-
Liczba zawartości
693 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Zawartość dodana przez wojtek pw
-
Dla mnie, dłuższe teksty są trudne do zrozumienia. Przykro mi. Być może dla ludzi ukształtowanych w kulturze korporacji to co piszesz jest normalne. Oni mają to na co dzień. Dla mnie nie. W polskiej historii język od zawsze nie był szanowany. W szkole dzieci uczą się o "makaronizmach" (mam nadzieję). Najpierw była łacina później, włoski, francuski. To nie tylko brak szacunku do języka ale przede wszystkim do siebie, do własnego języka czyli własnej kultury. To moja subiektywna opinia. Używanie obcojęzycznych zwrotów jest też często objawem niedowartościowania i kompleksów (to o mnie). Pamiętam jako młody prawnik używałem w pracy ogromnej ilości łaciński zwrotów, paremii. Myślałem że tak będzie mądrzej, bardziej jak to mówią profesjonalnie (tego zwrotu też nie lubię). Później po paru latach, nastąpił taki moment kiedy przypomniałem sobie swojego profesora od logiki który kiedyś powiedział, że mądrość, klasa i kultura polega nie tym aby nie nadużywać obcojęzycznych zwrotów ale dostosować język do adresata i nawet największy problem prawny wytłumaczyć nie tylko koledze po fachu ale także takiej osobie jak Pan Gienio (portier na wydziale). I rzeczywiście, nawet najtrudniejsze problemy da się opisać i wytłumaczyć prostym językiem i po polsku. Ale trzeba do tego dojrzeć. Dla mnie Twoje teksty to jak ten Pasek szybko znaleziony w sieci: "Ponieważ magnorum non est laus, sed admiratio, krótkiego tylko, jako niegdy Sallustius ad Carthaginem, do tych przezacnych familiantów zażywszy apostrophe: De vestra quidem laude melius est tacere, quam pauca loqui, to tylko przydam, że kto tak wiek prowadzi, jego nobilitas jest duplicata." Pod warunkiem, że nie znasz łaciny. Ale spokojnie, ja tu jestem w mniejszości , większość użytkowników forum to ludzie młodzi, dobrze wykształceni i z dużych ośrodków i kochają te teksty . Miłego końca weekend'u życzę Wojtek
-
Nie widzę sensu się wkurzać. Forum służy do wymiany informacji i poglądów między osobami o podobnych zainteresowaniach. To nie encyklopedia. Forum to też nie pisma objawione aby w nie wierzyć. Nie można nikomu mieszać w głowie kto ma trochę rozsądku a wierzę w to że większość użytkowników to rozsądni ludzie i podchodzą do tego co się tu pisze z właściwym inteligentnym ludziom dystansem. Sprawy oczywiste i zakończone to sfera religii. Swoją drogą uważam, że przenoszenie spraw związanych z techniką jazdy "zawodowców" na amatorów jest chyba niewłaściwe. Zawodowcy jeżdżą walcząc o setne części sekund i wyniki osiągają niekoniecznie jeżdżąc ładnie oraz najbardziej idealnie technicznie tzn. zgodnie ze schematami opracowanymi dla amatorów. Miłego dnia życzę Wojtek
-
Pomimo, że wymiękasz odpowiadam. Chodziło mi o honor czyli pojęcie i wiążący się z nim cały kompleks zachowań w życiu społecznym który już niestety nie istnieje. I w związku z tym nie dziwię się że nie zrozumiałeś o co mi chodzi. W czasach kiedy pojęcie honoru istniało ludzie którzy się obrażali wzajemnie aby zakończyć bezsensowny, absurdalny spór pozostawał pojedynek. Wzajemne poniżanie się i obrażanie członków danej społeczności jest dla tej społeczności destrukcyjne. Pojedynek kończył najczęściej w sposób definitywny wzajemne obrażanie się i pozwalał społeczności dalej normalnie funkcjonować.
-
Nie wiem o co chodzi z tymi wiązaniami i płytami w dalszym ciągu ale wiem, że zatęskniłem do czasów kiedy pojedynki były sposobem na rozstrzygnięcie sporów
-
Współczesny świat jest tak skonstruowany, że nie ma rzeczy uniwersalnych. A uniwersalność niesie pewne istotne ograniczenia. Nawet podpasek nie ma uniwersalnych a co dopiero mówić o nartach. Jednakże mając na względzie młody wiek pytającego i ciągły nie tylko narciarski rozwój myślę że jakiś półśrodek w postaci nart uniwersalnych typu AM nie byłby zły na tym etapie, zwłaszcza, że do FR to warunków nie ma. A w Alpach owszem w niektórych ośrodkach tak ale z tym wiąże się szkolenie lawinowe, na początku przewodnik i inne takie historie związane z bezpieczeństwem, zatem narty do FR były by moim zdaniem pewnym niepotrzebnym przerostem. Natomiast AM w długości około wzrostu i pod butem 80-90 mm mogły by być tym miłym i użytecznym kundlem. Oczywiście zakładam że mogę być w błędzie. Pozdrawiam Wojtek
-
Niestety prawda. Najbardziej śmieszą mnie i przerażają jednocześnie nie tylko "instruktorzy jednej górki" ale także a może zwłaszcza "mistrzowie jednej górki". Szlifujący po raz tysięczny doskonale znane sobie 600 m. "stoku" w "resortach" i "stacjach" liczących 2 km tras, nagrywający filmiki w czasie porannego sztruksu i wrzucający na youtube. Ale spuśćmy zasłonę milczenia na to zjawisko. Ja uważam że instruktor polecający adeptowi narciarstwa GS-y czy choćby tylko Mastersy powinien na nich nauczać. Ale takich rzeczy nigdzie nie widziałem. Czyli instruktorów na gigantkach i amatorów narciarstwa na gigantkach. To w rzeczywistości nie występuje. To jest tylko na polskim skiforum. Od wielu lat jeżdżę praktycznie tylko w Austrii i we Włoszech. Na polskie "resorty" szkoda czasu i pieniędzy czyli właściwie tego samego. Za jednym wyjątkiem, zawsze jesteśmy w innym ośrodku i nigdzie nie widziałem aby instruktorzy nauczali na FIS-owskich gigantkach. Ostatnie dwa wyjazdy były do Flachau (to ten wyjątek) - ośrodek prawie idealny i dlatego zawsze zapchany ludźmi bez względu na sezon niski czy wysoki. Szkoła słynnego Hermanna Maiera - Skischule Hermann Maier (wym. sziszule herman maja ). Patrzę i zaskoczenie. Wszyscy na slalomkach. Na stoku prawie wszyscy na nartkach 150 - 165 cm. Nawet wielcy Germanie, Niderlandczycy i Wikingowie po 2 m. mają narty 160 - 170 cm. W Wagrain w kolejce linowej przejeżdżam na drugą stronę doliny i znowu moje 172 cm. najdłuższe . Jakaś katastrofa. Pomyślałem jacy głupi ci Niemcy, Holendrzy i Skandynawowie nie wiedzą jakie narty powinni mieć, nie czytają naszego Skiforum. Nie wiem czy to dobrze czy źle, mądrze czy głupio ale tak jest. Wszyscy jeżdżą na krótkich nartach. Jeździ się po zatłoczonych stokach na krótkich nartkach i tego nic nie zmieni. FIS-owskie GS są dobre na FIS-wskie zawody, Mastersy na zawody amatorskie a dla przeciętnego amatora allroundy lub allmountainy i tyle. A swoją drogą to chciałbym zobaczyć jak piewcy GS-ów jeżdżą na nich cały dzień (niech będzie że tylko 7 godzin) po jakim zatłoczonym alpejskim ośrodku. Pozdrawiam Wojtek
-
Podobno robią. Nobile w fabryce w Bielsku Białej, tam powstają inne polskie narty Majesty i podobno mnóstwo innych modeli pod inne kalkomanie dla znowu podobno światowych marek. Natomiast Monck Custom powstają gdzieś w garażu koło Wa-wy. Mój tzw. patriotyzm gospodarczy funkcjonuje w granicach rozsądku, zatem nie mam pewności czy taki zakup byłby rozsądny i szukam opinii innych niż "gazetowe".
-
W wzięciu instruktora nie ma nic złego pod warunkiem że instruktor dobry i konsekwentny, tj, udziela lekcji na FIS-owskich GS lub przynajmniej Masterach. A tak a propos na czym jeździsz na tej prezentacji w linku nr 1 czy aby nie na slalomkach ?
-
Jak znam życie tych co robią coś dla czystej idei jest zdecydowanie mniej niż tych co robią coś dla zysku lub przyjemności. Chyba, że wchodzą zaburzenia osobowości spowodowane np. taką banalną sprawą jak niedobór lub nadmiar hormonów.
-
Pięknie. Tym samym, nieprzymuszony, dałeś dowód, że w procesie nauki właściwie dobrane narty (adekwatnie do poziomu) mają znaczenie, a nie tylko GS-y lub Mastery i 185 cm i promień skrętu min. 23 m. Przecież ogromna większość narciarzy jeździ dla przyjemności a nie dla jakiejś idei "prawdziwego narciarstwa".
-
Witam wszystkich użytkowników po bardzo długiej przerwie. Czy posiadacie narty tych polskich firm ? Jeżeli tak, to co o nich sądzicie. Ostatnio trochę męczy mnie prawie obsesyjna myśl aby kupić sobie polskie narty. Opinie o nich na testach (np. NTN) są różne, ceny absolutnie światowe, właściwie nic nie przemawia za patriotyczną postawą przy zakupach. Pozdrawiam Wojtek
-
Narciarstwo alpejskie. Kurdziel: Ręce opadają, ale PZN jest zadowolony
wojtek pw odpowiedział narciarz70 → na temat → Sport, Zawody, Zawodnicy
Lubię Tomasza Kurdziela i szanuję jego poglądy. Uwielbiam jego komentarze w Eurosporcie, szkoda, że tak niezbyt częste. Witold Domański odbiera mi przyjemność oglądania narciarstwa ale to inna sprawa. Diagnoza Kurdziela w mojej ocenie jest jak najbardziej trafna. Sukcesy w sportach indywidualnych w Polsce są i zawsze będą kombinacją pieniędzy i determinacji rodziców oraz ambicji dzieci. Dotyczy to głównie tenisa bo jednak mimo wszystko łatwiej jest o kawałek "szopy" z kortem niż kilkaset metrów górki ze śniegiem przez parę miesięcy z w roku. -
Gdzie tam gorąco, normalne na polskich forach, taki typowy można powiedzieć banalny wykwit zakompleksionego hejterstwa . Przeglądając od czasu do czasu forum chciałem uniknąć tego zamieszczając na wstępie apel ale jak się zdaje przeceniłem umiejętność czytania ze zrozumieniem co niektórych. I znowu wyszły jakieś kompleksy ... Szkoda gadać, a właściwie pisać. Dobrze że są też wpisy inteligentne i z dużym poczuciem humoru np. Leśny Dziad rozbawił mnie do łez. Pozdrawiam Wojtek PS. Mitku, mam nadzieję, że ten wpis z 2:03 dzisiejszej nocy nie był skutkiem jakiegoś strasznego nocnego koszmaru. Już wszystko w porządku ? Mam nadzieję, że tak. Życzę dużo zdrówka. W.
-
Dziadku Kuby10 masz niesamowitą pamięć, ja tylu szczegółów dotyczących tras nie pamiętam co Ty. Chyba muszę odczekać ze 20 lat . Co do wyjazdu na górę to faktycznie najpierw wsiadamy do wiekowej 4 - osobowej gondolki, później do kolejnej większej chyba 8 - osobowej (już nie krzesełka). A później mniej więcej jak opisałeś. Zjechać na nartach do Finkenbergu nie można, tylko do pierwszej kolejki na 1750 m. Chyba że czegoś nie zauważyłem w tej mgle. Jeżeli domyślam się o czym piszesz to gratuluję fantazji. Z ośrodka i do ośrodka można dostać się z 3 miejscowości: Finkenberg, Mayrofen, Muhlbach. Dla dobrych narciarzy najciekawsze trasy są "w górze" 60 - 65 od przełęczy Horberg. Dla słabych trasy najbardziej na zachód, powyżej Muhlbach czyli miejscowości najbliżej autostrady. Tam też jest snowpark który miał dużo amatorów. Obok snowparku jedyna nowa, czysta i w miarę pusta toaleta w ośrodku . Co do zapachów to jeszcze nie ta pora, trzeba poczekać do wiosny. mlodzio, starałem się, żeby było zabawnie. Jak widać mam nietypowe poczucie humoru, mało zrozumiałe. Pisałem z pozycji ojca rodziny, któremu prawie dorosły syn ucieka w góry, ojciec chciałby, ale nie może, bo wolno jeżdżąca żona ciągle gubi się we mgle i przepełnionych toaletach. A później ma słuszne pretensje, że niby uciekamy. Ale mniejsza o intencje. Odbiór był zły ponieważ Austria to miód, malina i nie można przestrzec. Dlatego na początku zamieściłem apel do PRAWDZIWYCH aby nie krytykowali ponieważ to nie do nich, ale gdzie tam, musieli dać odpór wrogowi którego we mnie nie mają. Pozdrawiam Wojtek
-
Niezrozumiały ponieważ nikt poza mną z mojej rodziny i znajomych których tam "zaciągnąłem" prawie na siłę nie podziela mojego poglądu. Nikt nie był w stanie zrozumieć mojej fascynacji tym miejscem.
-
Rozumiem, że brak czasu na czytanie to wszystko powoduje, bo kto ma czytać ze zrozumieniem jak nie jan koval. Ja lubię "ten gatunek" narciarzy fascynatów tylko napisałem, że to nie dla nich. Co jest oczywiste i nie wymaga chyba tłumaczenia: nie lubię tłumów, muzyki na stokach itp. atrakcji. Szanuję możliwość dokonywania wyborów i ratrak jest jego częścią. Oczywiście nie znoszę oszołomstwa także tego które polega na zjeżdżaniu bez przerwy na posiłek i toaletę jedną trasą cały dzień i tym podobnych przegięć, ale to inna sprawa. Apel do wszystkich: Kochani Bracia i Siostry; Czytajcie powoli i ze zrozumieniem, to naprawdę nie boli. Pozdrawiam Wojtek
-
Białka jest tutaj symbolem pewnego sposobu uprawiania i postrzegania narciarstwa w Polsce, można oczywiście napisać, że i Grapa - Litwinka, Witów, Czarna Góra to to samo. Napisałem o Białce ponieważ większość z marudzących na wyciągach i stokach rodaków mówiła "ach lepiej było do Białki pojechać". Jako, że był to drugi tydzień ferii warszawsko-wrocławsko- szczecińsko-opolskich kontekst był oczywisty. Nawiążę tu jeszcze do wypowiedzi tomala, który napisał że narzekanie to polska specjalność i powiem, że bezzasadny zachwyt byle czym to także takie nasze i swojskie. Widziałem nieraz ludzi którzy po raz 10 jechali do jakiegoś przeciętnego niczym nie wyróżniającego się ośrodka, bo tam fajnie i kanapa 8 - osobowa jest i na terenach pow. 2.500 metrów się jeździ. I byli zachwyceni, bo nie chciało im się pojechać 50 czy 100 km dalej i zobaczyć coś innego, nowego bardziej atrakcyjnego, ponieważ zachwycali się rzeczami banalnymi i oczywistymi po wyrwaniu się na świat ze swojego grajdołka (mniejsza o nazwę bo znowu ktoś zacytuje). tomal odnośnie Twojego wpisu z 14:42 to przeczytaj dokładnie mój pierwszy post albo chociaż początek . Nie wymagam czytania ze zrozumieniem tylko czytania. Może to za dużo. Ten temat nie jest dla jedynie słusznych PRAWDZIWYCH NARCIARZY. Pozdrawiam Wojtek
-
Wracając do tematu, pierwszym miejscem w Alpach był ośrodeczek o nazwie Alpe Lusia. Nic szczególnego, raczej nie polecam. Jako że mieszkaliśmy wtedy w Moenie to następny był już warty polecenia Ski Center Latemar - Obereggen a następnie Passo San Pellegrino - Falcade. Do tego ostatniego mam niezrozumiały bo trudny do wytłumaczenia sentyment. Lubię wjazd tą stara kolejką na szczyt Col Margherita i te łagodne czerwone trasy do Falcade a później powrót na przełęcz czarną ze szczytu. Jak dla mnie super miejsce, może dlatego, że ile razy tam byłem zawsze było mało ludzi i dużo słońca. Wojtek
-
Tomal. Tak a propos Polaków to ja szczególnie uwielbiam tych Polaków co lepiej wiedzą, zwłaszcza w temacie co inni czuli i przeżywali w tym czasie. Pozdrawiam życząc trochę wiary w ludzi. Wojtek
-
Po pierwsze. Nie narzekałem. MarioJ mam poczucie winy z powodu Twojego samopoczucia. Po drugie to nie ja wybrałem lecz syn poparty przez żonę. 2:1. Syn dobrze jeździ i jest zadowolony a ja z żoną we mgle musiałem trochę się pomęczyć czekając na nią, żeby się nie zgubiła. Po trzecie. Napisałem to dla małego ostrzeżenia dla tych którzy uczą się jeździć lub słabo jeżdżą (i pewnie niestety nigdy nie będą dobrymi narciarzami bo ten stan ich zadowala) jak moja żona. Także dla tych którzy muszą opiekować się jak ja słabiej jeżdżącymi. Jeszcze raz podkreślam to co już wcześniej napisałem, Penken to jest super miejsce dla dobrze jeżdżących, do jazdy poza trasowej. Widziałem wielu narzekających Polaków i dlatego m.in. to napisałem. To nie jest miejsce dla przyzwyczajonych do Białki. Po czwarte. Malin nie narazisz się pisząc, że wybór tras, poziom ich trudności i infrastruktura w Austrii o niebo przewyższają włoskie. Szanuję Twoje zdanie ale mam inny pogląd na sprawę. Uważam, że nie można uogólniać. W każdym kraju są lepsze i gorsze ośrodki, większe i mniejsze, z lepszą i gorszą infrastrukturą. Jakbym był złośliwy to zapytałbym co sądzisz o porównaniu Hochkar i Kronplatz pod względem jakości wyciągów. Ale to bez sensu. Każdy ma swoje ulubione miejsca ja także. Ewidentną przewagę Włoch widzę pod względem pogody, po wielu latach mam wrażenie że po drugiej stronie przełęczy Brenner jest znacznie więcej słońca. Pozdrawiam Wojtek
-
Nie chcę wejść w buty starego marudy, ale ten sam model o różnych długościach to zupełnie inne narty. Moim zdaniem. Parę lat temu zobaczyłem na wyprzedaży narty Fischer RX8 i kupiłem dla syna o długości 165 cm. Kiedyś przymierzając się do zakupu nart pół dnia pojeździłem na nartach o długości 175 i było fajnie. Więc niewiele myśląc kupiłem te o długości 165 cm dla syna. Chyba 2 lata temu pierwszy raz na stoku zamieniłem się z synem nartami i zapiąłem Fischery. I szok To były zupełnie inne narty niż te o długości 175 cm. Niestety. Dlatego nie kieruj się ceną ani dobrymi opiniami testów. Testy czasami są pomocne, pieniądze czyli 500 zł także mają znaczenie, ale w skali kilku sezonów i godzin przyjemności lub frustracji i zniechęcenia. To wszystko jest bez znaczenia. Kup takie które będą najlepsze dla Ciebie a nie tylko najtańsze.
-
Uwaga ! To co napisałem poniżej jest skierowane raczej dla narciarzy jeżdżących rodzinami na wypoczynek. To nie jest tekst dla "prawdziwych" narciarzy którzy jeżdżą od otwarcia do zamknięcia na prawdziwych długich nartach +20 od wzrostu, którzy pokonują kolejne kilometry i przewyższenia i nie mają czasu na pójście do toalety (nie czekają na żony które idą do toalety). Nie chodzą do barów choćby tylko na apfelsrtudla i kawę. Oczywiście pogoda dla nich im gorsza tym lepsza bo to prawdziwi twardziele, a stok po ratraku to rzecz okropna bo nienaturalna. Ja natomiast lubię słońce i coś zjeść na stoku, chodzę też do toalety. Lubię mieć wybór jak chodzi o trasy. Tegoroczne ferie w ostatnim tygodniu stycznia spędziliśmy w miejscowości Finkenberg. Plan był taki aby odwiedzić najwięcej miejsc w Zillertal ale z powodu fatalnej pogody nie udało się, skończyło się na najbliższym Finkenbergu ośrodku Penken i jednym dniu na koniec w Hochzillertal. Ostatnie lata od 2010 roku spędzaliśmy tylko we Włoszech i syn miał już dość sztucznego śniegu i słońca. W Austrii było wszystko na odwrót. Ale do rzeczy. Pogoda. Jednym słowem okropna, na 6 dni tylko 2 ze słońcem, pozostałe 4 dni to opady śniegu, jednego dnia spadło ponad 30 cm. Zachmurzenie duże i bardzo duże, mgła okropna, właściwie w ciągu dwóch dni trudno było się poruszać z powodu bardzo ograniczonej widoczności, czasami widać było na kilka metrów do przodu trudno mówić w takich warunkach o przyjemności z jazdy a przede wszystkim o bezpieczeństwie. I tu plus dla państwa z drugiej strony przełęczy Brenner, tam zazwyczaj słoneczko było przez 4 a nawet 6 dni, opady śniegu jeżeli były to krótkie i mało intensywne. Mgła - nie przypominam sobie. Może rzeczywiście mieliśmy ogromne szczęście. Trasy. W większości trudne i bardzo trudne, bez względu na oznakowanie. W większości oznakowane jako czerwone i czarne. Słynna Harakiri chyba mocno przereklamowana, te 78 % ma np. Piculin (Kronplatz) i chyba nie jest wcale łatwiejsza. Tras niebieskich jak na lekarstwo, większość oznakowanych jako niebieskie to dojazdówki. Zresztą o tyle są niebezpieczne że zapełnione tłumami narciarzy poszukujących łatwych tras a tu niespodzianka to tylko wąski łącznik pomiędzy czerwoną a czerwoną. Jedyna chyba w miarę szeroka niebieska to trasa o ile pamiętam nr 14. Zawsze przeżywała najazd narciarzy poszukujących czegoś łatwiejszego i szerokiego. Generalnie było na niej dość niebezpiecznie zwłaszcza, że w dolnym odcinku, gdyż do 2 wyciągów zjeżdżali także narciarze z dwóch innych tras. Dochodziło często do kolizji. Oznakowanie tras w mojej ocenie jest złe, numery tras na planach nie odpowiadają numerom na trasach. W przypadku mgły to bardzo utrudnia poruszanie się po ośrodku. W pierwszym dniu trochę pobłądziliśmy i trzeba było zjechać do Mayrhofen bo było już po 16. Wiem teraz że taksówka z Mayrhofen do Finkenberg kosztuje 15 euro. Za to parkingi to duży plus, bez względu na opady odśnieżone idealnie, a poza tym w dużej części wielopoziomowe i zadaszone. Generalnie Penken to raczej ośrodek dla młodych, silnych i dobrze jeżdżących. To nie jest ośrodek dla uczących się jazdy na nartach, tych którzy słabo jeżdżą i dla rodzin z dziećmi. Chyba że dziecko "sprzedało się" do przedszkola. Przygotowanie tras było delikatnie mówiąc średnie. Ratrak chyba nie jest ulubionym narzędziem obsługi ośrodka, może tak był o z powodu ciągłych opadów a może to założenie, że tak ma być. Rozmawiałem z wieloma Polakami jeżdżącymi rodzinnie (rodzice plus dzieci) i wszyscy byli rozczarowani pogodą i przygotowaniem tras. I tutaj jest wielki plus dla ośrodków włoskich. W ośrodku mało jest w mojej ocenie barów, restauracji i toalet w stosunku do ilości narciarzy. Do damskich toalet były ciągle jakieś koszmarne kolejki. I to jest minus w stosunku do Włoch. W menu dominują różnej wielkości i kolorów parówy i parówki, do tego rozgotowany makaron polany czerwoną mazią i to nazywane jest nie wiadomo dlaczego spaghetti. Obrazu dopełniają kawa z mlekiem o niezapomnianym smaku pomyj (cafe latte) za 4 euro i herbatka w kubeczku z arcopalu za 3 euro. A teraz trochę pozytywów poza parkingami. Wielki plus to apartamenty (kwatery prywatne) tańsze i o lepszym standardzie niż we Włoszech a może przypadek, nie wiem. Bez wątpienia Penken to dobry wybór dla młodych, bezdzietnych i dobrze jeżdżących narciarzy, także dla jazdy poza trasami, i dla freestyl'u. O Hochzillertal trudno coś powiedzieć po jednym dniu, chyba że jest tam chyba trochę więcej ludzi i trasy raczej łatwiejsze. Plus to duży zadaszony parking w Kaltenbach i szybka kolejka w górę. Zrobiliśmy trochę zdjęć zwłaszcza w dni słoneczne może uda się tutaj zamieścić. Załączone miniatury
-
Technika - wewnętrzna narta i układ tułowia
wojtek pw odpowiedział piotrek96 → na temat → Nauka jazdy
Jeżeli Piotr jest czyjąś ofiarą (do czego nie jestem przekonany) to na pewno jest ofiarą niedouczonych (głupich) instruktorów, może braku instruktora, może sprzedawcy w sklepie który zaproponował mu narty -20 cm od wzrostu itd. itp. Narty carvingowe nie są niczym złym. Problemem są zbyt krótkie narty. Jaka jest różnica dla adepta narciarstwa jak jedzie na nartach 160 cm o promieniu skrętu 12 m. i 35 m . Pewnie żadna. Prawdziwym problem jest to, że nikt nie nauczył go jeździć a on próbuje uczyć się sam i przez internet. -
Technika - wewnętrzna narta i układ tułowia
wojtek pw odpowiedział piotrek96 → na temat → Nauka jazdy
Piotrek96: A co to jest agresywny carving i czym różni się od łagodnego ? -
Problemem na stokach nie są dzieci, "dorośli faceci" czy inne grupy wiekowo - genderowe. Problemem są narciarze zawyżający samoocenę. I tutaj już nie byłbym tak pewny kto najbardziej szaleje, przeceniając swoje umiejętności. Po moich nartach przejeżdżają ostatnio z prędkością błyskawicy raczej kobiety "młode, dobrze wykształcone i z dużych miast". Nie przepraszają, korpo płaci więc mają prawo do dobrej zabawy. Zwłaszcza kosztem starego, źle wykształconego dziada ze wsi. Ale nie uogólniam, bo jak widać każdy ma inne doświadczenia.