Skocz do zawartości

Wujot

Members
  • Liczba zawartości

    2 858
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    24

Zawartość dodana przez Wujot

  1.   Zdecydowanie wygodniej byłoby  posługiwać się %. Popatrzcie   35° - 70% 40° - 83% 45° - 100% 50° - 120% 55° - 140% 60° - 170%   Między 35°a 45° różnica w stopniach wydaje się jeszcze niewielka ale blisko o połowę więcej w tangensie (czyli procentach) informuje nas lepiej, że robi się przepaściście. Jeszcze bardziej to widać powyżej 45°. Skala procentowa jest bardzo łatwa w użyciu i wyobrażeniu sobie (tutaj zagrożenia). W sumie przyjęła się w technice przy wyznaczaniu niewielkich kątów.   Te 35° będące taką realną granicą najstromszych stoków boiskowych to tak właściwie moment gdzie zaczyna się narciarstwo wysokogórskie i to jest takie przyjazne nachylenie. Zagrożenie lawinowe powinno być z reguły akceptowalne (przy 3-ce), nie ma też problemu z osuwającym się spod nart śniegiem. Często są to szerokie pola. Oczywiście jak jest mokro to trzeba uważać. Za to 45° to zupełnie inna bajka - raczej nie ma tu już szerokich ścian - możliwych do strawersowania czy nawet ucieczki. Jedzie się w żlebach siłą rzeczy zacienionych (czyli rośnie zagrożenie), wbicie krawędzi może skończyć się niekontrolowanym obsuwaniem co w sąsiedztwie skał jest naprawdę deprymujące. Wyhamowanie takiego upadku może się nie udać (jadąc nawet z czekanem).  A jeśli na dole są progi lub podcięcie to robi się drętwo.   Dla mnie to właśnie "problemy z głową" są podstawowe, jeśli ścianka jest krótka to mam wielką przyjemność pojechać (to już przypomina lot) nawet z 60° ale jak jestem w ciasnym, długim żlebie to przy 40° przyjemność spada do zera. Na razie (także a może przede wszystkim) ze względu na lawiny zaczynam się zastanawiać jak tutaj głównie bawić się na tych nachyleniach do 35° czyli wtedy gdy funu nie zabija myśl czy zejdzie lawina albo co się zdarzy przy upadku.   Pozdro Wiesiek
  2.   Byłem wczoraj - karnet dzienny 91 zł, kaucja 10 zł. Czynny był Karkonosz i oba orczyki (przy Świątecznym i na hali). Krzesełko zamknięte - chyba poszło do przeglądu). Warunki śniegowe po prostu znakomite, ludzi rano bardzo mało, później troszkę. Jeżdziłem na Ścianie co było trochę upierdliwe bo w pakiecie musiał być zjazd Puchatkiem no i wciąganie się orczykiem ale świeży śnieg w górnej części wynagradzał to.   Pozdro Wiesiek
  3. Tomek!   Ile osób było na Dniach - zawartość Schroniska? Ktoś dochodził?   pozdro Wiesiek
  4.   Mówisz i masz                   Pozdro Wiesiek
  5. Wujot

    Tyrol - Ischgl

      Nie są dostępne te w See, Kappl, Galtur - to inne ośrodki narciarskie. W Ischgl-Samnaun możesz jeżdzić wszędzie.   Pozdro Wiesiek
  6. Dzień 4   Trzeba wracać! Ten dzień spędzę w towarzystwie Krzyśka (piechura) z Krakowa, który też kończy swoją wycieczkę - razem idziemy na Zawrat. Gołym okiem widać nadciągające z południa chmury - na razie jest jeszcze sympatycznie i jak oceniamy powinno jeszcze wytrzymać parę godzin.     Czas upływa szybko - mój towarzysz okazuje reprezentacyjnym masażystą polskiej reprezentacji hokejowej a także klubu Cracovi i do tego interesującym rozmówcą. Zawrat jest więc sporo szybciej niżbym się spodziewał.     Po dość trudnym, w gliniastym śniegu, zjeździe pokonujemy Czarny Staw Gąsienicowy - robię tam za domorosłego fotosistę (fotograf na planie filmowym) bo realizują tam właśnie TOPR-owską reklamówkę.     Dalej moje szlaki z Krzysztofem się rozchodzą, obliczamy, że jeśli on pójdzie przez Murowaniec i dalej w dól a ja wejdę na Kasprowy i zjadę Goryczkową to na dole powinniśmy się spotkać. W tej okolicy dużo się dzieje - wpierw przylatuje skrzydło     Później słyszę szczekanie psów i dużą grupę ratowników. Jak się okazuje odbywa się szkolenie lawinowe - ratraki przygotowują "lawinisko". Nie mam niestety czasu na dłuższe deliberacje i podziwianie sprawności czworonogów - przechodzę przez teren ćwiczeń, robię fotkę ratowniczej grupie i po chwili jestem na KW.     Nad głowę napływają mi ciężkie chmury, które zdołały już się przebić przez Świnicę. Został mi jeszcze przyjemnościowy zjazd Goryczkową, Stok, jakkolwiek przetworzony przez narciarzy, dla skiturowca jest po prostu BOSKI. Luz i przyjemność jazdy, po paru dniach na off piste porównałbym do łyka ambrozji. Traska w ogóle bardzo miła. Dojazd do Kuźnic - nuda. Biorąc jednak pod uwagę, że krzesło na Goryczkową snuje się w ślamazarnym tempie, to na Gąsienicowej jest krótkie a z wagonika nie ma sensownego zjazdu na dół (a jeszcze lepiej do pośredniej) to 135 zł za ten standard wydaje się kompletnym nieporozumieniem. Na dole spotykam się z Krzyśkiem, który już właśnie doszedł i dosłownie od razu jedziemy na dworzec PKS. Tam mam 7 min do odjazdu Szwagrobusa do Krakowa - zmieniam skarpetki (zostając w botku wewnętrznym), WC, spiąć narty i jedziemy. Dwugodzinna droga mija nam na rozmowie o górach, w międzyczasie mój rozmówca sprawdza, że w Krakowie mam 2 min na przesiadkę - i to się udaje! Kierowca Szwagrobusa zatrzymuje się przed Czerwonym Polskim Busem, uścisk dłoni z Krzysztofem i za chwilę jestem w drodze do Wro.   Dodatek   Schronisko w Dolinie Pięciu Stawów Polskich nie tylko dla mnie jest czymś wyjątkowym (ach te wspomnienia). Poniżej parę fotek dla tych co podobnie jak i ja  darzą sentymentem to wyjątkowe miejsce.         Warto przyjrzeć się temu już prawie nocnemu zdjęciu - użyłem tutaj w roli reflektora doświetlającego czołówkę NAO (o której już napisałem w pierwszej części relacji). Dobre skupienie i spora moc są jak widać wystarczająco dobre (choć prawie na styk) aby uzyskać szczegóły w cieniach (inaczej bryła budynku byłaby czarną masą).         Pozdro Wiesiek
  7.   W pobliżu schroniska...   Pozdro Wiesiek
  8. Kolejnym moim skiturowym celem miały być cztery dni w Tatrach Wysokich. Prognoza była zachęcająca - co prawda pierwszy dzień miał być mglisty ale kolejne trzy za to słoneczne.   Dzień 1   Ten pierwszy dzień miałem spędzić z Tomkiem (MajorSki), który oprócz przewodnikowania wyręczył mnie z obowiązku napisania niedzielnej relacji http://www.skiforum....lacje/?p=514025. Zacznę więc w miejscu gdzie Tomek skończył - czyżby pożegnalne zdjęcia stały się tradycją?     Wieczór spędziłem przed schroniskiem.     Spałem w szesnastoosobowej sali, cena 40 zł - jedna z najwyższych w naszych schroniskach.     Dzień 2     Rano po niedzielnej mgle nie było śladu. Cierpliwie poczekałem aż otworzą kuchnię (7:30) - jajecznica za 11 zeta, odebrałem narty z depozytu (8:00). Murowaniec w dzień już nie był tak efektowny.     Droga prowadziła do "5-ki". Czyli Zawrat albo Kozia Przełęcz, ze wskazaniem na pierwsze z tytułu bezproblemowego zjazdu. Po drodze fotografuję zjazd z Karbu, który to mieliśmy z Tomkiem w planach (a pokrzyżowała nam je gęsta mgła)     Przez Czarny Staw Gąsienicowy idzie całkiem sporo ludzi ale ku mojemu zdziwieniu praktycznie wszyscy skręcają na Kozią Przełęcz - czyżbym czegoś nie wiedział? Postanawiam jednak planów nie zmieniać - Zawrat. Końcowe podejście jest dość strome - wrzucam narty na grzbiet - na górze przede mną jest jakaś sylwetka.     Na przełączy poznaję piechura z Nowego Sącza - Tomka, po chwili z naprzeciwka dochodzi TOPR-owiec i w trójkę rozprawiamy dowiadując się interesujących rzeczy. Na przykład tego, że uratowana miesiąc temu dziewczyna była w lawinie 2 godziny a reanimowano ją kolejne dwie a uratowali ją ludzie z kursu speleologicznego z którym nie miała nic wspólnego (to w kwestii precyzji przekazu dziennikarskiego). Czyli warto walczyć do końca. Po dłuższej przerwie nasz rozmówca-ratownik zjeżdża w ładnym stylu, namawiam Tomka (co miał w planach powrót do domu) aby z racji świetnej pogody zameldował się w "5-ce" i ustalamy, że jutrzejszy dzień zaczniemy razem.     Zakładam narty i jadę aż do rozwidlenia na Gładką Przełęcz     To miejsce ze strony polskiej nie jest oficjalnie dostępne ale w praktyce stanowi częsty cel narciarzy bo zjazd jest bardzo sympatyczny a widoki do brzydkich tez nie należą.     Zdjęcia są oczywiście dzięki uprzejmości nieznajomego, co pożyczył ode mnie aparat, odwiedzając to zakazane miejsce . Dalej poszedłem do Schroniska gdzie zostawiłem co się dało i po uzupełnieniu obiadowych kalorii poszedłem na Kozią Przełęcz. Podszedłem do początku stromego żlebiku, zdjąłem foki i po dłuższej kontemplacji pięknych okoliczności zjechałem do Schroniska. Wieczór był kryształowo czysty. Księżyc świecił intensywnie choć już wiele nie miał do pokazania.     Dzień 3   Ustaliliśmy z Tomkiem, że razem wejdziemy na Szpiglasowy Wierch dalej miał być mój zjazd (a jego zejście) do Dolinki za Mnichem i Wrota Chałubińskiego lub/i przełęcz pod Mnichem . Później on idzie do Moka a ja do "5-ki". Na podejściu szczególnie stromym przy dobrze ubitej ścieżce narciarz nie ma przewagi na pieszym więc razem zameldowaliśmy się na Szpiglasowym. Tego dnia na niebie działo się coraz więcej i fotka z rana prezentowała się całkiem, całkiem.       A dzięki mojemu towarzyszowi mogłem wejść w posiadanie takiej miłej pamiątki     Tomek zaczyna schodzić. Mnie się absolutnie nie spieszy - zjadę raz,dwa. Wyciągam tel i gadam. Tymczasem mój kompan coś dziwnie się zachowuje - szuka drogi w lewo i prawo, dwa razy ratuje się czekanem przed zjazdem w dół. Dziwne.     Po dłuższym czasie wraca zaniepokojony - okazuje się, że mimo raków śnieg wyjeżdża spod nóg. No tak zbocze jest praktycznie cały dzień pod ostrzałem słońca i jest grząsko. Kąt oceniam na + 35 stopni - lawina gruntowa może zejść... Zmieniamy więc plany - na razie do "5-ki". Tomek do Palenicy a ja zobaczę później. Po drodze postanawiam, po takim to obrazku       Postanawiam sobie pojeździć, robię dwa kursy przedobiadowe i jeden poobiedni. W międzyczasie chmury gęstnieją, wypiętrzają się, stają się groźne. Robi się interesująco, fotograficznie. Tylko czemu dość liczne przerwy w zachmurzeniu omijają akurat mój "plan zdjęciowy"??? Oczywiście wiem, że tylko cierpliwość pomoże, sterczę więc na rosnącym wygwizdowie a ponieważ opróżniłem plecak z zapasowych ciuchów to zaczynam dzwonić zębami. Ale moja determinacja zostaje nagrodzona - odbywa się spektakl dla jednego widza. Tempo widowiska jest błyskawiczne i staram się złapać ulotne kompozycje.               Wracam do Schroniska, coś tam jem czekając aż się ściemni. Na wieczór zaplanowałem to co tygryski lubią najbardziej - jazdę nocną! Mam do tego doskonałą motywację - mogę wypróbować topową czołówkę NAO Petzla (o której napisałem w wątku http://www.skiforum....-dla-narciarza/). Zaczyna prószyć drobny śnieg przecinając szalonymi liniami pole widzenia, wzmaga się wiatr. Mimo tego jazda jest cudowna, jest dość miękko, jadę pewnie i komfortowo. w połowie stoku nie wytrzymuję  - dzwonię do MajorSki i mu klaruję jak jest za...ście.     Oczywiście na dole mam nieprzepartą chęć powtórzenia zabawy. Ale jest już troszkę późno a poza tym poinformowałem współlokatora pokoju gdzie idę i kiedy wracam więc jest szansa, że może wszcząć alarm. Z bólem kieruje się więc na nocleg...   CDN   Pozdro Wiesiek
  9.   Tomek!   Dzisiaj jadę w Alpy - trudno będzie napisać relację bo sporo fot zrobiłem   (w ogóle to przekichane bo przez te narty na wiosnę to nie ma czasu na nic )    Pozdro Wiesiek
  10.   W instrukcji jest nawet zalecenie aby nie używać Reactive podczas jazdy rowerem w lesie. Natomiast doceniłbym i to bardzo, że ten system bardzo przedłuża czas pracy czołówki. Ta różnica w cenie to jest pewnie ze 100 zł więc gdyby nie kombinacja z ogniwem to byłoby to do przeżycia. A tak - poczekam, pomyślę (a u mnie to może potrwać)...   Pozdro Wiesiek
  11.   http://www.skiforum....skich/?p=494076   Pozdro Wiesiek
  12.   swego czasu rozglądając się dużo interesujących rozwiązań znalazłem na:   http://www.mhunt.pl/...latarki-czolowe   w większości są dość przyjazne cenowo bo można znaleźć nawet 1200 lumenów za 200 zł   Podstawowe jest odpowiedzenie sobie na następujące pytania: - jaka moc potrzebna jest do wygodnej jazdy (na nartach) - ile powinna ważyć - na jak długo potrzebujemy światło - czy możliwe jest ładowanie (przy wielodniowych wyprawach) - na jakich ogniwach chcemy mieć oświetlenie   Trzeba mieć świadomość, że wysoka moc oznacza krótszy czas świecenia i wyższą wagę. Wychodząc od mocy - po tych moich próbach powiedziałbym, że na śniegu nawet 120 lumenów umożliwia awaryjną jazdę.  Do komfortu potrzeba jednak wyższej mocy - wydaje się, że 500 lumenów a nawet więcej. W tym drugim przypadku dochodzę do wniosku, że tylko ogniwa 18650 są sensownym wyjściem. Jawią się więc dwa różne podejścia - lekka awaryjna czołówka na bateriach1-2 AA lub 2-3 AAA w wadze maks 100 g lub dwu, trzy razy cięższe rozwiązania na akumulatorach 18650 wtedy gdy wiemy (albo zgoła planujemy), że będziemy jeździć po nocy. Jeśli przewidujemy dłuższe pobyty to być może powinny być one wymienne.   Z tych drugich rozwiązań warto przyjrzeć się: - Fenix HP 30 - 900 lumenów, 300 g, 350 zł - Armytek, model Wizard Pro - 1200 lumenów, waga 110 g (???), 360 zł (jest podobna wersja  za 250 zł) - Spark SD6-460NW - 460 lumenów, waga ca 110 g, 320 zł   Biorąc pod uwagę, że w NAO Petzla łatwo nie użyjemy zapasowych tanich ogniw 18650 (Petzla są 4x droższe) to ten system kontroli światła może nie być wart tej dodatkowej kasy - choć przyznaję, że jest niesamowicie wygodny.   - ZebraLight H32 - 480 lumenów, waga 100 g (??? bez paska), 280 zł (ogniwo 16340)   Gdyby chytrusy z Petzla nie pokombinowali z tym kabelkiem to jednak mój wybór byłby na ich czołówkę.   Pozdro Wiesiek
  13.   Też stopnie.   Trudności trasy   Pozdro Wiesiek
  14.   Pewnie tak - śnieg się tam słabo trzyma więc dla odmiany łatwo spaść z obsuwem na np skały.   Pozdro Wiesiek
  15.   Napiszę tak - całkiem spore książki,bądź rozdziały w książkach o lawinach ludzie napisali. W zasadzie trzeba byłoby to przepisać. W tej pierwszej masz 10 modeli (według których odbywa się 95% zejść lawin), Podany jest sposób wyliczania zagrożenia - warto to wkuć na blachę. Poczekaj troszkę i poczytaj lekturę bo temat trochę zbyt obszerny na dyskusję na forum. Jeśli bardzo chcesz to takie małe repetytorium napisał już kiedyś Kuba i wywiązała się tam chyba największa "lawinowa" dyskusja - warto przeczytać   http://www.skiforum....e-abc/?p=395976   temat ten pojawiał się zresztą nie raz i dwa   http://www.skiforum....ima-ida-lawiny/   http://www.skiforum....e-zejsc-zawsze/   http://www.skiforum....c/17630-lawiny/   Pozdro Wiesiek
  16. Dzięki uprzejmości JurkaByd mogłem "pobawić się" czołówką NAO firmy Petzl. Ponieważ producent stworzył ją dla szybko przemieszczających użytkowników np biegaczy czy rowerzystów zainteresowało mnie na ile sprawdzi się w narciarstwie zjazdowym a szczególnie na off piste. Ponieważ w necie nie brakuje bardzo dokładnych i rozbudowanych w większości entuzjastycznych recenzji (np biegaczy) to skupię się tylko na kluczowych cechach.           Najkrócej - to bardzo silna i trzeba powiedzieć, że na tę moc wyjątkowo lekka konstrukcja. Producent osiągnął to przez zastosowanie dużego akumulatora litowo-jonowego. Jednak po jego wyczerpaniu można założyć 2 baterie AAA i używać na słabszych trybach. Waga  urządzenia to tylko 190 g.  W czołówce zastosowano dwie diody - jedna skupiona świecąca nawet na odległość 135 m i druga słabsza dająca szeroką wiązkę 'bliższego zasięgu". Nowatorskie jest to, że dzięki wbudowanemu czujnikowi światła urządzenie automatycznie włącza bądź wyłącza diody dopasowując ich działanie do potrzeb. W praktyce oznacza to, że opuszczając głowę niżej bądź wchodząc do pomieszczenia zostanie wyłączona dioda dalekiego zasięgu. Jest to nie tylko wygodne ale przede wszystkim radykalnie wydłuża żywotność. Oczywiście użytkownik może też wyłączyć tę automatykę. Może też zaprogramować tryby pracy urządzenia i własne np "narciarskie profile".   Zainteresowało mnie jak to się sprawdzi na stoku narciarskim szczególnie na off piste. Miałem na porównanie swojego Spoot Black Diamond - popularną i wysoko cenioną czołówkę. I trzeba powiedzieć, że o ile przy BD trzeba jechać spokojnie to mając NAO na głowie można jechać dużo pewniej - praktycznie jak w dzień. Oczywiście po prostu siła jest tu po stronie Petzla nawet ponad 500 lumenów zamiast 130 robi swoje. Samo przełączanie diód jest prawie niezauważalne i bardzo naturalne. Zatrzymując się w pobliżu jakiejś formacji albo patrząc pod nogi wyłącza się silna dioda dzięki czemu nie jesteśmy oślepieni. Ogólnie wrażenia niezwykle pozytywne.   Jeśli nastawiamy się na jazdę nocną i nie liczymy każdego grama w plecaku to można wybrać tego Petzla. Można bo za tę bardzo udaną konstrukcję trzeba zapłacić sporo - 400 zł. I to jest jedyna wada jaką znalazłem...   Pozdro Wiesiek      
  17.   Tutaj masz wersję pdf   http://www.ceneo.pl/27010454   a tu książkową   http://sklep.tpn.pl/...&product_id=188   Warto   Jest też    http://ksiegarnia.ws...awin-p-152.html   Pozdro Wiesiek
  18.   A dla mnie nie jest - puch po opadzie deszczu jest lepki i gliniasty. A deszcz często towarzyszy opadowi - w zasadzie znajdziesz zawsze rzędną, że pada jedno i drugie. Sypki może być mokry firn w ciepły dzień - stosunkowo nie taka częsta pokrywa.   Deszcz w ogóle robi masakrę z pokrywy śnieżnej i sytuacja, że można zapaść się po kostki a i wyżej nie jest taką rzadkością. Na stoku ubitym to nie jest za bardzo spotykana sytuacja a obok się zdarza. I wtedy naprawdę nie widać mocnych - ale oczywiście tylko dlatego, że nie ma tam najlepszych sf - jeźdźców dla których nie ma trudnych warunków i którzy na slalomkach wszystko i wszędzie by pojechali.   Pozdro Wiesiek
  19.   Jadę sam więc będzie na pewno bardzo spokojnie - trochę się rozejrzę.   Udanych nart w Cz G - mam podejrzenia, że będzie pusto.   Pozdro Wiesiek
  20.   Zawsze pomaga prędkość ale puścić się szybko w takich warunkach wymaga odwagi. Chyba należy przyjąć, ze czasem są takie warunki w których sam zjazd cało jest sukcesem.   Pozdro Wiesiek
  21.   I to tuż przed startem...   Nie śledziłem tego bo jakoś rywalizacja mnie nie pociąga i postanowiłem w tym terminie zajrzeć w Tatry - więc pakuję teraz plecak. Na jutro prognozy dość słabe bo mgła (ale trochę puchu) za to pon, wto i środa powinny być piękne - na co liczę. Powinienem być w "5".   Pozdro Wiesiek 
  22.   Są tacy co robią to na skiturach całkiem "niezłe" trasy - co powiesz na 115 km i 8300 deniwelacji w 18,5 godz.?   A jutro Memoriał Siemaszki i ta sympatyczna traska   http://www.skiforum....lacje/?p=512705   zostanie pewnie zrobiona w 1,5 godz!   Pozdro Wiesiek
  23.   I to akurat mozesz przegrać - w Alpach jest sporo miejsc gdzie mozesz w ciągu godziny zrobić 3 a nawet wiecej kilometrów przewyższenia w trzy godziny zrobisz tyle co w Polsce w bardzo dobry wręcz znakomity dzień. Resztę czasu można spędzić w knajpach.   Nie zmienia to sprawy, że nasz góry są blisko i na jeden, dwa dni są bezkonkurencyjne szczególnie dla Polaków z południa.   Pozdro Wiesiek
×
×
  • Dodaj nową pozycję...