tatmak
Members-
Liczba zawartości
163 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Zawartość dodana przez tatmak
-
Dzięki za odzew, będziemy wyposażeni w karnety TatrySki, bo w planach Jurgów, Białka z okolicami i Kluszkowce. Widzę, że musimy nieco skorygować plany. Moje dzieciaki to 8 i 12 lat, na czerwonych dają radę, czyli Bachledova dla nas.
-
Bachledova w karnecie TatrySki ! Warto pojechać z dzieciakami ? Ferie spędzimy na Podhalu, a to niedaleko.
-
Mnie się to podoba, pasuje do mnie idealnie (oczywiście, muldy poza tematem). Śmig można pojechać chyba na każdej narcie "trasowej"? Kilka typów nart "trasowych" "przejechałem", i takie mam wrażenie. Podobno w śmigu sobie radzę (tak 5/10) do poziomu średnich czerwonych - to opinia niezależnych instruktorów (nie związani ze mną finansowo). Wydaje mi się, że problem w technice i odwadze, nie w nartach.
-
gremi, nawet ci po cichu kibicowałem, i tym komórkom. ale pw to pw, tak się nie robi. koval to lekarz specjalista, czy dobry, czy nie, to nie mnie oceniać, i tobie też. Jedno zauważyłem, na forum nie leczy, czasem pomaga swoją wiedzą.informacyjnie. Oby to nie było placebo, niech ci kolano zdrowieje
-
kordiankw, napisałeś o honorze, podjętej decyzji i jej łamaniu, itd.... Jesteś honorowy, ale czy decyzję podjąłeś pod wpływem człowieka który ma "zdolność honorową" ? Przemyśl spokojnie, sprawdź "Kodeks". Myślę, że jesteś zwolniony ze swojej decyzji. Jak widać, lubimy Cię. Rozgoryczenie się zdarza, impulsywne reakcje też. Jak zmienisz zdanie, przyznaj się, honoru Ci nie ubędzie, a wręcz przeciwnie.
-
kordiankw, ja też po 50, ja z tych dla których "nigdy nie jest za późno" ale zazdrość jest, no , rozumiesz
-
Oj tam trochę narcyzujesz Masz powody do radości, ale nie dołuj tak bezwzględnie
-
Dobrze, że dzięciolicie. Wyleczyliście mnie z kompleksu. Myslałem, że tyjko ja jeżdżę w piankach. Teraz martwię się tylko, bo moje już kończą żywot a nowe nie tak łatwo kupić. Fakt, tyłek czasem moknie, ale potem szybko schnie, chyba są dobrze oddychające Ochrona kolan, zwłaszcza przy niektórych bramkach wyciągów, bezcenna.
-
Znam ten ból, mnie to nie przeszkadza jak jestem pieszym, trochę treningu w elastycznym stąpaniu po nierównym nie zaszkodzi, taki trening po płaskim przed letnim wyjazdem w góry. Czucie nawierzchni, inaczej w mokasynach, inaczej w adidasach, inaczej "na skórze", trzeba dostosować technikę do warunków przy aktualnie posiadanym sprzęcie . A przy tym jak pięknie taki chodnik wygląda (jak jest nowy, bo ciężko taki dobrze posprzątać). Jako rolkarz już takich chodników nienawidzę, bo nie da się na tym pojechać z domkniętą szczęką i woda w plecaczku robi się "gazowana" (ja nie lubię), a ścieżek rowerowych staram się unikać, bo konflikty się zdażają (w świetle prawa na rolkach jestem pieszy). Moja żona o takich chodnikach sądzi. ... no nie mogę napisać. A co do ścieżek rowerowych i włażących w nie pieszych. Ok 35 lat temu spędziłem kilka dni w Berlinie (wtedy Zachodnim). Idę ładnym dwukolorowym chodnikiem a tu mijają mnie rowerzyści, pędzą, dzwonią, coś krzyczą . Jakby do mnie . Co k....a, niedość, że jadą chodnikiem to jeszcze pyskują ? W końcu skumałem, ale nie było łatwo pamiętać o nowym (wtedy) ograniczeniu ruchu pieszego na chodniku (tak to odbierałem), no i jeszcze kilka wpadek zaliczyłem. Słyszałem wcześniej o istnienu ścieżek rowerowych, ale u mnie, w Trójmieście, ich nie było. Wtedy to był "mój pierwszy raz". Takie zderzenie teorii z praktyką. Jako rowerzysta nienawidzę wielokilometrowych ścieżek i ddr-ów z kostki fazowanej, nowe trasy już chyba są ok, ale projektantów tych fazowanych skazałbym na dożywotnią jazdę po scieżce własnego projektu. Tu już nie umiem powołać się na "czucie nawierzchni" i inne moje "chodnikowe" wymysły, nie cierpię tego i już. A co to ma wspólnego z tematem kasków z Biedronki w przecenie? No nic, zwłaszcza, że jeżdżę bez kasków, tak ogónie bez kasków żyję, zakładam tylko na budowie (bo to bhp wymusza). Pzdr tatmak
-
Ja nie wspinacz, ja dawny turysta tatrzański co trochę pochodził (znawcą nie jestem, ale trochę w Tatrach polskich przeszedłem, prawie wszystko po szlakach no i troszkę poza , z elementami wspinaczki ). Ekspozycja w moim przypadku dotyczy raczej letnich szlaków turystycznych, bo na nartach w porządnej ekspozycji nie byłem. No właśnie, napisałem: "w ekspozycji nie byłem". Tak się wtedy mówiło (nie wiem jak teraz). Bycie w ekspozycji dla jednych znaczyło "nie patrz w dół", dla innych "przestań szpanować przed dziewczynami i skup się na chwilę". Eksponowane szlaki, bycie w ekspozycji, to były oczywiste określenia, których nikt nie definiował, a jak ktoś nie wiedział o co chodzi, to się dowiadywał jak wlazł w ekspozycję. Być może "bycie w ekspozycji" wspinaczkowej, turystycznej czy narciarskiej się różnią, pewnie tak. "Bycie w ekspozycji" jest dla mnie ozywistym określeniem, ale czy ktoś czuje, że już jest w ekspozycji, czy jeśzcze nie, to już nie jest taka prosta sprawa dla turysty (wspinaczom chyba łatwiej). To tak nawiasem do Twojego nawiasu. Pzdr tatmak
-
Wygieta narta - złomować czy naprawiać?
tatmak odpowiedział Rogue → na temat → Serwis i konserwacja sprzętu
No, coś z tym prockiem z pewnością nie tak, skoro uwolnił piętę narty i nie pociągnął nazad w ramach oddawania skumulowanej energii A teraz tak tylko trochę poważniej. Jak wygnę aluminiowy kijek, to prostuję go "na kolanie". Przy niewielkich zgięciach zazwyczaj wraca z grubsza do poprzedniej geometrii. Zazwyczaj, bo jak troszkę nie trafię z kolanem, to robi się S i powrotu od S już nie ma, ale kijek działa jak dawniej w nowym, oryginalnym kształcie. Jak jest mocno wygięty, to pęka przy prostowaniu. Jak to będzie z nartami? Punkt przyłożenia "kolana" da się określić dość precyzyjnie, blachy mogą wrócić do poprzedniego kształtu, ale co z rdzeniem, moim zdaniem kaszana. To tak "na wyczucie", konstrukcję nart znam bardzo "poglądowo". -
A regulaminy ośrodków narciarskich takich spraw nie regulują? Nie wiem, bo albo nie czytam regulaminów, albo nudzi mi się po pkt. 3, góra pkt. 4 i odpuszczam. Jak nie ma tam zapisów o prawach ośrodka i obowiązkach narciarza względem tyczek, to jest się o co bić.
-
Ok, dzięki, na stronie angielskiej faktycznie jest selektor, na polskiej (www.elanskis.pl) nie widzę. Jakbym się uparł i lekko zaszalał z umiejętnościami to selektor nawet podpowiada takie narty i w tym rozmiarze. Muszę pogadać z żoną, w razie czego zwalę winę na selektor. Ale dalej jestem ciekaw czy system Amphibio jest sensowny. Ktoś coś wie?
-
Witam, Mam upatrzone w komisie narty dla żony. Elan Amphibio Inspire z rocznika 12/13, 168 cm, w stanie b. dobrym i chyba niezłej cenie (590 zł). Problem w długościach: 168 - narta, 169 - żona. Czy nie za długa narta (długość żony mi odpowiada i nie zamierzam zmieniać )? Jeździ tak na 4-5 w skali forum, w zeszłym roku jeździła na wypożyczonych Salomonach X-kart z r. 11/12 157 cm i była bardzo zadowolona, trasy niebieskie i czerwone ale te czerwone bez entuzjazmu. Gdyby ten Elan miał zwykłego tip rockera to bym się nie zestanawiał ale Amphibio to zdaje się jakiś taki "pół-rocker" z podziałem na nartę prawą i lewą. Na wewn. krawędzi rockera nie ma, na zewn. jest. Dobre to? I jak tu dobrać długość? Na stronie Elana nie znalazłem stosownej wyszukiwarki i nie mogłem potwierdzić mojej optymistycznej wizji. Osobiście jestem zwolennikiem długich nart ale nie chciałbym narażać żony na stres przez moje wyobrażenia. Pomóżcie. tatmak P.S. a tak przy okazji, Atomic Race LT, 182 cm, rocznik 11/12, stan bdb, cena 700 - to dobry pomysł? Długość dla mnie idealna, charakterystyka katalogowa narty też, tylko czy to przyzwoita narta za tą cenę?
-
No ogólnie to żartuję, ale górka osiedlowa to...taka, no...górka, i już. Na takiej górce te nartki są ok, niezależnie od położenia górki, może być sobie w Alpach albo obok mojego bloku . Powinienem był podkreślić, że mój punkt widzenia jest ściśle związany z punktem siedzenia (trójmiasto), bo jak zacząłem edukować narciarsko dzieci to szans na taki etap nie było (plastikowe nartki były, ale śniegu nie było), no i wyjazd w góry dopiero rok później, a etap osiedlowych górek moje dzieci ominął. Ja nie mogłem sobie pozwolić na wyjazd w góry na "górkę osiedlową", a na większych górkach takie nartki są bez sensu. No i już wiesz o co biega, o pieniądze i globalne ocieplenie.
-
Też przeżyłem na tego typu nartkach, chyba "Smyk" się nazywały. Lekko nie było, ale dawałem radę. W obecnych czasach, kiedy 2-3 latki mogą mieć sprzęt fullwypas to trochę anachronizm (pomimo taliowania). To miałoby sens gdyby zimy były takie jak kiedyś, wszędzie można było podreptać po śniegu i najmniejszy pagórek osiedlowy nadawał się do zjazdu, a nawet "wyścigów". A w góry z czymś takim to raczej niebezpiecznie. Ale ogólnie to nartki bezpieczne dla dzieci <3, nie połkną, a poza tym nie pojeżdżą, więc krzywdy sobie nie zrobią. Byleby nie brać tego na narty. Też mnie ciekawi czy są przepisy co jest nartą a co nie, może UE już coś w tym temacie wymyśliła? W razie czego zawsze można zmienić nazwę, jak z żarówkami. P.S. Żeby nie było wątpliwości, to miał być taki nieśmieszny żart.
-
Upadki na nartach,jak często i dlaczego upadamy?
tatmak odpowiedział Kuba99 → na temat → Nauka jazdy
To bardzo naganne, to bardzo nieodpowiedzialne.........ale niestety rozumiem To tak trochę w myśl powiedzonka: "wszystko co dobre jest niemoralne, nielegalne, albo powoduje tycie" -
Upadki na nartach,jak często i dlaczego upadamy?
tatmak odpowiedział Kuba99 → na temat → Nauka jazdy
trzg13, to są te upadki, których można najłatwiej uniknąć, wprowadź taktykę jazdy, bo obserwacje już masz. I takich upadków już nie będzie. -
Upadki na nartach,jak często i dlaczego upadamy?
tatmak odpowiedział Kuba99 → na temat → Nauka jazdy
Jak się robi upadek "kontrolowany" to nie wiem, ale moja córka robiła upadki "ratunkowe" jak uczyła się jeździć i traciła panowanie nad nartami, czasami w bardzo prostych sytuacjach. Tłumaczyła, że woli się sama wywalić zanim zrobią to narty. Teraz upadek to dla niej "hańba" i strasznie przeżywa jak się przydarzy (dalej uczy się jeździć ale już na poziomie 3-4). A ja upadam najczęściej przez głupotę własną i czasami przez głupotę cudzą. Przy głupocie cudzej najczęściej wnioski kierują do głupoty własnej bo większości tych upadków mogłem uniknąć. Prywatne upadki z głupoty własnej to najczęściej wynik chwilowej euforii. Np. jak załapałem co to jazda na krawędzi i na pustym stoku poleciałem szybko szerokim skrętem to byłem w 7 niebie, i byłem pewien, że przejadę 0,5 m obok siatki ograniczającej. Ostatecznie przejechałem po stycznej i prawie się udało, ale jedno oczko siatki trochę odstawało od reszty i złapało czub narty. Lot był piękny, siatka zdjęła mi obie narty i jeden kijek razem z rękawiczką. Lądowanie w puchu za siatką, też piękne, miękkie i przytulne. Jak się wygrzebałem byłem szczęśliwym idiotą . Innym razem zachwycony, że moja rodzina już jeździ na nartach filmowałem ich jadąc pługiem tyłem. Pilnowałem kadru w kamerze i toru jazdy. Po czym jadę już nie pilnowałem i jeden wredny, większy odsyp znienacka zatrzymał mi narty a ja, za sprawą fizyki, pojechałem dalej. Wyglebiłem niezbyt efektownie, ale efektywnie, pęknięte żebro i to od własnego łokcia, bo tak mi się upadło (łokieć k...a cały). Czysta głupota, wręcz "hańba" . Ale generalnie staram się nie upadać i da się to zrobić. U mnie jest to kosztem szybkości postępów w nauce. Zazwyczaj, w momencie gdy wyczuwam granicę możliwości (ale taką jeszcze do przełamania), zapala się we łbie lampka ostrzegawcza: "uważaj chłopie, jak się połamiesz nie odwieziesz rodziny do domu". I co gorsza: "żona przestanie się bać długich tras i stracisz pozycję długodystansowego kierowcy" Są też gleby przy wykonywaniu różnych idiotycznych ćwiczeń, najczęściej na jednej narcie, typu: "noga tu, ręka tu, jedziesz tam" . Niestety, te ćwiczenia pomagają, ale dopiero jak się je już wyćwiczy. I upadków tego typu nie liczę, są poza tematem. Podsumowując, jak już się trochę umie jeździć, upadki można zminimalizować. Doświadczenie i "objeżdżenie" w tym pomaga, ale najbardziej pomoże zdrowy rozsądek zwalczający chwilową euforię. W końcu to nie pierwsze i nie ostatnie nartowanie w życiu. Na narty jadę dopiero w lutym , stąd te "mądrości", a kto wie co się wydarzy. Jak już dojadę to będę musiał dobrze pilnować "zdrowego rozsądku" No, ja tak widzę amatorskie upadki przez pryzmat własnej osoby. Pzdr tatmak -
jark, ty ciągle swoje, ale...jestem za. Przemyślę. Pozdrawiam
-
Pikniki na środku stoku wkurzają chyba każdego. U mnie to trwa kilka sekund i mija jak piknik mijam. Nie rzutuje na całokształt i nie zostaje w pamięci. Za dużo tego, żeby się tym denerwować, szkoda na to urlopu. A pikniki poza deskarzami potrafią też znakomicie robić narciarze. Podobnie traktuję pozostałe, typowe sytuacje wkurzające (wielokrotnie powyżej wymieniane), kilka sekund wkurzenia i omijam, luz, mój urlop, baran to baran, jego problem. Ale jak mi wlezie w moją prywatność, to luzu już nie ma. Świata nie naprawię, zwłaszcza że sam bez winy też nie jestem i kamieniem rzucić nie mogę. A teraz tzw. "druga strona medalu" odnośnie stereotypowo nielubianych deskarzy: Na polskim, "czerwonym" stoku obserwowałem 2 snowbordzistów, byli nieźli, a nawet świetni, przyjemnie patrzyło się na ich jazdę, młode chłopaki. W pewnym momencie pod bramkami wyciągu usłyszałem ich rozmowę: 1- fajna górka, krótka ale da się pojeździć 2- na fajna by była, tylko ci narciarze!
-
HI, hi, brawo, dzięki, uśmiałem się bo trafiłaś. Właśnie tak sobie pomyślałem pisząc o "nie różowym" aspekcie pobytu, ale nie chciałem zbytnio podkreślać swojego mimowolnego poświęcenia (skromny jestem). Teraz czuję się już kombatantem którego los rzucił nieoczekiwanie na rozdrobnione wody armatkowe i przetrwał mimo niesprzyjających doskonałych warunków i oddał kawałek siebie (znaczy kasy na skipasy) dla dobra przyszłych pokoleń (no, w skali sezonu). Dzięki, przyznałem sobie medal (już nie jestem skromny).
-
Tak mi się wydaje że jej skręt to ciągle nie jest skręt tylko mniej lub bardziej kontrolowane obsuwanie się po łuku i jak się kończy obsuwanie w lewo to zaczynamy obsuwanie w prawo i jakoś to idzie (takie zamiatanie). Na podstawie własnych i rodzinnych doświadczeń śmiem twierdzić że zamiana tego czegoś na jazdę kontrolowanym skrętem wymaga sporo czasu i cierpliwości. Coś zaczyna wychodzić i zraz stromszy stok to weryfikuje, bo znowu robimy odsypy zamiast po nich pomykać (czas i cierpliwość). Ja z tych co produkują odsypy na trudniejszych trasach więc się nie przejmuj. Fajne jest to zestawienie filmów, no ale z niego wynika (na moje oko amatora) że zwiększyła się pewność jazdy i tyle. A co do podejścia uczuciowego, też tak miałem ale żona była lepsza: "co ty pieprzysz, ciągle jeżdżę na tyłach". I tym optymistycznym akcentem zakończę ten post w temacie w którym nie powinienem się wypowiadać.
-
Jak kaleczyłem/kaleczę jazdę na nartach, czyli ewolucja narciarza :)
tatmak odpowiedział robertw → na temat → Nauka jazdy
Ależ to nie słowotwórstwo, to ludowe zabytki językowe. Jak 40 lat temu przewracaliśmy się z kolegami na górkach w lesie pod Gdynią to właśnie były kanty, szpice, czubki, zapięcia i trzewiki. Jazda slalomem też się zgadza ale nie pamiętam jak było z długim skrętem. Nie było tylko jazdy na kantach ale było kantowanie. Ja miałem narty z kantami (chyba "Pieniny") ale niektórzy to mieli narty i z kantami i z bezpiecznikami (zazdrość). To były określenia nabyte od naszych rodzin i znajomych niezwiązanych z narciarstwem a chcących pomóc nam w początkach uprawiania tego dziwnego sportu. I to chyba trwa nadal. Ciekawe że to słownictwo przetrwało przy obecnej wszechpotędze mediów. Przepraszam za OT. -
Tłok na stoku, dużo ludzi - próba zdefiniowania
tatmak odpowiedział felix11 → na temat → Narciarstwo
Jeżdżę w Polsce, pusty stok widziałem rano, wieczorem i jak się wyciąg zepsuł zaraz po mnie.