Wujot
Members-
Liczba zawartości
2 858 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
24
Zawartość dodana przez Wujot
-
Załatw jeszcze St Anton!!! Pozdro Wiesiek
-
KubaR! Bardzo dziękuję za wypowiedź - takie uwagi są wprost bezcenne bo nic nie zastąpi lat doświadczenia - które masz. Czytam Cię z wielką uwagą i tutaj i na forum skiturowym. Jeszcze raz dzięki! A co do pytania to oczywiście Robert R - "wprowadza" mnie w arkana i pewnie w najbliższym sezonie znów zrobimy razem "coś" (na razie w planach Silvretta a później Monte Rosa no i pewnie też Tatry Słowackie). Pozdro Wiesiek
-
Bardzo mi się podoba takie postawienie sprawy - W "narciarzu doskonałym" le Master opisuje 7 podstawowych ruchów jakie wykonuje narciarz (wśród nich jest także rotacja i kontrrotacja). Le Master twierdzi, że o mistrzostwie narciarza świadczy umiejętność wykonywania ich absolutnie niezależnie, w sposób dopasowany do terenu. Z tego punktu widzenia można więc narciarstwo traktować niejako holistycznie zakładając, że poszczególne "sposoby" jazdy różnią się tylko akcentami - zastosowaną kombinacją ruchów. I rzeczywiście zdecydowanie mniej wykonuje się już rotacji, kontrrotacja też nie jest już tak częsta. Nie oznacza to jednak, że zniknęły one z arsenału technik narciarskich bo szybkie "obracanie" płasko położonych nart może być potrzebne nawet w slalomie nie mówiąc już o muldach czy jeździe w terenie. Wydaje mi się, że jest znacznie więcej podobieństw miedzy tzw techniką klasyczną (tu też należałoby uściślić co pod tym pojęciem rozumiemy) a ciętą jak różnic. Aby to uzmysłowić powiem, że równie dobrze moglibyśmy podzielić narciarskie techniki ze względu na pozycję jazdy (wysoka, normalna i niska). Twierdzę, że różnica w pracy grup mięśni w pozycji wysokiej a niskiej jest dużo większa niż jadąc w pozycji normalnej tzw "karwingowo" i "klasycznie" Dodam jeszcze, że możliwie szeroki zakres pomysłów na jazdę warto mieć także ze względu na zmęczenie. Pozdro Wiesiek Użytkownik Wujot edytował ten post 20 sierpień 2012 - 13:54
-
Taki OT Niezawodność i łatwość obsługi sprzętu są wprost bezcenne. Manipulacje mogą nas trafić podczas zadymki, niskich temperatur gdy jesteśmy po prostu solidnie zmęczeni. Kiedyś w czwórkę ściągaliśmy przez kwadrans zablokowaną harszlę kolegi mając solidne toole i wkrętaki. Było to na wysokości 3300 a "do domu" z 6 km zjazdu. To był najgorszy kwadrans w życiu kumpla ale nas przecież sytuacja też by dotknęła. Mnie kiedyś rozsypał się skistop blokując możliwość jazdy - demontaż i wyłamanie go plus zrobienie paska zajęło nam kilkanaście minut ale gdyby nie pomoc kolegów to trwałoby to znacznie dłużej. Jeśli ściągasz narty to za chwilę wpadasz po cholewkę w śnieg - trzeba odczyścić potem buty a wcześniej czasem przygotować półkę aby w ogóle stanąć. O tym, że po kilkunastu godzinach marszu i zjazdu nie funkcjonuje się normalnie świadczą moje przeboje z butami TLT5. Przez kilkanaście minut nie byłem w stanie zapiąć buta bo nie zauważyłem, że czasem klamra lekko mi haczy o plastikowy element blokując prawidłowe zapięcie. Nic takiego znów ekstremalnego gdyby nie tło - jesteśmy po 14 godzinach marszu, właśnie zapadł zmrok, zerwał się lodowaty wiatr i zaczynamy się telepać z zimna, jest wysokość 3300, stoimy na zalodzonym stoku o nachyleniu lekko licząc 100% a przed sobą mamy 10 km zjazdu po ciemku i podejście. Więc kumpel na tym stromym stoku pomaga mi w nierównym boju (bez niego chyba bym jechał w niezapiętym) a reszta trzęsąc się z zimna cierpliwie czeka aż łaskawie będę gotowy... Następnego dnia w 30" doszedłem co się działa i co należało poprawić. Dlatego wygoda i niezawodność to kluczowe cechy. Pozdro Wiesiek Użytkownik Wujot edytował ten post 20 sierpień 2012 - 11:44
-
Jest to niezwykle sensowne - jeden ruch kijka i krok wydłuża Ci się o pół metra. Sytuacja całkiem często spotykana... A w innych wiązaniach ściągasz narty, walczysz z zalodzoną szyną, zakładasz narty (fok oczywiście nie zakładasz - nie opłaca się) po to aby zrobić to samo za 4 minuty. Albo idziesz kulawym krokiem za kumplami którzy przestawili sobie łatwo wiązanie. W obu przypadkach jesteś 200 m do tyłu. W drugim dodatkowo jesteś zrypany... Pozdro Wiesiek Użytkownik Wujot edytował ten post 20 sierpień 2012 - 10:50
-
To działa w drugą stronę - kończysz zjazd po stromym, robi się prawie płasko a za 400 m masz znów zjazd. Uwalniasz piętę i (bez foki) łatwo pokonujesz te 400 m. Bardzo sensowne. Pozdro Wiesiek Użytkownik Wujot edytował ten post 20 sierpień 2012 - 10:38
-
To oczywiste - cudów nie ma. Choć wagę (niską) też należy uznać za jeden z wymiarów jakości. Słowo kompromis ma tutaj wyjątkowy wymiar. Najtrudniejsze zjazdy w życiu jechałem w butach może o flexie 40 (albo i mniej) i dlatego nie boję się spróbować też ultra lekkich wiązań. Jeśli sprzęt nie jest w pełni wartościowy do zjazdu (a nie jest) to więcej musi być po stronie narciarza - lepsza technika, większa ostrożność. I na tym się koncentruję. Dla mnie cel zjazdowy także jest podstawowy - idę w góry w miejsca gdzie zjadą wyłącznie ci którzy nieźle przed tym się napocą. Ale nie na 4 godz tylko tydzień - wierz mi naprawdę to inny wymiar narciarstwa. Nawiasem mówiąc jeśli 4 godz kiepsko idziesz a 20 min bardzo dobrze jedziesz to może lepiej iść bardzo dobrze 3 godz a ostrożniej jechać 25 min??? Kuba! W ogóle nie odbieram tego personalnie. Pozwoliłeś sobie na, moim zdaniem, nietrafiony komentarz do nowej oferty look-a. Tak jakbyś krytykował fokę, że ma poślizg w jedną stronę. A ponieważ trochę brakuje (a na pewno brakuje konkurencji) ultralekkiej oferty wiązań to mnie ta informacja ucieszyła. Pozdro Wiesiek Użytkownik Wujot edytował ten post 20 sierpień 2012 - 09:13
-
Kuba! Plecak waży ok. 14 kg. Każde 2 kg mniej lub więcej już się bardzo mocno czuje, szczególnie przy zjeździe. Oszczędność na lekkim czekanie to 200-300 g, aluminiowych rakach nawet trochę więcej, lekkiej uprzęży - 200 g. A na wiązaniu - np Barony 2200 g a Speedy 500g różnica - 1700 g. Olbrzymia. Do tego speedy są zdecydowanie funkcjonalniejsze pod każdym chyba względem (długość kroku, ustawianie stopni, zakładanie harszli i przestawienie do jazdy) a jak dobrzy narciarze pokazują - potrafią zjechać na tym wszędzie. Na wielu "elementach" plecaka nie sposób "zaoszczędzić" wagi, lista sprzętu jest długa - nawet bez sprzętu biwakowego - pisałem o tym tutaj http://www.skiforum....Alpy-Otztalskie więc oszczędza się na tym co wymieniłem. A co do wagi narciarzy wysokogórskich to powiem, że tak szczupłe towarzystwo to rzadko gdzie spotkasz (poza wspinaczami skałkowymi) Pozdro Wiesiek Użytkownik Wujot edytował ten post 19 sierpień 2012 - 16:35
-
1. Do czego za lekkie??? Do noszenia, "biegania"??? 2. Tak mają wszystkie (albo prawie wszystkie) 3. To chyba oczywiste (no i pewnie z Garmontem, Scarpą, Nordicą TR 12, BD i mniej znanymi). W skialpiniźmie i skiturach to Dynafit wyznaczył standarty i prawie wszyscy go używają. A buty TLT5 to mistrzostwo świata - przydatność/waga (szkoda tylko, że nie cena) Zdziwiłbyś się ilu narciarzy ma konfigurację typu Zzeus, Speed i ciężka narta (powiedzmy 110mm). A jeżdżą (ciężki zjazdy) tak, że nie mam pytań. Nie wspominam tutaj konfiguracji lekkich typu tlt5, speed i narta 88 mm na paulowni bo to jest oczywiste. Fajnie, że powstają nowe rozwiązania - może choć trochę spadną ceny. Pozdro Wiesiek Użytkownik Wujot edytował ten post 18 sierpień 2012 - 22:18
-
Przeżyłbym podwyżkę nawet o 100E gdybym... zobaczył na karnecie: - St Anton i Lech - Ischgl - Soelden A nawet sam Arlberg Pozdro Wiesiek
-
Karnet Lungau (na trzy ośrodki) na cztery dni w wysokim sezonie kosztuje 139 E. To naprawdę niezła propozycja. Dla mnie najlepszy jest Grosseck-Speierck - szczególnie po wymianie południowego krzesełka na gondolkę. W tym ośrodku jest duży potencjał do jazdy off piste ale są też fajne trasy dla "normalnych" narciarzy. Fanningberg to w zasadzie dwie kanapy ale z dolnej są aż cztery szerokie trasy zjazdowe (+las i przecinka pod kanapą) i nigdy nie ma tam tłoku. Przy drugiej podgrzewanej kanapie jest spory potencjał off piste po niezwykle urozmaiconym terenie - hala, las, jary, pagórki, polany - naprawdę polecam, z JurkiemByd i Kitką jeździliśmy tam kiedyś przez dwa dni i ciągle znajdowaliśmy nowe drogi. Przepiękny widokowo jest też zjazd po grani (trasą) z widokiem m.in na Grosseck i Speiereck. A1 z Ainecka - miodzio, obowiązkowa jak i czarna do Katschbergu (nie pamiętam numeru). Sam katschberg dla mnie bardzo średni, mało urozmaicone trasy, jeden układ powtórzony parę razy, do tego szerokie stoki przedzielono wzdłuż siatkami aby potworzyć (statystyka) więcej tras no i tłok. Ale bardzo wielu narciarzy chwali sobie ten ośrodek. Pozdro Wiesiek Użytkownik Wujot edytował ten post 13 sierpień 2012 - 13:12
-
Maćku! Prosisz o radę podkreślając, że chodzi Ci o ośrodek kameralny i tani ale wybierasz co by nie powiedzieć coraz bardziej topowy SFL... Ten ostatni (jeden z moich ulubionych) opisany jest tutaj http://www.skiforum....tywne-Perly-Alp ale z pewnością nie jest to ośrodek dla początkujących. W zlinkowanym wątku znajdziesz opis Axamer Lizum - być może to będzie "właściwy" strzał. Pozdro Wiesiek
-
No trochę szkoda, że tak jest - Paradiski to jedyny obszar we Francji w którym nie byłem a o którego "zaliczeniu" marzę - widziałem filmy z tras z Les Arc i znajomi mi opowiadali. Ciągle mam to w planach (razem ze Szwajcarią), może kiedyś ekonomia wyjazdów będzie miała mniejsze znaczenie... Ale tak mogę wybrać te 6 dni we Francji w cenie mniej więcej 14 w Austrii (oczywiście nie licząc kosztów sezonówki - którą mam). No i ten długi i drogi dojazd i mikroapartamenty. Czyli (ambiwalentnie) Austria górą! Ale zazdroszczę Wam wszystkim i życzę przedniej zabawy. Pozdro Wiesiek Użytkownik Wujot edytował ten post 02 sierpień 2012 - 13:11
-
PATOLOGIA!!! pozdro Wiesiek
-
wstyd się przyznać - ja też nie byłem na Hochkarze - zostałeś sam na placu boju!!! ;-))) Pozdro Wiesiek
-
Drogi Arku! Bardzo mi miło, że w OGÓLNOŚCI podzielasz moje przekonanie o wyższości TSC nad ŚBN (Świętami Bożego Narodzenia). Pochwała (co prawda ograniczona ale jednak) w ustach takiego eksperta jak Ty naprawdę wiele dla mnie znaczy i warta jest tyle co dwie a nawet trzy inne. Przechodząc do odpowiedzi: ośmielę się uznać Kaunertal za mniej atrakcyjny jak pozostałe tyrolskie lodowce. Powody są trzy: - mało ciekawych tras i niewielki rozmiar ośrodka - choć w innych lodowcach też nie jest różowo - daleko z Polski - to jeden z najodleglejszych punktów - koszmarny dojazd do samego ośrodka (ostatnie 30 km) Czyli dużo straconego czasu. Wady są czasem zaletami - w sezonie feryjnym, nawet w soboty i niedziele jest tam pusto. Być może zmienię pogląd gdy zbudują (planowaną) gondolkę na Weissseespitze. Za to Kaunertal jest dobrym punktem wypadowym na skitury w Alpy Otztalskie - w promieniu paru godzin jest sporo fajnych zjazdów. A po zbudowaniu wspomnianego wyciągu zrobi się tu wysoko położony, doskonały punkt startu. Heiligenblut (który pominąłem wśród wymienionych "ciekawych" ośrodków) oczywiście jest godny uwagi - dla mnie szczególnie pod kątem zjazdów z Grossglocknera (czyli znów jako punkt wypadowy). Prawdopodobnie w Tyrolu jest więcej perełek, które pod kątem określonych potrzeb (np wyjazd rodzinny, off piste, jazda sportowa, mały tłok) mogą być warte polecenia. Sądzę, że mógłbyś przestać ograniczać się do konstruktywnej (bądź nie) krytyki i czasem napisać coś więcej od siebie! Nie mam wątpliwości, że na forum a może i w Polsce nie ma nikogo kto miałby tak objeżdżoną Austrię jak Ty. Czyli podziel się plisss swoją wiedzą... Pozdro Wiesiek Użytkownik Wujot edytował ten post 31 lipiec 2012 - 19:15
-
Pomijając, że decyzja zapadła - Tirol Snow Card to uważam, że to najlepsza propozycja sezonówki austriackiej. Działa od początku października do połowy maja, ma aż 4 (w tym 3 sensowne) lodowce i Gurgl czyli rzeczywiście można nartować 7,5 m-ca!!! Topowe ośrodki to Zillertal (x3), Skiwelt, Kutzbuhel, SFL do tego perełki Axamer Lizum, Kuhtai, Hochzeiger, Kappl, Nauders. Razem to 15 bardzo dobrych ośrodków. I kilkadziesiąt pozostałych. Mimo najwyższej ceny długi czas funkcjonowania plus wysokie ośrodki (z potencjałem off piste) przemawiają, moim zdaniem zdecydowanie, za tą propozycją. Oczywiście jeśli jeździ się bardzo dużo - przy 20-25 dniach można wybrać inne tańsze karnety (choć chyba też nieobowiązkowo Karymtię). W tej ostatniej poza "nieśmiertelnym" Molkiem na początek i koniec sezonu (jednak nudno) jest tylko jeden spory ośrodek Nassfeld, urokliwy ale jednak mały Turracher Hoche, niepewne BKK - reszta już bardzo taka sobie... Pozdro Wiesiek
-
Harpia! zrozumiałem - dzięki - naprawdę dzięki! pozdro Wiesiek
-
może jednak trochę konkretniej - tego po kim jak po kim ale po Tobie moglibyśmy oczekiwać. Nie mam wątpliwości, że dobry robotnik plus przyrządy i proste maszyny może cuda zdziałać. Mój wujek ma fabryczkę sklejki i wytwarza elementy do mebli (między innymi dla Ikei). Robi gięte stelaże do foteli, kanap itd. Wygląda to o wiele skomplikowaniej jak narty a koszt tych elementów jest naprawdę zdumiewająco niski. Sądzę, że jak bym wujkowi pokazał tę linię blossona to uznałby, że to żaden problem wytworzyć narty za 20% ich ceny. Wracając do tematu - w ostrzeniu ręcznym, które przytoczyłeś obecne są etapy (przynajmniej tak mi się wydaje), których nie ma w automatach stąd są to nieporównywalne zadania. Co w narcie wykonanej ręcznie" tworzy jakość dodaną. Mogły by to być (podpowiadam): - subtelne różnice konstrukcyjne powstałe w procesie automatyzacji (jakie) - większa dokładność i powtarzalność (hmmm - czy tak może być) - wolniejszy proces produkcji - inne Ale chciałbym usłyszeć jakieś rzeczowe argumenty (poza psychologicznymi) świadczące o wyższości procesu ręcznego. a może nie ma tej wyższości??? Może narty Kneissla są dobre bo są dobrze zaprojektowane - "tylko tyle" a "hand made" w rzeczywistości znaczy - trochę mniej zautomatyzowane??? Pozdro Wiesiek
-
Czy ktoś może mi wytłumaczyć na czym polega wyższość ręcznej produkcji nart (podkreślanej przez niektóre marki np Kneissl, Duel) nad obróbką przez automaty. Jakie czynności potrafi wykonać człowiek, których nie wykona maszyna. Jaka to część procesu produkcji? Czy podczas obróbki ręcznej używa się narzędzi (to oczywiście żart ale może zamiast automatów stosuje się półautomaty)? A może to marketingowa ściema firm, których skala produkcji nie pozwala zautomatyzować w pełni linii? Aby była jasność nie robię sobie jaj - chciałbym wiedzieć czy tzw "ręczna robota" cokolwiek znaczy... Pozdro Wiesiek Użytkownik Wujot edytował ten post 25 lipiec 2012 - 13:26
-
1. Macie rację! Chyba miałem na myśli raczej standard wykonania jak planowanie przestrzenne. Zresztą patrząc na ten rozwój też oczywiście jestem w lekkim rozkroku. Dla mnie mogłoby pozostać "po staremu" bo na "klasyczne" narty pojadę w Alpy a na Ukrainę z namiotem na tury albo trekking. Ale z drugiej strony tysiące narciarzy będzie miało gdzie wypoczywać a region wyrwie się z marazmu (to tam naprawdę widać). Trzeba jednak bardzo wyraźnie powiedzieć, że Bukovel + okolica to bardzo mała część Gorgan a co dopiero Karpat Ukraińskich. Tak, że naprawdę jest gdzie chodzić, jeździć lub turować. Miejsca jest dość dla wszystkich. Dlatego mieszkałem "U Dymiitra" - w bardzo starej wiejskiej chacie hen na przełęczy... 2. Jarku! W Czarnohorze nie widziałem nawet śladu po rowerze. Ponieważ nie jeżdżę MTB to nie potrafię prawidłowo ocenić sytuacji. Na pewno część szlaków jest predysponowana na rower. Np z Howerli na Petrosa jest 7 km leśną drogą. Później strome 500 m (w pionie) podejście gdzie nawet zjazd jest wyczynem. Ale można szczyt objechać z drugiej strony i chyba da się wjechać rowerem. Przejezdna jest (chyba) cała główna grań ale to często ścieżka "na szerokość buta". Dojściowe szlaki to często ginące ścieżynki, czasem trzeba się przedzierać przez kosodrzewinę. W ogóle nawigacja nie jest łatwa, można dostać mapy 1: 60 000 jeśli są znaki w terenie to cud. Ale z drugiej strony bez problemu można znaleźć miejsca biwakowe, woda jest, jak masz namiot i żarcie to wymarzony teren. Swoim charakterem bardziej przypomina Tatry Zachodnie jak Bieszczady. Rowerzystów spotkałem za to w Gorganach na Przełęczy Legionów (Tobie już nie muszę nic więcej mówić). Mieli wielkie sakwy z sprzętem biwakowym. Tutaj do pokonania są spore odległości np do wspomnianej przełęczy jest 10 km (z Bystrzycy - Rafajłowej), ale na Siwulę jest już 18 km. Rower byłby tutaj idealny. Od Polaków chodzących po Gorganach wiem, że szlaku często raczej trzeba się domyślać i błądzenie to normalka. Rower w takich górkach też by mnie kusił - musiałbym tylko trochę zdobyć doświadczeń i może wzmocnić niektóre mięśnie. Pozdro Wiesiek Użytkownik Wujot edytował ten post 07 lipiec 2012 - 10:43
-
Karpaty Ukraińskie W czerwcu wybraliśmy się w Karpaty Ukraińskie. Głównym celem była Czarnohora (najwyższe i najbardziej "spektakularne" pasmo górskie w tym kraju), którą planowaliśmy przejść od Popa Iwana do Petrosa. Dodatkowo mieliśmy w planach "zajrzeć" w Gorgany - podobno najdziksze pasmo górskie w Europie. Ponieważ relacje z trekkingów "nie leżą" w tematyce skiforum to powiem tylko, że naprawdę warto. Na zachętę zamieszczam fotę z Petrosa i widok na Gorgany. Dodam jeszcze, że jako narciarz nie byłbym sobą i pilnie wypatrywałem możliwości skiturowania i jest to niezłe wyzwanie! Góry rozległe, przewyższenia konkretne, baza noclegowa szczątkowa a trasy które zrobiliśmy miały w ciągu dnia np 25 km długości i 2500 przewyższenia i gołym okiem widać zagrożenie lawinami. Ale miało być o Bukovelu. Nocleg Przejeżdżając z Czarnohory w Gorgany postanowiliśmy zajrzeć do Bukovela. Już nocleg pokazał, że to "inna" Ukraina. Spaliśmy w ośrodku przeznaczonym dla narciarzy. Domek 4-8 osobowy (2 x pokój 2 osobowy, 2 rozkładane kanapy - w living roomie i piętrze, toaleta i łazienka), brak szaf, brak aneksu kuchennego (tylko "kawowy") i nie jestem pewien czy były suszarki do butów bo schowek narciarski był zamknięty. Ogólnie sympatycznie i solidnie. Cena 170 zł/dzień ale uwaga, w zimie - 430 zł. Biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności raczej sporo (porównując do Alp bo na Ukrainę to niezwykle drogo). Bukovel Rano pojechaliśmy do Bukovela. Drogi dojazdowe to jeden wielki plac budowy - wszędzie powstają nowe pensjonaty, restauracje, hotele, jest multum wypożyczalni sprzętu. (prokat). Zabudowa zdecydowanie już bardziej przypomina Szwajcarię czy Austrię jak odległe o kilkanaście kilometrów osady. Na wjeździe do Bukovela wita nas gigantyczny wielopoziomowy parking (drugi jest dalej) budowane są kolejne place parkingowe. Wjeżdżamy na wzniesienie i oglądamy trasy. Nie jest źle! Jest szeroko, znajduję nawet dwa "kawałki" dla siebie tylko... krótko. Ośrodek położony jest na pięciu wzniesieniach trzech niskich i dwóch trochę wyższych górach (Chorna Kleva i Dovga). Większość przewyższeń to 200-300 m, najdłuższy zjazd ma 450 m (w pionie). Trasy w połowie w lesie. Jest chyba możliwość pośmigania przytrasowego. Dominująca ekspozycja - północna i wschodnia. 100% naśnieżania. Mnie ten ośrodek skojarzył się charakterem z Obertauern szczególnie, że już są przygotowane (wycięte) kolejne trasy i pobudowane zbiorniki wody dla ich armatek. W wariancie docelowym ma być tutaj 120 km tras i blisko 30 wyciągów. Dojazd Jest kiepsko, nawet bardzo - za rozwojem ośrodka nie nadąża infrastruktura komunikacyjna. Już teraz (w zimie) opuszczenie stacji oznacza stanie w długich korkach, droga do Lwowa - bardzo słaba trzeba liczyć co najmniej 4 godz. Nie ma dobrego połączenia z Jaremczą gdzie jest linia kolejowa. Jeśli zwiększy się trzykrotnie prognozowane obłożenie ośrodka (do 30 000 narciarzy/dzień) to dojazd autem będzie koszmarny. Co prawda usłyszeliśmy wyjaśnienie, że nie budują porządnych dróg bo na razie rozjeździ im je ciężki sprzęt. Ale to chyba ściema. My Polacy musimy jeszcze dołożyć loterię na granicy - stracimy tylko godzinę? Może dwie, a może osiem? Dla kogo ten ośrodek? Co zdumiewjące - najbardziej dla Ukraińców choć przeciętny zarobek tutaj to 1000 zł i z tego punktu widzenia ceny w Bukovelu to kosmos. Sporo jest Rosjan a później Polaków. Dla tych ostatnich Bukovel będzie atrakcyjny gdzieś do wysokości geograficznej Tarnowa (Polska południowo-wschodnia i wschodnia). Choć możliwe są czartery lotnicze do Ivano-Frankovska (Stanisławowa) i wtedy Bukovel może zawalczyć o narciarzy z całej Polski. Historia kołem się toczy... Obok Bukovela w pobliskiej Worochcie za II RP rozwijał się prężnie ośrodek narciarski. Do dzisiaj stoi (strasznie zniszczona) skocznia na której skakał Stanisław Marusarz i parę "nie polecanych" wyciągów. Gdyby nie Jałta być może dzisiaj tam byłaby zimowa stolica Polski i Karpat (oczywiście nie pod rządami PL)! Zdumiewające jest zaobserwowanie jak potężnym impulsem rozwojowym dla sporego regionu może być jedna stacja narciarska. A to dopiero półmetek. Trochę zazdrość bierze choć oczywiście trzeba jasno powiedzieć, że do Bukovela przeniesionego w Alpy nawet bym nie zajrzał! Pozdro Wiesiek Załączone miniatury Użytkownik Wujot edytował ten post 06 lipiec 2012 - 18:41
-
Niko! Pisząc o tym, że postulat perfekcyjnej jazdy w terenie jest śmieszny miałem na myśli to, że czasem samo zjechanie jest już wielkim sukcesem. Byłem parę razy w takich okolicznościach, że naprawdę nie było mocnych i nawet doskonali narciarze "walczyli" o przeżycie i zjechanie tych 200 m w dół. Nazywamy to żartobliwie "zdobywaniem niskości". Oczywiście bardzo szanuję dążenie do perfekcji prezentowane przez Ciebie czy zawodników. Będąc kiedyś zawodnikiem też walczyłem o te kawałeczki sekund - teraz to dla mnie coś bardzo dziwnego... Chodząc po górach mam trochę inną wizję - wielkich przestrzeni nietkniętych maszynami gdzie jestem zdany tylko na siebie i kolegów. Jakoś wydaje mi się to bliższe natury (czy początków narciarstwa)... A, że zjazd jest tam tylko jednym (wcale nie najważniejszym) z elementów? Aby było jasne nie mam zamiaru zrezygnować ze zjazdu - czy to free czy na boisku. Frajdy jest z tego co nie miara! Pozdro Wiesiek
-
1. Element psychiki o którym pisze Mitek (a i Śpiochu) jest moim zdaniem rzeczywiście podstawowy. Ze mną jest dokładnie tak samo jak ze Śpiochu - jeśli jest stromo (>45 stopni) ale szerzej to mogę jechać ale ten sam spadek w wąskim żlebie (janie koval - to polski odpowiednik słowa kuluar;) mnie paraliżuje. 2. Drugim istotnym czynnikiem jest zmienność warunków terenowych - może trafiać się przekładaniec - kawałek świeżego, kawałek przewianego, stare bryły, trochę gipsu - nie widziałem jeszcze nikogo jadącego w takich warunkach inaczej jak od skrętu do skrętu z niewielką prędkością. Na szybszą jazdę można sobie pozwolić znając doskonale teren. Z tego punktu widzenia większość filmów freeridowych to moim zdaniem abstrakcja - tak się bardzo rzadko kiedy jeździ. 3. Oczywiste jest, że ktoś nie radzący sobie na ubitym nie poradzi sobie w terenie. Pierwszy etap to na pewno jazda na boisku. Drugi obok - w każdych nawet najgorszych (a może przede wszystkim) warunkach. Po wyjściu w góry będzie na to mało czasu. 4. Postulat Niko130 aby każdy zjazd w terenie był równie perfekcyjny jak na jego stoczku jest śmieszny - w wielu sytuacjach chodzi wyłącznie o to aby bezpiecznie zjechać. Wspomniani skiturowcy nie są w górach dla perfekcyjnego ruchu lewym palcem ale aby zrobić konkretną trasę. Przejść 15-20 km, podejść 1500 m w pionie, zjechać z grani bądź szczytu. Wszystko to w zmiennym i nieznanym terenie, często w śniegach o których "normalny" narciarz w ogóle nie wie, daleko od bezpiecznego noclegu, z ciężkim plecakiem, kłopotami nawigacyjnymi, własnymi słabościami, załamaniami pogody. Jest cała masa istotniejszych zagadnień jak popisy przed kamerą. A jak są trudne warunki do zjazdu na nartach to zjazd na linie lub zawrócenie. W takim ujęciu narty są środkiem a nie celem. pozdro Wiesiek
-
Drogi Jarku - ponieważ na szczęście nie konkretyzujesz miejsca mojego odejścia to przyjmijmy następujący wariant - w wieku 80 lat zostanę we własnym łóżku przebity kataną przez wściekłego japońskiego samuraja. Razem ze mną zginie piękna japońska panna (córka albo może być żona tego samuraja). Innych wariantów nie biorę pod uwagę... Pozdro Wiesiek W piątek zajrzę - choć chyba lajtowo bo w sobotę pakuje się na narty - tym razem na mocny "męski" wyjazd. Użytkownik Wujot edytował ten post 16 maj 2012 - 09:28