Skocz do zawartości

bajaderkatyrolska

Members
  • Liczba zawartości

    134
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez bajaderkatyrolska

  1. A zwiedzałeś moze okoliczne rejony: chodzi mi zwłaszcza o Nauders: czy jest sens wykupić regionalny skipass i spędzić tam jeden dzień, czy też samo S-F-L wystarczy na tydzień i szkoda czasu sie rozdrabniać?
  2. A jaką trasę polecasz szczególnie? Bo z czarownic w lesie to ja zdecydowanie będę najstraszniejsza :-)
  3. Wybieramy się do Serfaus-Fis-Ladis 8-15.01. To dla nas nowa miescówka, ale natknęliśmy się w necie na pozytywne opinie więc postanowiliśmy zaryzykować (zamiast dziesiąty raz jechać do Zillertalu ) Czy ktoś z Was tam był? Chciałabym usłyszeć opinie forumowczów, polecane trasy, fajne miejsca. Będziemy kwatrować w Ried in Oberinntal :czy dojazd stamtąd do stoków jest jakiś uciążliwy? Skąd polecacie startować. Będę wdzięczna z wszelkie wskazówki.
  4. Dzięki! Tekst Rosy oczywiście już wcześniej czytałam kiedy robiłam research na temat nassfeld (no i oczywiście bardzo mnie zainteresował pewien szczególny aspekt wypraw w Twoim towarzystwie- może się kiedyś zdołam załapać na takową? ) Natomiast Berry odesłam mnie do Ciebie w sprawie relacji ze szkolenia- czy mogłabys napisać parę szczerych słów z pozycji kursanta? (może być na priv:)) pozdr
  5. No to jednak mamy wiele wspólnego! tak jak pisałam wcześniej to był pierwszy i OSTATNI mój wyjazd z biurem. Dotychczas preferowałam totalny spontan, wyjazdy, często w pojedynkę, organizowałam zazwyczaj dosłownie w przeddzień i NIGDY nie było wpadki (no może poza rewelacyjną miejscówką w Juns, opodal lodowca Tux która okazała się być na szczycie bardzo stromego zbocza i ledwie zdołałam podjechać- w pewnym momencie auto zamiast w górę zaczęło mi zjeżdżać w dół tyłem do przepaści, oczywiście bez żadnych barierek. jakimś cudem udało mi się odbić do stoku i oprzeć sie o zaspę, inaczej pewnie dziś byśmy nie rozmawiały- ale za to JAKI był WIDOK! odtąd już zawsze sprawdzam na google-earth ) Napisz mi proszę o wyjeździe z Berrym. Korespondowałam z nim przez moment kiedy rozważałam w wyjazd do Nassfeld, on mi obiecał dać namiar na miescówkę, jakoś do tego nie doszło , koniec końców pojechałam gdzieindziej. Czy on się zajmuje komercyjnie tymi wyjazdami? To jest jakkieś biuro, czy też usługa bardziej towarzyska? Głupio mi się go było wypytywać bo byłam naonczas kompletnie nowa na forum i trochę nie znałam zwyczajów... Nie ukrywam że chętnie podczepiłabym się w przyszłym roku pod jakieś jeżdżące towarzystwo bo niestety moi znajomi uprawiają obecnie wyłącznie wyjazdy z małymi dziećmi, a to jakby nie moja bajka. pozdr. BT
  6. Dzięki, DziadkuKuby za wyważony i należycie ironiczny komentarz. Muszę z żalem stwierdzić że istnienie tego wątku mocno podważyło moją wiarę w sensowność forum jako takiego. A poniekąd sama nieświadomie sie do tego przyczyniłam bo dyskusję zapoczątkowała moja niefortunna wzmianka o wybitym kciuku (oczywiście w całkiem innym konekście i wątku) To co tu widzę to klasyczne BICIE PIANY. Drodzy forumowicze, nie komrpmitujcie się na litość Boską.
  7. Jeśli mogę się wtrącić: gamekeeper to zdecydowanie facet od dzikiego zwierza (game to zwierzyna łowna, taka na którą się poluje). A jeśli mowa o stadzie to co najwyżej jeleni czy saren. Ja bym optowała za "gajowym" poprostu. Zgaduje że owa kontuzja mogła byc skutkiem użycia fuzji (odrzut). Kciuk gajowego? brzmi nienajgorzej.
  8. [quote name='Aniouk']Mocno rozdraznia mnie przekladanie cech kilku spotkanych osob z danego panstwa na cechy narodowe...dla mnie to niepotrzebna generalizacja i uprzedzenia...jesli jeszcze to sa cechy mile (co jest rzadkoscia) to moge sie nawet ucieszyc z tej zakladki...ale nazywanie narodu aroganckim to dla mnie okreslenie mocno porazkowe... Podrozowalam po Francji kilka razy i nie moge sobie przypomniec sytuacji, w ktorej bylabym zle potraktowana przez kogokolwiek...nawet w sklepie...gdzie znajac tylko pare francuskich slow, nie bylam lekcewazona, ale z usmiechem obslugiwana...zapodajac takze usmiech i uzywajac: poprosze to, dziekuje, dzien dobry, do widzenia... Fakt, ze duzo ludzi slabo tam mowi w jezyku angielskim...ale hmmm, to my do nich przyjezdzamy, a nie oni do nas...aczkolwiek nawet najgorzej mowiaca po angielsku osoba zawsze starala sie nam pomoc gdy prosilismy o wskazowki...Bylo tej pomocy mnostwo...wymieniam tylko te, wedlug mnie najwieksze...co rzeczywiscie Ci ludzie zupelnie nieproszeni, pomogli turystom mowiacym po angielsku...ale usmiechajacym sie non stop i mowiacym dziekuje po francusku...: - wlascicielka kempingu w gorach nie wziela pieniedzy od nas za noc kiedy zalalo nasze namioty, gdyz podloze kempingu bylo bardziej przygotowane na domki kempingowe niz namioty - zawiadowca stacji, gdy widzial, ze bedziemy czekac na pociag o 3.30 rano...otworzyl dla nas pusta sale na dworcu, dal klucze, zebysmy mogly sie zamknac od wewnatrz, obudzil nas o 3 , gestami prosil , zebysmy podazyly za nim...zaparzyl herbate i poczestowal cieplymi rogalikami - u podnoza skaly czekala na nas Pani z parasolka, ktora zaprosila nas do siebie do domu, zebysmy sie wysuszyli i ogrzali, gdyz widziala nas jak zjezdzalismy z drogi wielowyciagowej w deszczu i burzy...pozwolila zostawic liny i ciezsze rzeczy do wysuszenia w stodole...jako, ze musielismy rzeczy odebrac na drugi dzien w nocy...pani obiecala, ze zostawi obejscie dla nas otwarte na noc...odwdzieczylismy sie wtedy butelka dobrego wina...francuskiego. Mysle, ze w duzej mierze to jak jestesmy odbierani i traktowani zalezy od nas samych (sama to wiem, gdy pracowalam obslugujac klientow w restauarcji)...ktos mily, usmiechniety byl tak przeze mnie traktowany...osoba traktujaca mnie z gory, chamska i zaczepliwa zostala obsluzona, nazwijmy to poprawnie... I tak to mniej wiecej funkjonuje, nastawiajac sie, ze zostaniemy arogancko potraktowani juz podchodzimy do takiego czlowieka naburmuszeni i nastroszeni...w zamian dostaniemy to samo... Moze i uczciwie...ale z malkontenckim zacieciem...ja musialam o 3, w nocy badz jak ktos woli nad ranem, wyjsc z domu aby zdazyc na samolot (moja podroz trwala 12 godzin gdyz z powodu bagazy nie zdazylam na wczesniejszy autobus) moje bagaze nie dolecialy ze mna, musialam w niedziele (gdzie wszystko zamkniete w Austrii) kupic chociaz szczoteczke i plyn do soczewek, dwa pierwsze dni to byla jazda w wietrze i mleku....a zwyczajnie sie ciesze z mojego wyjazdu i z napotkanych ludzi na mojej drodze...ktorzy mi pomogli...a gdy nie znali angielskiego szukali swoich znajomych, ktorzy mowili po takowemu, zeby mi pomoc... bo po niemiecku ciut wiecej niz po francusku...ale zawsze ze szczerym usmiechem na twarzy... takze mysle, ze to wszysko zalezy bardziej od naszych glow niz od innych ludzi...a ci spotkani na naszej drodze tez zaleza od nas...taka dziwna figura kolastych zaleznosci... Pozdrawiam z usmiechem:) Aniouk PS Byc moze wyjawia sie z tego postu opis wiecznie usmiechnietej wariatki...ale ja zupelnie normalna jestem...wychodze z zalozenia ze, szczegolnie w podrozy, wsrod obych ludzi w innym kraju...tak to dziala jak opisalam.[/quote] Po pierwsze: nie jestem malkontentką, solennie zapewniam i mam na to świadków! (gdybym była- wątpię żebym zachwycała sie zeszłoroczną miejscówkę w Zillertalu w chałupie z oborą pod jednym dachem! A zachwycałam się bo gospodyni była szalenie sympatyczna i była zajebista atmosfera- i nie mam tu na myśli aromatu świeżego obornika) Nie należe do typu wygodnickich pańc i nie obcy mi podróżniczy hardcore. Po drugie tytuł mojego postu jest pewną figurą literacką i podobnie jak pewne tendencyjne uogólnienia oczywiście nie musi byc brany dosłownie:) Po trzecie tak, oczywiście znam fajnych Francuzów, tak, byłam spontanicznie częstowana winem na kempingach i doznałam wielu normalnych ludzkich odruchów od tubylców na przykład podczas letnich trampingów rowerowych w Owerni i Prowansji. Natomiast w stacjach narciarskich częściej niz gdziekolwiek indziej spotykałam się z ludźmi stosunkowo mało sympatycznymi którzy w oczywisty sposób zlewali klientów. Oczywiście nie wszyscy i nie zawsze. W ValThorens panowie z górskiej służby pomogli mi zjechać z za trudniej dla mnie góry na którą nieopatrznie wjechałam i jeszcze poprosili kierowcę ratraka zeby mnie podwiózł do stacji bo nie miałam juz połączenia wyciągiem. Inna sprawa czy zrobili to z uprzejmości czy dlatego że ich obowiązkiem było dopilnowac żeby na stoku nikt nie został po zakończeniu dnia. Wiem natomiast że inni panowie z wyciągu, kiedy rozwaliło mi się wiązanie (odpadła skrzynka w starych tyroliach) i nie mogłam jechać odesłali mnie lekceważącym ruchem ręki zebym sobie zeszła do miasteczka (dobre 2-3 km)- to był mój pierwszy raz w VT, nie znałam tras i byłam dość tym zajściem sfrustrowana. W Austrii to raczej byłoby nie do pomyślenia bo widzę badrdzo często ludzi podwożonych skuterami śnieżnymi i nie zawsze są to ofiary wypadku. Ci ludzie mogli mi chociaż zaproponować taką opcje odpłatnie a nie kazać mi złazić z dechami na plecach. Natomiast to o czym tutaj pisze nie ma nic wspólnego z uprzejmością, to pewna biznesowa uczciwość: w stacji takiej jak Alpe d'Huez nie jesteśmy gościem w niczyim domu ale klientem przedsiębiorstwa pod tytułem biuro turystyczne , hotel, wyciąg etc. Nikt nikomu łaski nie robi- w takim miejscu jestem poprostu klientem i oczekuję good value for money i zero sentymentów. W takim mijescu towarem który kupuję jest także mój komfort i dobre samopoczucie. Moja kiepska ocena tego wyjazdu wynikła zapewne z fałszywego założenia że płacąc stosunkowo dużo spodziewałam się także przyzwoitej jakości usług. Tymczasem otrzymałam jakość identyczną jak na studenckich wyjazdach za grosze. Stąd może mój dysonans poznawczy i zdaniem wielu krzywdząca ocena tej miescówki. Cóż, jest to moja prywatna ocena. Każdy może mieć inną. Proponuję wybierz się tam w przyszłym sezonie i sprawdź na własne oczy, mam nadzieje że spodoba Ci się bardziej. [quote name='moris'][quote name='bajaderkatyrolska'] Przykładowo z St Gervais pojechaliśmy na "zjazd życia" z Aguille di Midi tzw. Białą Doliną - a we wspomnianym Alpe d'Huez jest kilka fenomenalnych tras (choćby Tunel, Balme, - to z trudniejszych, zjazd do Oz wsród przepięknych sopli lodu - tak z 8-10- metrów wysokości, czy wspaniała widokowo Serenne - tu oczywiście musi ona być w większości płaska, bo przy 2 tysiącach metrów przewyższenia i długości kilkunastu km nie może być cała stroma - ale ta trasa ma być widokową - i jest!! A najwspanialsze są wrażenia z jazdy Serenną w nocy, przy świetle księżyca:)[/quote] Co do Valle Blanche zgadzam sie z tobą w zupełności : - zjazd z Aguille di Midi sama zaliczyłam w 2001 przy okazji bytnosciw Chamonix i do dziś wspominam z zachwytem. Natomiast nie przesadzajmy: Tunel poza tym ze jest zajebiście stromy i nieratrakowany nic fenomenalnego w sobie nie ma. Balme było niestety zamknięte, fajne zjazdy do Oz a szczególnie czarna trasa do Vaujany miała potencjał, nie przeczę, ale żeby go wykorzystać musiałabym przyjechac raz jeszcze - w styczniu lub lutym.
  9. Ależ oczywiście, bardzo chętnie! Marzę o tym od dawna, zwłaszcza po przeczytaniu znakomitej książki Rolanda Huntforda " Two Planks and a Passion". Tylko wpierw muszę BARDZO poprawić umiejętności. Inaczej to byłaby poprostu strata kasy. To co sprawdza się w rodzinnym austriackim ośrodku, na Alasce byłoby raczej żałosne. Twego postu o paskach faktycznie nie miałam okazji przeczytać- poroszę o linka lub streszczenie:) pozdrawiam serdecznie i Wesołych Świąt:)
  10. Absolutnie sie z Tobą zgadzam- bylam w 3V w sumie 5razy i raz w Tignes. te stacje są klasą samą w sobie i na tyle odstaja poziomem od "średniej alpejskiej" że warto tam wpaść chociaż raz w życiu. jednak mam wrażenie że z tego powodu my, narciarze z mazowsza, jesteśmy dla Francuzów zbyt tolerancyjni, pobłażliwi, za wiele im wybaczamy. To że mają wspaniałe góry to nie ich zasługa- od nich zależy co z nimi zrobią, jak je przygotują dla nas, jak sprawią że się w nich będziemy czuli. Myślę że wyrośliśmy juz z etapu kiedy jesteśmy wdzięczni za to że w ogóle mozemy BYĆ a Alpach, które przeciez przez długie dziesięciolecia były dla zwykłych smiertelników niedostępne. Ja w każdym razie wyrosłam z etapu studenckich wyjazdów do ValThorens rozklekotanymi autokarami (36 godzin w jedna stronę! Tak, naprawdę to czasami tyle trwało!) i spania na piętrówce w przedpokoju- wtedy punktem odniesienia był Szczyrk czy Kasprowy, teraz tym punktem odniesienia są niezliczone stacje alpejskie które miałam okazję odwiedzić przez te półtorej dekady. Nie można w nieskończoność godzić się na marny standard- nie jesteśmy już ubogimi krewnymi z za kurtyny, ale obywatelami europy. Płacimy takie same ceny jak cała reszta. Arogancja francuzów jast dla mnie bardzo podobna do arogancji sprzedawdczyni z mięsnego za komuny: po co się starać, byc uprzejmym, dbać o dobry towar , nie warto ładnie go pakować skoro ludzie i tak wszystko kupią. We Francuzach irytuje mnie właśnie ta komunistyczna olewcza postawa. Cóż, pewnie to nie ich wina, mają socjalne państwo które do reszty ich rozpuściło i zdemoralizowało. Nie wiem jak bardzo socjalne jest państwo austriackie, ale najwyraźniej swoim obywatelom nie robi krzywdy. Tam na każdym kroku czuję że ludziom sie CHCE chociaż przecież wcale by nie musieli. ja naprawdę nie oczekuję że w skromnej góralskiej chatce za kilkanaście euro dziennie gospodyni będzie sprzątać codziennie od piwnicy po dach jakby jutro miała byc wigilia, nie oczekuję że na śniadanie bedzie domowe jedzenie super ekologiczne bo z własnego gospodarstwa, nie spodziewam się że gospodyni na powitanie postawi domowego sznapsa- ale straszeni mi miło jak tak się dzieje, bo jak ktoś nie musi a mu się chce to naprawdę dobrze o nim świadczy. Rozczulają mnie te babiny tyrolskie - jak pewna staruszka z Juns u której stacjonowałam parę lat temu. Przyszłam rano do jadalni z ręką obwiązaną chusteczką bo poprzedniego dnia niefortunie wybiłam sobie kciuk kijkiem. patrze, po chwili pani przychodzi z rolką bandaża elastycznego. na musiała... nawet nie mogłam jej poządnie podziękować- niestety nie znam niemieckiego
  11. Oczywiście masz -i trochę nie masz racji: miałam bardzo podobne doświadczenie w Soelden gdzie na 7 dni pobytu było ładne tylko jedno przedpołudnie, z lodowca zjechałam raz w kompletnej mgle więc nic o tym nie moge powiedzieć, właściwie non stop zjeżdżałam z dwóch- trzech tras, czyli totalna kicha. Niemniej mam przekonanie że to BARDZO DOBRA STACJA i chętnie jeszcze tam wrócę. To się jakoś czuje. A może czuje się to bardzo indywidualnie, subiektywnie? Alpe d'Huez nawet za pierwszym podejściem kiedy aura była zdecydowanie lepsza podobało mi się ALE nigdy nie zaliczyłabym go do swoich ulubionych miesc- najlepszy dowód że powrót tam zajął mi 11 lat ( w tym czasie w Zillertalu byłam chyba z 7 razy) . Są takie miejsca w których poprostu nie łapię fazy. I wtedy zaczyna przszkadzać wszystko, nawet takie pierdoły które w innym miejscu pozostałyby w ogóle niezauważone. To jak z dziewczyną: jeśli się zakochasz wydaje ci się skończoną pięknością, jeśli nie, to irytuje cie nawet sposób jaki miesza herbatę Ależ ja UWIELBIAM Francję i na przykład zjazd trasą pucharu świata w Val d'Isere w 2000 roku uważam za swój najlepszy przejazd w zyciu, albo zjazd off piste z przełęczy nie pamietam w tej chwili nazwy z Val Thorens w stronę Orelle taką cudowną pogrążoną w ciszy doliną w złotym popołudnoiwym słońcu, to niemal mam łzy w oczach jak przypomnę sobie słodycz tego krajobrazu- a mimo to sądze że nie warto tam jeździć na narty właśnie dlatego że cena i odległość nie znajdują uzasadnienia w jakości- a prościej , ze nie jest tam na tyle fajniej żeby chciało mi się tam jechać (za często). Nie warta skórka za wyprawkę. Wiem że to zabrzmi kontrowersyjnie, ale cóż, od tego jest forum:) Tak, oczywiście że są. Nawet znam ludzi którzy w nich mieszkają. Mam znajomych któży lataja na narty samolotami, ale potem nie tłuką sie autokarem tylko wypozyczają sobie auto na lotnisku. W zeszłym roku nieźle się podłozylam bo chłopak opowiada mi jaką to swietną okazję znalazł na wyjazd i koszt zakwaterowania tylko 90 ojro, więc ja: ależ tak swietnie, czy moge sie dołączyć... tylko że za chwilę sie okazało że to 90 to za osobe ZA DZIEŃ. Sorry ale dla mnie to wyrzucanie kasy, wolę pojechac na 3 tygodnie po 30
  12. Co do kwater porównywanie francuskich z austriackimi wypada zdecydowanie na korzyść tych drugich, jednak zawsze jest coś za coś: kosztem wielkości dostajemy kwatery na stoku i na wysokości niedostępnej w Austrii. [/QUOTE] Z wysokościami masz rację ( chociaż nie wiem czy to wartość sama w sobie, zwłaszcza że niektóre osoby czują się gorzej nocując powyżej 2000- kwestia ciśnienia) natomiast z odległością od stoku niekoniecznie: nasza tegoroczna miejscówka w Saalbach miała stok dosłownie po drugiej stronie ulicy (ile to jest, 10-20m?), a do tego cały ośrodek jest połączony trasami i wszędzie można dotrzeć prawie nie zdejmując nart, a w każdym razie nie korzystając z auta czy skibusa. Podobnie w Zillertalu są miescowości położone pod wyciągami- ja parę razy jeździłam do Vorderlannersbach gdzie do wyciągu miałam może 100m i zjeżdżałam na nartach pod sam dom. wystarczy zerknąć w googlemaps i sensownie wybrać miescówkę. Z resztą dojazdy nie są aż tak uciążliwe a parkingi własciwie wszędzie gratisowe. Za to francuzi robia często taki motyw że niżej położone miescowości teoretycznie należą do jednego ośrodka, ale tak naprawdę 20-30minut spędzasz w gondolce wiozącej cie na miesce startu. Tak jest naprzykład w Brides le Bain które podczepione jest do 3V a dokładniej do Meribel. Inna sprawa że motyw dojazdówek dotyczy właściwie wszystkich "przerośniętych" ośrodków, czy to we Francji czy we Włoszech czy nawet w Austrii. Wiadomo że turyści rzucą się na te setki kilometrów tras, na tej zasadzie jak maniacy fotografii rzucają sie na megapiksele, w ogóle nie zdając sobie sprawy że powyżej pewnej wielkości to już komplenie nieefektywne. żeby dojechac z najdalszego końca Val Thorens do najdalszego końca Curchevel i z powrotem ledwie starczy dnia!To samo ze słynną Sella Ronda- człowiek się tylko śpieszy żeby zdążyć zamknąć kółko zanim zamkną wyciągi i trzeba będzie wracać taksówką do domu. Z mojego doświadczenia żeby naprawdę sie najeździć, a nie tylko zwiedzać stoki, na tygodniowy wyjazd wystarczy 100-150km DOBRYCH długich tras, czasami nawet mniej.
  13. ALEŻ Z CAŁĄ PEWNOŚCIĄ NASTĘPNYM RAZEM POJADĘ NA WŁASNA RĘKĘ! Tylko że po pierwsze koniec marca to nie jest jeszcze koniec sezonu w tej stacji , o czym świadczą wysokie ceny skipasów (indywidualnie zapłacilibyśmy 210 eur, grupowy 184), z resztą niejednokrotnie jeździłam w kwietniu i było super . Nie pojechałam tam bo akurat było taniej (nie było!) tylko dlatego że znajomi mieli wolne miejsce i chciałam się do nich podczepić. nie mam też pretensji do ośrodka bo we Francji byłam nie raz i znam realia. Wkurza mnie za to instytucja polskiego biura podróży które bierze forse za nic,oszukuje ludzi bo dostaje kolosalne zniżki od managerów rezydencji, którymi nie dzieli się z klientami, organizuje dowóz klientów z kilku niejscowości jednocześnie co trwa wieki i w ogóle idzie na łatwiznę. Pretensję mam o to że wyjazd był naprawdę drogi i przez myśl nie przeszło mi że za taką kase dostanę warunki jak na studenckim wyjeździe do ValThorens 15 lat temu. Gdyby to kosztowało 1000zł to nawet bym nie miauknęła bo dostaje to za co płace. Jestem wkurzona bo dostałam DUŻO MNIEJ. Był to pierwszy raz w życiu kiedy skorzystałam z usług biura podróży- I OSTATNI. Miałam o tym nie wspominać, bo koniec końców facet mnie przeprosił i się pokajał, ale pobyt zaczął się od koszmarnej awantury z rezydentem który nie chciał wydać mi opłaconego wcześniej skipasa, bo coś mu sie nie zgadzało w wyliczeniach i wychodziło że ma o jeden za mało. Gdyby nie rzeczowa interwencja koleżanki która nie jeden remanent w życiu zrobiła to chyba doszłoby do rękoczynów. Sorry ale tego typu historie dyskwalifikują dla mnie to biuro. W biznesie klient ma zawsze rację, a jak sprzedawczyni ma manko na kasie to odpowiada ona a nie klient. Sorry gregory ale tak jest. Może małe specjalistyczne biura są bardziej godne zaufania ale taki moloch jak Rainbow Tours napewno nie.
  14. O matko ,ratunku! fizyka kwantowa! Ja uciekam! Niestety Phoenixy mierzyłam- były za szerokie w kostce, straszenie słabo mi trzymały piętę. Dragony z reszto też- choć faktycznie masz rację że były dużo bardziej pochylone do przodu.
  15. Od początku miałam przeczucie że coś z tym wyjazdem będzie nie tak- i miałam rację. Skusiłam się jednak nie tylko dla towarzystwa (dla którego jak wiemy cygan dał sie powiesić) ale także dlatego że raz juz byłam tam 11 lat temu. Wtedy przyjachałam SAMA własnym autem, spędzając za fajerka ponad 20 godzin i żeby nie zasnąć w kółko słuchałam na cały regulator pedalskiej płyty Savage Garden (pamięta to ktoś jeszcze??). Miejsce jednak tak zachwyciło mnie wówczas swoim pełnym grozy krajobrazem że wracając, jeszcze długi czas we wstecznych lusterkach podziwiałam ośnieżone szczyty. Teraz opcja była z pozoru ekskluzywna: wyjazd organizowało biuro podróży Rainbow Tours, lecieliśmy samolotem do Grenoble, a dalej krótki transfer autokarem do hotelu. Koszt wcale nie mały - ponad 1800 zł za przelot i zakwaterowanie, plus 184 Eur skipas 6-dniowy. Łączenie z niedozownymi zakupami na miejscu (żywność ale bez chodzenia po knajpach) poszło w sumie ok 3000zł. Jak na 6 dniowy wyjazd to naprawdę sporo. Co za to otrzymaliśmy: podróż która netto powinna trwać 2,5+ 1,5h trwała w sumie ponad 10 godzin- od pojawienia sie na lotnisku do dotarcia do hotelu. Niby to i tak połowe krócej niz autem, ale zmęczenie naprawdę niewiele mniejsze. Poziom komfortu lotniska w Grenoble wynosi zero, przyloty odbywają się dosłownie w baraku, maleńką hale odlotów wypełnia zaś zwarty tłum narciarzy i snowboardzistów, tak że z baraku miejsc siedzących masa ludzi koczuje czy poprostu leży na glebie. Bardziej przypomina to ewakuację ofiar kataklizmu niż podróż w cywilizowanych warunkach. Warunki mieszkaniowe Alpes d'Huez w ciągu minionej dekady nie poprawiły się ani na jotę. "Apartament" 4 osobowy to niewielki pokój dzienny z czymś w rodzaju wersalki, i piętrówka w korytarzu bądź wnęce. totalna ciasnota. Prześcieradła i ręczniki trzeba zamnawiać i opłacać oddzielnie, albo wziąć z domu. Oczywiście na koniec trzeba samemy wysprzątać, poczym jakiś murzyn z obsługi przychodzi sprawdzić czy dokładnie umyliśmy kibel i czy zgadza sie ilość widelców w szufladzie. Nie jestem rasistką ale troche to żenujące. Ktoś może powiedzieć: cóż, tanie mięso jedzą psy. Tyle że to mięso nie było wcale tanie. Standard który uchodził w czasach studenckich kiedy naprawdę liczyła się tylko taniość, teraz jest poprostu nie do przyjęcia. Oczywiście nic z tych rzeczy nie zrażało nas w ogóle wobec perspektywy cudownych szusów. Niestety: następnego dnia powitała nas ulewa i marna widoczność. Ambitnie wjechaliśmy na 3000 w nadziei na lepszy śnieg. Nic podobnego. We wnętrzu gęstej chmury i w padającym lepkim sniegu ledwie widać było czubki własnych nart, co w kontekście wielkich gór jest conajmniej stresujące- kiedy za Boga nie wiesz po czym i dokąd jedziesz a w około czają się potencjalne przepaści. W pewnym momencie zastanawiałm się poważnie czy nie należało wezwać kogoś z górskiej służby żeby pomógł nam dostać się na dół. Oczywiście mocno dodatnia temperatura panowała także na tych wysokościach.Tego dnia odkryliśmy też nowy gatunek sniegu który towarzyszył nam przez cały pobyt- a mianowicie SORBET. Kto pił ten wie o czym mowa:) Następne dni były na szczęście lepsze jeśli chodzi o widoczność, natomiast beznadziejne jeśli chodzi o warunki śniegowe, rano przez pierwsze zjazdy bywał lód nierówno lub w ogłóle nie wyratrakowany, koło południa sorbet i wielkie muldy, w niektórych miejscach przecierki i kamienie. ostatniego dnia pogoda uraczyła nas regularną burzą śniegową. Słowem totalny hardcore. Dla prawdziwego sportowca zapewne kaszka z mlekiem, dla biurowego pseudo-narciarza z ambicjami -masakra. Co nie znaczy że Alpe d'Huez jest złą miejscówką. Reklamuje się 240km tras co jest CZĘŚCIOWO prawdą bo wiele z nich przecina we wszystkich kierunkach wielką słabo nachylona polanę wokół której rozłożona jest miescowość. Polanę flankują dwie góry Signal i Signal de l'Home na których dzieje się więcej i mozna juz sobie trochę pojechać (jak jest po czym). nawprost następne piętro stanowią szczyty Clocher de Macle i Petites Russes, oba po 2800 z których więcej jest tras czerwonych i czarnych, niestety wiele z nich było zamkniętych. Wreszcie nad całą panoramą góruje Pic Blanc 3330. Widokowo piękny, ale nijak się ma do przyzwoitych alpejskich lodowców. Najbardziej mrożąca krew w żyłach trasa to słynny Tunel z którego wychodzi się nagle jak na balkon z oberwaną barierką a pod nim kilkanaście pięter w dół. Z kolejki wygląda to dramatycznie- narciarze jak insekty pełzają w dół kurczowo przywierając do zamuldzonej ściany. Iście masochistyczna przyjemność. Drugą możliwością zjechania z Pic Blanc jest słynniejsza jeszcze Sarenne- podobno najdłuższa trasa w Alpach (ponad 18km) poza początkowym wąskim odcinkiem nie tak trudna, końcowe kilka kilometrów to zwykła dojazdówka po płaskim. na tak zwanym lodowcu są tylko dwa mocno wiekowe i niezbyt długie krzesełka- najprzyjemniejsza trasa Herpi ma jednak zaledwie kilometr. Mnie najbardziej podobały się rejony lac balnc, zjazdy do Oz en Oisins i Vaujany a także do Villard - które przy sprzyjających warunkach śniegowych mogłyby być naprawdę fajne. Niestety te miescowości leża juz ponizej Alpe d'huez i warunki także były poniżej (krytyki) . Za pogodę oczywiście trudno winić gospodarzy-za to za słabo przygotowane trasy można a nawet trzeba. Także ze znaczną ilość starych krzesełek walących niemiłosiernie po łydkach i orczyków, a raczej talerzyków na gumach które miotają nieprzyzwyczajonym narciarzem w przód i w tył (trudno mi sobie wyobrazić małe dziecko na takim wyciągu). Irytuje też totalny brak infrastruktury sanitarnej przy wyciągach, nieliczne knajpy na stoku rezerwują sanitariaty dla klientów, niejednokrotnie są one płatne. Wszystko to razem robi naprawdę słabe wrażenie. Co dziwniejsze, mimo nadchodzącego końca sezonu było BARDZO DUŻO ludzi, zdecydowanie więcej niż spotkaniśmy w Austrii w szczycie sezonu. I tu dochdzimy do sedna: Pierwszą połowe lutego spędziliśmy w tym roku w Salzburgerlandzie, a konkretniej w Saalbach i BadGastein. Za 2/3 tych kosztów czyli 4 tyś za osobe za dwa tygodnie (łącznie z drogim dojazdem bo nasze auto dużo pali) mieliśmy pokój z obfitym sniadaniem albo prawdziwy apartament, większy od naszego warszawskiego mieszkania. Gospodyni sprzątała nasz pokój CODZIENNIE , wszędzie było czysto do obłędu. W obu tych stacjach trasy są szerokie, różnorodne, nienagannie przygotowane i wypozażone w nowoczesne wyciągi (tylko raz korzystaliśmy z orczyka i był to normalny przyzwoity T-bar) a do tego wszędzie uprzejma i nienarzucająca sie obsługa. Dojazd zajął nam porównywalną ilość czasu (wyjeżdżając rano z Warszawy damy radę byc na miejscu wczesnym wieczorem) a do tego mamy kolosalny komfort dysponowania własnym transportem na miescu. Same plusy? W zasadzie tak. SORRY FRANCE. Nie warto. Naprawdę nie warto.
  16. Ależ Tadziu, jak ja mogę się gniewać na kogoś kto mówi mi PRAWDĘ w oczy? naprawdę jestem ogromnie wdzięczna za Twoje opinie i palę sie ze wstydu że zrobiłam z siebie histeryczkę przed całym forum. Tak, rzeczywiście w swojej naiwności spodziewałam się CUDU , zwałaszcza że cena sprzętu zdawała się to sugerować A na wszelki wypadek, jako że niestety nie mam bladego pojęcia o tuningowaniu sprzętu, powiedz mi proszę co to są za podkładki o których wspominasz: czy to jest coś co kupuje się w sklepie, czy trzeba zrobić samemu (jak) i w ogóle o co dokładnie biega. Wybacz, poza wszystkim naprawdę jestem blondynką
  17. A masz moze linka do tego artykułu Lobo na temat ramp angle? W dalszym ciągu nie bardzo wiem o co biega:o
  18. Potwierdzam, nikt mnie na drogi sprzęt nie namawiał, zwłaszcza że ta cena i tak kompletnie nie grała roli- jak coś się kupuje raz na 10 lat to naprawdę parę stówek w jedną czy drugą jest zaniedbywalne. To prawda że nie sprzęt czyni z nas dobrych narciarzy, ale z drugiej strony ja swoim nartom Salomonom zawdzięczam to że ODWAŻYŁAM SIĘ zjechać z paru fajnych gór tak naprawdę nie mając wystarczających umiejętności- to było coś takiego że kiedy je przypięłam pierwszy raz to nagle ja i sprzęt to było jedno, łatwość z jaką ten cały układ pracował była zaskakująca w porównaniu do poprzednich konfiguracji. Tym razem z tymi nowymi butami tak nie jest. Problem polega na tym że żadne opisy , charakterystyki, opinie na forum nie zastąpia indywidualnego wrażenia. Z nartami poszło mi łatwiej: też miałam deski upatrzone dzięki różnym opiniom i publikacjom , ale już po dwóch godzinach testów wiedziałam że nie są dla mnie. Świetne narty, wspaniałe, i owszem zjechałam na nich parę razy nie robiąc sobie krzywdy ale z jakichś względów ze mną nie współgrały, nie miałam frajdy. Z tymi butami może być podobnie, tyle że już je kupiłam i używałam przez tydzień. Zdania uczonych są podzielone: lobby miłośników twardego buta, mistrzowie dobrej techniki, zwolennicy sensownej eksploatacji kolan- każdy mówi co innego. Cała ta internetowa wiedza dotycząca prawidłowego mierzenia i dopasowywania w domu nie uchroniła mnie przed tym że już po pierwszym zjeździe jęknęłam "o matko, to nie o to chodziło". Nie wiem, może powinnam była mierzyć je na balkonie przy -18? najgorzej że z całej tej przygody nie umiem wyciągnąć sensownych wniosków, gdybym miała wymienić te buty na inne to nie mam pojęcia na jakie- bo w sklepie czy w domu tego nie wychwycę, a na stoku będzie za późno.Czy wymiana modelu 115 na 105 czy 85 coś da zważywszy że niższe modele mają mniej dopasowaną wkładkę? Może się okazać że zamienił stryjek siekierke na kijek. Buty wygodne od niewygodnych odróżni każdy, tu nie trzeba żadnej filozofii (chyba że jest się skończonym masochistą i kupuje sie buty Lange) natomiast odróżnić odpowiednie od nieodpowiednich to juz wiedza tajemną której za grosz nie posiadłam. Nawet opisać tego problemu za bardzo nie potrafię bo nie znam fachowego języka. w warunkach domowych, tak jak pisałam, Nordici nie wydawały się dużo twardsze od starych Technic, pochylenie też miały podobne, mogłam sie oprzeć na językach i noga mi nie leciała zanadto do przodu (wiele innych butów np. Technica dragon miały to pochylenie od razu głębsze i te wydawały mi sie mniej wygodne, bo moja noga nie chce się zgiąć tak daleko do przodu w stawie skokowym). Natomiast w warunkach polowych stare dalej były zbliżonej twardości i łatwiej poddawały się ugięciu do przodu, natomiast nowe kompletnie nie. Oczywiście TO NIE JEST WINA SPRZĘTU. Mam natomiast podejrzenie że przez ostatnie 10 lat oficjalnie obowiązująca technika jazdy mogła na tyle ulec zmianie że nowe produkty są dostosowane do zupełnie innego stylu jazdy niż mój. Poprzednie buty kupowałam z wiedzą mniejszą niz obecnie: wiedziałam tylko ze mają być Technici, damskie, jaknajwyższy model. W sklepie najlepsze mieli innotec 7x , ja następnego dnia jechałam do Cervini, stare buty po operacji scięgna achillesa mi sie nie dopinały, więc zasadniczo nie miałam wyboru i zakup trwał 10 minut. Niemniej jakimś cudem okazały się całkiem dobre (choć trochę za duże- co z resztą zaczęło mi przeszkadzać dopiero po paru latach jak się kompletnie rozklepały) Tym razem poświęciłam dużo więcej czasu na research, ale efekt okazał się gorszy, może więc te wszystkie magiczne metody doboru są poprostu niedoskonałe. Jak głupia łażę teraz w tych butach po mieszkaniu (ku rozpaczy sąsiadów z dołu) tudzież wykonuję głębokie przysiady przed lustrem i wszystko wydaje się OK... ale... I na rozwiązanie tego ALE przyjdzie mi czekać całe lato, chyba że nie wytrzymam nerwowo, wsiądę w samochód i pojadę na Tux
  19. no niestety zgadłeś: poprostu zakatowałam się na śmierć w myśl zasady zapłacone-zjedzone. Wychodziłam na pierwszy wyciąg a wracałam jak już zamykali górę. Muszę naprawdę skończyć wreszcie z takim podejściem! Ale jak tu odpoczywać jak człowiek podejmie taki kolosalny trud logistyczny żeby w ogóle sie w te góry dostać poczym ma tylko 6 dni na jazdę? zachłanność to jest niestety grzech ciężki A jak to sprawdzić, czy to jest gdześ napisane w instrukcji... a w ogóle co to takiego? Oczywiącie to była moja pierwsza myśl,zapewniam, ale mąż mi zrobił wykład na temat jak lepszy sprzęt poprawia nam styl jazdy, no ii w ogóle nie chciał o tym słyszeć- łatwo mu mówić bo jeździ za przeproszeniam na parapecie:) mało tego wygłosił nawet śmiałą teorię z fizyki ciała stałego że im krótsza narta tym but może być mniej pochylony. Ma rację??? Ja jakoś nie widzę związku.
  20. ŚWIĘTA RACJA. dzięki za głos rozsądku. Sama sobie jestem winna i teraz się bdę męczyć przez najbliższe n sezonów
  21. kto ci wmowil ze nordica i tecnica to te same buty???????[/QUOTE] no właśnie ten pan u którego kupowałam tak powiedzaił to znaczy nie że to jest ta sama firma tylko jeden koncern. Nie miało to oczywiście wielkiego znaczenia przy wyborze , ale przyjęłam że jedne i drugie są porównywalne jeśli chodzi o jakość. Oczywiście zaczęłam od Technici do której juz jestem przyzwyczajona i w ogóle jestem fanką tej marki, ale Attiva Dragon 90 ultrafit- czyli jeden z wyższych damskich modeli mnie nie zachwycił jeśli chodzi o trzymanie pięty. Całkiem przypadkowo zmierzyłam wówczas Nordici ale inne niż ostatecznie kupiłam bo o ile pamiętam to były Sportmachine 85- i bardzo mile sie zaskoczyłam. Nie miałam wtedy czasu drążyć tematu bo wracaliśmy juz do Polski. skąd się wziłęy wobec tego Speedmachine? Po przeczytaniu instrukcji doboru butów na tym forum zaczęłam szukać takich które trzymają nogę "jak solidny uścisk dłoni" - no i to by się zgadzało:) mam taki problem z butami w ogóle że chociaż na pierwszy rzut oka nie mam jakiejś nienormalnie wąskiej stopy, ale pod wpływem całodziennej jazdy ona mi się jakoś tak "ubija" i jest NAPRAWDĘ cienka pod koniec dnia (mimo że sprawiam wrażenie raczej DUŻEJ baby ale tak naprawdę jestem drobnokoścista, jeszcze niedawno ważyłam ok 60kg ). Rano jak wkładam but to zapinam na jaknajlżej, a pod koniec dnia mam już prawie na maxa. Tu jest jeszcze taki problem w tych butach że nie można zapiąć tylko 3 klamry mocno a pozostałych słabiej bo się rozpinają w czasie jazdy- wszystkie muszą byc prawie jednakowo dopięte.
  22. Jeżdżę od jakiś 15 sezonów czyli zaczynałam już jako dorosła osoba. Spędzam 2, w porywach 3 tygodnie w Alpach, najchętniej Austriackich. W tym roku najfajniej mi się jeździło w badGastein na czerwonych trasach: dobre średnie nachylenie, nie za płasko ale też nie jakaś ścianka i szeroko. No i oczywiście idealny śnieg w który narty wchodziły jak w masełko. Nie bez frajdy zjechałam też z kilku czarnych ścianek ale znowu były to trasy szerokie twarde ale nie oblodzone, i miałam na nogach nowiutki (pozyczony) ostry sprzęt na którym nie bałam się wypuścić. Ostatnio we Francji oczywiście narzekałam na bardzo ciepłą pogodę i rozmoczony śnieg, ale prawda jest taka że dopóki nie było muld to na swoich długich allroundowych nartach spokojnie sobie radziłam, one w tym sorbecie poprostu płynęły. Jeśli opanuję strach przed kontuzją to niejednokrotnie udaje mi sie jechać całkiem szybko i mam z tego wielką frajdę.
  23. Wydaje mi się że forum narciarskie jest świetnym, ale jednak NIEIDEALNYM medium doradczym- gdyby ktokolwiek z uczonych zweryfikował mnie w realu napewno opinie byłyby bardziej miarodajne. Po pierwsze na moją prośbę o pomoc w doborze sprzętu odpowiadali prawie wyłacznie faceci- oceniając podświadomie według swojej skali , zwłaszcza że paramertami jestem zbliżona do sredniej wielkości faceta- tyle że wagą i wzrostem a niekoniecznie siłą. jeśli chodzi o błędną ocenę umiejętności to naprawdę trudno mi powiedzieć, bo jak czytam te złote 10 poziomów forum to jak nic wychodzi mi 7, ale ponieważ nie raz już w swojej karierze zaliczyłam kontuzję, ponadrywane różne tam przyczepy i prawe kolano mam w fatalnym stanie to poprostu zwyczajnie się boję jakichkolwiek trudniejszych warunków- a jak się boję to się zwożę. (czyli potencjał mam ale zablokowany ) Moze nie jeżdżę jakoś super stylowo bo jestem w zasadzie samoukiem, ale z drugiej strony właciwie jaka jest definicja sportowego stylu jazdy? W tym roku w lutym jak testowałam najnowsze Atomici GS D2 w idealnych warunkach to mi się wydawało że prezentowałam z całą pewnością sportowy styl jazdy, chociaż oczywiście nie cały czas carvingowy. I wtedy właśnie po raz pierwszy zaświtała mi myśl że potrzebuję ciut twardszych butów. Te moje stare o ile pamiętam miały twardośc ok 80, to był naonczas topowy model damski z tej serii więc też nie do kompletnej zwózki. te nowe mają 105- nie miałam doświadczenia czy tak różnica jest za duża czy OK. Powiem tak: 10 lat temu wychwalałabym te buty pod niebiosa bo sama byłam w o niebo wyższej formie. Teraz już pod koniec pobytu we Francji kolano tak mnie bolało że miałam problemy z wpięciem narty- tupnięcie czy nawet napięcie mięśni to było jakby mnie ktoś walnał brechą, nie mówiąc o skręcaniu- z resztą wróciłam w sobotę a do teraz mam spuchnięte. Niepokoją mnie więc właściwie dwie rzeczy: że przestawienie się na nowy sprzęt nie zaskutkowało natychmiastowym zwiększeniem skuteczności i przyjemności z jazdy (tak jak na przykład było kiedyś ze zmianą "ołówków" na carvingi) oraz że nowe twardsze buty znacząco zwiększają obciążenie kolan. Pojawia się pytanie czy twarde sportowe buty mają naturalnie dłuższy okres adaptacyjny i za jakiś czas sie do nich przyzwyczaję czy też występuje realne niebezpieczeństwo że zrobię sobie krzywdę (typu skręcenie kolana)?
  24. No niestety nie mają regulacji pochylenia, tylko twardości. Poprzednie moje Technici miały- ale w nich jeździłam na pozycji twardsze/mniej pochylone więc myślałam że tak jest dla mnie optymalnie. Z resztą zaufałam firmie ( Nordica i Technica to ten sam koncern) byłam pewna że jak taka marka wypuszcza topowy model to jest on naprawdę przemyślany i dopracowany czyli że tak właśnie mają wyglądać wzorcowe buty.
  25. No własnie, ja w ogóle nie miałam zamiaru kupować aż tak twardych butów, ale uległam namowom sprzedawcy, skądinąd bardzo kompetentnego i uprzejmego pana który wyjaśnił mi że wyższy=twardszy model będzie bardziej dopasowany. Jest to prawdopodobnie prawda, niemniej różnica twardości między modelem oczko niższym 95-85 a tym najwyższym 115-105 jakkolwiek w sklepie niezauważalna, na stoku prawdopodobnie byłaby kluczowa. Naprawdę jestem w kropce bo bardzo dużo osób mi odradza wymianę i wogóle zachwycają sie tymi butami, ale ja ich kompletnie nie "czuję". Są wygodne w sensie że nie piją, ale to ze sie prawie w ogóle nie uginaja do przodu sprawia że jazda nie staje się bardziej precyzyjna. Z drugiej strony jak przymierzałam model hot rod 90 to tam z kolei miałam wrażenie że noga mi leci do przodu, ze nie mam bezpiecznego oparcia na językach (oczywiście przy mierzeniu w sklepie, może na nachylonym stoku to odczucie byłoby całkiem inne) Okazuje się że dobór butów to BARDZO trudna sprawa, chyba gorsza nawet niż dobór nart: narty weźmiesz do testowania, zjedziesz raz i wszystko wiesz, a tu możesz co najwyżej potuptać po mieszkaniu - a na stoku i tak wyjdzie co innego. załamka:(
×
×
  • Dodaj nową pozycję...