Dziadek Kuby
Members-
Liczba zawartości
487 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Zawartość dodana przez Dziadek Kuby
-
Bode Miller uczy skrętu carvingowego -filmik
Dziadek Kuby odpowiedział metaal → na temat → Nauka jazdy
Czy jak zacznę od kupienia przyczepy kempingowej, to będzie dobry początek? pozdrawiam -
Bode Miller uczy skrętu carvingowego -filmik
Dziadek Kuby odpowiedział metaal → na temat → Nauka jazdy
Ja bym w życiu nie oceniał Bodego. Bo to jak ojca dzieci robić(przepraszam zbyt czułe osoby). Może jeździć na głowie, a jak wygra to jego styl będzie dla mnie znakomity. Nie ma idealnej techniki, jakiego wzoru, jak dawniej wzór metra pod Paryżem. Są jednak różne wzory, choć ich różnice dla laika są niedostrzegalne. natomiast Bode nic mnie nie nauczy. Bo żeby czegoś nauczyć należy to rozłożyć na czynniki proste. Jak w szkole. A nie tylko pokazać jak się jeździ. O takiej pokazówce opowiadał mi kiedyś kolega, znający Bachledę. W Bukowinie spytali przyjaciele "Ałusia", pokaż jak się jeździ po puchu. Warunki były znakomite, masa śniegu, jakiś stromy brzeg. Ałuś machnął parę idealnych skrętów-tak się jeździ. -
Ciekawe doświadczenie, próbować jeździć na nartach z poprzedniej generacji, gdy się nauczyło tylko jeździć na karwingach i "karwingowo". To być może coś, jak wsiąść do samochodu, bez ABS, bez wspomagania kierownicy, bez, bez, bez,... i próbować rozwinąć tylko setkę na dość nierównym wąskim asfalcie... Jak kiedyś ktoś jeździł takim samochdem. A ja jeździłem, to wie mniej więcej czego się spodziewać. Jak ktoś nie jeździł, bo jest kierowcą od kilku lat i to na nowoczesnych samochodach, to niech zacznie od dziesięciu kilometrów na godzinę. Bo może przeżyć nizłe zaskoczenie. Podobna jest sprawa z dawniejszymi nartami. Mam jeszcze takie w domu. Ine przybite do sciany, czy podarowane chłopakom na wsi. "Topowe" Salomony z prolinkami. Swego czasu kosztowały sporo grosza. Ja je kupiłem za połowę ceny w hurtowni Bachledy, bo wtedy wchodziła, w zorientowanych kręgach moda na karwingi. A ja głupi jakoś to przespałem. Zacząłem się później na nich jeździć "karwingowo"(szerzej niżej i bardziej na krawędziach), bo miałem zamiar zmienić narty. Mógłym w każdej chwili na nich pojechać. Ale..., te narty są już miękkie. Dobre na szus I to w miękkim śniegu, ew. śmig na równie miękkim, demonstrowany w innym poście przez Siwira. To nie są narty do opanowania(przeze mnie w b. ograniczonym stopniu) na sztucznym, stromym betonie. To jest harakirii, w porównaniu ze dobrą, dzisiejszą slalomką. Nie będę na nich jeździł, bo nie po to walczę z przyzwyczajeniem do dawnych ześlizgów, by do nich wracać. Na tych nartach w śmigu jest zawsze spychanie piętek i za duża kontrrotacja. Ale ciekaw jestem praktycznych doświadczeń, ludzi, którzy dobrze jeżdżą a nigdy nie mieli do czynienia z tymi nartami. Pozdrawiam
-
Ta pusta Goryczkowa na wiosnę. Płotek obok bulki, przy wyjeździe z szyjki. Niżej polany taka mała rynienka, zaraz za nią skręcało się na mostek do dolnej stacji wyciągu. Zawsze w tej rynnie były duże garby. Jak były twarde i wyślizgane, to trudno było utrzymać narty równolegle, tak woziły człowieka z jednej strony rynny na drugą. Mostek był nad żlebikiem, którym się dojeżdżało do samego mostka, gdy już na polanie śnieg był prawie wytopiony, tak nieraz pod koniec kwietnia. I ten szus w szyjce, gdzie miało się przedsmak „biegu zjazdowego”. Zresztą szyjka była częścią trasy zjazdowej. Niestety ta część była za wolna. Dzięki za filmy! Może się jeszcze coś znajdzie? Pozdrawiam
-
To też były piękne narty. Pozdrawiam
-
Wrzucę jeszcze mój film nakręcony “ad hoc”dwa lata temu w Zverowce. Pokazywany już na forum. Jeśli chodzi o muldy to były niewielkie. Był niezły śnieg. Dość gruba warstwa na starym podłożu. Na filmie jest “skrót” do dolnej stacji krzesełka. Czasami jak jest wystarczająca warstwa śniegu, to ludzie nim jeżdżą. Niżej jest ścianka, na której się robią zawsze spore garby. Wiem jakie błędy robię. Jest za dużo obracania ciała za nartami. Przejazd jest za mało płynny. Jestem za sztywny “ w pasie”. Widać pewne zahaczenia nart, bo pod spodem było zamarznięte podłoże. Byłoby nieco lepiej, gdybym częściej jeździł po muldach, a tak robię to bardzo okazjonalnie. Raczej tęsknię, z racji wieku, do sztruksiku. I to naturalnego. Efektowna jazda po muldach wymaga bardzo elastycznego ciała. Dużej szybkości reakcji, na błyskawicznie zmieniający się teren(kolejne garby i dolinki(muldy)). Precyzyjnej pracy kijków. Narty też powinny być nieco wyspecjalizowane. Choć na lodowatych garbach, na stromym stoku, dobrze jeździ się na slalomkach. No i trzeba dużo jeździć po muldach, by wyczuwać dobrze podłoże pod nartami i uzyskać jak największą płynność jazdy. Pozdrawiam
-
Znalazłem kilka przykładów jazdy po muldach. Pierwszy niejako zawodniczy, nartki specjalne, wąziutko, muldy regularne, nie za duże garby. Gość jedzie przyklejony do śniegu, mniej więcej w linii spadku stoku, wybierając "przełączki" miedzy garbami. Drugie typowa jazda amatorska. Za dużo narty są w powietrzu. Wyraźnie widać jak przy zderzeniu nart z garbem kolana zostają podbite w górę. To jest duże uderzenie. Taka jazda jest bardzo męcząca. Trzeci to Harald Harb. Może nie jest błyskawicą(nie te lata) w przejeździe po muldach, ale wybór trasy przejazdu i klejenie się jego nart jest bardzo dobre. O takiej jeździe marzyłem. Pozdrawiam
-
Sztuczny stok w Czarnym Groniu koło Andrychowa
Dziadek Kuby odpowiedział eqiupe → na temat → Narciarstwo
Będąc dwa miesiące temu z Kubą w małpim gaju, obok knajpy przy dojeździe na Praciaki, dowiedzieliśmy się że czeka narciarzy niespodzianka. To jest ta niespodzianka. Nie tania. Osobiście wolę wyjść na górę i zrobić sobie slalom na nóżkach między drzewami. Korzyść znacznie większa, a i za darmo. Tworzywo to nie śnieg i jest znacznie lepsze do nabrania złych nawyków. Pozdrawiam -
Czytałem jego francuskie wydanie" Pour apprendre soi meme a skier" (Jak się samemu nauczyć na nartach) prawie przez trzydzieści lat, od momentu wydania tej książki(zdaje się ok. 1970). Jest na półce bez okładek(stąd nie wiem kiedy wydana). Z tej książki się można dalej nauczyć porządnie jeździć na nartach. Tym bardziej mając dzisiejsze narty, tysiące idealnych stoków i wyciągów. W tej książce jest jazda na krawędziach, choć nic nie mówi się o 'karwingu". Są przykłady znakomitego śmigu, prawidłowych skrętów gigantowych. Są przykłady jazdy po gigantycznych muldach w wykonaniu Patricka Russela, zdobywcy Pucharu Świata. Jest słynne"avalement", które wprowadził Joubert. Jest skręt "S". Jest śmig "S" z avalement. Wymieniam nieco chaotycznie, mając ta książkę przed sobą. U Jouberta nic nie było łatwe. Nauka odbywała się stopniowo, ale dokładnie. Począwszy od debiutanta a skończywszy na bardzo dobrym narciarzu, jeżdżącym płynnie po dowolnym terenie i startującym w zawodach(amatorskich). Znakomity fachowiec. Będzie trudno spotkać podobnego, bo oprócz głębokiej znajomości tematu, trzeba to jeszcze umieć opisać precyzyjnie, ale i bardzo przystępnie to pisać. G. Joubert to robił znakomicie. Pozdrawiam
-
Jak się ubrać w góry? Niby wszystko jest jasne, ale to pozory. Napiszę może nieco o własnym doświadczeniu. Może to się komuś przyda. Bardzo lubię turystykę górską. Chodzę po górach już prawie pięćdziesiąt lat. Teraz mniej, bo zaczynają nawalać kolana, ale tylko przy zejściu, szczególnie stromym. Znałem kiedyś nieźle topografię Tatr i sporo po nich chodziłem. W Europie Rumunia, Bułgaria, Alpy we Włoszech, Austrii, Słowenii. Góry poza Europą: Iran-Elburs, Ladakh w Himalajach Zachodnich. To była turystyka, czasem zahaczająca o elementy alpinizmu. Chodziłem po Tatrach i Beskidach nieraz przy bardzo złej pogodzie. Zimnie, deszczu, wietrze, gradzie i śniegu. Jak się ubrać? Można bardzo różnie w zależności od tego, jaka jest pora roku, jaka spodziewana jest pogoda(stała, słoneczna, burze, opady śniegu, gradu , silny wiatr itd.), jaką mamy kondycję(biegamy po górach, czy chodzimy rzadko, jak długo możemy iść, np. z 10 kg plecakiem-4,5 g., od 10-14 g), jakie góry-przewyższenie przy podejściu(500 m, 1000 m, 2 km), wysokość szczytu 2, 3 km, czy więcej, skała, trawiasto-żwirowe ścieżki, mokro, śnieg. Jeśli chcemy sobie zrobić małą przebieżkę na szczyt 500 m wyżej, po trawiastej ścieżce, w pewnej pogodzie, to wystarczą dobre adidasy, a do małego plecaczka, woda mineralna, koszulka i skarpety do przebrania. Ew. cienki skafanderek. Natomiast jeżeli to ma być wyjście z doliny na poziomie 1000 m , na szczyt w Alpach, który ma 3000 m, to jest zupełnie inna sprawa. Podejść należy w górę 2 km. Trasa może mieć w jedną stronę 10-15 km. Przy dobrej kondycji możemy podchodzić średnio w tempie do 400 m przewyższenia na godzinę. Czyli cała wycieczka może trwać sporo ponad 10 godzin, licząc odpoczynki, podziwianie widoków. Na dole może być w dzień 25 stopni. Ale na poziomie 3 km, jak będziemy mieli pecha, trafi się burza, deszcz, grad, czy opady śniegu. Wszystko z silnym wiatrem. Uwzględniając wpływ wiatru na obniżenie odczuwania temperatury, tzw. chill faktor, to może się okazać, że z kilku stopni powyżej zera, zrobi się minus osiem, czy dziesięć. Aby się nie rozgadywać, bo i tak doświadczenie zdobywa się w praktyce, ograniczę się do tego jak ubrałbym się na wycieczkę na Śnieżkę w listopadzie. Chodziłem w tym miesiącu na Babią Górę, która jest wyższa o ponad sto metrów. 1. Najważniejsze są buty, dobrze trzymające nogę, z dobrym wibramem, możliwie nieprzemakalne. Lub przynajmniej dobrze nasączone pastą. Warto zabrać zapasowe skarpetki, nawet dwie pary skarpetek. Dawniej miałem też małe szczelne woreczki, do których wkładałem nogę ze sucha skarpetą i to wszystko do przemoczonego buta. 2. Ubiór na cebulkę: podkoszulek przeciwpotny(na zmianę nawet dwie szt.). Koszula(golf), sweterek, cienki polarek, skafander(GoreTex lub podobny materiał) z kapturem szczelnie opinającym szyję. Czapka narciarska, lekkie ciepłe rękawiczki. Spodnie nieprzemakalne, podobnie jak kurtka. Cienkie rajtuzy oddychalne. Stoptuty, ew. coś niższego chroniącego buty przed wlewaniem się wody, przed śniegiem za cholewką, kamieniami. Wszystko powinno być w dobrym gatunku(oddychalność, ciepłota, nie przewiewanie przez wiatr, nieprzemakalnie(kurtka, spodnie, buty). I maksymalnie lekkie, dobrze dobrane, biorąc pod uwagę spodziewaną wyżej pogodę. Zakładając przy tym, że może być gorsza niż przewidujemy. Dobrą rzeczą jest zabranie ze sobą płachty ze specjalnej metalizowanej folii. Jest bardzo lekka, a można przetrwać pod nią, gdzieś za skałą jakiś gwałtowny szkwał, deszczowo- gradowo-śnieżny. Warto też zabrać zwykły płaszcz z folii za parę zł. Nieraz jest taki deszcz, że wszystko przemaka i woda leje się strumieniami po rękach i nogach. Płaszcz też chroni plecak. Wszystkie rzeczy w plecaku powinny być w woreczkach foliowych. Aby chronić przed zamoknięciem, a potem włożyć w nie przepocone rzeczy. Do tego wszystkiego należy jeszcze dołożyć żywność, „dopalacze”(batony, kiedyś był taki „dopalacz” jak ovomaltina)kilka środków medycznych(nosiłem kiedyś glukocardiamid, coś na żołądek), bandaż elastyczny, opatrunek, scyzoryk, zapałki, latarkę(czołówkę), telefon naładowany. No i końcu należy dokładnie z mapy zapoznać się z trasą, z pewnymi charakterystycznymi jej elementami(potok, skały), bo znajdziemy się we mgle i jakoś sobie trzeba poradzić. Należy zostawić komuś wiadomość, gdzie idziemy, jaką trasą, kiedy zamierzamy wrócić. No i unikać raczej samotnych wycieczek, szczególnie w trudniejszych górach, gorszej pogodzie, bo wtedy nawet głupie skręcenie nogi może być problemem. Chodzić też z dobrymi kijkami. Są znakomite. Pozdrawiam
-
Do zaczytania jeden krok.... Można się zaczytać w historii narciarstwa. Emil Allais demonstruje French ruade... http://books.google....i ruade&f=false Pozdrawiam
-
Każdy narciarz miał chyba do czynienia z tym zjawiskiem. Kiedyś, pamiętam, zakopiański trener zwracał na Goryczkowej uwagę młodym zawodnikom, aby jeździli bez gogli w celu przyzwyczajenia oczu. Nie zawsze jest wygodnie z goglami. Czasem jest taka pogoda, że ciągle uparcie zachodzą mgłą. Sprawa może być osobnicza, oddychanie przez usta i inne czynniki. Więc jeśli nie jeździmy zbyt szybko, ładna pogoda, to może bez gogli. Ale co z łzawieniem? Moje po dwóch zjazdach przestają łzawić. Ale pierwszy jest taki, że muszę się zatrzymać, bo mam zalane oczy i nic nie widzę. Znalazłem w sieci żartobliwy post na powyższy temat. Napisany przez "Torka". Pisywał on kiedyś na forum Klub pod Misiem(Miś - Kazimierz Szczęsny). Pisałem tam przez kilka lat(Zagronie). Torek był zapalonym narciarzem i lekarzem z zawodu. Wybaczy mi, jak sądzę wykorzystanie jego postu u "konkurencji" Łzy. autor: torek » 02 lut 2005, 22:52 Czy kiedyś łzawiły Wam oczy w trakcie jazdy na nartach? Śmiem twierdzić, że tak. Różnie wtedy sobie radzimy, albo nie. Ci którzy jeżdżą w kacholach ubierają z konieczności gogle, ale jak sobie poradzić wtedy gdy mamy okulary, okularogogle itd., itp.? Znam co najmniej kilkanaście osób, dla których potrafi stanowić to problem. No to jak to jest z tym łzawieniem oczu w trakcie jazdy na nartach? W skrócie, to jest tak. „Za siedmioma górami., za siedmioma rzekami, siedemnaście kilometrów na południowy zachód od Przasnysza chatka stała maleńka, bez wygód, bo teren wokół był nieuzbrojony...”. Przepraszam. Płyn łzowy produkowany jest przez gruczoł łzowy i wydzielany na przednią powierzchnię gałki ocznej celem zwilżenia rogówki i ochrony jej przed wysychaniem. Ważną rolę odgrywa w jej wydzielaniu powieka i proces mrugania. Powieka nie tylko rozprowadza łzy po powierzchni rogówki, lecz również wykazuje działanie pompy ssąco-tłoczącej. Zwieracze powieki wraz z mięśniem okrężnym oka (tym od źrenicy) kurcząc się wytwarzają podciśnienie w kanalikach łzowych zasysając płyn łzowy, a następnie rozkurczając się wypychają go na zewnątrz. Dla łez funkcjonuje taka ładna nazwa jak film łzowy. Film łzowy już na powierzchni rogówki składa się z trzech frakcji, układających się od wewnątrz, czyli od gałki do zewnątrz w następującej kolejności: śluzowej, wodnej i tłuszczowej. Z taka sytuacja mamy do czynienia w „normalnych” warunkach fizjologicznych. Jakie czynniki wywołują łzawienie. Pominę czynniki natury emocjonalnej, a skupię się na trzech nas interesujących. Śpicie już? Nie? To posłuchajcie... „Zamieszkiwało ja siedmiu krasnoluków: Cymbał, Lubieżnik, Sadysta Meloman, Pierdoła, Żarłok, Dupek i siódmy Gapciem zwany, który cieszył się zdrowiem psychicznym, że daj Boże i najniższym ilorazem inteligencji, góra sześćdziesiąt punktów...Kurde, no... 1.Speed vel pęd powietrza, vel ostra jazda. Czynnikiem wywołującym łzawienie jest bodziec czuciowy. Zakończenia nerwowe nerwu trójdzielnego (V nerwu czaszkowego) odbierają go w postaci dotyku czyli nacisku. Poprzez wieloneuronalny łuk odruchowy wracają w to samo miejsce już zakończeniami nerwu trójdzielnego (VII) pobudzając gruczoł łzowy do wzmożonego wydzielania filmu łzowego. I tu zaczyna się problem. Te warunki są anormalne dla oka. Gruczoł łzowy produkuje płyn ze wzmożoną prędkością i „nie ma czasu” na dokładne odmierzanie składników. Produkuje ze wzmożoną prędkością coraz więcej i więcej. Co jest mu wytworzyć najłatwiej? Oczywiście frakcję wodną. Dzieje się to ze szkodą dla frakcji śluzowej, a przede wszystkim dla tłuszczowej. Warstwa tłuszczowa stanowi ochronę dla wysychania oka. Jest jej mało i gruczoł łzowy znowu dostaj bodziec do większej produkcji. Co robi wtedy oko? Zaczyna coraz szybciej i więcej mrugać i jeszcze nasila wydzielanie łez. Te łzy są mało wartościowe, więc szybciej znikają. No więc dalej, jeszcze więcej...i tak dalej i dalej... No jak? Śpicie już? Jeszcze nie...to posłuchajcie... „Królewna Śnieżka...mniam, mniam wymamrotał Lubieznik i począł gorączkowo ściągać opończę, lecz po chwili wyraźne rysy jego męskiej twarzyczki śćiął grymas obrzydzenia. Bo nie była to Królewna Śnieżka, o nie....” No cholera... 2.Wilgotność powietrza. To jest drugi ważny czynnik. Jest pośrednio związany z pierwszym i trzecim mianowicie z temperaturą. Niska wilgotność powietrza sprawia, że tłuszczowa, zewnętrzna, jak pamiętacie moi mili, warstwa filmu łzowego jest szybciej rozkładana i odsłania warstwę wodną, dalej jest jak w punkcie pierwszym, choć oczywiście nie tak szybko jak w przypadku speeda po oczach. Śpicie już... Nie? To posłuchajcie... „Zaaaabierzcie stąd tego transwestytę” zawył sfrustrowany lubieżnik i począł wyładowywać swą furię na czym popadło. Rozpętało się piekło...” co się ze mną dzieje? 3. Temperatura. Temperatura nie ma w zasadzie wpływu na wzmożone łzawienie. To znaczy ma, ale pośrednio. To jest najmniej oczywisty czynnik, bo podwyższona temperatura powietrza wiąże się z łzawieniem tylko wtedy, gdy „idzie” za nią mniejsza wilgotność powietrza. Tak samo tylko odwrotnie (fajne stwierdzenie) jest z niską temperaturą. A więc reasumując. Sama temperatura powietrza nie ma wpływu na wielkość wydzielania filmu łzowego. Jeszcze nie Śpicie?...To posłuchajcie. „W drzwiach stał Cypisek syn Rumcajsa. „Czy tu mieśkają chrasnoluti?” wymamrotał. „Tu nie ma żadnych krasnoludków. Won! Szczeniaku” warknął Sadysta Meloman. Jak każdy perfekcjonista czuł do słodkich lizusów niechęć pomieszaną z obrzydzeniem...” Hmm. To rzeczywiście inna bajka. Zresztą świetna, ale to już innym razem Kochani Forumowicze. DOBRANOC. Póki życia, póty nadziei. Pozdrawiam
-
"kciuk narciarza" a paski kijków na nadgarstkach
Dziadek Kuby odpowiedział bocian74 → na temat → Zdrowie
Zakładam, odkąd pamiętam. Zawsze w ten sam sposób. Pętla paska zwisającego z uchwytu, powinna być tak wygięta, aby wkładając dłoń od dołu, grzbiet ręki oparł się wygodnie o pasek. Pasek powinien być tak wyregulowany, aby przy bardzo luźnym zaciskaniu palców na uchwycie kijka i jednoczesnym jego mocnym wbiciu cała siła uderzenia przenosiła by się na pasek i grzbiet dłoni. Dzisiaj jest to najczęściej mniej ważne, bo nie ma na ogół potrzeby mocnego wbijania kijka i opierania się na nim. Dawniej gdy mocne i częste wbicie było potrzebne, pasek odciążał palce. Zresztą dawniej często czułem mocne zmęczenie nadgarstków, po całym dniu jazdy. Nigdy, w czasie ponad czterdziestu lat, nie miałem przygód z kijkami. Choć to nie jest dowód, że takie się nie mogą przydarzyć. Przydarzyć się może wszystko. Jest tylko kwestia prawdopodobieństwa, na ile pewne zdarzenia są możliwe. Każdy kto wychodzi na ulice, nie zakłada, że za chwilę zginie. Ale każdemu można obliczyć prawdopodobieństwo że zginie. Bardzo, bardzo małe, ale jest. Stuprocentowej pewności nikt nie ma. Pozdrawiam -
"kciuk narciarza" a paski kijków na nadgarstkach
Dziadek Kuby odpowiedział bocian74 → na temat → Zdrowie
Wpływ uprawiania amatorskiego narciarstwa zjazdowego na kontuzje paznokcia u małego palca lewej ręki. Ten temat może być fascynujący, ale może jeszcze poczekajmy. Aż ktoś go zacznie zgłębiać. Jeśli chodzi o używanie kijków, to używanie nart jest o wiele bardziej od nich niebezpieczne. Więc należałoby w pierwszej kolejności z nich zrezygnować. Ewentualnie pójść inna drogą i poświęcić główną uwagę na nartach doskonaleniu upadków, może w pierwszej kolejności zwracając uwagę na kciuk i jego kontuzje. Ale czy pozostałe palce są mniej ważne? Może nieco z innej beczki. Byłem ostatnio z żona w prywatnej klinice ortopedycznej w Bielsku Białej. Chodziło o kłopoty z palcem, ale głównie związane z pracą w kuchni. Przeczytałem tam sobie na ścianie duży afisz, poświęcony wypadkom narciarskim. Kilku lekarzy się tam, jak można powiedzieć, specjalizuje w wypadkach narciarskich. Teren w pobliżu im wyraźnie sprzyja. Postawili sobie kilka pytań. Między innymi, czy narty karwingowe wpływają w większym stopniu na wzrost kontuzji. Co do tych nart, to w porównaniu z poprzednimi, nie nastąpił wzrost a raczej zmniejszenie liczby kontuzji, z tym że pojawiły się przypadki niebezpiecznych kontuzji związanych z "zaczepianiem" nart. Natomiast nastąpił gwałtowny wzrost wypadków narciarskich związanych ze zderzeniami, z drzewami, słupami, ludźmi. Powodem tego jest duża szybkość i małe umiejętności narciarskie. Wracając do kciuka, to wydaje się, że jego kwestia jest zupełnie marginalna. Chcąc poprawić statystykę urazów, należałoby w pierwszej kolejności wyciąć lasy, tam gdzie jeszcze są. Zlikwidować słupy wyciągów. Z tym nie ma problemów, odkąd są helikoptery. Pozbyć się ludzi. Jak się korzysta z helikoptera, to zagęszczenie narciarzy na kilometr kwadratowy terenu jest bardzo małe. Więc się dobrze składa. W tym miejscu pozdrawiam świątecznie "jana kovola" za propagowanie mało kontuzjo-gennej formy zjazdów. A jak tam się coś przydarzy, to kwestia kciuka jest zupełnie bez znaczenia. Pozdrawiam -
To napisał gawel o odchyleniu, "siedzeniu" na tyłach to ja doskonale widzę. Tylko ja nie chcę zabić w nim radości jazdy, bo zaczął się palić do nart, a na początku sezonu wydawało się, że nic z nart nie będzie, po zeszłorocznych doświadczeniach. Jest uparty i nic sobie nie da wytłumaczyć, bo on sam. Ale jest ambitny to widać. Nawet jak zaczął się czuć swobodnie na stoku, to stwierdził, że on pojedzie pierwszy. Pisałem o znajomej instruktorce. Uczy dzieci właśnie zwracając uwagę na duże wychylenie kolan do przodu, bo sama tak jeździ. Te dzieci zaczynają tak jeździć, ale to nie jest jazda luźna, radosna, w pewnym sensie zabawa. Kuba jeździł z jej wnuczką dwu i pół letnią na lince. Mąż znajomej zaczął mu zwracać uwagę, że powinien mięć kolana bardziej w przodzie. Rozpłakał się i obraził na niego. Nauka się skończyła. W Koninkach w czasie ferii jeździło parę szkółek. Kuba się nawet przyglądał. Najmłodsze były parę lat starsze od niego, ale tez siedział na tyłach. Zresztą widziałem już przez lata wiele maluchów na stokach. Nie przypominam sobie małych dzieci jadących na idealnie równoległych nartach, z sylwetką jak u dorosłego zawodnika. Wszystkie się zapierały i zawsze tam było sporo pługu. Ale jeździły nawet szybko i się nie wywracały. To nie jest takie proste, że wystarczy oddać dziecko do obcego instruktora i będzie cacy. Nauka to jest proces długotrwały. Wszyscy wiemy, że uczymy się całe życie i ciągle się ma do siebie pretensje. Aby się nauczyć naprawdę jeździć na nartach to trzeba w pierwszej kolejności jeździć, jak najwięcej jeździć, po coraz trudniejszych stokach i śniegach. Jednocześnie z tą jazdą należy równolegle eliminować błędy, począwszy od najważniejszych. Ustawianie przez lata idealnej sylwetki na łatwym stoczku jest drogą do nikąd, bo zostanie momentalnie zweryfikowana w trudniejszym terenie. W przyszłym sezonie Kuba dostanie o dziesięć centymetrów dłuższe narty, będzie miał pięć i pół lat. Będziemy jeździć. Jak najwięcej, dopóki się nie rozpocznie szkoła. Wyeliminuje się pług przy zapoczątkowaniu skrętu(już są pewne oznaki). Wyprostuje sylwetkę, bo patrzy za bardzo na dzioby nart. Będziemy ustawiać "slalomy", bo to ładnie ustawia sylwetkę w pozycji "atakującej". Wiele ćwiczeń można robić. Jazda na jednej narcie szusem, w skos stoku. W puchu, wybierając najbardziej strome ścianki. Wszystko ma być zabawą, wyrabiającą swobodę na nartach, równowagę, poczucie że możemy z nartami zrobić dosłownie wszystko, w dowolnym momencie. Do tego wszystkiego potrzebny jest instruktor na cały dzień, na wszystkie dni w sezonie. I takim będzie dziadek. Pozdrawiam
-
temu malemu koledze to instruktor by sie sprzydal i to tak kilka solidnych lekcji, siedzi okropnie na tylach, juz od poczatku wpaja sobie fatalny nawyk chyba najgorszy jaki istnieje, moze byc problem za rok, dziecko zeby jezdzilo dobrze nie moze jezdzic samopas(liczac ze samo sie nauczy wlasciwych nawykow) tak jak stwierdzil autor filmikow. Zreszta mama tata to dla niego zaden autorytet w narciarstwie, dlatego tez nawet jak sie mu cos mowi ma to w nosie Kompletne bzdury!!! Najpierw należy spróbować nauczyć dziecko stać na nartach, zachęcić go do zabawy, poznawania śniegu, bezpiecznych zjazdów. Potem przyjdzie czas na na "naukę" "idealnej" sylwetki. Należy sobie nieco poczytać w literaturze o nauce dzieci i to przez wyspecjalizowanych ludzi. Nie w naszym języku, bo nie jesteśmy krajem alpejskim. I mamy raczej o tym marne pojęcie. Ja to śledzę z pewnym zainteresowaniem od czterdziestu lat. I miałem artykuły, specjalnie poświęcone nauce dzieci jeszcze w latach siedemdziesiątych, w Skiing Magazine wydawanym do dzisiaj w USA. Takie siedzenie na tyłach jest typowe dla dzieci w tym wieku. Już G.Joubert(może wiesz kto to był?) pisał "Il est absurd de vouloir les faire skier comme des adulte" - Jest absurdem chcieć je widzieć jeżdżących jak dorośli. Samopas jeżdżą wszystkie dzieciaki na wsi i z takich samopasów, gdzieś na austriackiej, czy włoskiej rekrutują się później talenty w PŚ, bo ktoś ich odkryje. Autor źle akurat trafił, bo mamy w Koninkach koleżankę, która jest instruktorem narciarskim, właśnie specjalizującym się w dzieciach. I które tu często je uczy. Dziecko w tym wieku uczy się praktycznie tylko przez naśladownictwo. Do obcego instruktora nie pójdzie, tylko się rozpłacze, przynajmniej Kuba Proponowałbym nie przejmować się tak bardzo oficjalną "prawidłową" nauką, a więcej zwrócić uwagę na tatusiów idiotów, wożących swoje dzieci między nogami. My z żoną natomiast damy sobie radę z Kubą i ręczę, że za kilka lat(jak mu nie przejdzie ochota, bo to nigdy nie wiadomo), to może się z Toba ścigać. To co napisałem o Kubie to nie było po to, aby udowadniać, że taka metoda nauki dziecka jest jedyna i najlepsza. Ja uważnie obserwuję małego i będę starał się go nauczyć jak najbardziej poprawnie technicznie jeździć i nie tylko na ubitym stoku. Tu na forum jest zdaje się za dużo instruktorów i panuje kult nauki u instruktora. A ja nie jestem certyfikowanym instruktorem i mam ten kult nauki w nosie, bo w górach na stoku nikt nikt mi nie musi nic pokazywać, czy udowadniać. Dawałem i daję sobie radę. Pozdrawiam
-
Kuba skończył praktycznie sezon. Zadziwiające, jak dziecko w sposób naturalny, samo potrafi się uczyć jazdy na nartach. Jeszcze dwa miesiące temu był problem, jak nauczyć go pierwszych skrętów na mikro stoczku, przy plastykowej lince. Od tego momentu dzielą nas lata świetlne. W tym czasie nic nie trzeba było robić. Żadnych instrukcji, jak ma jeździć, bo i tak bezcelowe. Tylko wybrać stok, warunki(były doskonałe) i jeździć. Każdy zjazd to był postęp w oczach. Zamieszczam dalszych kilka filmów. Warto zwrócić uwagę, jak dziecko w sposób naturalny ustawia się do stoku(wysunięta górna narta, większe obciążenie dolnej), jak zaczyna skręt(rotacja górą ciała w kierunku skrętu). Tego go nikt nie uczył. Sam to odkrył. Stosowanie kijków jest znakomitą metodą. Bardzo stabilizują ciało. Wymuszają trzymanie rąk z przodu. Przesuwają obciążenie, na narty, bardziej do przodu , bo trudno jest dziecku wytłumaczyć, aby przyginało kolana. Widać w pewnych momentach, jakby próby wbicia kijka w czasie skrętu. Nawet wywrotka na ostatnim filmie była jakaś naturalna i w miarę bezpieczna. Chętnie bym poczytał o doświadczeniach innych, jeśli chodzi o starsze pięcio, sześcioletnie dzieci, bo czeka nas w przyszłym sezonie dalsza praca z Kubą. YouTube- MOV04184.MPG YouTube- MOV04185.MPG YouTube- MOV04186.MPG Pozdrawiam
-
Warto jeszcze dodać, że u nas jest tendencja do zawyżania trudności tras. Bo każda "stacja" chce mieć "poważne" trasy dla lepszych narciarzy. A góry są takie, jakie są. Stąd też mnoży się ilość tras, z których każda biegnie nieco innym torem po tym samym stoku(przykład Mosorny). Bardziej więc wierzyłbym w prawidłowe oznaczenia(czytaj stopień trudności zjazdu) w krajach alpejskich. Mają tych gór wystarczająco, aby się bawić w takie zabawy.
-
Tak mi się wydaje, że nie da się wszystkiego sprowadzać do średniego nachylenia trasy, jeśli chodzi o stopień jej trudności. Dużą rolę odgrywa jej profil, szerokość, warunki jakie się na niej tworzą, gdy pojeździ na niech trochę narciarzy. Dobrym przykładem jest Golgota. Mogła by być u nas trasą czarną, bo jest wąska, nachylenie jest długie i równomierne. Niewielu po niej przejedzie i jest wyślizgana, szczególnie na dole. Gdzie łatwo wjechać w narciarzy lub w samochód. Ogólnie niebezpieczny stok. Wydaje się, że kolor trasy powinien określać stopień zagrożenia dla narciarza, tak jak OS dla kierowcy rajdowego. To zagrożenie jest najbardziej istotne. Właśnie kolor sugeruje, że tu trzeba umieć więcej, lub że możesz sobie pozwolić na większy luz. To jednak mogą stwierdzać doświadczeni w tej materii ludzie, już po uruchomieniu trasy. To jest być może przyczyną zmian kolorów w Austrii. Pozdrowienia
-
Dopytywałam się o tę strone techniczną bo zauważyłam taką rzecz: przy idealnych warunkach kiedy jadę sobie długimi skrętami tylko przerzucając krawędzie to w ogóle sie nie męczę, natomiast wystarczy trochę kopnego śniegu i/lub muldy i od razu masakra. Jakbym w ogóle zapominała jak sie jeździ, totalna zwózka Nie jestem lekarzem, więc to co piszę to tylko moje wrażenia, wynikające z doświadczeń na stoku. Gładki stok, długie skręty, to także pewien luz. Natomiast stok zryty, krótkie skręty, a szczególnie kupy sztucznego śniegu to bez porównania większy wysiłek. Mięśnie o wiele bardziej pracują. Ciało jest ciągnięte w dół przez siłę przyciągania ziemskiego. Hamowane jest przez nogi, które nartami przepychają śnieg. Gdy stok jest gładki narty napotykają na mały opór. Gdy jest zryty, a śnieg sztuczny(bardzo ciężki, prawie drobinki lodu), opór śniegu jest bardzo duży, a napięcie mięśni ogromne. Ciało całe jest potrząsane, więc może boleć wszystko, szczególnie gdy jedynym zajęciem jest praca przy biurku. Nie ma to rady. Od lat jeżdżę, staram się maksymalnie miękko jeździć, ale unikam mokrych, zrytych wiosennych śniegów. Dwa takie zjazdy są bardziej męczące, niż dziesięć na gładkim stoku. Śnieg taki jest też bardzo niebezpieczny, bo zmęczone mięśnie mogą nagle "puścić", co może mieć bardzo nieprzyjemne konsekwencje w postaci uszkodzenia kolana. Aby się upewnić, czy bóle po nartach nie są konsekwencja jakiejś kontuzji, robiliśmy z żona proste sprawdzenia. Np. przysiad na jednej nodze. Nie powinno się czuć umiejscowionego bólu, nawet przy niezbyt wypoczętej nodze. Nie powinno być żadnej opuchlizny. To są symptomy znacznego przeciążenia, kwalifikujące się do lekarza. Pozdrawiam
-
Bardziej gadżet niż rzecz użyteczna. Jako elektryk z zawodu to wiem, że musi mieć w kamizelce spory kawał blachy, aby to nieco trzymało. Sprytny goguś i tak się oderwie, albo zdejmie kamizelkę, jak pojedzie sam na wyciągu. Najlepszym zabezpieczeniem jest jazda w towarzystwie dorosłego i wychowanie, a nie przywiązywanie do krzesełka. Ostatecznie można wymyślić klatkę, do której się wsadzi delikwenta, a która go automatycznie wyrzuci na górze. Pozdrawiam
-
Boleć powinny tylko mięśnie, niekoniecznie tylko nóg. Mogą boleć, np nadgarstki od używania kijków. Generalnie powinno się czuć, że człowiek jest zmęczony, ale to zmęczenie przechodzi po dwóch, trzech dniach. Nie powinno być lokalnych, przeszywających bóli pod obciążeniem, np. wchodzenie po schodach. Nadmierne twardnienie łydek, ud jest często związane z początkiem uprawiania narciarstwa, gdy człowiek jest nadmiernie "spięty". Wraz z doświadczeniem rozwijają się nie tylko mięśnie konieczne dla przejmowania dużych obciążeń, ale i umiejętność jeżdżenia na pewnym luzie. Pozdrawiam
-
Pięknie. Bardzo ciekawa alternatywa dla narciarstwa zjazdowego tam, gdzie nie ma gór, są wolne przestrzenie, zamarznięte jeziora. Przyszłości to raczej nie ma. Bo to nie będzie narciarstwo masowe, jak ślizganie z górki. Tu już trzeba coś umieć, aby przeżyć. Życzę sukcesów. Pozdrawiam
-
Cd. postu „ doświadczenia z Kubą” Podbudowani, atmosferą sportową skiforum na Praciakach, pojechaliśmy z Kubą do Koninek Jak pisał stary wyga Joubert – dobrze dobrana trasa do nauki dzieci i wyciąg są nieraz znacznie lepsze od najlepszego instruktora. Najlepiej o tym się można przekonać, gdy się widzi tatusia „zawodnika” jak wlecze między nogami swoją pociechę na czerwonej trasie. Ostatnio skończyliśmy edukację w Zawoji. Kuba już regularnie chwytał się linki i zjeżdżał w dół na krechę. Był problem, jak go „zmusić” do skręcania. Korzystając z tego, że na stoku pracowała instruktorka z dziećmi, miał okazje się przypatrzyć, jak przejeżdżają slalom z kijków. Zacząłem go zachęcać, aby też tak skręcał. Wola rywalizacji nie dała długo czekać i zaczął objeżdżać kijki. Tak mu się to podobało, że jeździł bez przerwy, raz kijkami lub bez nich. Przeskoczyliśmy do następnego etapu- zaczął skręcać. Pierwszy dzień w Koninkach przeznaczony był na aklimatyzację. Został ustawiony przeze mnie „slalom” i bramka startowa.. Na komendę: 3, 2, 1, start- zawodnik startował. Z początku śnieg był mokry i mało nośny. Pomagał sobie kijkami. Później jeździł, gdy zaczęło mrozić bez kijków, z dłońmi na kolanach. Nawet zrobiłem małą skocznię dla „Małysza”. „Małysz” lądował w punkcie: 0,8 metra. Kolejny dzień to była linka pod stokiem, przy ośrodku w Koninkach. Jeździł już bez problemu. Z kijkami, trzymając je pod pachą, lub bez kijków. Bez problemu zjeżdżał, skręcając, lub robiąc tylko jeden dłuższy skręt u dołu stoczku. Po tym dniu zorientowałem się, że dalsza jazda na lince zaczyna go już nieco nudzić. Czuł się już bardzo pewnie i zaczął się wygłupiać. W kolejnym dniu doszedłem do wniosku, że nie mamy wyboru i coś trzeba zrobić. Do wyboru był tylko główny stok, na który można wyjechać krzesełkiem, albo linka. Stok ma różnicę poziomów 310 m i jest długi na jakieś 1300 m. Należało sprawdzić, jak się będzie zachowywał na bardziej stromych odcinkach tego stoku, w stosunku do tego na czym już jeździł. Czy nie pojedzie na krechę w dół. Zaczęliśmy go żoną wyciągać bokiem głównego stoku, drążkiem „T-bar”. Najpierw z pięćdziesiąt metrów i zjazd, asekurując go by nie pojechał za szybko, czy gdzieś w bok. Potem wyciągnęliśmy 100 metrów, 150 m. Za każdym razem zjeżdżał ostrożnie kręcąc skręty z pługu. Po tym doświadczeniu doszliśmy do wniosku, że można spróbować jazdy z samej góry. Śnieg nie był zbyt nośny, miękki, ale równy. Stok raczej pusty. Powinien sobie poradzić. W najgorszym przypadku wezmę go na ręce i ostrożnie kręcąc z pługu go zwiozę na dół. I Kuba pojechał. Na samym początku trafiliśmy na krótką ściankę. Zaraz zaczął sobie na niej raz za razem kręcić. Widać, że jest bardzo ostrożny i boi się jechać szybciej . Jechałem przed nim, gotowy do chwycenia go, gdyby miał ochotę pojechać prosto. Żona z tyłu ubezpieczała przed narciarzami. Dalej było bardziej płasko i jechał dłuższymi łukami-szybciej. Zbliżając się do końca stoku był już nieco zmęczony, mimo, że robiliśmy częste przerwy. Na stromszych miejscach narty mu za bardzo przyspieszały, gdy były ustawione w linii spadku stoku. I nie był już w stanie ustać tak, że wyjeżdżały z pod niego. Na najbardziej stromej części stoku jechaliśmy tylko w skos stoku. Potem go przestawiałem „ręcznie”w drugą stronę. W następnym dniu znów pojechaliśmy na główny stok. Zjechał bez problemu. Nawet go nie trzeba było przestawiać ręcznie jw. Dziś skończyliśmy znów zaliczyliśmy jeden zjazd. To wystarczy, bo licząc długość stoku i linię jazdy to prawie dwa i pół kilometra. I ze setka skrętów. Wyczerpujących, bo musiał się nieco zapierać, jak narty przyspieszały. Potem jeszcze chciał na linkę. Gdzie walczył jeszcze przez prawie dwie godziny. „Ucząc” starszego pana, jak się skręca z pługu. Napisałem ten tekst nie po to, aby się chwalić jego postępami, czy jakimiś własnymi metodami. Nie o to tu chodzi. Takich dzieci jest bardzo wiele. Bo na dobrą sprawę taką formę nauki mogłaby by zastosować osoba, która nie jeździ na nartach. Ale nie zastosuje, bo do tego trzeba się wcielić w skórę dziecka i czuć narty. Tylko tyle i aż tyle. Kuba nie dostał absolutnie żadnej „technicznej” wskazówki ode mnie, czy żony. Nic mu nie mówiliśmy, jak ma jechać, jak trzymać kijki, jak ma skręcać itd. Widział tylko nas, jak jeździmy, widział inne dzieci. Nasza pedagogika ograniczała się do wybrania terenu, wyciągu, zaproponowania ćwiczeń, które dobrowolnie zaakceptował. Np. ustawiony slalom. Następnie były zachęty, typu – skręcaj, jedź szybciej, nie jedź prosto itp. Oraz pochwały - brawo zawodnik, świetnie, jak Małysz itp. Na pytanie umiem jeździć, szybko jeżdżę? Ładny mam kask? Odpowiedź zawsze była twierdząca. Dalsza nauka, to będzie jazda między Dziadkiem i Babcią na stoku, który uznamy za bezpieczny. Będziemy technicznymi wzorami dla niego, ale zapewne nie długo. Najwyżej kilka lat. Potem będzie chciał szybciej od nas jeździć. I tu przydałaby się szkółka, uczący obcy człowiek, rywalizacja z rówieśnikami. Naśladowanie lepszych(ale nie bardzo!) od siebie. Początek już mamy zrobiony. Będziemy jeździć z wnukiem na narty. Dalej ilustracja filmowa z kolejnych dni nauki. YouTube- MOV03913.MPG YouTube- MOV03915.MPG YouTube- MOV03947.MPG YouTube- MOV03953.MPG YouTube- MOV03954.MPG YouTube- MOV03967.MPG YouTube- MOV03975.MPG YouTube- MOV03977.MPG YouTube- MOV03991.MPG Pozdrawiam
-
II Zawody Skiforum - dyskusja po zawodach
Dziadek Kuby odpowiedział wojtus81 → na temat → Zawody SkiForum
Dziękujemy za przyjemność ścigania się z Elitą forum. Pozdrawiamy Wszystkich a szczególnie Organizatorów za włożoną pracę. Do następnego spotkania!