundacji, po cykl Imperium Galaktyczne oraz Roboty skończywszy na wielu krótkich opowiadaniach - trylogia "Stulecie" - Ken Follett - Filary Ziemi - Ken Follett - Igła - Ken Follett - Trójka - Ken Follett - Mag - Jeffery Deaver - trylogia Millenium - Stieg Larsson - Kane i Abel - Jeffrey Archer - 5 lat kacetu - Stanisław Grzesiuk - Dzień szakala - Frederick Forsyth - Zawodowcy - Jack Oakley - System - Tom Rob Smith - trylogia Bractwo - David Morell - Norton 22 - Michael Crichton - Linia czasu - Michael Crichton - Pan raczy żartować panie Feynman - Richard P. Feynman - Ostatni wiking - Stephen R. Bown - Kukuczka. Opowieść o najsłynniejszym polskim himalaiście - Dariusz Kortko, Marcin Pietraszewski - Pamięć absolutna, autobiografia Arnolda Schwarzeneggera - My, dzieci z dworca Zoo - Christiane Felscherinow - Boże Igrzysko - Norman Davies
-
Bardzo często korzystam z tej strony i tak jak piszesz jest naprawę bardzo pomocna i wiele recenzji ma wysoki poziom. Dodatkowo po zalogowaniu (m.in. działa przez konto googla) można tworzyć własną biblioteczkę i dodawać książki w trzech kategoriach: przeczytane, teraz czytam i chcę przeczytać. Naprawdę świetne rozwiązanie dzięki któremu nie zapominam o jakichś książkach, które ktoś kiedyś mi polecił i mam ochotę przeczytać:-)
-
Jeśli chodzi o trasy kilkudniowe to trasy planuję głównie ja i zawsze zależy mi, żeby była ona jak najbardziej malownicza i sama jazda sprawiała dużo przyjemności, dobrej jakości nawierzchnia też ma znaczenie przy naszych rowerach. Ma być też z dala od dużego ruchu samochodowego lub ewentualne kawałki łącznikowe o niewielkiej długości. Sam kilometraż szacuję bardzo lajtowo, w górach staram się nie przekraczać 100km, a zazwyczaj planuję odcinki po 70-90km. Przewyższenia staram się planować nie przekraczając 1500m na 100km trasy. Po pierwsze to jednak góry i przewyższenia robią swoje, a bądź co bądź jedziemy z bagażami, po drugie wiem, że lubimy zatrzymać się dość często na zdjęcia, piwko, obiad czy ot tak popatrzeć na ładny widoczek - na Jested spędziliśmy ponad godzinę zupełnie nie planując tak długiego postoju, było po prostu bardzo ładnie z niewielka liczbą ludzi:-). Dodatkowo praktycznie nigdy jakoś mocno nie ciśniemy na takich wyjazdach, bo droga zazwyczaj ładna i szkoda ją, że tak powiem przelecieć z nadświetlną. Często jedziemy obok siebie gadając lub podziwiając widoki. W górach bywa z tym różnie, bo każdy ma swoje tempo podjeżdżania i zjeżdżania, ale za to często czekamy na siebie po pokonaniu jakiegoś większego podjazdu na szczycie i tak schodzi cały piękny rowerowy dzień 🙂
- 3 odpowiedzi
-
- 4
-
- rower
- kraj ustecki
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Poniżej relacja z 4 dniówki rowerowej po kraju libereckim i usteckim z zahaczeniem o Saksonię. Start wycieczki zaplanowany został z Bogatynii, stała brygada czyli Marcin, Sylwek i ja. Na tej wycieczce wyjątkowo poruszałem się rowerem MTB pożyczonym od Sylwka. Niestety w moim Fuji trzasła rama, a dokładnie dolna rurka tylnego widelca blisko mufy suportowej. Dzień pierwszy. Z Piaseczna ruszamy dość późno bo około 7:30. W Bogatynii meldujemy się przed 13:00 i niespełna pół godziny później ruszamy na trasę. Z Bogatyni wyjeżdżamy fajną ścieżką wzdłuż ogrodów działkowych i za chwilę przekraczamy granicę z Czechami. Chwilę później zjeżdżamy z głównej drogi i świetnym bocznym asfaltem jedziemy do Hermanic Za Hermanicami tylko na chwile wjeżdżamy na główną drogę nr 13 by po raptem 2 km zjechać ponownie na boczne drogi. W Chrastavie na rynku pierwsze czeskie piwko. Na całym wyjeździe za piwo wyjdzie nam płacić 48-55 koron, co przy kursie 0,17 za koronę wychodzi poniżej 10 pln za piwo w knajpie. Za Chrastavą pojawia się nasz główny cel dzisiejszego dnia czyli Jested. Podjazd dość długi - Garmin wskazał 11km, Wahoo Sylwka zaczęło już odliczać na 16 km przed celem. Od Liberca do skrętu w lewo (jakieś 4-5km) spory ruch samochodowy i motocyklowy. Po skręcie w lewo ostatnie 2,5km znacznie spokojniejsza droga, ale i stromsza. Z Jested kierujemy się w stronę Osceny. Początkowo główna drogą, ale po kilku kilometrach zjeżdżamy na fantastyczną boczną drogę W Mimon mamy ochotę na jakąś obiadokolację, ale w Restauracji Drevenko dostajemy informację że kuchnia tylko do 19:00. Widząc nasze smętne miny właściciel proponuje nam knedliki z borówkami na ciepło i to jest przysłowiowy strzał w 10. Knedliki są przepyszne, nadziewane jagodami, posypane cynamonem i podlane bitą śmietaną...pycha. Kwaterę na pierwszą noc zaklepaliśmy jeszcze w Polsce 4 km od Mimon. Stąd robimy tylko małe zakupy na wieczór i śniadanie i lecimy na nocleg. Podsumowanie dnia pierwszego. Dzień drugi Nasza kwatera na pierwszą noc. Byliśmy jedynymi gośćmi. W nocy i rano zgodnie z prognozami dość mocno padało, stąd zbytnio nie śpieszymy się. Pani sprzątająca wygania nas równo o 10:00 (a właściwie 5 minut przed czasem:-)). O tej porze pogoda mniej więcej się wyklarowała, jest pochmurno, wieje mocny wiatr, ale nie pada, a drogi całkiem nieźle przeschły, no powiedzmy na polach, bo lesie mokro mocno. W okolicy Velenic zachowały się dwa budynki dawnych sklepów lustrzanych. Obiekt w tym miejscu nazywany był zwierciadłem Rabštejna, a drugi, położony około 800 m dalej, zwierciadłem Velenickiej. W tym drugim oprócz sklepu, była również szlifiernia luster. Lustra wykonywano na 8 maszynach polerskich, które napędzane były płynącym w dolinie potokiem Svitavka. W dalszym ciągu mocno pochmurno, ale prognozy mówią, że powinno być coraz lepiej Pierwszy mały popas robimy pod skalnym zamkiem Sloup I to jest świetny pomysł, bo przechodzi jeszcze krótka ulewa i dosłownie chwilę później robi się pięknie - i tak już będzie do końca wyjazdu. Staw Radvanecky przed Nowym Borem Ścieżka rowerowa do Nowego Boru - przepiękna Za Nowym Borem czeka nas 4 km podjazd - kończący się bardzo ładnym punktem widokowym Panska Skala - bardzo charakterystyczna skała z wychodnią bazaltu, zwana też bazaltowymi organami. rzeka Ploucenice W Decinie mamy ochotę na konkretny obiad, znajdujemy dwie restauracje obok siebie, ładujemy się do pierwszej, pani pyta się co podać, słysząc że chcemy coś zjeść proponuje nam piwo:-) Od słówka do słówka okazuje się, że żadnej kuchni w lokalu nie mają, na pytanie o restauracje na przeciwko stwierdza, że tam jest tak samo. Kieruje nas do knajpy w mieście o nazwie Kocanda. Logujemy się tam i zamawiamy karkówkę z pieczonymi warzywami i frytkami. Pałaszujemy wszystko choć mięso smakuje średnio, a warzyw jest tyle co kot napłakał. No nic grunt że najedzeni. Po obiedzie ruszamy na punkt widokowy położony po drugiej stronie Łaby. Podjazd krótki, ale ciężki. Nachylenie praktycznie nie spada poniżej 15% i wchodzi w kolana konkretnie, ale warto było się pomęczyć, bo widoki bardzo ładne. W trakcie obiadu ogarnęliśmy kwaterę kilkanaście kilometrów za Decinem w okolicy Sneznika. Cała droga na kwaterę idzie pod górę. Niepotrzebnie wybieramy początek drogi ulicami Sneznicka i Druzstevni, bo na tej drugiej asfalt kończy się wraz z zabudowaniami i przez ponad 2km jest droga gruntowa z dość luźnych kamieni i ponad 1 km z nachyleniami pod 15%. W końcu droga dobija do asfaltu i dalszą część podjazdu jedzie się całkiem przyjemnie. Na kwaterze szybko rozpakowujemy się, bo wpadliśmy na pomysł wjechania na Sneznik dzisiaj i skorzystania z pięknego zachodu słońca. , Podsumowanie dnia drugiego. Kolejnego dnia ruszamy dość szybko, bo i nie ma co zwlekać. Pogoda piękna i wiele miejsc do odwiedzenia. Większość tego dnia spędzimy po niemieckiej stronie granicy, ale na ostatni nocleg wrócimy do Czech. Po kilku kilometrach wjeżdżamy do Niemiec, niestety nie ma żadnej tabliczki. Nie licząc 2 km podjazdu do zamku Konigstein przez 25 km mamy cały czas w dół z wyjątkiem 2-3 małych hopek niewartych wspomnienia:-) zamek Konigstein I już nad Łabą. Elberadweg, czyli Łabski szlak rowerowy, jedziemy nim tylko 10 km do Stadt Wehlen, ale i te 10 jest bardzo ładne. Most Bastei jedna z najbardziej charakterystycznych budowli Szwajcarii czesko-saksońskiej. Na prom czekamy dosłownie chwilę i przeprawiamy się na drugą stronę Łaby - koszt 3 euro z rowerem. Tylko na chwilę zatrzymujemy sie w miasteczku na kilka fotek i lecimy piekna drogą rowerową położoną w głębokim kanionie do Rathenwalde Hohnstein Z HohnStein jedziemy kawałek bardzo ładna trasa rowerową. I zamknięta drogą dobijamy się do drogi prowadzącej z Bad Schandau do Hinterhermsdorf - 9 lat temu jechaliśmy nią, ale w drugim kierunku. Drogą tą nie jedziemy długo i po chwili skręcamy w las na szlak rowerowy wzdłuż potoku Kirnitzsch i w kierunku granicy z Czechami. Droga jest bardzo przyjemna, w lesie panuje całkiem miły chłodek. Graniczny mostek Od granicy przez 2-3 km jest szuter, miejscami dość mocno luźny, ale widoki przepiękne. Później szuter przechodzi w asfalt W Jetrichovicach stwierdzamy, że mamy bardzo dobry czas, bo na zarezerwowaną kwatera zostało około 4km. Stąd spędzamy ponad 1h na życie chwilą:-) Sam podjazd był po górskiej gruntowej drodze z całkiem konkretnymi nachyleniami, bywało i pod 18%, stąd lekko nie było. W końcu docieramy do noclegu - schronisko na Tokani. Siedzimy chwilę delektując się kolejnym piwem i ciszą, ale to nie trwało długo. Po chwili zajeżdża 10-12 bikerów i od razu zrobił się gwar i harmider. Podsumowanie dnia czwartego Dzień czwarty Ostatni poranek na wyjeździe - pogoda znowu jak drut:-) Z samego rana czeka nas dokończenie wczorajszego podjazdu, początek asfalt, ale za chwilę ślad każe nam zjechać na szuter. Tam w pewnym momencie nachylenia i nawierzchnia robią się bardzo trudne do podjechania - 22% i miejscami łachy piachu. Z trudem docieram na szczyt, później droga już się wypłaszcza i docieram do asfaltu. krótki popas gdzieś za Krasnym Polem. Droga do Krompach, obfituje w piękne widoki Za Krompachami też pieknie Czeka nas ostatni konkretny podjazd na tej wycieczce, około 5km i zjazd do Hradka nad Nisou. Podjazd nie jest zbyt trudny, ale jakość nawierzchni zarówno na podjeździe jak i na zjeździe jest tragiczna. W Hradku jemy jeszcze obiad i tu trafiamy na świetną restaurację o nazwie "K" gdzie każdy z nas zamawia co innego i wszystkie dania są przepyszne. Do końca wycieczki zostało już około 15km, ale została jeszcze jedna atrakcja - trójstyk granic PL/CZ/DE. To mój trzeci objechany na rowerze. Ten jest jednym z ładniejszych, duże trzy flagi narodowe + unii europejskiej. Bardzo ładnie to wygląda. Jeszcze rzut oka na kopalnie odkrywkową i docieramy do samochodu. Podsumowanie dnia czwartek i mapka całości , Podsumowanie Przejechane około 350km i według Garmina zrobione ponad 5600 w pionie. Wycieczka przepiękna, w wielu miejscach byłem po raz pierwszy, wiele widoków zostanie ze mną na zawsze. Pogoda i towarzystwo dopisało i obyło się bez żadnych wypadków czy awarii.
- 3 odpowiedzi
-
- 5
-
- rower
- kraj ustecki
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Tak, to był piękny gest.
-
Właśnie za nieprzewidywalność i spontaniczność bardzo cenię Pogacara. Potrafi ryzykować, inicjować mnostwo ataków, ot choćby w sumie już słynny atak w tym roku na Strade Bianche na 80 km przed metą .Vingegard jak dla mnie jest zbyt wyrachowany i takie zachowanie zabija kolarstwo, ale oczywiście jest też świetnym zawodnikiem. Jednak z tej dwójki zawsze będę kibicował Pogiemu