Skocz do zawartości

wojtek pw

Members
  • Liczba zawartości

    693
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez wojtek pw

  1. Pięknie z klasą "miszczu". Naucz się czytać. Przeprosin nie oczekuję.
  2. Nie przejmuj się, kup co chcesz, myślisz, że 2 cm czynią różnicę ? Wielka różnica pomiędzy 152 a 154 cm   Jeżeli kupisz narty -10 czy - 12 cm poniżej wzrostu nie zrobisz wielkiego błędu. Koledzy pięknie radzą, bardzo pięknie tylko sami na czym jeżdżą ? Jak widzę w kolejkach przed wyciągami to daj Boże żeby wszyscy mieli narty - 10 od wzrostu. Tam pełno miśków po 180 i 190 cm i 100 kg wagi na nartkach 160 i 165 cm i być może oni radzą: Kup do wzrostu. Fajnie ale na czym sam jeździsz ? Kupuj i trenuj pod życzliwym i fachowym okiem. Powodzenia.
  3. Trochę się zafiksowałaś na zakup nart trochę jak moja żona na zakup mopa parowego W obu przypadkach problem nie leży w nowym zakupie ale w pracy. Z tym że jak chodzi o mopa to pracę mogę wykonać jak na kolanach z tzw. szczotką ryżową a jak chodzi o Ciebie nikt tej pracy nie wykona. Sama musisz się nauczyć jeździć na nartach. Prawda jest brutalna nie radzisz sobie i co najgorsze ratunek widzisz w nartach a nie w swojej słąbości. W sumie nie ma znaczenia czy narty będą miały 150, 155 czy 160 cm pod butem 66 czy 75 mm. To niuanse. Piszesz, że boisz się prędkości, walczysz o przetrwanie na muldach, lodzie itd. Podejdź z pokorą do problemu i powiedz sobie: nie umiem jeździć i wyjściem jest nauczyć się jeździć, a kupić cudowne narty, bo żadne nowe cudowne narty nie pomogą. A co do nart Dynastar Contact to żadne slalomki tylko narty o profilu slalomowym, używam takich (sezon starszy model) dość często od paru lat, o długości 172 cm więc też pewnie za długie   Bardzo fajne i przyjazne nartki, dobre do nauki. Problem, że te w podanym linku są bez wiązań i cena już w takim układzie niekoniecznie ciekawa. Reasumując. Narty nie są najważniejsze.   Pozdrawiam. Wojtek
  4. Z ośrodkiem z dużą ilością czerwonych i czarnych tras to trochę trudno coś zaproponować, bo z tego co ja widziałem to włoskie ośrodki nie należą do tych najtrudniejszych. Ale przecież wszędzie nie byłem i ja raczej szukam tych ośrodków z łatwymi trasami żeby pojeździć na krawędziach a nie piętkami zsuwać śnieg ze szczytu w dół.   Co do trudnych to mogę polecić Arabbę. Nowoczesny spory ośrodek, z dużą ilością trudnych tras połączony z Sella Rondą. Ja osobiście bardzo lubię Obereggen - Ski Center Latemar. Nie wiem dlaczego, jakiś dziwny sentyment na zasadzie pierwszej miłości. Nic mu nie brakuje, jak chodzi o trudne trasy aczkolwiek jest generalnie łatwiejszy i mniejszy od Arabby.   Na pierwszy raz do Włoch poleciłbym jednak zakwaterowanie w Moenie. Ładne miasteczko z dużą ilością tanich apartamentów, hoteli, restauracji. Z Moeny jest bardzo blisko (max. kilkanaście kilometrów) do paru fajnych miejsc. Kupiłbym skipas 4+2 (dobra cena w poprzednich sezonach) co oznacza 4 dni w ośrodku Tre Valli i 2 dni w innych z Dolomiti Superski. Tre Valli to znajdujący się obok Moeny Alpe Lusia oraz połączone ze sobą San Pellegrino i Falcade. Dwa pozostałe dni wykorzystałbym na poznanie dwóch ośrodków o których wspominałem wcześniej czyli Ski Center Latemar - Obereggen i Arabbę. Do pierwszego droga z Moeny jest krótka i bardzo prosta jedziemy na południe w kierunku Cavalese zatrzymujemy się na bezpłatnym parkingu przy skoczniach w Predazzo, jedziemy w górę gondolką i mamy do swojej dyspozycji jeden z ciekawszych moim zdaniem ośrodków. Żeby dojechać do Arabby droga jest trochę dłuższa. Moim zdaniem najlepiej pojechać do Canazei (sporo parkingów w mieście przy dolne stacji kolejki - niestety płatnych - ostatnio po 5 euro). W Canezei też szybko gondolką do góry a z ośrodka Belvedere Sella Rondą do Arabby bliziutko. To są moje rozwiązania sprawdzone 3-6 lat  temu. Ciągnie mnie w te miejsca które opisałem ale jest tyle innych zapewne też atrakcyjnych których jeszcze nie widziałem, w związku z czym na razie nie wybieram się tam ponownie.   Pozdrawiam i życzę udanego wyboru Wojtek
  5. Pamiętam te czasy i nie tęsknię za nimi w żaden sposób.
  6. Naprawdę ? Ja wspominam kurtkę 4F jak zły koszmar. Założyłem raz. Pierwszy i ostatni. Później używałem do krótkich wyjść na spacer z psem, do sklepu. Na narty katastrofa. Poszukaj na wyprzedażach coś ciekawszego. I nie kieruj się ceną. Jest takie powiedzenie, że kto tanio kupuje dwa razy kupuje. Przemyśl to. Dobra odzież to podstawa udanego wyjazdu.
  7. Niewiele rzeczy tak mnie irytuje jak ulubiona kalka wielu informatyków "intuicyjne oprogramowanie". Co to do cholery oznacza w jakimś ludzkim języku ? Dla mnie to z całym szacunkiem bełkot, wyrażający się brakiem szacunku (właśnie) dla odbiorcy komunikatu. Wszystko co dla informatyków intuicyjne dla mnie jest obłędne i nie do pojęcia. Pozdrawiam Wojtek
  8. Albo i nie. Bowiem:"Nie ma stylów jazdy. Albo sie umie jeździć albo nie umie. Mozna sie wyłozyc na narcie 190 tylko trzeba umiec." - I to po raz kolejny DOGMAT został objawiony. Uczestnicy forum którzy nie przyjęli dogmatu, wprawdzie nie zostaną spaleni na stosie, ale zostaną pominięci wyniosłym milczeniem, bowiem "Mnie osobiście juz nie chce sie na ten temat pisać a jedynie z niego smiać." Uważna lektura forum b. wskazana, a przynajmniej tematu w którym sie wyraża opinie.
  9. Nie jestem bogaty. Bogaci wydają 2x tyle co ja, albo i więcej. Moje "wymagania" jak to nazwałaś wynikają z doświadczenia i dowodzą, że po zwiększeniu kosztów o 15-30% mam urlop na nieporównywalnie wyższym jakościowo poziomie niż gdybym "zaoszczędził" te 1000 czy 2000 zł. Uważam, że warto tak postępować. Warto świadomie wybierać. Warto szukać czegoś lepszego i dostosowanego do swoich potrzeb. Nie warto zadawalać się byle czym chociaż na pewno nieporównywalnie lepszym niż nasze polskie "ośrodki" tylko dlatego aby powiedzieć, że mam wyjazd za 1900 zł + kieszonkowe niż 3000 z kieszonkowym. Gdy pierwszy raz wyjechałem w Alpy byłem zachwycony a pewnie też i oszołomiony tym co mnie otaczało do tego stopnia, że planowałem już kolejny urlop w tym ośrodku za rok. Żona mnie wyprostowała i powiedziała, że szkoda życia aby je marnować na jeden kraj i jeden ośrodek, skoro mamy wybór to dlaczego się ograniczać. Przekonałem się, że miała rację bo za każdym razem widziałem coś nowego ale prawie zawsze lepszego i ciekawszego. Niektórzy moi znajomi którzy wtedy byli ze mną ciągle od kilkunastu lat jeżdżą do tego samego ośrodka w Austrii i nieczego więcej nie potrzebują. Są zadowoleni. Ich sprawa. Ja to widzę inaczej. Pozdrawiam Wojtek
  10. Dyskusja przyjęła dla mnie zadziwiający kierunek, nie chciałem bulwersować tylko pokazać jakie są moje koszty wyjazdów na narty. To że można taniej to jest niewątpliwe. Lecz ja kierując się podobnym, jak sądzę, sposobem myślenia jak wueres uważam, że szkoda życia i czasu aby marnować urlop dla 1000 zł oszczędności. Aby zakończyć niepotrzebną dyskusję w sprawie moich kosztów wyjaśnię parę spraw: 1. Internet - niestety jest niezbędny ze względu na pracę, nie można się od niej uwolnić i trzeba sprawdzić skrzynke przynajmniej 2 x w tygodniu. Problem nie tylko mój ale żony także. Poza tym zawsze można sprawdzić parę przydatnych rzeczy. 2. Pies. I w tym jest problem. Musimy jeździć z naszą ukochaną suką ponieważ nikt z rodziny czy znajomych nie chce się nią zająć a i ona przeżywa rozłąki dość traumatycznie. Jaki problem ? Otóż nie każdy przyjmuje gości z psami zatem odpada część lokalizacji tanich, dość często tzreba zapłacić 5-15 euro za dobę co powoduje dodatkowe koszty. 3. Dlaczego tylko Włochy i tylko niektóre ośrodki ? Skutek wcześniejszych doświadczeń. W Austrii zawsze miałem pecha do pogody, we Francji do przygotowania stoków. We Włoszech prawie zawsze słońce i doskonale przygotowane stoki. Szkoda życia na męczenie się we mgle, śniegu i deszczu nie mając wyboru co do jakości trasy. A tak chcę czarną mam czarną, chcę muldy mam muldy a chcę niebieską czy łagodną czrwoną aby pojeździć na krawędziach a nie tylko zsuwać śnieg mam to tez bez ograniczeń. Szkoda czasu i pieniędzy aby za 1000-2000 zł mniej nie mieć wyboru. Dlatego też unikam we Włoszech niektórych ośrodków jak proponowana Cortina. 4. Jeżdżę zawsze własnym samochodem bo to daje mi wolność i wybór gdzie jeżdzę. W tym roku np. mieszkałem w miejscowości Mezzana. Do Marillevy 1 km i mnóstwo skibusów ale do Tonale tylko jedno - beznadziejne - połączenie. Gdybym nie był samochodem miałbym prawie zmarnowany urlop a tak 20 km pod górkę i jestem w o wiele ciekawszym ośrodku. Można tak dalej wymieniać problemy trudne jak widzę dla niektórych do zrozumienia ale szkoda jak sądzę miejsca. Jak zwykle w takich dyskusjach każdy zapewne pozostanie na swoich dobrze okopanych pozycjach. Empatii w naszym społeczeństwie brakuje najbardziej. Na koniec jeszcze jedna uwaga. Trudno jest mi uwierzyć aby oraganizowanie samemu wyjazdu było droższe od korzystanie z pośrednika. Sprawdzałem i u mnie wychodzi, że przy zachowaniu identycznego standardu taniej jest gdy jadę indywidualnie. Nie wierzę w biura podróży działające charytatywnie. Po prostu. 10% na skipassie nie załatwi sprawy. Ale można mieć oczywiście inny podląd i doświadczenia. Pozdrawiam Wojtek Użytkownik wojtek pw edytował ten post 06 marzec 2013 - 08:01
  11. Chciałoby się powiedzieć "Dziad o widle baba o szydle" Ja o Włoszech Ty o Francji, ja o okresie feryjnym Ty o grudniu i maju. Tak się nie dogadamy. Poza tym są co najmniej dwie sprawy których nie wziąłeś pod uwagę: Po pierwsze. Kwestia standardu lokalu - jadę z żoną, 16letnim synem i psem odpada jeden ciasny pokój. Po drugie. Jakieś pieniążki trzeba mieć na stoku choćby na herbatę za 2 euro i apfelstrudel za 5 euro. Nie wspominam o czymś więcej i ewentualnie częściej bo cały dzień o suchym pysku to jakaś kara a nie urlop. Tylko jedna herbatka dziennie i tylko jedno ciasteczko to już 126 euro za wyjazd itd itp. tak więc nie wierzę w ten koszt poniżej 2 tyś na osobę. Nawet we Francji. A jak masz takie możliwości to ja bardzo chętnie wyjadę za rok na Kronplatz za 2000 zł od głowy łącznie z psem. Apartament bilo z psem i internetem, może być nawet w San Vigilio. Przyrzekam będę pościł solennie. Tylko jak kupić skipass w wysokim sezonie poniżej 200 euro to nie wiem.
  12. Czy narty są tylko dla bogatych ? Z całą pewnością nie, ale też nie dla biednych. Raczej dla ludzi na najmniej przeciętnie zarabiających jeżeli mieszka się daleko od jakichkolwiek górek. Od kilkunastu lat mieszkam w Szczecinie, niestety. Nie mam możliwości wyjazdu na jeden dzień tak jak ktoś kto mieszka niedaleko gór, nawet 100 -150 km. Dla mnie wyjazd to co najmniej 6 - 7 godzin jazdy w jedną stronę. W związku z tym co najmniej 2 - 3 dni (np. piątek, sobota, niedziela). Taki wyjazd to min. 600 zł a raczej 700-800 zł. za osobę. Średnio 250 zł na dzień. Czy to mało każdy musi ocenić sam. Wyjazd do Włoch to koszty dwukrotnie większe na jeden dzień, bo około 500 zł na dzień jeżdżenia. W czasie 6 dniowego wyjazdu wydajemy( 3-osobowa rodzina) ok. 8-10 tys. zł. I są tzw. "dziadowskie wyjazdy" czyli apartamenty + wyżywienie we własnym zakresie oraz liczenie się z każdym centem na stoku. Ale apartament to ok. 600-700 euro, karnety drugie tyle. Powiedzmy razem 1300 euro średnio czyli w granicach 5,5 tys. zł. Pozostała część kosztów to wyżwywienie i dojazd (ok.1100 km w jedną stronę ze Szczecina). Owszem są to koszty w okresie feryjnym ale inaczej nie mogę, syn ma 16 lat i chodzi do szkoły. Dla mojej rodziny narty to kilkanaście tysięcy rocznie. Nie wiem czy to jest mało jak spojrzymy na średnie wynagrodzenie w Polsce. Zdaję sobie sprawę, że gdybym mieszkał w Krakowie, Katowicach czy Wrocławiu to sytuacja wyglądałaby inaczej ale w związku z tym, że niektórzy mieszkają w centrum i na północy to sprawy mają się niezbyt różowo. Taka jest moja opinia. Innym problemem jest to że narciarstwo stało się w ostanich 7-10 latach modne i w niektórzy uważają, że wypada "być na nartach". Ale oni raczej szukają dobrego hotelu ze spa, wellnes. Po przyjeździe narty i buty do narciarni i dopiero wyciągają je w dniu wyjazdu, a sami krążą pomiedzy sauną a basenem od czasu do czasu coś pociągająć. Ale oni mi absolutnie nie przeszkadzają, niech sobie jeżdżą "na narty". My się rozmijamy chciaż bywa że jesteśmy w tej samej miejscowości. Pozdrwiam Wojtek
  13. wojtek pw

    Stockli Stormrider XL

    Cudowna narta doskanała na miękkim i twardym, krótkie i długie skręty i jeszcze krwaty wiąże oraz przerywa ciąże.
  14. Ostatnio rzadko zaglądam na forum ale przy okazji pobytu na nartach we Włoszech poczytałem opinie o tym właśnie ośrodku. Ciekawe. Zwłaszcza porównanie z Białką. To jakiś absurd świadczący o tym że porównujący nie był albo w Białce albo w Tonale. Ale mniejsza z tym. Ciekawa jest też uwaga o 600 metrowej ściance na trasie z Contrabbandieri. Ciekawe gdzie ona jest ? Zjechałem dzisiaj stamtąd dwa razy i nie zauważyłem. Podobnie jak braku śniegu którego jest b. dużo na tej wysokości trasy są powyżej 1900 m npm. Pogoda jak zwykle w Dolomitach - super, w przeciwieństwie do Austrii. Dzisiaj była inwersja na 2000 m ok. 7 stopni i piękne słońce. Ośrodek na pewno nie jest na jeden dzień dla przeciętnego narciarza a nawet na dwa dni. Trudno to wszystko sprostować co napisali ludzie którzy zapewne tu nigdy nie byli, albo żyją z organizowania wyjazdów w inne rejony Alp. Moje wrażenia są następujące: - dużo zróżnicowanych i długich tras od łatwych niebieskich po bardzo wymagające czarne, - dużo śniegu, - mało ludzi (chociażby w porównaniu z MDC i Marilleva, Folgarida), - niezła infrastruktura, - pogoda obecnie doskonała - jak zazwyczaj po tej stronie przełęczy Brenner. Czego więcej chcieć - nie wiem. Przyjechałem w tym roku do miejscowości Mezzana. Jestem tutaj w Val di Sole pierwszy raz i jedno co mogę polecić to właśnie Passo del Tonale. Z Mezzany 20 km samochodem pod górę (brak sensownego połączenia skibusem). Ale uważam, że warto w porównaniu do MDC, Marilleva, Folgarida gdzie ludzi baaardzo dużo ludzi, trasy mniej ciekawe i źle oznakowane a gorsza infrastruktura (gondolki sprzed 30 lat - ta z Marrilevy 900 w górę to jakaś katastrofa, wolne kanapy bez osłon - czasami wieje itd.) Pozdrawiam Wojtek Użytkownik wojtek pw edytował ten post 30 styczeń 2013 - 21:50
  15. Doskonałe podsumowanie większości dyskusji dotyczących techniki jazdy z ostatnich dwóch lat na forum. Poza tym odważne (jak to u fredowskiego). Ale prawdziwe, niestety. Żałuję, że ostatnio tak mało odwagi na forum a tak dużo "politycznych" wypowiedzi i robienia towarzystwa wzajemnej adoracji. Ode mnie jako "niewtajemniczonego" dwie drobne refleksje natury ogólnej pokrywające się z tezami fredowskiego. W technikę nie wchodzę, wiedzy tajemnej nie posiadam, HH nie czytam nawet w oryginale, dzielenia włosa na czworo mam za dużo w pracy, więc odpuszczam. Po pierwsze. Niestety żeby tak docisnąć narty jak Carlo Janka to trzeba być takim osiłkiem jak on. Osiłek to nie jest słowo o zabarwieniu pejoratywnym tylko stwierdzenie faktu, że ktoś jest młodym silnym i bardzo sprawnym człowiekiem. Nawet nie wszyscy zawodnicy z pierwszej 30 Pucharu Świata są w stanie tak pojechać a co mówić o milionach amatorów spędzających w pracy przed komputerem po 10 godzin dziennie. Rozwój wielu narciarzy kończy się wcześniej niż po 50 roku życia. Decyduje o tym sprawność fizyczna, przebyte choroby itp. Mój rozwój zakończył się 10 lat temu (w wieku 38 lat) wraz z poważnymi problemami z kręgosłupem a definitywnie zakończył się 6 lat temu wraz z operacją. Owszem coś tam próbuję robić, może nawet udaje mi się ale tylko wtedy gdy jeżdżę na nowych trudnych trasach. I tutaj ... Po drugie. Przejechanie 1675 raz 600 metrowego stoku o 15% nachyleniu niczego nie zmienia w technice jazdy poza jakąś ta przyjemnością z jazdy. Jeżdżenie po nowych (nie znanych) czerwonych i czarnych (nawet takich łatwych 30-40%) trasach zmusza chcąc nie chcąc do poprawy techniki. Dla mnie osobiście pokonanie Fiamme d'Oro, Pra Erto czy Piculin było dość smutnym przeżyciem pomimo, że stoki nie należą do najtrudniejszych a są raczej wyśmiewane fachowców bo "co tam Dolomity pojedź do Francji to zobaczysz". Uświadomiło mi to jednak jak byłem słaby, jak niewiele znaczy "mistrzostwo Hali Szrenickiej" i ciągłe jeżdżenie po znanych górkach. Pozdrawim Wojtek Użytkownik wojtek pw edytował ten post 09 luty 2012 - 12:12
  16. A jakie to ma znaczenie Dziadku Kuby, że nie na temat ? Nie pierwszy raz i nie ostatni, zapewne. Najważniejsze, że jest pełnie zrozumienie wśród dyskutantów, podziw i aplauz . Naprawdę kocham te Wasze dyskusje. Czasami popadałbym w depresje gdyby nie one :D:D Pozdrowienia Wojtek
  17. Jesteście niesamowici Dzięki Wam (starym użytkownikom z ilością postów 1000+) to forum w dyskusji przypomina stare dobre małżeństwo podczas kłótni. Z góry wiadomo kto jakich argumentów użyje i co powie. Wiadomo, że jak chodzi o zmianę nart z ołówków na te krótsze i o dużym promieniu skrętu to Mitek napisze: "Sprawa jest dośc prosta i narta nie ma tu nic do tego. Jeżli dobrze jeździłbyś na narcie nietaliowanej na taliowanej byłoby jedynie łatwiej". Mając na uwadze własne doświadczenia czyli po dwudziestu paru sezonach na ołówkach cztery sezony temu zmiana na krótkie o małym promieniu skrętu, a w między czasie kilkuletnia przerwa i operacja kręgosłupa nie zgadzam się z tym poglądem i zdecydowanie bliższy jest mi sposób myślenia TomKura czy Lobo. Ale to w sumie nie istotne i nie warto o tym pisać. Najważniejsze jest aby dużo jeździć, bo suche ćwiczenia raczej niewiele dają (moje doświadczenie). Kondycja i siła mięśni i owszem na siłowni i w domu ale technika na stoku. W ćwiczenia sucho nie wierzę zwłaszcza, że masz nawyki na ołówkach. Podobnie z filmikami popatrzeć można ale to nie przenosi się na własną technikę, co wypracujesz na stoku z dobrym instruktorem to Twoje. A łatwo nie jest (w moim przypadku) ale naprawdę warto. Uświadomienie sobie, że krawędzie nart służą do przyspieszania a nie hamowania to jest przewrót kopernikański a ile radości:) Powodzenia i wytrwałości życzę. Wojtek
  18. Widzisz bocian74, duża część obecnej produkcji nart jest przeznaczona dla takich odbiorców jak Twoja żona co mają 30 dni na nartach, jako tako trzymają się na nartach i oceniają się na 7-8. A z nartami jest tak jak pisałem na forum już kilkakrotnie. Marketingowcy stosują metody żywcem wzięte z produkcji odzieży dla kobiet. Tam zaniża się numeracje (jak miło ciągle wchodzić w garsonkę 38 która tak naprawdę jest już 40) tutaj zawyża grupę docelową do której kierowane są narty (ja to fajnie być ekspertem po 3 sezonach). I tu i tam niewinne kłamstwo które poprawia humor i przysparza klientów producentom. Całe szczęście są firmy które nie stosują takich metod. Pozdrawiam Wojtek
  19. Żeby była pełna jasność nie jestem mgr rehabilitacji ani lekarzem neurochirurgiem. Zarabiam w innej branży i w związku z tym nie jestem niezainteresowany ani rehabilitowaniem ani operowaniem. Jestem tylko pacjentem którego przez kilka lat oszukiwano, że rehabilitacja daje cuda i straszono, że operacja to ostateczność i prowadzi do katastrofy czyli kolejnych operacji. Przy tym lobby straszące operacją (rehabilitanci i lekarze) nieźle na mnie zarobiło "rehabilitując" mnie w sytuacji kiedy niezbędna była operacja. Doszło do nieodwracalnych uszkodzeń nerwów i skutkiem tego jest mój obecny stan, dodam, że nie za ciekawy. Zdanie drugie jest jak najbardziej banalne i zna je pewnie każdy pacjent (ja także), operacja nie "naprawia" kręgosłupa usuwa ból ale także, co chyba jest ważniejsze, zapobiega nieodwracalnym uszkodzeniom nerwów. Trudno odnieść się do zdania pierwszego. Skąd wzięło się te 70-80% Jaka duża była liczba badanych przypadków 1000, 2000 a może 5000 pacjentów. I dlaczego 70-80% a nie np. 76,34 %. Jak już napisałem nie jestem fachowcem i nie mogę kwestionować danych statystycznych a może tylko przekonania autorów. Publikacja jest z 1997 r. i od tego czasu trochę się zmieniło także w neurochirurgii i o tym trzeba pamiętać. W 1997 roku dr Leszek Sagan który mnie operował był tuż po studiach, na pierwszym stażu w Kanadzie. Pozdrawiam Wojtek
  20. Piszesz bardzo autorytatywnie co samo w sobie złe nie jest pod warunkiem, że wyraźnie oddzielisz własne odczucia od danych statystycznych ("biorąc statystyki na tapetę"). Podaj źródła na jakich się opierasz i wskaż czego dowodzą dane na które się powołujesz. A przy takim pomieszaniu z poplątaniem to pozostaje się tylko :). Dodam, że osobiście znam osoby które po dłuższym czasie (przeszło 5 lat) nie odczuwają żadnych dolegliwości, żyją aktywnie, a jedna z nich przebiegła maraton:cool: Niestety to nie ja;) Pozdrawiam Wojtek
  21. Nie chciałem odpowiadać na ostatni post kurma28 nie dlatego, że uważam, że ma rację ale żeby nie zamienić ciekawego dla mnie tematu w kolejną przepychnkę dwóch "samców" mających swoje "niepodważalne" racje i w ten sposób nie "kraść" tematu kóry założyła Milana. Napisała jednak coś co chyba najlepiej opisuje problem. A swoją drogą to ciekawe, czyżby był tylko jeden użytkownik tego forum który jeździ na nartach po operacji kręgosłupa ? Pozdrawiam Wojtek
  22. Nic takiego nie napisałem. Operacja nie jest niczym przyjemnym i nie jest jedynym remedium ponieważ takiego po prostu nie ma. Przeczytaj dokładnie co napisała Milana w swoim drugim poście tego tematu. I nie imputuj więcej, bo to brzydko jest Twierdzę tylko, że nie warto unikać operacji wtedy kiedy jest ona niezbędna, ponieważ szybka operacja chroni przed przykrymi konsekwencjami wcześniej opisanymi. Wbrew pozorom sytuacja taka jak u Milany (popękany dysk uciskający nerw) jest często spotykana (choćby u mnie). Ale nie wchodźmy w szczegóły medyczne nie jesteśmy lekarzami. Moje problemy z kręgosłupem zaczęły się ok. 10 lat przed operacją i uwierz mi zaliczyłem kilku bardzo znanych i bardzo drogich kregarzy. Stąd też pozwalam sobie na takie twierdzenie, ze to ściemniacze którzy pomagają tym co sobie mogą sami pomóc ale kiedy tak naprawdę potrzebujesz pomocy to nie poradzą. Ale zawsze zaproszą na kolejne sesje. Podobnie jak lekarze którzy odradzają operacje mając ewidentne wyniki badań tomografem z nałożonym rezonansem (czy na odwrót już nie pamiętam.) bo mają ośrodek rehabilitacyjny lub z nim współpracują. Inna sprawa to system ćwiczeń Mc Kenzie'go który stosowano na mnie i który w moim przypadku pogorszył stan. Rozmawiałem dzisiaj z rehabilitantem po poznańskiej AWF. Twierdził, że to tylko dla niektórych i na wstępnym etapie. Ech można by tak długo ... Reasumując napisałem post poprzedni aby może odrobinę zmniejszyć w niektórych ten irracjonalny strach przed operacją i tylko tyle. Operacja czasami jest niezbędna i nie trzeba tego odwlekać. Ja przez tą atmosferę, że operacja to ostateczność straciłem 2-3 lata normalnego życia i sporo pieniędzy. O cierpieniu nie wspominam. Operacja to nie ostateczność to tylko jeden ze sposobów leczenia często niezbędny. Tak czy owak cieszę się że jesteś zdrowy i życzę oby tak dalej. Wojtek
  23. Cieszę się że to napisałaś. Może niektórzy zrozumieją, że operacja to nie życiowa katastrofa tylko droga do odzyskania sprawności i polepszenia komfortu życia. Niestety nasze społeczeństwo w większości charakteryzuje zabobonny strach przed poddaniem się operacji kręgosłupa i równie zabobonna wiara we wszelkiego rodzaju znachorów zwanych różnie (np. np kręgarzami). Pomagają i owszem w sytuacjach kiedy sami możemy sobie pomóc odpowiednimi ćwiczeniami i zmianą nawyków życiowych, a ile szkodzą tego się już nie pisze w takich tematach jak tutaj http://www.skiforum....ead.php?t=27170 Trzeba z ubolewaniem powiedzieć, że jest grupa lekarzy którzy wzbudzają i podtrzymują ten strach wśród pacjentów. Jestem poniekąd ich ofiarą. Mogłem spokojnie poddać się operacji 2 lata wcześniej i być o wiele sprawniejszym. Będąc chorym przeżyłem wiele różnych zawirowań emocjonalnych dotyczących operacji, niestety przyczyną dużej części byli lekarze, którzy często opierają swój byt na długotrwałej rehabilitacji pacjentów i utrzymywaniu i podsycaniu w nich obaw przed operacją. W Szczecinie jest lekarz (dr n. med.) który "nastawia" kręgosłup, myślę, że sukcesy i porażki po połowie. Inny lansuje namolnie Mc Kenzie'go jako cudowne rozwiązanie (właściciel kliniki rehabilitacyjnej). Można by dużo pisać na ten temat. Nie chcę więcej wylewać swojej frustracji ale z mojej perspektywy tak to wygląda. Pozdrawiam Wojtek
  24. Można jeździć, jestem tego najlepszym przykładem. Operację usunięcia dysku na poziomie L5/S1 miałem ostatniego października 2006 r. (42 lata i 6 miesięcy) Wróciłem na początku 2008 r. czyli po przeszło 14 miesiącach od operacji. Odczucia fantastyczne, żeby nie napisać o ...:) Czy będą kolejne wypukliny i przepukliny to zależy tylko od Ciebie. Pamiętaj że operacja niczego nie naprawia. Ty nie jesteś zepsutą maszyną a neurochirurg nie jest mechanikiem który wymieni zepsutą część na dobrą i będzie jak wcześniej. Już nigdy nie będzie jak przed operacją. Operacja spowoduje, że nie będzie bolało (jak będzie dobrze przeprowadzona). Dalej to już tylko Twoja ciężka praca nad sobą, czyli ćwiczenia, ćwiczenia i jeszcze raz ćwiczenia. Jednocześnie zmiana nawyków bo chorobę coś spowodowało czyli jakieś złe nawyki. Twoje zadanie to uświadomić sobie co spowodowało chorobę i zacząć się zmieniać. Oczywiście moja jazda nie jest już taka jak przed chorobą i operacją ale warto walczyć i cieszyć się nawet takim "stylem rehabilitacyjnym" jaki prezentuję obecnie. Dużo wiary i optymizmu życzę. Będzie dobrze. Wojtek
  25. Narty o których wspominasz czyli Salomon XW Tornado Ti produkowane są aktualnie w długościach m.in. 173 i 180 cm. mowa o kolekcjach na sezon bieżący i poprzedni. Zatem pozostaje ci tylko 180 cm. Pomyśl o butach o większym fleksie 110-130.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...