Ktoś tutaj kiedyś napisał (chyba Mitek), że dobry narciarz powinien umieć dostosowywać technikę do warunków itp. Myślę, że można to też odnieść do obciążania nart. Jeżeli jadę krótkim skrętem, znacznie bardziej mam obciążoną nartę zewnętrzną - w moim odczuciu psycho-fizycznym jest to bardziej naturalne gdyż: podpowiada mi to moja przysadka mózgowa, tak mi jest zwyczajnie wygodniej, a dodatkowo korzystniejszy jest układ sił i bardziej efektywne równoważenie odśrodkowej. Im bardziej skręt się rozciąga, tym obciążenie nart staje się bardziej równomierne (ale wciąż akcent na zewnętrzną) - mniejsza siła odśrodkowa, środek ciężkości przesuwa się w stronę nart. Jadąc na krechę powinno być właściwie 50/50. Jeśli trzeba, to pojadę i na wewnętrznej, ale jak nie muszę, to po co, chyba że for fun. Rozstaw stóp to znowu kwestia warunków, sposobu w jaki chcę jechać itp.
Pamiętam, że jak stawiałem pierwsze kroki na nartach, przyszedł czas zamiany pługu - tu inicjujesz skręt nartą zewnętrzną (górną jak ktoś jeszcze jedzie prostopadle do stoku) - na jazdę równoległą. Na początek instruktor powtarzał "dostawiaj, dostawiaj" - chodziło o dostawienie wewnętrznej narty do zewnętrznej - początkowo w końcowej fazie skrętu, a później już "samo" wychodziło. Żeby takie dostawianie zrobić, trzeba było mieć mniej obciążoną nartę zewnętrzną - co samo z siebie wynikało, jeżeli skręt był inicjowany pługiem. Dzisiaj nie mam problemów z tym, aby będąc w zakręcie choćby unieść w górę nartę wewnętrzną i pojechać tylko na zewnętrznej.
Użytkownik jark edytował ten post 23 kwiecień 2014 - 19:57