Skocz do zawartości

Wujot

Members
  • Liczba zawartości

    2 858
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    24

Zawartość dodana przez Wujot

  1. Muszę powiedzieć, że bardzo zastanawiające są parametry ekonomiczne tego przedsięwięcia. 470 mln zainwestowanego kapitału "powinno byłoby" przynieść minimum 50 mln czystego zysku rocznie. Czyli po 200 zł na narciarza. Do tego należy doliczyć koszty - energia, remonty, ratrak, obsługa a nawet podatki. Nie chce mi się wierzyć aby nie było to kolejne 100 zł. Razem karnet dzienny - 300 zł. Bardzo lekko licząc. Te założone 250 000 odwiedzających to też nie jest mało bo oznacza 1000 osób na takim maleńkim stoczku. Nawet jeśli część jest na wyciągu to pozostałe 500 osób na stoku o powierzchni 28 000 m2 (zakładam, że 40 m szerokości) dają 60 m2 na narciarza - 8x mniej niż norma w Alpach. I połowę polskiej. Średnio. Wydajność polepszy pewnie dłuższy czas pracy hali ale przecież w dni powszednie ruch będzie dużo mniejszy niż w sob/nie. Na marginesie jeżdżenie w hali, to dla mnie zaprzeczenie narciarstwa - wolności i przestrzeni. Ale jak ktoś lubi to oczywiście nie mam nic przeciwko. Pozdro Wiesiek
  2. Wujot

    zmiana krawędzi

    Zacznę od tego, że przy wypowiadających się kolegach nie czuję się ekspertem. Ale może uda mi się wnieść coś do tematu co pomoże. Moim zdaniem wszyscy mają rację. Jest parę sposobów zmiany krawędzi. Ale zanim do tego dojdę to zacznę od uwagi, że w opisach brakuje mi wyraźnego podkreślenia konieczności przegrupowania sylwetki czyli roli wykroku wykonanego w stronę zakrętu. Może obok ćwiczenia przed lustrem spróbujesz takiego: Wybierasz korytarz taki aby móc sięgnąć ręką do ścian, robisz dlugi krok, załóżmy w prawo, przechylasz się w prawo. Musisz podeprzeć się oczywiście lekko prawą ręką o ścianę żeby nie upaść - to symuluje siłę odśrodkową, normalnie występującą na nartach. Zauważ, że stoisz na "krawędziach" buta. Teraz robisz długi krok w lewo. W momencie gdy stopy są razem stoisz na całych stopach (to moment zmiany krawędzi). Kontynuujesz krok dalej, "lecisz" w lewo podpierasz się o ścianę. To ćwiczenie ma Ci uzmysłowić pracę dołu sylwetki. Zmiany krawędzi powiązane są z wykrokiem i siłą odśrodkową. A teraz wracając do pytania. Możliwe są różne sposoby: - najbardziej radykalna jest snowcarwingowa z motoryki ciała. Nic nie robisz rzucasz się głową w środek zakrętu. Myślisz może, że upadniesz. Nic z tych rzeczy. Intuicyjnie ratując się przed upadkiem wysuniesz właściwą nogę, zakrawędziujesz i odzyskasz równowagę. Więc znowu "skok" w stronę następnego zakrętu i bajka się powtarza. Jeżdzi się to bez kijów. Nie to żebym tę technikę z funcarwingu jakoś polecał. Moim zdaniem jest za wolna i za dużo tu ruchu górą ale pokazuje jeden z "automatycznych" mechanizmów skrętu i zmiany krawędzi - wykrokowa podczas stopniowego przesuwania tylnej narty wychodzimy z " starej" krawędzi i wchodzimy na nową. - wydaje mi się, że w długim skręcie (przy nieznacznym wykroku) można stopniowo przenieść cieżar ciała z jednej strony na drugą za czym pójdą inne zmiany w sylwetce - na zakończenie jeszcze jedna, moim zdaniem strasznie wygodna, technika. Dobra na niewielkie prędkości. Zaczynasz w lini spadku w pozycji równowagi. Wysuwasz nartę w stronę zakrętu na długość buta i krawędziujesz... tylną nartą. I to wszystko. Reszta dzieje się sama, tylna narta "wywraca" przednią. Przy zmianie krawędzi przesuwamy kolana do środka, przesuwamy drugą nogę i krawędziujemy znów tylną. Pozdro Wiesiek
  3. No właśnie o tym rozmawiamy - może dowolny jednak znaczy "dobry lub bardzo dobry" - jest spora szansa, że jednak trafimy docelowo. Zauważyłem, że prawdopodobnie mógłbym używać wielu butów z górnej półki (różnych firm - oczywiście o odpowiedniej szerokości). A z tymi tańszymi już tak nie jest. Może to autosugestia??? Co do pożyczania to mam wielkie wątpliwości i natury praktycznej (koszty, przypadkowość, stan) i higienicznej. Pozdro Wiesiek Użytkownik Wujot edytował ten post 19 wrzesień 2011 - 10:49
  4. Maćku! Oczywiście - masz rację. Jeśli ktoś jeździ 3 dni w roku i narty nie są dla niego czymś istotnym to szkoda kasy na dobre buty. Prawdę powiedziawszy także na deski a nawet instruktora - bo jaki progres można osiągnąć przy takim zaangażowaniu? Ale jeśli czujesz, że narty "to jest to" - można jednak zacząć od dobrych butów! Czy najdroższych? Może niekoniecznie ale przynajmniej od średniej półki. Przy 20 dniach jazdy rocznie powinny wystarczyć na 10 lat - po co więc kupować kolejne buty co dwa lata??? Tę drugą drogę (buty co dwa lata) sam przeszedłem i z mojej obecnej perspektywy wydaje mi się to bez sensu. Za cenę trzech kiepskich i średnich butów miałbym od razu te jedne bardzo dobre. A ponieważ wydaje mi się, że nie jestem jedyny z takimi doświadczeniami to o tym piszę. A każdy ma swój rozum i na pewno wybierze właściwe rozwiązanie. Powtórzę dla mnie dobry but to podstawa. Sprawa dużo ważniejsza od nart. Pozdro Wiesiek
  5. Przy nauce nie ma to chyba znaczenia... Jeżdziłem na skiturowych nartach i butach w żlebach karkonoskich i powiem, że zdecydowanie wolę "normalne" buty narciarskie a do zjazdu "normalne" narty. Podobnie jak ski4ever uważam, że buty o flexie 120-130 są bardzo wygodne i ich ogólny komfort jest znakomity. I nigdy nie rozpinam klamer w trakcie dnia. Raz ubrałem na nogi buty o flexie 160 i tu wrażenie było nieprzyjemne tak że rozumiem dlaczego zawodnicy rozpinają te klamry. Ale nikt tutaj nie proponuje przecież zawodniczych butów! Górnopółkowe "amatorskie" buty można spokojnie polecić każdemu. pozdro Wiesiek
  6. Jan Koval Naprawdę warto zastanowić po co plecak jest Ci potrzebny. Jeśli nie planujesz systematycznego noszenia przypiętych nart to Tobie i wszystkim kolegom proponuję wziąć pod uwagę trekkingowy McKinley Couguar z Intersportu. Przy "umiarkowanej" cenie - 239 zł ma sztywne plecy (stelaż plus wkład plastikowy). Dla mnie to było najważniejsze (bo przeraża mnie wizja termosu wbitego w kręgosłup po jakiejś wywrotce). Do tego naprawdę znakomity stelaż i bardzo dobra wentylacja (ważne przy normalnym trekkingu). Nie ma specjalnych uchwytów na narty ale są troczki i uchwyty na kije i czekan i można sobie poradzić. Pojemność 28 l - dla mnie ok. Pozdro Wiesiek
  7. Wujot

    Druga para nart

    Na początek proponuję, przeczytaj identyczne wątki. Jest tam sporo konkretnych informacji.http://www.skiforum....ead.php?t=37868http://www.skiforum....ead.php?t=37495http://www.skiforum....ead.php?t=37754A co do długości i szerokości. Jeśli to ma być druga para to kup coś znacząco innego. Jan zaproponował Ci i tak dość (moim zdaniem zbyt) kompromisowe rozwiązanie - nartę tylko o 3 cm dłuższą od używanej i szerszą 8-18mm. To nie jest znacząca różnica!!! Ja będę bardziej 'śmiały". Długość 184 cm, 94-98 mm pod stopą. Do off piste to żadna awangarda - raczej punkt wyjścia, na trasy też dobra. Uwagi o promieniu nie rozumiem - poza trasą ma to małe znaczenie a na trasie 20-22 m (a tyle ten sprzęt ma) wystarczy...A co do wagi - ciesz się - narta będzie Ci szła płycej (inni muszą mieć 110-120 mm) a ciągle będzie dobra na krawędzi. PozdroWiesiek Użytkownik Wujot edytował ten post 02 wrzesień 2011 - 07:22
  8. Janie! Masz zapchaną skrzynkę pocztową ale wszystko jest ok - uśmiechnąłem się tylko jak to przeczytałem. Jesteś "solą" tego forum a że czasem nie bez grzechu... cóż: - "niech kamieniem rzuci ten... " Mam nadzieję, że kiedyś poszusujemy razem. Pozdro Wiesiek
  9. Janie - nie mam zamiaru kwestionować Twojego pierwszeństwa w tej ale też (na wszelki wypadek) innych kwestiach. Wojtas! Bardzo się cieszę, że dzięki dyskusji znalazłeś rozwiązanie. Teraz kiedy już wiesz czego chcesz (w sensie parametrów geometrycznych) pozostaje wybór firmy. Jestem przekonany, że wszystkie narty o których była tu mowa są co najmniej "przyzwoite" i każda umożliwi długi i trwały rozwój umiejętności. Podobnie jak i Ty uważam, że jednostkowe testy nie dadzą odpowiedzi, która narta jest lepsza. Aby coś powiedzieć trzeba pojeździć parę godzin w zmiennych warunkach zmieniając "kandydatki" tak aby w danych warunkach sprawdzić każdą. W innych przypadkach może się skończyć jak tutaj: http://www.skionline...ead.php?t=13433 - post 35 (mój) Czyli wychodzi, że albo stworzysz sobie warunki do prawdziwych testów czyli np jeździsz w grupie z narciarzami, którzy mają różny sprzęt i chętnie Ci go pożyczą albo zbierasz opinie z nadzieją, że trafisz dobrze. Myślę (i wiem), że narty Kneissla i Volki są bardzo dobre. Może pora teraz na poszukanie okazji - np nowe Grizzly są bardzo drogie ale starsze (ale nówki) można było trafić pod koniec sezonu za 2100. Być może przy innych typach też można trafić okazje - czego Ci życzę. A jak coś kupisz to się "pochwal" Pozdro Wiesiek
  10. Oczywiście różnice długości i szerokości są odczuwalne. Nie demonizowałbym jednak ich znaczenia bo z reguły coś co odbieramy jako wadę w jednych warunkach okazuje się zaletą w innych. I tak narta krótsza jest pewnie bardziej manewrowa ale w ostrej jeździe mniej pewna. Węższa dobra na ubitym i zdecydowanie gorsza w miękkim. Wybór geometrii nart (a moim zdaniem to jest tak naprawdę to co różni narty) jest więc kompromisem między zmiennymi warunkami jazdy, zmiennym stylem jazdy i upodobaniami narciarza a także jego siłą. Jako anegdotę podam przykład z mojej "stajni": narty Rossignol Bandit - kupiłem jakoś tę nartę okazyjnie (wiedząc, że we Francji jest bardzo popularna). Po paru jazdach stwierdziłem, że niezbyt mi leży, szczególnie przy wyższej prędkości. Ale któregoś razu przy sprzyjających warunkach odłożyłem kije i postanowiłem na niej pofunować. Wyszło naprawdę całkiem całkiem (a geometria to 180 cm, 80 mm i promień koło 18m, niska płyta). Czyli narta dla mnie bardzo przeciętna nagle okazała się bardzo ok. Wracając do tematu. Warunki pozatrasowe preferują narty długie, szerokie, małotaliowane i sztywne. Chodzi o dużą powierzchnię nośną, odporność na różne niespodziewane impulsy. Ponieważ dominuje technika równoległa to promień skrętu ma znaczenie "pomocnicze". Część z tych cech może się pokrywać z pożądanymi cechami nart "na boisku" a część nie. Tak naprawdę sprzeczność jest głównie w szerokości. Ale poprzez nieznaczne pogorszenie możliwości jazdu na ubitym można bardzo dużo zyskać na off piste. Dla mnie kompromis wyznacza szerokość ok. 95 mm - czuję już gorszą jazdę na krawędzi (choć nie zawsze, bo pisałem, że na Rock Starach Kneissla o tej szerokości na krawędzi jeździło mi się doskonale) ale za to mam łatwiej w terenie. A przyszłościowo rzecz biorąc tylko to mnie interesuje. Dla innych kompromis może być w innym miejscu ale sugerowałbym szerokości większe niż 80mm. Teraz długość - tutaj nie widzę większych problemów bo dłuższa narta także w jeździe na krawędzi to skarb. Ostateczną długość wyznacza siła i sprawność narciarza. Z reguły nie doceniamy naszych możliwości i stąd opinie "teraz bym kupił dłuższą" są zdecydowanie częstsze od odwrotnych. Teraz manewrowość - kupując pierwsze dłuższe ("teraz bym kupił dłuższą") freeridówki też bałem się o to. Założyłem je i narty poza wolniejszym przejściem z krawędzi na krawędź okazały się wprost niezwykle manewrowe - i nie jest to tylko moja opinia ale też kolegów, którzy na nich pojeździli. Zaintrygowało mnie jak to możliwe? Przyłożyłem je do nart z grupy race i okazało się, że przody (to co przed wiązaniem) mam bardzo podobnie ale tyłów duuużo więcej. W jeździe równoległej narta jest więc świetnie wyważona (w powietrzu też). Drugi powód znakomitego manewrowania jest prozaiczny narta idzie sporo płycej i ma mniejsze opory ślizgu. Ten drugi "problem" przetestowaliśmy z Amatorką Jazz Band w Gurglu podczas upalnego dnia gdzie na trasie do dołu niezliczone rzesze narciarzy przekształciły stok w istne pobojowisko. Od 14.00 nie było już na tym stoku absolutnie nikogo i można było sprawdzić czy da się go przejechać na maksa bez hamowania po najkrótszym torze. Mieliśmy dwie absolutnie różne narty zawodniczą slalomkę 63 mm i 98 mm freeridówkę i ten sam rozmiar skorupy. Dało się pojechać oczywiście na obu. Przyjemność z jazdy była jednak tylko z freeridówki. Na slalomce cały czas trzeba było solidnie trzymać nogę, jazda dała odczucie jakbym się ślizgał na łyżwie wbity głęboko, i przy tej prędkości i ciężarze śniegu żadnych gwałtownych manewrów. A na tej drugiej pełny fun. Czyli (trochę długo) ale na nierównym i miękkim szeroka i długa narta jest nieoceniona. Moim zdaniem kupując narty dłuższe i szersze dużo się zyskuje a mało traci (najbardziej się traci gdy to nie ma znaczenia - na idealnie ubitym). Pozdro Wiesiek Wypracowanie kurczę jak na maturze, kiedy to było... Użytkownik Wujot edytował ten post 15 lipiec 2011 - 15:39 styl
  11. Biorąc pod uwagę wagę ;-))) i bardzo dobre przygotowanie fizyczne - narty zdecydowanie dłuższe - powiedzmy + 5 cm a nawet + 10 cm. Dłuższa narta to w trudniejszych warunkach skarb ale na stoku ubitym w skręcie gigantowym i ostrej jeździe to też zaleta. Co do typów spoko mogę polecić AC -50 i Grizzly Volki. Możesz do zagadnienia podejść jednak inaczej - mając slalomki "do zabawy" jako drugą parę wybrać wąską freeridówkę około 95 mm. To naprawdę bardzo uniwersalny sprzęt. Pisałem o tym http://www.skiforum....7937#post357937 Moim zdaniem to rozwiązanie "na skróty" - jeśli poważnie myślisz o zabawie obok ubitego - warto. Pozdro Wiesiek
  12. To nie jest takie oczywiste. We Francji np praktycznie nie ma nowych inwestycji w infrastrukturę narciarską za to wielkie w pobytową. W ciągu 10 lat niektóre miejscowości zwiększyły ją 3x. Kiedyś początek stycznia gwarantował puste stoki a teraz już nie. Trochę inaczej jest w Austrii - tutaj sporo dzieje się na stokach choć raczej zwiększa się przepustowość wyciągów jak tworzy nowe trasy. Czyli tłok na trasach też rośnie. A ponieważ zasadnicza część ruchu to niedzielni narciarze oderwani właśnie od kompa a wyposażeni w szybkie narty i umiejący relatywnie szybko jeździć to czasem strach się bać. Filozofia obecnych czasów: masowo, łatwo, szybko i bezwysiłkowo a problemy zamiatamy pod dywan - przyznaję - nie jest mi bliska. Widocznie zgred jestem... Ale są też inne przyczyny mojej postawy - jestem przekonany, że większy wysiłek to większa satysfakcja, lepsza sprawność, głębsza refleksja. Upraszczając wszystko zbyt bardzo pozbawiamy się sensu - doskonalenia się. Nie mam złudzeń, że za rozwojem narciarstwa stoi gigantyczny biznes i to on wprasuje w świadomość mas to co będzie chciał np to, że robi to dla ich dobra, albo że 12 godzin nauki to aż za dużo. Tak jak zastąpił tysiace niepowtarzalnych knajpek standartową bułą a setki smaków różnych napojów słodką, niezdrową lurą. I oczywiście mała szansa, że mówieniem o tym cokolwiek zmienimy. Dlatego już od dłuższego czasu ciągnie mnie tam gdzie jest inaczej - z dala od narciarskiego tłumu. A chociaż obok. Piszę o tym bo może ktoś to ode mnie "kupi". A naprawdę warto! Kocham narty bo kocham góry - najkrócej w temacie. Pozdro Wiesiek Użytkownik Wujot edytował ten post 22 czerwiec 2011 - 09:27
  13. Oczywiście absolutnie masz rację a w kwestii metodologii nauczania nawet nie próbuję się wypowiadać - nie mam ani wiedzy ani większego doświadczenia. Czyli trudno mi rozstrzygnąć czy pług, czy krawędź czy jazda równoległa i na ile jedno, drugie i trzecie i na jakich etapach szkolenia. Post mój po trosze był sprowokowany wszechogarniającą propagandą, że nowe narty (+ dobrze przygotowane trasy) i dwa dni nauki wystarczą abyś został narciarzem. Pewnie nie taka była intencja ale w Twojej wypowiedzi zobaczyłem też ten "optymistyczny" ton. A ponieważ wszyscy na tym forum mamy chyba świadomość: Pozwoliłem sobie na tych parę uwag. Pozdro Wiesiek pees - te kursy ski-extrim brzmią niezwykle interesująco. Co prawda nie jestem pewien czy to dla mnie. Ale może... Użytkownik Wujot edytował ten post 21 czerwiec 2011 - 23:13
  14. A ja może nie tyle polemicznie ile refleksyjnie: Godzina 9.00 niebieskie i "łatwe" czerwone trasy - widzę tabuny pięknie karwingowo śmigających narciarzy - sami eksperci. Godzina 12.00, mocno zmiękło, pierwsze niewielkie muldy, trochę odsypów - warunki ciągle bardzo łatwe ale... jazda krawędziowa idzie w odstawkę, sylwetki odchylone do tyłu jazda oporowa na dolnej narcie. Już nie ma na kogo popatrzeć. Godzina 16.00 narciarze wracają gondolkami aby oszczędzić sobie zjazdu po przetworzonych już mocno trasach. Na dole opowiadają jakie to trudne (nie nadające się do jazdy!) były warunki. Sztruks to jedyny standart - nie ma go to znaczy, że obsługa źle się postarała. To w większości adepci takich 12 godzinnych uczących jazdy na nartach kursów karwingowych. Idąc tą logiką za chwilę stacje narciarskie wyznaczą przerwy podczas których będą gładziły stok aby było równo przez cały dzień! Być może tak musi być - wiedzą to koledzy zajmujący się nauką - ja jestem tylko amatorem, miłośnikiem nartowania. Dla mnie "prawdziwe" narciarstwo zaczyna się poza ubitym a tam technika krawedziowa przydaje się znacznie mniej niż np. zanegowana oporowa. Ale nawet na stoku ubitym większość adeptów kursów karwingowych jeździ tak przez mniejszość czasu (2-3 godz rano) i to tylko na łatwiejszych stokach (na czarnych trasach już mało jest krawędziowych śmigaczy). Nie jestem oczywiście przeciwnikiem jazdy na krawędzi, wprost przeciwnie (i zdarza mi się czysto pojechać z góry na dół na czarnych) jednak uważam, że ograniczanie nauki do techniki krawędziowej produkuje jednostronnych i bardzo słabo wyposażonych narciarzy. Może warto o tym powiedzieć i też to, że to sztruks jest stanem patologicznym a nie nierówności, lód, puch itd??? Mam świadomość, że oprócz off piste jest jeszcze obijanie się po tyczkach (na patologicznie wyrównanych i oblodzonych stokach ;-))) i to oczywiście czysta technika krawędziowa (przynajmniej w GS). Oczywiście zakładam, że wzmiankowana książka to doskonały podręcznik dla wszystkich zaczynających przygodę z narciarstwem i pewnie jest warta przeczytania. Moja refleksja dotyczyła jednak tego czy w 12 godzin można nauczyć się jeździć na nartach. I co to znaczy "nauczyć się jeździć na nartach" a także zakresu nauczanych technik... Pozdro Wiesiek Użytkownik Wujot edytował ten post 21 czerwiec 2011 - 12:03
  15. Wujot

    Stubai Glacier

    Widać, że Stubai w maju jest popularny - ciekawe czemuż??? :) Byłem tydzień przed legendą (12-15.05 + dzień na Tuxie). I trafiłem na najbardziej zimowy dzień roku. 15.05 spadło na górze 40-50 cm śniegu!!! Było bardzo wietrznie, zimno, mocno mglisto, jeźdżiliśmy (z Amatorką Jazz Band) w maskach na twarzy. Ślady ratraków znikały po jednym przejeżdzie (cały czas sypało). Obok trasy zdarzało się wpaść w zaspy do pasa. Po "zderzeniu" z jedną taką odkopywałem kijek przez ładnych parę minut. Poza grupami zawodników nartowało dosłownie paru "zboczeńców". Czynna była tylko prawa część (patrząc z dołu). Do pośredniej nie zdecydowałem się zjechać (trasa była zamknięta) bo jest tam sporo płaskich odcinków. A dwa wcześniejsze dni - Riviera, na tarasach można było siedzieć w bieliźnie. Zamknięta była nakrywana kanapa i ta druga od funparku czyli nie było zjazdów: 11 i ulubionej skirouty 13. Poza tym chodziło prawie wszystko. Można było jeździć off piste w licznych miejscach (co też czyniłem). Choć koło 16.00 na bardziej płaskich odcinkach hamowało niemożebnie - dosłownie jakby coś chwytało narty... Jeden wyjazd - i lato i prawdziwa zima. Lubię to!!! Pozdro Wiesiek Użytkownik Wujot edytował ten post 25 maj 2011 - 13:55
  16. Trochę OT ale mam pytanie 200 km - to suma wjazdów i zjazdów czy tylko same zjazdy? Najlepszy znany mi wyniki dzienny to 140 km - zrobione przy najszybszych krzesełkach (jazda bez zatrzymywania i szybka, przez cały dzień). Był to 10 wynik sezonu w jednej ze stacji alpejskich, Liczone nie GPS tylko z rejestracji bramek i długości trasy. Pozdro Wiesiek
  17. Serwis Mazura na Robotniczej 1 - jeślibyś doszedł do wniosku, że jednak nie robisz tego sam - choćby z powodu nałożenia mikrostruktury. Pozdro Wiesiek
  18. Wujot

    Dobor dlugosci nart

    Mnie wyszło, dla freeridówki 185 cm - nieznacznie więcej niż z typowych zaleceń (+10 cm) i zgodnie z odczuciami. Ciekawa za to jest metodologia - wiąże długość narty z wagą a nie wzrostem. Wydaje się to dość logiczne bo przecież jednostkowe obciążenie podłoża powinno być podobne u wszystkich narciarzy. Z drugiej strony metody łączące długość narty z wzrostem też mają uzasadnienie - inne długości "dźwigni" układu szkieletowo-mięśniowego. Przecież narciarz o tej samej wadze a wyższy poruszy skuteczniej większą nartę. Przy standartowej budowie jak widać wyniki obu metod są podobne. W przypadku sylwetek odbiegających od wzorca wychodzą duże różnice - w podanej metodologii korpulentni otrzymają narty zbyt długie o bardzo szczupli zbyt krótkie. Zaletą podanej metody jest zwrócenie uwagi na pomijany często aspekt wagi. Warto sprawdzić "długość" nart wg różnych zaleceń - jak wyjdą znaczące różnice to przemyśleć dodatkowo problem. A z pomijanych aspektów uważam, że warto jeszcze uwzględnić ogólny stopień sprawności i siły. Narciarz o wadze 90 kg "same mięśnie" a ten wożący 15 kg sadła to nie to samo (przy tym samym wzroście). I pierwszy może sobie pozwolić na dłuższą nartę. Pozdro Wiesiek
  19. .W całej tej dyskusji brakuje rzetelnej oceny potencjału Kasprowego. W tej chwili, na górze, mamy dwie trasy o niewielkiej przepustowości, szczególnie w dolnych partiach. Jeśli zastąpimy archaiczne i wolne krzesłka 2x szybszymi i 2x większymi to na trasach będzie 4x narciarzy. i przekroczy to moim zdaniem ich pojemność. Rozwiązaniem byłaby budowa nowych tras ale prawdę powiedziawszy nie bardzo jest to chyba możliwe. i to nie tylko ze względu na opór TPN ale także odpowiednią konfigurację terenu i konieczność ochrony przed lawinami. Trasy nie można poprowadzić od tak sobie - wszędzie. Patrząc kryteriami alpejskimi to jedna, niewielka górka z niezbyt korzystną konfiguracją i kiepskimi uwarunkowaniami meteorologicznymi. W konfrontacji z przeciętnymi stacjami alpejskimi to maleństwo - tam systemy rozpięte są na powierzchniach porównywalnych z całymi polskimi Tatrami (i dlatego nie obciążają tak silnie środowiska). Porównywanie oferty "rodzimych" stacji z alpejskimi wyłącznie poprzez analizę cen także nie jest właściwe. We wspomnianym kotle gąsienicowym możemy w ciągu dnia przy całkowitym braku kolejek wykonać 20 zjazdów czyli ok 32 km na nartach (podobnie jest w całej Polsce). W Alpach dobry narciarz zawsze przejedzie 80-90 km ale 120 km też jest możliwe. U nas brakuje przewyższeń to umożliwiających i dostatecznie przepustowych tras i tego nie zmienimy. Wspomnę jeszcze o alpejskiej różnorodności, możliwości jazdy offpiste, sieci skibusów, ofercie apresski. Do tego bardzo rozbudowany i korzystny system karnetów sezonowych - po uwzględnieniu tych czynników porównywanie jest wprost śmieszne. Nie znam narciarzy, którzy po paru wyjazdach w Alpy chcą jeżdzić w Polsce. Sam mam 120 km do stacji w Polsce i Czechach i uważam, że jazda tam to strata czasu i pieniędzy. Dla zainteresowanych podaję, że średni koszt jednego dnia w Alpach wychodzi mi ok 200 zł (przy najdroższym tyrolskim karnecie sezonowym - 81 ośrodków, 3000 km tras). Wyliczenie obejmuje wszystko - transport, żarcie, nocleg, jazdę. Mimo to oczywiście jestem za rozsądnym rozwojem naszych ośrodków - nauka jazdy, funparki, narciarstwo rodzinne, może wypoczynek feryjny, białe szkoły to może być specjalizacja ośrodków. Ale cudów tu nie zbudujemy bo nie ma takiej możliwości. I zaawansowani narciarze w sposób oczywisty będą wybierali Alpy. Użytkownik Wujot edytował ten post 06 marzec 2011 - 13:31
  20. 1. Uważne prześledzenie umowy Avivy wskazuje, że nie ma takich wyłączeń.Śledzę teraz proces rehabilitacji po zerwaniu ścięgna achilesa (gra w piłkę na sali). Jeśli ubezpieczony nie dostanie zwrotu za "prywatną" rehabilitację to poinformuję tu na forum 2. Poszerzone NNW o którym cały czas piszę to nie jest jakieś "specjalne ubezpieczenie narciarskie" ale "zwykłe NNW" od wszystkich nieszczęśliwych zdarzeń. Świadczenie za kciuk wziąłem po wywrotce rowerowej. Można powiedzieć, że za "głupie" 130 zł jesteśmy zabezpieczeni także od tych zdarzeń na stoku i wszystkich innych przez 24 godz na rok. W konstrukcji Avivy najcenniejsze dla mnie były jednak właśnie składniki KL i KR - kosztują prawie nic a w przypadku cięższego urazu nie muszę korzystać z "bezpłatnej służby zdrowia". I Bogu dzięki!!! 3. Jeśli agenci nie ogarniają produktów, które sprzedają to oczywiście ten wysiłek musi spaść na nas wszystkich. Ale tak to w życiu bywa - o swój tyłek trzeba zadbać samemu. Uważna obserwacja rzeczywistości narciarskiej przekonuje mnie, że szydło z worka wychodzi zbyt często już po fakcie. Klienci ubezpieczalni udają, że coś kupują a ubezpieczalnie udają, że im to sprzedają. I szafa gra - do czasu. Jeden z moich znajomych organizujący wyjazdy narciarskie (kilkanaście autobusów rocznie) powiedział mi, że praktycznie w kazdym autobusie ma "połamańców" - rekord czterech. Kontuzje mogą się trafić naprawdę każdemu - przy mnie ACL doznał kolega GOPR-owiec, znakomity narciarz (były Mistrz Polski Instruktorów). Marioo który opisał swój przypadek to także bardzo rozsądnie i ostrożnie jeżdżący narciarz. 4. Obserwacja tych i innych przypadków pokazała, że są trzy odrębne problemy: - wypadek na stoku za granicą (czyli akcja ratunkowa, pobyt w szpitalu za granicą, transport do kraju, ewentualne procesy cywilne po kolizji) - to załatwia właśnie dobre ubezpieczenie narciarskie - we wszystkich znanych mi przypadkach nie było tu żadnych problemów. - wizyta u miejscowych lekarzy czyli... kasa na stół i zwrot nie wiadomo kiedy (także we wszystkich znanych mi przypadkach). Stąd EKUZ - wielkie zdziwko w kraju - dwa miesiące do ortopedy? Rehabilitacja za trzy?? Na początku wizyta u lekarza rodzinnego??? Orteza płatna???? Rekonstrukcja za rok????? Implanty płatne - wow!!! A przypomnę - jesteśmy obolali, zszokowani, zamiast nadgodzin bierzemy urlopy, mamy ograniczone zdolności poruszania itd. To dość czarny scenariusz ale niektórym się niestety zdarzył i co gorsza zdarzy. I aby zmniejszyć te problemy założyłem ten wątek. Pozdro Wiesiek
  21. Nazywa się to Moje Bezpieczeństwo Prestiż (ale nazwa...) Składamy sobie to z poszczególnych "modułów" ale musi być w tym NNW. Najprostsza i najtańsza a moim zdaniem wystarczająca, konstrukcja może wyglądać tak. - NNW na 10 000 zł - KL na 10 000 zł - KR na 2000 zł. Składka roczna wychodzi wtedy na poziomie 130 zł. Jak to działa: - część NNW oznacza odszkodowanie za uszczerbek na zdrowiu poniesiony w wyniku nieszczęśliwego wypadku. Ubezpieczyciel wypłaca to w zależności od % uszczrbku. Przy śmierci (tfu) to całość, przy bardzo ciężkich urazach także. - KL czyli koszty leczenia. Ubezpieczyciel wypłaci poniesione, rzeczywiste koszty leczenia powstałego uszczerbku. Wydatki muszą być udokumentowane (faktura) i poniesione w Polsce. Ale wypadek może być oczywiście poza Polską. Jeszcze raz podkreślę jest to zwrot kosztów leczenia (w tym też diagnostyki) skutków nieszczęśliwego wypadku a nie chorób. KL nie może być wyższe od NNW - KR czyli koszty rehabilitacji. Moduł ten jest ograniczony co do wysokości do 20% NNW. Reszta jak wyżej czyli udokumentowane koszty rehabilitacji związane z nieszczęśliwym wypadkiem. Są jescze inne możliwości w tym niezdolność do pracy itd. Reszta mnie średnio interesowała więc niezbyt pamiętam. Moje "wypasione" NNW z przyległościami kosztuje 550 zł rocznie ale mam w tym 100 000 NNW (tzw progresywne), 30 000 KL, 6 000 KR Z innych uwag. KL - 10 000 zł na koszty leczenia w Polsce to sporo - można zrobić w tym większość ciężkich (pojedyńczych) urazów. 20 000 można uznać za kwotę wystarczającą na prawie wszystko. KR - 2 000 zł to dość mało. Rehabilitacja ACL spokojnie może kosztować 3000 zł a może i więcej. Nie lekceważyłbym tego modułu a ponieważ jest on procentowo związany z NNW (tzn KR nie może być dowolnie duże) to może się okazać, że to on wyznacza wielkość NNW. Mam nadzieję, że nikt z Was nie będzie musiał sprawdzać jak to działa w praktyce ale do ubezpieczenia... zachęcam. Co do samej Avivy nie narzekam - dostałem kiedyś odszkodowanie za uraz kciuka (bez najmniejszych problemów) i za pobyt w szpitalu (2x - też bezproblemowo - ale to jest inne ubezpieczenie). W tym ubezpieczeniu nie ma możliwości przedstawienia kosztów transportu. Jest to jeden ze składników innego ubezpieczenia a mianowicie Kosztów leczenia za granicą. W moim przypadku "załatwia" to ubezpieczenie w OeAV opisane na początku. Podkreślam - ten trzeci składnik mojej konstrukcji (poszerzone NNW) ma "załatwić" nieruchawość i niewydolność polskiego NFZ-tu. Możemy szybko i dobrze się wyleczyć tu w kraju. Za granicą ma nas chronić "klasyczne" ubezpieczenie narciarskie obejmujące np: OC, koszty akcji ratunkowej, KL zagraniczne, transport do kraju, obsługę prawną itp. Częściowe zabezpieczenie daje też karta EKUZ (Europejska Karta Ubezpieczenia Zdrowotnego) ale tylko w krajach UE (w Szwajcarii już nie). Moim zdaniem tylko taka (lub podobna) "trzyskładnikowa" konstrukcja daje praktycznie pełne zabezpieczenie chroniące nas przed finansowymi skutkami wypadków Pozdro Wiesiek Użytkownik Wujot edytował ten post 24 luty 2011 - 11:11
  22. Podawanie kątów w procentach jest bardzo wygodne. Wystarczy, że w poziomie odmierzymy metr a w pionie ilość procentów w cm ( w przypadku zdjęcia 70 cm =70%). Nie trzeba mieć więc kątomierza. Skala jest szczególnie wygodna przy niewielkich kątach dlatego powszechnie stosowana w technice. Co do skali strachu to na końcu dodałbym jeszcze: - strach ogarnia gdy oglądamy zjazd od dołu już po zjechaniu ;-))) Użytkownik Wujot edytował ten post 19 luty 2011 - 11:16
  23. Jestem prawie na 100% (ach ta pamięć) pewien, że mieszkając w Ried kupowaliśmy, na kartę gościa, karnet na te 6 ośrodków ze zniżką - chyba kilkanaście euro. Poza Nauders reszta raczej nie warta wizyty. Samo SFL jest dla mnie znakomite na pewno to jeden z najlepszych i najnowocześniejszych ośrodków w Austrii.
  24. Bajaderko! Mimo wszystko Włoch nie musisz skreślać - o ile nie polecałem Val di Fiemme - to w Dolomitach znajdą się jednak miejsca warte zobaczenia (wręcz obowiązkowe). Jako miejscówkę rekomendowałbym bym La Villę lub Corvarę. A Twój program mógłby wyglądać następująco: - Cortina d'Ampezzo - dwa dni (dojazd autem) - Kronplatz - jeden dzień (ośrodek taki sobie ale czarne trasy o których pisał globtroter rzeczywiście re-we-la-cyj-ne). Dojazd skibusem albo autem - z Corvary - kierunek - Val Gardena - bez szału ale czerwona FIS-owska bardzo urokliwa - z Corvary - kierunek - Arabba - Marmolada. Świetne czarne w Arabbie i zjazd z Marmolady -1800 m w pionie. Niestety dużo stania (w gondolkach bez siedzeń i tramwajach) W ostatni dzień - może Alta Badia (choć dla wymagającej narciarki to chyba nie). Może Arabba - Belvedere. A może jakaś powtórka. Myślę, że taki program to maksimum satysfakcji (w sytuacji gdy Austrię dobrze znasz). A na przyszłość - może jednak Espace Killy, Les Arzt, La Plagne, Portes du Soleil, Trzy Doliny, Les 2 Alpe (La Grave)??? Dla mnie to najlepsze miejscówki w Europie... W Szwajcarii - 4 doliny (Mont Fort) Kurczę jeszcze jednak coś zostało w tych Alpach!!!
  25. W 100 % zgadzam się z Sese - Tesero to fatalna miejscówka - wszędzie daleko. Kronplatz i Cortina praktycznie niedostępne a to chyba (poza Arabbą i Marmoladą) najlepsze i jedyne miejsca będące narciarsko naprawdę ciekawe. Jeśli już Dolomity to, może, Corvara, La Villa, Arabba. Nie jestem specjalnym miłośnikiem Włoch - zdecydowanie wolałbym Austrię (a jeszcze bardziej Francję) - o niebo lepsza infrastruktura narciarska, lepsze trasy i większe możliwości off piste. Oczywiście taka opinia to generalizowanie - zarówno Włochy jak i Austria to olbrzymie tereny narciarskie i na pewno można znaleźć coś dla siebie. Nie mniej podana przez Ciebie miejscówka nie jest najlepsza. A co do Val di Sole to naprawdę nie potrafię zrozumieć dlaczego ludzie tam jeżdżą no bo czarna w Folgaridzie i w Passo Tonale to mimo wszystko trochę mało... W Bad Gastain nie byłem więc się nie wypowiadam. Pozdro Wiesiek Użytkownik Wujot edytował ten post 25 styczeń 2011 - 09:23
×
×
  • Dodaj nową pozycję...