Tadeusz T
Members-
Liczba zawartości
1 282 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Zawartość dodana przez Tadeusz T
-
Cześć! Nie chodzi mi o odpowiedź która lepsza, ale o subiektywne odczucie różnic w jeździe. Pozdrawiam. Tadek PS. Artykuł rzeczywiście bardzo dobry.
-
Oczywiście mm i chodzi o talię narty!!! Ostatnio MirekN i Robak doradzając narty podkreślali, że do jazdy techniką ciętą, najlepiej wybrać narty wąskie w talii. Jak ktoś chce dowiedzieć się dlaczego, teorię wyjaśnia LeMaster na str 104 "Narciarza Doskonałego". Z drugiej strony pojawiło się bardzo wiele nart szerszych w talii, polecanych jako narty uniwersalne, doskonałe także na trasy i także bardzo twarde trasy. Niektórzy uczestnicy naszego forum (np Jan) używają jako uniwersalnych, nart o szerokości pod stopą powyżej 80 mm, a na pewno jeżdżą techniką ciętą. Wielka prośba do kolegów, jeżdżących na nartach o różnej szerokości techniką ciętą. Opiszcie jakie są różnice, wrażenia, trudność, zastosowanie itp pod kątem techniki ciętej, nart o przykładowej szerokości 65, 75, 85 mm. Pozdrawiam. Tadek.
-
Hej!!! To już niedziela, a nawet poniedziałek. Czas na spowiedź. Od tego tygodnia notuję w kalendarzu co zrobiłem, bo poprzednio miałem kłopoty z odtworzeniem całego tygodnia. W tym tygodniu dominował rower. W sumie 100 km w 5 dni. Wychodzi tylko po 20 km dziennie, ale zawsze jeżdżę na tyle szybko by solidnie sie zmęczyć, więc mam nadzieję, że mi zaliczycie. Oprócz tego 2 razy ścianka (2 i 1,5 godziny). Jak zwykle trawersy dedykowane Ani, wspin i buldery. No i raz gimnastyka "narciarska" ze 160 przysiadami. Pozdrawiam. Czekam na Wasze spowiedzi!!! Tadek.
-
Cześć! Ech łza się w oku kręci. Jeśli chodzi o długość nart, to w okresie z tych fotek (wiązania typu kandahar) "obowiązywała" długość od ziemi do granicy dłoni i palców, choć nowe prądy mówiły do nadgarstka. A na wyrwiłapce jeździło się przy pomocy tak zwanego klucza. Mógł być metalowy lub drewniany. Drewniany to była listwa powiedzmy 30 cm x 3 cm x 3 cm z naciętym poprzecznie wgłębieniem na jednym końcu o szerokości nieco większej od grubości liny. Lina nie miała żadnych podpór. Stawało się przy dolnej "stacji", łapało jedną ręką (najlepiej odzianą w roboczą rękawicę) linę, A drugą zakładało klucz, w pierwszej chwili prostopadle do liny by weszła ona w wycięcie. po chwili całe obciążenie przenosiło się na klucz, który blokował się na linie. Przed wypięciem należało podciągnąć się wolną ręką znowu łapiąc nią linę i zwolnić klucz po ustawieniu go prostopadle do liny. Klucz zwykle miał jakąś pętlę do trzymania, nieraz gumową, która trochę łagodziła szarpnięcie. A nieraz długą z linki, dookoła pasa. W razie wywrotki, delikwent był ciągnięty po śniegu do momentu, aż obsługa wyłączyła wyciąg.:eek:. Wieczorem bardziej niż nogi bolały ręce i bark:). Ale sie rozpisałem. . Trochę trudno to wytłumaczyć, to trzeba było zobaczyć!!! Pozdrowienia dla mamy!!! Tadek. PS. Trudno z całą pewnością to stwierdzić, ale to okres trochę późniejszy, bo oprócz nart z kandaharami (narty skrajne), to 2 i 3 od lewej mają wiązania beta (chyba). Dlatego są zdecydowanie krótsze od zasad opisanych na początku postu.
-
Cześć starszaki! Wreszcie mam chwilę czasu i mogę Wam hurtem odpowiedzieć. Coli! Mam nadzieję, mam nadzieję. Zauważyłem, że inni też zaczynają używać zdrobnienia Coli. Marysiu! Z tym kręgosłupem chyba trafiłaś w punkt! Od 10 lat mam z nim kłopoty, na szczęście niezbyt duże. Na ścianie i bulderach wisiałem trochę na samych rękach i pewnie wtedy ustawił się w miarę prawidłowo . A trening kondycyjny jest pełną improwizacją i nie ma nic wspólnego z NASA:D. Mam nadzieję, że i w tej sprawie masz 100% racji . Marek! Z własnego doświadczenia. Obiecujesz sobie i nic. Dlatego obiecaj nam. W poniedziałek - lenistwo - do niedzieli daleko. We wtorek zaczyna sie lekki niepokój - co napiszę w niedzielę, ale spoko do niedzieli daleko. W środę już nie ma na co czekać - ostry trening. I tak do niedzieli. Jak do tej pory działa super. A przez ostatnie lata, zaczynałem ćwiczyć 3 dni przed wyjazdem na narty!!! Zapraszamy!!! Aniu! Nie miej żadnych wyrzutów sumienia. Od dawna wiedziałem, że po rozgrzewce trzeba zrobić trochę trawersów. Ale ja od zawsze ich nie lubiłem i je olewałem. Teraz mam powód, żeby je robić. Co prawda robiąc trawersy (zgodnie z Twoją sugestią ) nie trzymam kciuków, ale trzymam je w myśli . I tak zaczynam powoli lubić trawersy . Dlaczego nie chcesz, żebym spotykał Twoich uczniów??? Fajne zawody. Jak jeszcze nie byłem sternikiem, nabraliśmy kiedyś tyle wody, że nalewała się górą do kaloszy. Ale to nie były zawody. Wieźliśmy wino na bal kapitański!!! Jak to miło, że takie dzieciaki jak Ty , wspominają omegi. Ja też mam troooochę wspomnień związanych z tą łódką. Jasne, że wspinanie jest dobre na wszystko. Konkrety w odpowiedzi dla Rosy. Pozdrawiam Wszystkich. Tadek.
-
Cześć Starszaki! Nadszedł czas na cotygodniowe zdanie sprawy z zaprawy. Ten tydzień był dla mnie całkiem inny - doszedł rower. A z nim dwa problemy. Już po pierwszym treningu (w czwartek, 20 km) zaczęło mnie boleć kolano. Tak silnie, że musiałem odpuścić wieczorną gimnastykę i przysiady. Następnego dnia było trochę lepiej więc znowu przejażdżka 20 km. I znowu kolano bolało. Sobotę dałem spokój kolanu, ale dzisiaj pojechałem rowerem na ściankę. Potem je porządnie, ale bardzo powoli rozruszałem, po czym mimo lekkiego bólu o nim zapomniałem. A na ścianie jak zwykle, najpierw trawersy (dla Ani ), wspin i buldery na deser. Po powrocie do domu okazało sie, że kolano mnie nie boli. Rozumiecie coś z tego? Jeszcze muszę dodać wtorkową gimnastykę z 160 przysiadami i 20 z przysiadami z wyskokiem. Jeszcze o drugim problemie. Po 3 jazdach rowerem po mniej więcej 20 km jestem załamany swoją wydolnością. To jakiś koszmar. Ze ściany ledwo wróciłem. :mad: PS. Czekam na wasze spowiedzi, a szczególnie Coli!
-
Róża wiatrów ma się bardzo dobrze na mapach i kompasach morskich. Choć nazywa się - róża kompasowa, a wyskalowana jest nie w rumbach jak kiedyś w epoce żaglowców, a w stopniach. Zwykle graniczną siłą wiatru jest 6 st Beauforta. Ale to zależy od bardzo wielu czynników. A ja Ci zazdroszczę siły wiatru... . Pozdrawiam. Tadek.
-
Cześć! Wreszcie dostałem fotki i z drobnym (ponad 2 tygodnie ) spóźnieniem składam obiecane sprawozdanie z regat. Regaty odbyły się 30 maja w piątek na jeziorach Boczne i Niegocin. Trasa prawoskrętna od bojek farwaterowych na Bocznym (przy mieliźnie), na Niegocin dookoła Wyspy Ptasiej, dalej dookoła Wyspy Grajewska Kępa i powrót na Boczne. Meta na linii startu. W regatach startowało 20 Viv 700. W załodze miałem dwie dziewczyny: Joasię i Magdę i syna (Paweł). Start zapowiadał się idealnie - szliśmy na 1 miejscu przy korzystnej boi, tylko niestety parę sekund przed sygnałem startu musiałem zawrócić ratując się przed falstartem. Trochę za bardzo zaryzykowałem. I przez to minęliśmy linię startu pod koniec stawki. Na szczęście udało nam się znaleźć czysty wiatr i dość szybko zaczęliśmy pogoń. Do pierwszej "boi" czyli Wyspy Ptasiej halsówka przy wietrze bardzo zmiennym jeśli chodzi o kierunek, a dość równym jeśli chodzi o siłę (1, 2 w porywach ). Gonimy czołówkę dość skutecznie i do wyspy przy zdychającym wietrze dopływamy na 4 pozycji. Za wyspą wychodzimy na prowadzenie. Ukształtowała sie czołówka 3 jachty, przerwa 1 jacht, potem długa przerwa i peleton. Wiatr zdechł do reszty. Od czasu do czasu coś delikatnie chucha. Jachty z pozycji 2 i 3 łapią większy podmuch i uciekają. Wiatr tak fatalnie sie układa, że wszystkie podmuchy dłużej są u konkurentów. Walczymy jak lwy przy szotach i mieczu starając sie maksymalnie wykorzystać każdy podmuch, ale nic to nie daje. Zostajemy coraz bardziej. Przed wyspą Kępa Grajewska zaczyna wiać przez cały czas. Po minięciu wyspy wydaje się, że już nie mamy szans na dogonienie pierwszej pary. Są od nas o jakiś kilometr!!! . Ale teraz szczęście zaczyna się uśmiechać do nas. Powoli, ale systematycznie zaczynamy zbliżać się do uciekinierów. Teraz nam wieje troszkę lepiej i umiemy to wykorzystać. Przy wejściu na Boczne jesteśmy znowu razem . Wiatr od fordewindu do półwiatru. Wychodzimy minimalnie na 2 miejsce i próbujemy atakować prowadzących. Kończy to się źle, znowuż spadamy na 3 miejsce. Płyniemy we trójkę, najpierw jeden jacht, a za nim o 1,5 długości, dwie łódki dziób w dziób. Przez dłuższy czas raz jesteśmy trzeci, raz drudzy. W końcu wychodzimy na drugie miejsce i mijamy linię mety z przewagą metr może dwa. Po ponad 6 godzinach walki 3 łódki przypłynęły praktycznie razem. Opis fotografii: 11 minut po starcie. Jesteśmy już w połowie stawki.12 minut po starcie. Pogoń za czołówką. Od prawej: Paweł szuka wiatru, Joasia, Tadek.14 minut po starcie. Na prawym halsie.2 godziny po starcie. To lubię! Widok za rufę. Cała stawka za nami! W rzeczywistości odległości nie były tak duże. To efekt krótkiej ogniskowej obiektywu .2 godziny po starcie. To lubię! Widok przed dziób. Nikogo przed nami! 2 godziny po starcie. Magda przed masztem zapobiega przegłębieniu rufy.2 godziny po starcie. Joasia i oczekiwanie na wiatr.Trzy zwycięskie załogi po rozdaniu nagród.Niedziela - dwa dni później. Ulubiony sposób sterowania Magdy. Niedziela. Załoga przy banderce regat. Od lewej: Magda, Paweł, Tadek, Joasia. Załączone miniatury
-
Cześć starszaki! Wreszcie Ola dała znak, że żyje. Ale trochę grzeszy brakiem ćwiczeń "czystych". :D A to jest wbrew pozorom spora różnica. Nie tyle dla mięśni co psychiki. Chodzi oczywiście o endorfinki bardzo chętnie wydzielające się w czasie uprawiania sportu, a nie w czasie pracy. Jeśli chodzi o brzuszki przy kłopotach z kręgosłupem, to ja stosuję podnoszenie zgiętych w kolanach nóg na przemian w pozycji stojącej. Albo jednoczesne podnoszenie obu nóg zgiętych w kolanach w zwisie na drążku. Ten tydzień podobny do poprzednich. Tylko jeden dzień zamiast ćwiczeń gimnastycznych i przysiadów, część zaległej przeprowadzki. Zmordowałem sie okrutnie, dużo bardziej niż przy typowych ćwiczeniach, wiec chyba mi zaliczycie. Oprócz tego dwa dni przysiadów i gimnastyki i dzisiaj dwie godziny na ściance. Połowa to wspinanie (w tym jedna droga 6- ale z jednym blokiem ). Druga połowa to trawersy (dla Ani ) i buldery. Pozdrawiam serdecznie. Tadek. PS. Coli, jesteś niepodważalnym dowodem tezy "Kobieta zmienną jest" :D Zmieniając temat, zawsze się ubawię, jak czytam Twoje droczenie się, ze tak mało ćwiczysz, a potem 3 razy basen, rower i jeszcze ranna gimnastyka. PS 2. Wczoraj sie załamałem. Policzyłem sobie BMI i wyszło mi prawie 27 . A kiedyś tak miałem dobrze. Mogłem obżerać się ciastami i innymi słodyczami i nie tyłem nawet o gram. PS 3. Aniu, co masz na myśli pisząc "miękkie podłoże". Czy wykładzina dywanowa jest wystarczająco miękka? Jak długo trzeba stać?
-
Droga Aniu!Orientacyjnie (nie znam Twojego wzrostu i długości skorupy butów w których jeździłaś) siła wypięcia powinna być ustawiona na 4.Serwisant nie tylko mógł, ale powinien sprawdzić na specjalnym urządzeniu rzeczywistą siłę wypięcia. Jak będziesz miała własne narty i buty, zawsze przed sezonem sprawdzaj rzeczywistą siłę wypięcia (w dobrym serwisie).Podane wiązania to Markery - trudno o bardziej niezawodne. Ale w wypożyczalniach zwykle są rentalowe. Teraz już nie dowiemy się jakie były naprawdę.Napisałaś, że but w jednym wiązaniu płycej wchodził w przód wiązania. To mogło spowodować zakłócenie w pracy wiązania. But zachowywał się jakby był większy, co powodowało za dużą siłę docisku tylnego wiązania. Skoro jedno wiązanie rozleciało się, sprzęt chyba był w bardzo złym stanie. Czyli nasze dywagacje są prawdopodobne. Ale ta jedna przyczyna to trochę mało na taki efekt. Pewnie trzeba do tego dodać jakiś inny błąd - zła regulacja siły wypięcia, albo ustawienia tylnego wiązania i na 100% Twój koszmarny pech.Ale niestety skazani jesteśmy na gdybanie.W Twojej sytuacji, rzeczywiście najlepiej mieć własny sprzęt pod opieką możliwie najlepszego warsztatu serwisowego.Pozdrawiam. Tadek. PS. Z Twojego postu wynika, że w czasie kilku dni wywróciłaś się tylko 3 razy!!! Jak ja się uczyłem to moja dzienna norma oscylowała koło dwudziestki. Narty wypinały prawie za każdym razem, często obie. Do tej pory 3 wywrotki na wyjazd są regułą. Piszesz, że poleciałaś na buzię - dlaczego nie wypięły tyły??? Miałaś koszmarnego pecha.
-
Droga Aniu! Pozwoliłem sobie poszukać co się stało z Twoim kolanem i znalazłem. Mam nadzieje, że nie będziesz się za to gniewała. Teraz wiem dlaczego nie możesz chodzić na ściankę. Przy następnych trawersach będę trzymał kciuki za Twoje kolano!!! Czy możesz podać kilka faktów dotyczących wiązań (przy nartach )? Oczywiście jeśli pamiętasz i masz ochotę do tego wracać.Na jaką siłę wypięcia były ustawione przody i tyły?Czy przy wpinaniu buta, piętka nie zaczepiała, albo nie blokowała się o tył wiązania?ile ważysz? Jaki masz wzrost. Jaka jest długość skorupy Twoich butówJakie to były wiązania? Choć wg. mnie wszystkie teraz produkowane są dobre i raczej to był błąd ustawienia.Czy wcześniej miałaś upadki, podczas których czułaś, że wiązania powinny wypiąć?Wracam do tego, bo może się uda ustalić jaka była przyczyna braku wypięcia wiązań. Teraz będziesz musiała bardzo dbać o kolana i unikać każdego błędu. Pozdrawiam Ciebie i wszystkich starszaków. Tadek.
-
Jestem, jestem! Janusz! Czyżby Ci to przeszkadzało?! Bo mnie nie. :p Roso! Jestem pod wrażeniem. Z Twoich dostępnych fotografii wynika, że nie masz warunków zbliżonych do „Pudziana”, a ułatwiających bycie ratownikiem. Musisz wszystko wypracować techniką, wytrzymałością i wolą. Chylę czoło… Przy Twoich tygodniowych osiągnięciach wszystkie pozostałe będą chyba baaaardzo blade. Mój sportowy tydzień był standardowy: Czwartek - gimnastyka narciarska, a w niej 4 x 40 przysiadów plus 10 przysiadów z wyskokiem. Piątek - gimnastyka narciarska, a w niej 4 x 40 przysiadów, plus 4 x 10 przysiadów z wyskokiem. Te przysiady z wyskokiem to bardzo fajne ćwiczenie narciarskie. Oprócz mięsni ćwiczy równowagę. Sobota - 2 godziny na ściance. Specjalnie dla Ani były trawersy i to trzy razy. Na rozpoczęcie, zakończenie i przed bulderami. Niedziela - piszę i ćwiczę. Gimnastyka narciarska, a w niej 4 x 40 przysiadów, plus 4 x 10 przysiadów z wyskokiem. Powinienem napisać piszę, ćwiczę i oglądam. Od paru tygodni wszystkie ćwiczenia robię oglądając jazdę wspaniałych narciarzy. Ciekawe czy to, chociaż troszeczkę poprawi moją technikę??? Pozdrawiam. Tadek. PS. Coli! Z Twojej opowieści wynika wniosek dla rowerzystów: jak najdalej od szosy i samochodów. Niestety spora część kierowców zachowuje się tak, jak by nigdy nie jeździła na rowerze.
-
Nieśmiało przypomnę, że czereśnie to też Rosaceae. :D A ja uwielbiam czereśnie. Truskawki też. Tadek
-
Cześć! Bardzo dobry pomysł!!! W pierwszym słownik, komentarze wyjaśniające niejasności i filmy (najlepiej nasze)W drugim dyskusje, nawet bardzo ostre, ale na boga merytoryczne .Zastanawiam się nad trzecim - w którym dopuszczalne by było dzielenie włosa na czworo, a nawet dziesięcioro :D:D.Przedyskutowane określenie trafiało by do słownika wraz z najlepszymi komentarzami i filmami. Pozdrawiam wszystkich. Tadek.
-
GATESKATE "prawie" jak narty :) co o tym sadziecie
Tadeusz T odpowiedział jarek_sz-in → na temat → Narciarstwo
Też sie nad tym zastanawiałem. Gdzie znaleźć tak idealnie równy trawniczek, na dokładkę pochylony. A jazda po asfalcie może kończyć się bardzo nieprzyjemnymi upadkami. Jednak co śnieg to śnieg. Pozdrawiam. Tadek. -
GATESKATE "prawie" jak narty :) co o tym sadziecie
Tadeusz T odpowiedział jarek_sz-in → na temat → Narciarstwo
Cześć! Niezłe! Trzy w jednym. Czysty karwing, narty biegowe i latanie na dodatek. Pozdrawiam. Tadek. -
Cześć MirekN!Jaka większość? To tylko parę osób tak twierdzi.Reszta, albo z własnego doświadczenia, albo instynktownie wie, że dla nich narta ma zasadnicze znaczenie. I jak ma problem, czyli wybór nart, to czeka na (miedzy innymi) Twoją odpowiedź. Prawie ze wszystkim się zgadzam, a pod ostatnim zdaniem podpisuję się obiema rekami.Pozdrawiam.Tadek.
-
Albo mnie nie zrozumiałeś, albo byłem niezbyt precyzyjny. Przy kącie około 45 st ta siła jest na tyle niewielka (nie wydaje mi się, żeby to była demagogia), że można docisnąć krawędź przy małej prędkości. Ale oczywiście można też przy tym samym kącie i promieniu skrętu jechać z ogromną prędkością i wtedy na narciarza działa olbrzymia siła odśrodkowa i wtedy jazda nie ma nic wspólnego z wożeniem się, bo trzeba ją przy każdym zakręcie pokonać. Dlaczego nie napiszesz? Chyba jednak warto. I Fredo prowokując tę dyskusję i ja pisząc tamtego posta (przeczytaj pierwsze zdanie które napisałem, a szczególnie wytłuszczone fragmenty) chciałem pogadać o interesujących sprawach. Na przykład dowiedzieć się czy to co uważamy za oczywiste, jest także oczywiste dla innych. Pozdrawiam. Tadek PS. A wracając do "wożenia się" miałem na myśli, że przy tym kącie jeszcze jest to możliwe. Mirekn. Jak napiszesz, że nie potrafisz zjechać idealnie czysto na krawędziach, z umiarkowaną prędkością i zupełnie bez wysiłku, to Ci nie uwierzę. Co gorsz inni też Ci nie uwierzą. :D
-
A ja uważam, że Święta Bożego Narodzenia są ... ...od Świąt Wielkiej Nocy. :D:D:D. Pozdrawiam dyskutantów. Tadek. W kropki proszę wpisać co kto myśli.
-
Dzięki. Poczytam wieczorem, jak znajdę chwilę czasu. Całe te moje "naukowe" rozważania powstały w trakcie 5 minut zabawy nartą na dywanie i oczywiście nie mogą być odkrywcze. Były i są tylko fajną zabawą - jak to określił MirekN : "fajna jest ta aktywnosc posezonowa :D" Pozdrawiam. Tadek. PS. No masz rację, powinienem napisać "dąży do nieskończoności" :D Nie wspominając, że najpierw narta się złamie i inne takie tam szczegóły. Ale zwróć uwagę, że przy kącie 90 st. środek krawędzi nigdy nie osiągnie śniegu .
-
Cześć! Fredo, nie wiem dlaczego dałem się podpuścić na tę odpowiedź, bo nie tyle wiem, co tylko domyślam się, co może (powinno?) znaczyć doginanie narty. Zakładamy że:jedziemy po twardym śniegupowstające śmigło jest zaniedbywalnie małe.Jeśli nartę ustawimy pod kątem 45 st. do śniegu, to pod wpływem bardzo małej siły (wystarczy jedna ręka - przed chwilą sprawdzałem na dywanie) wygnie się w taki sposób, by całą krawędzią jechała po śniegu i to wygięcie będzie miało promień "fabryczny". (czyli typowe wożenie sie na krawędziach prawie bez wysiłku)Dalsze zwiększanie siły nic nie zmieni, promień łuku pozostanie taki sam. Dla każdego kąta narty - śnieg jest taka siła, która dogina nartę do śniegu. Dalsze zwiększanie tej siły nie zmienia wygięcia narty.Żeby zmniejszyć promień łuku czyli bardziej wygiąć nartę, należy zwiększyć kąt pomiędzy nartą i śniegiem.Im większy kąt, tym większa siła potrzebna do "dogięcia" narty.Mniej więcej od kata 70 st. siła potrzebna do "dogięcia" narty do śniegu gwałtownie wzrasta wraz z każdym stopniem kąta ustawienia narty. (przy 90 st osiągnie nieskończoność ).Przy dużych kątach narty - śnieg (różnych od 90 st.), żeby osiągnąć taką wielkość siły dociskającej czyli siły odśrodkowej, aby dogiąć nartę, należy zgodnie z wzorem na siłę odśrodkową, zwiększyć prędkość jazdy. F=mv2/r ta dwójka to oczywiście "kwadrat" (Dokładnie rzecz biorąc chodzi o jej składową prostopadłą do powierzchni narty)I to jest w 99% "doginanie narty". Ustawianie jej pod bardzo dużym kątem i odpowiednio szybka jazda. Jeśli ktoś jest ciężki może jechać wolniej, jeśli lekki to na tej samej narcie musi jechać szybciej. Czyli jeśli ktoś jedzie wystarczająco szybko nie musi nic robić, prawa fizyki same doginają nartę Ale są jeszcze dwa sposoby zwiększenie siły "doginającej" związane ze zwiększaniem masy narciarza . I nie mam na myśli wkładania do kieszeni ołowianego balastu. podwyższanie pozycji w czasie prowadzenia skrętu (trzecia zasada dynamiki)przeniesienie np. 80% obciążenia na jedną, np. zewnętrzną nogę. Wtedy ta druga będzie tylko pomocnicza, ale na zewnętrznej uzyskamy siłę pozwalającą dogiąć nartę do śniegu. W dawnych czasach zawodnicy po prostu unosili wewnętrzną nartę, żeby cała siła wyginała jedną zewnętrzną nartę.To tyle. Pozdrawiam. Tadek.
-
Pierwszy dzień w Saalbach po chyba tygodniu opadów śniegu. Pierwszy wjazd kolejką. Na górze okazuje się, że jedna z tras jest dziewicza, niestety nie od wczoraj tylko od początku opadów. Szalony przyjaciel decyduje - to jedziemy tą z puchem. Okazało się, że było jakieś 40 - 50 cm miękkiego śniegu. Po kilku zakrętach robię błąd, dzioby idą łukiem pod śnieg, narty się zatrzymują, a ja też łukiem, najpierw w powietrzu, a potem tak jak narty - dziobem w głąb śniegu. Pierwsza w miarę przytomna myśl - dlaczego się duszę - ciemno przed oczami - jasne, jestem pod śniegiem. "Wypływam" na powierzchnię, wstaję - tylko dlaczego dalej się duszę!!! Usiłuję złapać oddech i nic. Mijają sekundy, ogarnia mnie przerażenie, co się stało, że nie mogę złapać oddechu. Duszę się! Nie wiem ile to trwało - 15 sekund, może 30. Wszystko jedno ile i tak trwało to całe wieki... Powoli zaczynam oddychać. Po paru minutach dochodzę do siebie i zaczynam kompletować sprzęt... Przyznam, że w nigdy nie przeżyłem takiego przerażenia. Do tej pory, wjeżdżam w świeży śnieg z obawą. Wtedy byłem tak psychicznie zmaltretowany, że grzecznie trawersem przez laski i łąki dojechałem do trasy. Zastanawiam się co się stało. Albo po zanurkowaniu wciągnąłem do płuc, oskrzeli i tchawicy sporą porcję śniegu i dopiero jak się stopiła, mogłem złapać oddech.Albo lądując przyłożyłem o coś klatką piersiową i mnie "zatkało". Tylko tam wszędzie było miękko . Ale może jakiś kamień pod śniegiem?A może jedno i drugie???. Janek, ciekawy jestem co ty o tym sadzisz. Pozdrawiam wszystkich przerażonych . Tadek. PS. A co czują porwani przez lawiny, choć w niewielkim stopniu wiemy tylko Kurczak i ja, bo oboje się dusiliśmy pod śniegiem. :eek:
-
To tym razem o własnych doświadczeniach z tegorocznego testowania. Testować i to narty jak najbardziej "różnorodne"!!! Okazało się, że nawet mając bardzo sprecyzowane preferencje, dzięki narcie pozornie z poza preferencji i odrobinie nowej techniki (tej o której MirekN pisze, że jest nielubiana ) można te preferencje baaaardzo rozszerzyć. Pozdrawiam. Tadek.
-
A pamiętacie te narty? Rosołki St Comp z 1976 roku http://100years.rossignol-europe.com Też ich nigdy nie miałem. Wtedy to były dla mnie najpiękniejsze narty. Jeździli na nich tylko najlepsi narciarze. Czy przed ich kupnem trzeba było zdawać egzamin? :D:D Pozdrawiam. Tadek. Załączone miniatury
-
Fredo! Wiem, że nie czekasz akurat na moje zasady oceniania nart, ale koledzy uparli się jechać „poza trasą” i za żadne skarby nie chcą na nią wrócić. Pewnie dlatego, że trudno jest pisać, rzeczy zupełnie oczywiste (dla piszącego) Może jak się rzucą na to, co napisałem, to przy okazji coś napiszą od siebie. Doświadczenie w testowaniu nart mam niewielkie, pewnie powinienem siedzieć cicho, ale ponieważ jak coś robię, to staram się o tym myśleć, więc może ten tekst, nie będzie zupełnie idiotyczny. Pastwcie się nad nim do woli, tylko proszę - merytorycznie. I jeszcze weźcie pod uwagę, że to informacja nie dla was, tylko dla trochę więcej niż początkujących i dla średnio zaawansowanych. Preambuła: W przeciwieństwie do testowania nart dla innych - testowanie (sprawdzanie) ich dla siebie to bardzo odpowiedzialne i pracochłonne zajęcie.Wszystkie zasady można łamać, dobrze jest tylko wiedzieć, jak to może wpłynąć na ocenę nart.Rozsądnym czasem testowania jest jeden dzień. Oczywiście im więcej tym lepiej.Jednocześnie porównuj najwyżej 2 pary nart.Jeśli to możliwe do testowania wybierz 2-3 trasy o różnym charakterze, albo jedną, za to w miarę zróżnicowaną. Jeśli takiej nie ma, to możliwie trudną, ale taką, na której czujesz się swobodnie (z nartą jak z narciarzem, najłatwiej ocenić na trudnej trasie).Przed testowaniem sprawdź prognozę pogody, jeśli to możliwe, wybierz mroźny dzień. Jeśli ma być odwilż, weź pod uwagę, że w ciągu dnia warunki radykalnie będą się zmieniały. Musisz wtedy bardzo często zmieniać porównywane narty, nawet co godzinę, dwie.Porównaj jak Ci się jeździ wszystkimi znanymi Ci technikami.Porównaj jak zachowują się narty przy sposobie jazdy, który najlepiej lubisz.….….Zapraszam do dyskusji i ewentualnego uzupełnienia. Tadek. PS. Jako podsumowanie proponuję zdanie napisane przez tomformat