Skocz do zawartości

BraCuru

Members
  • Liczba zawartości

    84
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez BraCuru

  1. BraCuru

    Tyrol - Sölden

      Co sądzicie o poniższym edycie video wykonanego rękoma Filipińczyka, który śnieg raz widział w życiu?    https://www.youtube....eature=youtu.be
  2. BraCuru

    Tyrol - Sölden

    majówka 2017 zaliczona. Było kosmicznie. Nie przypominam sobie kiedy ostatnio jeździliśmy w takich ilościach śniegu. Strona oficjalna podawała do 3m na lodowcu.  Byliśmy 8 dni w ciągu których mieliśmy świeże dostawy śniegu 3 razy. Średnio po 15cm w najwyższych partiach.  3 razy zjeżdżałem na nartach aż do bramek na drodze lodowcowej.  Był jeden dzień gdzie paru śmiałków zjechało aż do wiochy!  Twardego stoku jak na lekarstwo. Ale kto rano wstaje to nawet i twardego dostanie   jak dla mnie było kapitalnie ale spotkałem się z opiniami rekreacyjnych narciarzy, że warunki przerąbane na trasie. W mieście zimno i był tylko jeden dzień gdzie mogliśmy walnąć się na tarasie w słońcu.  Dwa poranki przywitały nas 10cm puchu w wiosce. A popołudniu było znowu zielono. Pogodowy rollercoaster.  Bardzo mało ludzi na stokach. Od wtorku do piątku dominowali Polacy - patrząc na rejestracje aut na parkingu około 75%. W wiosce puchy. Sporo sklepów, knajp pozamykana. Otwarte sklepy zmieniały pory roku.  Poniżej sporo fotek.                                   Za oknem mało widać                     Pierwszy raz w życiu testowałem freeridy. Czemu nie zrobiłem tego wcześniej?! zakochałem się od pierwszego zjazdu. Puch, twarda trasa, mokry śnieg, muldy - wszędzie czuły się komfortowo.  Kupiłem Salomony Q 183cm używki w idealnym stanie - 4 dni wypożyczenia.  Jeden minus tych nart - to są kilery dla snowboardu. 
  3. Dodam, że faktycznie gps może pokazywać błędy wynikające np z gwałtownych przyspieszeń.  Podczas upadku gps z gopro pokazał 131km/h co jest bzdurą.  Upadek nastapił przy prędkosci 114km/h co widać na zapisie video oraz z drugiego gpsa: http://www.movescoun...s/move154786676   Poza tym przejazdów z pomiarem prędkości robiłem w Solden w sumie więcej niż 20. Nie zauważyłem rozbieżnych wartości.    W Andorze nie udało mi się pojechać szybciej niż  89km/h: http://www.movescoun...s/move146282958 Po prostu nie ma tak takiej trasy jak idealna czarna 31 Solden.   
  4. Tutaj macie drugiego gpsa pokazujący ten sam karygodny błąd z tego samego przejazdu:  http://www.movescoun...s/move154786649   Co gorsza mój prędkościomierz w samochodzie, gps samochodowy i dwa podręczne gps pokazują około 40km/h za dużo na drodze na lodowiec  
  5. BraCuru

    Tyrol - Sölden

    Słabo z twardym na majówkę. Myślę, że w całej Austrii podobnie.  Sporo padało. W czwartek i piątek około 30cm. W poniedziałek kolejne 15cm.  Za to dla zwolenników puchu jest całkiem OK: Dziś udało mi się znaleźć trochę twardego: W dzień znowu dosypało 5cm więc jutro raczej offpiste
  6. Jakie prędkości maksymalne rozwijacie?  Dziś sprawdziłem się w Solden: myślę, że z dłuższymi nartami poprawię swój personalny rekord. Oby tylko nie padało!  
  7. Ja córkę? To ona robi ze mną co chce    Zrobiłem wersję 3 minutową ale głównie jest jazda. Andory i jej klimatów nie ma w filmiku. Jakoś mi tak wyszło:       No i całe szczęście.  Ciekawy jestem czy planujesz powrót do Andory.  Ja będę wracał planując narty w okresie grudzień-luty.    Jedną z atrakcji jest przejażdżka zaprzęgiem haskich. Kosztuje to fortunę i mimo tego musieliśmy bukować z 2 dniowym wyprzedzeniem - tylu ludzi było.  Atrakcja okazała się rozczarowaniem. Haskich to tam było co kot napłakał. Psy wyglądały na traktowane jak w cyrku.  Gadania dużo a jazdy mało. Najgorsze jednak było patrzeć na to, że organizatorzy pozwalają każdemu brać w tym udział.  Z tego co widzieliśmy w każdej grupie znajdował się ktoś kto jeździł na hamulcu. W efekcie mordował biedne psy i spowalniał resztę.  U nas taki baran jechał nawet pod górkę na dociśniętym hamulcu. Prośby i wrzaski nie pomogły.  Nie polecam szczerze.   
  8. Też nie wiem. Jedynie na necie znalazłem powtarzające info, że wjazd od strony francuskiej bywa zamykany podczas opadów śniegu. Ale jak czesto się to zdarza? Ktoś doświadczył?    Teraz coś dla rodziców. Moje dzieci opuściły przedszkola kilkanaście lat temu. Do 10 urodzin najmłodszej córki jeździliśmy tylko na Stubaj. Z bardzo prostej przyczyny – dzieciaki do lat 10 mają karnet gratis. Dla nas, młodej rodzinki z dwójką dzieci, było to spore oszczędności. Jak nam się dzieci postarzały zaczęliśmy odkrywać inne alpejskie ośrodki. Z czasem przestałem zwracać uwagę na udogodnienia dla rodzin z małymi dziećmi. Do Andory. Nie wiem jak jest w innych ośrodkach Alp ale oferta Grandvalirii trudna będzie do przebicia.   Czemu?   Nie z powodu infrastruktury, która za pewne jest gorsza niż ta w Solden, Stubaju. Nie z powodu cen „dziecięcych” usług, które są porównywalne z alpejskimi. Pirenejska pogoda jest trudna do pobicia. Jadąc w styczniu lub lutym na Stubaj możemy trafić na trzaskające mrozy, nisko zawieszone chmury, mleczne mgły, kieleckie wiatry lub niekończące się opady śniegu. Kto chciałby uczyć swoje dzieci w takich warunkach jak można wybrać miejsce gwarantujące lepszą pogodą ze zwykle dominującym słońcem i przyjaznymi temperaturami. Firma zarządzająca Grandvalirią postawiła na narciarskie rodziny. W ośrodku znajduje się 6 przedszkoli i 4 żłobki. Tak, tak! Przyjmowane są dzieci od roczku. Można zostawić pociechy pod fachową opieką na parę godzin lub cały dzień. W przedszkolach uczą jazdy na nartach dzieci powyżej 3 roku życia. Dla dzieciaków potrafiących już jeździć rajem są parki tematyczne. Nie uwierzycie ale sam parę zaliczyłem. Tak mi się podobały. Córka wolała na mnie poczekać pod kolejką. Wyrosła zbyt szybko Moim ulubionym parkiem był ten najbardziej oddalony na zachód pod górką o nazwie El Forn. Piękne widoki, cisza, duży taras, mało ludzi.   Fajne jest też to, że dziecko może bawić się w narty a rodzice mogą opalać się na wypasionych tarasach i patrzeć na postępy swoich pociech. Wszystko na wyciągnięcie ręki. Dzieciaki do 6 lat mają karnety za darmo! Jak będę miał wnuki to już wiem gdzie często będę spędzał zimę.   Żłobki: https://www.grandvalira.com/en/nursery   Przedszkola: https://hoteles.gran...arden_te_76.htm   Dzisiaj zamiast zdjęć wrzucam zajawkę z klimatycznie rodzinną muzyką i montażem  
  9. Dzisiaj parę technicznych spraw ale nie narciarskich.     Łańcuchy na koła obowiązują od 1 listopada do 15 maja na niektórych drogach Andory.  Jeśli policja zatrzyma was na takim odcinku to za ich brak wasze konto bankowe zostanie ponoć pomniejszone o 300€. Zimowe opony są zalecane ale nie obowiązkowe. Policję widzieliśmy tylko na granicy. Przed przyjazdem zostałem ostrzeżony przez biuro wynajmujące apartament o powyższej konieczności.  Nie wiem jak faktycznie jest. Może pani z biura ma rodzinę pracującą w sklepie sprzedającym łańcuchy na granicy.  W wypożyczalni w Barcelonie nie było opcji wypożyczenia łańcuchów a z tego co czytałem ich wypożyczenie jest zwykle droższe niż kupno nowych.  Tutaj fajna rada. Wjeżdżając do Andory zamiast łańcuchów polecam kupić pokrowce na koła (tyre snow socks) na stacji benzynowej lub jakimkolwiek większym supermarkecie.  Takiego patentu jeszcze nie widziałem a uznawane jest ono jako alternatywę dla łańcuchów.    Komplet dwóch pokrowców kosztuje od 20 do 40 € w zależności od rozmiaru. Wybrałem sobie rozmiar kół mojego domowego auta i od teraz mam dodatkowe zabezpieczenie na srogie ataki gołoledzi w Polsce. Pokrowce z torbą ważą mniej niż 1 kg. Można zabrać nawet do podręcznego bagażu.   Lokalesi też preferują te pokrowce. Poza tym jest to rozwiązanie pro forma. Lokalne służby drogowe radzą sobie świetnie.  Pierwszego dnia ze sporymi opadami śniegu przejechaliśmy na oponach letnich pod przełęcz na granicy francuskiej tj. wysokość Kasprowego.  Poślizgałem się mocno wyjeżdżając z parkingu ale jak już osiągnąłem drogę główną to nie było problemu.  Myślę, że opony zimowe używane tam są jedynie przez lokalesów wjeżdżających głęboko w peryferia księstwa.  Nie widziałem nikogo używającego łańcuchów, za to paru z pokrowcami. Łatwiej je się zakłada i nie robi to żadnego hałasu ale żywotność na pewno jest mniejsza.  Jednak dla sporadycznych akcji jest to praktyczne i tanie rozwiązanie. Tutaj info o propozycji zaostrzenia przepisów dla lokalesów: https://all-andorra....ent-car-winter/   Korki na drogach – broń was Panie Boże wyjeżdżać z nart w niedzielę.  Dodatkowy dzień na nartach kusi ale uwierzcie mi na słowo – pożałujecie każdej minuty spędzonej na nartach w niedzielne popołudnie.  Akurat wjeżdżaliśmy do Andory w niedzielę i mieliśmy okazję oglądać dwudziestoparokilometrowy korek. Nie piszę o korku tylko o KORKU, KORKU.  W większości części hiszpańskiej towarzystwo stało. W części andorskiej część miała wyłączone silniki i widać było ludzi spacerujących wzdłuż swoich aut. Szczególnie może to być ważne dla kogoś kto ma samolot w niedzielę wieczorem i zechce pojeździć sobie np. do lunchu i potem uderzać prosto na lotnisko. Zalecałbym więcej ostrożności.     Nie myślcie, że niedziela jest tylko dniem korków. Ponoć jedynym bezkorkowym dniem jest sobota – wszyscy są na nartach a potem w klubach i knajpach.  Akurat wracaliśmy w ten dzień – postaliśmy może z 10 minut przed granicą.  Mieliśmy farta, bo oryginalnie chcieliśmy zostać na nartach do niedzieli i pobyć tylko 2 dni na Barcelonę. Uroki stolicy Katalonii uratował nas przed pewnym wielogodzinnym ształem. Dzięki Antonio Gaudi! Nie sprawdziłem ale zgaduję, że korki na wyjeździe z księstwa przez granicę francuską mogą być dużo mniejsze, choćby na fakt, że droga nie prowadzi przez stolicę. Jednakże warto pamiętać, że droga francuska może być w podłym stanie lub całkowicie zamknięta przy opadach śniegu.     Wypożyczenie samochodu – upewnijcie się czy wypożyczalnia wymaga dodatkowego ubezpieczenia na wyjazd zagranicę.  Moja kasowała aż 10€ za dzień wypożyczenia na cały okres bez względu na to czy spędziło się zagranicą jeden dzień czy tez cały okres.  Są wypożyczalnie, które nie kasują za wyjazd do Francji lub Andory.     Uważajcie na fotoradary – jest ich sporo i ustawione są zwykle nad przejściem dla pieszych. Nie warto się spieszyć, bo mandaty są wysokie a i tak będziecie stać raczej wcześniej niż później w korku.     Można napisać śmiało, że księstwo jest królestwem duty free. Warto wybrać się do sklepów choćby po to aby zobaczyć niewyobrażalny wybór towarów.  W stolicy niektóre sklepy otwarte są 24h. Ceny alkoholi i perfum są faktycznie atrakcyjne. Jednak nie popadajcie w szał zakupów używek i warto przestrzegać przepisów celnych.  Na wyjeździe wybiórczo sprawdzają co się wywozi. Stąd te korki!     W naszej wiosce był jeden skromnie wyglądający sklep narciarski. Zaszliśmy tak z nudów i przeżyliśmy szok. Sklep okazał się trzy poziomowy i wybór sprzętu był niewyobrażalny. Naliczyłem około dwóch tysięcy par butów wystawionych na półkach! Nie zrobiłem foty niestety. Kasków około 500. Nart – nie liczyłem. Cały poziom ciuchów.  Ciekawe, że wybór sprzętu specjalistycznego typu skitouring był proporcjonalnie wielki. Pierwszy raz w życiu dotykałem węglowych nart z wiązaniami o całkowitej masie chyba 2,5kg. Ceny niższe niż w Europie. Ale niewiele niższe. Wypożyczalnie sprzętu snow & ski oferują głównie sprzęt dla amatorów. Cena wypożyczenia kompletu nart z butami, kaskiem i kijkami 38€ za 6 dni.  Chcąc wypożyczyć coś nowszego i z wyższej półki trzeba już zapłacić 100€.  Nie brałem swojego sprzętu jestem w sumie zadowolony. Następnym razem planuje wypożyczyć sprzęt całej rodzinie.  Cenowo wyjdzie trochę drożej niż przewóz własnego sprzętu ale są poważne plusy – jeździ się na nowych nartach i można wymieniać narty w zależności od panujących warunków.  Pierwsze dni jeździłem w slalomówkach a potem już w dłuższych nartach na twarde trasy. Nie trzeba martwic się o serwisowanie.  Jak ktoś jeździ mało w roku uważam to za najlepsze rozwiązanie. Miałem kupować nowe slalomówki ale policzyłem sobie, że to nie ma sensu. Od teraz będę wypożyczał.   Poza tym sklepem był jeden supermarket. Kolejny szok – nie kumam a co chodzi z tym wyborem towaru. Można było kupić sobie glinianego wielbłąda w skali 1:1. Kto to kupuje?! Chcecie trąbkę z mosiądzu? Jedźcie do Andory:   Dzwoneczek? Księstwo wita:   Marzycie o mosiężnej patelni lub garnku? Proszę bardzo:   Komu nogę krowy?   lub kiełbaskę? 
  10. Czekam na ciąg dalszy i jakiś film(?).  Filmik będzie – za dwa tygodnie – przechodzą mnie dreszcze na myśl obróbki kilogramów gigabajtów. Tym czasem lecę dalej z relacją.     Hehe, świetna relacja i pod wszystkim mógłbym się podpisać  A w knajpce obok przepyszne tosty z ichnimi wędlinami      Również polecam knajpkę     Dla mnie Andora okazała się pozytywną niespodzianką mimo swoich niedoskonałości. To milowe odkrycie dla mojej rodzinki.  Myślę, że będę rozważał ją na czołowym miejscu planując narciarskie urlopy. Zgaduję, że może być coraz bardziej popularna wśród Polaków.     Idealne miejsce na połączenie nart ze zwiedzaniem.  Piszę o opcji samodzielnej organizacji wyjazdu, bo biura turystyczne wysyłają swoich klientów w tygodniowych ski-pakietach i chyba nie ma ofert łączących narty w Andorze ze zwiedzaniem przepięknej Barcelony czy też Figueres, Gerony itd.       Nie ma dobrej relacji bez ponarzekania, więc do roboty!  Doświadczyliśmy paru nietuzinkowych rzeczy.  Pisałem już o nazewnictwie tras. Dodam, że Andorczycy w ogóle mają jakiś wstręt do numerów.  Nawet piętra w apartamentach zamiast numerów mogą mieć nazwy. Nasz apartament miał tak oficjalny adres: Ransol Mountain Suites Carretera de Ransol, AD100 Ransol, Andorra.  A to jest oryginalna wskazówka dojazdu do niego: Once you are in Andorra, we advise you not to use the GPS, just follow the road towards Pas de la Case - Grau Roig - Soldeu - El Tarter. When arriving to El Tarter by the main road, you will see the gas station Elan to the left, the Caves Manaco shopping center located on both sides of the road, and just in 500m driving you can see the ski lifts and a large open parking, the restaurant L'Abarset on your right, shop Lloguer / Location Ski Calbo and across the road, Hotel El Xalet, ski shop Esports Pirot, entrance to the Garatge Privat La Pleta de Sant Pere and the bus stop No. 152 - El Tarter where you can park the car while we check - in at our Reception which is right behind the stop (Carrer de L 'Ermita). Please DO NOT be confused with the entrance to the Garatge Privat La Pleta de Sant Pere simply keep rising about 10m and on your left you will see our office on the ground floor just before the building SUPERIOR APARTMENTS.   Naprawdę?! Niby trzy zdania ale zawierające prawie 200 słów a w tym jedynie 2 liczebniki. Konia z rzędem temu kto trafi.  Zapachniało mi zabawą w escape room. Odpaliłem Google Earth oraz Street View, które potwierdziło, że to nie przelewki. Zrzuciłem obrazy i poprosiłem biuro o wskazanie na zdjęciach miejsca i budynku.  Po wymianie 4 maili stwierdziłem, że mam spore szanse trafić.   Mi się udało w przeciwieństwie np. do młodej, ale pozbawionej wszelkiej nadziei, pary Francuzów. Obeszli całe kondominium przypasowując klucze do zamków wejściowych drzwi i sprawdzając numerację miejsc garażowych. Bez skutku. Nie pomogłem choć długo i szczerze się starałem. Myślę, że pomylili miejscowości…   Teraz pora na gwóźdź programu.  Jesteście na urlopie, na który pracowaliście z wysiłkiem, lojalnie i ciężko poprzedzające 48 tygodni. Robicie sobie przerwę na piwko, kawkę i coś do przekąszenia.  Piękna pogoda a nowo wybudowane i zachęcające do wydanie szmalu górskie restauracje kuszą leżaczkami, hamaczkami czy nawet lożami na tarasie.     Stajecie grzecznie w kolejce 10 osobowej i cierpliwie czekacie na dojście do kasy.  Nawet 20 minut przyglądania się dezorganizacyjnej obsłudze nie jest w stanie wybić was z fantastycznego nastroju.  W końcu docieracie do lady i z szerokim uśmiechem prosicie o kawę, piwo i pizzę.  Wasz dobry humor wyparowuje w tempie odwrotnie proporcjonalnym do topniejącej za wami kolejki, gdy dowiadujecie się, że tutaj można kupić tylko kawę.  OK – co się będziecie pienić. Lokalne zasady.  Zabieracie kawę i stajecie w kolejnej kolejce. Wypijajcie ją zanim będziecie mieli okazję doczłapać się do lady.  A przy niej dowiadujcie się, że tu tylko piwo a pizza w tamtej trzeciej. WTF?! Współczuję osobom samotnym. Dla nich godzina przerwy to nie czas na wyciągnięcie nóżek.  Pierwszego dnia myśleliśmy, że trafiliśmy po prostu na knajpę prowadzoną przez jakiegoś partacza.  Kolejnego dnia, kolejna knajpa ale te same zasady.  Całe szczęście, że byliśmy we trójkę, bo tam jest podobnie chyba we wszystkich lokalach na stokach.  Przecieraliśmy oczy ze zdumienia i liczyliśmy miliony ojro jakie mogłyby być tam zostawione. Zgaduję, że nawet Włosi by się irytowali.  Szybko pojęliśmy czemu tłumy ludzi przyjeżdża z plecakami, własnymi termosami i kanapkami. Zdarzyło mi się zamówić piwo i już miałem je przechwycić ale sprzedawczyni wstrzymała wydanie, bo zawiesił jej się komputer. Zdarza się.  Poprosiłem więc o podanie ceny z napiwkiem - chciałem zapłacić gotówką. Naiwniak ze mnie. Dziewczyna ani superintendentka autentycznie nie wiedziały ile kosztuje sztuka piwa.  A system ich komputera oparty był chyba na windows 98 więc było to długo oczekiwane piwko. Moja rada dla debiutujących, ambitnych narciarzy w Andorze – róbcie sobie przerwy na jedzenie do 1130 albo od 1400 a inna opcja to zabierać własny prowiant.  Samotnikom bez własnego zaopatrzenia proponuję dobrze przemyśleć w jakiej kolejności chcą skonsumować kawę, frytkę i piwo.   Zgoła inne tempo obsługi dominowało w knajpach w dolinie.  Potrawy były szybko zamawianie i jeszcze szybciej podawane.  Specjalnością Andory jest grill. Mi to pasiło natomiast nie jest to wymarzone miejsce dla wegetarian.  Większość dań podawanych była z pieca lub grilla. Takiego prawdziwego jak w Argentynie a nie ogrodowego chińskiego złomu.   Mięso można było sobie wybrać z gabloty tak jak wybiera się ryby lub owoce morza w Brazylii.    Następnie kucharz przyrządzał potrawę na oczach klientów i wrzucał to na ruszt. Niebiański zapach roznosił się błyskawicznie po całym lokalu. Moja sugestia dla dbających o linię – zamawiajcie połowę porcji lub bierzcie jedno zamówienie na dwie osoby. Zwykle podają 500 gram czystego mięsa na twarz.     Ceny w restauracjach około 20% wyższe niż w Austrii. Napiwki wliczone w cenę. Kelnerzy raczej słabo operują angielskim, więc nie zdziwcie się, że kelner stanie nad wami i na dzień dobry palnie: „You?” Zapytacie jak z apres-ski? Krótko i zwięźle: słabo.  Stolicą zajęć wieczornych jest Pas de la Casa. Nie byłem, więc nie napiszę ale biorąc pod uwagę ilość Anglików w wiosce przypuszczam, że jest tam podobnie dziko jak na Soho lub Monciaku w Sopocie po świeżej dostawie Ryanir z UK. Według mnie mało narciarskie klimaty.     W pozostałych miejscowościach nie za wiele klubów a te same pod stokiem są cichutkie i jakieś bezpłciowe. Głośne bity nadawane są jedynie w sobotę. Czemu?!  I mówcie co chcecie ale w apres-ski dominująca muzyka housowa w żaden sposób nie wygra z klasycznym disco-jodłowaniem Austriaków czy też plebskimi śpiewami Niemców i Holendrów.  W klubach atmosfera bardziej błogo-rodzinna i zdecydowanie bez skandali. Nudy jednym zdaniem. Już liczę dni do majówki w Solden     Wciąż są Polacy nieprzepadający za naszymi zachodnimi sąsiadami i twierdzący, że ich język nie jest językiem lecz chorobą gardła. Mam dla nich dobrą wiadomość – możecie pojechać na narty i szybciej usłyszycie suahili niż język niemiecki. Brzmi nieprawdomównie, prawda? Dominującym językiem jest hiszpański i kataloński. Na drugim miejscu francuski. Na trzecim rodowity angielski i cockney.   Jednakże pierwszego dnia podczas blokady części transferowej wyciągów tworzyły się mega ogonki i wówczas w ferworze walki wejścia do gondoli dominującym językiem był… Kto zgadnie?  Podpowiem: nie polski. Naszych można było słyszeć od czasu do czasu, podobnie jak Czechów i Słowaków.             PS. Druga najdroższa inwestycja Grandvaliri. Zapomnieli jedynie dodać grzejnika       JohnyB, dnia 08 Marz 2017 - 22:22, napisał:   Album ustawiony jest na „publiczny”. Może coś nie tak z Twoją przeglądarką. Proszę spróbuj z innej. Sprawdzałem niezalogowany i otwiera w IE & chrome. Nikt inny mi nie zgłaszał problemu. Zbroja – to jest temat chyba na oddzielny wątek. Używam jej od 2008 roku. Kupiłem w sklepie motocyklowym za bodajże 300 zeta. Jest dla mnie jak anioł stróż. Nie jeżdżę bez niej. Nie czuję jej na sobie. Autentycznie zero ograniczeń. Żółw. Czemu nie od razu pełen pakiet? Warto zastanowić się ile razy uderzyło się w kręgosłup a ile razy obiło łokcie, barki, żebra. Drugie pytanie – czy naprawdę warto wydawać za dedykowany narciarzom (zwykle drogi) sprzęt ochronny czy tez kupić podobnej jakości i na pewno lepiej chroniące zbroje moto.  Ja wybieram sprzęt niededykowany. Np jeżdżę w kalesonach jeździeckich Dainese – mają panele chłonące uderzenia na kolanach i biodrach (energię uderzenia zamieniają w ciepło).   
  11. To był nasz debiut w Pirenejach i już w pierwszym zdaniu zawrę zakończenie: na pewno będziemy tam wracać mimo paru słabych punktów. Zaczęło się to tak. Na ferie żona wymarzyła sobie coś tropikalnego a córka wręcz przeciwnie – narty. Królu Salomonie, jak pogodzić dwie kobiety? Szarpałem się z decyzją tygodniami. Niepotrzebnie, bo konflikt rozwiązał się sam. Otóż ceny biletów lotniczych w tropiki oszalały w tym roku. Pozostały narty. Ale jak uniknąć trzaskających alpejskich mrozów w lutym? Eureka! Nic nie wiedząc palnąłem dziewczynom, że jedziemy na tydzień na narty do Andory w Pirenejach, a to prawie Hiszpania, więc będziemy wylegiwać się w leżaczkach na stoku narciarskim popijać sangrię. Kropką nad „i” stała się propozycja dodatkowych trzech dni w Barcelonie po nartach. Obie kobiety zadowolone! Spryciarz ze mnie, co?     Powrotne bilety Ryanair z Krakowa do Barcelony kosztowały jedynie 400PLN za osobę mimo, że kupowałem dwa tygodnie przed wylotem. Do nich dokupiłem walizki, sprzęt narciarski i zmieściłem się poniżej 2 kilo PLN za loty za 3 osoby.   Wypożyczyłem auto za jakieś śmieszne grosze również przez Ryanair (21PLN za dobę). Ubezpieczyłem je za kolejne 28 zeta i wyszło mi 50PLN za dobę za nówkę wypasioną 7 osobową Zafirę. Nie pytajcie dlaczego tak tanio. Nie wiem.   Transport został szybko zaklepany, więc pozostało zabukować nocleg. Tutaj pojawiły się małe schody. Przede wszystkim trudno było zdecydować, w której miejscowości zamieszkać. Na tym forum znalazłem jeden porządny wątek o nartach w Andorze ale dotyczył on innego ośrodka: http://www.skiforum....nord-2801-0502/   Planowałem poznać Grandvalirę – największy ośrodek w Pirenejach i Andorze. W sumie 210km tras, wyciągów, 7 dolin i 6 miejscowości a jeździ się na północnych stokach pomiędzy 1700 a 2500m npm.     Guglując wyszukałem, że każda z miejscowości ma inny charakter i inny sort narciarzy. Na początku upierałem się, żeby zamieszkać w „amfiteatrze” francuskim czyli na stoku. Marzyło mi się wyjeżdżanie na nartach z pokoju przez okno. Takim miejscem jest Pas de la Casa ułożone tuz przy francuskiej granicy na wysokości 2100m.   Jednakże szczegółowa analiza pokazała słabości tego miejsca. Najłatwiejsze trasy, tanie piwo i żarcie są lepem dla chyba najbardziej specyficznej narciarskiej nacji Europy. Ceniąc sobie spokój, przespane noce, niekoniecznie chciałem wysłuchiwać angielskich ryków „We are the champions” o trzeciej nad ranem i z żalem zrezygnowałem z „Casa”.   Sąsiednia dolina i miejscówka Grau Roig jest zarezerwowana dla klientów z głębokim portfelem. Jest tam tylko parę hoteli od 4 gwiazdek wzwyż. Jak wygram w totka to tam wracam.   Kolejna wioską jest Soldeu, które nie przypomina mi niczego co do tej pory widziałem. Istne Star Wars. Główna gondola tego kombinatu wyjeżdża jakby ze środka Gwiazdy Śmierci. Wygląda to naprawdę imponująco. Tu chciałem zamieszkać, bo trasy dojazdowe są czarne co minimalizuje ilość niedzielnych narciarzy. Niestety to był szczyt sezonu i już wszystko w „dobrej” cenie było sprzedane.   Ostatecznie kupiłem apartament w sąsiednim El Tarter - kolejnym kombinacie ale bardziej o charakterze sypialni. Raptem dwie restauracje, jeden klub i sklep.  Nowo wybudowany apartament był za to przestrzenny (12 miejsc do spania!), dwupoziomowy, z pełnym wyposażeniem kuchni, z garażem, balkonem na południe i z pięknym widokiem na czarną trasę:   Można również zamieszkać w Canilo większym już miasteczku z atrakcjami i knajpami ale wykluczającą dla nas wadą był brak tras zjazdowych do centrum miasta. Na koniec dnia trzeba zjeżdżać gondolą.   En Camp to ostatnie miasteczko. Jest ono największe i położone najbliżej stolicy księstwa i całkiem niedawno dołączyło do ośrodka dzięki wybudowaniu szybkiej dwuliniowej gondoli, która w 15 minut przerzuca narciarzy w samo centrum stacji.   Teraz parę słów o infrastrukturze narciarskiej. Obejrzane katalogi i reklamówki wskazywały, że Granvalira jest najnowszym ośrodkiem w Pirenejach z milionami ojro zainwestowanymi w ciągu ostatnich lat. Dekadę wstecz, według katalogów, była to skromna stacja z przestarzałymi i wolnymi kolejkami a obecnie to niczym nieustępujący Alpom ośrodek. Katalogi zrobiły swoje – dałem się naiwnie nabrać    W rzeczywistości  poza jedną nową gondolą, która służy jedynie w charakterze transferu narciarzy z odległego En Camp, największą inwestycją za te wspomniane miliony był chyba kibel na szczycie Tosa de la Llosada. Bez kitu, takiego WC jeszcze nie widziałem. Postawiono go centralnie na plateau szczytu łączącym trzy doliny. Widok piękny a projektant postanowił nie pozbywać tych widoków osobom korzystającym z toalety. Wszystkie ściany kabin są przezroczyste w obie strony! Widok z zewnątrz do środka niekoniecznie bywa miły więc projektant wpadł na pomysł aktywacji lustra weneckiego po przekręceniu blokady drzwi kabiny. Ale beka – nie wszyscy korzystający blokowali drzwi, więc przejeżdżający narciarze mieli inne oszałamiające widoki  No dobra a co z wyciągami? Transferując po 6 dolinach szukałem z uporem maniaka choćby jednego współczesnego wyciągu. Nie udało mi się mimo, że jest ich tutaj ponad 60. Zero krzesełek z osłonami nie wspominając o podgrzewanych kanapach. Żadnych ósemek. Trzy stare gondole. Najszybsze szóstki robiły 5m/s. To trochę daleko do obecnych austriackich standardów. Większość czwórek niewyprzęgana. Krajoznawcza. Czułem się jakbym wrócił na Stubaj circa 1995?   To było rozczarowanie pierwszych dni. Ale wiecie co? Po tygodniu już wiem, że oni długo nie będą musieli niczego tam wymieniać.   Po prostu nie mają potrzeby, bo pogoda jest ich sprzymierzeńcem. Teraz to pierwsze rozczarowanie traktuję jako ciekawostkę i ponowny dowód na to, że podstawa to gwarancja słońca. Na 6 dni jazdy mieliśmy 1 dzień sraczki (śnieg, wiatr), 1 dzień z dominującym słońcem i lekkim wiatrem oraz 4 dni bezchmurnej lampy i bezwietrza.   Wszystkie główne kolejki jadą w stronę słońca. W lutym używałem filtra 50 i tak spaliłem gębę. Widziałem ludzi jeżdżących w Tshirtach. Sam jeździłem tylko w koszulce i bluzie. Słońce operowało tak jak w Austrii w kwietniu. Sprawdziłem archiwum pogodowe.   Ośrodek otwarty jest przez 6 miesięcy (połowa listopada- połowa kwietnia) – przez 180 dni mają około 30 dni z opadami i pełnym zachmurzeniem oraz lekko 100 dni z lampą. Andora reklamuje się, że ma 300 dni słonecznych w roku. No i po co im osłony, szybkie kolejki, podgrzewanie tyłków i inne wodotryski? Marnowanie kasy…   Oficjalnie wszystkie wyciągi mają przerób 106 tysięcy narciarzy na godzinę.   Parę zdań o trasach. Przewodnik informuje o 128 trasach z czego większość bardzo łatwa lub łatwa. Porządnych czarnych tras brak. Oficjalnie jest ich niby 19 sztuk. Tak naprawdę jedynie 4 z nich zasługiwały na mocne czerwone kolory. Dwie z nich miały FISowskie certyfikaty i faktycznie odbywają się tam FIS zawody. Te szlaczki to były nasze ulubione. Ich główną zaletą był świetny śnieg przez cały dzień i pustki na trasie.   Wspomnę, że trafiliśmy akurat na ichnie żniwa. Francuzi, Anglicy oraz część landów niemieckich i Warszawa miała swoje zimowe ferie. Tłumy ponoć mieliśmy takie same jak na Boże Narodzenie. W weekendy dobijała cała Katalonia z barcelończykami na czele. Na popularnych trasach było gęsto a w kolejkach do nich było trzeba czekać 10-20 minut w godzinach szczytu. Pierwszego dnia wiało mocno i wyłączone były wszystkie transferowe wyciągi co powodowało dantejskie sceny w kolejkach. Wglądało to mało obiecująco. Zapakowaliśmy się w auto i zrobiliśmy tour po dolinach. Nasza cierpliwość została wynagrodzona następnego dnia. 20cm puchu, wszystkie działające wyciągi, słaby wiatr i dużo słońca. Z córka zgodnie stwierdziliśmy, że to był jeden z lepszych naszych dni na nartach. Ski nirvana.   Cały dzień off-piste a teren do jazdy kosmicznie wielki. Nie wiem czy w austriackich lub włoskich Alpach jest tyle nieograniczonej przestrzeni bez skał, gęstych lasów oraz zakazów wjazdu w jednym ośrodku. Freedom! Niestety mimo takich przestrzeni tłumy zrobiły swoje. Jeszcze kolejnego dnia dało znaleźć się dziewiczy puch. Potem było tylko dociskanie krawędzi.   Śnieg mimo wysokich temperatur w słońcu nie topniał. Wszystko dzięki północnej ekspozycji tras oraz stosunkowo dużym wysokościom.   Ośrodek szczyci się ponad tysiącem armatek śnieżnych i gwarancją śniegu. Warto wspomnieć, że podobało mi się również zabezpieczenie tras. Austriacy mogliby się czegoś nauczyć, wyobrażacie sobie? Trudniejsze odcinki i zakręty były szczelnie zabezpieczone podwieszaną siatką.   Przygotowanie tras. Moim zdaniem bez najmniejszych zarzutów. Standardy alpejskie choć nie wiem czy Heinrich zaakceptowałby te niedopracowanie grzbietu poniższego sztruksu:     Natomiast system oznakowania tras to szatański żart. Do dziś nie wiem jak nazywają się moje ulubione trasy.   Oni nie mają numeracji tras. Każda ma swoja nazwę, więc wyobraźcie sobie umawianie się na lunch: „Kochanie zjeżdżamy Cami de Pessons , potem podjedziemy wyciągiem Estadi Franscesc Viiladomat i spotkamy się w tej małej uroczej knajpce przy Casa de les Solanalles”. „Co?! Gdzie?!” Nie spotkaliśmy się przez dwa pierwsze dni. Z ratunkiem przyszła ponownie najdroższa inwestycja Grandvaliry czyli… przezroczysty kibel. „Kochanie – jesteśmy o 1300 pod WC”. „OK. Zamówcie mi sangrię”. Cena karnetu 6 dniowego bez szału - 250€ https://www.grandval...-prices-andorra   Link do propagandy: http://www.skiandorr.../grandvalira-en    W kolejnych wpisach czemu Andora to: - raj dla rodziców z małymi dziećmi, - nudne jak flaki z olejem apres-ski, - enklawa dla nieprzepadających za niemieckim językiem, organizacją i porządkiem, - miejsce gdzie trzeba stać w trzech długich kolejkach, aby kupić frytkę, piwo i kawę, - nie miejsce dla chcących zrzucić parę kg, - więcej niż królestwo zakupu wódy, fajek i perfumerii, - największe sklepy narciarskie na świecie, - miejsce gdzie nie zabiera się własnego sprzętu, - obowiązek kupna łańcuchów na koła, - kraj o dobrych drogach ale ze średnią przelotu wolniejszą niż na rowerze, - brak litości dla łamiących przepisy drogowe, - nie raj dla pociągowych haskich. Poza tym w cokolwiek chcielibyście się dowiedzieć a ja będę w stanie odpowiedzieć.   Teraz wybaczcie zanim padnę zapraszam do albumu zdjęć: https://www.facebook...95504251&type=3   a jednak padłem  Załączone miniatury
  12. To fakt - ostatnie kilkanaście postów to classic offtopic.  W styczniu Hestia złożyła deklarację, że zajmie się tą sprawą i będzie kontaktowała się ze stroną "poszkodowaną". Od tamtej pory cisza. Oby nie przed burzą. 
  13. Dzięki wielkie za relację która jest rodzynkiem chyba na tym forum.  Niewiele można poczytać o Andorze a warto tam pojechać.  Pozdrawiam z Grandvalira - relacja wkrótce a tymczasem parę fotek:   Ukrywamy się przed lutowy słońcem. Gębę mam spaloną. Termometr na parkingu 1700m npm tuz przed zachodem słońca wskazywał 19 stopni! A śnieg wciąż dobry na pewnych trasach.     jazda na jednej narcie                  Reszta zdjęć: https://www.facebook...e=3&uploaded=35
  14. Jeżeli tak odczytujesz to musiałem to źle przedstawić. Na pewno to nie była ustawka a zwykła kolizja.  Nie znam obecnego stanu fizycznego poszkdowanej. Może być tak, że faktycznie odczuwa do tej pory ból co wpływa na jej komfort życia ale również może być tak, że słucha się cwaniaków-doradców i próbuje wyłudzić łatwą kasę.  Bałbym się wydawać jakiekolwiek werdykty bo po prostu nie mam danych.  Wątek ten założyłem aby uzyskać wskazówki od osób mających podobne zdarzenia a nie żeby bawić się w sąd i wydawać wyroki. Przy okazji czytający może dowiedzą się czegoś praktycznego co pozwoli im uniknąć takich sytuacji.     Dzienks - z Robertem jestem na pw od początku wątku       Zgłosiłem szkodę, dostałem automatyczne potwierdzenie z numerem szkody. czekam cierpliwie bo Uniqa świetnie się zachowała podczas zwrotu kasy za helikopter i sprzęt. Liczę na podobną jakość.  PS. Sprawdziłem dokładnie helikopter, bo źle podałem proporcje w moim pierwszym poście  - akcja zwózki z ze stacji pośredniej do szpitala w Schwaz trwała 34 minuty i kosztowała 3540€. Ubezpieczenie Holenderki wydało 1/3 czyli 1250€ a Uniqa resztę 2300€. 
  15. Przede wszystkim - dziękuję wszystkim za taki aktywny odzew i ofert pomocy! Dzięki jeszcze raz! Nie ukrywam, ze podniosło mnie to na duchu.  teraz chciałbym odpowiedzieć na ile potrafię:    Z tytułu wiary, ze wg niej jestem w 100% winny wypadkowi.  Fizycznie skończyło się na siniaku i bólu w okolicy lędźwiowej. W szpitalu została prześwietlona i zero złamań, pęknięć. zbadano krew - OK. stwierdzono obicie oraz ból 4/5 w skali 0-10. Przepisano jej środki przeciwbólowe i do domu.  Z maili wynika, że była bodajże miesiąc na urlopie chorobowym. Miała zabiegi rehabilitacyjne. Nie znam jednak szczegółów. Nie zgłaszała mi nic innego poza wahającym się bólem. W marcu jak dostała zwrot kasy za helikopter przestała się ze mną komunikować.         Obawiam się, że potrzebny będzie prawnik austriacki bo tam odbędzie się rozprawa jeśli do niej dojdzie. Roszczenia opierają się na prawie austriackim. Kancelaria prowadzona jest przez Holendra ( mieszka w Austriii i tam pracuje ) dobrego narciarza, który specjalizuje się w wypadkach narciarskich.    Jasne! mam 38 maili z całą historią.      Z mojej perspektywy wyglądało to tak: - widzę dziewczynę na SB mocno po prawej - lekko w dól. Jedzie równym tempem o regularnych skrętach. wyliczam sobie, że nie stanowi żadnego zagrożenia bo jest z 50-80m obok i miniemy się za np 30 sek w bezpiecznej odległosci - jadę wolno ale wciąż szybciej niz SB. moja zona jeździ bardzo wolno więc utrzymywałem niewiele szybszą prędkość aby nie czekać za długo na dole.  - patrzę przez lewę ramię jak jedzie żona - odwracam głowę i widzę dziewczynę w miejscu w której nie powinna by wg moich wyliczeń - ładuje mi się pod narty. Ona jest regular więc jedzie na heelside - nie widzi mnie. Postanowiła przeciąć trasę w poprzek i nie jestem pewien czy czasem nie chciała usiąść. W ostatnim momencie praktycznie jechała bardzo wolno i jakby szykowała się do posiedzenia na środku stoku.  - robię wszystko aby zahamować, krzyczę, ona dopiero mnie zauważa i chroniąc się przed uderzeniem chce skręcic w prawo - odsłania plecy i dostaje z łokcia.  Generalnie trudno jest opisać wszystko dokładnie bo było to dynamiczne i trwało sekundy.  Kto konkretnie jest winny?   Wiem, wiem, wiem.  Dziewczyna ma 21 lat. Bez doświadczeń życiowych. w sumie 10 dni w życiu na SB. Było mi strasznie głupio i chciałem jej pomóc jak własnej córce. Tez myślę, że psują ją "doradcy".    Dla pełniejszej informacji dla was.  Wykupiłem ubezpieczenie w Uniqa z rozszerzonym OC na 100tys PLN.  W kitesurfingu ubezpieczenia OC mają zupełnie inne sumy gwarancyjne - np 4 miliony €.    Nie dostałem. 
  16. Coś mi się wydaje, że otwieram długi wątek   W grudniu 2015 zderzyłem się z młodą holenderską snowboarderką na płaskiej nartostradzie przy małym natężeniu ruchu (Hintertux). Nagle zatrawersowała tak jakby chciała usiąść na środku stoku a ja zauważyłem to za późno. Uderzyłem ja łokciem. Były łzy. Mi nic się nie stało bo prędkość była mała.  Pomogłem jej się zebrać. Stwierdziła, że nie potrzebuje żadnej pomocy. Zjechałem z nia do jej kolegi z 300m niżej. Pytałem się czy potrzebuje lekarza, ratowników. Nie. Dałem jej kontakt telefoniczny. Prosiłem aby wieczorem dała znać jak się czuje. Stwierdziła, że zjedzie do stacji pośredniej i tam sobie zrobi przerwę. OK. Nie chciała więcej mojej pomocy.  Wieczorem faktycznie jej kolega zadzwonił i przekazał że poszkodowana jest tylko lekko obita, ma siniaka na plecach ale żadnych złamań, pęknięć. Była u lekarza bo ból nie znikał. Podałem jej mailem numer mojej polisy OC i poprosiłem o jej.  Następnego dnia dowiedziałem się, że skróciła pobyt o jeden dzień. Zaoferowałem jej zadośćuczynienie, zwrot kasy za hotel, karnet. Powiedziała, że nie potrzebuje i że wszystko jest OK.  Po tygodniu dostałem maila od policji austriackiej z prośba o wypełnienie raportu z wypadku narciarskiego. Zrobiłem i wysłałem. Ponoć w celach statystycznych. OK.  Praktycznie co drugi dzień komunikowałem się mailowo z dziewczyną oferując jej pomoc - po prostu po ludzku było mi jej żal i głupio że pierwszy raz w życiu dopuściłem do głupiego wypadku na nartach. Mam córkę dokładnie w jej wieku - więc wczułem się za bardzo jak się teraz okazuje.    Po 2 tygodniach dowiedziałem się że dziewczyna na stacji pośredniej poszła do ratowników a Ci bez wahania zaproponowali jest zjazd ze stacji helikopterem do szpitala mimo, że dziewczyna mogła zjechać gondolą do parkingu. Nic mi o tym nie mówiła. Natychmiast zgłosiłem sprawę do mojej ubezpieczalni, która była bardzo pomocna w przeciwieństwie do poszkodowanej. Jej ubezpieczalnia nie chce zapłacić za akcję ratownicza, sprzet. Okazało się, że jej deska "ulegla" całkowitemu zniszczeniu. OK - moja ubezpieczalnia wypłaciła jej za nowy sprzęt. Problem okazał się że dziewcze znowu nakłamało- bo sprzęt nie był jej, tylko koleżanki. Znowu kolejne maile i prośby, że by przekazać kasę jej koleżance. I tak przez 3 miesiące.  Koniec końców moja ubezpieczalnia wypłaciła 5/6 sumy akcji ratowniczej. jej ubezpieczalnia na ten cel wypłaciła bodajże 700€.  W międzyczasie dziewczyna pisała mi, że ma miesiąc wolnego zdrowotnego i chodzi na rehabilitacja ale wylizuje się i siniak zszedł.  Jak dostała zwrot kasy za helikopter przestała się odzywać. Nie odpowiadała na maile grzecznościowe. Dałem sobie spokój... ...teraz dostaję pismo z austriackiej kancelarii że mam się przyznać do winy i pokryć wszystkie koszty z przeszłości i przyszłości wynikające z wypadku jaki spowodowałem. No i dostałem kur**cy. Najgorsze jest to, że dziewcze liczy zapewne na rentę dożywotnią a ostatecznie ona nie dostanie grosza, ja stracę czas na dojazdy na rozprawy w Austrii, wydam parę/paręnascie tysięcy euro na prawników, obie ubezpieczalnie będą mało zadowolone.  Pytanie do was - czy ktoś miał podobny przypadek? Będę wdzięczny za porady, wskazówki tutaj albo na maila [email protected]  Oczywiście będę aktualizował wątek i trzymajcie kciuki aby to nie była to moja najdłuższa relacja na skiforum Wolę pisać takie: http://www.skiforum....att-w-sierpniu/    
  17. Wielkanoc 2016:    Jak widzicie polubiłem ten lodowiec i całą dolinkę
  18. Hej,   Znalazłem rozwiązanie: klej do neoprenu. kupuję i dam znać jak będzie wyglądał efekt końcowy. Latem testy w Szwajcarii
  19. Starcie skóry wynika, że jeżdżę też na SB i ciągnę palce po śniegu.  Gdybym używał je tylko do nart nie byłoby problemu. Dlatego chcę wzmocnić same palce jakimś materiałem.  Myślałem, że to bardziej powszechny problem i dlatego zapytałem.
  20. dzięki za info. Kevlar puszczał mi na szwach.  A propos właściwego forum i jeśli dobrze odczytałem to chciałem napisać, że moje rękkawiczki są narciarskie a nie snowboardowe Dakine Cobra - wyższa półka, skóra i po 3 tygodniach przecierają mi się palce    
  21. Widziałem parę lat temu prosa, który nowe rękawice SB od razu poddał ulepszeniu polegającym na zalaniu z zewnątrz końcówek palców rękawiczek w jakimś silikonie, gumie. Dzięki temu żywotność rękawiczek snowboard wydłuża się kilkukrotnie. Moje rękawiczki zwykle sypią się po 2 sezonach właśnie poprzez rozdarcie palców.  Macie pomysły jakie silikony użyć? 
  22. Najwyraźniej jestem za tępy na zrozumienie słabości tych sportowych kamerek.  Jak to czasami wygodnie jest być nieświadomym lub tępakiem   Zapraszam na filmik a opis wyjazdu z oceną wrzucę w tym tygodniu - zabieram się do tego jak do jeża Przed obejrzeniem podkreślam - to co zobaczycie to przełom listopada grudnia - pogoda! pogoda! pogoda! 
  23. Zastanawiam się jakie trzeba mieć minima aby określić np poniższy obraz najgorszym.  Dla mnie to jak rozkminianie, która z topowych modelek świata jest "najbrzydsza" Mayrhofen - pierwszy weekend sezonu 2015/2016 - nie ma fajerwerków a główną rolę odgrywa Pani Słońce!  Nie uwierzycie ale podczas obiadku na tarasie moja czarna zbroja zaczęła cuchnąć palonym plastikiem! Nie dało się dotknąć plastikowych części - a to wszystko działo się 6 grudnia.
  24. To by było niezłe oranie stoku   Zabieram się do pełnej relacji ale idzie mi jak krew z nosa   Zgoda. Soczewka jest najbardziej wrażliwa. GoPro4 Session jest aktualnie najlpeszym rozwiązaniem z rodziny gopro.     A próbowałeś z kijów? Według mnie kije dają przyjemniejsze uczucie dla oglądającego. Mniej się kręcą Szybciorem wyedytowałem filmik pokazujący ujęcia z buta z gimbalem i bez. Jak widzicie różnicę? Osobiście wolę te z gimbala mimo, że jest spore niebezpieczeństwo uszkodzenia gadżetu.    
  25. Szkła było dużo a śniegu na lekarstwo nawet na 3000m. Jazda poza trasami była bolesna dla kolan, bioder, łokci i nart. Używam gimbala do gopro bez obudowy. Jeździłem wóczas ostrożnie mimo, że kamerka nawet bez obudowy jest całkiem wytrzymała. Szczerze powiedziawszy to bardziej bałem się o wodoszczelność gimbala niż kamery. Jeśli się boisz to radzę poczekac pod gimbale pod gopro 4 session - myślę, że to kwestia miesięcy aby pojawiły się takie gadzety.  A jak pojawią się wodoszczelne to już będzie szał! PS. Jestem zauroczony praktycznością kształtu i braku obudowy w tej kwadratowej kamerce. Rozczarowany, że nie ma opcji robienia zdjęć podczas kręcenia oraz wymiany baterii.  Widzieliście jak golfiarze używają tej kamery zamiast piłeczki golfowej????!!!!!! Trudno sobie wyobrazić lepszy test na wytrzymałość.  Mam nadzieję, że cała rodzina gopro 5 będzie miała taki kształt i więcej opcji! Kolejny raz sprawdza się, że genialne zwykle jest proste - w tym przypadku kwadratowe.  Owszem nie ma sensu trzymać długo kamery na butach, bo szybko się takie ujęcie znudzi.  Jednakże jak się kręci tylko z jednej perspektywy (z głowy brrrrrrrrrrrrr!!!!!!!!!!) to trudno utrzymać zainteresowanie oglądających filmik.  To takie złamanie punktu widzenia - nadaje dynamiki składanym filmikom.  Kręciłem najpierw z kamerą przyklejona bodajże taśmą i z 20 minut materiału może wykorzystam tylko parę sekund. Oglądający mogą dostać choroby morskiej patrząc na szalejący horyzont. Jak przymocowałem gimbala (pod pasek velcro) to dało się oglądać nawet cały zjazd bez zasypiania przed TV lub używania torebek na wymiociny    ​
×
×
  • Dodaj nową pozycję...