Skocz do zawartości

faf500

Members
  • Liczba zawartości

    773
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez faf500

  1. Dzień 44 - Kasprowy Wierch (PL) Bo raz w roku wypada.... ...być na ŚGNP. Albo nawet i dwa razy, ale wiatr storpedował plany i dziś pocałowałem klamkę :] Oj coraz bardziej zieleń atakuje, ale póki jeszcze Gąsienicowa działa, trzeba korzystać i robić po raz pińcetny te same, klasyczne ujęcia
  2. faf500

    Białe Szaleństwo

    Już druga strona, więc można oftopować... Jako anegdotę/żenujący żart prowadzącego, można zadawać pytanie: "Dlaczego niedźwiedzie polarne nie żywią się pingwinami?" - mało kto od razu zajarzy
  3. W poprzednim sezonie dużo jeździłem i zdarzały się takie dni, że jeździło się tak trochę na siłę. Więc postanowiłem ograniczyć jeżdżenie do fajnych miejsc, żeby nie mieć przesytu... ale nie całkiem się udało - miejsca są fajne, ale jest ich jeszcze więcej Dzień 43 - Espace Killy (FR) Szkoda, że Państwo tego nie widzą.... Na poprzednim wyjeździe pochwaliłem służby meteo, chyba za wcześnie. Teraz mylą się raz za razem... tyle dobrze, że wróżą gorzej niż się okazuje w rzeczywistości. Dzisiaj miało się spieprzyć - i rzeczywiście rano bardzo niechętnie wstawało się z łóżka widząc mgłę za oknem. No, ale na pierwszego "kreta" jednak trzeba się zebrać, skoro jest brzydko, to przynajmniej mniejsze kolejki będą do wyjazdu na samą górę. Po wyjeździe z tunelu mała konsternacja: świeci słońce a pod nami szczelna warstwa chmur! Ci, co pozostali w łóżku nie wiedzą, co tracą Oczywiście gorzej, gdy zjedzie się poniżej lodowca - tam kompletne mleko. Żeby nie jeździć w kółko w jednym miejscu, pojechałem jeszcze na drugi koniec regionu - na lodowiec w Val d'Isere. Po drodze jazda na pamięć i po omacku. Na miejscu nadal ładna pogoda, wytrzymało do 14. ... a potem zaczęło sypać. I tym optymistycznym akcentem...
  4. Dzień 42 - Espace Killy (FR) Wiosenne nartowanie DeLuxe W normalnej sytuacji, w takich okolicznościach przyrody (w końcu lampa), darowałbym sobie pisanie i wrzucił tylko zdjęcia... ...to jest normalna sytuacja
  5. Dzień 41 - Espace Killy (FR) Ciężka orka W końcu przestało wiać. Ale niestety noc bez mrozu, a jeszcze dopadało mokrego śniegu, więc jest bardzo tępo i ciężko. No, ale przecież nie jedzie się tu dla odpoczynku.... W końcu ruszyła kolejka na 3500m i można tam uskutecznić mały off-pist. Bardzo ciepło i lawiniasto, zjazdy z Bellevarde'a do centrum Val zamknięte już wczesnym popołudniem. Na trasie PŚ muldy giganty W temacie ciekawych wyciągów, zapomniałem wcześniej wspomnieć o kanapie łączącej sektor Solaise w Val d'Isere z częścią lodowcową. Wyciąg wyjeżdża na grań po czym od razu zjeżdża, przelot nad najwyższym punktem jest szczególnie za pierwszym razem bardzo emocjonujący. Dzisiejsza jazda, to raz chmura, raz słońce... Jak wspomniałem, lawiniasto jest... Ale i całkiem ładnie się robi momentami... Na koniec dnia jeszcze wyjazd turbo dżdżownicą na lodowiec i zjazd główną trasą do bazy. cdn.
  6. Dzień 40 - Espace Killy (FR) Pod psem - cd. Bleee... tak najlepiej podsumować ten dzień. Od rana test nieprzemakalności odzieży. Na dole pada deszcz, wyżej śnieg. Najszybciej zrobiło się niekomfortowo w rękawiczkach (skórzano-goreteksowe). Spodnie nieco później zaczęły wymiękać, kurtka z no-name'ową membraną (20/50) wytrzymała do momentu aż opady zluzowały. Śnieg mokry i ciężki. Widoków dziś brak, to tylko wstawię dwie gwiazdy wśród tutejszych wyciągów Kret "Przebiśnieg" vel zmutowana dżdżownica na sterydach :> Mega szybka i wydajna kolejka startująca z Tignes - Val Claret (2100m), w 7 minut wywożąca na lodowiec Grande Motte (3030m) Kret "Funival" w Val, kursujący z La Daille (1785m) na Rocher de Bellevarde (2700m)
  7. Obiecałem sobie przed sezonem mniej jeździć, ale konkretniej... nie do końca się udało Dzień 39 - Espace Killy (FR) Brr zimno... uff gorąco... Ze zdziwieniem wyjrzałem rano za okno. Miało być znowu paskudnie, a nie było. Nadal wiało, ale coś było widać, nawet fragmenty nieba zaczęły się pojawiać. Albo się rypnęli w prognozie, albo moje rozumienie francuskiego jest na niższym poziomie niż myślałem Dziś tylko Tignes, z dużym naciskiem na okolice lodowca. Nadal nieczynna kolejka na "Wielką Mottę", więc dużo jeżdżenia wzdłuż kreta "Przebiśnieg". W następnym odcinku może będzie kilka słów na temat tego cuda, bo zasługuje... W górnych partiach pochmurnie, ale widoczność dobra. Zimno, wietrznie... W centralnej części Tignes więcej wypogodzeń, ale i dużo bardziej męczący, ciężki śnieg. Pojechałem jeszcze z Aiguille Percee na sam dół, do Tignes 1550. Śniegu jeszcze moc, ale bardzo tępy, na dole bardzo ciepło. cdn.
  8. Chyba czas rozpocząć rozdział trzeci... Było w tym sezonie już kilka "przygód" związanych z wyjazdami autokarami. A to opona strzeliła na autostradzie i kiblowaliśmy kilka godzin w Albertville, a to się spóźniłem (kilka minut) na odjazd, a to autokar się spóźnił (kilka godzin) na odjazd... Tym razem wszystko mega sprawnie i po 19h od wyjazdu z Katowic meldujemy się w Les Menuires. Wynik znakomity! Ale to nie 3 Doliny będą na tapecie tym razem. Tam tylko pozostawiliśmy część grupy, by zjechać z powrotem na dół do Moutiere i ruszyć w górę doliny Tarentaise. Jeszcze nieco ponad godzina drogi i tak oto meldujemy się w Tignes. Dzień 38 - Espace Killy (FR) Plan B A miało być inaczej. Wyjazd był planowany w zupełnie innym kierunku, ale niestety drugi raz w tym sezonie, jedno biuro podróży mi odwołało wyjazd :/ W związku z czym trzeba było szybko wymyślić coś innego. Padło na Tignes, bo dawno tam nie byłem, a pora sezonu już taka, że trzeba wybierać "wysokie" ośrodki. Minął pierwszy dzień. Niestety pogoda pod psem. Ciepło, halny, na dole deszcz, na górze zamieć. Co gorsza na razie nie zapowiada się, że wiatr prędko ustanie. Większość kombinatu mimo wszystko działa normalnie, z wyjątkiem kolejki na lodowcu i kilku tras zagrożonych lawinami. Śnieg... ciapowaty. Jedyny plus takiej sytuacji... mniej roboty ze zdjęciami
  9.   Na razie, to mnie blokuje kwestia sprzętu. Ale temat rozwojowy Przy dobrej zimie, to pamiętam, że pod koniec maja zjeżdżali z Koziego. Ja lazłem na piechotę i bardzo zazdrościłem.   Nie licząc dojścia z/do parkingu to wyszło mi niecałe 12km. W Tatrach chyba bardziej się chodzi wzwyż niż wzdłuż...?
  10. A owszem, buty za duże... i niespecjalnie dopasowane. Ale mniejsze wydawały mi się jeszcze gorsze, a zbyt wielkiego wyboru nie miałem. Tak to jest z wypożyczaniem sprzętu... Cel skiturowy nr 1, to od "zawsze" Kozi Wierch. Ale to nie tak prędko
  11. Dzień 37 - Dolina Kondratowa (PL) Skiturowy pierwszy raz Ten pomysł już mi od dawna chodził po głowie. Przed sezonem zrobiłem pierwszy mały kroczek - będąc na kupnie nowych nart postanowiłem, że będą "skitour-ready", czyli zamontowałem w nich wiązania free-tour'owe. Teraz postanowiłem, że to jest "ten dzień". Spakowałem klamoty i pojechałem do Zakopanego. I na miejscu ZONK! Okazuje się, że nie można wypożyczyć samych fok. Zapewne dla turowego wyjadacza, to oczywistość. Dla mnie - kompletnego laika w temacie, to niemiłe zaskoczenie, tym bardziej, że na stronie internetowej w cenniku widnieje pozycja: foki. Trzeba było się upewnić wcześniej, choć z drugiej strony, wtedy pewnie bym się nie zdecydował. Tak, to stojąc przed faktem dokonanym, pozostała opcja wypożyczenia całego zestawu, lub zwykłe nartowanie na Kasprowym. Ale skoro już postanowiłem, to szkoda się wycofywać... No więc wziąłem zestaw turowy i ruszyłem z Kuźnic. Pierwsze kilkaset metrów po błocie, dopiero potem zaczyna się śnieg na nartostradzie. Pierwotny zamysł był, aby wyjść na Kasprowy - ot taki domyślny wybór początkującego. Ale skoro się wykosztowałem (niemało), to może jednak warto ominąć ten pierwszy etap i od razu pójść na coś fajniejszego... i tak w połowie nartostrady zmiana planów i skręt na Kondratową. Idzie się całkiem nieźle, słonecznie, nie trzeba czapki, ani rękawiczek. W końcu schronisko na Kondratowej, "pit-stop" na jakiś ciepły posiłek i dalej w drogę. Tu już widać, że prawdziwa zabawa dopiero się zaczyna. Na zdjęciu poniżej: cel wycieczki - Kopa Kondracka. Początek górnej części doliny jeszcze dość łagodny, potem stopniowo robi się coraz stromiej. Pierwsza poważniejsza ścianka kończy się bliskim spotkaniem ze śniegiem... tak się zastanawiałem właśnie, do jakiego nachylenia foki będą "trzymać"... jednak mniejszego niż było Po wgramoleniu się na skarpę, teren się nieco rozszerza, ale stromo jest już cały czas. Zostaje więc mozolne podejście zakosami. Dla mnie jest to bardzo mozolne podejście, bo jeszcze nie do końca "czuję" o co chodzi w tej zabawie, szczególnie problematyczne są nawroty. Wysokości jednak przybywa... Robi się chłodniej, im bliżej przełęczy tym mocniej wieje, czas już założyć czapkę. Na przełęczy pod Kopą już regularny wygwizd. Czuć, że zima, że góry Końcowy odcinek podejścia na Kopę Kondracką jest już dość łagodny i po chwili melduję się na szczycie. Czerwone Wierchy - może następnym razem... Czas na małą sesję zdjęciową i zmianę ekwipunku na zjazdowy. Za trud podejścia należy się nagroda... a oto i ona Śnieg jest świetny, mimo, że nie taki całkiem świeży. Stok jest solidnie nachylony, a ja przyzwyczajam się do pożyczonych nart. Moje są jednak lepsze do takich zastosowań :> Czas na "selfika" i ciąg dalszy Po przetrawersowaniu się na drugą stronę doliny nadal śnieg zacny, takoż i krajobraz Trasa zjazdu widziana z dołu: Potem już tylko dojazdówka do Kuźnic i koniec wrażeń na dziś. Dużych wrażeń Najtrudniejszy pierwszy raz... choć i drugi też prosty nie będzie. Moje stopy mówią pożyczanym butom stanowcze NIE. Tak mnie obtarły, że nie wiem, czy nie wolałbym się mordować w swoich pancernych zjazdówkach... Ps. wie ktoś jak/gdzie dostać niedrogie foki?
  12. Super, ale to bardzo super sprawa Mogę się tylko domyślać, jakie to uczucie stanąć w takich okolicznościach na wierzchołku...   Ps. mi już od wielu lat siedzi w głowie pomysł zjazdu z pewnej dużej góry w Tatrach, od czasu, gdy kiedyś na podejściu mnie minęło dwóch narciarzy. Tylko najtrudniej w ogóle zacząć turowanie...
  13. Dzień 36 - Espace Lumiére (FR) Lampa i sztruks na pożegnanie z wilkami Wyjątkowo dobrze w tym sezonie sprawdzają się prognozy kilkudniowe w zachodniej części Alp, na tym wyjeździe właściwie w 100%. Już kilka dni wcześniej w lokalnym biuletynie meteo pojawiło się: "bien ensoleille et nuages decoratif apres-midi", w wolnym tłumaczeniu: "piękne słońce i dekoracyjne obłoki popołudniu". I tak też było. Tradycyjnie dzień rozpoczęty od wyjazdu na górę wyciągiem Peguieou (co za wredna nazwa, język idzie sobie połamać ), by zweryfikować, czy panowie ratrakowi nie opieprzali się w nocy... Trzeba powiedzieć, że ekipa Pra Loup (loup - wilk) bardzo starannie podchodzi do tematu i nie było się do czego przyczepić przez cały tydzień. W ostatni dzień przejechane było nawet część tras oznaczonych jako "naturalne". Dodać do tego naturalny śnieg, optymalną temperaturę i mamy przepis na wyborne warunki do ujeżdżenia się jak dzika świnia Do tego typu ośrodków alpejskich (tanich, drugiego sortu) trzeba podchodzić z rezerwą. Ktoś zapyta: po co jechać taki kawał drogi (a tu rzeczywiście jest daleeeeko, ostatnie 200km to patatajnia po malowniczych lokalnych drogach), jak można znaleźć coś lepszego i bliżej... Oczywiście, że można, ale nic nie poradzę na to, że ilekroć jadę z nastawieniem, że to "tani, ale chyba kiepski ośrodek, może być słabo", to warunki na miejscu powodują, że banan nie schodzi z twarzy. A chyba o to w tej zabawie chodzi Podobnie było z Risoul, czy rok temu z Saint Gervais. A skoro w okolicy jest fajnie, to czemu nie zajrzeć w przyszłości jeszcze do sąsiednich ośrodków, których kilka w okolicy jest...? Bo do Pra Loup/Val d'Allos chyba nieprędko... następnym razem warunki zapewne byłyby gorsze, po co więc psuć sobie wrażenie Gdyby ktoś rozważał wyjazd do tego ośrodka, to mam kilka sugestii: 1. Uzbroić się w cierpliwość, droga jest dłuższa niż do niemal każdej francuskiej stacji narciarskiej. 2. Wybrać kwaterę w Pra Loup, nie w Foux d'Allos (Val d'Allos). Tereny narciarskie (i infrastruktura) zdecydowanie lepsze w tym pierwszym. O ile się nie jeździ ponad-standardowo dużo, to większość czasu się spędzi we "własnym" ośrodku, połączenie jest dość upierdliwe - długie i wolne wyciągi. 3. W tamtych okolicach słabo jest z angielskim (i ani pół Anglika przez tydzień nie było!), pomijając różne biura obsługi turystów, gdzie problemu nie będzie, należy się dużo uśmiechać - to najlepsza metoda na zrozumienie Nawiasem mówiąc, to nie wiem skąd legendy o nieuprzejmych żabojadach itp. Mi zazwyczaj kłaniają się w pas... może mi dobrze z oczu patrzy No dobra, ale my tu gadu gadu, a kilka ostatnich widoczków czeka... W ostatni dzień bardzo lotna pogoda, aż sam się przez moment zastanawiałem, czy się na to nie skusić Val d'Allos widziane z trasy Sources du Verdon "Obserwatorium" w Val d'Allos No i to by było na tyle.
  14. Dzień 35 - Espace Lumiére (FR) Superbe... magnifique Kto rano wstaje... ten jest niewyspany! Ale dostaje czasem i nagrodę.. Kilka cm świeżego śniegu na wyratrakowanym podłożu. Bajka
  15. Dzień 34 - Espace Lumiére (FR) Szaro buro i ponuro No i się skaszaniła pogoda. Zimno, wieje i pada lekki śnieg. Mało chętnych na nartowanie. Widoków brak, więc poniżej kilka zdjęć, które się nie zmieściły w poprzednim odcinku.
  16. Dzień 33 - Espace Lumiére (FR) Koko dżambo i do przodu Krótko i na temat: 10/10! Bezapelacyjnie najlepszy "trasowy" dzień w tym sezonie. Katalogowa lampa, lekki mrozik i znakomite warunki śniegowe spowodowały, że rano włączył się tryb "turbo". Cały dzień jazda na miejscu, w Pra Loup. Jak na ośrodek o raczej niskiej renomie, to jest tu dużo świetnych tras, część w lesie, część powyżej. Trasy pustawe, więc "turbo" miało przełożenie na wynik... dziś wyszło lekko powyżej 20km w pionie Jazda w większości szybkimi krzesłami, część szybkimi orczykami. Bardzo lubię takie klimaty - fajna, bezludna trasa. Bezludna, bo przy orczyku... Czy ta góra czegoś nie przypomina? Na koniec stacja Pra Loup w całej okazałości: Ps. Przepraszam za lekko chaotyczne relacje, ale czasu mało, a trzeba jeszcze coś upolować na obiad
  17. Dzień 31 - Espace Lumiére (FR) Bójcie się chamy, do drugiej ligi wracamy Tym razem wyjazd do miejscowości Pra Loup, która razem z sąsiednim Val d'Allos tworzy ośrodek o nazwie Espace Lumiere. Ośrodek to typowa francuska "druga liga", co ma swoje wady i zalety. Ale po kolei... Poprzednia podróż w Alpy poszła bardzo sprawnie i wygodnie, teraz niestety kompletna porażka. Na dzień dobry w Katowicach 3 godziny (!!!) obsuwy. Potem było nie lepiej. Koszmarnie ciasny autokar i podróż w jeden z najodleglejszych alpejskich zakątków, zakończona grubo po 22. Na dodatek kwatera, która miała być pod gondolą okazała się być 1km dalej... zaczęło się kiepsko. Na szczęście to koniec niemiłych niespodzianek. Pierwsze wrażenie na stoku: "wow, ale super śnieg". Kilka dni temu solidnie sypnęło, teraz wyszło słońce, temperatura w okolicach zera... czego chcieć więcej Espace Lumiere, to jak wspomniałem "druga liga". Czyli całkiem rozległy ośrodek ze sporą ilością tras i kiepską infrastrukturą - dużo starych i wolnych wyciągów, sporo orczyków. Wielkim plusem jest natomiast to, że w takich ośrodkach jest zazwyczaj małe obłożenie tras, przez co warunki są bardzo dobre i można się naprawdę dobrze wyjeździć. Pierwszy dzień, jak zwykle, rozpoznanie terenu, czyt. przelot do końca regionu i z powrotem... Poniżej dwa widoki ze strefy tranzytowej pomiędzy Pra Loup, a Val d'Allos - chyba najsłabszej części ośrodka. Chwilę zabawiłem w Val d'Allos - tam kilka ciekawych tras, jak zwykle te najlepsze znajdują się przy turbo orczykach. Potem powrót na "swoją" stronę i jazda do końca dnia w wyższych partiach Pra Loup. Ale co się będę rozpisywał, zdjęcia najlepiej pokazują, jak to wyglądało tam, późnym popołudniem Dzień 31 - Espace Lumiére (FR) Leniwy poniedziałek, odsłona druga Dziś podobnie jak wczoraj, dzień zacząłem od wycieczki do Val d'Allos (La Foux d'Allos). W planie było przedostanie się do jeszcze następnego (oddzielnego) ośrodka (Seignus d'Allos), ale niestety skibusy jeżdżą o takich porach, że okazało się to niewykonalne. Większość dnia znów w Foux d'Allos, końcówka w Pra Loup. Bardzo mało ludzi. Stoki trzymają fason do końca. Ciekawostka: wyciąg koszowy w La Foux. Śmiesznie się tym jedzie cdn...
  18. Czasu niby jeszcze dużo, ale... jedno miejsce na majówkę, to bym wziął :>
  19. Dzień 29 - Czarny Groń (PL) Zlot SF cz.1 Dzień 30 - Czarny Groń (PL) Zlot SF cz.2 Wyjątkowo bez relacji. Kto był, ten wie A już niedługo (albo nieco dłużej, jeśli internetu braknie) następny odcinek i trochę dalsze okolice. Lokalne wróżki służby meteo zapowiadają tydzień lampy na "mur beton", hmmm...
  20. I ja dołączam się do podziękowań... tak dla głównego prowodyra imprezy jak i wszystkich, którzy się pojawili. Fajnie było spotkać tych znanych jak i poznać tych wcześniej nieznanych. Do następnego razu
  21. Dzień 28 - Myślenice (PL) After Party Dzięki bardzo sprawnej jeździe kierowców autokaru, szybkiej przesiadce w środku nocy na pociąg w Katowicach, szybkim pociągu mimo rowerowej prędkości PKP, minutowej przesiadce na tramwaj i potem autobus, w domu zameldowałem się wcześnie rano. I co tu robić z tak pięknie rozpoczętym dniem...? No na narty trzeba jechać! Więc wyjazd w domyślnym kierunku. Na Chełmie pustki jak zwykle. Niestety to już raczej śniegowe ostatki. Jeszcze można było fajnie pojeździć, ale dolne fragmenty w bardzo kiepskim stanie. Jak nie spadnie temperatura, to lada dzień może być już po ptokach... trzeba będzie się przesiąść z górek nizinnych na górki wyżynne :>
  22. Dzień 26 - Vialattea (IT) Dzień jak codzień Po francuskich wojażach, powrót na "domową" część ośrodka. Początek dnia w Sauze. Nie licząć kichy w części połączeniowej, warunki są całkiem dobre, przynajmniej rano. Zdecydowana większość tutejszych tras wygląda jak ta powyżej. Czyli leśne, raz szersze raz węższe. Dziś już chłodniej, na tyle, że rano chodzą jeszcze lance. Ludzi na stokach zauważalnie mniej. Co zrozumiałe... dla statystycznego Anglika na feriach, 5 dni na nartach, to już ciut za dużo A przedstawicieli tej nacji jest tu najwięcej. Najmniej do tej pory jeździłem w Sestriere, więc tym razem padło właśnie na tą miejscowość. I tu jest znacznie luźniej, niż było w niedzielę. Mimo wysokiego sezonu można dobrze pojeździć. Na początek część "slalomowa" ośrodka (w tle część Banchette) Najwyższe partie nie chodzą, brak śniegu... Później jazda w części Banchette ze szczególnym uwzględnieniem trasy Kandahar. Jest świetna. W ogóle Sestriere, mimo, że ma raptem 2 góry, to dobrych tras bez liku. Szkoda tylko, że śniegu mało i te najwyższe partie stoją. Z biegiem dnia robi się coraz bardziej betonowo, tak samo jest w Sauze. Na koniec dnia jeszcze przejażdżka wąską, ale fajną trasą 29... i rzut okiem na miejscowość, w której pomieszkuję... Dzień 27 - Vialattea (IT) Lodzio miodzio No cóż, ochłodziło się i to dość odczuwalnie. Tylko rano był znośny śnieg. Potem warunki zrobiły się dość parszywe, czego można było się spodziewać po cyklu upał - deszcz - mróz... Dziś podobnie jak wczoraj początek w Sauze, potem krótka wizyta w Sansicario, by spędzić większość dnia w Sestriere. Więc tylko jeszcze klasyczny widok na górną część Sauze d'Oulx Sestriere z Kandaharem i przyległościami I wodospadzik na zamkniętej nartostradzie z Monte Fraiteve do Sestriere (miejscami trzeba było iść z buta) No i to generalnie koniec imprezy pt. Vialattea
  23. Ba, nawet wczoraj takich widziałem, jak trenowali (bardzo) krótki skręt. Zawodnicy, albo kandydaci na "Maestro di Sci". Robiło wrażenie Ja mimo wszystko pozostanę przy hamującym
  24. Oczywiście to jazda "bokami", bez krawędzi
×
×
  • Dodaj nową pozycję...