Dziadek Kuby
Members-
Liczba zawartości
487 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Zawartość dodana przez Dziadek Kuby
-
Źle mnie zrozumiałeś i zdarzało się, że inni też mi to jakby mi wypominali. Ja się nie wzoruję i ich nie naśladuję w takim sensie jak robi to młody zawodnik, mający swego idola. Przecież napisałem, że jestem poważny, więc marzenie, aby być zawodnikiem, nawet na poziomie AZS, jest takie jak marzyć o locie w kosmos. Ja po prostu patrzę i widzę, że gdy pewne elementy ewolucji, o których się pisze w analizach(np. przesunięcie bioder do przodu na początku łuku) poprawiłbym, to moja jazda by się też poprawiła. Jak zawodnikowi to nieraz nie bardzo wyjdzie(bo odchyli się do tyłu), to narty mu uciekają, wymusza skręt przez obrót stóp i wszystko jest spóźnione. Błędy zawodników są takie same, jak błędy dobrego amatora. Tylko z zachowaniem odpowiednich proporcji. Na kim się mam wzorować! Jazda zawodnicza nie jest wyłącznie do tyczek. To jest zupełne nieporozumienie. Uważa się(to wiem z literatury), że zawodnik powinien spędzić pół czasu na tyczkach a drugą w wolnej jeździe. Niektórzy z zawodników mają duże parcie na tyki(jak Ibisz na szkło). Bo wydaje im się,że tylko w ten sposób się poprawią. To jest przede wszystkim jazda b. szybka, doskonale kontrolowana, uwzględniająca rzeźbę terenu, rodzaj śniegu. Tyczki można by zastąpić kropkami zrobionymi sprejem. Nie trzeba by było nic zbijać, o nic się obijać. Tyczki wyznaczają tylko "obowiązkowy tor jazdy" dla wszystkich, aby można ich było później, mierząc czasy, porównać. A czy amator, jadąc sobie takim swoim "torem" nie może jechać jak zawodnik. Dynamicznie, z przyspieszeniem w łuku, kontrolą nart na betonie itp. Tylko marzyć o takiej jeździe! A gdybyśmy jeszcze dołożyli nie tylko gładziutki stok, ale muldy, głęboki śnieg i jazdę jak zawodnika po muldach, offpistowca. Co więcej potrzeba? A zawodnicy to wszystko potrafią pogodzić! Napiszę grubymi literami! NIE BĘDĘ ZAWODNIKIEM BO JESTEM SPÓŹNIONY O MIN. 65 LAT. NIE IMITUJĘ ZAWODNIKA, PATRZĘ TYLKO TYLKO NA PEWNE ELEMENTY EWOLUCJI W ICH WYKONANIU I UWAŻAM, ŻE KAŻDY NARCIARZ, KTÓRY CHCE DOBRZE JEŹDZIĆ MUSI W BARDZO PODOBNY SPOSÓB WYKONYWAĆ TE ELEMENTY. Ględzenie, że jest jakaś amatorska technika narciarska i technika zawodnicza, nie ma zupełnie sensu. Technika amatorska(i to w dobrym wydaniu) to kilka najwyżej lat rozwoju zawodnika, gdy rozpoczyna karierę w wieku lat pięciu. Amator i to pracujący nad sobą osiąga ten poziom po latach dwudziestu i staje, a zawodnik się dalej rozwija, by nawet nie zmieścić się, po latach, np w szerokiej kadrze Polski. Pozdrawiam
-
Miałem się już zająć kwiatkami, ale może jeszcze przedłużę sezon teoretycznymi nartami. Do licha z jazdą pokazową! Mam ją ciągle w najlepszym wydaniu w czasie transmisji z zawodów. Jazda pokazowa w wydaniu zawodników, czy najlepszych instruktorów tez mnie nie interesuje. Co mi z tego, ze facet robi jakąś tam ewolucję idealnie, w ciągu jednej sekundy. Mogę go w każdym momencie zatrzymać w ruchu i siebie też zatrzymać. Wtedy widzę różnicę. I chciałbym ją zmniejszyć, aby się zbliżyć do tego "ideału". Tylko nie wiem jak!!! Potrzebuję ćwiczeń, jak najprostrzych, dostępnych dla mnie amatora, bez umiejętności balansowania, na jednej nodze, na ćwiczebnej piłce. Ktoś ma mi pokazać(opisać - a robią to dobrzy analitycy!), gdzie jest najbardziej istotny błąd, którego eliminacja wyraźnie poprawi moją jazdę. Nie zasypie mnie informacjami, że "wahadełko" ...itp. Osobiście chcę jeździć jak ZAWODNIK, bez tyczek, bo nie zamierzam się ścigać z młodymi zawodnikami. Jestem poważnym człowiekiem, aby się wygłupiać. Choć tyczki też nieraz by się bardzo przydały, by sprawdzić postępy. Chcę jeździć jeszcze w miarę szybko, by mieć nieco andrenaliny. I bardzo pewnie!!! Nie uciekać ze stoku, jak pogorszą się warunki! Na zsuwanie się przyjdzie, być może czas, jak Stwórca pozwoli. Aby coś jeszcze w swojej jeździe poprawić(swoja drogą jest ciekawe, na ile facet może poprawić technikę i szybkość jazdy, mając siedem dych na karku), szukam rad, ćwiczeń dostępnych dla mnie. Szukam wśród ludzi, których kwalifikacje nie budzą żadnych wątpliwości. Forum nie jest jest dla mnie żadnym takim miejscem, bo mamy podobne doświadczenia. Wszyscy jesteśmy lepszymi lub gorszymi amatorami. Zawodników(tych najlepszych) też podglądam i będę to robił. Ich jazda tylko potwierdza to, co się piszę w różnych analizach techniki(trudno by było inaczej!). Zresztą lubię oglądać zawody, dynamiczną jazdę, ogólnie atmosferę na stoku. Pozdrawiam
-
Dziękuję Ci uprzejmie, ale pozostanę przy swoim swoim zdaniu. Być może oby myślimy o tym samym, ale nazywamy inaczej. Ja byłem wykształcony na Joubercie, teraz wczytuję się H. Harba i jego "Essentials of Skiing" w międzyczasie czytałem książki "Misia"(Kazimierz Szczęsny), "Narciarza Doskonałego" i całą masę różnych rad z sieci. Gdzie tylko znalazłem ślad, jak jeździć na nartach karwingowych. Niektóre rady, wydawało mi się znających się dobrze na rzeczy, prowadziły w ślepą uliczkę. Bo np. zacząłem jeździć na pierwszym nartach karwingowych na narcie wewnętrznej, przez część łuku. Efektem był wykładanie się przy mojej szybkości całym ciałem do wnętrza skrętu. Harb mi odpowiada, bo jego metoda(raczej jego dla celów marketingowych) bazuje na sposobie jazdy zawodników. Sam przecież nim był i na zdjęciu w tej książce, prezentuje się jako młodzian, w bramce pięknie po "dzisiejszemu" z biodrami na stoku. Zresztą to na co zwraca uwagę pokrywa się dokładnie z moimi obserwacjami slalomistów. Więc ćwiczę starając się nieco poprawić w elementach, które uważam za istotne. To jest taka zabawa, ale też i korzyść praktyczna. Bujanie ciała(głównie torsu), antycypacja, wyjście w górę, wchodzenie na krawędź, manewrowanie środkiem ciężkości, to są eufemizmy z minionej epoki. Ciało powinno być jak najbardziej spokojne, łącznie z rękami. Na środek ciężkości działa siła odśrodkowa i pozwólmy jej działać dla naszego dobra. Antycypować nic nie musimy, należy mieć tylko właściwą pozycję ciała, gdy kończymy łuk skrętu(właśnie gwałtowne "odkręcanie" po antycypacji jest powodem brutalnego wejścia na krawędzie- co zresztą jest tępione u zawodników- to ma bardzo płynne obciążanie krawędzi). Należy możliwie szybko je zmienić (do tego celu właśnie jest bardzo potrzebna siła odśrodkowa) i stopniowo je obciążać oraz pochylać kolana na stok. Szybkość zmiany krawędzi jest u zawodników jednym z decydujących czynników, bo narty jadą do przodu i mniej czasu zostaje na "czystą" krawędź, albo brutalnie się na nią wchodzi.. Z tym, że najważniejsze jest, aby już w linii spadku stoku jechać wyraźnie na krawędziach i to z możliwie dużym kątem zakrawędziowania. Jeżeli w linii spadku stoku pojedzie się na płaskich nartach, to już jest na wszystko za późno. I tu największe wychylenie w przód nie pomoże. "Zamieciemy" piętkami. Pozdrawiam
-
Wiem, o co Ci chodzi! Gdybym w momencie gdy zmieniam krawędzie nart, poszedł do przodu, czyli w praktyce prostował sylwetkę, kierując tors do przodu, to przesunę środek ciężkości do przodu. Oczywiście i ja to wiem. Wiem też, że przesuniecie środka ciężkości do przodu zmusza nartę zewnętrzną do mocniejszego wygięcia jej przodu i wykorzystania jej karwingowego działania, tj. samomoprowadzenia po łuku. To nie takie proste przeniesienie ciała do przodu. Tak sobie można przenosić, gdy się jedzie 10 km/g. Gdy coraz szybciej, to coraz gorzej. Przecież nie można cały czas jechać z wychyleniem na przód. Jest jeszcze ważniejsza rzecz, która się wyraźnie kłóci, tym co napisałeś. Otóż nie można się prostować, przy zmianie krawędzi. Należy to robić przez zejście w dół. Za to gdy nowa(nowe) krawędź zaczyna pracować, należy pogłębiać zakrawędziowanie z jednoczesnym dążeniem do pójścia w przód. Ale wtedy już jesteśmy w pozycji balansowania na narcie zewnętrznej i kontrrotacji. To jest moment na obciążanie przodu, które to obciążanie się stopniowo zaczyna zmniejszać. Widzę inne wyjście. Muszę dążyć do instynktownego większego wyprostu nogi zewnętrznej, wtedy tors przesunie bardziej w przód. Robie takie ćwiczenia, ale nie w śmigu, tylko w jeździe długimi łukami z prawie prostą noga zewnętrzna skierowaną do przodu. W śmigu nie da się świadomie tego wyćwiczyć. Jest za krótki czas. Nie można jechać za wolno, bo pewne elementy zależą od szybkości, np. wielkość zakrawędziowania, dynamiczne wejście w kolejny skręt itp. Niestety technika narciarska jest zbyt skomplikowana i wszystko zależy od wszystkiego. Stąd tak trudno jest coś wyeliminować wprowadzonego, lub nauczyć się nowych elementów. Im wyżej to trzeba więcej świadomej pracy. Pozdrawiam
-
Chciałbym jakby w uzupełnieniu tego co napisałem przed chwila poruszyć temat "pójścia w przód", czyli przesunięcia środka ciężkości do przodu, gdy narty wjeżdżają w linię spadku stoku. W tym momencie narty zwiększają szybkość(na twardym bardziej) i uciekają z pod ciała. Biodra się cofają, siada się na nartach. W jeździe amatorskiej, po stokach, nie ma specjalnego problemu, szczególnie gdy śnieg trzyma i stok nie jest za stromy. Najwyżej nieco "spóźni" się kolejny skręt i sprawę się "wyreguluje". Problem powstaje, gdy jest twardo, albo stromo. Gdy jest twardo, nie wchodzi się w następny łuk przednią częścia zewnętrznej narty, tylko skręt jest wymuszany, narta pracuje bardziej od przodu wiązania w tył. Rezultatem jest obślizg w bok i spóźnienie skrętu. Zjawisko to jest dość często obserwowane u zawodników, na stromych częściach trasy z bramkami otwartymi. Mam na dysku przejazdy slalomu z GaPa. Można zaobserwować, zatrzymując klatki w zwolnionych częściach częściach przejazdu, jak sobie zawodnicy z tym radzą. Są niesamowici! Np. Ligety wychodził z bramki w układzie- siedział na tyłach prawie dotykając pupą nart. Tyły nart były wygięte w mocny łuk. Przód nart i część pod wiązaniami wyraźnie nad śniegiem. To był obraz po minięciu tyczki. Następny obraz-dzioby nart zbliżają się do kolejnej tyczki. Już są na śniegu. Za to tył i część pod wiązaniami są w powietrzu. Widać już wyraźne wychylenie ciała na dzioby. Narty są przekręcone na kolejne krawędzie i przygotowane do wejścia w linię spadku stoku i przejechania obok kolejnej tyczki. Dzieje się to wszystko na przestrzeni od jednej bramki otwartej do drugiej. Zawodnik wykonuje jakby skok "delphina" na tej przestrzeni. Jeszcze bardziej niesamowity był przejazd jednego ze Szwedów. Ten miał miał najpierw podniesione przody nart na jakiejś dwadzieścia parę cm. By przed następną tyczką wylądować z dziobami na śniegu, a tyłem nart jeszcze wyżej, już z wychyleniem ciała na dzioby i przekręconymi krawędziami. Co ciekawe nie da się tego ruchu zaobserwować, taki jest szybki, przy normalnej szybkości filmu. Dopiero można to spostrzec, gdy film jest zwolniony i zatrzymując klatka po klatce. To są problemy z odchylaniem! Pozdrawiam
-
Dziękuję serdecznie za wszystkie uwagi. Stok był pochylony w prawo i skręty były niesymetryczne. Ale to nie jest wymówka, bo na mocnym pochyleniu trzeba sobie radzić. Nie był jakiś specjalnie stromy, ale na takich rozgrywa się też zawody PŚ slalomie. Zresztą ta trasa( na zdjęciach w innym poście) jest fisowska. Za wąsko, to wiem, przydałoby się te nieraz z dziesięć cm więcej między nartami, ale to siedzi w ciele od lat. Szerzej - to zawsze trudniej jest jechać śmigiem, bo wymaga to więcej wysiłku. Dynamika, jak pisze Jan, oczywiście, też bym chciał. Ale ja już nie marzę o jakiejś dynamice, tylko aby pojeździć jeszcze w miarę przyzwoicie parę lat w dobrym zdrowiu. Niech te różne młode wariaty zagrażające ludziom na stoku widzą, że dziadek jeszcze sobie daje radę na nartach. Przeanalizuję sobie spokojnie uwagi Niko, co nie znaczy, że inne też nie są celne. Walczę z siedzeniem na tyłach, jest już znaczna poprawa, ale to nawyk z wieloletniej jazdy po muldach i wąsko na boazerii. Siadało się na górce, a potem wjazd w dołek(muldę) i wyprost w górę, aby narty nie straciły kontaktu ze śniegiem, brak mi pójścia do przodu na początku łuku, jest za mało i słabo naciskam na przód narty zewnętrznej, przez to się nie wgryza wystarczająco. To nie takie proste, że wystarczy tylko pomyśleć "bardziej w przód z tyłkiem", to są ułamki sekund i za moment góra ciała się cofa przy końcu łuku. Wiąże pewne nadzieje z ruchem, który widziałem w sieci i opisał go Harb, tzw. "cofnięcie stopy przyszłej narty zewnętrznej". Jakieś zakończenie łuku i ślady zamiatania piętkami, może coś takiego jest, niewykluczone. Należałoby miękko obniżyć nieco jeszcze górę, zwiększyłoby to nieco zakrawędziowanie. A tak jest "twarde"(jakby stop) zakończenie łuku. Jeszcze raz dzięki! Pozdrawiam
-
Nie ma lepszej analizy własnej techniki jak wykonany film, z możliwie maksymalna liczba klatek na sekundę. Film powinien ujmować sylwetkę narciarza z przodu jak najeżdża na kamerę, z boku, co jest bardzo istotne i z tyłu, co ma już mniejsze znaczenie. Nie ma co analizować wszystkich skrętów. Wystarczy kilka. W miarę możliwości należy zatrzymywać klatka po klatce i analizować układ ciała. Udało się żonie zrobić mi taki film. Przejazd trwający ok. 16 sekund w tempie jeden skręt na sekundę. Staram się kliknięciem na suwak uchwycić możliwie klatka po klatce. Obraz jak największy, na całym ekranie. Skupiam się w głównie w przedziale od 5-12 sekundy, a głównie w okolicy 8, 9 sekundy. Na co zwracam szczególnie uwagę: -sylwetka przed wejściem w linię spadku stoku, tzn. która narta zostaje obciążona, a która jest odciążana(odciążona), dalej układ ciała, nogi, tors, ręce z kijkami, - pozycja w linii spadku stoku: obciążenie nart, ich zakrawędziowanie(ew. łydki "A"), wychylenie do środka łuku, balans torsem, kontrrotacja, ręce z kijkami(opadają, zostają w tyle, ich pozycja w stosunku do torsu), - po minięciu linii spadku stoku, jw. plus plus przygotowanie kijka do wbicia, - zmiana krawędzi i pozycja neutralna(narty pływają "float"), analiza jw., z tym, że zwracam uwagę na tors, ręce. Trudno to nawet dokładnie opisać, ale jak się ma w "głowie" zdjęcia poklatkowe "wzorowego" skrętu, to można zauważyć bardzo wiele własnych błędów, nawet zupełnie minimalnych. Zabawa jest fajna. Niżej film. Warto powiększyć obraz z You Tube na cały ekran i zatrzymywać film w obrębie czasu podanego wyżej. Ciekam jestem uwag odnośnie własnych błędów. Choć, nieskromnie mówiąc, mam osobiście niewielkie zastrzeżenia, co poprawić. Pozdrawiam
-
jak sobie poradzić na "betonie"
Dziadek Kuby odpowiedział bajaderkatyrolska → na temat → Nauka jazdy
Nie chcę się wypowiadać na ten temat. Nie jestem ortopedą, czy jakimś fachowcem od butów, pracującym z zawodnikami. Z butami walczę już od dłuższego czasu. Różne wkładki, usztywnienia między butkiem i skorupą. Poniszczyłem prawie i musiałem się bawić w ślusarza, klamry przy cholewkach od mocnego ściskania buta. Nie są to najgorsze buty Nordica Speedmachine 8. Może na czyjś gust za mało mają twardą skorupę, ale usztywniłem cholewkę wkładki. Ta walka jest związana z "walką" z lodem na stoku. Bo na miększym śniegu nie czułem żadnego dyskomfortu. Narty mam ostre, bo ciągle dbam o krawędzie, unikając jak ognia ew. kamieni. Właśnie tylko ten "lód". Gdy narty się czasami, ślizgną bokiem na krawędziach, gdy nieco obsunie się, będąc na krawędzi, narta zewnętrzna. W tego rodzaju momentach czuję pod stopą, jakby narta nieco zmieniała zakrawędziowanie, albo słabo była dociskana do lodu. To czuję, taki niuans, wtedy, gdy muszę mieć pewność, że ślizg ma odpowiedni(bardziej większy niż mniejszy) kąt z powierzchnią śniegu. Tego nie da się uzyskać, tylko naciskając do wewnątrz łydką na cholewkę, nie wiadomo jak twardą. Może nawet ważniejsze jest przekazywanie sił od nogi(i ciała) na stopę, stopa na buta, but na nartę. Tu twarda cholewka nie ma prawie nic do roboty, bo łydka się "ślizga" wzdłuż niej. Ma się czuć nacisk "środka ciężkości" na krawędź wewnętrzną zewnętrznej narty. A jak moja noga się rozpłaszcza, pobicie jej idzie w dół. To ja słabo czuję tą krawędź. Rozpisałem się może niepotrzebnie, ale jak więcej jeszcze pojeżdżę z tymi wkładkami, po twardym śniegu to będę miał właściwa odpowiedź, czy te wkładki dla mnie mają sens. Co ew. złych skutków ortopedycznych, to wkładka pracuje incydentalnie, tylko gdy jedzie się na narcie zewnętrznej. To krótkie momenty. Pozdrawiam -
jak sobie poradzić na "betonie"
Dziadek Kuby odpowiedział bajaderkatyrolska → na temat → Nauka jazdy
Te moje mają zgrubienia lateksowe, są elastyczne. Normalnie w butach turystycznych nie używam żadnych wkładek, ale też buty trekingowe w środku, dobrej firmy, mają pewne wysklepienie. Natomiast wewnętrzny butek narciarski ma zupełnie płaską podeszwę. Pod pobiciem stopy mam więc "dziurę", która pod naciskiem nogi się zmniejsza i nie czuję nacisku tej części stopy na podeszwę buta i z kolei na nartę. A głównie jej krawędź wewnętrzną, co jest najważniejsze. Teraz w łuku skrętu, równoważąc się na narcie zewnętrznej, czuję bardziej pod stopą tą krawędź. I można nią bardziej precyzyjnie "sterować". Pozdrawiam -
jak sobie poradzić na "betonie"
Dziadek Kuby odpowiedział bajaderkatyrolska → na temat → Nauka jazdy
Kupiłem wkładki w sklepie medycznym. Podpiera sklepienie podłużne i poprzeczne stopy. Z wierzchu skóra owcza. Od spodu lateks z węglem. Jedyne 17 zł za parę. Firma Kaps z Rzezawy. Pozdrawiam -
jak sobie poradzić na "betonie"
Dziadek Kuby odpowiedział bajaderkatyrolska → na temat → Nauka jazdy
Szacunek! Ja też jestem takim "mistrzem". I znam ten ból. A chciałoby się więcej! Stąd też moje ciągłe próby(jeszcze!) poprawienia nieco sytuacji na "lodzie". Ostatnio, np. zastosowałem w butach wkładki przeciw płaskostopiu, bo wydawało mi się, że stopa pod naciskiem się "rozpłaszcza" i słabo czuję krawędź narty. Wynik pod dwóch dniach jazdy po dość twardym stoku zaskoczył mnie pozytywnie. Nie wiem , co na to ortopedzi? Pozdrawiam -
jak sobie poradzić na "betonie"
Dziadek Kuby odpowiedział bajaderkatyrolska → na temat → Nauka jazdy
Czytałem niedawno na amerykańskim forum narciarskim(EpicSki) dyskusję na temat metod nauczania jazdy i była mowa o metodzie H. Harba (PMTS). Zabierał w niej głos min. Bob Burns, dość chyba znana postać z amerkańskiego SITN, czyli PSIA. Wypowiedzi były odnośnie Harba i jego metody raczej OK! Ale... To "ale" oznaczało, że do instruktorów przychodzą bardzo różni ludzie. U niektórych musi się zacząć od pługu. I niewiele im potrzeba, aby byli szczęśliwi na nartach. PMTS tylko z pozoru wygląda na łatwą metodę. Jest łatwa dla bardziej uzdolnionych narciarzy i bardziej odważnych. Powiedziałbym, że jest dobra dla już nieźle jeżdżących, aby sobie przypomnieć(jak przy nauce języka) pewne podstawy i je wyszlifować, ew. zminic przyzwyczajenia. Tak na marginesie to H.Harb był w pewnym konflikcie z PSIA. U nas podobna sprawa była dawniej z Misiem(Kazimierz Szczęsny), który nawet nie odebrał legitymacji instruktora SITN. Czego dowiedziałem się przypadkowo od dość prominentnego działacza SITN w Krakowie. Misiu wcześnie zaczął podkreślać zalety karwingu. A zdaje SITN nie nadążał. W końcu ta szanowna organizacja miała swój "top" decydencki wyszkolony w innej epoce. A nieraz na stare lata trudno się przestawić. Wracając do Harba, to podoba mi się jego metoda, bo najważniejsze jest "co należy zrobić". Na tym polega nauka. Nie należy, jak sądzę naiwnie wierzyć, że jak będzie się jeździć jak "Harb" na gładkim i niezbyt stromym stoku, to tak fajnie będzie w znacznie trudniejszych warunkach. Harb potrafi jeździć i w trudnych warunkach, bo napisał, że "offpiste" to jego ulubione narty. Sprzedaje PMTS i z tego żyje. Więc podkreśla jej zalety, to zwykły biznes, więc po co co mówić o wadach metody. Z całym szacunkiem, ale najpierw trzeba jeździć, jak przynajmniej akademicki mistrz Polski. Chyba, że śmigiem nazywamy ostrożne obracanie nart z niewielka szybkością, aby się tylko nie miały ochoty rozpędzić. Natomiast jazda już z szybkością 20, 30 km/g po lodzie takim, że narty(naostrzone) puszczone równolegle bokiem, nic z niego nie zdzierają, wymaga naprawdę sporych umiejętności i częstego jeżdżenia po takim podłożu. Pozdrawiam Użytkownik qaz edytował ten post 25 luty 2011 - 16:15 edytuj -
"Recenzja" książki "Narciarz Doskonały"
Dziadek Kuby odpowiedział Dziadek Kuby → na temat → Nauka jazdy
Przeglądnąłem ostatnio, będąc w Koninkach, "Narciarza Doskonałego". Nie zmieniłem zdania o tej książce od mojej "recenzji", która otwiera ten temat. Książka już jest nieco przestarzała. Najbardziej mnie zainteresowały jego rozważania o butach, bo sobie przy nich majstruję. Mam też porównanie do "Essentials of Skiing" H. Harba. Jest bliższa obecnej krawędziowej techniki. Techniki obecnych zawodników. Są jednak pewne niuanse, gdy się obserwuje np. obecnych slalomistów i tych z przed dziesięciu lat. Szkoda, że nie ma tłumaczenia. H. Harb bardziej się skupia na ćwiczeniach na stoku prowadzących do lepszej techniki. W "Narciarzu..." jest dużo rozważań o siłach, reakcji śniegu(kiedy krawędź trzyma, a kiedy nie), ale to dla człowieka bez dobrej znajomością fizyki(mechanika ruchu) jest rzeczą abstrakcyjną. Obie jednak pozycje nie umywają się do G. Jouberta. Ten to był naprawdę fachman. Ale też pracował w środowisku na wskroś narciarskim(Narciarski Klub Uniwersytecki w Grenoble). Każda tego rodzaju książka może być dla kogoś przydatna i coś nauczyć. Jak spełni tą rolę to bardzo dobrze dla bezpieczeństwa na stokach. Jak nie mamy pod ręką ciągle żywego "instruktora", to niech go zastępuje uważnie czytana książka. To też jest niezłe rozwiązanie. Pozdrawiam -
jak sobie poradzić na "betonie"
Dziadek Kuby odpowiedział bajaderkatyrolska → na temat → Nauka jazdy
Jest pewna metoda, która pozwala jechać na betonie. Pod warunkiem, że się ma w miarę naostrzone narty, brak luzów w butach. Zaczyna się od ostrożnej jazdy w skos stoku. Cały ciężar ciała jest na dolnej narcie. Jazda musi być wolna, ale na tyle szybka, by wbijając mocno kijek(i opierając się na nim) można było prawie samymi stopami skręcić narty. Nie należy absolutnie rozpoczynać skrętu od góry ciała(torsu) robiąc coś w rodzaju zamachu. Ani też odciążając narty przez wyjście w górę(prostując się na wbitym kijku). Narty się obrócą, ale należy czuwać, aby ani na moment nie podeprzeć się nartą wewnętrzną, czy też zwracać tors na stok(raczej odwrotnie tors w dół stoku). To wymaga czucia, że cały ciężar ciała jest na narcie zewnętrznej(dolnej). To jest najtrudniejsze, bo ta narta może się czasami uślizgiwać(głownie jej piętka), przez co podpieramy się instynktownie drugą nartą i obracamy tors na stok. Ciągłe czucie, że jedziemy na narcie zewnętrznej, narty równolegle, mocne wbicie kijka(musi mieć ostry grot) i wolna jazda. Nie rozpędzać się. To wszystko pilnując, takimi ześlizgami, częściowo na krawędziach można zjechać po betonie, nawet ze sporo stromego stoku. Należy jednak starać do skrętu wybierać lepsze miejsca, a nie np. żywy lód). Nie za szybko, spokój, i oczywiście jak najostrzejsze krawędzie. Ta jazda będzie pewniejsza, gdy rozszerzymy narty i damy radę skręcić je stopami, gdy odstęp między nimi będzie rzędu 20-30 cm. Szybka jazda po betonie wymaga oprócz dobrego sprzętu bardzo dobrej techniki jazdy. Tego się nie przeskoczy. Nie ma żadnego cudownego skrętu, czy ewolucji na beton. Są tylko ćwiczenia przez lata i lata. Szybko jadący, po bardzo twardym stoku narciarz, mający bardzo szeroki repertuar skrętów(długie, krótkie, bardziej lub mniej podkręcane) jest swego rodzaju mistrzem nart. Nie ma lepszej weryfikacji na stoku. Pozdrawiam -
W późniejszym francuskim wydaniu jest to samo zdjęcie Anni Famose. Ale ostatnie zdanie podpisu zaczyna się od "Sa charmante anatomie " Jej urocza sylwetka(budowa). Ale czy nawet - Jej urocza anatomia- nie oddaje w pełni tego, na co chciał zwrócić uwagę Joubert. Pozdrawiam
-
Taką taśmę opinającą ZEWNĘTRZNY but u góry to mam. Pomaga. Ale tu jest ściskanie tylko wkładki. Aby to działało musi się mieć but, którego wkładka wystaje wystarczająco ponad plastykową cholewkę. Może kupię, bo każdy gadżet usprawniający moje buty mi pomoże. Kiedyś robiono buty o bardzo wysokiej cholewce. Zarzucono to. Niżej buster Milera. http://www.boosterst...res/inglese.pdf Nie wiem jednak, czy kupię. Włożyłem buta. Docisnąłem klamry i mój buster. (Booster to taki dopalacz, wzmacniacz. Rakiety na paliwo stałe promu kosmicznego to bustery). Reklamówka plecie o eliminacji pustej przestrzeni między językiem buta a łydką. Jeśli coś ten buster może zlikwidować, to tylko lepiej ścisnąć samą górę wkładki. A przypadkiem, czy sobie ktoś nie przypomina ściskania paskiem skórzanym samej wkładki, powyżej skorupy. Coś takiego się mi plączę po głowie. I byłby to praprzodek bustera. Pozdrawiam
-
http://www.masterfit...om/booster.html Pozdrawiam
-
Bez paniki! Zawsze tak było. Albo zima zaczynała się w drugiej połowie stycznia, a kończyła w lutym. Albo mogła się też zacząć w listopadzie a kończyć w styczniu. Zdarzało się, że owiecki się pasły w środku zimy. Narciarz po pięćdziesiątce powinien o tym wszystkim wiedzieć. Nie jest źle. Stoki sztucznie naśnieżane, a bez tych sprytnych urządzeń nie ma co inwestować w wyciąg, mają jeszcze nieco śniegu. Oziębi się, dopada 10 cm. W nocy dodmuchają. W marcu czasami spadnie nawet i pół metra. I sezon się zaliczy. Mając kasę można też odwiedzić jeden i drugi lodowiec. Pozdrawiam
-
Nie bardzo rozumiem, o co chodzi w tych ćwiczeniach. Proszę o wyjaśnienia. Zdanie-"Trudniejsza wersja..."-ma się skrzyżować jedną nartę, a na drugiej wykonywać skręty? W prawo iw lewo. Raz będzie zewnętrzną, następnie wewnętrzną. Tylko jak będzie wewnętrzną, to skrzyżowana narta znajdzie się z kolanem w przodzie, i będzie obracać biodro na zewnątrz. Nie widzę tu sensu. Czy chcemy robić balet na śniegu? No to w porządku. Można różnie krzyżować nogi. Zdanie- "No i coś ekstra..."-osobiście skręcam raz na jednej narcie potem na drugiej. Narta dostokowa jest krzyżowana. Jest jasne, że pod koniec łuku staję na niej i krzyżuję dotychczasową zewnętrzną. Przeskok z narty lewej(jadącej w lewo) na prawą i skręt w prawo jest znany z boazerii. Jego ćwiczenie dla poprawnej jazdy na krawędziach nie ma sensu, bo powoduje wychylanie się ciała(zwalanie się na stok) do wnętrza skrętu. Ja się już kiedyś na tym naciąłem. Zacząłem dla ćwiczeń na pierwszych karwingach, jeździć w łuku na wewnętrznej narcie. Znacznie łatwiej jest to zrobić na narcie karwingowej. Bo jest bardziej elastyczna i ładnie wchodzi w skręt. Tylko, że tego rodzaju ćwiczenie zmusza ciało do pewnej rotacji i dla jazdy śmigiem "karwingowo" jest to zabójcze. Zdaje się, że słabo się rozumiemy, albo mam do czynienia z wyjątkowymi talentami narciarskimi. Wtedy wycofuję się z dyskusji, bo to nie mój poziom. Ale szacunek mój się nie zmienia. Pozdrawiam
-
Dobrze, że przypomniałeś o podnoszeniu tyłu narty. Robiło się to dawniej, podnosząc nartę wewnętrzną. Dziób się ślizgał po śniegu. Tył był w górze. To mi nasunęło pewna modyfikację skrętu oszczepniczego. Bo można to zrobić różnie. Narta wewnętrzną może różnie przekręcona nad zewnętrzną. Może być równoległa do stoku, lub jej dziób może być blisko śniegu, a tył uniesiony. Lub odwrotnie. Za każdym razem jest inny efekt na układ ciała w skręcie. Może niuans, ale mnie chodzi przy korekcji o niuanse. Nie jest to obojętne dla mnie. Bo wiem jaką korekcję chcę uzyskać. Chcę zmusić ciało do większego wychylenia w przód w sytuacji uciekających nart-to jedno. Dwa - do większego włożenia biodra do wnętrza skrętu i wieksze przekręcenie go na zewnątrz. To ma działać w szybkiej i dynamicznej jeździe. Stąd wszelkie ćwiczenia tylko na “zwolnionych” obrotach bardzo niewiele dają i należy wypracować metodę, która da efekt “na dużych” obrotach. Następujące rzeczy, w moim przypadku, są dla mnie istotne: - większe dogięcie przodu wchodzącej w skręt, dawnej narty wewnętrznej, - utrzymywanie tego dogięcia poza linię spadku stoku, mniej więcej do 2/3 długości łuku, - większe "włożenie" biodra do stoku i uzyskanie większego kąta zakrawędziowania nart, - wcześniejsze wejście na krawędź narty zewnętrznej, bo skręt zaczyna się od postawienia na śnieg narty wewnętrznej(zwisającej ukośnie na dotychczasową zewnętrzną). Postawienie tej narty, obciążenie i przekręcenie jej na krawędź dolną, - ma to przebiegać wszystko bardzo płynnie, prawie bez wysiłku, co uzyskam, gdy wykorzystam siłę odśrodkową działającą na mnie i dodatkowo "zwolnienie" nacisku na dotychczasową nartę zewnętrzną, przy samym końcu łuku. To maja być skręty oszczepnicze bez najmniejszych problemów w normalnej jeździe. Z szybkością taką jak na dwóch nartach. Na łagodnych i dosyć stromych stokach. Na śniegu twardym, zlodzonym, ale też miększym. Z długimi łukami i maksymalnie krótkimi. Taki mam zamiar. Nie jest to skręt dla początkujących, uczących się panować nad równonwagą przy jeździe w skos stoku. Może to niepotrzebnie wszystko opisuję, bo jest może zbyt zawiłe i nie jest niczym nowym. Ale pisząc wszelkie posty na tym forum widzę zawsze w wyobraźni sytuację, którą opisuję. Opisując ją, utrwalam sobie pewien obraz ruchu, pewną sekwencję poszczególnych czynności, które mam wykonać w ułamkach sekundy. Mógł bym to wszystko pisać sobie tylko dla siebie. Ale forum mnie dodatkowo mobilizuje, bo myślę sobie, że moje nieraz zbyt długie posty komuś się przydadzą, czy nasuną jakąś myśl. Tego też oczekuję czasem od innych. Pozdrawiam
-
Jeździłem z podniesiona nartą wewnętrzną. Tego mnie nikt nie uczył, bo nie miałem instruktora, ani trenera. Samouk literaturowy, tym byłem. Ćwiczę teraz pewne rzeczy niejako od początku. Starając się wykonać pewne ewolucje dokładnie. Jest to wolna jazda, ze zwracaniem uwagi na szczegóły. Lata robią swoje. Człowiek sztywnieje. Reakcje się wydłużają. Oczy gorzej dostrzegają szczegóły. Wszystko to powoduje, że jeżdżąc "jak dotychczas" jeździmy naprawdę gorzej. Mniej elastycznie, z gorszą równowagą, bardziej nas zaskakują jakieś niejednorodności śniegu, czy powierzchni. Przykład równowagi na narcie zewnętrznej, o której tyle pisze Niko. Jak się jeździ "na dwóch nartach" to czasem można się nie dostrzegalnie podeprzeć wewnętrzną, bo jest blisko śniegu, albo na nim. Gdy się jedzie w skręcie oszczepniczym to balansowanie na narcie zewnętrznej musi być swobodne, ale też bardzo precyzyjne. Bo też możemy wykonać skręt bardzo zacieśniony, bardzo szybko. Wtedy wychylenie ciała do środka łuku może być duże. Czy nie można, np. uzyskać zakrawędziowania narty 45 stopni? Na nartach z przed kilkudziesięciu lat sensacje były nawet w tym skręcie inne. Narta szła o wiele bardziej płasko. Może nawet z pewnym ześlizgiem(raczej pewne). Nie było "potrzeby" takiego dociskania jej przodu niż obecnie. Krótko mówiąc w tym sezonie, jako marny pisarz(narciarz)wracam do początków, szlifuję styl pisania, min. gramatykę i interpunkjcę. W nadziei, że będę lepiej, a przynajmniej dłużej jeździł. Pozdrawiam
-
Jeszcze dodam, bo wyleciało mi to z głowy, że problem jest i będę to zawsze powtarzał-nie w opisie, czy filmach, zdjęciach jak ma wyglądać najbardziej poprawny skręt, taki czy inny. Na takim, czy innym stoku! Bo takich filmów i zdjęć mamy zatrzęsienie. Każda transmisja z PŚ jest takim filmem. I można się gapić bez przerwy latami na takie rzeczy i nic z nich nie wynika. Jak sądzę każdy prawie z nas dochodził do swoich umiejętności latami, drobnymi kroczkami. Odkrywając dla siebie pewne odczucia, których nie znał wcześniej. To jest o czym chciałem napisać pisząc post o skręcie oszczepniczym.
-
Jasne, że to nic nowego. Ja nic nie odkrywam w sensie odkrycia Ameryki. Odkrywam czasem dla siebie. A, że piszę o tym. Nie, że by się chwalić Tylko, że traktuję forum jako wymianę myśli, doświadczeń. Ludzi, których owładnęła pasja jazdy na nartach. Ludzi o różnym doświadczeniu, różnych preferencjach. Dla jednych to będzie bycie na śniegu, w ładnym otoczeniu. Dla innych pewna gimnastyka, sportowe wyżywanie się, ciągła nauka w celu zwiększenia własnego bezpieczeństwa, czy lepszego samopoczucia. Uczymy się wzajemnie, dyskutując. Ja bardzo chętnie czytam posty, w których ktoś pisze o swoich doświadczeniach ze stoku. O swojej praktyce, szczegółach zaobserwowanych w czasie jazdy. Powtarzanie prawd, które można poznać czytając literaturę, czy wertując sieć, ale nie przeżytych na własnej skórze, mija się z celem. Dlatego oczekiwałem więcej o moich przedmówcach. Bardziej analizy, na ile i na jakim etapie ten skręt jest skuteczny dla nauki, a nie stwierdzenia, że to jest znane. A znane jest jako znakomite ćwiczenie. Dlaczego? To dla wielu forumowiczów może być niejasne. Tym bardziej, że jest to ćwiczenie, w swoim układzie bardzo proste. Niekoniecznie łatwe do wykonania, jeśli się za mały poziom techniczny. Dużo tu odkrywa się własnym ciałem i jest na to czas. Nikt na forum nie odkrył dotychczas rzeczy nie znanych. Przynajmniej ja nie stwierdziłem. Obracamy się ciągle wokół tych samych problemów, które znają instruktorzy, czy trenerzy. A mimo to ciągle mamy(przynajmniej ja, bo nie ukrywam swojej ułomności) problemy, żeby coś poprawić w praktyce. Pozdrawiam
-
Postanowiłem poświęcić sezon na poprawienie dziadkowej techniki, aby mieć w perspektywie technikę i sprawność Pana Mietka(wspominał fredowski). Z moim karwingiem cały czas był pewien kłopot, głównie polegający na tym, że nie byłem w stanie odpowiednio szybko i odpowiednio silnie docisnąć przód narty zewnętrznej, gdy wjeżdżała w linię spadku stoku. Uwidoczniało się to szczególnie na stromszych i twardych śniegach. Siedziałem za bardzo na nartach w jednej pozycji. Pomagało nieco pamiętanie o naciskaniu na języki. Wcześniej kilka lat temu zmodyfikowałem buta, aby uzyskać większe pochylenie w przód łydki. Dało to też pewien efekt. Żona, która już jest nieźle zorientowana, jeśli chodzi o zwracanie na sylwetki narciarzy(ma za sobą moją teoretyczną szkołę), stwierdzała nieraz, że za bardzo siedzę. Zdaje się, że wykryłem ostateczną broń do korekcji. Jest nią skręt oszczepniczy(javelin turn). Jeździłem wczoraj tak jak na filmie w Spytkowicach. Poprzednio w Lubomierzu, gdzie był dobrze przygotowany stok. Świetna metoda korekcji moich błędów. Trzymanie tej zwisającej narty wewnętrznej w powietrzu ciągnie jednak górę do przodu, i gdy się dołoży nacisk na język tej właśnie narty, gdy wchodzi w skręt, to wychodzi wyraźnie przesunięcie środka ciężkości na jej dziób. W momencie najbardziej pożądanym, czyli wjazdu w linię spadku stoku.. Skręt oszczepniczy jest świetny do ćwiczenia równowagi w łuku na krawędzi narty zewnętrznej. Nie można się ani na moment podeprzeć wewnętrzną. Muszę popracować nad większą szybkością jazdy, aby uzyskać większe zakrawędziowanie narty w łuku i też idealny balans. Oraz na ćwiczeniach na bardziej stromym terenie. Narta wewnętrzna musi jak najdłużej "unosić" się w powietrzu. Okres czasu, w którym dotyka śniegu, jest obciążana i przekręca się na krawędź odstokową powinien być jak najkrótszy. Sprawdzałem swój ślad na śniegu. Jest fajny. Rowek krawędzi, rozmycie śladu, ale bardzo wąskie i znów rowek. Robię dłuższe skręty, ale też w miarę krótkie, coś na w rodzaju śmigu. Wyjeżdżając na twardszy, wyślizgany śnieg stwierdziłem, że narta skręcająca lepiej trzyma. Widać wyraźną poprawę. Nawet żona mnie pochwaliła, że jest znaczny postęp(ale dotyczy to normalnej jazdy). Pozdrawiam
-
Osobiście daleki jestem od tego, aby wierzyć, że ćwicząc to co proponuje Harb będę jakimś doskonałym narciarzem w każdych warunkach śnieżnych i stokowych. Mam już za sobą przeszłość, w różnych śniegach. Bo nawet W Tarach spotykało się w czasie zim najróżniejsze śniegi, w których należało sobie radzić, nieraz ze sporym plecakiem. To jest pewne doświadczenie, które się ma. Ma się też doświadczenie różnie wykonywanych skrętów, różnych impulsów skrętnych. Bo czasem najlepsza technika, wyćwiczona tylko na gładkim stoku, na niewiele się zda. To jest kwestia, gdzie się udamy i w jakim celu. Piszę ostatnio dużo o pewnych ćwiczeniach, czy też własnych spostrzeżeniach, bo akurat ten temat mnie interesuje. Chcę poprawić prowadzenie narta na krawędzie, że było bardziej kontrolowane, szczególnie gdy będzie bardziej stromo i twardo. By to robić z mniejszym wydatkiem energii, by był bardzie "elegancko". I tylko to. Rzecz dotyczy tylko pewnego wycinka umiejętności polegającej na zjeżdżaniu z góry. Wiem, że mi to w niczym nie pomoże, gdy będę chciał jechać po stromym stoku zarośniętym lasem. Wtedy w pierwszej kolejności powinienem zamienić slalomki na inne narty i przypomnieć sobie pług, skręt z oporu, przeskoki i inne jeszcze elementy pozwalające na w mirę płynny i bezpieczny zjazd. Las można zastąpić jakimś dziewiczym stokiem ze skałkami. By być naprawdę uniwersalnym narciarzem, to trzeba mieć opanowany ogromny zasób, dawno nieraz zapomnianych ewolucji. Tych ewolucji nie da się zastąpić genialnymi, samojeżdżącymi nartami. Jest oczywiście kwestią gustu, co kogo kręci-jak mawiają małolaty. Pozdrawiam