BigMonster
Members-
Liczba zawartości
138 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Zawartość dodana przez BigMonster
-
Z powodu ograniczeń w kosztach, kupuje po kawałku, na razie zbieram na łopatę...
-
Witam Byliśmy wcześniej dwukrotnie w Innsbrucku. Tym razem zabieramy z sobą dzieci. Nocujemy w samym Innsbrucku a jeździmy na Stubai. Zastanawialiśmy się wcześniej, czy nie jechać w inne miejsce, jednak infrastruktura daje wiele możliwości i jedziemy tam znowu. Minusem jest niestety cena, jednak ferie są tylko raz w roku. Ćwiczymy teraz z dziećmi w Szczęśliwicach, żeby na ferie forma była urobiona. Jestem spokojny o to, że tam dzieci nie będą znudzone. Pozdrawiam Adam
-
Witam Gadałem wczoraj z Jarkiem na skype. Dogadaliśmy sprawę. Załatwia już mieszkanie na nasz termin. Jeśli będziecie na Stubai lub w okolicach w tym samym terminie, chętnie uścisnę dłoń w podzięce... Pozdrawiam Adam
-
Akurat w innym terminie ma ferie Zośka a w innym Tomek. Wybrałem termin, kiedy i tak jedno z nich opuści zajęcia w szkole. Wojtek na szczęście chodzi jeszcze do przedszkola. Nie ma na to złotego środka.
-
Nie bardzo kumam o co chodzi. Z tego co Jarek do mnie pisał, nie będę jego pierwszym klientem. Nie tyle ja, co moje pociechy. Czy ma jakieś znaczenie, czy instruktor jest polskojęzyczny czy to jakiś innowierca? Na szlifowanie osłuchanie z językiem mają jeszcze chyba czas a chciałbym się koncentrować raczej na tym, co się ewentualnie będzie działo na stoku. Jak byłem tam ostatnio, to widziałem kilka grup, w których językiem urzędowym był j. polski. Dzieciaki śmigały gęsiego i nie tylko, aż miło popatrzeć. Moim zdaniem liczy się dobra zabawa przede wszystkim, bo dzieci łatwo jest zniechęcić byle drobiazgiem. Jak zaczynała się nauka Tomka, czy Zośki, przewinęło się kilka osób i widziałem tą różnice, kiedy z niektórych lekcji dziecko zjeżdża z bananem na buzi, bez względu na czas i pogodę a czasem tylko czeka na koniec, bo ma dość. Chcemy przed wyjazdem zaliczyć kilka razy Szczęśliwice. Jest tam kilku fajnych młodych chłopaków z super podejściem do dzieci. Właśnie ten pierwszy kontakt i pierwsze chwile na nartach są moim zdaniem decydujące, czy dziecko się pochoruje i narty przysłonią mu świat, czy pozwoli żeby narty pająk oblepił pajęczyną na lata. Pozdrawiam Adam
-
Byłem tam po prostu dwukrotnie i jak mam jechać w ciemno, to wole jechać w miejsce, które znam i wiem, że i dla dzieci i dla mnie będzie gdzie sie ujechać. Obawiam sie właśnie tylko pogody, żeby tym nie zrazić dzieci, bo sam na pewno jestem nieustraszony Pozdrawiam Adam
-
Styczeń, bo wtedy sa ferie. Zoska i Tomek chodzą już do szkoły i trzeba trzymać się już niestety harmonogramu. Skończyły sie wypady, jak mi pasowało... Pozdrawiam Adam
-
Witam Wybieramy sie od 17 stycznia na tydzień do Innsbrucku z rodzinką. Byłem tam wcześniej dwukrotnie, jednak z dziećmi jedziemy tam pierwszy raz. Planujemy jeździć na Stubai, gdyż Axamer jest dla nas razem zbyt trudne. Szukam namiarów na poskojęzycznych instruktorów lub szkółek dla dzieci w wieku 4 i 6 lat. Zośka (6 lat) ma za sobą już jeden udany sezon, natomiast Wojtek (4 lata) miał zaledwie jeden raz narty na nogach. 12 letniego Tomka z pewnościa nie będę mógł dogonić na stoku Chętnie może też ktoś doświadczony popracuje z wapnem Będę wdzięczny za jakieś namiary czy sugestie. Pozdrawiam Adam
-
Witam Byłem jakiś czas temu, nawet w gorszej sytuacji niż Pakotomasz, gdyż nie jeździłem wcale na nartach a wpadłem na pomysł, żeby mój 5 letni syn zaczął. Skorzystałem z doświadczonego instruktora, który z powodzeniem by mógł być moim ojcem a sam dobiegam już półwiecza. Młodsza córcia zczynała w Szczęsliwicach, także z instruktorem. Młodym chłopakiem w którym Zosia się zakochała po pierwszej lekcji. Nie wiem, czy mój przypadek to ewenement, myślę że nie. Po prostu miałem fart, trafiając na fajnych ludzi, którzy mi pomogli, nie tylko na stoku ale i tutaj. Wiele się nauczyłem tutaj, za co szczególnie dziękuję Dziadkowi Kuby. Gdybym miał zaczynać z dziećmi jeszcze raz, pewnie bym postąpił tak samo i doskonale rozumiem Pakotomasza. Robi to z pewnością z troski o własne dzieci, nie czując się zbyt pewnie samemu na nartach. Nie twierdzę, że Mazby nie ma racji, pewnie tak, jednak zarówno jak dzieci, tak i instruktorzy bywają różni i wiem z własnego doświadczenia, że zdarzają się wspaniali ludzie z super podejściem do dzieci. Zostają na długo później w ich pamięci, jako wieczny wzorzec do naśladowania, nie tylko jako narciarz ale i jako człowiek. Pozdrawiam zimowo wszystkich ojców i mamy, zaczynających swoją przygodę na nartach razem z dziećmi i trzymam za ich postępy kciuki, licząc na wzajemność Adam
-
Bo w zasadzie przede wszystkim chodzi o dobrą zabawę... Powodzenia, trzymam kciuki! Pozdrawiam
-
Ze względu na notoryczny brak śniegu aktualnie, oczywiście temat aktualny...
-
Zapomniałem o długości, to narty 110 cm.
-
Do tej pory jeździł na nartach z marketu za 200,-. Kupiłem je, bo nie wiedziałem czy zaskoczy. Początki nie były łatwe, co opisywałem wcześniej. Ale niezawodny Dziadek Kuby... Jeżdżąc bez instruktora na krechę płuży. Instruktor na to nie pozwala Jazda na jednej narcie i skręt cięty wprowadził mu w tym sezonie. Lekcje opanowane ale właśnie wspomniał, że lepsze narty by mu pomogły, że powinien mieć coś lepszego, solidniejszego. Obrotów na razie nie ćwiczył. Pozdrawiam
-
Tomek ma 130 cm wzrostu i waży około 26 kg. Jest drobnej budowy, raczej szczupły. Charakter raczej zachowawczy z tendencja jak już pisałem wcześniej do wybryków, jeśli już poczuje się pewnie. Trudno mi ocenić poziom Tomka, gdyż nie jestem ekspertem w tej dziedzinie. Jeśli ktoś zna Zielenieckie stoki to radzi sobie dość dobrze na wszystkich. Nie zraża się bardziej stromymi odcinkami na stoku, nawet jeśli się trafi oblodzone mejsce. Instruktor bardzo go chwalił za postępy w/g ubiegłego roku a raczej nie jest on skory do zbytniego maślenia. Dobra sylwetka, nie kuca już jak w poprzednim sezonie, ładne śmigi, krótkie i długie. To mój syn i nie zawsze moja ocena będzie obiektywna. W mojej ocenie jak na drugi sezon na nartach to jest całkiem dobrze. Pozdrawiam
-
Witam Bardzo trafne spostrzeżenia Karwera. Szczególnie końcówka mi się podoba Mój starszy syn, teraz już 17 latek wiosłuje i jest to jego wielką pasją. Myślę, że przede wszystkim dlatego, że sam ja sobie wybrał, sam się nią zafascynował a ja jestem jedynie jego wielkim kibicem. Żadne trofeum, nawet najwieksze, nie będzie mnie jako rodzica cieszyło, jeśli nie zobaczę u niego w oku tego błysku i uśmiechu zadowolenia z samego siebie, z poczucia własnego spełnienia... Wykurzył nas deszcz wczoraj z Zieleńca, gdzie od poniedziałku z Tomusiem uskutecznialiśmy szeroko pojęte narciarstwo. Tomek (pojutrze skończy 8 lat) tak jak w ubiegłym roku dzien zaczynał od godziny 10 dwugodzinną lekcją z instruktorem. Widać bardzo duże postępy, coraz lepsza sylwetka, technika etc. Ubolewam, że odłożyłem chęć udokumentowania postępów na ostatni dzień i że się to niestety nie udało. Niestety mieszkamy dość daleko od poludniowych stron i wypady na narty nie sa dla nas codziennością a teraz już trzeba to wiązać z zajęciami w szkole a nie tylko z wolnym czasem taty jak to było wcześniej. Tej bliskości gór wielu z was zazdroszczę... Stanąłem przed dylematem zmiany nart, żeby Tomek mógł wykorzystać w pełni to czego się nauczył i zamienić zabawkowe klepki w coś z czego będzie mógł czerpać więcej przyjemności. Będę wdzięczny za każdą sugestię w tym temacie. Bardzo dużo jak zwykle pomógł mi Dziadek Kuby, którego posty są dla mnie bardzo inspirujące i wiele z Jego doświadczeń sam z powodzeniem adaptuję do sytuacji na stoku. W ubiegłym roku dwugodzinną lekcje musieliśmy przerywać gorącą czekoladą. teraz nie było nawet o tym mowy! Jeździliśmy codziennie do około 16, później od 18 już do zamknięcia stoku czyli do 22. W czwartek wjechaliśmy ostatnią gondolą na górę i później zupełnie sami długimi śmigami królowaliśmy na wielkim stoku. Sam mam teraz nogi zaczynające się od uszu a Tomek nic, żadnego zmęczenia, zniechęcenia czy czegokolwiek, co można by odebrać źle. Widzę jak coraz lepiej mu idzie i jak sam potrafi się z tego cieszyć Po lekcjach zabierał się sam za instruktorowanie. Więcej też było skoków, slalomów i różnych innych wygłupów w które starałem się nie ingerować (w miarę rozsądku i poczucia bezpieczeństwa na stoku). Przede wszystkim zabawa i jeszcze raz zabawa. W przyszłym sezonie chcemy zabrać z sobą Zosie. Siostra Tomka będzie miała wtedy niecałe 4 lata. Tomek już wie, że czeka go wielkie wyzwania, postawa starszego brata i osobistego instruktora. Jest z tego dumny i sam nie może się doczekać. Będę musiał jakoś sobie czas zorganizować, żeby zarówno Tomek mógł się wyszaleć i Zosi odpowiednio i powolutku dawkować zajęcia na śniegu. Chce właśnie wzorem Dziadka Kuby spróbować koło domu, jeśli aura pozwoli samo utrzymanie się na nartach, oswojenie z nowym środowiskiem. Jaki będzie efekt, zobaczymy. "To będzie mój sport" usłyszałem nieoczekiwanie podczas jazdy wyciągiem na stok pewnego dnia. Cieszę się, że udało mi się chłopca zarazić odrobinę tym, co jak się okazuje daje jemu wielką frajdę. Pozdrawiam
-
Witam Na przykład "Zabawy na stoku czyli jak uczyć dzieci jeździć na nartach." Krzysztof Makowski i Wojciech Sakłak Pozdrawiam
-
[quote name='ssanchez']Oglądając filmik BigMonstera, można wysnuć wniosek że synek zaczyna doganiać tatę w technice jazdy. Muszę przyznać, że to Tomek uczył się jazdy na nartach a ja nauk takich nie pobierałem. Utrzymuję się jakoś na deskach i to wszystko. Czyli to nie on dogania mnie a coraz bardziej powiększa się różnica w umiejętnościach in plus dla Tomka! Zdaję sobie sprawę, że za chwilę odjedzie mi w sina dal albo wtedy to on będzie dla mnie instruktorem Pisałem o tym wcześniej, jakie miałem problemy na początku i na ile pomógł mi zdalnie Dziadek Kuby, za co jeszcze raz wielkie dla Niego podziękowania. Nadal traktuję narty Tomka jak zabawę. Jak chce to jeździ, jeśli czuje się zmęczony, robimy przerwę na gorącą czekoladę i za chwilkę jedziemy dalej. Zależy mi na tym, żeby sam chciał jeździć, sam poczuł jaka to przyjemność i wielką radość mi sprawia widok jego uśmiechniętej buzi na stoku, kiedy pokrzykuje na mnie jako instruktor Jak do tej pory, wybierałem dla niego instruktorów, których sam akceptował. To była dla mnie podstawa. Nie widzę możliwości, żeby uczył go ktoś, kto nie jest świadomy tego, że przede wszystkim musi być dla chłopaka kumplem na stoku a przy okazji instruktorem. Takie relację prowadzą do znacznie lepszego zrozumienia i nie tracimy wtedy tej podstawowej rzeczy, dla jakiej znajdujemy się na stoku, czyli zabawy! Staram się robić w ten sposób, że wyjście na stok to jakieś dwie godzinki lekcji, oczywiście w tempie i atmosferze jaką Tomek sam wybiera a później jeździmy sobie i wygłupiamy się razem. Na lekcjach oczywiście obowiązuje jakaś umowna dyscyplina, nie mnie podstawą jest nauka przez zabawę a nie nauka dla samej nauki. Pozdrawiam BigMonster
-
Witam Czytam regularnie od pewnego czasu perypetie jakie każdy miał lub ma z dziećmi. Swoje kłopoty przy początkach zabawy z nartami mojego Tomusia opisywałem już wcześniej. Na szczęście po radach Dziadka Kuby dylemat znikł i teraz się oboje z niego z Tomkiem śmiejemy. Byliśmy niedawno na nartach w Zieleńcu. Pogoda nam dopisała i mieliśmy całe dnie dla siebie. Po śniadaniu dwie godziny lekcji Tomka z instruktorem, później basen. Obawiałem się nowego instruktora przed wyjazdem ale Panowie Łukasz i Bartek ze szkółki Szarotka spisali sie wyśmienicie i Tomek ich bardzo polubił. W drodze z basenu obiad i od popołudnia do późnego wieczora na stoku ale już tylko sami. Wieczorna jazda to już była prawdziwa zabawa. Do Tomka nie mówiłem inaczej jak Panie Instruktorze (narty założyłem w tym roku tylko dlatego, żeby jego samego zachęcić i nigdy nie jeździłem z instruktorem). Dzieciak miał niebywałą frajdę w pokazywaniu mi tego co powinienem albo jak powinienem robić lub pokrzykiwaniu na mnie z daleka . Oczywiście nie obyło sie bez popisywania, czego się nowego nauczył albo jak to już mu dobrze idzie. Mieliśmy także wiele okazji dla pokazania małemu właśnie jak należy zachować się na stoku, zarówno w kolejce do wyciągu, na trasie czy w chwilach, kiedy komuś należy pomóc. Cieszę się, że jest więcej osób, które tak jak i my z Tomkiem, przywiązują do tego dużą wagę a martwi mnie to, że bardzo, bardzo często musiałem mu tłumaczyć, dlaczego dorośli zachowują się tak jak się zachowują. Cały sezon mógłbym opisać słowami Dziadka Kuby, który doskonale zna widzę psychikę takich brzdąców i doskonale zdaje sobie sprawę jak łatwo dziecko zrazić do nart zamiast nimi zarazić. Nie mam takiego doświadczenia narciarskiego i tego żałuję ale staram się właśnie, żeby przede wszystkim dziecko czuło się wspaniale a reszta to tylko dodatki tła. Tomek decyduje kiedy skończyć lekcję albo kiedy robimy krótki odpoczynek na gorącą czekoladę i przekonałem się, że nie ma co z tym walczyć bo skutki są odwrotne od zamierzonych. Sam wybierał sobie trasy, na których nasze drogi się przecinały, sam decydował czy mam jechać za czy przed nim. Jego ta decyzyjność bawi a przecież o zabawę przede wszystkim tutaj chodzi. Nie wiem jak powinna wyglądać postawa na nartach dziecka 5 czy 7-letniego bo sam jeżdżę jak potłuczony ale frajde mam taką samą jak Tomek bo razem miło spędzamy czas. Jemu nauka przychodzi o wiele szybciej bo jest młody i pod okiem instruktora wszystko można poprawić. Widzę jak poprawa jakiegokolwiek elementu i efekty które sam zauważa dają mu wiele radości, jak sam widzi swoje postępy i potrafi się sam nimi cieszyć. Oczywiście nie wszystko jest takie różowe i czasem zdarza się "magazyn zgryz". To niestety dziecko i wiele rzeczy należy czasem przemilczeć lub nie. Dla mnie największą nagrodą za kilka dni spędzone razem na stoku jest ostatnia scena z filmiku z uśmiechniętą buzią mojego syna. Filmiki postaram się dołączyć. Proszę nie zwracać uwagi w tle na moje pokraczne próby bezupadkowej jazdy a skupić się na zawodniku w niebieskim kombinezonie. Wszelkie uwagi mniej lub bardziej doświadczonych mile widziane. Pozdrawiam wszystkich z Dziadkiem Kuby na czele. Adam http://w561.wrzuta.p...QgaTrY/dscn0293
-
Zapytałem o te narty przed wyjazdem do Zieleńca. Wróciłem właśnie wczoraj i faktycznie sprzęt sprawował się rewelacyjnie. Faktycznie na ostrzejszych zakrętach trzeba uważać, żeby bardziej sie wcinać w stok, gdyż można łatwo wylecieć, jednak jazda na tych nartach daje niesamowite wrażenia i frajdę. Mamy na nich dużą swobodę ale też i ucza pokory w chwilach, kiedy coś innego odwróci naszą uwagę. Wiązania bardzo bezpieczne, niestety miałem okazję wypróbować, podczas chwili nieuwagi przy zjeździe na ściankę. Nawet nie poczułem momentu wypięcia ani najmniejszego szarpnięcia. Wiązania puszczają w bardzo mało inwazyjny sposób. Dziękuje i pozdrawiam
-
Witam wszystkich. Czy może ktoś z Was pomykał na takich deskach? Szukałem i nigdzie nie mogę znaleźć nic oprócz enigmatycznych opisów. Może ktoś jeździ lub jeździł na takich nartach? Pozdrawiam
-
Gratuluje sukcesu bo z 3.5 letnim dzieckiem to z pewnością nie jest takie proste, chociaz wbrew pozorom czasem może pójśc łatwiej bo z reguły taki malec ma mniejsze opory do czegokolwiek. Próbowałem tez systemu, jeden pomaga na dole a jeden u góry ale nic to nie dawało. Pomógł zdecydowanie orczyk ze skrzyżowanych kijków w czasie podchodzenia od parkingu do stoku (za cenną rada Dziadka Kuby) i tak jak mówisz, motywacja. Wczoraj Tomek sam całe 2,5 h sam wjeżdżał na górę i nawet dwukrotny upadek na dole i wyczepienie sie narty raz na górze (wyciąg nie jest najlepiej zadbany niestety) nie zniechęciły go do dalszej jazdy. Wspominał nawet, że go ręce bola ale był twardy ( zupełnie jak jego tato ). Myslę, że najgorsze mamy juz za sobą i teraz spokojnie możemy się skupić tylko i wyłacznie na doskonaleniu techniki i zabawie. Pozdrawiam
-
Trudno uwierzyć patrząc na filmiki zapodane przez skimanna. Nie widziałem tak małego dziecka, tak smigającego na nartkach. Dzisiaj za to miałem okazję popatrzec na pierwszą lekcję dziewczynki, która miała 4 lata i 3 misiące. Oczom nie wierzyłem. Uczył ją ten sam instruktor z którym sam stawiałem pierwsze kroki z klepkami na nogach. Najfajniejsze jest to, że takie małe dziecko radziło sobie 11 razy lepiej ode mnie a jestem od niej jedeneście razy starszy Jak mamy nie zdobywać medali!!! dziecko fantastycznie wyczuwało swojego nauczyciela. Rodzice sobie zjeżdżali a mała z instruktorem twarz w twarz usmiechnięta od ucha do ucha zjeżdżała jak nic od samej góry. Miło było popatrzeć. Z moim Tomkiem jest tak jak mówi fantom, jak nie chce podjechać a ja nie chce czekać to też podchodzi sam i zjeżdża. Cały czas mam wrażenie, że jest to wina kilku niepowodzen z tależykiem. Na szczęście idzie ku lepszemu i mam nadzieję, że za dwa trzy dni z radością Wam oznajmię, że Tomek z przypiętym karnetem jeździ zarówno z górki jak i pod nią. Pozdrawiam
-
Mega piwo dla Dziadka Kuby stawiam przy mojej najbliższej wizycie w Wadowicach! Nie musiałem się wcale nabiegać w buciorach. Od parkingu mamy na stok jakieś około 150-200 metrów i robiłem za orczyk może góra 50. Zaczął od jazdy na kolanku kilka razy a później kilka już samodzielnych. Później były dwa spalone i znowu na kolanku. Myślę, że orczyk i moje z Tomkiem rozmowy dały swój rezultat. Nie chcę go do niczego zmuszać, chce to jedzie na kolanku ale dyskretnie dopingujemy go do samodzielnej jazdy. Największą nagrodę sam sobie zafundował bo bardzo ładnie mu dzisiaj szło. Jest daleko przede mną w postępach. Na dodatek dostał dzisiaj smycz z klipsem na karnety, żeby mógł sam podjeżdżać pod wyciąg. Wogóle chyba ta odrobina samodzielności musiała go mocno podbudować bo miał wyjątkowo dobry nastrój i bardzo był sam z siebie zadowolony. Jutro kolejna lekcja od 15 do 17. Zobaczymy jak pójdzie jutro. Na stok podjedziemy jak dzisiaj orczyko-tatą a później zobaczymy. Jeszcze raz wielkie dzięki. Mini fotoreportaż z dzisiaj postaram się wkleić. Pozdrawiam Załączone miniatury
-
Próbowałem i wzjadów na ambicję i juz sam nie wiem czego. Odbyliśmy "męską" rozmowe wracając dzisiaj do domu. Spróbuję też jeszcze jutro wersji Dziadka Kuby i porobie troche za orczyk. Jakoś musze sobie z tym dac rade i spróbuję każdej sensownej wersji. Z rowerem kiedyś było podobnie... Nie wiem który z nas jest bardziej zdeterminowany Dodam jeszcze Fantomie, że nawet nowy ekwipunek nie zadziałał. Pierwsze kroki robił na wypożyczanym sprzęcie. Poczekałem aż zaskoczy. Jak zaskoczył, dokupiłem to i owo (widać na zdjęciu). W czasie pierwszego występu po nowemu, wyszła blokada wyciągowa, mimo, że wcześniej jechał chyba z 30 razy, na kolanku co prawda ale jechał. Teraz wogóle nie ma mowy o wjeżdżaniu. Załączone miniatury
-
Dla dziecka jest frustrujące i męczące podchodzenie. Trzeba było widzieć jego minę, jak dojeżdżaliśmy do wyciągu. Najciekawsze jest to, że dopiero przy samym wyciągu się rozmyślił. Spokojny podjechałem po karnety po rozgrzewce, wracam a tutaj mur nie do przejścia i trzeba było odtrąbic odwrót. Chyba tak zrobię jak radzisz, jakis orczyk albo imitacja talerzyka i spróbuję sam go pociągnąć, może to da rezultat. Myślę, że to dobry pomysł, żeby spróbowac samemu robić za raczyk Pozdrawiam