Wujot
Members-
Liczba zawartości
2 858 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
24
Zawartość dodana przez Wujot
-
Troszkę mnie zaskoczył ten post - bo w funie jeździ się w butach dających możliwość wypchnięcia ciała do przodu. Czyli miękkich (a jak nie to często mocno luzuje się górne klamry lub zgoła zostawia odpięte). Daje to możliwość wejścia w zakręt bardzo mocno na przodach i stopniowego powrotu do środka podczas zakrętu. Być może tutaj kryją się Twoje kłopoty z body. Co do komentarzy do zdjęć Jacka Marciniaka to nie zgodziłbym się z przedmówcami. Zwróćmy uwagę, że stok jest płaski, wychylenie jak na taki stok całkiem, całkiem konkretne (po śladach widać, że była to seria skrętów a nie jeden z "rozpędu"). Śnieg do tego troszkę przejeżdżony czyli też hamujący (bardziej niż sztruksik). W takich warunkach trudno pojechać na wewnętrznej - choć na fotce 2 jest ona mocno obciążona. Lekki skręt tułowia na focie pierwszej to pewnie chęć dociążenia wewnętrznej krawędzi - aby zacieśnić skręt. Nie czuję się jakimś specjalnym ekspertem narciarskim i pewnie koledzy z doświadczeniem instruktorskim potrafiliby lepiej ocenić sylwetkę na podstawie tylko tych dwóch zdjęć ale dla mnie fun tak wygląda. Złośliwie (trochę) ujął to (a właściwie zacytował kogoś trzeciego) Szczęsny - używając określenia "machanie łapkami". Ale tu wkraczamy już na śliski temat gustu - tego co kto lubi oraz estetyki a w szczególności estetyki narciarskiej. Dyscypliny jeszcze nie naukowej ale za to stosowanej! Życzę więc body ekstremalnie długiego kolegom funcarvingowcom Użytkownik Wujot edytował ten post 26 luty 2010 - 13:38
-
W Alpach jest kilkaset ośrodków narciarskich. Te najbardziej uznane są oczywiście ogólnie ...znane.(np Espace Killy, 3 doliny, 4 doliny, Zermatt-Cervinia, Ischgl). Oprócz nich jest sporo ośrodków znakomitych choć niekoniecznie już tak znanych. Chciałbym aby w tym wątku znalazły się stacje, które z różnych powodów Was urzekły i są szczególnie warte odwiedzenia. Zakładam, że nie będzie tu wpisów w stylu - byłem już 6 razy w Madonnie i ta stacja jest super!!! Siłą rzeczy najbardziej obiektywni będą Ci którzy w Alpach byli w wielu miejscach. Na początek ode mnie: Serfaus-Fiss-Ladis. Austria - "tylko" 185 km tras ale jakie! Praktycznie same najnowsze urządzenia wyciągowe - gondole panoramiczne (siedzące) i krzesełka z osłonami. W tym 10 wyciągów o przewyższeniu powyżej 500 m. Dużo "uczciwych" długich czerwonych tras (w tym jedna 10 km). Bardzo solidna reprezentacja tras czarnych i ski route. Przytrasowo można jeździć w wielu miejscach, także przez las. Rewelacyjny, wielki Bertas Kinderland - za połowę ceny skipassa można "pozbyć" się dziecka na cały dzień. Piękna zawieszona w powietrzu platforma widokowa (360 stopni), hamaki, huśtawki, absurdalne krzesła na trasach. Jakieś rozwiązania rodem z wesołego miasteczka - lot na wysokości nad trasą narciarską (nie byłem) Wracając do narciarstwa - podczas mgły doceniłem perfekcyjne oznaczenie tras - gęsto tyczki z wskaźnikami środka trasy. Każda, nawet nieznaczna zmiana kierunku trasy sygnalizowana okrągłym znakiem z dostatecznym wyprzedzeniem. Jeszcze nigdy nie jeździło mi się tak łatwo (i szybko) we mgle. Wspomnę jeszcze o snowparku z poduszką do skoków. System dla wymagających (prawie całkowity brak tras niebieskich) Byłem w około 25 ośrodkach alpejskich (w tym we wszystkich wymienionych na początku w nawiasie) ...i chyba temu przyznałbym tytuł miss Alp
-
Zgodnie z logiką narciarstwa doszliśmy dwóch biegunów narciarstwa - jazdy sportowej i pozatrasowej. Zarówno na trasie PŚ jak i w terenie spokojnie można się zabić. Czyli tu i tu wyzwania mogą być ekstremalne. Dlatego nie ma szans na bezpośrednie porównanie tych osiągnięć. Jazda pozatrasowa wymaga dodatkowych kwalifikacji - oprócz techniki i psychiki, istotna jest ocena zagrożeń, nawigacja w terenie, staranne planowanie. Do tego dochodzi ciężki plecak. No i nie jest domeną indywidualną - dobry towarzysz to podstawa (a nawet dwóch, trzech). Ryzyko ma zupełnie inny wymiar - zmagamy się z zmiennością gór. Nieznane kusi ale łatwo zostać pod zwałami śniegu. Za to docieramy w miejsca niedostępne dla innych. I poznajemy granice naszych możliwości. Piękno i wysiłek wiążą się ze sobą nieodłącznie. Zamiast dwóch trzech minut ekstremum mamy dwie-trzy godziny. a może dwa-trzy dni??? Nie ma tu sędziów, obserwatorów, plansz reklamowych. Oklasków, podziwu, klubowych rytmów. Jest przyjaciel-plecak i towarzysz drogi... Nie zamieniłbym niezmierzonych przestrzeni gór na prosty (nawet jak pokręcony i nawet bardzo stromy) wyratrakowany kawałek trasy. Nie będę walczył tygodniami o ułamki sekund aby być troszkę szybszym. Nie wiem kto wmówił nam, że to istotne - sportowy etap życia mam już, dzięki Bogu, za sobą. Teraz chcę jeździć jak najlepiej aby móc przemieszczać się swobodnie po górach, Delektować się ich pięknem. Ale nie mam zamiaru udowadniać, że to jakaś "lepsza" droga. Każdy wiek i charakter ma swoją logikę...
-
jeśli chodzi o procenty to na Aineck-u czarna trasa z góry ma 100 %. Jest ratrakowana i dość szeroka czyli prawdę powiedziawszy nie stanowi problemu. Chyba, że lód... Ale procentów więcej jak w spirytusie rektyfikowanym. Pozdro
-
Dyskusja trochę zboczyła na temat czy da się pojechać wszedzie czysto na krawędziach. Zawodnicy pewnie dadzą radę. Ja sam na stromych czarnych trasach po prostu nie mam odwagi pojechać czysto. Nie zawsze też da sie dobrać tor jazdy tak aby wyhamować pod stok - choćby przez obecność innych narciarzy. Chciałbym zobaczyć kogoś ze skiforum jadącego czysto na krawędzi np. w końcówce trasy im Franza Klammera w BKK. Czapka z głowy! Dlatego uważam, że z punktu widzenia ambitnych ale jednak niezawodowców wyraźny jest zakres stosowalności techniki krawędziowej. Wyznacza ją: - odporność fizyczna - odporność psychiczna - uwaga Mitka o sprzęcie była bardzo trafna - czyli długość i twardość narty, dopasowanie i twardość buta - sytuacja stokowa (nie jeździmy sami) - stan stoku (choć tego nie jestem tak pewien) Poza stokiem przygotowanym technika krawedziowa nie jest zbyt obecna. Co prawda Szczęsny opisał technikę jazdy w puchu skrętem karwingowym ale mam watpliwość co do sensowności jej stosowania ponieważ moim zdaniem może prędzej podciąć lawinę. Reasunując. Mimo, ze staram się "ślizgać" na krawedzi najczęściej jak się da to wychodzi mi, że nie zawsze mogę (i chcę) tę technikę stosować. Zaryzykuję nawet tezę (najwyżej mnie zakrakacie), że zakres stosowalności jej jest węższy od tradycyjnej. Choć sam podział jest idiotyczny bo technika narciarska jest jedna - dobra! Czyli właściwa dla danej sytuacji. Pozdro Użytkownik Wujot edytował ten post 05 grudzień 2009 - 22:14
-
Na pewno nie mam doświadczeń szkoleniowych jak przedmówcy ale chciałbym podzielić się prostą obserwacją. Na trasach niebieskich sporo osób jeździ czysto na krawędzi, na czerwonych bez hamowania i ześlizgów już bardzo nieliczni, na czarnych prawie nikt. Pojawienie się nawet drobnych przeszkód (muldy) odsetek ten na wszystkich trasach radykalnie zmniejsza. Wniosek jest prosty - jazda na krawędzi może nie jest skomplikowana do nauczenia się ale do stosowania w każdych warunkach trzeba być bardzo mocnym fizycznie i psychicznie. I wcale nie jest to jazda rekracyjna! Stąd przeważnie obserwuje się nie tyle tzw jazdę karwingową ile jazdę na tzw nartach karwingowych.
-
Z całym szacunkiem dla opinii innych ale bardzo trudno zgodzić mi się z tezą co do sensowności letnich ćwiczeń na trikke w kwestii "czucia śniegu". Rzeczywiście koordynacja dolnej partii ciała w trikke przypomina bardzo tę z śmigu na krawędziach (karwingowego) i... to wszystko. Jeżdzi się na bardzo równym podłożu - trikke to pojazd miejski (dla mnie zresztą to zasadnicza jego wada). Kompensacja tutaj nie występuje, zmiany podłoża i warunków też nie. Po prostu stały, powtarzalny rytm - to wszystko. O wiele lepszy wydałby mi się tutaj rower w terenie górskim - wymagania co do "czucia" podłoża są w pewnym sensie bardzo podobne do narciarskich. Co do trikke - znakomicie przygotowuje kondycyjnie i można go polecić wszystkim z skoliozami. Także tym co lubią bujanie ale w temacie tej dyskusji moim zdaniem niewiele pomoże... Powracając do wcześniejszej wypowiedzi co do sensowności jazdy z zamkniętymi oczami to przypomniały mi się ćwiczenia z obozu skiturowego - dłuższy marsz po płaskim na wybrany punkt (oczywiście z zamkniętymi oczyma). Podobno byli tacy co potrafili zatoczyć koło! W górach przy braku widoczności może decydować to o przeżyciu. Muszę powiedzieć, że samo ćwiczenie jest nieprzyjemne (przynajmniej dla mnie) - traci się automatyzm ruchu a po 200 krokach nie jest się już niczego pewnym. Ale jeśli chcemy podejmować coraz trudniejsze wyzwania to na pewno jest moment aby się z tym zmierzyć - choćby po to by poznać swoje ograniczenia.
-
Turn 2009 - Włochy + Szwajcaria + Francja
Wujot odpowiedział Szabir → na temat → Wyjazdy / Szukam ludzi
Nowa lista 1. Szabir 2. Maarcel 3. Nera 4. Tymoka 5. at9 6. at9 7. - 8. Wujot + kolega 9.