hammerh34d
Members-
Liczba zawartości
353 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Zawartość dodana przez hammerh34d
-
Jeśli alkohol wpływa na zachowanie, to wpływa również na sprawność psychomotoryczną. Po zakończeniu dnia na nartach - bardzo chętnie, preferuję czerwone wytrawne. W czasie jeżdżenia - nie. A już na pewno nie do etapu w którym rozwiązuje mi się język.
-
Upadki na nartach,jak często i dlaczego upadamy?
hammerh34d odpowiedział Kuba99 → na temat → Nauka jazdy
U mnie wywrotki są wynikiem ulubionej przyczyny policjantów, czyli niedostosowania prędkości do warunków jazdy I tyle. W tym roku w Białce wjechała mi od tyłu w nogi młoda dziewczyna na parapecie, frontalnie i niespodziewanie, nie w trakcie skrętu, nie manwerujac - po prostu wjechała i już. Skończyło się na strachu, ale było niemiło. Akurat miałem lekcję z instruktorem wtedy, więc młoda została objechana co nieco; jej odpowiedź brzmiała jakoś "No wieeeem, wieeem, ale jak nie ma spidu to nie ma fanu"... -
Jest niewielki mróz, około -3, armatki sypią, weekend zapowiada się dobrze.
-
Dziś pogoda dobra, śniegu dopadało co nieco, trochę lodu spod spodu wyłazi, ale B i C są w dobrym stanie. Można jeździć.
-
Sorki, że post pod postem, ale sytuacja jest dynamiczna. Od rana jest leciutko poniżej zera, około -1 do 2, delikatnie sypie i warunki są naprawde niezłe w porównaniu z błotem sprzed 2 dni. Spadam stąd w sobotę rano, wiec będę wrzucać okresowe apdejty
-
Melduję, że dziś znowu troszkę sypie. Jeśli się nie roztopi, to może będzie warto wpaść na weekend.
-
Dziś rano spadło trochę śniegu, na górze było dobrze, ale temperatury są powyżej zera. Ja bym na Pradziada pojechał raczej...
-
Melduję, że owszem, spływa. C jest przejezdna, z rana da się poszaleć. Niebieska kanapa hula, ale połowę stoku zajął jakiś cyrk objazdowy z napisem plus. Łącznik między dołem B a kanapą pełny kamieni, lepiej nie korzystać. Mokro, blotniscie, tłok. Trzeba pozwiedzać okolice chyba
-
Nie znam się, to się wypowiem TL;DR To znaczy znam się. Na anatomii. Pewnie nieco gorzej, niż Jan, ale zawsze. W stawie skokowym mamy w praktyce dwie płaszczyzny ruchu - strzałkową (przód-tył; zgięcie grzbietowe i podeszwowe (nie powierzchniowe, jak tu ktoś napisał)) i czołową (supinacja - pronacja). Buty narciarskie są zrobione tak, że jeśli są dobrze dopasowane, to w stawie skokowym efektywny możliwy jest tylko ruch w płaszczyźnie strzałkowej. Edit: No dobra, rotacji "prawo-lewo" moze też troszkę jest - ale bardzo niewiele; rotacja stopy osiągana jest przez pracę w stawie kolanowym przy zgiętym kolanie i biodrowym przy kolanie wyprostowanym. Jeśli ktoś próbuje supinować i pronować stopę w bucie narciarskim, to jedyne co może uzyskać, to niewielkie wypchnięcie podudzia do góry, jeśli but pozwala; bardzo dobrze obrazuje to proponowane już ćwiczenie pod postacią założenia nogi zapiętej w dobrze dopasowany but na nogę i próba supinacji lub pronacji. O ile dobrze pamiętam zmiana kąta ustawienia dolnej części buta do górnej bywa nazywana regulacją cantingu - w normalnych wartunkach śrubełłki służące do tego są dokręcone. Jeśli ktoś pokaże mi filmik (z komórki może być), w którym będzie widać jakikolwiek ruch buta w płaszczyźnie czołowej przy próbach supinacji i pronacji stopy (przy zablokowanych śrubkach od cantingu) , to kupię mu mercedesa klasy s . Moim zdaniem zatem supinacja lub pronacja stopy jest (bio) mechanicznie nieefektywna w aspekcie kontroli skrętu na poziomie stawu skokowego. Co absolutnie nie przeczy temu, co napisał DK10. Próbując wykonać supinację lub pronację stopy w pozycji stojącej w zwykłych butach czy też boso oprócz ruchu stopy wykonujemy cały szereg nieświadomych współruchów obejmujacych kolana, biodra, kręgosłup i kończyny górne, zmierzających do zachowania stabilności - układu pozapiramidowego i móżdżku nie da się tak łatwo wyłączyć. To te współruchy właśnie w warunkach narciarskich spowodują "włożenie" biodra/kolana, a w rezultacie delikatną inicjację skrętu, mimo tego, że ruch supinacji/pronacji będzie kompletnie pomijalny mechanicznie z uwagi na stabilizację w płaszczyźnie czołowej za pomocą cholernie twardej ortezy zwanej inaczej butem narciarskim. Czyli obie strony mają rację, mając jednoczesnie za wąskie horyzonty (z punktu widzenia zdroworozsądkowego medyka). Dziękuję i idę dalej płakać nad swoim naderwanym brzuchatym łydki.
-
Od jakichś 7 lat używam belek Atera. Najpierw na oplu, teraz na fordzie, mocowane do relingów i "łapami" - wszystkie pasowały idealnie. Bardzo dobra jakość, umiarkowana cena. Dostępne w Interpacku. Polecam, choć nie mam od tego żadnej prowizji Bajdełej, na jesień tego roku będę miał na zbyciu belki do mondeo kombi poprzedniej generacji w tzw biedawersji czyli bez relingów, jakby ktoś coś, to...
-
gogle a dobór odpowiedniego VLT
hammerh34d odpowiedział Burdoror → na temat → Dobór innego sprzętu narciarskiego
Salomony chyba tak mają Vide mój awatar. -
Nie znam się, to się wypowiem. NIe łaziłem w butach skiturowych, bo kiedy dużo łaziłem po górach, to takich nie było, ale turystyki zimowej po Tatrach trochę zaliczyłem. W miękkich butach trekingowych i paskowych rakach. Z zazdroscią patrzyliśmy wtedy na jednego gościa, który w skorupkach bodaj Koflacha (a może Dachsteina?...) popylał roztoką do Piątki. Pamiętam, że narzekał, że ma jedną stopę bardziej i przez to jeden jest na niego nieco za ciasny, ale i tak zamienilibyśmy się z nim momentalnie. MIerzyłem Dynafity parę razy. Komfort chodzenia nieporównywalny do buta zjazdowego, przy ustawieniu do chodzenia uczucie niemal na poziomie typowego buta trekingowego. Jak będę duży, to sobie kupię Co do kapci FR, to Mitek pewnie ma rację. Edit: Jan napisał: Nie mowilem o wiazaniach klowych tylko AT (nie znam polskiej nazwy) Takie wiązania zwykle określa się w polskich sklepach mianbem "tourowych". Co ciekawe, w tych samych sklepach jako AT widziałem też wiązania kłowe.
-
Dobra, to ja stąd idę - mykac tak jak ten misiek z brytyjskim akcentem nie będę pewnie nigdy, więc pewnie śmigu tym bardziej nawet nie powącham Ważne, że śnieg w Zakopanem juz spadł. I że nie poznam (w sensie z twarzy) nikogo z forum jak będę kaleczyć na stoku w Czarnej Górze, bo jak se pomyślę co tacy ludzie mogą powiedzieć na widok moich podrygów to mi się odechciewa...
-
A ja akurat lubie brytyjski akcent Facet dużo gada, ale dla niezabiegowca gadanie bywa pewnie bardziej strawne No i jak to w końcu jest - to co gość robi to jest jakiś śmig, czy nie?
-
Tak sobie Was czytam, Panowie, i myślę, że to wszystko strasznie trudne dla takiego inwalidy jak ja Dlatego wrzucę filmik z serii, którą lubię oglądać w lecie jak mi się za nartami zatęskni. Nie pada w nim słowo "śmig", ale zastanawiam się, czy filmik przypadkiem nie jest właśnie o tym magicznym śmigu, o którym tak żywo dyskutujecie?...
-
No właśnie o to mi chodziło, że główny badacz poinformował o wszystkim niemal, ale nie o tym że badanie jest placebo controlled. I pacjent w trakcie udzielania świadomej zgody, gdzie czarno na białym stało, że placebo controlled, miał pewien... jakby to... dysonans poznawczy, o.
-
Ja tam nie wiem o co chiodzi z ta szuflandią. Myślę, że jak zwykle problem jest w niedopowiedzeniach i nadinterpretacjach. Jan napisał, że "generalnie" nie zaleca - ma do tego prawo, jako facet który jak mniemam praktykuje w dziedzinie i metodę zna z publikacji i własnych doiświadczeń. Tak, jak już tu padło - trzeba odróżnić informację od porady lekarskiej. Można mówić o metodzie, a niekoniecznie o pacjencie. Problem w tym, że interpretacja takich informacji jest trudna i z odpowiednim nastawieniem można twierdzenie odnoszące się do metody zrozumieć jako poradę i vice versace. A odnośnie poinformowania pacjenta... To ja się przykładem z innej bajki posłużę. Znam przypadek pacjenta, który został przez swojego lekarza, szefa ośrodka, skierowany do lekarza prowadzącego w tymże ośrodku badanie kliniczne jako lekarz leczący (dla nieuświadomionych: w badaniach klinicznych zwykle bywa tak, ze szef ośrodka podpisuje kontrakt i czasem figuruje jako współputor w publikacji, natomiast całą robotę w badaniu wykonują jego podwładni). Pacjent był świetnie poinformowany: wiedział jaki lek wchodzi w grę i co robi, wiedział mniej więcej czego oczekiwać. Ale nie wiedział, że ma ok. 30% szans otrzymania placebo. Informacja może być bardzo szczegółowa i wyczerpująca, ale nie zawierać pewnych istotnych informacji. I mam wrażenie, że o to chodziłow tym wątku. NIezaleznie od tego, czy ktoś ma habilitację, czy nie
-
Miałem się nie odzywać Ja tak zawsze, kurczę. Nie wiem jak inni, ale ja tu widziałem raczej spór o to, czy pacjent był w pełni świadomy czemu się poddał. A że się poddał - było wiadomo od początku, więc "nie zalecanie" byłoby tu co nieco bez sensu. Reszty komentować nie ma sensu. Fajnie, ze zima idzie, co nie?
-
To ja też ostatni raz tutaj. Ten rok nie mus być do dupy, bo metoda MOŻE zadziałać. I myślę, ze każdy tu CI tego życzy. Fredowski, masz rację - przede wszystkim nie robić krzywdy. Ale to miejsce to publiczne forum i o ile mam świadomość że być moze pewne rzeczy lepiej byłoby zostawić w spokoju, tak samo mam nadzieję, że jeśli ktoś przeczyta ten wątek, to przynajmniej zechce upewnić się czy procedura na którą wydaje kasę jest uznaną technologią medyczną, czy eksperymentem. I wypyta swojego doktora o wszystko. Dzięki.
-
Czekaj, czekaj... Znaczy sugerujesz, że nie stać mnie na terapię komórkami macierzystymi? NIe o to tu przecież chodzi. Rozmowa jak mi się wydaje od początku była o tym, że metoda której się poddałaś nie jest sprawdzona, czyli zwyczajnie nie wiadomo jakie będą jej efekty. Twoje wypowiedzi wskazują, ze powiedziano Ci, że jest inaczej, bo (edit) jak się wydaje wierzysz w skutecznosć metody bezkrytycznie. Jeśli tak jest, to mamy wszelkie powodu uważać, że wprowadzono Cię w błąd. W celach zarobkowych. Dlatego Jan użył mocnego słowa, dlatego ja staram się tłumaczyć. Ale jak widzę bezskutecznie. Tak czy inaczej zdrowia Ci życzę. I żeby kolana działały jak trzeba, niezależnie od tego kto i czym Cię leczył.
-
Kiedy zaczynałem pracę jako lekarz pod koniec ubiegłego wieku, już wtedy na chirurgiach istniały lokalne formularze zgody na zabiegi operracyjne. Pacjenci dostawali białej gorączki, kiedy czytali, że operacja może się skończyć utratą kończyny, ale ostatecznie podpisywali. Ale na pytania zwykle odpowiadali stażyści Na oddziałach niezabiegowych było nieco inaczej. Na leczenie farmakologiczne zgód raczej nikt nie bierze, podpisy pacjentów zbierało się w historiach choroby przy okazji procedur inwazyjnych zwykle (nakłucie lędźwiowe, biopsje i inne podobne). Tu informacja szła już kanałem słownym i pewnie bywało różnie... O co mi chodzi: o to, że nie zawsze to co w papierwach pokrywa się z tym co w rzeczywistości, a prawnik musi się opierać na czymś konkretnym. Zwykle papier jest konkretniejszy, niż słowo, ale nie zawsze - jeśli dokumentacja jest np. nieczytelna (a czytelność definiuje się dość śmiesznie - o ile pamiętam czytelna dokumentacja to taka, którą bezbłednie acz niekoniecznie ze zrozumieniem może przeczytać trzecioklasista - poprawcie mnie jeśli coś zmyślam), to jest nieprawna, a zatem nie moze stanowić dowodu w sprawie. I wtedy zaczynają się schody, a moze być też tak, że lekarz mimo tego pacjenta rzetelnie poinformował paszczą. A zatem w interesie doktora i pacjenta jest to, żeby informacja była możliwie pełna i możliwie kompletnie spisana. Czy w Stanach w związku z tym jest fajnie?... Mnie się nie podoba. To znaczy generalnie mi się nawet podoba, zwłaszcza w Bostonie, ale system prawny nie A wracając do meritum: gdyby gremi napisała, że lekarz poinformował ją, że otrzymuje leczenie o nieudowodnionej skuteczności i mimo tego świadomie się na to zgodziła, to pewnie wątpliwości byłoby mniej. Co nie zmienia faktu, że wyciąganie od ludzi grubej kasy na metody niesprawdzone etycznie jest - moim zdaniem - co najmniej wątpliwe. I jeszcze bajdełejm: Od udowodnienia że komórki moga się różnicować do "skutecznego zastosowania" bardzo daleko. Udar mózgu to akurat moja działka. Jesli ktoś pisze, że komórki macierzyste skutecznie stosuje się w udarze, to zwyczajnie ściemnia. Owszem, są pewne papiery - ale głównie na szczurach. A szczury wbrew pozorom od ludzi różnia się dosć znacznie. Ten tekst tak się ma do rzetelności naukowej jak pięść do nosa. Z kimś kto tak ordynarnie manilupuje danymi interesów bym nie robił.
-
To jest dość złożona sprawa. Pojęcie świadomej zgody w naszych warunkach oznacza to, ze pacjent wyraża zgodę na daną procedurę, poinformowany o wskazaniach do niej, celu, możliwych powikłaniach, efektach, wpływie na dalszy proces leczniczy. Nie ma znormalizowanego formularza świadomej zgody w warunkach rutynowej praktyki, ale wiele ośrodków generuje sobie takie formularze, zwykle przy współudziale prawnika. Inaczej wygląda sytuacja w badaniach klinicznych. Regulacje unijne, amerykańskie (FDA), tudzież standardy wynikające z tzw dobrej praktyki klinicznej (GCP) powodują, że jeśli badanie prowadzi firma obecna w Unii / US i /lub notowana na giełdach, to mniej więcej na całym świecie zgoda wygląda tak samo i jest dokumentem liczącym kilkadziesiąt stron. Wracając do Twojego pytania - myślę, że to co podpisujesz może być uznane za świadomą zgodę, o ile zawiera jakieś informacje na temat procedury, oraz tego, że ją wyraziłeś, uznałeś, ze jesteś poinformowany, a lekarz odpowiedział na Twoje pytania. Reszta w rękach prawników... m.
-
Odnośnie informed consent, to zaczęliśmy je zbierać kawał czasu temu. Juz w latach 90. ubiegłego wieku brali je chirurdzy, później dołączyli niezabiegowcy wykonujący procedury inwazyjne. Ja brałem zgody np. na punkcję lędźwiową (spinal tap) czy plazmaferezy. Od 8 lat pracuję tylko w ambulatorium, wiec nie bardzo mam na co brać IC, ale koledzy biorą. Ostatnio jako pacjent podpisałem taka zgodę na gastroskopie i na podanie sterydów w okolice łokcia, bo mi tenisista spać nie dawał Tak więc bierze się. W znanych mi ośrodkach anyway.
-
Jeśli ktoś bierze od pacjenta pieniądze za coś, co nie ma udowodnione skuteczności, to albo oszukuje pacjenta, albo pacjent zgadza się na to świadomie, i wtedy teoretycznie układ jest czysty. Ale tylko teoretycznie, bo lekarz zawsze będzie w pozycji uprzywilejowanej wobec pacjenta (choćby nawet ten też był lekarzem) - zawsze wie więcej, zawsze ma możliwość podjęcia decyzji z mniejszym wpływem emocji. Z wypowiedzi które padły w tym wątku wnioskuję, że piszaca tu osoba która poddała się terapii o wątpliwej skuteczności niestety ma bardzo mgliste pojęcie na temat tego jakiej terapii się poddała i jakie są dane na temat jej skuteczności. A zatem nawet jeśli się na to zgodziła, to nie była to świadoma zgoda w pełnym tego słowa znaczeniu. I tyle chyba wystarczy z mojej strony, ale gdyby ktoś miał pytania to odpowiem
-
Janie, perły sypiesz, a i tak ich nikt nie przeczyta, bo za długie Jako medyk jestem obecny w internecie od prawie 20 lat, widziałem np. rozkwit i potem upadek grupy newsowej po.sci.medycyna, w której zresztą długo brałem aktywny udział i możecie mi wierzyć, że wiem bardzo dobrze jak zachowują się w sieci konowały, jak salowi, a jak lekarze... I jestem pewny, że nikt rozsądny leczenia przez internet nie bierze nawet pod uwagę. Z racji wykonywanego obecnie zawodu (oprócz praktyki lekarskiej) często muszę udzielać informacji przez internet albo telefon, lekarzom, pacjentom, rodzinom. Udzielenie informacji to nie porada lekarska. Decyzję odnośnie terapii zawsze podejmuje lekarz i pacjent, pacjent natomiast może podjąć decyzję odnośnie ewentualnej zmiany lekarza. Jeśli cokolwiek komukolwiek mowie w takim kontekscie, to opieram się na twardych danych i nigdy nie odnoszę się do konkretnego przypadku. A jeśli ktoś bardzo chce mnie zweryfikować, to zapraszam na pw.